Epoka literacka zwana Młoda Polską bądź Modernizmem rozpina się pomiędzy latami 1890 a 1919. Zaistniały wówczas nowe prądy filozoficzne i tendencje myślowe. Ludzie przełomu wieków czuli się zagubieni w nowej, diametralnie nowatorskiej rzeczywistości. Gwałtowny rozwój cywilizacyjny zaowocował technicznym "boomem" - telefon, żarówka, lokomotywa, udoskonalenie technik drukarskich, oraz pomnikowymi wydarzeniami jak odkrycie przez Roentgena promieni X, dokonania Marii Curie- Skłodowskiej i Mendelejewa, teorie Karola Darwina. Rosnąca wynalazczość wprawiała człowieka w poczucie potęgi i władzy nad światem, choć z drugiej strony odezwały się przez to skrajnie apokaliptyczne nastroje - bowiem razem z odkryciami ujawniającymi prawdziwą, bardzo złożoną strukturę świata człowiek uświadomił sobie, że nie jest najważniejszym czynnikiem świata, gdyż pozostaje wciąż tyle niezbadanego pola. Odbiło się to falą zwątpień - tak filozoficznych jak i religijnych. Pogłębiał się masowo pesymizm, m.in. pod wpływem filozofii Artura Schopenhauera i Fryderyka Nietzschego. Świat, dający się do tej pory łatwo wytłumaczyć, staje się skomplikowany. Uporządkowany, pełen zaufania do nauki pozytywizm ustępuje miejsca bądź poznawczemu rozdarciu, bądź idealizmowi. Dochodzą wówczas do głosu nowe prądy artystyczne i umysłowe, takie jak: modernizm, dekadentyzm, symbolizm, ekspresjonizm. Dekadentyzm charakteryzował się przekonaniem, że wraz z schyłkiem wieku pogłębia się kryzys wszelkich wartości, przede wszystkim moralnych i kulturowych. Według dekadentów ludzkość stanęła u progu zagłady. Postawa dekadencka niosła przekonanie o bezsensowności działania i przeciwdziałania rozpadowi cywilizacji. Dominowało przeczucie zbliżającej się katastrofy i wynikająca z tego bierność. Symbolizm natomiast był kierunkiem w literaturze i sztuce, którego zwolennicy posługiwali się systemem symboli i alegorii, jako jedynymi adekwatnymi środkami do wyrażania uczuć , stanów emocjonalnych i pojęć (jak niebyt, śmierć, wolność...) trudnych do wyrażenia słowem. Była to więc epoka protestu przeciw standaryzacji i technicyzacji życia społecznego, obyczajowości mieszczańskiej, antagonizmom społecznym. Dążenia niepodległościowe w tamtym czasie wzrastały, nastąpił więc powrót do romantyzmu i nastrojowych form ekspresji. Kładziono przez to nacisk na takie formy odczucia jak melancholia, rozpacz, pożądanie nirwany lub śmierci, tragizm istnienia, odwrót do narkotyzacji, co ilustrowało różne stany ucieczki przed poczuciem zagrożenia.

Zaczęto wtedy głosić apoteozę sztuki, jak mamy to np. w wierszu "Evviva l'arte!". Sztuka jawi się tam właśnie jako coś ponadczasowego i niezniszczalnego, więc potężniejszego od ułomnej materii ludzkiej. To jedyny dostępny środek mogący zapewnić nieśmiertelność twórcy. Artysta staje się tutaj więc wybrańcem Boga, dla których talent jest boskim darem. Świadomość posiadania tego daru jest ważniejsza i cenniejsza od wszelkich dóbr materialnych.

"W piersiach naszych płoną

ognie przez Boga samego włożone:

więc patrzym na tłum z głową podniesioną"

Do podobnych odczytań skłania wiersz "Maska komiczna" Leopolda Staffa, gdzie ów antyczny artefakt , który wmurowano w amfiteatr, od lat obserwuje widzów przychodzących i odchodzących, i podziwiających w tej rotacji kunszt teatru, choć nie do końca mających świadomość jego wielkości. Są bowiem zbyt zapatrzeni w swe przyziemne potrzeby i obsesje. Maska to symboliczna sztuka, ponadczasowa i zdolna przetrwać kolejne pokolenia.

Ludzie schyłku i przełomu wieków desperacko pragnęli odnaleźć sens ziemskiego bytu, zadając wyświechtane i krągłe pytania o idee, wiarę, istotę zła , które jest wszechobecne. Jak pisał Tetmajer w utworze "Koniec wieku XIX":

"Idee?... Ależ lat już minęły tysiące,

A idee są zawsze tylko ideami.

Modlitwa?... Lecz niewielu tylko jeszcze mami

Oko w trójkąt wprawione i na świat patrzące.(...)

Byt przyszły?... Gwiazd tajniki któż z ludzi ogląda,

kto zliczy zgasłe słońca i kres światu zgadnie?

Użycie?... Ależ w duszy jest zawsze coś na dnie,

co wśród użycia pragnie, wśród rozkoszy żąda."

Podmiot liryczny zadaje na końcu najważniejsze pytanie:

"Cóż więc jest? Co zostało nam, co wszystko wiemy,

dla których żadna z dawnych wiar już nie wystarcza?

Jakaż jest przeciw włóczni złego twoja tarcza,

człowiecze z końca wieku?..."

Odpowiedź, a raczej jej brak, jest niezwykle wymowna:

Głowę zwiesił niemy".

Ten utwór jest sztandarowym przykładem dekadentyzmu Młodej Polski. Mamy tu przygnębienie brakiem możliwości ochrony przed złem i cierpieniami ludzkości, defetyzmem, że niby skoro od człowieka zależy tak naprawdę bardzo mało, to po cóż w takim razie istnieje? Skoro to nie człowiek panuje nad swym losem, ale los zdaje się panować nad nim? Życie wydawało się więc ówczesnym włóczęgą, jak w wierszu "Odys" Leopolda Staffa. Życie sprowadzano do ciągłego rozdarcia pomiędzy dobrem i złem, oraz do ciągłych, desperackich poszukiwań kompromisu pomiędzy tymi siłami. I, paradoksalnie, to desperackie dążenie do celu jest jedynym celem, celem samym w sobie , bo osiągnięcie go jest faktycznie nierealne.

"Oto chodzi jedynie,

By naprzód wciąż iść śmiało,

Bo zawsze się dochodzi

Gdzie indziej, niż się chciało".

Podobnie mają się rzeczy w wierszu "Nie wierzę w nic" Tetmajera - dominują tutaj uczucia negatywne, w których wyraża się niewiara i niechęć we wszystko co istnieje na świecie. Zostały zniszczone wszelkie ideały, marzenia i programy. "Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie, wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów", jak deklaruje wprost poeta. Okazuję się jednak, że istnieje jedno pragnienie, "pragnienie Nirwany", czyli stanu całkowitego zawieszenia wszelkich odczuć. Dzięki takiemu stanowi następuje osłabienie poczucia rzeczywistości i zmniejszenia odczucia cierpienia. Ma zresztą także poeta wiersz adresowany do Nirwany wprost: W "Hymnie do nirwany" , utrzymanym w modlitewnej tonacji, dostajemy apel podmiotu lirycznego do Nirwany, który błaga ją, aby ulitowała się nad egzystencją i istnieniem ludzkim -" z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie, / i Przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie / Nirwano!"

W wierszu "O przyjdź" Stanisława Koraba - Brzozowskiego poeta wzywa natomiast śmierć bezpośrednio - chce, by zabrała go od tych wszystkich ziemskich męczarni i beznadziei; wzywa ją słowami, którymi można by kusić kochankę, wszystko pogłębia jeszcze melancholijny klimat jesienny, który wpływa na pogłębienie tęsknoty, i dopiero w ostatnim wersie zaskakuje odkryciem prawdziwej adresatki wiersza:

"O przyjdź, jesienią -

W chwilę zmierzchu senną, niepewną -

i dłonie

Swe przejrzyste, miękkie, woniejące

na cierpiące

Połóż mi skronie-

o Śmierci!"

Bolesław Leśmian patrzy zaś na śmierć inaczej. Interesuje go co czuje człowiek, który staje się przeszłością, który przemija. Czy wspomina wówczas liczne osoby ze swego życia, czy tylko tę jedną, wybraną? A może właśnie nie wspomina nikogo, aby nie rozdrażniać niepotrzebnie bardziej świadomości, iż zaraz odejdzie w otchłań niebytu? Że pozostawia się za sobą życie, które będzie nadal trwać, tylko bez jego obecności? Przy obcowaniu z tak radykalnym postępem technicznym zapomina się nieraz o naturze, przyrodzie - a może to właśnie ona okaże się tym, o czym warto sobie przypomnieć w ostatnich chwilach?

"Lub ci może zielonym narzuci się złotem

Las widziany przygodnie (...)

Łzami druha powitasz - i umrzesz, wpatrzony

W las nagły, niespodziany, zapomniany las!"

W tamtym okresie bardzo głośne stało się miasto Zakopane, spopularyzowane przez doktora Tytusa Chałubińskiego. Prócz mas kuracjuszy nawiedzali je także liczni artyści, którzy opiewali piękno naszych polskich Tatr, jak czynili to m.in. Kasprowicz czy Tetmajer. W utworze tego pierwszego "Zasnuły się senne góry" podmiot wiersza z żałością żegna góry razem z jesiennym czasem rozłąki:

"Odchodzę, bo czas mnie woła...

Ślad po mnie czyż tu zostanie?

O góry, o pola skoszone,

O ciche, smutne żegnanie".

Do niezwykłych impresji "tatrzańskich" należą cykle Tetmajera "Melodia mgieł nocnych" i "Widok ze Świnicy...". W pierwszym poecie udało się zawrzeć ów ulotny nastrój lekkości, zwiewności i świeżości tyle co obudzonego poranka, w drugim natomiast uderza w tony powagi, zadumy i zawieszonego w powietrzu lirycznego smutku:

"i jakaś dziwna mię pochwyca

bez brzegu i bez dna tęsknica,

niewysłowiony żal..."

Jednakowoż góry z tej poezji są inne od tych prawdziwych, gdyż są rozpatrywane jako fenomen już przeszły, jako twory, które istniały tylko przez ulotny moment ich obserwacji; poeci, świadomi ulotności piękna, starali się zamknąć słowami uczucia, jakich doznaje się przy obcowaniu z pięknem przyrody. Na szczęście byli biegli w formach wierszowych , i znakomicie potrafili oddać takie doznania jak szumiące drzewa, ruchy powietrza czy szeleszczące trawy.

W wierszu "Limba" , poza kolejnym portretem natury, zawarł Tetmajer nutę egzystencjalnej samotności człowieka, który odczucia ma podobne jak samotna sosna na zboczu:

"W krąg otoczona taką

pustką okrutną,

samotna limba szumi

bezdennie smutno".

Rozpacz ludzka wynikająca z samotności jego życia została tutaj przedstawiona symbolicznie, jako pewien stały element nieobcy naturze.

Ale Tatry nie były tylko "pocztówkowym" emblematem wierszy młodopolan. W utworze "Kozica" Franciszek Nowicki opisał dramatyczną walkę górskiej kozicy o przetrwanie:

"Dziwny głos bólu, strachu, rozpaczy złowrogiej

Biegnie w skalnych ruinach, w praświata zwalisku...

To kozica w żelaznym oklepca uścisku

Porusza skały jękiem śmierć wróżącej trwogi".

Bezlitosny i okrutny człowiek zastawił sidła na te kozicę, zwierzę jednak oddaje swój smutek górom i skałom, niczym echo egzystencjalnego żywiołu, jakim jest cierpienie.

Ale Tatry poetyckie to także obrazy folkloru i tradycji tych terenów, jak to jest np. w stylizowanym na podhalańską gwarę "Hej! idem w las..." Tetmajera, gdzie słychać echa zbójnickich legend:

"Nie płaccie mi - jo se ide zbijać, kraść!

Za dak mi las, za posłanie mokwa, chraść!

Jak mi padnie talorami, dukatami bedem siać!

A jak padnie, siubienicom - budzie se mnom wiater hwiał".

O tych naszych pięknych górach pisano także w tonacji żartu, jak choćby Franciszek Mirandola w "Tysiąc sześćset dwudziestym trzecim sonecie o Giewoncie" :

"Cicho by było, gdyby Giewont jeszcze stał gdzie w kącie,

A tak?... Szarzeje w mroku granitowa masa

I można za ten pewnik oddać nawet szyję:

Znajdą cię i opiszą znów, biedny Giewoncie!"

Tatry stały się więc polem do eksperymentowania poetów próbujących zamknąć nieuchwytne doznania, ulotne uczucia czy specyficzne stany psychiczne wywołane obcowaniem z naturą. Pełno w tych próbach refleksji, melancholii, wszystkie nieustannie przypominają o upływającym czasie. Właśnie wspominana już "Melodia mgieł nocnych" jest mistrzowskim przykładem tych poszukiwań.

Nie pomijano także motywu Boga w młodopolskiej poezji. Mamy piękny cykl Kasprowicza "Hymny", gdzie m.in. w utworach "Dies Irae", "Salome" , "Moja pieśń wieczorna" czy "Święty Boże, święty mocny", gdzie pełno jest poważnych, patetycznych obrazów przestrzegających apokaliptycznie przed końcem wszelkiego istnienia.

W "Dies irae" widzimy Boga jako okrutnego arbitra, kt6órego podmiot liryczny nie boi się spytać otwarcie o najważniejsze pytania ludzkości, pełne wyrzutów na nieczułość Stwórcy na głosy wołające pomocy:

"A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili,

(...) wił się i czołgał przed Tobą?"

Pomimo świadomości niedoskonałości człowieka , odważył się nawet na tę uwagę:

"Nic, co się stało pod sklepieniem niebiosów,

bez Twej się woli nie stało!"

Ciężkie jest otwarte oskarżanie Boga o stworzenie szatana i wszelkiego zła, za których to istnienie obarczono potem winą ludzi wyrzucając ich z raju: "O źródło zdrady! Przede mą przepaść zrodzona przez winę, przez grzech Twój, Boże!... Ginę! ginę! ginę!"

Zrezygnowany pyta jeszcze:

"A cóż powstanie ponad nicościami,

gdzie ongi były światy

i Ja, w chęć życia bogaty,

a dziś w umarłych postawiony rzędzie?

Niech nic nie będzie!"

Święty Boże, święty mocny" - tymi słowami podmiot zwraca się do Boga z prośbą o litość, z błaganiem o zmiłowanie się nad biednymi, udręczonymi przez złą dolę, człowiekiem. Jego życie już od momentu narodzin naznaczone jest cierpieniem i śmiercią.

"A Ty, o Boże!

o Nieśmiertelny!

o wieńcem blasków owity!

na niedostępnym tronie

siedzisz między gwiazdami

i głową na złocistym spocząwszy Trójkącie,

krzyż trójramienny mając u swych nóg,

proch gwiazd w klepsydrze przesypujesz złotej

i ani spojrzysz na padolny smug!

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!"

Bóg jednak nie reaguje na wołanie człowieka, jest daleko:

"na niedostępnym tronie

siedzi pomiędzy gwiazdami"

kieruje ruchem słońca, gwiazd, księżyca. Dogląda swego doskonałego dzieła i "ani spojrzy na padolny smug". Poeta rzuca Bogu oskarżenie, że nie jest wrażliwy na cierpienie człowieka.

"Ty Nieśmiertelny,

proch gwiazd przesypuj w Swej klepsydrze złotej

i płódź żywoty,

aby tak klęły jak ja;

aby płakały jak ja;

aby w szarpiącej modlitwie,

co jako dzwon ten łka,

o zmiłowanie prosiły"

Ale była też, rzecz jasna, w modernistycznej poezji miłość, oczywiście także brana egzystencjalnie. Choć trzeba podkreślić, że bardziej koncentrowano się na erotyce, niż stricte na tym romantycznie pojmowanym uczuciu. Partnerzy traktowali się nieraz z oczywistą przedmiotowością, jako tylko i wyłącznie elementy machiny zaspokajającej chucie i namiętności ("Lubię, kiedy kobieta..." Tetmajera), ale i często wynikały z tego poszukiwania poważniejszego uczucia ("Ja, kiedy usta...", Tetmajer). Bardziej zbliżone do romantycznej miłości były utwory Leopolda Staffa, jak np. w pięknej "Pszczole", gdzie mamy nakreślony obrazek tęsknoty podmiotu za drugą połową. Tytułowy owad krążący nad różą jest pretekstem do przypomina sobie na pół zapomnianej już towarzyszkę, której wspomnienie jest i rozkoszą, i jednocześnie męką - bo to wszystko przecież jest już przeszłością... Podobnie jest w utworze Maryli Wolskiej "Dziwy".

Wymienia w nim autorka szereg rzeczy codziennie mogących zaistnieć: biały kruk, chleb ze śniegu, wicher uwięziony w skrzyni, łzy nanizane na nici niczym perły. Ta barokowa wyliczanka podsumowana jest morałem, iż podobną niemożliwością jest, by zmusić serce do nie kochania. To, że w tamtym okresie istniały obok siebie subtelne miłosne obrazki obok perwersyjnej erotyki, wynikało z przekonania, iż miłość jest czymś tak diametralnie indywidualnym i intymnym, że nie sposób podpiąć ją pod żadną z mód czy obowiązujących definicji epoki.

Obok liryki opisującej świat pełen szaleństwa znajdziemy także niezwykle bogate i szczere treści patriotyczne. Jak choćby w "Rzadko na moich wargach" Kasprowicza, gdzie mamy takie wyznanie:

"Rzadko na moich wargach -

Niech dziś to warga ma wyzna -

Jawi się krwią przepojony,

Najdroższy wyraz: Ojczyzna".

Poeta sprzeciwia się lekkomyślnemu traktowaniu słowa "ojczyzna", bowiem jeśli się ją naprawdę miłuje zbyteczne są częste deklaracje tego. Samo słowo już jest święte, i nadużywanie go zakrawa na swoiste świętokradztwo. Zresztą najważniejsze i tak są nasze działania, a nie puste słowa. Nieco skromniejsza liryka w tej materii zawarta jest w wierszu "Do moich synów" Jerzego Żuławskiego czy Jana Bronisza "Bohaterska śmierć Okrzei". Pierwszy jest wyznaniem ojca do synów, który wspomina z łzą czasy walk w legionowych szeregach, gdzie "przez krew i blizny" szukano drogi do ojczystej Polski. Wypowiada w nim gorąca nadzieję na rychłe odzyskanie przez kraj niepodległości - a gdyby nie stało się tak, to wówczas":

"to jeszcze w waszej piersi jest krew,

na nowy świętej Wolności siew:

i wy pójdziecie pomni puścizny,

na bój dla naszej Ojczyzny!"

Poeci byli wciąż czujni na otaczająca ich sytuację polityczną - uważnie śledząc zmiany historyczne nie marnowali okazji by je poetycko skomentować. Tak uczynił Bronisz opisując w drugim ze wspomnianych wierszy odważny czyn Stefana Okrzei, który był odpowiedzialny za zamach bombowy na warszawski komisariat. Został za niego skazany na śmierć, co przyczyniło się do powstania jego bohaterskiej legendy, która może pomóc w podtrzymywaniu ducha walki o wolność.

Tak więc modernizm, czy Młoda Polska, to epoka bardzo autonomiczna, która bardzo wiele wniosła do historii, literatury czy kultury. Był to okres bardzo skrajnych tendencji, co odbija się w twórczości epoki - opisywała ona bardzo skrajne tematy - od minorowej rozpaczy nad bezsensem istnienia bo niezmierną i liryczną radość z samego faktu życia, które próbowano urozmaicić, aby nie uronić zeń ani kropli. Artyści tamtych lat uważali się za wybrańców, kapłanów religii o nazwie Sztuka, która traktowana była jako byt zamknięty i samowystarczalny ("sztuka dla sztuki"). Młodopolski Bóg był raz to okrutnym arbitrem, który pokarał ludzi taką nędzną egzystencją, a innym razem Stwórcą piękna natury i niezmiernie fascynujących żywiołów. Masowe rozpaczanie, zwątpienie, depresje, poszukiwania nirwany i katastrofizm szły obok nadmiernej ekspresji, euforii, ekstatyczności i szaleństw.

Twórcy mieli wówczas duży komfort, gdyż żyli w czasie eksperymentowania formalnego w niemal każdej dziedzinie sztuki, mogli więc liczyć na uznanie każdej swej twórczej ekstrawagancji. Impresjonizm, ekspresjonizm, symbolizm, dekadencja, modernizm - te prądy umocniły się i wydały swych najwybitniejszych przedstawicieli. Za ich pomocą dążono do realizacji naczelnych zadań sztuki, czyli do wychwytywania przelotnych wrażeń, gdyż nie ma możliwości dotarcia do obiektywnej prawdy o rzeczywistości, a poznawanie świata ogranicza się do subiektywnych, indywidualnych i przypadkowych odczuć napotkanych zjawisk. Stąd w obrazach impresjonistów świadome zacieranie konturów malowanych przedmiotów, stosowanie obok siebie jasnych barw, by wywołać wrażenie nieustającej zmienności. Królowała ponad tym ponura, siermiężna filozofia Schopenhauera, Bergsona czy Nietzschego. Twórczość mierzono intensywnością wrażeń jakimi atakowała czytelnika - przerażenie, radość, smutek, zaszokowanie - to były najbardziej pożądane doznania przy obcowaniu ze sztuką. Młoda Polska zasłynęła wreszcie z tego, że nie tyle postawiła odpowiedzi na egzystencjalne kwestie interesujące człowieka od lat, ile bardziej z intensywności poszukiwań i zadawania pytań o nie.