Młodopolscy twórcy niemal programowo dążyli do stworzenia wokół siebie etosu odrzuconego przez tłuszczę geniusza i artysty wybranego. Silnie odbijało się to w ich twórczości. Jednak wśród wielu przedstawicieli literackiej opozycji pojawiały się podejrzenia, iż jest to tylko maską, pozą ukrywającą fakt, że to oni nie byli zdolni do realizowania potrzeb społeczeństwa.

Popatrzymy na kilka przykładów tych dyskusji i tych wątpliwości: oto mamy obraz Edwarda Okunia "Filistrzy" - na pierwszym planie skrzypek, z przewieszona mu przez ramię dziewczyną, która bardzo przypomina późniejszą Rachelę z "Wesela". A naokoło śpią mieszczanie, znudzeni filistrzy nieczuli na muzykę. Owszem, jest tutaj jakaś krytyka panującego wśród mieszczaństwa "samozadowolenia", braku zainteresowania potrzebami duchowymi czy sztuką; przypomina to zresztą "chochole" uśpienie u Wyspiańskiego, choć tam będzie ono tyczyć spraw społeczno - politycznych, opiera się jednak na podobnym mechanizmie. A z drugiej strony - nie można nie rozumieć ówczesnych mieszczan za ich bierność i obojętność, skoro sztuka ich czasów była właśnie nie pragmatyczna, pozbawiona utylitaryzmu. Podobnie u Wyspiańskiego - chłopi byli gotowi do walki, ale po cóż mieli się starać, jeśli widzieli, że warstwy wyższe nie traktują ich poważnie?

Co zaś jeszcze do samej sztuki - postulat Stanisława Przybyszewskiego opisany w "Confiteorze" był rychło podchwycony u reszty inteligencji, którzy skwapliwie opowiedzieli się za traktowaniem sztuki jako wartości samej dla siebie; koncepcja "sztuki dla sztuki" zaprzeczała sztuce użytecznej politycznie czy społecznie; modernistyczny twórca tworzył dla samego tworzenia, dla obcowania z Absolutem, dla misji, której to czuł się wybranym kapłanem.

Podobnie chociażby myślał Kazimierz Przerwa - Tetmajer w utworze "Evviva l'arte", który buduje apoteozę sztuki, choć jednocześnie zwraca uwagę na paradoks - artysta z jego wiersza jest figura wyobcowaną i niezrozumiałą przez ogół - jednakże! - czy powinien się temu dziwić? Przecież to sami artyści ogłosili się bogami, wybrańcami, kimś wyższym od przeciętności. Autor pisze: "zginąć, to zginąć jak pies, a tymczasem, / choć życie nasze splunięcia niewarte: / evviva l'arte!" Trudnością było tutaj zdobycie miana naprawdę wybitnego indywidualisty, niczym choćby dwaj artyści, Rimbaud i Verlain (sportretowani przez Agnieszkę Holland w filmie "Całkowite zaćmienie"). Natomiast artysta "użytkowy", podążający za modami i dostosowujący się do potrzeb społeczeństwa, musiał się liczyć z szybkim wyeksploatowaniem się swego nazwiska i swego uznania - jak to miało miejsce w przypadku wierszy miłosnych Tetmajera.

Jest taki obraz Wojciecha Weissa "Autoportret z maskami" (1900), gdzie artysta trzyma naręcze kilku masek. Można odczytać to jako gotowość do nałożenia jakiejkolwiek z nich w zależności od sytuacji życiowej, przystosowanie się do warunków aktualnie najkorzystniejszych. Ale jest i druga strona medalu - oto bowiem artysta jest właśnie przez to uniwersalny, iż - co może sugerować specyficzny uśmiech malarza - artysta właśnie zebrał te maski i idzie je wyrzucić czy schować... Wyraz twarzy malarza jest bardzo dwuznaczny, toteż bardzo możliwe są przy tej pracy różne jej interpretacje.

Ale obojętność społeczna na młodopolską twórczość mogła brać się także z niezadowolenia samych tematów poruszanych przez artystów. Ileż to przecież łez wylano i biadolenia nad marnością wszystkiego, pesymizmem i niedorzecznością wszelkiej aktywności, bezsensem życia itp. Społeczeństwo mogło mieć dosyć tak minorowych tonów, co zresztą także zauważył potem Wyspiański w "Weselu" w postaci zarzutów widziadła ukazującego się Poecie.

W tymże dramacie , właśnie w cytowanej Scenie 9 Poeta (utożsamiany z Tetmajerem) rozmawia z Zawiszą Czarnym, który pyta: "A czy wiesz, czym ty masz być, / o czym tobie marzyć, śnić?" Rycerz pyta o cele poezji, które akurat w okresie młodopolskim były niby jasne, ale właśnie przez to - nijakie. Sztuka dla sztuki bowiem nie dawała na dłuższa metę niczego poza patetycznymi pytaniami, lamentacjami i pesymistycznymi wizjami dekadencji, które zabijały aktywność zamiast ją pobudzać. Owszem, poruszała czasem ważne, egzystencjalne pytania i kwestie, jednakże w czasach, gdy nadal ojczyzna nie mogła zerwać się do aktywnego zrywu o wolność takie pytania powinny zejść na dalszy plan na rzecz tych najpierwszych. Stąd też wyrosło przekonanie, iż modernistyczny obraz artysty przeklętego, wyobcowanego, wybranego przez Muzy i niezrozumianego przez masy był w efekcie tylko chwilową i niewiele wnoszącą dobrego manierą i pozą tej epoki.