Odpowiedzi do zadań z podręczników w apce Skul

pobierz

Nie-Boska Komedia

Zygmunt Krasiński

Streszczenie szczegółowe

„Nie-Boska komedia” to dramat podzielony na cztery części. W każdej z nich pojawia się fragment niedramatyczny, a dopiero po nim następują właściwe sceny dramatyczne.
 
Część pierwsza

a)    fragment prozą przypominający bardzo rozbudowaną apostrofę podmiotu lirycznego skierowaną do Poezji
 
Podmiot liryczny, którym jest poeta, zwraca się wprost do Poezji. Wypowiedź ta daleka jest jednak od tradycyjnej uwielbienia. Poeta ma ambiwalentny stosunek do twórczości, czemu daje bardzo jednoznaczny wyraz. Wypowiedź jest przesiąknięta ironią. Poeta z przekąsem mówi o wszystkich rzekomych dobrodziejstwach poezji. Jego wypowiedź dotycząca tego, że Poezja może właściwie wziąć w posiadanie wszystko, co tylko obierze sobie za cel: o wszystkim może mówić, wszystko opisywać, oceniać, nazywać – nie jest do końca chwalebna. Można odnieść wrażenie, że Poeta zdaje sobie sprawę ze wszystkich niebezpieczeństw takiej sytuacji. Teoretycznie mówi do Poezji, że nic nie jest w stanie dorównać jej pięknu, a z drugiej pokazuje dystans, którego Poezja pokonać nie jest w stanie. Chodzi tutaj przede wszystkim o relację między pojedynczym, chwilowym, momentalnym wzruszeniem, a głębokim stałym, permanentnym uczuciem. Zasypanie tego dystansu zdaje się zdaniem Poety niemożliwe. Zwraca on uwagę, że o ile Poezja niesie w sobie piękno, to sama tą pięknością nie jest. Pozwala przekonać innych o istnieniu sił i światła, których sama nigdy nie widziała. Można odnieść wrażenie, że poeta zarzuca Poezji fałsz i udawanie tego, czym właściwie ona nie jest. W wypowiedzi poety staje się ona nośnikiem idei, wizji, obrazów, którymi sama nie jest. Poeta twierdzi, że przypomina ona kobietę, która jest nierozerwalnie związana z ziemią, mimo że przybiera postać anioła. Mówi do Poezji, że aniołem nigdy ona nie zostanie. Zdaniem poety przypisujemy Poezji więcej niż to, czym ona właściwie jest. To błąd, który może drogo kosztować, choć jednocześnie poeta docenia moment, kiedy Poezja jest w stanie prowadzić człowieka ku dobru i pięknu, które w nim mieszkają (jak Bóg, którego nikt nie widział, ale ci, którzy w niego wierzą, oddają mu hołd). To prawdziwe piękno i prawda Poezji oraz cel, który może ona spełniać. Poeta jest jednak świadomy, że wielu podobnych mu twórców pisze tylko po to, by dostarczać sobie i innym przyjemności, a taka twórczość nigdy nie będzie w stanie stać się nośnikiem naprawdę szlachetnej idei.
 
b)    część dramatyczna
 
Przelatujący nad światem Anioł Stróż błogosławi ludziom posiadającym prawdziwe serce, bo tylko oni mogą jeszcze dostąpić zbawienia. To sugeruje, że nie wszyscy je mają, a tych prawdziwie czujących jest już coraz mniej. Przelatując nad jednym z domów, wypowiada życzenie, aby pojawili się w nim dobra żona i dziecko.

Kiedy Anioł znika, w tym samym miejscu, nad tym samym domem pojawia się Chór Złych Duchów, który rozkazuje nawiedzić to miejsce. Przewodzić marom ma cień, który przypominać będzie piękną dziewicę. To wizja, za którą podąża każdy, poeta lub ten pragnący nim zostać. Oprócz pięknej dziewicy pojawić się ma stary orzeł symbolizujący chwałę. Na mieszkającego w domu poetę duchy zamierzają zesłać wszystkie najtrudniejsze do odparcia pokusy, których symbolem jest dziewica i orzeł.

W kościele właśnie odbywa się ślub. Nad kaplicą czuwa Anioł Stróż. Przepowiada on, że jeśli Mąż dochowa przysięgi poślubionej mu kobiecie, zostanie wybawiony. Mężczyzna jeszcze wzmacnia tę anielską wizję, zapowiadając kobiecie, że na jego głowę powinno spaść przekleństwo, jeśli kiedykolwiek przestanie ją kochać. Wszystko zdaje się zmierzać w kierunku szczęścia rodzinnego i małżeńskiego. Podczas odbywającego się przyjęcia małżonkowie dalej wyznają sobie wielką miłość. Towarzyszy im wiele osób.

W nocy Zły Duch, który przyjmuje zapowiedzianą wcześniej postać wyjątkowo pięknej dziewicy, udającej świętą, pojawia się w ogrodzie, a następnie przechodzi do sypialni nowożeńców. Wkrada się do umysłu śpiącego Męża. Kiedy pojawia się w jego śnie, mężczyzna się budzi. Patrzy na żonę i pod wpływem sennej wizji dochodzi do wniosku, że popełnił ogromny błąd, żeniąc się z tą kobietą. Mówi, że co prawda jest ona dobra, ale ta, którą zobaczył we śnie, była dla niego wszystkim. W tym momencie widzi Dziewicę przed sobą i orientuje się, że to nie był tylko sen. Okazuje się, że Dziewica jest upostaciowieniem jego miłości lat młodzieńczych, którą była Poezja. Mężczyzna wyrzuca więc sobie, że zdecydował się na ślub z inną kobietą, której na dobrą sprawę wcale nie kocha. Kiedy małżonka się budzi, Mąż nie mówi jej jednak o swoich przemyśleniach, stwierdza jedynie, że musi sam, bez towarzystwa wyjść na świeże powietrze.

Kiedy wychodzi na zewnątrz, może bez skrępowania cieszyć się faktem, że jest przy nim jego „prawdziwa” miłość. Zwraca się do widma, aby Dziewica zabrała go tam, gdzie mieszka. Kobieta upewnia się, czy rzeczywiście pójdzie z nią tam, gdzie ona chce i wtedy, kiedy ona tego zechce. Mężczyzna przyrzeka jej to. W tym samym momencie Żona woła Męża, aby wrócił do domu.
 
Nie wiadomo dokładnie, ile czasu upłynęło od tej nocy. Widzimy scenę, w której Mąż i Żona rozmawiają ze sobą, a właściwie się kłócą. Kobieta wyrzuca mężczyźnie, że ten nie odzywa się do niej od tygodni. Opowiada mu, że nawet podczas spowiedzi nie była w stanie przypomnieć sobie rażących grzechów, które miałyby spowodować taką zmianę w ich życiu. Mąż w końcu na te wszystkie wyrzuty odpowiada, że wie, że powinien ją kochać. Kobieta nie jest jednak w stanie zinterpretować tych słów. Wolałaby, aby powiedział jej wprost, że jej nie kocha, a nie mamił jakimiś niedopowiedzeniami. Wolałaby rozstanie niż tak trudną do zaakceptowania obojętność. Kobieta jednocześnie prosi mężczyznę, aby obiecał jej choć jedną rzecz. Zależy jej na miłości do ich dziecka. Mężczyzna po tej prośbie obiecuje miłość zarówno dziecku, jak i kobiecie. W tym momencie jednak ponownie na scenie pojawia się duch kobiety, która wzywa mężczyznę do siebie. Żona od razu orientuje się, że to ona jest przyczyną ich problemów. Czuje jednak od niej także zapach śmierci i próbuje zwrócić na to uwagę swojemu Mężowi. To się jej jednak nie udaje, mężczyzna ją lekceważy i odchodzi za Dziewicą. Opuszcza swój dom, zostawia Żonę, porzuca dziecko. Kobieta woła go po imieniu. Na krzyki „Henryku! Henryku” mężczyzna jednak już zupełnie nie reaguje, a kobieta mdleje z dzieckiem na ręku.
 
Scena chrztu dziecka. Nikt nie wie, gdzie jest ojciec chłopca. Żona w tym czasie podchodzi do dziecka, błogosławi małego Orcia. Matka chce, aby został poetą, ponieważ tylko to gwarantuje, że ojciec go się go nie wyrzeknie tak, jak ją porzucił. Kobieta jest przekonana, że jeśli Orcio zostanie poetą, to Henryk wybaczy także jej, że nigdy nie była tak idealna jak poezja, o której tak bardzo wielokrotnie marzył.
 
W tym czasie Mąż podąża za głosem Dziewicy. Przemierza góry, morskie przepaście. W pewnym momencie kobieta każe mu przywiązać się do swej dłoni i wzlecieć wyżej. Kiedy to robi, okazuje się jednak, że wszystko było tylko brutalnym złudzeniem, a przed Mężem pojawia się teraz odpychająca postać nałożnicy. Henryk po raz pierwszy widzi to, co Żona zobaczyła od razu. Okazało się, że pod kostiumem pięknej dziewicy ukrywa się zły duch piekielny, który odstrasza swoim wyglądem (piękna suknia znika, zostają same kości, a kwiaty we włosach zamieniają się w żmije opadające u stóp kobiety).  Za pozwoleniem Chóru Duchów Złych kobieta może wrócić do piekła – wykonała swoje zadanie, uwiodła męża. Osłupiały mężczyzna zwraca się do Boga. Orientuje się, jak wielki błąd popełnił i chce wiedzieć, czy zostanie za swoje decyzje potępiony na wieczność. Złe Duchy są przekonane, że zostanie on zabawką w ich ręku, Mąż decyduje się rzucić w przepaść, ale w ostatniej chwili pojawia się Anioł Stróż. Boski wysłannik zwraca się do Męża, nakazuje mu powrót do domu i porzucenie grzesznych marzeń.
 
Mąż wraca do domu, ale nie zastaje w nim swojej żony. Okazuje się, że kobieta nie była w stanie poradzić sobie ze wszystkim, co ją spotkało i trafiła do szpitala dla wariatów. Mąż postanawia jak najszybciej ją tam odnaleźć. Kiedy już się pojawia w szpitalu, Żona Doktora informuje go, że stan jego małżonki jest bardzo poważny. Mąż zaraz ma okazję się o tym samodzielnie przekonać. Okazuje się, że jego żona Maria postradała wszystkie zmysły. Nie jest on w stanie zrozumieć jej wypowiedzi. Kobieta przekonuje go, że wiele razy kierowała do Boga prośby, aby zamienił ją w poetkę. Jest pewna, że Bóg w końcu wysłuchał jej próśb i Mąż nie musi się już od niej odsuwać, bo wreszcie stała się taką, jakiej on zawsze pragnął. Przekonuje męża, że również ich syn – Orcio stanie się poetą. Sama o to zadbała, wypowiadając podczas chrztu (który Mąż opuścił) przekleństwo: jeśli nie zostanie poetą, ona odda go na stracenie. Nagle rozmowę przerywają głosy kolejnych szaleńców. Mąż ma wrażenie, że wychodzą z każdego kąta przestrzeni. Wszędzie słychać nakładające się na siebie głosy, wieszczące różne wizje końca świata (własne interpretacje Apokalipsy św. Jana). Do tego chóru dołącza się również Żona. Jest przekonana, że nadejdzie taki czas, kiedy wszyscy zaczną konać, ale wtedy nawet Chrystus, który odrzuci swój krzyż w otchłań, im nie pomoże. Kobieta jest przekonana, że jedyną nadzieją dla człowieka i świata jest Matka Boża, która może wymodlić łaskę dla ludzkości. Po tej tyradzie kobieta umiera.

Część druga:

a) część epicka – wypowiedź poety skierowana do Orcia, czyli syna Żony (Marii) i Męża (Henryka)

Poeta zwraca się do młodego dziecka, które zachowuje się zupełnie inaczej niż jego równolatkowie; zamiast jak rówieśnicy bawić się, dokazywać i śmiać, Orcio cały czas jest smutny, sprawia wrażenie bujającego w obłokach i marzącego. Poeta jest z jednej strony zafascynowany „pięknością dziwnych, niepojętych myśli”, które chłopiec słyszy i odbiera od sił nadprzyrodzonych, z drugiej jednak strony – wypowiedź ta świadczy o niepokoju o dziecko, które nie jest w stanie odnaleźć się w otaczającym je świecie.

b) sceny dramatyczne

Mąż razem z synem Orciem udają się na grób Marii. Syn modli się razem z ojcem nad grobem matki, zaczyna wypowiadać słowa modlitwy „Zdrowaś Mario”, ale zamiast wyrecytować doskonale znaną treść, samodzielnie układa do modlitwy nowe słowa. Mąż zwraca synowi uwagę, że nie jest to właściwe zachowanie. Orcio odpowiada jednak, że matka często nawiedza go w snach i przekonuje go, że kolekcjonuje dla niego natchnienie i poetyckie myśli, aby upodobnił się do ojca. Mąż jest przerażony. Zwraca się bezpośrednio do Marii, pyta ją, dlaczego nęka Orcia z zaświatów. Żali się, że od 10 lat, czyli od momentu jej śmierci, nie zaznali ani chwili spokoju. Jest przekonany, że to wina przekleństwa, jakie kobieta rzuciła na ich syna. Nikt mu jednak nie odpowiada.

Mąż spotyka się z Filozofem. Mężczyźni spacerują, rozmawiając jednocześnie na temat emancypacji nie tylko kobiet, ale i Czarnych. Obaj są przekonani, że kończy się czas, kiedy te dwie grupy społeczne musiały być podporządkowane decyzjom innych. Nadchodzi czas wyzwolenia. Filozof jest przekonany, że to jedna z dróg postępu, że dzięki takim wydarzeniom ludzkość ma szansę się odrodzić. Niestety jest także przekonany, że prawdziwe odrodzenie nie będzie się mogło dokonać bez przelewu krwi. Jest zwolennikiem rewolucji, bo jego zdaniem tylko ona jedna może przynieść prawdziwą zmianę w świecie. Mąż, który przysłuchuje się tym wszystkim deklaracjom, zwraca uwagę Filozofa na spróchniałe drzewo. To symboliczny gest, za pomocą którego Mąż manifestuje swój brak wiary. Nie jest w stanie uwierzyć na nowo w żadne dobro, nie tylko potencjalne szanse, jakie mogłyby kryć się za rewolucją. Wszystko, co go otacza, wydaje się mężczyźnie bezużyteczne, bezsensowne. Nie jest w stanie tchnąć energii nawet we własne życie i uwierzyć, że coś jeszcze może zmienić.

W pewnym momencie wszystko znika, zostaje jedynie Mąż, który znajduje się w górskim wąwozie. Jest sam. Nie ma obok niego ani syna, ani Filozofa. Mężczyzna wygłasza monolog, w którym odsłania swoje najgłębsze uczucia. Okazuje się, że nie ma w nim już żadnej nadziei, pozbawiony jest wiary. Nie wierzy nawet w miłość. Kieruje nim jedynie strach o syna. Boi się, że Orcio całkowicie zwariuje, a ponadto oślepnie, bo jego problemy z widzeniem stają się coraz poważniejsze. Podczas tego emocjonalnego monologu mężczyznę zaczynają otaczać Anioł Stróż (a właściwie jego głos), pojawia się jednak i jego przeciwnik – Mefisto. Obok Męża stają orzeł i żmija. Wyraźnie pokazuje to, że rozgrywa się właśnie walka o duszę tego człowieka.

Mąż znajduje się w pokoju razem z 14-letnim Orciem, którego ogląda Lekarz. Mężczyzna nie pozostawia Mężowi żadnych złudzeń. Ślepota chłopca postępuje bardzo dynamicznie. Jasne jest, że w pewnym momencie chłopiec zupełnie straci wzrok. Mąż nie chce przyjąć tego do wiadomości. Pyta więc Lekarza, czy naprawdę nie da się nic zrobić. Jest gotowy oddać połowę swojego majątku, byle tylko możliwe było wyleczenie chłopca. Lekarz uświadamia mężczyznę, że Orcio choruje na zaćmę, na którą obecnie nie ma lekarstwa. Zrezygnowany Mąż pyta syna, czy ten jeszcze cokolwiek widzi. Orcio odpowiada, że teraz widzi przede wszystkim oczami duszy. Chłopiec mówi, że słyszy także inne głosy. To mu wystarcza. W tym momencie pojawia się nie wiadomo skąd głos, który pyta Męża wprost, czego więcej żąda, skoro jego syn stał się poetą.

Pewnej nocy do Lekarza przybiega zdenerwowany Mąż. Jest przerażony. Okazuje się, że od kilku dni chłopiec budzi się o północy i zaczyna mówić przez sen. Jego wypowiedzi świadczą o tym, że rozmawia ze swoją zmarłą matką. Orcio widzi siebie już jako poetę, demonstrują to jego własne wypowiedzi, choć w momencie, gdy chłopiec się budzi, nie jest w stanie zupełnie przypomnieć sobie, co jeszcze przed chwilą się z nim działo. Twierdzi jednak, że jest dobrze, po czym ponownie zasypia.

Zdesperowany Mąż wygłasza monolog skierowany do śpiącego dziecka. Błogosławi mu, jest przekonany bowiem, że już nic więcej nie jest w stanie dać swojemu synowi. Przepowiada także wielką walkę, w której będzie on, Mąż, musiał wziąć udział. W monologu Męża pojawia się także obraz syna, który wędruje sam, jako śpiewak, który nie ma słuchaczy, który widzi to, co jest „wyżej”, ale jest „przykuty” do ziemi. Monolog kończy się apostrofą do syna, „najnieszczęśliwszego z aniołów”.

Część trzecia:

a)     część epicka stanowiąca w całości apostrofę do Męża

Poeta zwraca się do Męża z pytaniem, czy ten jest gotowy w cokolwiek uwierzyć. Poeta ma poważne wątpliwości, czy Mąż jest w stanie odkryć w sobie jakąkolwiek wiarę i przekonanie, za którym gotów będzie podążać. Mąż jest dla niego uosobieniem tych, którzy powinni się wstydzić za swój brak wiary i determinacji. Jednocześnie jednak zwraca się do wszystkich – wielkich i małych – mówi im, że niezależnie od ich przekonań, świat biegnie we własnym kierunku, wszystko powstaje i nagle znika. Wizja poety to obraz świata, który dąży do rewolucji. Nie jednej, ale kolejnej i kolejnej, które przychodzą po krótkich okresach wytchnienia.

W końcu poeta zwraca się także do anonimowego słuchacza. Pyta go, czy widzi tłumy, które zbierają się w pobliżu bram miasta. Opisuje grupki, toczące się tajemnicze rozmowy, poczucie pewnej wspólnoty. Zwraca uwagę na krążący alkohol – „kielich pijaństwa i pociechy”, który tylko wzmacnia stawianie kolejnych gróźb i przekleństw, ale i formułowanie przysięgi. Poeta cały czas mobilizuje odbiorcę do patrzenia, zwracając uwagę na kolejne szczegóły oglądanego tłumu. Podkreśla, że widać wyraźnie, jak bardzo na coś wszyscy oczekują. Mówi o rozbijaniu namiotów, ale i przygotowywaniu zamieszek. Zebrani są gotowi do działania, szepczą między sobą. Poeta podkreśla, że to przede wszystkim nędzarze, ubrani w łachmany, ludzie spracowani, ze zmęczonymi, przepełnionymi znojem twarzami. Widać tych, którzy trzymają w rękach kosy, młoty, heble – to ludzie pracy, którym skończyła się cierpliwość i nie chcą już czekać. Gotowi są zawalczyć wreszcie o swoje. Poeta dostrzega na ich czołach chęć, wielkie pragnienie zemsty.

Nagle jednak podnosi się wielki szum. Poeta pyta, czy to oznaka radości, czy nieszczęścia. Pyta retorycznie, nie spodziewając się odpowiedzi. Doskonale wie, że w tych ludziach istnieje już tylko jedno pragnienie. Nagle z tłumu wysuwa się jedna postać. Staje na krześle i zaczyna swoje przemówienie. Nie znamy dokładnej jego treści, bo poeta nam jej nie przekazuje. Koncentruje się przede wszystkim na sposobie, w jaki ten człowiek się wypowiada. Zwraca uwagę na donośny, wyrazisty, nieznoszący sprzeciwu głos. Uwagę przykuwają też ruchy – powolne, ale idealnie zgrane z wypowiedzią. To sprawia, że każde słowo jest czytelne i zrozumiałe, każdy ruch odpowiada treści słów. Nie ma miejsca na przypadek, dygresję, niepewność. Zwraca w końcu uwagę sam wygląd przemawiającego: ma wysokie czoło, jest łysy, skóra jego jest pomarszczona, przykuwa wzrok czarna broda, a przede wszystkim oczy: niewzruszone, wbite w słuchaczy, ze skoncentrowanym, pewnym spojrzeniem, którego nic nie jest w stanie zmącić. Nie ma tutaj niepewności, zwątpienia, przestrzeni na jakiekolwiek pytania. Tutaj widać tylko cel: jasny i oczywisty. Człowiek ten to przywódca tłumu – na jedno jego skinienie zebrani klękają przed błogosławieństwem pełnym słów pociechy i mordu. Przywódca obiecuje tłumowi zmianę – ma być i chleb, i zarobek, choć zupełnie inaczej rozumiane, jak można się domyślić. W końcu poznajemy imię tego wyjątkowego wodza – to Pankracy, który pcha tłum do działania. Wokoło słychać już tylko krzyki „chleba”, „śmierć panom” oraz oczywiście – „niech żyje Pankracy”.

b)    część dramatyczna

W swoim szałasie siedzi Przechrzta (w ten sposób określano Żydów, który przeszli na chrześcijaństwo, jak zakładano, wyłącznie licząc na określone korzyści wynikające z takiej zmiany). Na prostym stole rozłożona jest księga – Talmud. Przekonuje on swoich towarzyszy, aby sięgnęli do tej księgi, czerpali z niej siłę, która sprawi, że swoim wrogom przyniosą już tylko truciznę, cierpienie i gorycz. Chór Przechrztów na tę wypowiedź odpowiada deklaracją, że jedynym uznanym Panem jest Jehowa. Nie akceptują innego Boga. Są gotowi zniszczyć krzyż – symbol chrześcijaństwa, którego wyznawcami są przede wszystkim panowie arystokraci, których biedota, także żydowska, nie jest w stanie dłużej znieść. Chór wieszczy, że panów czeka szybka śmierć. Będzie to jednak śmierć bolesna – kara za wszystkie upokorzenia, których biedniejsi od nich doświadczyli. Szykuje się zemsta. Trzykrotnie chór krzyczy przekleństwo. Ta cała pieśń to swoista zapowiedź dramatycznych wydarzeń, które będą miały miejsce w kolejnych obrazach. Pieśń chóru nie pozostawia wątpliwości, jak potoczy się ta historia.

Przechrzta mówi o ogromnym bezprawiu, o tym, jak szlachta i arystokracja niszczą swoich podwładnych, jak ich nie szanują, jak wykorzystują swoją przewagę, dokonując ataku na tych, którzy nie mają siły się im przeciwstawić. Przechrzta mówi jednak, że właśnie w tym miejscu tak wielkiego cierpienia, gdzie dochodzi do tak wielkiej niesprawiedliwości, będzie najlepsze miejsce na budowę nowej potęgi Izraela. To właśnie tutaj odbudowane ma zostać państwo narodu wybranego, najpierw jednak trzeba rozprawić się z arystokracją. Z tym nie ma sensu dłużej zwlekać. Trzeba podjąć walkę, a następnie trupy przywalić tym, co zostanie z Krzyża. Dokonać ma się zemsta w każdym możliwym wymiarze. Przechrzta każe chórowi splunąć trzy razy na ziemię. Księga zostaje schowana, aby nie była niemym świadkiem tego, co ma się dokonać.

W tym momencie w szałasie pojawia się Leonard. Jest on jednym z przywódców tłumu, który gotowy jest w każdej chwili ruszyć do walki. Woła Przechrztę i każe mu się udać ze sobą. Okazuje się bowiem, że wszystkich wezwał do siebie Pankracy. Kiedy bohaterowie wychodzą, chór śpiewa, wskazując na sztylety, powrozy, kije, które nieść mają śmierć panom, tak długo gnębiącym tych słabszych. Teraz jest ten moment – śpiewa chór – kiedy powstają ci pogardzani przez wieki. Dzisiaj nie da się ich już zatrzymać. Tłum iść ma w imię Jehowy. W końcu członkowie chóru w geście zguby swoich przeciwników trzykrotnie plują na ziemię.
 
Kiedy Przechrzta dociera do Pankracego, ten pyta go, czy zna hrabiego Henryka. Pankracy chce się zobaczyć z tym arystokratą, a Przechrzta ma go do niego przyprowadzić. Rozmowa ma się odbyć za dwa dni w nocy. Jest planowana w tajemnicy. Przechrzta pyta, ilu ludzi ma brać ze sobą, ale Pankracy informuje go, że do hrabiego ma pójść sam. Ochroną Przechrzty ma być samo imię Pankracego i wizja tego, czego tłum dokonał niedawno, oraz śmierć na szubienicy, jaka spotkała Barona. Pankracy przekonuje Przechrztę, że nic mu nie grozi, ponieważ jeśli Henryk zamknąłby go w więzieniu lub zabił, rozpętałoby się prawdziwe piekło. Henryk tego nie chce. Jeśli jednak doszłoby do tego – Przechrzta zostanie męczennikiem za wolność.
 
Decyzje Pankracego zaskakują Leonarda. Nie jest on w stanie pojąć, dlaczego w ogóle zamierza on rozmawiać z ich głównym wrogiem i poważnym przeciwnikiem. Wokół szaleje przecież dziki tłum, można dokonać zemsty tu i teraz, dopuścić do przelewu krwi, którego wszyscy tak bardzo pragną. Tylko w ten sposób, zdaniem Leonarda, mogą nadejść nowe rządy. Nie rozumie on więc, co powstrzymuje Pankracego i czemu właściwie ma służyć rozmowa z Henrykiem. Podkreśla, że wszyscy czekają na sygnał do natychmiastowego ataku. Zbuntowani pragną zemsty. Chcą przelać arystokratyczną krew, która tak długo była symbolem ich ucisku. Czekają na nadejście nowych rządów. Rządów ludu, a nie bogatych panów, jak miało to miejsce do tej pory. Leonard wskazuje, jak wielkie to są oczekiwania, jak rozgrzane są emocje rewolucjonistów. Rozmowa mężczyzn pozwala się także zorientować, że ci z arystokracji, którym jeszcze udało się ustrzec przed śmiercią, chronią się teraz w Okopach Świętej Trójcy i – zdaniem Leonarda – oczekują nadejścia rewolucjonistów. Ten moment przyrównuje do noża gilotyny, przywołując tym samym historię rewolucji francuskiej, żywo obecnej w pamięci wszystkich.

Pankracy jest pewien zwycięstwa. Nie ma w nim cienia lęku. Wierzy w swoich zwolenników. Przepowiada tym samym zbliżającą się ostateczną klęskę arystokratów, którzy będą musieli ukorzyć się przed wielkością, siłą, energią tłumu, którego już nic nie jest w stanie zatrzymać. Pankracy formułuje także jasną krytykę arystokratów, którzy jego zdaniem sami zapracowali sobie na sytuację, w której się znajdują. Wypomina im bezruch, skupienie się na rozkoszach, porzucenie pracy rozumu na rzecz próżniactwa. To wszystko zdaniem Leonarda nie pozostawia złudzeń, po czyjej stronie leży przyszłe zwycięstwo.

W świetle tej wypowiedzi Pankracego, jego zachowanie i decyzje są tym bardziej niezrozumiałe dla Leonarda. Dziwi się on, że Pankracy wstrzymuje się przed zadaniem arystokratom ostatecznego ciosu. Pankracy nie ma jednak ochoty tłumaczyć się Leonardowi i mówi mu, że to jego samodzielna, niewymuszona niczym decyzja. Jeden z wodzów nie jest jednak gotowy odpuścić. Zachowanie Pankracego wzbudza w nim niepewność. Zarzuca mu w końcu zdradę. Nie jest już pewien jego szczerych intencji. Zastanawia się głośno, czy Pankracy naprawdę chce ich poprowadzić do zwycięstwa, czy jednak ma inne plany. W końcu jednak reflektuje się, przeprasza za wypowiedziane przed chwilą słowa. Wskazuje na swoje uniesienie, jest gotowy przyjąć za nie karę, nawet jeśli okazałaby się nią śmierć. Pankracy nie ma jednak zamiaru go karać. Widzi bowiem w Leonardzie wojownika wolności. Takich ludzi ceni, wie, jak bardzo są mu potrzebni. Wybuch Leonarda postrzega jako jeszcze jeden dowód jego absolutnie szczerych intencji.

W końcu obaj mężczyźni się godzą, kończą ostrą wymianę myśli i przechodzą do zdecydowanie bardziej praktycznych zadań. Toczą rozmowę o ostatecznych przygotowaniach do walki, która ma zakończyć rewolucję i doprowadzić do ostatecznego upadku arystokratów. Pankracy zadaje Leonardowi konkretne pytania o amunicję, a także środki pieniężne, które pozwalają sfinansować całe przedsięwzięcie.

W końcu rozmowa powraca do hrabiego Henryka. Pankracy jeszcze raz się o niego dopytuje. Leonard jest poirytowany tym pytaniem i dość bezczelnie odpowiada, że zupełnie nie obchodzi go los arystokratów, w tym także to, co stanie się z Henrykiem.  W końcu on także należy do warstwy rządzących. Pankracy w końcu przyznaje, że Henryk go ciekawi i interesuje przede wszystkim jako wódz. Tak samo jak i on – Pankracy Henryk przewodzi pewnemu obozowi, tyle tylko, że w tym przypadku przeciwnikom Pankracego. Przywódca rewolucji pragnie się więc spotkać z Henrykiem jak równy z równym i spróbować przekonać go do zmiany nastawienia i przejścia na stronę rewolucyjną. Pankracy chciałby spróbować przekonać Henryka do tego, aby wyrzekł się on własnego szlachectwa. Co go do tego skłania? Przede wszystkim to, że Pankracy – jako jedyny – widzi bowiem w Henryku nie tylko nędznego arystokratę, lecz także poetę i to drugie wcielenie hrabiego każe Pankracemu nieco inaczej o nim myśleć.

Leonard odchodząc, jeszcze raz pyta Pankracego, czy jego niesłuszne podejrzenia, które ośmielił się rzucić wodzowi w twarz, zostały mu wybaczone. Pankracy go uspokaja, zapewnia, że może spokojnie spać, natomiast uprzedza go, że chce, aby towarzyszył mu podczas planowanego spotkania z Henrykiem. Po tej deklaracji mężczyźni się rozstają.  

Pankracy zostaje na scenie sam i prowadzi monolog. Mówi o równorzędnym mu wodzu, za którego uznaje Henryka. Zdaje sobie sprawę, że to nie jest po prostu wróg, którego trzeba pokonać. Pankracy czuje chęć i potrzebę przekonania Henryka do swoich racji. Byłby nawet gotów – gdyby Henryk zdecydował się przyjąć jego punkt widzenia – wybaczyć mu jego grzechy i darować winy wynikające ze środowiska, w którym funkcjonował. Czuje, że w jakiś sposób postać Henryka go blokuje, nie pozwala mu w pełni zrealizować określonych zamierzeń. Pankracy sam nie rozumie swoich reakcji. Zdaje sobie sprawę, że Henryk dysponuje zdecydowanie mniejszą armią, nie ma porównania między grupą arystokratów, a stojącym za Pankracym tłumem chłopów, a mimo to obecność Henryka nie pozwala mu szybko postawić tego ostatniego kroku na drodze do zwycięstwa. Pankracy pyta samego siebie, dlaczego tak bardzo odczuwa silną potrzebę spotkania z Henrykiem i przekonania go do swojego stanowiska. Nie potrafi do końca odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale dochodzi do wniosku, że to nie o liczebność armii tutaj chodzi, a o siłę ducha. W tym momencie zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego duch spotkał równego sobie i to właśnie sprawiło, że się na chwile zatrzymał. To więc Henryk stanowi dla Pankracego ostatnią zaporę, którą trzeba obalić, przekroczyć. Pankracy zwraca się na koniec w kierunku myśli. Wywołuje myśl własną i pyta, czy nie jest w stanie sama siebie łudzić, skoro innych jest w stanie tak szybko przekonać. Można odnieść wrażenie, że Pankracy wątpi w siłę własnej myśli. Z jednej strony jest przekonany, że to właśnie w jego myśli zbiegła się wola i potęga ludu, to jego myśl dała ludziom pozbawionym wiary nową nadzieję, to w końcu ta myśl pozwoliła zbudować nowy świat, a z drugiej strony – ta sama myśl błąka się i nie wie, czym jest. Na koniec Pankracy jeszcze raz próbuje przekonać własną myśl o jej wielkości, po czym siada na krześle i kontynuuje rozmyślania.

Henryk – Mąż podąża za Przechrztą, który pełni funkcję jego przewodnika. Mąż ubrany jest w czarny płaszcz, zasłania się nim, aby nie zostać rozpoznanym. Mężczyźni przemierzają bór, w którym znajdują się szałasy i namioty. Henryk dostrzega łąkę, ale i stojącą na niej szubienicę. Wokół ludzie rozpalają ogniska. Kolejny rewolucjoniści gromadzą się wokół tych źródeł światła i ciepła. Henryk przemierzając kolejną część trasy, obserwuje wszystko, co go otacza. Ciekawi go, co dzieje się w obozie buntowników i jak on wygląda. Henryk zwraca uwagę Przechrzcie, że nie może dać po sobie poznać, że prowadzi ze sobą wroga. Powinien udawać, że prowadzi dobrego znajomego. Henryk wykorzystuje tę sytuację do tego, aby Przechrzcie zadawać kolejne pytania. Hrabia zmusza Przechrztę do odpowiedzi, grożąc mu, że w przeciwnym razie go zabije, bo jego życie nic tutaj właściwie nie znaczy. Henryk zwraca więc uwagę najpierw na tajemniczy taniec, który wykonują rewolucjoniści. Przechrzta odpowiada mu, że jest to tzw. „taniec wolnych ludzi”, który ma wyrażać wszystko to, czego do tej pory rewolucjonistom wzbroniono. Taniec polega na tym, że kobiety i mężczyźni gromadzą się wokół szubienicy, śpiewając szatańskie pieśni. Treści ich nie pozostawiają wątpliwości – skoro Bóg nie miał litości nad nami, królowie jej nie mieli, ani panowie, to też my podziękujemy temu samemu Bogu, królom i panom za służbę. Łatwo się domyślić, o jaki rodzaj „podziękowania” tutaj chodzi.

Uwagę Henryka zwraca Dziewczyna – młoda, „rumiana”, tryskająca energią. Mąż ma wrażenie, jakby miał do czynienia z upostaciowieniem niewinności. Tym bardziej więc zaskakuje go, co dziewczyna mówi. Zwraca ona uwagę, że myła talerze, sztućce szorowała ścierką, ale nigdy od swoich panów nie usłyszała dobrego słowa. Teraz więc – jej zdaniem – przyszedł czas, aby ona sama jadła, tańczyła i się bawiła. Zszokowany Mąż opowiada jej więc tylko „Tańcuj, Obywatelko”.

Mąż i Przechrzta idą dalej, spotykają lokajów, którzy siedzą pod dębem. Rozmowa dotyczy ich panów. Mężczyźni przechwalają się bowiem tym, że właśnie ich zabili. Co ciekawe, zwracają uwagę, że paradoksalnie to właśnie praca w tym znoju, mordercza, nieustannie egzekwowana, polegająca na pucowaniu butów i ścinaniu kolejnych pasm włosów nauczyła ich własnych praw. Lokaje są przekonani, że gdyby nie ta mozolna, ponad siły praca to nie mieliby oni właściwego pojęcia o swoich prawach, nie mówiąc już o pomyśle ich wyegzekwowania, do którego właśnie teraz dochodzi.

Następną grupą, na którą natyka się Mąż, jest Chór Rzeźników wykrzykujący i zwracający uwagę na swoje noże, które z narzędzi pracy stały się bronią. Mężczyźni podkreślają, że teraz jest im wszystko jedno, czyje gardło – bydła czy panów – podrzynają. Wskazują, że dla tych, którzy ich zawołają, wykonają odpowiednią pracę. Skoro dla panów mogli zabijać woły, to dla ludu teraz będą bić panów.

W pewnym momencie Mąż popełnia błąd, zwracając się do mijanej kobiety słowem „pani”. Przechrzta go strofuje. Tutaj bowiem nie używa się takich określeń, które jednoznacznie kojarzą się z arystokracją i jej zwyczajami. Tutaj wszyscy są równi, mówi się więc „obywatelko”, „wolna kobieto”. Sama pozdrowiona także zwraca Mężowi uwagę. Mówi o tym, że czuje się wolna, że wyzwoliła się od związku ze swoim mężem, który był jej wrogiem, a więc i wrogiem wolności. Zwraca uwagę, że trzymał ją na uwięzi, a ona teraz tę nić zniewolenia właśnie zerwała. Mąż jest zszokowany. To, co widzi, interpretuje w kategoriach moralnego upadku istot, jakimi są kobiety. To szczególnie one, jako wyjątkowo czyste istoty, stają się teraz, tutaj dla niego symbolem totalnego zniszczenia, jakie sieje panująca rewolucja. Następną spotykaną postacią jest Bianchetti. Zwraca on szczególną uwagę Męża przede wszystkim przez swój wizerunek. To żołnierz, który opiera się na szabli, na głowie ma czapkę z trupią główką. Kolejne dwie znajdują się na felcechu, czyli temblaku znajdującym się przy noszonej przy nodze broni oraz na piersiach. Tak jak kiedyś był dowódcą wojsk występujących w imieniu interesów książąt i rządów, dzisiaj walczy jako dowódca wojsk ludu. Mężczyzna stoi zadumany, więc Mąż pyta go o to, co zaprząta jego umysł. Bianchetti zwraca uwagę Męża na widoczny w oddali zamek, który planuje zdobyć. Jest gotowy podzielić się z Mężem tym planem, ale zanim poda przydatne hrabiemu informacje, Przechrzta przytomnie przerwa tę rozmowę.

Mąż i Przechrzta zmierzają dalej. To, co widzi, przeraża hrabiego. Okazuje się, że nie był on gotowy na konfrontację z takim ogromem ludzkiej nędzy, ale i towarzyszącego jej – jego zdaniem – zepsucia. Mężczyzna zdaje sobie wreszcie sprawę, że w tej przestrzeni nie obowiązują żadne podziały, tutaj wszyscy skupiają się na rozpuście, szaleństwie, przypominają opętanych. Nie ma znaczenia, czy patrzy na mężczyzn, kobiety, dzieci. Wszyscy pragną zemsty, przelewu krwi. Od wszystkich bije pragnienie przemocy, naokoło słychać szatański śpiew, najgłośniejszy jest Chór Chłopów, który w tym momencie zaczyna się zbliżać do rewolucjonistów. Chłopi przypominają swoje męczarnie, pragną wypoczynku u boku kobiet, a jednocześnie chcą ścigać upiora, którym jest dla nich arystokracja. Domagają się wyrównania krzywd każdego dnia pańszczyzny, każdego zmarłego dziecka. W brutalnych słowach zapowiadają bezkompromisową zemstę. Panom śmierć – krzyczą wprost i bez ogródek, formułując swoje pragnienia. Sami marzą o jedzeniu, piciu i śnie. Przywołują obraz leżących na polu snopów. Teraz, tak jak te snopy, mają leżeć pokonani arystokraci. Kolejno Przechrzta razem z Mężem mijają kolejne Chóry Zabójców, Filozofów, Artystów, Duchów. Mąż jest przerażony wizją, która się przed nim roztacza. Dzieli się tymi przemyśleniami z Przechrztą: zwraca uwagę, że gorzko brzmią w jego uszach te wszystkie pieśni, śpiewane przez „nowych” ludzi. Opisując to, co widzi, mówi o czarnych postaciach wyłaniających się z każdej strony, przyrównując ich do żyjących duchów. Okazuje się, że Filozofowie jawią się jako ci wspierający lud; ci, którzy prawdę z ciemności wyciągnęli na wierzch, a teraz lud ma w jej imię iść, mordować i ginąć. Chór Artystów zapowiada budowę nowej sztuki, świątyni, w której centralnym miejscem będzie biały ołtarz z czapką frygijską, a więc symbolem Rewolucji Francuskiej. Z kolei Chór Duchów przypomina, że strzegł ołtarzy i pomników, a teraz nie wie, dokąd ma iść. Te wszystkie wizje jeszcze mocniej wpływają na Męża, który przyznaje w końcu, że nie wie, czego ma się spodziewać po człowieku, na którego czeka. Porównuje ten moment, kiedy Brutus już po zdradzie Cezara musiał się skonfrontować z duchem wielkiego władcy. Mąż nie wie, co go czeka, kim jest Pankracy, jaki ma plan. Co zaskakujące, Mąż nie odmawia mu jednak ani siły, ani możliwości osiągnięcia celu. Wskazuje, że dla niego Pankracy to człowiek bez imienia, który nie ma przodków, a przy jego boku nie stoi Anioł Stróż, to jednak nie oznacza, że jest słaby. Mąż twierdzi jednak, że człowiek, który wyrósł z nicości może właśnie rozpocząć nową epokę. Przypisuje sobie tutaj ogromną rolę. Jedynym, który może mu stanąć na drodze jest bowiem właśnie on – Henryk. W tym momencie Mąż zwraca się z apostrofą skierowaną do przodków. Prosi ich, aby natchnęli go siłą, wiarą, powagą. Chce czerpać z wiary w Chrystusa i Kościół, która może się stać dla niego największym natchnieniem. To właśnie ona może sprawić, że będzie miał siłę przeciwstawić się wrogowi, mordować i palić, nie dając mu żadnych szans na zwycięstwo. Kiedy wybija dwunasta, Henryk oznajmia, że jest gotowy na spotkanie, a właściwie konfrontację z drugim przywódcą.
 
Pojawia się Pankracy. Mężczyźni się spotykają. Pankracy wyśmiewa wiarę Henryka i wskazuje, że ta, którą on się kieruje, jest zdecydowanie większa i to właśnie ona stanowi najsilniejszy opór, który sprawi, że arystokraci nie będą w stanie przełamać rewolucjonistów. Henryk deklaruje z kolei Pankracemu, że nigdy nie wyrzeknie się ojcowskiej wiary. Traktuje ją jako wielopokoleniowy spadek, którego za nic nie jest gotowy odrzucić. Pankracy się jednak nie poddaje i próbuje przekonać Henryka do przejścia na swoją stronę, pokazując mu wszystkie logiczne konsekwencje, które doprowadziły do wybuchu rewolucji, jawną niesprawiedliwość, która pchnęła lud do walki o swoje miejsce w świecie. Mimo kolejno wytaczanych argumentów, przywódca rewolucji ponosi jednak klęskę, Henryk nie jest gotowy porzucić tych, którzy w niego wierzą. Przede wszystkim nie jest gotowy odrzucić tradycji i swojej wiary. Henryk posuwa się nawet do obrony klasy arystokratów. Nie broni tego, jak ta klasa wygląda i zachowuje się obecnie. Próbuje jednak pokazać Pankracemu, że ideał szlachetnej arystokracji, która opiekuje się ludem, gwarantując mu tym samym stabilność i powszechną zgodę, jest cenny i warty zachowania. Henryk wierzy w ten ideał i chce do niego dążyć. Ostatecznie przywódcy rozstają się, każdy z nich zmierza w swoim kierunku i ma w planach dążyć do obranego celu. Obaj zdają się po tej rozmowie jeszcze bardziej zdeterminowani do dalszej walki.
 
Część czwarta

a)    część narracyjna

Pojawiają się autorskie didaskalia, które stanowią opis Okopów Świętej Trójcy, w których chronią się arystokraci. Jest to bardzo liryczny opis, w którym zwraca się uwagę na otaczające baszty Świętej Trójcy skały, śnieżystą mgłę, która milczy niczym mara oceanu. Widać z dala ostre, poszarpane wierzchołki góry. Na granitowej wyspie stoi zamek, który – jak podkreśla poeta – wbity w ziemię został pracą dawnych ludzi. Jest to symbol siły, wytrwałości, co jeszcze podkreśla unoszący się nad wieżami sztandar.
 
b)    część dramatyczna
 
Arcybiskup namaszcza Henryka na wodza arystokratów. Jako przedstawiciel Kościoła mówi przede wszystkim o konieczności walki z obcą religią i obrony przed nią. Henryk ma zagwarantować ochronę i ciągłość tradycji chrześcijańskiej. Rewolucja to bowiem nie tylko wojna stanów, lecz także walka o ochronę wiary przodków. Wypowiedź arcybiskupa wyraźnie wskazuje na odpowiedzialność, jaka zostaje złożona w rękach Henryka. W tym momencie zaczyna on odpowiadać za cały naród. Poparcie dla Henryka jest niezaprzeczalne. Wszyscy bez wyjątku przysięgają mu wierność. Obiecują posłuszeństwo do końca walki. Składane nieśmiało propozycje podjęcia próby pertraktacji z przeciwnikiem Henryk szybko ucina i grozi reszcie śmiercią na miejscu za formułowanie takich pomysłów.
 
Henryk chce wiedzieć, gdzie jest jego syn. Okazuje się, że jest zamknięty w wieży północnej, śpiewa pieśni. Syn prorokuje w nich przyszłość ojca. W pieśni syna pojawia się wizja nadchodzącej szybko klęski ojca. Orcio słyszy szczęk broni, języki walczących, widzi rozlew krwi – opisuje bardzo sugestywne wizje. Mąż jednak nie przyjmuje do siebie tych obrazów. Jest przekonany, że syn oszalał i przekazuje jakieś wariackie wizje. Henryk nie chce dalej słuchać wieszczenia syna. Nie wierzy w to, co słyszy. W pewnym momencie odzywają się inne głosy, które rozwijają wizję Orcia i wieszczą Henrykowi tragiczny koniec. W końcu słychać bezpośrednie oskarżenie Henryka. Jego klęska ma być karą za to, że nie czcił nikogo poza sobą, nie widział i nie słyszał niczego poza własnymi myślami. To kara – potępienie na wieki. Henryk słyszy te głosy, nikogo nie widzi, jest sam, słowa, które usłyszał dźwięczą jednak w jego uszach. Mężczyzna jest zdezorientowany, a wrażenie to jeszcze bardziej potęguje syn: Orcio mówi mu bowiem, że właśnie przed chwilą widział matkę, której słowa Orcio chce przekazać ojcu. Zanim to jednak zrobi, mdleje. Zdezorientowany Henryk przeklina Marię. Nie może wybaczyć żonie, że po raz kolejny nachodzi ich wspólne dziecko.

W kolejnej scenie widać, że klęska arystokracji jest nie do odwrócenia. Henryk jednak nie jest gotowy na kapitulację. Pragnie umrzeć godnie, razem ze wszystkimi, którzy jeszcze z nim zostali. W pewnym momencie jednak zmienia się jego nastawienie, wytyka otaczającym go błędy arystokracji, wskazuje, jak wiele jego własna klasa zrobiła, aby „zapracować” na tę klęskę. Henryk raz za razem, wprost kierując słowa do konkretnych osób, wypomina im błędy. Wskazuje na skupienie na podróżach i rozrywkach z dala od ojczyzny, uciskanie poddanych. Taki atak nie może pozostać bez reakcji – arystokraci chcą go wydać Pankracemu. Ten jednak nie pozwala im na to, hamuje gwałtowne emocje i przypomina im, jak wiele wspólnie razem przeszli. W końcu on też uważa się za jednego z nich. Przypomina im wspólną walkę i prosi, aby nie zostawili go samego, tylko jeszcze raz poszli z nim we wspólny bój.
 
Mąż prosi Boga, aby dodał mu odwagi. Modlitwę przerywa jednak głośny huk. Okazuje się, że strzał, który padł, ugodził Orcia. Syn Henryka umiera. Henryk na widok ciała syna jest gotowy rzucić się w przepaść. Zanim jednak to zrobi, pełny emocji wypowiada bardzo znaczące słowa. Przeklina bowiem poezję, a potem rzuca się w przepaść. Na scenę wchodzą Pankracy i Leonard. Kiedy przywódca rewolucjonistów dowiaduje się, że Henryk popełnił samobójstwo, uznaje jego wielkość, twierdząc, że dotrzymał danego słowa. Pozostałym przy życiu arystokratom wieszczy gilotynę. W pewnym momencie mężczyźni dostrzegają jednak rażące promienie słoneczne. Pankracy widzi w nich samego Chrystusa, który przypomina mu w tym momencie mściciela, mimo że na głowie ma splecioną z piorunów koronę cierniową. Pankracy prosi o ciemność. Po czym wykrzykuje słynne słowa „Galilaee vicisti”, czyli „Galilejczyku zwyciężyłeś”. Po tych słowach, słaniając się w objęciach Leonarda, Pankracy umiera.

Potrzebujesz pomocy?

Romantyzm (Język polski)

Teksty dostarczone przez Grupę Interia. © Copyright by Grupa Interia.pl Sp. z o.o. sp. k.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.