Człowiek od zawsze tęsknił do miejsca, w którym byłby zawsze szczęśliwy. Starożytni Grecy wierzyli, że takim miejscem szczęśliwości jest Arkadia. Takie miejsce rzeczywiście istniało w Grecji. Arkadia położona była w środkowej części Peloponeu. Było to miejsce ze wszystkich stron otoczone górami, odseparowane od reszty półwyspu. Był to kraj bogaty i urodzajny. Żyli tam pasterze, którzy trudnili się wypasem trzody, uprawą roślin i winorośli. Wiedli oni spokojne i pełne radości życie na łonie przyrody. Nie mieli wielkich zmartwień ani kłopotów. Motyw Arkadii jako miejsca wiecznego szczęścia stworzyli oczywiści poeci. Przyczyniły się głównie do tego " Sielanki" Teokryta i " Bukoliki" Wergiliusza.

Także w kulturze chrześcijańskiej jest obecny topos kraju szczęśliwości. W Biblii jest mowa o Edenie. Był to wspaniały ogród stworzony przez Boga. Było w nim wszystko: wspaniale rośliny, drzewa, wszelkie gatunki zwierząt. Krainę tę " mlekiem i modem płynącą" opływały cztery rzeki. Gospodarzami tego ogrodu byli pierwsi ludzi: Adam i Ewa. Mieli oni wszystko, co potrzebne im było do życia. Niczym nie musieli się przejmować. Nie znali bólu, smutku, cierpienia ani śmierci. Jednak przez grzech pierworodny utracili oni raj. Bóg za to, że złamali jego zakaz i zerwali owoc z drzewa zakazanego, ukarał pierwszych ludzi tym, że wygnał ich z rajskiego ogrodu. Pierwsi ludzie opuścili Eden, a u wejścia do ogrodu stanął anioł z ognistym mieczem.

W różnych epokach pisarze wracali do motywu Arkadii. Próbowali opisać takie miejsca szczęśliwości. Już w renesansie widzimy odwołania do tego motywu. Swoisty model Arkadii stworzył Mikołaj Rej w " Żywocie człowieka poczciwego". Utwór ten był częścią tekstu zatytułowanego "Zwierciadło albo kształt, w którym każdy stan snadnie się może swym sprawom jako we zwierciadle przypatrzyć", a wydanego w Krakowie w 1568 roku. Utwór ten należy do literatury parenetycznej to znaczy takiej, która kreuje pewne wzorce osobowe. W " Żywocie człowieka poczciwego" mistrz z Nagłowic opisał życie szlachcica- ziemianina.

Człowiek ów żyje sobie na wsi, gdzie prowadzi gospodarstwo. Rytm jego życia jest zgodny z rytmem narzucanym przez przyrodę. Rej zaznacza, że rok jest podzielony na cztery części, a każda pora roku ma swoją specyfikę i dostarcza innego rodzaju radości. Pisze:

"Ale iż różne są czasy w roku, też są i różne przypadki i w gospodarstwie, i w każdej sprawie człowieka poczciwego, gdyż rok jest na czworo rozdzielon: naprzód wiosna, więc lato, potem jesień, więc zima. A w każdym z tych czasów i potrzebnego a różnego gospodarstwa i rozkosznych czasów, i krotofil swych w swoim onym pomiernym a w spokojnym żywocie poczciwy człowiek może snadnie użyć ."

Potem opisuje, jakie dobrodziejstwa przynosi każda pora roku. Oto jak opisuje wiosnę:

"Wiosną azaź owo nie rozkosz z żonką, z czeladką po sadkach, po ogródkach sobie chodzić , szczepków naszczepić , drobne drzewka rozsadzić , niepotrzebne gałązki obcinać , mszyce pozbierać , krzaczki ochędożyć , okopać , trzaskowiskiem osypać ? [...] Więc też sobie pójdziesz potem do ogródeczków, do wirydarzyków, grządki nadobnie każesz pokopać [...] To sobie z oną rozkoszą nasiejesz ziółek potrzebnych, rzodkiewek, sałatek, rzeżuszek, nasadzisz maluneczków, ogóreczków. I majoranik i szałwijka i inne ziółka [...]."

W lecie człowiek może się cieszyć wspaniałymi plonami:

"[...] Azaź nie rozkosz, gdy ono wszytko, coś nie wiosnę robił, kopał, nadobnieć dojrzeje a poro cie? Anoć niosą jabłuszka, gruszeczki, wisneczki, śliweczki z pirwszego szczepienia twego; więc z ogródków ogóreczki, maluneczki, ogrodne ony inne rozkoszy."

Życie na wsi daje mu dużo satysfakcji i zadowolenia. Szlachcic cieszy się tym, że jego trud przynosi owoce. Okazuje się, że praca, choć ciężka, sprawia mu ogromną przyjemność.

Jesień to czas polowań, łowienia ryb i innych przyjemności:

" Azaź mała rozkosz, kto ma lasy albo łowiska, z rozmaitym się źwirzem nagonić , a jeś li są poszczęś ci, więc go nabić i przyjacielom się zachować , i sobie pożytek może się z tego uczynić ? [...] Azaź nie rozkosz po głębokich wodach się nachodzić albo najeździć , niewody zapuścić , ryb rozlicznych nałowić ? [...] azaź nie rozkosz z charty się przejeździć , na cietrzewka sieć zastawić , kuropatwiczkę rozsiadem przykryć , a przejeździwszy się a obłowiwszy się do domu przyjechać ?"

Gospodarstwo owego ' człowieka poczciwego' opływa w dostatek. Jest tam wszystko, czego gospodarz potrzebuje. Rej tak pisze:

"Używaj, miła duszo: masz wszytkiego dobrego dosyć . I faktycznie, gdzie się nie obejrzy, wszędzie widzi dostatek. Na podwórku kurki gmerzą, ano gąski gągają, ano jagniątka wrzeszczą, ano prosiątka biegają. W domu ano się jeść chce, ano już wszystko nadobnie gotowo, ano grzybków, rydzyków nanoszono, ano ptaszków nałapano...Pieczenia się wieprzowa dopieka, cietrzew w rosołku, a kapłun tłusty z kluskami doskwiera, więc rzepka, więc inne potrawki."

Życie na wsi jest harmonijne i spokojne. Nawet chłopom żyje się tu dobrze. Z radością wypełniają oni swoje obowiązki i są szczęśliwi, że mogą pomagać swemu panu. Rej pisze tak:

"dzieweczki sobie śpiewają, drudzy pokrzykiwają, snopki w kopy znowu układają; ano im i milej i sporzej robi , kiedy pana widzą, a wszakoż nie owego, co się z nimi po polu z maczugą goni, albo biczem po grzbiecie kołace."

Nie tylko polowania, czy prace na roli, w sadzie i w ogrodzie sprawiają szlachcicowi wiele radości. Także odpoczynek po trudach dnia jest dla niego bardzo ważny. Bardzo cieszą go wspólne wieczory spędzone na rozmowach z przyjaciółmi i rodziną, słuchanie muzyki czy czytanie książek. Świadczą o tym słowa:

"Azaź nie rozkosz, jeśliże czytać umiesz, układłszy się pod nadobnym drzeweczkiem miedzy pięknymi rozlicznymi a woniającymi kwiateczki, albo także w zimie na nadobnym a rozkosznym łóżeczku swoim, iż się rozmówisz z onymi starymi mędrcy, z onymi rozlicznymi filozofy, z których najdziesz wielkie pociechy starości swojej, w których najdziesz wielką naukę ku każdej rozważnej sprawie swojej? [...] A jeśli też masz ten dostatek, więc też każesz sobie czasem abo na luteńce, abo na jakim symfonaliku nadobnie zagrać a pocieszyć zafrasowaną myśl swoję i serce swoje. Przyjedzie do ciebie przyjaciel, azaź nie rozkosz, gdy się z nim namówisz, naśmiejesz?"

Szlachcic cieszy się też tego, że ma kochającą i wspierającą się we wszystkich trudnych chwilach rodzinę.

Według Mikołaja Reja podstawą szczęścia " człowieka poczciwego" jest cnota. To ona sprawia, że szlachcic ma spokojne sumienie. Nic nie zakłóca jego radości i spokoju. Pielęgnowanie właściwych wartości moralnych jest jednym z podstawowych zadań szlachcica. To właśnie życie zgodne z własnym sumieniem, spokojne i skromne sprawia, że człowiek nie musi się niczego bać. " Człowiek poczciwy" Reja nie obawia się śmierci. Zdaje sobie sprawę, że jest ona naturalną koleją rzeczy. On jest na nie przygotowany. Rej tak pisze:

" pospolicie po jesieni zima bywa. Albowiem pomyśliwszy sobie, iż nas tak natura w tę niewolą zaprzedała, a nikt się z tego ani wykupić ani wyprosić ani żadną mocą wybawić nie może, a o coś się tu już troskać ? Owszem, pilniejsza o to się starać, aby to, kiedykolwiek przyjdzie, co powinnie przyjść ma, przyszło z dobrym rozmysłem, z roztropnym postanowieniem, z uspokojonym sumieniem, a z bojaźnią Bożą. A gdy się w to nadobnie poczciwy człowiek ubierze, już jako w pewnej zbroi może się onego ostateczniejszego nieprzyjaciela swego, śmierci, nic nie lękać."

Do motywu Arkadii nawiązywał też Jan Kochanowski. Swoje o niej wyobrażeni przedstawił w " Pieśni świętojańskiej o Sobótce". Jest ona bardzo podobna do wizji Mikołaja Reja. Kochanowski niewątpliwie inspirował się tekstami pisarzy starożytnych. Za pewnością nie obce były mu " Sielanki" Teokryta, czy " Bukoliki" Wergiliusza. Poeta w " Pieśni świętojańskiej o Sobótce" głosi pochwałę "wsi spokojnej ,wsi wesołej".

Panna XII, która wykonuje te pieśń, stwierdza, że nie sposób opisać wszystkich pożytków płynących z życia na wsi. Śpiewa:

"Dzień tu, ale jasne zorze

Zapadłyby znowu w morze,

Niżby mój głos wyrzekł wszytki

Wieśne wczasy i pożytki"

Panna XII wymienia rozmaite zawody i stwierdza, że żaden z nich nie da człowiekowi tego, co życie na wsi. Poeta nie ceni ani życia dworskiego, ani zawodu prawnika. Uważa, że praca żeglarza czy żołnierza jest bardzo niebezpieczna. Wszystkie te zawody mają swe negatywne strony. Według Panny XII nie zapewniają on człowiekowi godnego życia i nie dają radości ani poczucia spełnienia. Tak o tym mówi:

"Inszy się ciągną przy dworze

Albo żeglują przez morze,

Gdzie człowieka wicher pędzi,

A śmierć bliżej niż na piędzi.

Najdziesz, kto w płat język dawa,

A radę na funt przedawa;

Krwią drudzy zysk oblewają ,

Gardła na to odważają ."

Tylko wiejska egzystencja daje spokój, szczęście i poczucie niezależności. Oto potwierdzające to słowa:

"Człowiek w twej pieczy uczciwie

Bez wszelakiej lichwy żywie:

Pobożne jego staranie

I bezpieczne nabywanie."

Życie na wsi zapewnia też bezpieczeństwo i stabilność. Wieś jest swego rodzaju azylem, miejscem szczęścia.

Człowiek żyje tu w zgodzie z naturą i samym sobą. Przyroda obsypuje gospodarza swoimi dobrodziejstwami. Daje mu wszystko, czego tylko zapragnie. Kochanowski pisze tak:

"Jemu sady obradzają ,

Jemu pszczoły miód dawają ;

Nań przychodzi z owiec wełna

I zagroda jagnią t pełna.[...]

W rzece ma gęste więcierze,

Czasem wędą ryby bierze;

A rozliczni ptacy w koło

Ozywają sie wesoło."

Praca, daje gospodarzowi wiele pożytku i radości. Jednak zachowane jest równowaga. Jest czas na pracę, ale również na odpoczynek, spotkania towarzyskie i wspólne spędzenie czasu w gronie rodziny. Dowodem na to są słowa:

"Skoro też siew odprawiemy

Komin w koło obsiędziemy.

Tam już pieś ni rozmaite,

Tam będą gadki pokryte,

Tam trefne plęsy z ukłony,

Tam i cenar, i goniony."

Wielką radością szlachcice jest jego rodzina. Kochająca żona jest wielkim wsparciem da gospodarza. Pomaga mu w pracy. Zajmuje się domem i innymi gospodarskimi obowiązkami, o czym świadczą słowa;

"Zatym skrzętna gospodyni

o wieczerzy pilność czyni,

mając doma ten dostatek,

że się obejdzie bez jatek.

Ona sama bydło liczy

Kiedy z pola idąc ryczy,

Ona i spuszczać pomoże

Męża wzmaga jako może."

Również dzieci są wielką pociechą i wsparciem. Rodzice wychowują ich na cnotliwych i dobrych ludzi, który mają szacunek dla starszych i potrafią cieszyć się z tego, co mają. Kochanowski pisze tak:

" a niedorośli wnukowie,

chyląc się ku starszej głowie,

wykną przestawać na male,

Wstyd i cnotę chować w cale."

Także pisarze późniejszych epok nawiązywali do motywu Arkadii. Stał się on szczególnie popularny w romantyzmie. Pisarze znajdujący się na emigracji, bardzo tęsknili do swej ojczyzny. Ich wspomnieniach Polska jawiła się jako kraj beztroski i wspaniały. Często idealizowali oni swoją ojczyznę. Czynili z niej kraj wiecznej szczęśliwości.

Z procesem idealizacji ojczyzny mamy do czynienia na przykład w " Panu Tadeuszu" Adama Mickiewicza. Utwór ten powstał w Paryżu w 1834 roku. Przebywając na emigracji we Francji poeta bardzo tęsknił do opuszczonej Litwy. Wyrazem owej nostalgii są pierwsze wersy epopei:

" Litwo! ojczyzno moja ty jesteś jak zdrowie

Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,

kto cię stracił..."

Mickiewicz bardzo wyidealizował Litwę w " Panu Tadeuszu". Powrócił w tym utworze do " kraju lat dziecinnych" , który wedle słów poety:

"[...] zawsze zostanie

Święty i czysty, jak pierwsze kochanie,

Nie zaburzony błędów przypomnieniem,

Nie podkopany nadziei złudzeniem," (Epilog, w. 68- 72)

Litwa jawi się Mickiewiczowi jako utracona Arkadia, miejsce, w którym był bardzo szczęśliwy. W jego ojczyźnie wszystko było dobre, harmonijne i piękne. Wszystko wydawało się tak bliskie i swojskie. Świadczą o tym słowa:

"Ten kraj szczęśliwy ubogi i ciasny!

Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!

Jakże tam wszystko do nas należało,

Jak pomnim wszystko, co nas otaczało:

Od lipy, która koroną wspaniałą

Całej wsi dzieciom użyczała cienia

Aż do każdego strumienia, kamienia."(Epilog, w. 79- 85)

Pamięć o rodzinnym kraju jest pociechą dla emigranta. Pozwala mu ona przetrwać ciężkie chwile samotności. Jest jedyną ostoją dla wygnańca. Podmiot liryczny marzy, że kiedyś Bóg dozwoli, aby powrócił do ukochanej ojczyzny. Ogarnięty nostalgią zastanawia się:

"Kiedyż nam Pan Bóg wrócić z wędrówki dozwoli

I znowu dom zamieszkać na ojczystej roli." (Ks. II, w. 21- 22)

Mickiewicz w " Panu Tadeuszu" przywołuje wszystkie te symbole polskości, które mają bardzo dużą wartość dla każdego Polaka. Pojawia się więc: Matka Boska Ostrobramska i Częstochowska, która "gród zamkowy Nowogródzki ochrania z jego wiernym ludem". Poeta opisuje obraz " pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą ,posrebrzanych żytem". Wreszcie tworzy obraz Spolicowa- dworu szlacheckiego, który staje się " ostoją polskości"

Świat stworzony przez Mickiewicza jest idealny, niemal pozbawiony wad. Takie też był zamierzenie pisarza. Julian Przyboś, którego fascynował Mickiewicz tak pisze w swojej książce zatytułowanej " Czytając Mickiewicza":

"[...] miał to być opis idealizujący, unoszący utracony kraj szczęśliwego dzieciństwa w strefę baśni. [...] W raju tym równocześnie kwitną kwiaty wiosenne i dojrzewają owoce jesieni. W tym samym czasie fiołki i astry zdobią jakiś idealny sezon, w którym mak mami źrenicę wielkością "farb, żywych, różnych" i w którym dojrzewa harbuz, żniwiarze kończą ż niwo i kosi się trawę, a święto Matki Bożej Zielnej przypada na Niedzielę Palmową. W tym raju rosną drzewa, krzewy i trawy niby takie same jak w rzeczywistości, podobne, ale jednak inne, piękniejsze, ubarwione i obwiedzione rysunkiem i ugrupowane w szczególnym porządku perspektywicznym, jak na obrazie malarskim."

Świat Soplicowski jest pełen harmonijnego piękna, spokoju, arkadyjskiej szczęśliwości. Mickiewicz z niezwykłym talentem i kunsztem opisuje krajobrazy litewskie. Przyroda w "Panu Tadeuszu" często ulega zabiegom antropomorfizacji i animizacji. Przykładem może być taki opis:

"Dwa stawy pochyliły ku sobie oblicza

Jako para kochanków."(Ks. VIII, w. 587- 589)

Słońce również nabiera cech typowo ludzkich, czego dowodem może być fragment:

"[...] zaczerwienione, jak zdrowe oblicze

Gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze

Na spoczynek powraca; [...]" (Ks. I, w. 188- 190)

A oto opis chmur:

"Zrazu jak stada dzikich gęsi lub łabędzi,[...]

Ściskają się [...]

Dostają krzywych karków, rozpuszczają grzywy,

Wysuwają nóg rzędy i po niebios sklepie

Przelatują jak tabun rumaków po stepie."(Ks. III, w. 644- 649)

Życie w Soplicowie jest podporządkowane rytmowi natury. To wschody i zachody słońca wyznaczają czas pracy chłopów. Sędzia bardzo przestrzega tego, by po zachodzi słońca nikt już nie pracował. Przyroda jest nie tylko tłem wydarzeń, ale czasem nawet staje się bohaterem i pomaga ludziom.

Tak było na przykład wtedy, gdy po bitwie z Moskalami nad Soplicowem rozszalała się burza. Dzięki ulewie udało się zachować w sekrecie wiadomość o bitwie. Burza dala też czas na załagodzenie całej sytuacji i pozwoliła przygotować się szlachcicom do opuszczenia kraju. O tej szczęśliwej pomocy natury dla szlachciców, Mickiewicz pisze tak :

"W takim dniu pożądany był czas najburzliwszy;

Bo nawałnica, boju plac mrokiem okrywszy,

Zalała drogi, mosty zerwała na rzece,

Z folwarku niedostępną zrobiła fortecę.

O tym więc, co się działo w obozie Soplicy,

Dziś nie mogła rozejść się wieść po okolicy,

A właśnie zawisł szlachty los od tajemnicy."(Ks. X, w. 90- 97)

W tej pięknej, litewskiej krainie znajduje się Soplicowo. Dwór został usytuowany " na brzegu ruczaju /Na pagórku niewielkim we brzozowym gaju". Gospodarstwo sędziego Soplicy jest duże i opływające w dostatki. Stodoły są pełne siana, w kurniku jest dużo drobiu, w ogródkach warzywnych jest wiele dorodnych warzyw, a sady uginają się pod ciężarem owoców. Oto jak opisuje Soplicowo Mickiewicz:

"Dom mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,

I stodołę miał wielką , i przy niej trzy stogi

Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może;

Widać, ż e okolica obfita we zboże,

I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów

Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów

Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,

Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,

Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:

Że w tym domu dostatek mieszka i porządek."(Ks. I, w. 29- 38)

O bogactwie tego domu świadczy również fakt, że Soplicowie posiadają wiele bydła, trzody, koni, o czym świadczy cytat:

"W ślad gospodarza wszystko ze ż niwa i z boru,

I z łąk, i z pastwisk razem wracało do dworu.

Tu owiec trzoda beczą c w ulice się tłoczy

I wznosi chmurę pyłu; dalej z wolna kroczy

Stado cielic tyrolskich z mosiężnymi dzwonki;

Tam konie rżące lecą ze skoszonej łąki;

Wszystko bieży ku studni." (Ks. I, w. 234- 240)

Dostatek w domu widoczny jest przy posiłkach. Stoły uginają się pod ciężarem jedzenia. Serwowane są różne gatunki mes, potraw, trunków. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Oto przykładowy opis śniadania w Soplicowskim dworze:

"[...] dla mężczyzn wędliny leż ą do wyboru:

Półgęski tłuste, kumpia, skrzydliki ozoru,

Wszystkie wyborne, wszystkie sposobem domowym

Uwędzone w kominie dymem jałowcowym;

W końcu, wniesiono zrazy na ostatnie danie:

Takie bywało w domu Sędziego śniadanie."(Ks. II, w. 515- 520)

Sędzia jest bardzo dobrym gospodarzem. Dba o cały swój dobytek i dogląda go niemal codziennie. Oto fragment:

"Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,

Nie uchybił gospodarskiej, ważnej powinności,

Udał się sam ku studni; najlepiej z wieczora

Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora;

Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy,

Bo Sędzia wie, ż e oko pańskie konia tuczy."(Ks. I, w. 242- 247)

Życie w gospodarstwie Sędziego Soplicy odbywa się zgodnie z rytmem wyznaczanym przez naturę. Dzień pracy rozpoczyna się wraz ze wschodem słońca, kończy się zaś tuż po jego zachodzie. Sędzia bardzo pilnuje , by przestrzegano tego wyznaczonego przez niego porządku. Oto dowód na to:

"Słońce nad nimi czerwone jak pożar na dachu;

Wtem zapadło do głębi; jeszcze przez konary

Błysnęło, jako świeca przez okiennic szpary,

I zgasło. I wnet sierpy, gromadnie dzwoniące

We zbożach, i grabliska suwane po łące

Ucichły i stanęły: tak pan Sędzia każe,

U niego ze dniem kończą prace gospodarze.

"Pan świata wie, jak długo pracować potrzeba;

Słońce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,

Czas i ziemianinowi ustępować z pola".

Tak zwykł mawiać pan Sędzia; a Sędziego wola

Była ekonomowi poczciwemu świętą ,

Bo nawet wozy, w które już składać zaczęto

Kopę żyta, niepełne jadą do stodoły;

Cieszą się nadzwyczajnej ich lekkości woły."(Ks. I, w. 195- 209)

Sędzia dba nie tylko o swój dobytek, ale także o pracujących u niego chłopów. Traktuje ich z należytym szacunkiem. Potrafi docenić ich trud i wysiłek. Nigdy się nad nich nie wywyższa. Często zaprasza ich też do wspólnego stołu. Mówi o tym Bartek Prusak:

" [...] On pierwszy zabraniał,

Ażeby się chłop przed nim do ziemi nie kłaniał,

Mówiąc, że to grzech. Nieraz u niego gromada

Chłopska, ja sam widziałem, do stołu z nim siada;

Płacił za włość podatki, [...]" (Ks. VII, w. 339- 343)

Sędzia jest tez człowiekiem bardzo gościnnym, czego dowodem może być " brama na wciąż otwarta". Swoich gości podejmuje zawsze wspaniałymi ucztami. Organizuje mi różne rozrywki: polowania, grzybobranie, wspólne przechadzki po okolicy.

Soplicowo jest swoistym "centrum polszczyzny". Bartek Prusak stwierdza:

" tam się człowiek napije, nadyszy Ojczyzny (...)

Sędzia bowiem Polskę kocha nad wszystko, polskie obyczaje

Chowa, modom moskiewskim przystępu nie daje."(VII, w. 347- 348)

Bardzo ważna dla mieszkańców dworu jest polska tradycja i historia. Na ścianach we dworze wiszą portrety ludzi zasłużonych dla ojczyzny. Znajdują się tam podobizny Kościuszki, Rejtana i Jasińskiego. Stary zegar kurantowy wygrywa melodię Mazurka Dąbrowskiego.

Sędzia dba o to, by mieszkańcy dworu i przyjezdni goście szanowali w jego domu starszych oraz ludzi pełniących urzędy. Młodzież uczona jest szacunku dla starszych oraz właściwego zachowania wobec dam. Każdy z gości zna swoje miejsce nie tylko przy stole, ale również podczas spacerów, czego dowodem jest fragment:

"Właśnie z lasu wracało towarzystwo całe,

Wesoło, lecz w porządku; naprzó d dzieci małe

Z dozorcą , potem Sędzia szedł z Podkomorzyną ,

Obok pan Podkomorzy otoczony rodziną ;

Panny tuż za starszymi, a młodzież na boku;

Panny szły przed młodzież ą o jakie pół kroku

(Tak każe przyzwoitość); nikt tam nie rozprawiał

O porządku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiał,

A każdy mimowolnie porządku pilnował."(Ks. I, w. 210- 218)

Szacunek dla pewnych norm i zwyczajów, jest zdaniem Sędziego, konieczny dla zachowania tradycji. Oto mówiący o tym fragment:

"Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował

I nigdy nie dozwalał, by chybiano względu

Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu;

"Tym ładem, mawiał, domy i narody słyną ,

Z jego upadkiem domy i narody giną "."(Ks. I, w. 219- 223)

Ów porządek panujący w dworze sprawiał, że wszyscy jego mieszkańcy i goście mieli poczucie pewnej stabilności i bezpieczeństwa. Wszystko tu szło stałym, uświęconym przez tradycje rytmem, według znanego wszystkim porządku. Zakłócenie tego rytmu spowodowałoby rozbicie tego azylu bezpieczeństwa i przyniosłoby z pewnością zagładę.

Soplicowski świat jest pełen spokoju i harmonii. Nie znaczy to jednak, że nie wydarzają się tu różne niespodziewane przygody, kłótnie czy zatargi. Przykładem może być choćby spór o zamek między Sędzią a Hrabią należącym do rodziny Horeszków. Nagłym i niespodziewanym dla mieszkańców Soplicowa wydarzeniem jest tez zajazd zorganizowany przez Gerwazego.

Mickiewicz przedstawiając świat szlachecki, stworzył niezapomnianą galerię postaci i charakterów. Scharakteryzował nie tylko zamożną szlachtę, ale też zubożałą szlachtę mieszkającą w zaścianku. Świat szlachecki jest mocno idealizowany. Szlachcice ci nie są pozbawieni wad. Są kłótliwi, popędliwi, skorzy do rozwiązywania wszystkich problemów za pomocą szabelki. Jednak pisarz podchodzi do ich wad z dobrotliwym uśmiechem i dużym dystansem. Przede wszystkim podkreśla jednak zalety szlachciców: ich patriotyzm, przywiązanie do tradycji, odwagę i zdolność do zapominania o urazach i krzywdach. Pokazuje też, że mimo zatargów i sporów, szlachta polska potrafi w momencie zagrożenia zjednoczyć się i wspólnie walczyć przeciw wrogowi. Dowodem na to może być bitwa z Moskalami. Sędzia, widząc zakutych w dyby i zostawionych na deszczu dobrzyńskich, wstawia się u majora Płuta za sąsiadami. Nie ma już urazy do tych, którzy jeszcze kilka godzin temu plądrowali jego gospodarstwo:

"Majorze, mówił Sędzia, choć pozwiesz do prawa,

Cóż wygrasz? tu nie zaszła żadna bitwa krwawa;

Nie było ran; ż e zjedli kury i półgąski,

Za to wedle statutu zapłacą nawiązki;

Ja na pana Hrabiego nie zanoszę skargi,

To tylko były zwykłe sąsiedzkie zatargi."(Ks. IX, w. 159- 164)

Pomagają im też inni szlachcice, którzy wyzbywszy się urazów, spieszą nieszczęśnikom z pomocą. Dowodem na to jest fragment:

"A tymczasem Podhajscy i Isajewicze,

Birbasze, Wilbikowie, Biergele, Kotwicze,

Widzą c szlachtę Dobrzyńskich w tak ciężkiej niewoli,

Zaczęli z dawnych gniewów ostygać powoli.

Bo szlachta polska, chociaż nieźmiernie kłótliwa

I porywcza do bitew, przecież nie jest mściwa."(Ks. IX, w. 205- 210)

Wkrótce potem dzięki pomocy księdza Robaka i Macieja dobrzyńskiego szlachcice zostają uwolnieni potajemnie. W kilka chwil później jeszcze niedawni przeciwnicy ( Soplicowie i Dobrzyńscy) jednoczą siły i wspólnie walczą z Rosjanami. Oto fragment opisujący tę walkę:

"Znowu Dobrzyńscy z Litwą natarli w zawody

I pomimo dawniejsze dwóch stronnictw niezgody

Walczą jak bracia, jeden drugiego zachęca.

Dobrzyńscy widząc, jak się Podhajski wykręca

Tuż przed szeregiem jegrów i kosą ich kraje,

Zawołali z radością : "Niech żyją Podhaje!

Naprzód, bracia Litwini! górą , górą Litwa!"

Skołubowie zaś widząc, jak waleczny Brzytwa,

Choć ranny, leci z szablą wzniesioną do góry,

Krzyknęli: "Górą Maćki, niech żyją Mazury!"

Dodawszy wzajem serca, biegną na Moskali."(Ks. IX, w. 663- 673)

Tworząc takich bohaterów, Mickiewicz pokazuje, że w świecie, który on opisuje właściwie ni było ludzi całkiem złych. Nawet najwięksi zawadiacy, którzy odznaczali się brawurą, warcholstwem, skłonnością do pijaństwa i wielu nierozważnych, czasem kończących się tragicznie, działań, zdolni są do całkowitej przemiany. Dowodem na to jest życie Jacka Soplicy, który z zawadiaki i mordercy zmienił się w pokornego sługę bożego. Tak mówi na spowiedzi o swoim życiu:

"Bardziej niźli z miłości, moż e z głupiej pychy

Zabiłem; więc pokora, wszedłem między mnichy,

Ja, niegdyś dumny z rodu, ja, com był junakiem,

Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem,

Że jako robak w prochu [...]

Zły przykład dla Ojczyzny, zachętę do zdrady

Trzeba było okupić dobrymi przykłady,

Krwią , poświęceniem się [...]"(Ks. X, w. 828- 835)

Jacek Soplica, który wcześniej myślał tylko o swoich sprawach i nie dbał o ojczyznę, okazał się gorącym bojownikiem o wolność kraju i emisariuszem wojennego. Po śmierci Jacka vel księdza Robaka, szlachcie dowiadują się o jego licznych zasługach dla ojczyzny:

"On to pod Hohenlinden, gdy Ryszpans jenerał

Na pół pobity już się do odwrotu zbierał

Nie wiedząc, że Kniaziewicz ciągnie ku odsieczy,

On to Jacek, zwan Robak, śród grotów i mieczy

Przeniósł od Kniaziewicza listy Ryszpansowi,

Donosząc, że nasi biorą tył wrogowi.

On potem w Hiszpaniji, gdy nasze ułany

Zdobyły Samosiery grzbiet oszańcowany,

Obok Kozietulskiego był ranny dwa razy!

Następnie, jak wysłaniec, z tajnymi rozkazy

Biegał po różnych stronach ducha ludzi badać,

Towarzystwa tajemne wiązać i zakładać;

Na koniec w Soplicowie, w swym ojczystym gnieździe,

Gdy gotował powstanie, zginął na zajeździe."(Ks. XI, w. 246- 259)

Nie tylko zresztą Jacek był wielkim patriotą. Inni szlachcice także bardzo kochali ojczyznę i gotowi byli przelewać z nią krew, a nawet oddać z nią własne życie. Pisze o tym z dumą Mickiewicz:

"Polak, chociaż stąd między narodami słynny,

Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,

Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,

W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,

Walczą c z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy

Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy."(Ks. X, w. 239- 344)

Okazuje się , że nawet tacy ludzie , jak Hrabia, który nie czuł z Polską więzi i czuł się raczej obywatelem świata, potrafi zmienić swe nastawienie i robi wszystko, by jak najlepiej przysłużyć się krajowi. Z własnych pieniędzy wystawia pułk jazdy. Mówi o tym fragment:

" [...] ż e wielkie miał dochody

I swoim kosztem cały pułk jazdy wystawił,

I w pierwszej zaraz bitwie wybornie się sprawił,

Cesarz go pułkownikiem dziś właśnie mianował."(Ks. XI, w. 652- 655)

Dwie kończąca epopeję księgi są przepełnione wielką radością i nadzieją. Na Litwę ściągają wojska Napoleona zmierzające w kierunku Rosji. Do kraju przybywają polscy generałowie z Dąbrowskim na czele. Polskie wojska stacjonują w okolicach Soplicowa. Generałowie są goszczeni w dworku Sędziego Soplicy. Mówi tym fragment:

"Sławni dowódcy owi naszych legijonów,

Których lud znał imiona i czcił jak patronów,

Których wszystkie tułactwa, wyprawy i bitwy

Były ewangeliją narodową Litwy."(Ks. XI, w. 188- 191)

Wraz z legionami przybywają do domu szlachcice, którzy po bitwie z Moskalami opuścili Litwę. Są wśród nich: Tadeusz, Hrabia, Assesor i Rejent. W końcowych partiach epopei następuje rehabilitacja Jacka Soplicy i zostaje mu pośmiertnie przyznany Krzyż Legii Honorowej- najwyższe odznaczenie w wojsku Napoleona. Przybycie na Litwie wojsk Napoleona rozbudza nadzieje na odzyskanie wolności. Ksiądz ogłasza z ambony:

"Wolność, którą Cesarz- Król przywrócił Koronie,

A teraz Litewskiemu Księstwu, Polszcze całej

Przywraca; [...]"(Ks. XI, w. 230- 232)

Radość szlachciców jest tym większa, że wszystkie wcześniejsze spory między nimi zostają zażegnane. Asesor i Rejent, którzy do tej pory rywalizowali z sobą o to, czyj chart jest szybszy, postanawiają zakończyć spór. Gerwazy i Protazy, także wrogo nastawieni do siebie, podają sobie ręce na zgodę i wspólnie piją miód i częstują się tabaką. Zatarg między Horeszkami i Soplicami kończy się również szczęśliwie małżeństwem Zosi i Tadeusza. Młodzi ogłaszają też uwłaszczenie chłopów.

Mickiewicz kończy " Pana Tadeusza" w momencie największego szczęścia i powszechnej radości. Bohaterowie nie wiedzą jeszcze, jak czeka ich przyszłość. Nie wiedzą, że wojna Napoleona z Rosją skończy się klęską "boga wojny", a rozbudzone nadzieje niepodległościowe znów zostaną zgaszone. Kraj stworzony ręką Mickiewicza jest pełen radości, spokoju i harmonii oraz nadziei na przyszłość. Jest to obraz wspaniałej Arkadii, do której tęsknił Mickiewicz i którą stworzył dla swoich rodaków - emigrantów. Mickiewicz wierzył, że ten " utracony raju" kiedyś uda się Polakom odzyskać.

Nie tylko Mickiewicz na emigracji tęsknił za ojczyzną i z powodu nostalgii pisał utwory idealizujące kraj ojczysty. Robili to wszyscy romantycy. Na przykład Cyprian Kamil Norwid. Napisał on przepiękny wiersz zatytułowany " Moja piosnka II". Poeta stworzył do w 1854 roku, kiedy przebywał w Nowym Jorku. Norwid nie czuł się dobrze w tym wielkim mieście amerykańskim. Tamtejsza kultura, ludzie i sposób życia nie odpowiadały mu. Czuł się bardzo wyobcowany i samotny. To poczucie zagubienia i obcości wyzwolił w nim tęsknotę a ojczystym krajem, z tym , co swojskie, rodzime i tak bardzo kochane. " Moja piosnka II" była wyrazem owej tęsknoty. Brzmi ona tak:

"Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba

Podnoszą z ziemi przez uszanowanie

Dla d a r ó w Nieba...

Tęskno mi, Panie...

*

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą

Popsować gniazdo na gruszy bocianie,

Bo wszystkim służą...

Tęskno mi, Panie...

*

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony

Są - jak odwieczne Chrystusa wyznanie:

"B ą d ź p o c h w a l o n y!"

Tęskno mi, Panie...

*

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,

Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,

Równie niewinnej...

Tęskno mi, Panie...

*

Do bez- tęsknoty i do bez-myślenia,

Do tych, co mają t a k z a t a k - n i e z a n i e -

Bez światło- cienia...

Tęskno mi, Panie...

*

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?

I tak być musi, choć się tak nie stanie

Przyjaźni mojej!...

Tęskno mi, Panie..."

Bohaterem wiersza jest znajdujący się gdzieś poza granicami kraju emigrant -tułacz. Podmiot liryczny tęskni do swej ojczyzny, która kojarzy mu się z wszystkim, co najlepsze.

W jego kraju rodzinnym kultywuje się starodawne tradycji i pielęgnuje odwieczne wartości. Szanuje się " dary nieba" i pracę ludzkich rąk. Chleb podnosi się z ziemi i całuje, bo jest on najwyższą wartością. Ludzie żyją w zgodzie z przyrodą, dbają o nią Jej niszczenie uważają za wielkie przewinienie.

Wszyscy tam odnoszą się do siebie z wielką życzliwością i sympatią. Pozdrawiają się ewangelicznymi słowami Chrystusa " Bądź pochwalony". Podmiot liryczny tęskni do tych ludzi prostych, niezakłamanych, którzy mówią to, co myślą. U nich 'tak' znaczy 'tak'. Nie ma żadnego fałszu czy obłudy.

Tęskni też, do pozostawionej w kraju ukochanej osoby. Kim ona jest ? Nie wiadomo. Może jest to matka, może kochana kobieta...Z pewnością jest to ktoś bardzo bliski sercu bohatera.

Tęsknotę podmiotu lirycznego potęguje fakt, że nie może on wrócić do ojczyzny, którą tak kocha. Jest skazany na wieczną tułaczkę. Jedyne, co może to wylewać swoje żale i cierpienia Bogu. To jemu skarży się na swoją samotność i ogromną nostalgię za krajem.

To właśnie tęsknota za ojczyzną powoduje, że Norwid, tak jak Mickiewicz, idealizuje kraj rodzinny. Ojczyzna jawi mu się jako miejsce wielkiej szczęśliwości, jako Arkadia, która utracona jest na zawsze.

Także w utworach autorów późniejszych epok można odnaleźć motyw Arkadii. Przykładem może być " Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego. Miejscem arkadyjskiego szczęścia był dla Cezarego Baryki jego dom rodzinny w Baku. Czuł się on tam bezpieczny, otaczany opieką i bardzo kochany. Czarek sądził w domu rodzinnym najpiękniejsze chwile swojego dzieciństwa. W domu Baryków niczego nie brakowało. Rodzina żyła w dobrobycie. W mieszkaniu podłogi pokryte były perskimi dywanami. W pokojach stały drogie meble i kosztowne zastawy. Cezary był jedynakiem, dlatego też rodzice otaczali go szczególnym uwielbieniem. Chłopiec był ich " oczkiem w głowie". Dowodem na to jest fragment:

" [...] całą duszę wkładał w synka, w zdrowego i zażywnego Czarusia. Chłopiec ten miał od najwcześniejszych lat najdroższe nauczycielki francuskiego, angielskiego, niemieckiego i polskiego języka, najlepszych, drogo płatnych korepetytorów, gdy poszedł do gimnazjum. Uczył się wcale nieźle, a raczej czułby się był znakomicie, gdyby rozkochani w nim rodzice nie przeszkadzali swymi trwogami i pieszczotami, czy aby się nie przepracowuje i wysila zanadto. W zacisznym gabinecie, wysłanym puszystym dywanem, tak puszystym, że w nim stopa ginęła, ojciec i syn spędzali jak najczęściej rozkoszne sam na sam. Chłopiec pierwszoklasista, leżąc na piersiach ojca, z głową przy jego głowie, i ojciec, kołyszący się na bujającym fotelu, wycałowali sobie z ust usta tabliczkę mnożenia, bajkę francuską, którą srogi nauczyciel francuskiego zadał na jutro, albo powtarzali do upadłego jakiś mały wierszyczek polski, żeby zaś nie zapomnieć dobrego wymawiania tej trudnej mowy.[...]"

Jednak ten uporządkowany i bezpieczny świat Cezarego zniszczyła wojna. Jej wybuch spowodował, że ojciec został powołany do wojska i musiał wyruszyć na front, pozostawiając rodzinę na łasce losu. Gdy zabrakło Seweryna Baryki, Czarek zaczął używać swobody. Nie chodził do szkoły, wagarował. Przysparzał swoim zachowaniem bardzo wiele przykrości i problemów matce. Potem wybuchła rewolucja i Cezary, zafascynowany rewolucyjnymi hasłami, zaczął czynnie brać w niej udział. Między innymi oddał wszystkie zgromadzone w domu kosztowności. W tym czasie na skutek przemęczenia zmarła jego matka. Czarek został zupełnie sam. Dopiero w czasie walk tatarsko- ormiańskich, gdy pracował przy zakopywaniu trupów, odnalazł swego ojca, który wrócił do Rosji, by zabrać syna do niepodległej Polski- jego ojczyzny.

Po raz drugi Czarek trafia na pewien czas do Arkadii, gdy przyjeżdża do Nawłoci- majątku swojego przyjaciela Hipolita Wielosławskiego. Nawłoć byłą majątkiem ziemiańskim, w który wciąż żyło się pamięcią o starych dobrych czasach szlacheckich. Baryka po przyjeździe do tego miejsca poczuł się tak, jakby znał je od dawna. Od razu stało się ono bliskie jego sercu, o czym świadczą słowa:

"Cezary przysiadł na porę czy ganku. Był odurzony. Był pijany, ale nie winem. Pierwszy to pewnie raz od śmierci rodziców miał w sercu radość, rozkosz bytu, szczęście. Było mu dobrze z tymi obcymi ludźmi, jakby ich znał i kochał od niepamiętnych lat. Wszystko w tym domu było dobre dla uczuć, przychylne i przytulne jak niegdyś objęcia rodziców. Wszystko tu było na swoim miejscu, dobrze postawione i rozumnie strzeż one, wszystko pociągało i wabiło, niczym rozgrzany piec w zimie, a cień wielkiego i rozłożystego drzewa w skwar letni. Żadne tu myśli przeciwne, nieprzyjazne przeciwko temu dworowi nie powinny się były rodzić. [...] Każdy pagórek albo wąwozik, który mijano, był od razu, od spojrzeń jakiś ci swój, bliski, nieodłączny."

Cezaremu już podczas pierwszego spotkania cała rodzina Hipolita niezwykle przypada do serca. Są oni dla niego niezwykle życzliwi. Przyjmują go jak swojego. Bardzo się cieszą, że obaj młodzi mężczyźni wrócili cało z wojny polsko- bolszewickiej. Nie tylko zresztą państwo cieszy się z przyjazdu Hipolita i Cezarego. Także cała służba nie kryje swego szczęścia. Oto mówiący o tym fragment:

"Już od dziesięciu minut lokaj Maciejunio z cicha prosi panią dziedziczkę , no i jaśnie panicza, że oto Wojciunio nie może wytrzymać i strasznie błaga, żeby mógł spojrzeć na panicza. No, więc wołać go w drodze łaski! Drzwi się uchylają i staje w nich Wojciunio, kucharz równie stary jak lokaj Maciejunio. Kucharz jest jąkałą, znanym na cały powiat. Nic nie może powiedzieć, tylko zdejmuje swą białą czapkę i śmieje się starym, radosnym śmiechem, przypominającym koń skierżenie. Macha do panicza Hipcia białymi rękami, coś mu pokazuje na migi. Hipolit mu na migi odpowiada i oba chichocą ze szczęścia. Kucharz zamyka drzwi z należnym uszanowaniem, dziękując za łaskę . Ale i zza drzwi słychać jeszcze jego śmiech i bełkot radosny."

Widać wiec, że tu wszyscy, tak jak w domu Sędziego Soplicy, są jedną, wielką rodziną. Cezary od samego początku jest ujęty atmosferą życzliwości panującą w Nawłoci. Szybko też wchodzi w rytm życia dworu. Wyznaczany jest on przez kolejne posiłki, których jest bardzo dużo. Właściwie przez cały czas mieszkańcy dworu coś jedzą. Mówi o tym fragment:

"Wstawano dość późno. A ledwo spożyto śniadanie i dano folgę dyskusji, która się wyłoniła z przygodnego tematu, już ci Maciejunio wchodzi cichaczem ze swymi sprawami i stół, dopiero co sprzątnięty, zaściela czystym obrusem. Znaczyło to, że społeczność nawłocka zmierza ku obiadowi. Jakaś wycieczka konna albo na wózku, jakaś króciutka eskapada - powrót - i już ci gromią z racji spóźnienia się na obiad. - Obiad. - Czarna kawa z odrobinką pomarańczową tego wyspiarskiego Curaqao, papierosy... - Sprzątają. - Towarzystwo zaczyna rozdzielać się , zmniejszać i zdążać w kierunku poobiednich drzemek, aliści Maciejunio chrząka i poleca chłopcu nakryć stół. Kawuńcia biała, herbata - słowem five o'clock tea z tymi chlebkami, żytnim i pszennym, z owym masełkiem nieopisanym a śwież ym, z tymi ciasteczkami suchymi, których sława szeroka rozeszła się była poza granice państwa nawłockiego, a stanowiła niewątpliwą specialite de la maison. Po kawie jakaś przejażdżka, wypad do sąsiedniego miasteczka. Ostropustu albo trochę muzyki w salonie, odkąd zjawiła się panna Wandzia Okszyń ska, nieco tań ca, skoro ktoś z sąsiedztwa nagodził się na odwieczerez. I oto Maciejunio znów się krząta i pobrzękuje. Ma się ku kolacji. Maciejunio mruga i szepce ciekawym, wtajemnicza najcichszym szeptem księdza Anastazego: baraninka - albo - kurczątka - rożen. Po kolacji jakaś partia szachów z księdzem Anastazym, jakaś partyjka winta (dwie ciocie, mama, ksiądz - albo - mama, ksiądz, Hipolit, Cezary) - godzina jedenasta, pół do dwunastej... Smutno byłoby iść spać bez jakiegoś wzmocnienia, bez leciutkiego, przedsennego posiłku. Maciejunio, drepcząc pośpiesznie, przynosi domowe serki owcze, obce, ostre, zielone - jabłka nieopisanej dobroci, jesienne delicje - jakieś tam malusieńkie kieliszeczki z czymś tam ciemnowiśniowym... Słowem, krótki i skromny "podkurek" przed śródnocnym pianiem koguta."

O to, by na stole zawsze znajdowało się coś dobrego do zjedzenia dba kucharz Maciejunio:

"Maciejunio, dostrzegłszy rannego gościa na sofie, zafrasował się , zamartwił, o mało nie płakał. Jakże to! Jeszcze śniadania nie ma na stole, a gość, taki gość, paniczów największy przyjaciel, czeka! Zakrzątnął się , zabiegał jak fryga, aż podskakiwał w pośpiechu. Wnet napędził do tej sali bosych pokojówek, jakichś małych "podręcznych" Piotrków i Florków. Nakryto stół i piorunem wniesiono koszyki zchlebem żytnim, z bułkami własnego wypieku, z suchymi ciasteczkami i rogalikami. Maciejunio własnoręcznie naznosił słoików z miodem, konfiturami, konserwami, sosami. Tu podstawił "masełko", tam rogaliki. Pod siwym przystrzyżonym wąsem uśmiechał się spoglądając na pewien słoik, który nieznacznie wskazywał i coś "ośmielał się" szeptać z cicha na jego wielką, bardzo wielką pochwałę . Cezary przysiągł mu oczyma, iż odwiąże opakowanie słoika i skosztuje, a nawet sięgnie dokumentnie do wnętrza. Od wczorajszych doświadczeń polegał na zdaniu Maciejunia. Wniesiono uroczyście tacę z kamiennymi imbrykami. W jednym była kawa, kawa jednym słowem - nie jakiś sobaczyersatz niemiecki - "kawusia", rozlewająca aromat swój na cały dom. W kamiennych także garnuszkach podsuwano porcje śmietanki. Z kożuszkami zagorzałymi od ognia uśmiechały się do gościa te kamienne garnuszki, przypiekane przez ogień zewnętrzny. [...]"

Oprócz posiłków, które stanowią centralną część dnia, mieszkańcy i goście zażywają i innych przyjemności. Chodzą na długie spacery, jeżdżą na konne przejażdżki, grają w karty, dyskutują, czasem idą na jakieś wystawne bale i flirtują. Mieszkańcy dworu nie pracują. Nieliczna prace, których się podejmują, są dla nich raczej zabawą i rozrywką. Tak o segregowaniu jabłek mówi narrator:

"Był to zresztą czas, kiedy całe dystyngowane towarzystwo z "pałacu" wraz z pełnymi taktu ciotkami i samą panią Wielosławską wdrapywało się na strych dworu w celu segregowania jabłek. Na tym strychu były specjalne przegrody, rodzaj sąsieków z dawna wylepionych gliną i zasypanych sieczką. Znoszono tam masy jabłek, gdy dojrzały w rozległych ogrodach leżących po obydwu stronach drogi wjazdowej. Były to jabłka rozmaitych gatunków, ale sam owoc najprzedniejszy doskonałości niegdyś szczepionych. Na tym strychu rozległym i dość wysokim, suchym i przewiewnym, było ciepło rozkoszne i prawdziwie anielski zapach dojrzałych jabłek. Towarzystwo zabierało się niby to do segregowania owocu, umieszczania co najprzedniejszych okazów we właściwych przegrodach, lecz w gruncie rzeczy towarzystwo zajmowało się zjadaniem co przedniejszych okazów w ilości zaprawdę nadmiernej. Ksiądz, Hipolit, Cezary, wujcio, nawet wiotkie i wywiędłe ciocie, nawet sama pani Wielosławska, słowem wszyscy, prowadzili na tej górce jakby pewnego rodzaju kurację jabłeczną. Nadto, usadowieni na tej górce, tracili niejako swą skorupę , w której uroczyście poruszali się i chadzali w pokoju bawialnym i stołowym. Tam, w górnej strefie - bili się jabłkami, gonili się i dokazywali jak dzieci, a raczej jak stado szczurów na poddaszu."

Życie w Nawłoci biegło spokojnie i bez większych zmartwień. Nawałoć przypominała miejsce idyllistyczne, jednak nie do końca tak było. Na tym sielankowym obrazku są pewne rysy.

Już samo prowadzenie domu pozostawiało wiele do życzenia. Tu nie dbano tak o gospodarstwo ,jak robił to w Soplicowie Sędzia. Wszędzie widać jakieś usterki i drobne uchybienia ( grożące zawaleniem schody, zmurszałe drewniane ławki"). Szlachta z Nawłoci nie przestrzegała już dawnych zwyczajów i etykiety. Każdy robił to, co chciał. Nie przejmowano się też, gdy Cezary flirtował z Karoliną.

Czarek, który w Nawłoci znalazł drugi dom i tu zapominał powoli o okropnościach rewolucji, które oglądał. Początkowo życie w dworku bardzo mu się podobała, a zachowania szlachciców przyjmował bezkrytycznie. Stopniowo jednak zaczął zauważać pewne niepokojące rzeczy, które burzyły mu ten sielski obrazek. Czarek wiedział, że z bogactwem szlacheckiego dworu sąsiaduje ogromna nędza chłopów i Żydów. Szlachcice bawili się i siedzieli zawsze przy suto zastawionych stołach i nie wiedzieli, a może nie chcieli wiedzieć, że swoich włościach są ludzie, którzy nie mają czym nakarmić dzieci. Przejmującym obrazem dla tego młodego chłopaka jest obraz nędzy, w jakiej żyją komornicy w Chłodku. Od wizyty w tamtym miejscy Baryka zaczyna bardziej podejrzliwie przyglądać się życiu szlachciców. Dobrze zdaje sobie sprawę, że tak wielkie nierówności kiedyś mogą się stać przyczyną wielkiego konfliktu i doprowadzić do takiej rewolucji, jaka miała miejsce w Rosji. Czarek zdawał sobie sprawę, że idylla panująca w Nawłoci jest jak bańka mydlana, która szybko pryśnie i po której nic nie zostanie. Pewnego razu powiedział o tym wszystkim Hipolitowi:

"Chwycił po pijanemu Hipolita za szyję i namiętnie szeptał mu do ucha:

- Strzeż się , bracie! Pilnuj się ! Za tę jedną srebrną papierośnicę , za posiadanie kilku srebrnych łyżek, ci sami, wierz mi, ci sami, MaciejunioWojciunio, Szymek i Walek, a nawet ten Józio - Józio! - wywleką cię do ogrodu i głowę ci rozwalą siekierą. Wierz mi! Ja wiem! Grube i dzikie sołdaty ustawią cię pod murem... Nie drgnie im ręka, gdy cię wezmą na cel! [...]Myśl gorzka i cierpka, owoc wszystkiego, co w swym życiu widział, nasunęła wewnętrzne, zjadliwe pytanie: Kiedyż nadejdzie podły dzień , iż tenże Jędrek posiądzie odwagę i zdobędzie się na siłę , żeby jaśnie pana chwycić za gardło i bić w kufę , względnie w mordę ? Czy też Maciejunio da radę , czy potrafi wypchnąć jaśnie dziedziczkę za drzwi główne, właśnie w pazury motłochu? Czy potrafi wpuścić biedę okolicznych wsi, ażeby nareszcie zobaczyła, co to tam jest, co się mieś ci w salonie, w środku tego starego dworu, bardziej niedostępnym i bardziej tajemniczym dla tłumu niż święty kościół w Nawłoci? [...] Jedni mają jadła tyle, że z niego urządzili kult, obrzęd, nałóg, obyczaj i jakąś świętość, a drudzy po to tylko żyją, żeby nie zdychać z głodu! Zbuntujcież się , chłopy potężne przeciwko swojemu sobaczemu losowi!"

Odwołanie do motywu arkadyjskiego można znaleźć również w " Sklepach cynamonowych" Brunona Schulza. " Sklepy cynamonowe" to wspaniała , pełna fantazji i gry wyobraźni opowieść o Drohobyczu- rodzinnym mieście pisarza, w którym spędził swe dzieciństwo i młodzieńcze lata.

W samym centrum miasteczka znajdowała się kamienica, w której mieszkał Bruno ze swą rodziną. Tak ją opisuje:

"Przez ciemne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy w rynku przechodziło co dzień na wskroś całe wielkie lato: cisza drgających słojów powietrznych, kwadraty blasku śniące żarliwy swój sen na podłodze; melodia katarynki, dobyta z najgłębszej, złotej żyły dnia; dwa, trzy takty refrenu, granego gdzieś na fortepianie, wciąż na nowo, mdlejące w słońcu na białych trotuarach, zagubione w ogniu dnia głębokiego. "

W tym budynku mieścił się też sklep, który prowadził ojciec bohatera:

"Na dole mieścił się prowadzony przez ojca sklep: Ojciec mój siedział znowu w tylnym kontuarze sklepu, w małej, sklepionej izbie, pokratkowanej jak ul w wielokomórkowe registratury i łuszczącej się bez końca warstwami papieru, listów i faktur.[...] Tam siedział ojciec, jak w ptaszarni, na wysokim stołku, a gołębniki registratur szeleściły plikami papierów i wszystkie gniazda i dziupła pełne były świergotu cyfr. Głąb wielkiego sklepu ciemniała i wzbogacała się z dnia na dzień zapasami sukna, szewiotów, aksamitów i kortów. W ciemnych półkach, tych spichrzach i lamusach chłodnej, pilśniowej barwności, procentowała stokrotnie ciemna, odstała kolorowość rzeczy, mnożył się i sycił potężny kapitał jesieni."

W wyobraźni pisarza dom ten ulega niezwykłej transformacji. Zostajemy wprowadzeni do jego wnętrza i poznajemy jego mieszkańców: ojca, matkę, Adelę i sublokatorów. Oglądamy wnętrze sklepu. Później zaś zostajemy zabrani na spacer po Drohobyczu. Wędrujemy ulicami miasteczka, zaglądamy do ogródków, podwórzy i strychów, a także na palce zabaw. Nasza podróż nabiera uroku dzięki wejściu w świat fantazji Schulza. Oto jak opisuje pisarz swoje rodzinne miasteczko:

"Na bocznych uliczkach, w cichych zaułkach, uchodzących już w wieczorną dzielnicę , miasto było puste. Tylko dzieci bawiły się na placykach pod balkonami, bawiły się bez tchu, hałaśliwie i niedorzecznie. Przykładały małe pęcherzyki do ust, ażeby wydmuchiwać je i naindyczyć się nagle jaskrawo w wielkie, gulgocące, rozpluskane narośle albo wykogucić się w głupią kogucią maskę , czerwoną i piejącą , w kolorowe jesienne maszkary fantastyczne i absurdalne. Zdawało się , że tak nadęte i piejące wzniosą się w powietrze długimi kolorowymi łańcuchami i jak jesienne klucze ptaków przeciągać będą nad miastem - fantastyczne flotylle z bibułki i pogody jesiennej. Albo woziły się wśród krzyków na małych zgiełkliwych wózkach, grających kolorowym turkotem kółek, szprych i dyszli. Wózki zjeżdżały naładowane ich krzykiem i staczały się w dół ulicy aż do nisko rozlanej, żółtej rzeczki wieczornej, gdzie rozpadały się na gruz krążków, kołków i patyczków."

Razem z Schulzem odbywamy pełną uroku podróż do krainy dzieciństwa, podróż do krainy wyobraźni i dziecięcych marzeń. Jest to wędrówka wstecz do Arkadyjskiego świata pełnego spokoju, radości ,ciepła i bezpieczeństwa. Stosunek do świata pozbawiony jest fałszu czy zakłamania. W świecie Schulza panuje prostota, naiwność, ale i szczerość oraz zafascynowanie światem. Bohater Schulza podąża za swoimi wizjami, kreuje wciąż na nowo świat, rzeczywistość w jego umyśle ulega deformacji i przetworzeniu. Oto jak realny obraz skąpanego w słonecznym blasku rynku zmienia się w wyobraźni bohatera:

"Rynek był pusty i żółty od żaru, wymieciony z kurzu gorącymi wiatrami, jak biblijna pustynia. Cierniste akacje, wyrosłe z pustki żółtego placu, kipiały nad nim jasnym listowiem, bukietami szlachetnie uczłonkowanych filigranów zielonych, jak drzewa na starych gobelinach. [...] Kupka obdartusów, ocalała w kącie rynku przed płomienną miotłą upału, oblegała kawałek muru, doświadczając go wciąż na nowo rzutami guzików i monet, jak gdyby z horoskopu tych metalowych krążków odczytać można było prawdziwą tajemnicę muru, porysowanego hieroglifami rys i pęknięć. [...] Oczekiwało się , że przed tę sień sklepioną z beczkami winiarza podjedzie w cieniu chwiejących się akacyj osiołek Samarytanina, prowadzony za uzdę , a dwóch pachołków zwlecze troskliwie chorego męża z rozpalonego siodła, ażeby go po chłodnych schodach wnieść ostrożnie na pachnące szabasem piętro."

Świat , który obserwuje bohater, kusi go i wciąż na nowo prowokuje do odkrywania jego tajemnic. Takim symbolem nieodgadnionej tajemnicy , która wciąż kusi s sklepy cynamonowe (nazwa pochodzi od koloru boazerii ). Tak o nich pisze Schulz:

" Te prawdziwie szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze przedmiotem moich gorących marzeń. Słabo oświetlone, ciemne i uroczyste ich wnętrza pachniały głębokim zapachem farb, laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i rzadkich minerałów. Mogłeś tam znaleźć ognie bengalskie, szkatułki czarodziejskie, marki krajów dawno zaginionych, chińskie odbijanki, indygo, kalafonium z Malabaru, jaja owadów egzotycznych, papug, tukanów, żywe salamandry i bazyliszki, korzeń Mandragory, norymberskie mechanizmy, homunculusy w doniczkach, mikroskopy i lunety, a nade wszystko rzadkie i osobliwe książki, stare folianty pełne przedziwnych rycin i oszałamiających historyj."

Drohobycz ze " Sklepów cynamonowych" nie jest jednak miejscem rzeczywistym. Świat opowiadań jest światem mitycznym, w którym czas i przestrzeń ulegają wciąż przeobrażeniom:

"Każdy wie, ż e w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym - jak szósty, mały palec u ręki - wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.[...] To, o czym tu mówić będziemy, działo się tedy w owym trzynastym, nadliczbowym i niejako fałszywym miesiącu tego roku [...]"

Mityczny świat Schulza jest próbą powrotu do źródeł, próbą zbadania tajemnicy bytu, wyjaśnienia rządzących światem praw. Ów świat podlega ciągłemu wrzeniu, ciągłej przemianie, ciągłej zmianie kształtów. Dziecko poruszając wodze swojej wyobraźni znajduje podobieństwa między, wydawałoby się zupełnie nie pasującymi do siebie elementami. W jego umyśle ojciec ciągle ulega jakimś metamorfozom. Raz przybiera postać gniewnego proroka ze Starego Testamentu, innym przemienia się w kondora, a potem w karakona.

Arkadia Schulza ni jest jednak miejscem do końca szczęśliwym. I tu zdarzają się smutne wydarzenia, które burzą sielankowa wizję świata. Centralną postacią we wspomnieniach Schulza jest ojciec, który pełni rolę, maga i proroka. Niestety nie jest on jednak wieczny i wszechmogący. Podlega większym od niego prawom. Może go pokonać i zniszczyć. W świecie Brunona nadchodzi tez czas, gdy Ojca już nie ma. Władzę w jego królestwie przejmuje Adela, która niszczy " państwo ptasie" ojca.

W świecie Arkadii nie można żyć wiecznie. Albo ów świat sam znika wraz odejściem najbliższych osób, albo też zostaje porzucony przez wchodzącego w dorosłe życie bohatera. Jednak zawsze pozostanie on w jego pamięci wspomnieniach. Zawsze tez możliwy jest powrót do niego. Wystarczy tylko puścić wodze fantazji.

Motyw Arkadii funkcjonuje w literaturze i sztuce przez wieki i z pewnością będzie nadal będzie w nich obecny. Człowiek bowiem zawsze marzył o takim miejscu, gdzie czułby się bezpieczny i szczęśliwy. W pracy tej zaprezentowałam, w jaki sposób niektórzy pisarze wyobrażali sobie Arkadię. Jednak myślę, że w każdym z nas jest marzenie o posiadaniu takiego azylu i każdy z nas nosi w sobie jego wyobrażenie.