"PSAŁTERZ DAWIDÓW" JANA KOCHANOWSKIEGO

W roku 1759 został wydany "Psałterz Dawidów" nad którym Jan Kochanowski pracował przez całe lata siedemdziesiąte. Kochanowski przystępując do tego dzieła miał świadomość, ze nie może pisać psalmów na nowo w zupełnej wolności i nie respektowaniu wymogów oryginału, będącego wszakże tekstem świętym. Z drugiej strony zbytnie trzymanie się litery biblijnych tekstów powodowałoby wtórność tekstów, ich niedoskonałość, zaś niska ranga przekładu również nie byłaby właściwa wobec doskonałości hebrajskich tekstów. Warto też pamiętać, że w czasach Kochanowskiego zaczynały się ruchy reformatorskie, przez co każda ingerencja w teksty Pisma Świętego, zbytnie odejście od tekstu pociągało za sobą oskarżenie autora parafrazy o herezje. Często bibliści wszakże potrafili spierać się przez lata o jeden drobny wyraz w tekście Pisma Świętego. Powszechnie uważano, ze "Psalmy" zostały napisane przez biblijnego króla Dawida. Dzisiaj wiadomo że nie jest to możliwe, gdyż powstawały one na przestrzeni wielu wieków, począwszy od XI w. p.n.e. aż po V w. p.n.e. Dawid, który żył właśnie najprawdopodobniej w wieku jedenastym mógł być tylko autorem tych najstarszych. Przed Kochanowskim przekładu psalmów podejmowało się już kilku poetów, bądź teologów, jak Mikołaj Rej, Jakub Wujek, czy Jan Leopolita. Sam Mistrz z Czarnolasu najprawdopodobniej korzystał z przekładu Wujka i "biblii brzeskiej". Poeta sam nie znał hebrajskiego, więc musiał zgromadzić jak najwięcej przekładów tych tekstów by tym samym znaleźć ich jakaś cześć wspólną i to ją obrać za podstawę swojego przekładu. Kochanowski korzystał również z "Wulgaty" czyli przekładu całego Pisma Świętego dokonanego w czwartym wieku naszej ery przez świętego Hieronima.

Psalmy najogólniej można podzielić pod względem ich tematu na wielbiące Boga, pokutne, błagalne, dziękczynne, mówiące o dogmatach wiary, o historii, na mesjanistyczne przepowiadające przyjście. Warto dodać, ze właśnie "Siedem psalmów pokutnych" wyszło w osobnym zbiorku, w roku wydania przez Kochanowskiego całego tekstu "Psałterza". Księgę tę tworzy pięć rozdziałów zawierających łącznie sto pięćdziesiąt tekstów. Patrząc na psalmy można mówić również o poecie, który je oryginalnie tworzył. Była to postać całkowicie różna od Orfeusza przyświecającego "Pieśniom" autorskim Kochanowskiego. Poeta mówiący w psalmach to Dawid, człowiek uwikłany niejednokrotnie w konflikt z Bogiem. Nie mogący się porozumieć się również i z ludźmi, targanego jednocześnie duma z własnego dzieła i poczuciem nikłości wobec wspaniałego Stwórcy.

Nie można tez mówić, patrząc na całość psalmów przełożonych przez Kochanowskiego, by pisane były one w szczególnym złączeniu z kościołem rzymsko - katolickim, zachowują bowiem wspaniały uniwersalizm, przez co po dziś dzień śpiewane są w kościołach zarówno katolickich jak i protestanckich. Może też i dzięki temu, że w 1580 roku ukazały się "melodie na Psałterz polski" kompozycji największego muzyka renesansowej Polski - Mikołaja Gomółki.

Ważna jest tutaj kreacja boga, którego przymioty i określenia nie mogą być zamknięte tylko w jednej doktrynie. Tak jak w "Hymnie" był to stwórca wielkiego i wspaniałego świata, poprzez którego człowiek go poznawał i wielbił:

"Tyś pan wszystkiego świata, Tyś niebo zbudował

I złotymi gwiazdami ślicznieś uhaftował.

Tyś fundament założył nieobeszłej ziemi

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.

Za Twoim rozkazaniem w brzegach morze stoi,

A zamierzonych granic przeskoczyć się boi.

Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają.

Biały dzień, a noc ciemna swoje czasy znają",

Tak i w psalmach pojawia się podobnie scharakteryzowany Bóg. Tak ma to miejsce we fragmencie psalmy dziewiętnastego:

"Jest kto, krom Boga, o kim byś rozumiał,

Żeby albo mógł, albo więc i umiał

Ten sklep zawiesić nieustanowiony,

Złotymi zewsząd gwiazdami natkniony?

dzień ustawicznie nocy naszladując,

Noc także dniowi wzajem ustępując

Opatrzność Pańską jawnie wyznawają;

Toż i porządne nieba powiadają".

Często tez określa się światopogląd Jana Kochanowskiego, w oparciu o jego twórczość, jako humanizm chrześcijański, co łączyło go z podobną postawą Erazma z Rotterdamu. Było to umiejscowienie się na styku trzech wielkich wpływów religijnych: antyczno-pogańskiego,, Starotestamentowego i Nowotestamentowego. Poeta łącząc te wpływy, starając się wypośrodkować swoje sądy, stworzył dzieło spójne i doskonałe w swojej logiczności. Należy dodać, ze poeta tłumacząc psalmy ściśle trzymał się ich wyznaczników wersyfikacyjnych, nie dodawał żądnych nowych obrazów, czy nie dokonywał przekomponowywania kolejnych utworów. Jego pióro poetyckie odcisnęło jednak swój znak w warstwie stylistycznej tekstu. Zdarza mu się też łagodzić, w duchu renesansu, pewne zbyt groźne i nieprzyjemne obrazy, zaś o Bogu pisze zawsze w kontekście Jego wielkiej miłości, a nie równie potężnej siły. Warto zaznaczyć tez inwencję Kochanowskiego w nazywaniu Boga imionami innymi niż tylko te dwa które zapisane są w oryginale tekstu biblijnego. Tam Bóg występuje pod dwoma znakami "Jahwe" co oznacza "Pan", oraz "Elohim" - "Bóg". U Kochanowskiego poza tymi dwoma nazwami pojawiają się i inne imiona znaczące Boga, takie jak Sędzia, Obrońca, Ojciec, Stwórca, Sprawca, często też tym imionom towarzyszą określenia mówiące o Nim, jak litościwy, sprawiedliwy, miłosierny, dobry, nieskończony itp. Czasami pojawiają się też określenie Boga zaczerpnięte wyraźnie z tradycji antycznej, jednak nie będące jakoś specjalnie wyróżnione, Bóg wiec to też i ten który jest "Władogromy", czy panujący nad "Płynącymi piekielnymi wodami", co oznaczało w Grecji Hades. Ogólnie można powiedzieć, że poeta starał się urozmaicić tekst w miejscach gdzie określenia Boga mogą być najprzeróżniejsze, a nie tylko powtarzające się niezmiennie przez cały tekst.

Warto tez zaznaczyć, co przy nieznajomości hebrajskiego może umknąć, że psalmy w oryginale nie są organizowane poprzez rym i rytm wiersza. Właściwy ich budowie jest paralelizm, czyli odpowiednictwo wzajemne kolejnych części tekstu.

W wielu tekstach poeta odchodzi wiec od stylistyki oryginału, lecz w niektórych, zwłaszcza tych szczególnie popularnych, stara się to czynić w jak najdelikatniejszy sposób. Tak rzecz ma się z "Psalmem 91" po dziś dzień śpiewanym w kościołach. Obraz budowany jest w nim w ścisłym powiązaniu z oryginalnym stylem i językiem wcześniejszych biblijnych przekładów:

"Kto się w opiekę poda Panu swemu

A całym prawie sercem ufa Jemu,

Śmiele rzec może:

Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga>".

Można powiedzieć, że w psalmach Kochanowski najlepiej wyraził swój światopogląd religijny. Nie czynił on bowiem jakiegoś specjalnego kultu Maryjnego, z rzadka wyrażał się o Jezusie. W bogu widział najwspanialszy Absolut i to najczęściej Jego czynił znakiem transcendencji w swoich tekstach. "Psalmy" z racji swojego pochodzenie świetnie mu to umożliwiały. Warto na zakończenie przytoczyć fragment "Psalmu 8" w którym motyw boga ukształtowany jest trochę w powiązaniu z renesansowym panteizmem Jego ujmowania:

"Gdziekolwiek słońce miece strzały swoje,

Wszędy jest zacne święte imię Twoje,

A sławy niebo ogarnąć nie może

Twej, wieczny Boże!".

ŁUKASZ GÓRNICKI I JEGO PRZEKŁAD "IL CORTEGIANO" BALTASARA CASTIGLIONEGO

W czasach renesansu w modzie były pisane tak zwane "zwierciadła życia" czyli portrety postaw najwłaściwsze dla ludzi. Taka literatura parenetyczna nie pozostawała wcale tak daleko od średniowiecznych żywotów świętych, lecz co zrozumiałe nie musiała nieść sobą tylko i wyłącznie treści religijnych. Często powstawały w ten sposób świeckie portrety postaci. Jednym z pierwszych na gruncie polskim takich pozycji było słynne "Źwierciadło" Mikołaja Reja, zawierające "Żywot człowieka poczciwego". Miało ono wartości uniwersalne, mimo iż opisywało tylko człowieka stanu średnio szlacheckiego, a to z racji włączonego w "Żywot..." fragmentu o wegetatywnej przemianie pór roku, w którą wpisane jest życie każdego człowieka, nienależnie od pozycji czy posiadanego majątku.

Z kolei w renesansowej Europie można znaleźć dwa wybijające się przykłady utworów parenetycznych, popularne i czytane po dziś dzień. Jeden to "Książę" ("Il Principe" Niccolo Machiavellego, zaś drugi to "Il Cirtegiano" Castiglionego. "Książę" z racji swojej niezasłużenie złej sławy nie doczekał się rychłego przekładu na język polski, natomiast dzieło Castiglionego, wydane w Wenecji w 1528 roku, dzięki szybkiej przeróbce Górnickiego ukazało się już w 1566 roku w Krakowie pod tytułem "Dworzanin polski". Warto wspomnieć inne, wcześniejsze działa parenetyczne w literaturze polskiej. Za takie mogą być uznawane "Księgi o wychowaniu..." Stanisława Koszutskiego, "Wierny poddany" Stanisława Orzechowskiego, czy jego "Żywot i śmierć Jana Tarnowskiego". Na marginesie warto tutaj przypomnieć dzieło Wawrzyńca Goslickiego "O doskonałym senatorze" wydane po łacinie w Wenecji i w Bazylei. Zyskało ono stosunkowo duży rozgłos dzięki temu iż autor występował przeciwko wzmacnianiu władzy monarszej i głosił ideę wzmocnienia roli sejmu w rządzeniu państwem. Istnieje duże prawdopodobieństwo, ze dzieło to, wydane jeszcze za życia autora dwukrotnie w Anglii zainspirowało Szekspira do stworzenia postaci knującego spisek Poloniusza, w swoim słynnym dramacie "Hamlet".

Łukasz Górnicki urodził się w Oświęcimiu w roku 1527 w rodzinie mieszczańskiej. Można mniemać że to głównie dzięki swojej inteligencji i świetnemu umysłowi zdołał się wybić ponad stan i osiągnąć ważną pozycję społeczną. Dzięki początkowej pomocy wuja - poety Kleryka-Gasiorka, zaczął służbę u podkanclerzego Maciejowskiego, zaś następnie wyjechał na studia do Włoch. Z czasem dorobił się znacznego majątku i sprawował wiele funkcji kościelnych. "Dworzanin" uznawany jest powszechnie za jego najważniejsze i najdoskonalsze dzieło. Od niego również rozpoczął swoją karierę literacką. Warto tez wspomnieć o jego wspaniałym przekładzie tragedii Seneki "Troas".

Przekład Górnickiego w zestawieniu z oryginałem pokazuje śmiałe pióro pisarza zdolne do znacznych i wcale nie obniżających rangi dzieła przeróbek. Sam Baltazar Castiglione miał życie podobne do Gornieckiego. Spędził je na różnych dworach Włoskich w Mediolanie, w Mantui, w Urbino. To właśnie na tym ostatnim dworze, księcia Montefeltro toczy się akcja jego "Dworzanina" pisanego przez ponad dziesięć lat. Charakterystyczne dla dworów włoskich było to iż mogły mieć one przepych dorównujący królewskiemu, nawet jeżeli książę wokół którego się skupiały rządził na niewielkim, porównywalnym do niewielkiego polskiego województwa obszarze. To właśnie w takim otoczeniu skupiali się ludzie aspirujący do wszechstronnego, renesansowego właśnie wykształcenia. Oprócz niego ważny był również smak postawa pełna wdzięku o czym pisał Castiglione. Sam "Dworzanin" ma formę dialogu, podobna do tej jaką znamy z "Uczty" Platona. Zebrani towarzysze bawią się rozmowa, grają, lecz jednocześnie jest to turniej na kształt rycerskiego, w którym zwycięstwem jest pokonanie przeciwnika w rozmowie., rzeczowością i pięknem swojej argumentacji. Warto wspomnieć o samym "wdzięku", które to słowo, a raczej postawa zrobiło oszałamiająca karierę w renesansowej Italii. Wprowadzili je do kultury i ugruntowali w niej Platon i Arystoteles. W renesansie o wdzięku wypowiadali się piotr Bembo i Castiglione. Wdzięk polegał na wrodzonej umiejętności sprawiania, że rzeczy piękne i harmonijne podobają się, nie jest on jak proporcja czymś wykreślnym, mierzalnym, lecz stanowi częściowo subiektywną własność. Przez takie rozumienie można było uznawać wdzięk za sztukę. 'wdzięk" miał się zasadzać nie tylko we właściwej postawie, w wykształceniu, ale również i w stroju, o którym możemy wiele się dowiedzieć z kart "Dworzanina". Dowiadujemy się na przykład z rozmowy Myszkowskiego z Wapowskim, jakie powinny być motywy człowieka przy dobieraniu stroju, które to racje aktualne są po dziś dzień, jeżeli dobrze przypatrzymy się większości osób na naszych ulicach: "Prawdę WM. mówisz, ale wdy kiedyby kto sobie ze czterzech abo z piąci barw po społu dał suknię uczynić, a jeśli jeszcze k temu i czapkę i przyszedłby tu miedzy nas, prawda, żeby każdy z nas sobie pomyślił: co to za gąska? A tak trzeba tak na to, jako na każdą iną rzecz mieć bystre oko, aby człowiek uważył pirwej u siebie, będzieli sie to podobało ludziom, albo nie, co począć ma. Ale to najpotrzebniejsza w ubierze, aby dworzanin był ochędożny a snazny; wszakoż aby nie było białejgłowy ochędostwo, ale mężczyźńskie, a k temu, aby nie w jednej rzeczy był tylko ochędożny, a w drugiej nic, ale we wszytkim jednako. Bo najdzie drugiego, który wygoliwszy a wysmuknąwszy sobie czuprynę, już zaniedba i zapomni wszytkiego inego. Drugi zasię, kiedy sobie uczesze brodę, zda sie sobie barzo strojny, a drugi mając botki gładko na nodze, nie dba ni ocz więcej. Są też ci, którzy sie jedno o głowę starają, aby bieretek był z ferety, z piękną zaponą i z piorki barw rozmaitych. Więc to, w czym są takowi ochędożni, zda sie nie ich, ale pożyczane, a ono wszytko ine, co ledajako na nich leży, to dopiero widzi sie być ich własne. Otóż sie tego głupstwa dworzanin nasz nie dopuści.

- Zda mi sie, że nie przystoi - rzekł zasię pan Wapowski - i nie czyni tego żaden, kto ma baczenie, aby z ubioru miał sędzić, a nie z spraw abo z mowy, co sie w człowieka wlewa". Warto zaznaczyć, ze Castiglione pisał swoje dzieło pod koniec życia, tym samym zamykając epokę "jasnego" renesansu, zaś tłumaczenie polskie wyszło spod pióra młodego pisarza, i niejako otworzyło epokę renesansu w Rzeczpospolitej.

W "Dworzaninie polskim" akcja jest umiejscowiona w podkrakowskim wówczas dworze w Pradniku. Należał on do biskupa Samuela Maciejowskiego. To właśnie gospodarz rozpoczyna i kieruje tymi grami słownymi. Sam jednak później w nich nie bierze udziału, z racji tego że musi wyjechać w sprawach państwowych. Rozmówcy to ówczesna kulturalna i intelektualna śmietanka Krakowa, gdyż Górnicki zapełnił swojego "Dworzanina" autentycznymi postaciami swoich czasów. Są to więc brat biskupa Stanisław Maciejowski, popularny Stanisław Wapowski, znany choćby z sonetu Jana Kochanowskiego, dyplomata Wojciech Kryski, Kostka, Myszkowski, Jan Dereśnik, Bojanowski, oraz przyszły teść Jana Kochanowskiego Stanisław Podolski, który był ojcem Doroty. Tych dziewięciu mężczyzn, to także dziewięć portretów dworzan królewskich, Każdy z nich różni się czymś od drugiego, lecz wspólnie tworzą spójny obraz dworskiego człowieka tamtych czasów.

Można uznać Wojciecha Kryskiego za najlepiej wykształconego spośród wszystkich zgromadzonych. To on właśnie prowadzi wykład o "przystałości"" jak tłumaczy Górnicki "wdzięk". W jego usta również jest włożona obrona języka polskiego. W polskim przekładzie nie pojawiają się postaci kobiece, występujące jako rozmówczynie we włoskim oryginale. Jednak sa one omawiane w rozmowach między innymi przez Maciejowskiego i Kostkę.

Warto dłużej zatrzymać się nad pierwszą księga "Dworzanina" w której Górnicki przeprowadził autorską obronę języka polskiego, co stanowi najpiękniejszy fragment całości. Wypowiada się o tym Kryski, wykształcony we Włoszech humanista. Autor nie ma nic przeciwko temu, żeby włączać do polskiej mowy obce, ale najlepiej słowiańskie wyrazy, jeśliby nie miały one polskiego odpowiednika. Wtedy choć nie czysta, ale polska mowa byłaby dokładniejsza. Ostro jednak występuje przeciwko nadmiernym makaronizmom, zaciemniającym komunikatywność języka. Pan Kryski przypomina również o pochodzeniu języka polskiego od wspólnej podstawy jaka miały z nim i język słowacki i ruski i chorwacki. Pan Kryski nie otrzymał jednak na tyle świetnego wykształcenia polonistycznego, by wiedzieć że tym językiem był staro cerkiewno słowiański, przez co on nie żyje, a ten język nadal straszy. Wracając jednak do Górnickiego, zdaje on sobie sprawę z tego że polszczyzna dopiero się kształtuje. Nie znajdował sam w niej wielu potrzebnych mu terminów do wyrażenia abstrakcyjnych rzeczy. Językiem polskim mówili wszak wcześniej tylko chłopi, przez co i terminologia polska najlepiej przystosowana była do ich świata wartości, pracy i obyczajów. Jeśli zaś miał z niej się wytworzyć język ogólnopolski i literacki, musi on przejść jeszcze wiele faz. Głosił także to by nie tłumaczyć na siłę niektórych obcych terminów przyswojonych już językowi ojczystemu. Można mówić tutaj o mistrzostwie jego użycia przez Górnickiego. Jego język mimo że upłynęło już kilkaset lat od napisania "Dworzanina" nadal jest zrozumiały i nie stanowi trudności dla współczesnego czytelnika.

"Dworzanin" rozrasta się z czasem do dużego dzieła narracyjnego, w którego materię wpisanych jest ponad sto anegdot i facecji. Tylko około czterdziestu Górnicki wybrał z dzieła Castiglionego, reszta jest czysto oryginalnym wymysłem samego autora. Warto tez przy tej okazji przypomnieć definicje anegdoty i facecji. Otóż ta pierwsza jest to krótkie opowiadanie przypominające o nieraz niedyskretnym wydarzeniu. Facecja natomiast opiera się o błyskotliwe i zaskakujące sformułowania. Nie musie tez być ona jak anegdota opisem wydarzenia autentycznego. Właśnie facecjami można nazwać "Figliki" pisane przez Mikołaja reja, bądź niektóre "Fraszki" Jana Kochanowskiego. Wielkim facecjonistą był Stańczyk o którym wspomina i "Dworzanin".

MIKOŁAJ REJ

Mikołaj rej przyszedł na świat 4 lutego 1505 roku w Zórawnie niedaleko Halicza. Uczęszczał do wielu szkół w Skalmnierzu, we Lwowie, a następnie do szkoły średniej przy Akademii Krakowskiej, jednak jak sam później mówił niczego się w nich nie nauczył. W późniejszych, już młodzieńczych latach podjął dopiero trud samoedukacji, gdyż zaczął się wstydzić własnych braków w wykształceniu, kiedy służył na dworze Andrzeja Tęczyńskiego. Już jako dwudziesto kilku letni młodzieniec rej miał ustabilizowane życie, gdyż odziedziczył po śmierci ojca dość znaczny majątek, powiększany później z biegiem lat, tak że Rej założył nawet miasteczko Oksza. Znany był w okolicy ze swojego niezwykle otwartego i wesołego usposobienia, co przydawało mu popularności na sejmikach. Brał bowiem żywy udział w życiu szlachty, możliwe nawet iż uczestniczył w rokoszu zwanym "wojną kokoszą". Dużo podróżował po Polsce, lecz co może dziwić w tamtych czasach nigdy nie przekroczył jej granic. Około czterdziestu lat, rej porzucił wiarę katolicką i przeszedł na kalwinizm, odtąd w jego pismach wiele będzie właśnie problematyki podejmowanej w tym duchu.

Jednym z pierwszych dzieł Reja, jest dialog "Warwas z Lupusem". Nie zachował się on w oryginale ale został odtworzony z czeskiej wersji. Dotyczy on chytrości kobiet i jest niejako przeciwko nim wymierzony, jednak żartobliwie i w ujęciu satyrycznym. Dwóch rozmówców w każdej kobiecie, zarówno grubej jak i chudej, pięknej i brzydkiej, młodej i starej, rudej czy czarnej, znajdują gro wad i przywar.

Jednak to dopiero "Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem Wójtem a plebanem" jest pierwszym znanym w oryginale i całości dziełem Mikołaja Reja. Nie ukazał się ten dialog pod nazwiskiem Reja lecz pseudonimem Ambroży Korczbok Rożek w roku 1543. Problemy jakie poruszają trzej rozmówcy oraz Rzeczpospolita, upersonifikowana, stanowić mogą listę najbardziej palących spraw które poruszały ówczesnych obywateli. Mowa jest wiec w tym dziele o sprawach obyczajowych, religijnych i politycznych. Dzisiejszemu czytelnikowi ten tekst może sprawić wiele kłopotu i to nie tylko z racji języka momentami trudnego do zrozumienia. "Rozprawa..." zawiera wiele odniesień do współczesnych wydarzeń i postaci, które nie są już nam dzisiaj znane i trudno zrozumieć przez to kontekst w jakim się one pojawiają. Rej w tym traktaciku zachowuje jeszcze dość duży optymizm, zdaje się wierzyć ze to co pisze może się przekuć na realne zmiany w państwie Polskim.

To pismo Reja ma formę dialogu, czyli utworu mającego wyodrębnione w swojej formie przynajmniej wypowiedzi dwu postaci. Nie można jednak nazywać dialogu utworem dramatycznym, czy scenicznym. Ten gatunek kształtował się na pograniczu literatury pięknej i powiastek, dzieł filozoficznych, gdzie ważny był dyskurs. W renesansie przenikały się dwie tradycję pisania dialogu. Jeden to właśnie w duchu platońskim dialog proza, drugi to średniowieczny dialog wierszowany. Oba te odmiany przysłużyły się znacznie dla publicystów i pisarzy wieku szesnastego, którzy poprzez nie wykładali swoje poglądy polityczne, oraz w dużej mierze dotyczące obyczajów i religii. Pisarz pomyślał swój tekst jako satyrę ujawniająca ostry konflikt, toczący się wówczas w społeczeństwie, powiedzmy trzema najważniejszymi stanami, szlachta, duchowieństwem i chłopstwem. Całość jest poprzedzona przez wiersz "Ku dobrym towarzyszom" który to jest wyłożeniem idei i poglądów Reja.

Największymi przeciwnikami, nie mogącymi w żaden sposób dojść do porozumienia, są w tym dialogu Pan i Pleban. Ten pierwszy czasami stara się jeszcze znaleźć zrozumienie u Wójta. Pan gani kler przez ich zaniedbywanie wszelkich przypisanych im z racji stanu obowiązków. Księża rozumieją nauczanie jako ustawiczne łajanie wszystkich:

"Na naszym dobrym nieszporze

Już więc tam swą każdy porze s:

Jeden wrzeszczy, drugi śpiewa,

A też jednak rzadko bywa.

Jutrzniej, tej nigdy nie słychać,

Podobno musi zasypiać;

Odśpiewa ją czasem sowa,

Bo więc księdzu cięży głowa.

A wżdy przedsię jednak łają,

Chocia mało nauczają".

Mowa jest tez o ciemnocie i niewyedukowaniu kleru, o życiu duchowieństwa ponad stan, na kształt pasożytów. Ważnym elementem tej krytyki, z której na zachodzie wszak zrodziły się ruchy reformatorskie, jest wypomnienie przez pana Plebanowi opłat za odpusty:

"Co on nam w kazanie powie:

Iż gdy wydam dziesięcinę,

Bych był nagorszy, nie zginę,

A dam li dobrą kolędę,

Ze z nogami w niebie będę. (...)

Kury wrzeszczą, świnie kwiczą,

Na ołtarzu jajca liczą".

Wieręsmy odpust zyskali,

Iżechmy sie napiskali. (...)

Można sadzić że Rej przychyla się do tych zarzutów, ale trzeba mu przyznać sprawiedliwość że stara się rozłożyć krytykę stanów równomiernie i nie skupiać się tylko na jednostronnym oglądzie. Mimo iż wiele w tym dziele polityki, nie można go traktować tylko poprzez tematykę, to również utwór starający się spełniać i artystyczne wymogi dzieła sztuki. Tak wiec z kolei Pleban krytykuje szlachtę, a szczególnie szkodzących państwu posłów: "Każdy na swe skrzydło goni;/ Pewnie Pospolitej Rzeczy/ Żadny tam nie ma na pieczy". Wraz z Wójtem narzeka tez na wysokie świadczenia i kontrybucje jakie ich stany są zmuszone ponosić z racji toczonych wojen. Jednak wszystkie te nadużycia skupiają się najbardziej na chłopstwie, o czym przypomina Wójt. Zarzuca duchowieństwu bardzo niekorzystne dla chłopów naliczanie dziesięciny:

"Każdy tu, co ji ksiądz liczy,

Ubogiego kmiecia ćwiczy, (...)

Ksiądz pana wini, pan księdza,

A nam prostym zewsząd nędza, (...)

Urzędnik, wójt, szołtys, pleban,

Z tych każdy chce być nad nim pan".

Wskazuje na zakłamanie księży, którzy usp0rawiedliwiaja swoją chciwość i pazerność boskimi nakazami: "Acz nie wiem, wie-li Bóg o tym,/ Aż to zrozumiemy potym:/ To wiem, iż żyta nie jada,/ Bo w stodole nierad siada". Także i szlachta nie liczy się z chłopami, podwyższajac im obowiązkowe dni pańszczyzny. W usta Wójta włożona jest tez krytyka wystawnego życia szlachty, często ponad stan, zabawianie się na polowaniach, które nieraz niszczą zbiory chłopów: "A prędko ta pycha minie,/ Gdy razem bram [listwa u szaty] z wioską zginie". Najlepiej zostaje zas to wszystko podsumowane we fragmencie: "Ksiądz pana wini, pan księdza,/ A nam prostym zewsząd nędza(...) /Bo każdy, folgując [dogadzając] sobie,/ Wszystko chce zwysić [powetować] na tobie".

Często mówiono iż Rej nie respektuje języka właściwego danej klasie społecznej. Jednak takie oczekiwania zrozumiane byłyby jeżeli "Krótka rozprawa..." byłaby utworem scenicznym, a takim wszak jak wiemy nie jest. Liczne są natomiast w nim przytoczenia, które choć nie są zróżnicowane na płaszczyźnie języka, posługują się inną retoryką właściwą dla danego stanu:

"Wierę snać z sejmu naszego

Nie słychamy nic dobrego,

Już to kielka niedziel bają,

A w ni w czym sie nie zgadzają. (...)

Pewnie Pospolitej Rzeczy

Żadny tam nie ma na pieczy.(...)

A to, co jem trzeba, kują.

Bo jedni są, co sie boją,

Drudzy o urzędy stoją,

Jako tako pochlebuje,

Gdy co kto smacznego czuje.

Bo acz to jest wielki urząd,

Kto chce łatać ten spólny błąd,

Lecz gdy nie będzie pilności,

A prawej, spólnej miłości,

Przedsię z oną płochą radą

Na chromem do domu jadą".

Pojawiaj się tez w tekście przedrzeźnienia, formułowane przez jednego z rozmówców wobec innej niż jego klasa:

"Co on nam w kazanie powie:

Iż gdy wydam dziesięcinę,

Bych był nagorszy, nie zginę,

A dam li dobrą kolędę,

Ze z nogami w niebie będę".

Jest tez po dziś dzień Rej nazywany "ojcem mowy polskiej". Choć sam jej nie wymyślił i nie był pierwszym pisarzem który jej użył w swojej twórczości, to jednak jako pierwszy pisał tylko i wyłącznie w języku polskim, dzieła co ważne oryginalne, nie będące parafrazami czy tłumaczeniami. Jest tez autorem jednego z najpopularniejszych cytatów z renesansu, dotyczącego polskiej mowy i jej wysokiej rangi wobec języków uznawanych za literackie:

"A niechaj narodowie wżdy postronni znają,

Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają".

FRASZKI W TWÓRCZOŚCI JANA KOCHANOWSKIEGO

Najwybitniejszym renesansowym autorem fraszek był Jan Kochanowski. Były to zazwyczaj wierszowane, króciutkie utwory, które wcale ni e musiały poruszać tylko i wyłącznie tematyki zabawowej, czy żartobliwej, jak powszechnie się uważa. Zdarzały się wszak fraszki filozoficzne, dotyczące spraw egzystencjalnych. Kochanowski w swoim życiu napisał ich ponad trzysta i pomieścił w trzech księgach. Powstawały one najczęściej na dworze królewskim i dotyczyły obyczajów, postaci, z którymi się spotykał przy tej okazji. Fraszki z okresu Czarnoleskiego, kiedy poeta usunął się z życia czynnego i zamieszkał w swoim majątku mówią o jego życiu, chwalą okolicę i ideał prostego, spokojnego życia. W wielu fraszkach Kochanowski mówi o swoim własnym życiu, zastanawia się nad dawnymi wyborami, wydarzeniami, maja więc one znaczenie autobiograficzne.

Fraszka "Do gór i lasów" należy do fraszek o charakterze autobiograficznym. Cechuje ją niezwykła kondensacja. W kilku linijkach poeta podsumowuje całe dotychczasowe swoje życie, które spędził na studiach a później na dworze królewskim. Wspomina również swoje podróże po miastach niemieckich, francuskich i włoskich. To także odprysk pamięci po wyprawie do Inflant, w której brał udział:

"Gdziem potym nie był? Czegom nie skosztował?

Jażem przez morze głębokie żeglował,

Jażem Francuzy, ja Niemce, ja Włochy,

Jażem nawiedził Sybilline lochy".

Patrząc teraz na to wszystko z perspektywy lat, Kochanowski widzi niepowstrzymany bieg czasu. Nie wie jak i kiedy pojawiły się "srebrne w głowie nici". Nie powoduje to jednak jakiegoś wielkiego rozgoryczenia czy żalu. Poeta potrafi spojrzeć na to wszystko ze spokojem i zrozumieniem. Pojawia się tez tutaj obraz mitologicznego bożka Proteusa, który miał te właściwość że zmieniał ciągle kształty i wciąż wcielał się w nowa postać. Taki tez los stał się, w widzeniu poety, jego samym. I on przeżył życie nie w zastoju, lecz podlegając ciągłym, często nieopanowanym zmianom:

"Taki był Proteus, mieniąc się to w smoka

To w deszcz, to w ogień, to w barwę obłoka.

Dalej co będzie? Srebrne w głowie nici,

A ja z tym trzymam, kto co w czas uchwyci".

Fraszką z grupy dworskich, podejmująca tematykę wesoła, biesiadną jest bez wątpienia ta "O doktorze Hiszpanie". Jej bohaterem jest rzeczywista postać znajomego poety Rozjusza. Pokazuje z przymrużeniem oka zwyczaje jakie panowały wśród dworaków. Choć porusza temat pijaństwa czyni to wesoło, bez zbytniej przygany. Życie na dworze często przyjmowało postać zabawy ludzi skupionych wokół króla Zygmunta Augusta. Nie przejmowali się oni sprawami państwa zbyt wiele, a jedynie starali wykorzystać dane im możliwości zabawy. Niektórzy, jak nasz doktor nawet mieli jej za wiele:

"

Ani chce z nami doczekać wieczerze.>

A sami przedsię bywajmy weseli>.

Fraszka ta nie zawiera zaskakujących porównań, czy zmian akcji. Jej anegdotyczność skupia się wokół częstego zapewne postępowania dworaków:

"Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana!

Ba, wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana.

Doktor ni puścił, ale drzwi puściły".

Jest to barwny i radosny obrazek, ludzi żywych i choć może nie postępujących najlepiej, lecz dobrych i cechujących się poczuciem humoru. Choć doktor nie chciał już więcej się bawić, potrafił przyjąć przymus znajomych ze stoickim spokojem, zdobywając się jedynie na zgrabne skontestowanie sytuacji, które jednocześnie staje się zabawna pointa tej fraszki:

"Trudny - powiada - mój rząd z tymi pany:

Szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany".

Mniej wesołą i zawierająca już jawną krytykę pijaństwa jest fraszka "O Kaznodziei", gdzie Kochanowski stwierdza i pokazuje już samo to, o czym wspominał w "Krótkiej rozprawie..." Rej, to ze kler po pierwsze nie stosuje się w ogóle do tego co głosi, zaś po drugie zasłaniając się bogiem pozwala sobie na o wiele więcej niż niejeden prosty człowiek:

"

Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?>

(A miał doma kucharkę.) I rzecze:

Kazaniu sie nie dziwuj, bo mam pięćset na nie;

A nie wziąłbych tysiąca, mogę to rzec śmiele,

Bych tak miał czynić, jako nauczam w kościele>".

Fraszki Czarnoleskie z kolei stanowią zwarta grupę tekstów pokazujących stan umysłu poety, jego zmiany w sposobie patrzenia na świat, jakie w nim zaszły po opuszczeniu królewskiego dworu. Żyjąc na wsi, doglądając gospodarstwa, spędzając czas z żoną i dziećmi, poeta znalazł tak bardzo pożądany spokój i warunki do zastanowienia się nad światem, życiem. W tych fraszkach pojawiają się symbole tego okresu, będące uniwersalnymi wyrażeniami życia z sobą samym. Fraszka "Na lipę" pokazuje człowieka znajdującego największe szczęście w chwili obcowania z przyroda. Ona daje mu odpoczynek i spełnienie marzeń o życiu spokojnym. Radością może być wtedy przyjemne ciepło dawane przez słońce, muzyką brzęczenie pszczół i świergot ptaków.:

"Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają

Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają".

"Na dom w Czarnolesie" stanowi z kolei wyznanie poety dumnego i zadowolonego, który wie iż jego obecne spokojne chwile są z łaski Boga. Pokazuje ona wspaniale optymistyczny pogląd na świat, właściwy wielu renesansowym humanistom, lecz w tej drobnej fraszce chyba najlepiej wyrażony:

"Panie, to moja praca, a zdareznie Twoje;

Raczysz błogosławieństwo dać do końca swoje.

Inszy niechaj pałace marmórowe mają

I szczerym złotogłowiem ściany obijają".

To wielka pochwała "poprzestawania na swoim", życia skromnego, którego nie targa chciwość i pycha. To pochwała największych wartości polskich: domu, rodziny, religii. Dodatkowo Kochanowski zdaje sobie sprawę, iż to że żyje szczęśliwie nie jest czymś powszechnym. Wie że to łaska i że zawdzięcza to Bogu, dlatego logicznym jest dla niego chwalenie Stwórcy, oraz prośba o to by nie nastąpiła w tej błogości jakaś odmiana, zmieniająca wszystko na gorsze:

"Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gnieździe ojczystym,

A ty mię zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,

Pożywieniem ućciwym, ludzką życzliwością,

Obyczajmi znośnymi, nieprzykrą starością".

Inne treści i wnioski przynosi filozoficzna fraszka nosząca tytuł "O żywocie ludzkim". Pojawia się w niej znany z wcześniejszych i późniejszych tekstów literackich motyw życia ludzkiego, które jest tylko teatrem. Człowiek to marionetka, za której sznurki pociąga jakaś poza realna siła, czyniąc z niego lalkę bezwolnie poddającą się wyrokom. Życie jest tez tylko krótkim błyskiem, człowiek aktorem, wygłaszającym swoja kwestię i schodzącym szybko ze sceny, jak widział to Szekspir. Mistrz z Czarnolasu smutno stwierdza:

"Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,

Wszystko to minie jako polna trawa

Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,

Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom".

Możemy się tez tutaj doszukać całkowicie innej wizji świata, niż ta która znalibyśmy z innych fraszek, czy pieśni Kochanowskiego. Nie ma tutaj spokoju w otaczającym świecie, wszystko jest [płynne, w ruchu. To że świat się zmienia powoduje zagubienie się człowieka i brak zaufania w to ze sam może kierować się w swoim życiu rozumem. Stąd tez dość pesymistyczne słowa które otwierają ten króciutki utwór, nazywany wprawdzie fraszka, lecz mający z tym gatunkiem, jedynie wspólne to iż jest krótki:

"Fraszki to wszytko, cokolwiek myślimy,

Fraszki to wszytko, cokolwiek czynimy;

Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,

Prózno tu człowiek ma co mieć na pieczy".

Podobnie rzecz ta zostaje wyrażona w innej fraszce noszącej ten sam tytuł. Człowiek przemawia w niej do Stwórcy, noszącego tutaj miano "Wiecznej Myśli", czyli najwyższej i najdoskonalszej mądrości. Podmiotowi lirycznemu z tej fraszki pozostaje tylko stoicka zaduma nad losem człowieka, wie bowiem że wszelki bunt wobec zastanego świata nie ma zbytniego sensu: "Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję".

Fraszka "Człowiek Boże Igrzysko" przynosi chyba najbardziej pesymistyczny pogląd Kochanowskiego, wobec renesansowych twierdzeń, że człowiek stanowi najwyższą wartość na świecie. Poeta ironizuje, że takie stawianie sprawy jest tylko dobrym żartem, z którego śmieje się sam Bóg i to w cale nie w sposób dobroduszny, lecz bliski złośliwości:

"Nie rzekł jako żyw żaden więtszej prawdy z wieka,

Jako kto nazwał bożym igrzyskiem człowieka.

Bo co kiedy tak mądrze człowiek począł sobie,

Żeby się Bóg nie musiał jego śmiać osobie?".

Z dumna postawa człowieka łączy się wszak pycha, niczym nie uprawnione roszczenia i żądania, ośmieszające go samego. Mistrz z Czarnolasu przypomina, zę życie ludzki jest tylko chwilą, wcale zaś nie szczytem istnienia na świecie. To Bóg, wieczny ten "który jest", stanowi jedyna wielkość i doskonałość na świecie:

"On, Boga nie widziawszy, taką dumę w głowie

Uprządł sobie, że Bogu podobnym się zowie.

On, miłością samego siebie zaślepiony,

Rozumie, że dla niego świat jest postawiony;

On pierwej był, niźli był; on, chocia nie będzie,

Przecię będzie; próżno to, błaznów pełno wszędzie".

W tej fraszce można też odnaleźć popularny wówczas motyw ukazywania świata, stworzenia Boga, jako wielkiego teatru - "teatrum mundi", sceny na której wszystkie wydarzenia, miłości, uczucia są nie wiele znaczącymi szarpaninami uczestników, w swojej nicości marnymi wobec wieczności Boga. Można też poprzez ten zabieg literacki, stylistyczny mówić o wpisanej w ten wiersz transcendencji i próbie wyjaśnienia mechanizmów historii. Bób może być odbierany, tak jak to później wyprowadzili francuscy deiści, jako pierwszy poruszy ciel świata, jego reżyser, a później spokojny i nie wtrącający się widz. To także późniejszy o kilka stuleci prowidencjalizm z rozumienia Boga przez romantyków. To wedle niego widziano w Stwórcy kierownika człowieka.

Inne fraszki wyszydzają powierzchowna dewocyjną religijność. Nie są skierowane przeciwko religii katolickiej, wierze ludzi, lecz wszystkim wynaturzeniom, które powodują niepożądane zmiany w Kościele. "Na nabożną" stanowi wyśmianie takiej właśnie postawy:

"Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,

Czemu się miła tak często spowiadasz".

Tak jak dwa wieki później Krasicki pisał "Szanujmy mądrych, przykładnych, chwalebnych/ Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych", i Kochanowski nie ma żądnych oporów by ganić wysoko postawionych, jeżeli tylko swoimi decyzjami na to zasługują. "Na posła papieskiego" to scharakteryzowanie nieudolności tego człowieka. Niezwykle przewrotna i dość odważna jest inna skierowana do Ojca Świętego. Kochanowski zabawiając się znaczeniami poszczególnych słów składających się na ten tytuł charakteryzuje obyczaje ówczesnego kleru:

"Świętym cię zwać nie mogę, ojcem sie nie wstydzę,

Kiedy, wielki kapłanie, syny twoje widzę".

Programową jest ta nosząca tytuł "Na moje księgi". Poeta zakreśla w niej tematykę. Nie chce by były one kolejnym zbiorem pochwał starożytnych bohaterów, mitologicznych postaci i bogów. Chce we fraszkach oddać barwne, współczesne życie w całej jego pełni:

Nie dbają moje papiery

O przeważne bohatery;(...)

Ale śmiechy, ale żarty

Zwykły zbierać moje karty.

Pieśni, tańce i biesiady

(...) Przy fraszkach mi wżdy naleją,

A to wniwecz, co sie śmieją".

We fraszce "Do Mikołaja Firleja" poeta w jeszcze inny sposób wykłada żart i wesołość tych krótkich utworków:

"Jesliby w moich książkach co takiego było,

Czego by sie przed panną czytać nie godziło,

Odpuść, mój Mikołaju, bo ma być stateczny

Sam poeta; rym czasem ujdzie i wszeteczny".

Fraszki mówiące zaś o miłości, często wydają się pisane tylko i wyłącznie dla popisania się kunsztem poetyckim, jakimś zaskakującym skojarzeniem. Stanowią typowa poezje dworską i znajdujemy w nich niewiele szczerych i prawdziwych uczuć. Tak rzecz ma się we fraszce "O miłości", gdzie scharakteryzowana jest ona na kształt Amorka, który posiadając skrzydła z łatwością może dopaść każdego:

"Próżno uciec,próżno się przed miłością schronić,

Bo jako lotny nie ma pieszego dogonić?".

Najdoskonalsza z fraszek miłosnych jest ta skierowana "Do dziewki". Poeta zmienia się w niej w rubasznego satyra, zaś cała sytuacja w niej zakreślona przywołuje na myśl bachanalia. Pełno jest w niej cielesności, i wiele podtekstów erotycznych wcale nie tak trudnych do rozszyfrowania. Wiele jest w niej odwołań do symbolu męskości, wszystko jest jednak utrzymane w kulturze starożytnej poezji bachicznej i obrzędów ku czci boga wina, w czasie których niesiono wyraźnie wyeksponowane na platformach symbole płodności, przypominające o biologicznym aspekcie ludzkiej natury. Dlatego tez ani poeta, ani czytelnicy nie czuli zbytniej wstydliwości przed takim ujmowaniem tematu:

"Nie uciekaj przede mną, dziewko urodziwa,

Serceć jeszcze niestare, chocia broda siwa;

Choć u mnie broda siwa, jeszczem niezganiony,

Czosnek ma głowę białą, a ogon zielony.

Nie uciekaj, ma rada; wszak wiesz: im kot starszy,

Tym, pospolicie mówią, ogon jego twardszy;

I dąb, choć mieścy przeschnie, choć list na nim płowy,

Przedsię stoi potężnie, bo ma korzeń zdrowy".

Zdarzają się wszakże w twórczości Kochanowskiego fraszki posługujące się słownictwem mocno rubasznym, pokazujące że ich pisanie nie zawsze było myślane w kontekście potomnej sławy, doskonałości i moralności. Poeta potrafił bowiem operować słownictwem o wiele bardziej dosadnym, niż byśmy je znali tylko z na przykład "Odprawy posłów greckich". We fraszce "Na matematyka" mamy tego najlepszy przykład:

"Ziemię pomierzył i głębokie morze,

Wie jako wstają i zachodzą zorze,

Wiatrom nie wierzy, rozkazuje komu

A sam nie widzi że ma kurwę w domu".

PIEŚNI W TWÓRCZOŚCI JANA KOCHANOWSKIEGO

Pieśni jako gatunek literacki maja to do siebie, ze nie wymagają żądnych wyznaczników ani stylistycznych, ani tematycznych, ani wersyfikacyjnych. Mogły podejmować najróżnorodniejszą tematykę, może jedynie z myślą o większej dbałości słowa, i nie przekraczaniu wymogów stylu wysokiego, bądź średniego. Sam Jan Kochanowski napisał ich kilkadziesiąt z czego znakomitą większość złożył w dwie księgi, każda licząca po dwadzieścia piec utworów, czym uczynił wielki ukłon w stronę swojego mistrza poetyckiego, jakim był Horacy, rzymski poeta. "Pieśni... ksiąg dwoje" ukazały się w roku 1568. Wydanie to było jeszcze za życia autora przekomponowywane i wznawiane wielokrotnie, zyskując trwała i dużą popularność. Tomik ten zawierał poza utworami przeznaczonymi specjalnie do niego, także znane już wcześniej wiersze Kochanowskiego, takie jak "Pieśń świętojańska o sobótce", "Hymn. Czego chcesz od nas Panie/...', "O śmierci Jana Teczyńskiego...". te pieśni których poeta, z niezrozumiałych względów, gdyż były one równie, a czasami i bardziej doskonałe niż wydane, nie włączył do ego zbioru, ukazały się w roku 1590, w tomiku zatytułowanym "Fragmenta albo pozostałe pisma". Można powiedzieć że Mistrz z Czarnolasu ustalił wzorzec pieśni, jako gatunku, na dalsze lata, gdyż przed nim nie był to szczególnie znany, czy popularny sposób wyrażania się poetyckiego. W powszechnym zresztą rozumieniu pieśniami nazywano utwory przeznaczone do wykonywania oralnego, ustnego. Ważnym poetą będącym wzorem dla Kochanowskiego, obok Horacego, był też Petrarka, włoski mistrz.

"Pieśń" można tez rozumieć w kontekście tego by "opiewać" dane zagadnienie, czyli chwalić. Stad tez "Pieśni" mogą być rozpatrywane w kontekście starożytnych ód. Kochanowski wpisał w nie bogactwo tematyki, pieśni opiewają wiec doskonałość stworzenia boskiego, uczucia patriotyczne, mówi o swoich refleksjach moralnych, przeżycia miłosne, to także obrazy ze spokojnego bytowania na łonie natury. Ważne jest wydobycie w "Pieśniech" przez ich autora wątków poety, kreatora i mistrza. Nie na darmo zbiór zamyka "Muza" będąca wyrazem wielkie samowiedzy i dumy poety:

"A ja, o panny, niechaj wiecznie wam hołduję

I żywot swój na waszych ręku ofiaruję,

Kiedy, ziemi zleciwszy śmiertelne zewłoki,

Ogniu rówien prędkiemu, przeniknę obłoki".

Na początek warto przyjrzeć się trzem najpopularniejszym "Pieśniom" Jana Kochanowskiego:

Jedna z nich nazywana "Pieśnią o cnocie" podejmuje jeden z najpopularniejszych renesansowych motywów, zagadnienie poruszające wielu ówczesnych poetów. W renesansie na nowo odkryto filozofię starożytna a wśród niej i pisma stoików mówiące o znaczeniu cnoty w życiu człowieka. Nie dzielili jej na pomniejsze, jak miłość, dobro, sprawiedliwość, lecz utrzymywali ze scala ona wszystkie pomniejsze i jako jedyna nie ma negatywnego przeciwieństwa. Stoicy wymagali od człowieka by tak kierował swoim życiem, żeby ja osiągnął, wtedy bowiem tylko mógłby być on nazwany dobrym i cnotliwym. To ze starał się ktoś być cnotliwym, nie oznaczało wcale że nim jest. Dopiero droga uwieńczona sukcesem dawała poczucie spełnienia. Cnota była wiec niezwykle trudną do zdobycia i równie bardzo pożądana wartością. I tak jak nie można postępować tylko w połowie dobrze, tak i nie można mieć cnoty tylko po części.

Kochanowski przyznaje w swojej "Pieśni o cnocie" jak bardzo człowiekowi zależy na jej zdobyciu. Dodatkowo jej rzadkość powoduje to, że inni, którzy jej nie maja zazdroszczą jej spełnionym w niej ludziom:

"Nie masz, i po raz drugi nie masz wątpliwości,

Żeby cnota miała być kiedy bez zazdrości:

Jako cień nieodstępny ciała naszladuje,

Tak za cnotą w też tropy zazdrość postępuje".

Cnota nakłada też na posiadającego ja człowieka bezustanną odpowiedzialność. Nie może się on jej sprzeniewierzyć, upaść choćby na chwilę, gdyż wtedy starci ja bezpowrotnie. Musi żyć niczym mędrzec, ciągle przygotowany do odparcia wszelkiego ataku, przygotowywać się z góry na wszelkie niegodziwości niesione przez otaczający go, grzeszny świat:

"Ale człowiek, który swe pospolitej rzeczy

Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy;

Dosyć na tym, kiedy praw, ani niesie wady;

Niechaj drugi boleje, niech sie spuka jady!"

Ważne jest również to, ze człowiekowi za poprzestawanie przy cnocie i nie zniżanie się do ziemskich przyjemności czy popędów nie przysługuje żadna specjalna nagroda, czy wyróżnienie spośród innych. Bowiem to cnota jest najwyższym dla niego szczęściem. Choć bowiem sama w sobie nie daje mu łatwego życia, to jednak stanowi rękojmie jego wartości.

"Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody

Ani sie też ogląda na ludzkie nagrody;

Sama ona nagrodą i płacą jest sobie

I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie".

Mistrz z Czarnolasu nie bytuje jednak tylko i wyłącznie w świecie idealnych, nie mających realnych odpowiedników w rzeczywistości wartości, lecz pokazuje jak tez człowiek powinien pokierować swoja drogą, tak by uzyskać cnotę. Mówi o oddaniu swojego losu pod panowanie państwa i próbę jak najlepszego mu się przysłużenia. To także pogląd będący reminiscencja starożytnego myślenia o człowieku, jako o obywatelu. Każda bowiem antyczna cnota była odnoszona do tego jak może się ona przysłużyć państwu. Nawet sprawiedliwość miała nad sobą odgórne założenie że jest ona tylko wtedy wartościowa i dopuszczalna jeżeli po pierwsze nie szkodzi a po drugie pomaga państwu:

"A jesli komu droga otwarta do nieba,

Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba,

Ze co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie,

A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie".

Smutne jednak jest to, że rzeczywistość bardzo rzadko wpisuje się w założenia i poglądy poetów czy filozofów. Stąd też w obliczu jednego takiego przypadku, zajęcia przez wojska Tureckie Podola, napisał on niezwykle emocjonalną i ekspresywna "Pieśń o spustoszeniu Podola". Nie szczędzi on w niej mocnych słów krytyki wobec Polaków, jasno i wyraźnie nazywając ich krzywdy wobec Rzeczpospolitej, brak odpowiedzialności i głupotę:

"Wieczna sromota i nienagrodzona

Szkoda, Polaku! Ziemia spustoszona

Podolska leży, a pohaniec sprosny,

Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny!"

Dla poety wielką obrazą naszego narodu było tez to, że został on pokonany przez barbarzyńskie plemię, daleko ustępujące im kultura i znajomością prowadzenia wojny. Jednak ich nie mogącą być przemilczana zaleta jest umiejętność postępowania w grupie. Plemię tureckie zdołało jednak się zebrać i uderzyć na nasze granice o wiele lepiej niż Polacy utworzyć pospolite ruszenie i stanąć do obrony przed wrogami ojczyzny:

"Zbójce (niestety), zbójce nas wojują,

Którzy ani miast, ani wsi budują;

Pod kotarzami tylko w polach siedzą,

A nas nierządne, ach, nierządne, jedzą!"

Jan Kochanowski stara się poderwać szlachtę polską do solidarności, to myślenia w kategoriach dobra państwa. Przypomina jak wielkie sumy w Polsce wydawane są na uczty i na zabawę, a jak niewielkie jest dofinansowanie wojska, które zresztą opłacane było najczęściej z podatków ściąganych od najbiedniejszych, gdyż szlachta albo nie płaciła z założenia żądnych pieniędzy na utrzymanie państwa, albo czyniła to niezwykle niechętnie. Stad tez słynne wezwanie Mistrza z Czarnolasu do przekucia wszystkich zbytecznych dóbr na pieniądze, które powinny być złożone dla pomocy Rzeczpospolitej:

"Wsiadamy? Czy nas półmiski trzymają?

Biedne półmiski, czego te czekają?

To pan, i jadać na śrzebrze godniejszy,

Komu żelazny Mars będzie chętniejszy.

Skujmy talerze na talery, skujmy,

A żołnierzowi pieniądze gotujmy!"

Tylko bowiem w takim wypadku, zmiany mentalności dotychczas nie myślącego w sposób przyszłościowy szlachectwa, jest możliwe zmazanie dotychczasowych win i niedopuszczenie do kolejnych klęsk w obronie ojczyzny.

Inna znana pieść Jana Kochanowskiego podejmuje motyw "dobrej sławy. Taka sławę może uzyskać tylko człowiek który w swoim życiu zerwie z rzeczami doczesnymi odwracającymi dusze ludzką od myślenia o życiu pośmiertnym i kształtowaniu swojego postępowania w taki sposób by na nie zasłużyć.

"Jest kto, co by wzgardziwszy te doczesne rzeczy

Chciał ze mną dobrą tylko sławę mieć na pieczy".

To także pieśń mówiąca o Bogu żywym, obecnym nieprzerwanie i niezmiennie w każdym życiu ludzkim. To Bóg bowiem nakłada na człowieka obowiązek moralnego i właściwego postępowania. Stworzył go ponad innymi zwierzętami, ustanowił władca ziemskiego świata przez co musi on zachowywać się godnie i odpowiedzialnie. Żyjąc zaś w grzechu staje się podobnym do bezrozumnych i postępujących pod wpływem instynktu zwierząt.

"I szkoda zwać człowiekiem, kto bydlęce żyje

Tkając, lejąc w się wszytko, póki zstawa szyje;

Nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyjami:

Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami".

Właśnie wszystkie cnoty, wartości, godne i rozumne postępowanie stanowi przymioty dzięki, którym człowiek może się nazywać człowiekiem. Są to jego cechy konstytutywne., bez których nie może on istnieć a jedynie wegetować. Tak określiwszy człowieka Kochanowski znowu nawiązuje do obowiązku by służył on ojczyźnie. Przywołuje tutaj na myśl platoński jeszcze podział obywateli w społeczeństwie. Ten starożytny filozof mówił ze ludzie mądrzy są wezwani do panowania nad innymi, silni i odważni do ochrony kraju, zaś handlarze i rolnicy do ich wyżywienia. W ten to sposób każdy z ludzi, obojętnie jakimi cechowałby się talentami i możliwościami, czy to psychicznymi czy to fizycznymi może się przysłużyć ogólnemu dobru.

"Komu dowcipu równo z wymową dostaje

Niech szczepi miedzy ludźmi dobre obyczaje;

Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega,

Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega.

A ty, coć Bóg dał siłę i serce po temu,

Uderz sie z poganinem, jako słusze cnemu"

Przytoczone pieśni Jana Kochanowskiego stawiają czytelnikowi wysokie moralne wymagania.

Warte wspomnienia i omówienia są tez pieśni Kochanowskiego podejmujące motyw poezji i poety. W "Pieśni XXIV" zaczynającej się od słów "Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony..."poeta zawarł apoteozę twórcy. Postępując wiernie śladem Horacego, dowodzi dwoistego charakteru natury poety: śmiertelnej, która podlega przemijaniu, oraz nieśmiertelnej, która zasadza się właśnie na jego twórczości. Symbolem tej ostatniej jest "muzom poświęcony ptak", a wiec łabędź od wieków w języku poetów zastępujący istotę zdolną przezwyciężyć narzucone człowiekowi przez czas i przestrzeń:

"Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony

Polecę precz, poeta, ze dwojej złożony

Natury: ani ja już przebywać na ziemi

Więcej będę; a więtszy nad zazdrość, ludnemi

Miasty wzgardzę(...)"

Ta druga, nieśmiertelna natura zgodnie z przekonaniami panującymi w renesansie, to sława poety, której źródło miała stanowić wciąż ponawiana lektura tekstów. W możliwości tej upatrywał Kochanowski przewagę poezji nad innymi sztukami pięknymi. Przestrzeni przeczuwanej sławy poeta nie ograniczał jedynie do swojej ojczyzny, ale widział ja wciąż się rozrastająca, tak ze zdolną dotrzeć aż do dalekich krain azjatyckich:

"O mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,

I róznego mieszkańcy świata Anglikowie;

Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,

Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają".

Cała pieśń należy dodać jest parafraza innej, wcześniejszej autorstwa Horacego, co tym bardziej podkreśla wiarę poety w nieśmiertelność taka jaka stała się udziałem tego rzymskiego twórcy. Kochanowski dokonał tez zmian w nazewnictwie, oraz w opisywanych obyczajach. Także zwrot do Mecenasa, opiekuna Horacego, zastąpił renesansowy mistrz wspomnieniem przyjaciela i protektora Myszkowskiego, którego nazwisko co trzeba zaznaczyć jest jedynym w drugiej księdze "Pieśni":

"(...) On, w równym szczęściu urodzony,

On ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony

Mój Myszkowski, nie umrę ani mię czarnymi

Styks niewesoła zamknie odnogami swymi".

Ważnym dla człowieka renesansu celem była próba znalezienia się w takim stanie by spokojnie smakować i chwalić dane mu życie. Najlepiej jeżeli mógłby to czynić w gronie bliskich swojemu sercu towarzyszy. Taki właśnie moment, pożądany, przedstawił Jan Kochanowski w pieśni "Chcemy sobie być radzi". Początkowe wersy tego utworu to poetyckie wezwanie do znalezienia czasu na odpoczynek i spokojne ucztowanie przy zastawionych stołach i winie:

"Chcemy sobie być radzi?

Rozkaż, panie, czeladzi,

Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,

A przy tym w złote gęśli albo w lutnią grają".

W kolejnych strofach pojawiają się już przemyślenia o charakterze filozoficznym, egzystencjalnym które trochę zaciemniają te sielskie chwile. Początkowy obraz spokoju jest jednak koniecznością dla człowieka, który chciałby zachować jakiekolwiek rozeznanie we świecie, który w większości swoich tajemnic jest dla niego nieodgadniony i nieprzenikniony. Człowiek starając się odkryć "materię rzeczy" jedynie niepotrzebnie się szarpie. Kochanowski znowu przywodzi tutaj na myśl antyczne zalecenia stoików, kierujących dążenia ludzkie do osiągnięcia stanu apatii, czyli wychowania się z wszelkich pętających łańcuchów pożądań , popędów i afektów: "Kto tak mądry, że zgadnie,/ Co nań jutro przypadnie / Sam Bóg wie przyszłe rzeczy, a śmieje się z nieba; /Kiedy się człowiek troszcze więcej, niżli trzeba. /Szafuj gotowym bacznie! /Ostatek, jako zacznie, /Tak Fortuna niech kona: raczyli łaskawie, /Raczyli też inaczej; my siedzim w jej prawie".

Jak czytamy to nie człowiek rządzi swoim losem, ale Bóg, dodatkowo pozostający w nieodgadnionej komitywie ze zmienną i przez to sprawiedliwą fortuną. W jej toczeniu kołem można upatrywać optymizmu, gdyż nie ma nigdy tak w ludzkim życiu żeby przytrafiało się człowiekowi tylko nieszczęście. Jedni którzy akurat upadli po chwili mogą się podnieść i odnosić sukcesy, drudzy zaś myśląc ze zawsze będzie się im dobrze powodzić mogą doznać cierpień i pojawiających się znienacka przeciwności losu:

"U Fortuny to snadnie,

Że kto stojąc upadnie;

A który był dopiero u niej pod nogami,

Patrzajże go po chwili, a on gardzi nami".

Mistrz z Czarnolasu zaleca życie wedle "złotego środka" czyli nie popadanie we własnej duszy w skrajności, ani w nadmierną, gwałtowna radość, ani w zbytnie cierpienie i rozpacz. Należy zawsze pamiętać że wszystko się zmienia: "A nigdy nie zabłądzi, / Kto tak umysł narządzi, / Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić, / Temu mężnie wytrzymać, w owym się nie wznosić".

Jednym z najpopularniejszych utworów Kochanowskiego ze zbioru "Pieśni" jest "Trudna rada w tej mierze" podejmująca zagadnienia miłości. Rozpoczyna się ona, jako klasyczna waleta, czyli pieśń pożegnalna, od obrazu opuszczonego kochanka, któremu w żalu tym nie jest wstanie nic pomóc. Ani dotychczasowe przyjemności, zabawy, nawet twórczość literacka, nie są w stanie zastąpić obrazu kochanej wcześniej kobiety. Jego dziedzina staje się tęsknota i żal. Cały czas przed oczami pojawia się mu postać kochanej dziewczyny, którą przyrównuje do coraz to wspanialszych wytworów natury - zórz, gwiazd na niebie:

"Zajźrzę wam, gęste lasy i wysokie skały,

Że przede mną będziecie taką rozkosz miały,

Usłyszycie wdzięczny głos i przyjemne słowa,

Po których sobie tęskni biedna moja głowa".

Pieśń ta stanowi wspaniały hołd dworzanina, czy po prostu kochającego mężczyzny dla niewiasty płci odmiennej o niezidentyfikowanej konditudzie.

Drukowana natomiast razem z pieśniami "Pieśń świętojańska o sobótce" Jana Kochanowskiego stanowi odrębną część tego zbioru. Jest to bowiem duży, rozbudowany utwór poetycki spełniający dodatkowo funkcję sielanki. Po krótkim wstępie zarysowującym moment i znaczenie święta palenia sobótek, następują śpiewane po sobie pieśni kolejnych dwunastu młodych dziewcząt. Choć "Sobótka" ma wiele cech łączących ja z sielanką, reprezentuje jednak odmianę różniącą się od bukoliki wprowadzonej do literatury polskiej przez Szymonowica.

Mistrzowi bliższy jest model stworzony przez Wergiliusza i Horacego. Warto wszak zaznaczyć ze najsłynniejszy początek Pieśni dwunastej panny "Wsi spokojna, wsi wesoła" jest parafraza jednego z wierszy rzymskiego poety przełomu tysiącleci. U Kochanowskiego pojawiają się raczej szczęśliwe postacie, żyjących w sposób idylliczny wieśniaków, nie ma tam mowy o ich ciężkiej pracy fizycznej (jak to pojawi się u Szymonowica) o ich nędzy i wyzysku ze strony szlachty. Co warto zaznaczyć, jeżeli pojawia się ktoś pracujący to nie da się wyraźnie określić jego statusu społecznego, nie są to ani chłopi ani szlachta, po prostu sielankowe postaci:

"On łąki, on pola kosi,

A do gumna wszytko nosi.

Skoro też siew odprawiemy,

Komin wkoło obsiędziemy".

Pojawiają się nawet w tym obrazowaniu poety watki mitologiczne, które otrzeźwiają czytelnika i nie pozwalają utożsamiać tych pieśni z realnością polskiej wsi:

"Stada igrają przy wodzie,

A sam pasterz, siedząc w chłodzie,

Gra w piszczałkę proste pieśni;

A faunowie skaczą leśni".

W cyklu tych pieśni ważna jest gra z konwencją i przemieszanie ich nastrojów i tematyki. Pierwsza panna wychwala święto po pracy, dwie kolejne głoszą radość z tańca, czwarta i piąta śpiewają wzorowane na ludowe pieśni miłosne, jedynie panny szósta i dwunasta są najbliższe utartym wyobrażeniom życia w sielankowych realiach. Warta wyodrębnienia jest pieśń panny dziewiątej, która przypomina mitologiczna historię okrutnego gwałtu Tereusza na Filomeli, której dla dopełnienia dzieła uciął po wszystkim język, tak by ta nie mogła go wydać. Jednak miłosierni bogowie, bo i bogom greckim zdarzała się podobna przypadłość, zamienili ją w słowika. Kochanowski przy tej właśnie okazji wkłada w usta panny dziewiątej, której jak wiemy nic nie obcięto, słowa pochwały Polski:

"Chwała Bogu, że te kraje

Niosą insze obyczaje,

Ani w Polszcze jako żywy

Zjawiły się takie dziwy".

Pojawiają się też, na co zwracało uwagę wielu badaczy, motywy petrarkistowskie, które zasądzają się zazwyczaj w budowaniu porównań:

"Nos jako sznur upleciony,

Czoło jak marmur gładzony;

Brwi wyniosłe i czarnawe,

A oczy dwa węgla prawe".

Ten wesoły, w wielu miejscach i mimo wszystko mówiący o ideałach arkadii utwór, powstał prawdopodobnie w miesiącach narzeczeństwa Jana Kochanowskiego z córką Podolskiego, pamiętanego z "Dworzanina" Łukasza Górnickiego - Dorotą. Kochanowski w wielu swoich zdaniach na temat wsi, a znał ja jak wiemy dobrze, zbliża się do poglądów z "Żywota człowieka poczciwego" Reja. Najbardziej charakterystyczna w tej materii jest wspomniana już pieśń panny dwunastej:

"Wsi spokojna, wsi wesoła!

Który głos twej chwale zdoła?

Kto twe wczasy, kto pożytki?

Może wspomnieć zaraz wszytki".

Ta pieśń to także wilka pochwała życia prostego, "poprzestawania na swoim". Poeta, pisząc te słowa, jednocześnie odcina się od światowych konfliktów, wyścigów o sławę pieniądze, zaszczyty. Ważniejsze i niewątpliwie o wiele bardziej przyjemne są dla niego wiejskie żniwa, zbiory jabłek. Nie powoduje to wcale jego gnuśnienia, gdyż zapewniając mu odpoczynek i relaks, lepiej przysłużą się jego pracy umysłowej, niż nerwice i kryzysy ducha jakich doświadczał wcześniej na dworach magnaterii i w otoczeniu króla Zygmunta Augusta. Stąd tez życiu światowemu poeta w tej pieśni przeciwstawia nieustannie zajęcia na wsi, pokazując ich wyższość a nawet większą przydatność:

"Oracz pługiem zarznie w ziemię;

Stąd i siebie, i swe plemię,

Stąd roczną czeladź i wszytek

Opatruje swój dobytek".

Obraz życia dworskiego jest tutaj o mile świetlne i rzut moherem od tego pamiętanego z fraszek: "Inszy się ciągną przy dworze(...) / Najdziesz, kto w płat język dawa, / A radę na funt przedawa, / Krwią drudzy zysk oblewają, / Gardła na to odważają".

"TRENY" JANA KOCHANOWSKIEGO

Po tym jak Jan Kochanowski osiadł na wsi i chwalił takie życie, przyszedł dla niego i dla rodziny (tej która przeżyła) ciężki okres. Zaczęły mu bowiem umierać dzieci. Na rok 1579 przypadł zgon maleńkiej, dwu i pół letniej Urszulki, oczka w głowie ojca. Ból ojcowski, poeta widział w niej najprawdopodobniej swoją następczynie, skierował go do napisania cyklu dziewiętnastu trenów. Należy pamiętać, że pierwsze powstały te skupiające się naturalnie wokół postaci zmarłej córeczki, z biegiem czasu, te o treściach ściśle filozoficznych. Można wiec powiedzieć że impulsem do napisania tych wierszy była śmierć córeczki i przez to wydarzenie maja one taki a nie inny kształt, lecz poglądy w nich wyrażone dają obraz umysłu człowieczego, który ukształtowany został przez wiele czynników i przemyśleń. Poeta wykorzystuje w budowaniu tego cyklu wyznaczniki poezji funeralnej, czyli żałobnej pisanej w starożytnym Rzymie. Nie można powiedzieć jednak by starożytne "epicedia" były cyklicznymi zbiorami utworów jak ma to miejsce u Kochanowskiego. Wykryć można jednak u niego wszystkie jego elementy. Tak wiec pierwsze treny ukazują wielkość straty jakiej doświadczyli po śmierci dziecka rodzice, bowiem i postać matki jest ważna w tym przypadku, jej pochwała jest tren Vi, okazywaniu straty służą treny siódmy i ósmy, o napomnieniu mówi dziewiąty, kolejna pochwała zmarłego i okazanie po nim straty to treny aż do trzynastego, żal jest tematem czternastego, zaś dwa przedostatnie o tematyce biblijnej, prowadzą do zamykającego cykl "Trenu XIX" mającego charakter konsolacyjny, czyli będący pocieszeniem dla żywych. Początkowo dopatrywano się w nich tylko wątków biograficznych i mówiono nawet o ich "Lekkości". Poeta już w "Trenach" z goryczą i ironia przewidywał te zarzuty i pisał, że sam by wolał podejmując temat dziecka w poezji nadać jej inny charakter:

"Jeslim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić,

A k' woli temu wieku lekkie rymy stawić,

Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał

I z drugimi nieważne mamkom pieśni pisał".

Kochanowski w "Trenach" dokonuje tez deprecjacji dawnych poglądów stoickich, które teraz dla niego tracą swoja racje bytu:

"Próżno płakać - podobno drudzy rzeczecie.

Cóż, prze Bóg żywy, nie jest próżno na świecie?

Wszystko próżno - macamy, gdzie miękcej w rzeczy,

A ono wszędy ciśnie - błąd - wiek człowieczy!"

By lepiej zrozumieć ten cykl warto zresztą pokrótce je przedstawić. Na początku trzeba zaznaczyć, ze mówili oni o ideale spokojnego i cichego życia w cnocie. Ten termin był jednak inaczej rozumiany niż u innych wcześniejszych filozofów greckich i rzymskich. Stoicy widzieli ją jako najwyższą wartość, nie dającą się zdobyć tylko połowicznie. Dzielili więc ludzi na dobrych i złych, jednak dobrzy byli tylko ci, którzy wspięli się na najwyższy, moralny poziom, przez co było ich niewielu. To powodowało, ze większość ludzi musiała walczyć o szczęście, żyła w poczuciu ciągłego zagrożenia najmniejszym popadnięciem w grzech czy słabość, bo to tym samym spychało ich w otchłań pozbawioną cnoty. Wymagano od ludzi wielkiej siły, nie pozwalano na najmniejsze błędy. Cnota była jedynym dobrem odpowiednim dla człowieka. Tylko ona nie mogła być źle użyta, nie posiadała swojego negatywnego odpowiednika. Wszystkie inne wartości były, jak to dowodzili stoicy pozorne i łatwo mogły ulec wynaturzeniu, tak wiec dokładność przeradzała się w pedantyczność, oszczędność w chciwość i skąpstwo, duma w pychę, odwaga w brawurę, zaś sława w megalomanie i wywyższanie się jednych ludzi nad drugimi, którymi na dodatek pogardzali.

Zrealizowaniem stoickich poglądów na temat ludzkiej egzystencji i pożądanym w najwyższym stopniu stanem duszy była apatia, czyli zdolność zapanowania nad popędami, takimi jak zawiść i pożądliwość, oraz smutkiem i obawą. To właśnie smutek najbardziej przerażał stoików i robili oni wszystko aby nie dopuścić do niego w życiu. Nie dopuszczali oni nawet by jeden człowiek współczuł drugiemu, czyli smucił się jego niepowodzeniami najważniejsze było więc zobojętnienie na wszystkie rzeczy, które otaczają człowieka, na wszystkie jego przygody, a jedynie nastawienie swojego serca i umysłu na zdobycie cnoty. Stoicy chcieli zachować w swoich duszach wyważony stan, w którym nie popadaliby ani w nadmierna błogość i szczęście, to mogło bowiem prowadzić do coraz większego umiłowania rzeczy ziemskich odwodzących od cnoty, a także do popadania w smutek, który prowadził do pogrążenia siew rozpaczy i cierpieniu, i odejściu od drogi która wiodłaby do cnoty. Najważniejszą cechą stoików była wiec wielka surowość ich założeń, wielkie wymagania wobec człowieka, nakaz ustawicznego panowania i pracowania nad sobą, i brak pobłażania dla wszelkich błędów. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć że cnota, w najwyższym przez to jedynym jej rozumieniu była dostępna tylko nielicznym, wybranym ludziom, w żądnym wypadku nie mogła stanowić dobra powszechnego. Stoicyzm z czasem stał się jedną z wiodących szkół starożytnej filozofii i renesans, który je w pełni dopiero odkrył zachłysnął się tymi prawdami. Stad też z czasem pojawiały się u poetów, starających stosować te wymogi w swojej twórczości i poprzez nie patrzeć na sprawy ludzkiego życia, głosy krytyki i pokazywania, że stoicki radykalizm nieraz nie może stać się łatwym wyznacznikiem i motorem kierującym ludzkim życiem.

"Tren I" to charakterystyczny wstęp, w którym poeta przywołuje dwóch starogreckich pisarzy i filozofów. Pierwszy Heraklit, nazywany ciemnym, pisał o przemijalności wszystkiego na świecie, o tym że człowiek w każdej chwili swojego życia obumiera i rodzi się na nowo. Z kolei Simonides "poeta płaczący" był twórca wielu nagrobnych epigramatów. To właśnie ich Kochanowski wybiera na patronów swoich utworów poświeconych zmarłej córeczce, ich prosi o mistrzostwo pióra, konieczne w podjęciu tak bolesnego tematu. Rozpaczający ojciec w tym momencie zastanawia się również która z dróg jest dla niego lepsza, czy ta zapomnienia, czy druga prowadząca do zastanowienia się nad tymi smutnymi wydarzeniami jego życiu:

"Nie wiem, co lżej: czy w smutku jawnie żałować,

Czyli się z przyrodzeniem gwałtem mocować".

Warto poświęcić więcej uwagi słynnemu "Trenowi V" który powszechnie uważa się za najdoskonalsze wykorzystanie porównania homeryckiego w poezji polskiej. Ta figura poetycka była rozbudowanym porównaniem, które w "Iliadzie", czy "Odysei" urastało do historyjki oświetlającej dany przymiot, nazwę, czy zachowanie bohatera. Kochanowski porównuje sytuację śmierci małego, niewinnego dziecka, do nieuważnego ścięcia przez ogrodnika oliwki w sadzie. Śmierć Urszulki staje się wiec czymś zaburzającym naturalne procesy w przyrodzie, przez to niezrozumiałym i nieodgadnionym dla ojca, przez co jeszcze bardziej rozjątrzającym jego serce. To także przypomnienie Persefony, władczyni świata zmarłych, która sprawia ze rodzicom płyną łzy bólu:

"Jako oliwka mała pod wysokim sadem

Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim śladem,

Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,

Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem wschodząc:

Tę jesli, ostre ciernie lub rodne pokrzywy

Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy,

Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej,

Upada przed nogami matki ulubionej -

(...) O zła Persefono,

Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?".

"Tren VI" przynosi sobą obraz Urszulki, będącej dla ojca poety "Safo słowiańską" jego duchowa następczynią. W niej pokładał swoje marzenia, w niej widział realizację planów i swoje życie pośmiertne. Wszystko to przerwała jednak jej niezrozumiała i nagła śmierć. W tym wierszu pojawia się tez wzruszająca scena pożegnania, odejścia dziecka od rodziców. Zazwyczaj była to scena odjazdu córki po ślubie do domu męża. Do tej okazji służyła tez przytoczona w tym trenie pieśń weselna. Jednak śmierć całko wice zmienia optykę i odczucia:

"Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę,

Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę

Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać,

Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać".

Po zmarłej córeczce pozostaje rodzicom tylko pustka, wypełniona, co przynosi im jeszcze większy ból, ubrankami Urszulki, rzeczami materialnymi które ją przetrwały. Pojawiają się deminiutywy, spieszczenia nazywające te maleńkie ubranka:

"Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...

Już letniczek pisany

I uploteczki wniwecz, i paski złocone,

Matczyne dary płone".

W ten wiersz wpisane są również słowa matki zmarłej Urszulki, na równi z ojcem opłakującej swoje dziecko. Często zapomina się bowiem że i ona jest ważna postacią w tych wierszach. Można też dodać, że tren jako gatunek skupiał się zazwyczaj wokół trzech postaci. Pierwszą była postać zmarłego,, druga kogoś bliskiego kto ją opłakiwał, zaś trzecią osoba był poeta chwalący zmarłego i starający się napomnieć żyjących do niepopadania w zbyt wielki ból. W cyklu renesansowego mistrza to rozdzielenie uległo przemieszaniu. Nadal ważna jest postać zmarłej córeczki, lecz osoba opłakującego rozrosła się do matki i ojca, przy czym ojciec stanowi napomnienie i pocieszenie również dla samego siebie. To powoduje że wiersze te cechuje wielkie nawarstwienie emocjonalne, gwałtowne zmiany uczuć, chwiejność i niezwykła ekspresja. (Na marginesie "Nic tak nie ożywia tekstu, jak świeży trup" Stanisław Jerzy Lec). Wracajac jednak do matki, woła ona zbolała:

"Nie do takiej łożnice, moje dziewko droga,

Miała cię mać uboga

Doprowadzić! Nie taką dać obiecała

Wyprawę, jakąć dała!".

"Tren VIII" można nazwać psychologicznym portretem zmarłej dziewczynki. Kochanowski pokazuje jej wszystkie przymioty, które choć proste posiadały wiele wartości. Dziewczynka, jak zresztą zapewne każda, była wesoła, niewinna, prosta i grzeczna w obyciu. Cały dom wypełniała swoim śmiechem, swoja radością przyczyniała jej i rodzicom. Była ich pociecha i spełnieniem. Wszystko to jednak znikło wraz z jej śmiertelnym zejściem:

"Teraz wszystko umilkło, szczere pustki w domu,

Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu,

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,

A serce swej pociechy darmo upatruje".

"Tren IX" jest wyrazem kryzysu renesansowego umysłu poety, dotychczas spokojnego i ułożonego, wierzącego że żyje w zrozumiałym świecie, kierowanym wedle jakiś praw. Dodatkowo poeta dokonuje ostatecznego rozrachunku ze stoikami i ich wyznaczeniami wobec ludzkiego życia. Odrzuca rozumianą w ich duchu mądrość, która okazuje się wydumaną i niepotrzebna w realnym świecie, z jego często ja przerastającymi wydarzeniami. Wręcz ze złośliwością i gorzka ironią pisze:

"Kupić by cię Mądrości, za drogie pieniądze!

Która, jeśli prawdziwie mienią, wszytki żądze,

Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,

A człowieka tylko nie w anioła odmienić,

Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,

Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje".

Poeta zauważył, że nie może już mniemać siebie za stoickiego mędrca, wynosić ponad innych ludzi dzięki swojemu wykształceniu i inteligencji. Zarówno jak człowieka prostego tak i w niego uderzają nieszczęścia z którymi nie może sobie poradzić stąd słowa:

"Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony,

I między insze, jeden z wiela policzony".

Kulminacja żalu, cierpienia i zagubienia poety jest "Tren X" Kochanowski stara się znaleźć odpowiedz na pytanie na które w ziemskim życiu trudno ją mieć:

"Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała,

W którą stronę, w którąś się krainę udała".

Utwór ten stanowi wyliczenie wszelkich możliwych miejsc jej pośmiertnego bytowania, zaczerpniętych z różnych kultur i wierzeń. Pojawia się tutaj motyw reinkarnacji, czyli wędrówki dusz, mitologiczny Hades, z przewoźnikiem Charonem, jak i niebo greckich filozofów zbudowane z wielu sfer. To także rajski ogród w którym może jako aniołek przebywać Urszulka. Jednak poeta wołając do córeczki, by ta mu się ukazała, chce rozproszyć swoja najbardziej skrywana wątpliwość, czy w ogóle istnieją jakiekolwiek zaświaty, a więc czy istnieje Bóg, bo tez do takich wniosków doprowadziło poetę cierpienie:

"Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości,

A nie możesz li w onej dawnej swej całości,

Pociesz mnie, jako możesz, a staw się przede mną,

Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną".

Jednak wraz z kolejnymi trenami następuje wyciszenie poety. Kieruje on teraz swoje prośby do Boga i stara się go odnaleźć w swoim cierpieniu i niemocy. Po tym jak już nawet zaczął wątpić w Jego istnienie, odrzucił również stoicką mądrość, ich cnotę i wyznaczniki kształtowania duszy, zwraca się ku Bogu. To nie w Niobe, czy mitologicznej Demeter widzi swój odpowiednik, ale właśnie w Hiobie, który z nich wycierpiał najwięcej, a jednak dzięki silnej wierze z Boga nie załamał się , nadal Go chwalił i ufał w jego miłosierdzie, przez co w końcu został za to sowicie nagrodzony. Kochanowski zaczyna wierzyć, że i śmierć może być nauką, wypełnieniem boskiego planu, który dla człowieka może wydawać się absurdalny, gdyż postrzega tylko oderwany od całości, maleńki jego fragment. Mistrz z Czarnolasu ofiaruje całego siebie dobremu i kochającemu Bogu: "My, nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje, / W szczęśliwe czasy swoje /Rzadko Cię wspominamy, /Tylko rozkoszy zwykłych używamy. /Nie baczym, że to z Twej łaski nam płynie, /A także prędko minie, /Kiedy po nas wdzięczności / Nie uznasz, Panie, za Twe życzliwości".

I dla niego przychodzi jednak spokój i ostateczne ukojenie, którego tak pożądał wcześniej. W ostatnim, zamykającym ten cykl "Trenie XIX. Sen" objawia się w nocy Kochanowskiemu jego zmarła matka z Urszulką w ramionach. Wręcz gani ona syna za wcześniejszą chwiejną wiarę w Stwórcę. Przypomina, że najważniejsza częścią w człowieku nie jest ciało, lecz dusz, która nie ginie wraz ze swoja ziemską powłoką i zachowuje nieśmiertelność:

"Czyli nas już umarłe macie za stracone

I którym już na wieki słońce jest zgaszone?

A my, owszem, żywiemy żywot tym ważniejszy,

Czym nad to grube ciało duch jest szlachetniejszy.

Ziemia w ziemię się wraca, a duch, z nieba dany,

Miałby zginąć ani na miejsca swe wezwany?".

I to właśnie dusza w pozaziemskim życiu może doświadczyć największej rozkoszy - obcowania z Bogiem "twarzą w twarz", o czym przypomina poecie matka, i z powodu że o tym zapomniał go gani. Rysuje przy tym piękny obraz nieba, świata w którym rzeczywiście istnieje spokój i harmonia.

"Tu troski nie panują tu pracej nie znają,

Tu nieszczęście, tu miejsca przygody nie mają

Tu choroby nie najdzie, tu nie masz starości,

Tu śmierć, łzami karmiona, nie ma już wolności.

Żyjem wiek nieprzeżyty, wiecznej używamy

Dobrej myśli, przyczyny wszytkich rzeczy znamy".

Matka przypomina synowi, że Bóg w swoich wyrokach choć nieodgadniony zawsze kieruje się dobrem człowieka, tak więc nawet śmierć małego dziecka, może być dla niego nagroda gdyż z jednej strony strzeże je przez złem świata, zaś z drugiej daje mu nagrodę w niebie. Ostatecznie też pokazuje Kochanowskiemu jego drogę w dalszym życiu:

"Przyszłych rzeczy nie wciąga, przyszłych upatruje

I serce na oboję fortunę gotuje.

Tego się, synu, trzymaj, a ludzkie przygody

Ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody".

"ŻEŃCY" SZYMONA SZYMONOWICA

Czasami zdarza się, że utwory nazywane sielankami różnią się pomiędzy sobą zarówno ujęciem tematu jak i samą jego realizacja. Warto jednak wiedzieć, ze istnieją różne modele poetyckie tego gatunku, wyrastające z różnych źródeł, dlatego tez chciałbym je pokrótce przedstawić i scharakteryzować. Sielanka, znana również pod nazwą bukoliki, bądź eklogi, to gatunek wywodzący się jeszcze z antycznej poetyki literatury pastoralnej. W jej obrębie da się zaznaczyć dwa jej typy. Jeden stworzony przez Teokryta stanowił realistyczne przedstawienie jakiejś sceny rodzajowej, drugi w ujęciu Wergiliusza opierał się o pełną konwencji alegorię mającą miejsce w wyidealizowanej krainie szczęśliwości - mitycznej Arkadii. Byłą ona zamieszkała przez pasterzy, radosnych rolników, wąsatych myśliwych, którzy wszyscy wiedli spokojny i niczym niezmącony żywot, kierując się prawami natury, która ich otaczała. Konstrukcja sielanki opiera się o dwie płaszczyzny. Pierwsza to opis sytuacji, wprowadzający czytelnika w świat liryku, druga stanowi zaprezentowanie słów postaci mówiących w niej, są to zazwyczaj pieśni śpiewane przez pasterzy i pasterki, a także rozmowy dotyczące spraw dla nich codziennych, ale również i estetycznych sporów. Gatunek ten szczególnie rozwinął się, osiągając punkt szczytowy w literaturze w wieku oświecenia, zwłaszcza w nurcie literatury sentymentalnej. Jednak i w renesansie powstawały wybitne sielanki, autorstwa tak znanych poetów, jak Dante, twórca "Boskiej komedii", Petrarka, czy Ronsard, bądź Bocaccio. W Polsce na polu tego gatunku osiągali sukcesy Jan Kochanowski, Szymon Zimorowic i wymieniony w tytule właśnie Szymon Szymonowic. Nie można tez zapomnieć o jednym z największych i najdoskonalszych realizacji tego gatunku jakim jest "pieśń świętojańska o sobótce" Jana Kochanowskiego. W niej właśnie pojawiają się słowa charakterystyczne dla sielankowego ujęcia i mówiące wiele o świecie sielanek. Warto je przytoczyć żeby zobaczyć jak bardzo różnią się one od tych jakie odnajdziemy w wierszu Szymonowica. Otóż panna dwunasta w sielance Mistrza z Czarnolasu śpiewa:

"Wsi spokojna, wsi wesoła!

Który głos twej chwale zdoła?

Kto twe wczasy, kto pożytki?

Może wspomnieć zaraz wszytki".

Są też dwa ujęcia sentymentalne w sielankach, z jednaj strony może to być naturalna, ludowa scenka rodzajowa, pełna autentycznych uczuć, z drugiej tylko gra, zabawa wykorzystująca pejzaż wiejski za konwencjonalne tło. Pierwszy model, teokrytowski, sielanki odnajdujemy w "Żeńcach" Szymona Szymonowica. Wyraźnie zresztą można to dostrzec już przez samo to iż to właśnie jemu dedykował zbiór swoich wierszy:

"... Lubo Homera rymem głośnym wyrównywa,

Lubo przed Askrejczykiem górę wylatywa,

Gdy mu przyszło, mym zdaniem, na sykulskie Muzy,

Nie dogania pasterza pięknej Syrakuzy".

Bohaterkami utworu Szymonowica "Żeńcy" są dwie wiejskie kobiety, chłopki pańszczyźniane, pracujące na polu pod dozorem ekonoma. Oluchna uskarża się na zmęczenie musza one bowiem pracować bez wytchnienia i odpoczynku ponad swoje siły, druga - Pietrucha stara się ją uciszyć ponieważ boi się bata ekonoma, który źle je traktuje. W tej sielance odnajdujemy realistycznie pokazany świat człowieka wiejskiego, którego czas wpisuje się we wschody i zachody słońca. Otóż pracujący w żniwach ludzie, zaczynają prace o poranku, w południe maja czas obiadu, a do zagród wracają o zmierzchu. Wykroczeniem stają się więc decyzje starosty, który zmusza chłopów do pracy niezgodnej z tym cyklem. Pieśń Oluchny staję się forma moralnego upomnienia (bazującego na ludowym zwyczaju). Mówi ona o tym, że wyzyskująca praca zasługuje na karę gdyż jest w sprzeczności z prawami natury: Jest to równocześnie pochwalny hymn do Słońca, będącego tutaj życiodajna siła, opieką i zrozumieniem kobiet:

"Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego

Nie jesteś ty zwyczajów starosty naszego:

Ty wstajesz, kiedy twój czas, jemu się zda mało

Chciałby on, żebyś ty o północy wstawało"

Jak można zauważyć negatywny stosunek Starosty do zwyczajów ludowych stał się dla pracujących chłopów wyznacznikiem jego grzechu. Ważna jest też zaznaczona w tym tekście wyraźna gwara wiejska, która wtedy powoli zaczęła wchodzić do literatury, jako środek stylistyczny, przydatny przy opisywaniu, bądź pokazywaniu chłopskich środowisk:

"Bicz po grzbiecie, a jam nań nie barzo gotowa.

Lepiej złego nie draźnić, ja go abo chwalę, abo mu pochlebuję (...)".

Nie można patrzeć na utwór Szymonowica jak na typową antyczna sielankę. Pojawiają się w niej elementy sprzeczne z rozumieniem idylli czy sielanki. Ludzie ja zapełniający są ukazani realistycznie, nie maja jakiś mitologicznych imion, ciężko pracują na roli, a ich życie dalekie jest od wymarzonego. Pietrucha w momencie gdy pojawia się w jej pobliżu ekonom milknie, albo zmienia słowa pieśni gdyż wie, że zdążył już on pobić batem inną pracująca kobietę, bo ta była zbyt chora i zmęczona by podołać narzuconemu przez niego tempu. Poeta jawi się tutaj raczej jako doskonały obserwator życia na wsi, potrafiący dać jego realistyczny obraz i mówiący wiele o niesprawiedliwych stosunkach, w jakim przychodzi wieść życie chłopom.

ANDRZEJ KRZYCKI

Poeta ten urodził się w roku 1482 zmarł zaś w 1527. Był dworzaninem i jego poezja wyrastała właśnie z tych kręgów. Było w niej wiele sprzeczności i erotyzmu. W historii zapisał się jako sekretarz królowej Bony, oraz twórca dowcipnych satyr oraz znanych panegiryków. Najsłynniejsze z nich mówiły o królu, wychwalały jego decyzje. Napisał tez piękna pieśń, jeszcze po łacinie, był bowiem poeta okresu polsko-łacińskiego w literaturze noszącą tytuł "Pieśń z okazji zaślubin Zygmunta Augusta zwanego "Starym" z Barbarą Zapolya". Twórczość tego poety skupiała się wokół wydarzeń na dworze, jego obyczajów o stosunków na nim panujących. Nic wiec dziwnego ze w świecie intryg i on dzięki swojemu pióru wiele się im przysłużył, pisząc liczne paszkwile i pamflety. Jednym z bardziej znanych jest ten wymierzony przeciwko biskupowi Latalskiemu, z którym walczył o biskupstwo krakowskie. Krzycki mimo duchownego stanu nie zachował spokoju i miłosierdzia, lecz porównał konkurenta do pijaka i idioty, który nie jest w stanie podejmować żądnych decyzji gdyż świeca "która spadła biskupa tłukła mocno w łeb". Co charakterystyczne dla tamtych czasów, a i po dzisiaj dzień dla części kleru, Krzycki był autorem wielu erotyków, niezwykle dosadnych w obrazowaniu i ukazywaniu. Jego śmiałość posuwała się niejednokrotnie aż do wulgarności. Pojawiają się u niego jednak i wiersze operujące konceptem, podobne do niektórych Petrarki, tak się ma rzecz z zatytułowanym "O dziewczynie Lidii":

"Lidia cisnęła we mnie śniegiem, Zawszem myślał

Że w śniegu nie ma ognia - a ogniem był śnieg.

Cóż zimniejszego od śniegu. A jednak potrafił

Spalić mi pierś, gdy wyszedł, dziewczyno, z twych rąk".