Moją pracę pragnę poświęcić literackim rozważaniom o naturze władzy, a z racji faktu, iż jest to temat niezwykle rozległy, chcę się skupić konkretnie na bardzo ciekawym i zawsze aktualnym zagadnieniu, jakim jest proces moralnej deprawacji, który dotyka ludzi, mających w swych rękach władzę.
Aby właściwie rozpocząć te rozważania, należałoby ustalić ściśle znaczenie kluczowych dla tychże rozważań słów, przede wszystkim zdefiniować samą władzę. Wedle definicji, zaczerpniętej z "Małego słownika języka polskiego", władza jest "zdolnością używania czegoś w sposób dowolny, poruszania czymś, mocą, siłą". Władcą będzie zatem człowiek, który sprawuje nad czymś kontrolę, od którego decyzji i woli jest coś uzależnione. Jest to bardzo szerokie rozumienie "władzy", które może odnosić się nie tylko do kwestii politycznych, ale także do psychologicznych, fizjologicznych, etc. Ja jednakże skupię się na najpowszechniejszym, politycznym wymiarze pojęcia władzy. W tym rozumieniu jest ona przede wszystkim możliwością wpływania na życie drugiego człowieka lub całej grupy ludzi, możliwością decydowania o pewnych ramach funkcjonowania społeczności, możliwością regulacji praw rządzących grupą. Ale władza jest także, przynajmniej powinna być, koniecznością ponoszenia odpowiedzialności za podejmowane w imieniu innych ludzi, czasami bez ich woli zgody, decyzje. Zakres władzy poszerza się wraz z ilością osób, które jej podlegają, władza rośnie w siłę wraz z liczbą ludzi, których funkcjonowanie społeczne uzależnione jest od jej kierownictwa. W związku z tym słowo "władza" nieodparcie kojarzy się nam z aparatem państwowym, systemem kontroli ustrojowej, jaki obowiązuje w danym państwie.
Karykaturalny portret władcy zamieścił Antoine de Saint Exupery w "Małym księciu", pod postacią króla planety 325. "Królowi bardzo zależało, aby jego autorytet był szanowany. Nie znosił nieposłuszeństwa. Był to monarcha absolutny. Ponieważ jednak był bardzo dobry, dawał rozkazy rozsądne.(...) " - Autorytet władzy powinien opierać się na rozsądku, czyli zdolności wydawania takich rozkazów, których sens nie jest sprzeczny z logiką. Król mawiał, że: "Jeśli rozkażesz twemu ludowi rzucić się do morza, lud się zbuntuje. Ja mam prawo żądać posłuszeństwa, ponieważ moje rozkazy są rozsądne". W jego mniemaniu istotą władzy, sensem rządzenia, było ciągłe wydawanie rozkazów, a także nieustanne skazywanie na śmierć starego szczura, który, ponieważ był jedynym, oprócz króla, mieszkańcem planety, był też ciągle ułaskawiany. Taka władza, która podlega ograniczeniom "zawieszenia w próżni" i w istocie niczego nie dotyczy, wolna jest od dylematów, nie ma żadnych rozterek etycznych, jakie prędzej czy później, muszą się pojawić.
Literatura bardzo często odnosi się do problematyki władzy, bardzo często komentuje jej mechanizmy, bardzo często zajmuje się portretowaniem władców. Co najbardziej interesujące, spośród ogromnej liczby dzieł, traktujących o władzy, bardzo trudno wyłowić te, które o władcy, czy władzy ogólnie, mówiłyby wyłącznie pozytywnie. Nie chodzi tu wszak o teksty napisane na wyraźne zamówienie polityczne, bądź pod jakąś presją, ale o te utwory, których autor władzę chwiałby ot tak, "z potrzeby serca", ze szczerego przekonana i poczucia potrzeby… Wprost przeciwnie - większość tekstów literackich, które do władzy się odnoszą, jest nastawiona do niej w sposób dalece krytyczny i sceptyczny, zaś władcy bardzo często portretowani są jako osoby słabe, nieudolne, okrutne, bezwzględne i po prostu… głupie, powielające wszelkie wady swego rodzaju. Interesującym motywem, jaki pojawia się w tekstach traktujących o władzy, jest przedstawienie wewnętrznej przemiany, jaka zachodzi w człowieku, który otrzymuje nagle możliwość decydowania o czymś więcej. Siła, jaką władza daje, sprawia bardzo często, że człowiek, przedstawiany z początku jako roztropny, uczciwy i szlachetny, przeistacza się w despotyczną bestię, żądną krwi i bezwzględnego posłuszeństwa, potwora, kierującego się niezrozumiałymi, kompletnie irracjonalnymi pobudkami. Co jest takiego we władzy, że tak często wyzwala w człowieku demona? Czy to władza skaża złem, czy też prawdziwa, zła natura człowieka, nieskrępowana rygorem odpowiedzialności przed ludźmi, wychodzi wówczas na jaw?
Przykład takiej przemiany, najbardziej chyba wyraźny, przedstawił William Szekspir w swym wielkim dramacie "Makbet". Przemiana ta jest zilustrowana na przykładzie tytułowego bohatera utworu. Był on wiernym, oddanym rycerzem swego króla, władcy Szkocji, Dukana. Był swemu panu wierny i szanował go za jego szlachetne przymioty, jakie powinien posiadać każdy władca: dobroć, sprawiedliwość i wielkoduszność. Makbet, kiedy go poznajemy, jest również człowiekiem szlachetnym i uczciwym, cieszącym się szacunkiem i powszechnym poważaniem oraz sympatią. Jednakże, kiedy tylko trzy wiedźmy zdradzają mu przepowiednię, że zostanie on królem, wyzwalają się w nim ukryte dotąd żądze, które z dużym skutkiem podsyca jego ambitna żona, Lady Makbet. To właśnie ta kobieta, uznająca zasadę, że cel uświęca środki, popycha męża do zbrodni, mogących utorować mu drogę do spełnienia ukrytych marzeń.
Ambicja to cecha jak najbardziej pozytywna i pożądana, jeśli człowiek chce do czegoś w życiu dojść. Kiedy jednak ambicja zaczyna dominować ludzkie życie, kiedy staje się ona obsesją, wobec której moralność przestaje mieć znaczenie, zaczynają się problemy. Makbet i jego małżonka żywili właśnie taką chorą ambicję, pragnienie zaspokojenia swej żądzy władzy za wszelką cenę. Ambicja była dla nich napędem do nieograniczonego niczym dążenia do swego, wyznaczonego sobie celu. Zadaniem, jakie sobie postawili, było zdobycie władzy w królestwie Szkocji, choćby to zdobycie władzy miało być okupione krwią ludzi stojących im na drodze. Rzecz jasna, nie mogli oni czekać z założonymi rękami na sprzyjające okoliczności, na przykład na naturalną śmierć władcy. Co więcej, nawet, gdyby król zszedł przez nikogo nie niepokojony, to miał on jeszcze synów, którzy byli legalnymi dziedzicami tronu. Toteż Makbet wie, że przepowiednia wiedźm nie spełni się, jeśli w spełnieniu się jej nie pomoże. Bierze zatem sprawy w swoje ręce i postanawia uczynić usłyszaną przepowiednię, przepowiednią samospełniającą, poprzez pozbawienie życia króla Dukana. Okazało się to nie być wcale takim łatwym zadaniem, którego realizacja była w dodatku okupiona wyrzutami sumienia oraz refleksją nad konsekwencjami czynu. Jednakże Lady Makbet, nie widząc w zabiciu władcy niczego niewłaściwego, nazywając Makbeta tchórzem, rozproszyła wszelkie wątpliwości, jakie mógł wykazywać. Nakazała bezwzględnie mężowi, aby ten skończył to, co zaczął. Wprawdzie Makbet usiłował wyperswadować żonie mordercze plany, jednakże jej wola była w tej kwestii całkowicie nieugięta, co więcej, potrafiła tak słowami zmanipulować swego męża, by w tym pragnienie władzy i chciwość wygrały walkę z rozsądkiem i sumieniem. Skutkiem tego Makbet wypełnił plan swój i swojej żony, pozbawiając życia władcę.
Kiedy Makbet przełamuje pierwszą barierę, coraz bardziej zaczyna się pogrążać w swej obsesji, stopniowo traci też zahamowania moralne, co sprawia, ze kolejne zbrodnie przychodzą mu już coraz łatwiej. Zgodnie z wypowiedzianymi przez samego siebie słowami "Zły plon bezprawia nowym się tylko bezprawiem poprawia", morduje on swego przyjaciela, Banka, w obawie, iż ten mógłby zostać ojcem królów, co rzekomo miały przepowiedzieć wiedźmy. Zabójstwo to było dla Makbeta już całkiem łatwe, nie rozpaczał zbytnio i nie miał też specjalnych wyrzutów sumienia. Zbrodnia ta uruchomiła cały łańcuch krwawych wydarzeń, w efekcie działania którego śmierć ponieśli żona i dziecko jednego z byłych przyjaciół Makbeta, Makdufa.
Stopniowo Makbet zatraca wszelkie ludzkie uczucia, dręczą go jedynie potworne wyrzuty sumienia, prowokowane przez zjawy zamordowanych osób. Jego najważniejszym celem jest teraz utrzymanie za wszelką cenę zdobytej władzy. Makbet traci powoli wszelkie ludzkie uczucia, oprócz podświadomych wyrzutów sumienia objawiających się poprzez zjawy osób, które zamordował. Jego jedynym celem jest utrzymanie władzy, którą zdobył. Jednakże powoli pogrąża się w rozpaczy, podobnie jak jego żona, która widzi wciąż krew na swoich rękach, popada w obłęd, a w końcu ginie śmiercią samobójczą. Wiadomość o jej śmierci Makbet przyjmuje niemalże obojętnie, wygłaszając swój słynny monolog, w którym mówi on o marności i bezsensowności ludzkiego życia.
W zasadzie od momentu, kiedy Makbet decyduje się zabić pierwszą osobę, wiadomo, że dramat ten nie może się skończyć dobrze. Tak też jest w istocie. Finał jest dla tytułowego bohatera tragiczny - zbuntowane przeciw niemu wojska szturmują jego zamek, zaś sam Makbet, choć postanawia bronić się do samego końca, jest bez szans, aż w końcu ginie z ręki człowieka, którego tak bardzo skrzywdził - Makdufa. Tron Szkocji wraca w posiadanie prawowitego dziedzica korony - Malcolma, syna Dukana.
Kiedy przyglądamy się czynom Makbeta i jego małżonki, dochodzimy do wniosku, że nawet w dobrym, prawym człowieku drzemie demon, że nawet w kimś uczciwym znajduje się pierwiastek zła, który czeka tylko na bodziec, dzięki któremu mógłby się rozwinąć i przejąć kontrolę nad umysłem swego nosiciela. W przypadku Makbeta tym pierwiastkiem zła była skrywana żądza władzy, zaś bodźcem, który go wyzwolił, była przepowiednia wiedźm. Istotną rolę odegrała też Lady Makbet, chyba jeszcze bardziej ambitna i zdeterminowana niż mąż, kobieta, która torpedowała jego sumienie, gasiła wszelkie opory, podjudzając Makbeta do popełnienia tych wszystkich strasznych czynów. Można powiedzieć, ze działała ona rękami posłusznego jej męża. Osobiście zdecydowała się jedynie skierować podejrzenie mordu na niewinnych ludzi poprzez podrzucenie im narzędzia zbrodni. Jednakże to ją pierwszą dosięgło szaleństwo wyrzutów sumienia, choć wydawała się osobą twardszą i bardziej bezwzględną.
Fabuła "Makbeta" idealnie pokazuje, jak bardzo pragnienie władzy może zdeformować ludzką psychikę, jak bardzo może uzależnić i odebrać rozsądek. Makbetowi i jego żonie nie wystarczyło samo zdobycie władzy, chcieli, by ich władza była absolutna, nieskończona, by wiązała się ona ze strachem i bezwzględnym posłuszeństwem. Znane przysłowie mówi, że "apetyt rośnie w miarę jedzenia" - i doskonale odnosi się ono także do władzy. Ktoś, kto zdobywa władzę, zawsze będzie chciał jej mieć jeszcze więcej.
Ciekawe jest, ze w obliczu zagrożenia, w obliczu klęski, Makbet odrzucił myśl o poddaniu się. To dość ironiczne, że decydując się ostatecznie oddać życie w walce, a nie poddawać i nie prosić o litość, zachował się tak, jak przystało na bohatera. Być może właśnie w ten sposób, w przedśmiertnym przebłysku świadomości, chciał odkupić swoje winy? Wybrał godną śmierć zamiast upodlenia.
"Makbet" nie jest jedynym dramatem Williama Szekspira, w którym przedstawia on swoje refleksje na temat władzy. Także "Hamlet' mówi o pozbawionym hamulców dążeniu do uzyskania władzy, wytyka chciwość, próżność i pustą żądzę tych, którzy chcą rządzić.
Klaudiusz, który jest batem ojca Hamleta, a jednocześnie jego mordercą, który następnie zostaje władcą Danii i kochankiem Gertrudy, żony zabitego króla, jest właśnie takim człowiekiem, który dla zdobycia władzy nie wahał się przed niczym, nawet przed królobójstwem i przed bratobójstwem. Wie doskonale, ze w świetle prawa tron należy się Hamletowi. Lekceważy go jednak początkowo, uważa, że syn zamordowanego brata nie będzie stanowił dla niego żadnego zagrożenia, tym bardziej, że Hamlet symuluje obłęd. Stąd też proponuje młodzieńcowi funkcję dworzanina, a także chce go usynowić, wiążąc się z jego matką. Jednakże z czasem okazuje się, że Hamlet doskonale wie o zbrodni swego stryja i ma plan zemsty. Klaudiusz czyni wtedy wszystko, by pozbyć się niewygodnego i niebezpiecznego młodzieńca.
Klaudiusz cierpi z powodu poczucia winy, zaś jego osobowość po tym, jak przejął władzę, uległa zmianie. Niepohamowana żądza władzy doprowadziła go bowiem do popełnienia strasznej zbrodni: nie dosyć, że zamordował własnego brata i swojego króla, to jeszcze pojął jego żonę. Stracił kontrolę nad swym postępowaniem, zaślepiony chęcią objęcia rządów. O swoich poczynaniach, o przyczynach postępowania mów tak: "To wszystko, co mię wiodło do morderstwa: Koronę, władzę, żonę brata". Pomimo tego, że cierpi wyrzuty sumienia, nie jest w stanie niczego już naprawić, musi brnąć w maskaradę, która sam sprowokował. Jego sytuacja staje się sytuacją bez wyjścia, w końcu umiera opuszczony i samotny. Całe szczęście i spokój odebrała mu władza, której tak przecież pragnął.
Obsesja władzy, zbrodnie, jakie ona prowokuje, została także opisana w literaturze polskiej. Najlepszym tego przykładem jest inny dramat, "Balladyna" Juliusza Słowackiego. Tytułowa bohaterka to prosta dziewczyna, która przez przypadek otrzymała od losu szansę na objęcie władzy. Kiedy na horyzoncie pojawia się Kirkor, rycerz, Balladyna czyni wszystko, by zostać jego żoną. Popełnia wtedy pierwszą zbrodnię - zabija główną konkurentkę do ręki Kirkora, swą siostrę Alinę. Jej dalsze postępowanie naznaczone jest równie wielką bezwzględnością. Kolejne jej ofiary to prawowity władca plemienia Polan, Pustelnik, a następnie jej maż, Kirkor. Ginie także pomocnik Balladyny, Fon Kostryn, otruty przez królową. Rządy Balladyny stają się festiwalem krwawych zbrodni, dokonywanych przez nią po to, by prawda o tym, w jaki sposób doszła do zaszczytów, nie wyszła nigdy na jaw. Balladyna pozwala także na śmierć swojej własnej matki, która nie chce wyznać prawdy, kto jest mordercą. Ludzka sprawiedliwość nie może jej już dosięgnąć. Jednakże Balladyna, pragnąca mimo wszystko praworządności, sama wydaje na siebie wyrok i ginie, rażona piorunem. Zbrodniarki, której nie mogli dosięgnąć ludzie, dosięgła natura lub bogowie.
W rozważaniach o zbrodniczym wpływie władzy na ludzką osobowość, należy koniecznie wspomnieć o słynnym traktacie politycznym Niccolo Machiavellego, zatytułowanym "Książę". Machiavelli wykłada w nim przerażającą, ale bardzo pragmatyczną koncepcję władcy. Pokazuje też, w jaki sposób ludzie dochodzili do władzy w przeszłości poprzez postępowanie niegodne, podłe i podstępne. Przywołuje w tym celu postać Agatoklesa Sycylijskiego, który pozabijał wszelkich możnych i wpływowych obywateli Syrakuzy, by samodzielnie sprawować władzę. Okazało się, że był dobrym władcą, korzystnie zapamiętanym przez historię. Machiavelli nie wyklucza i nie potępia prawa do niemoralnego zachowania władcy, jeśli ten tylko uzna, że może ono przynieść dobro zarządzanemu przez niego krajowi. Problem pojawia się w momencie, kiedy zapytamy, co jest obiektywnym dobrem państwa, wartym niemoralnego zachowania, bo niemoralne zachowanie jako takie, w przeciwieństwie do "dobrych skutków", podlega już jednoznacznym kryteriom… Machiavelli wprawdzie twierdził, ze ktoś, kto bez przerwy morduje obywateli nie może być dobrym władcą i szybko władzę straci, ale nie zmienia to, moim zdaniem tego, że władza, dając szerokie uprawnienia i możliwość decydowania o tym, co dobre, a co złe, deprawuje człowieka, gdyż takie decyzje nie do niego należą.
Morał "Księcia" jest taki, że jest poważna różnica pomiędzy byciem dobrym człowiekiem a byciem dobrym władcą. Nie był to wniosek szczególnie odkrywczy, ale po raz pierwszy zostało to powiedziane tak jednoznacznie. Wcześniej o różnicy pomiędzy dobrocią człowieka jako człowieka a byciem dobrym przywódcą opisał już Sofokles w swej tragedii "Antygona". Jeden z jej bohaterów, Kreon, jest władcą autorytarnym, nie dopuszcza on jakichkolwiek odchyleń w stanowionym przez siebie prawie. Stara się być władcą uczciwym i sprawiedliwym, co oznacza, że bezwzględnym wyrokom prawa musi także podporządkować się jego rodzina. Kreon motywuje to następująco:
"Jeśli wśród rodziny
Nie będzie ładu, jak obcych poskromić?
Bo kto w swym domu potrafi się rządzić,
Ten sterem państwa pokieruje dobrze;"
Kreon zachowuje swą nieprzejednaną postawę nawet wtedy, kiedy ukochana jego syna, Antygona, łamie prawo, grzebiąc ciało swego brata, uznanego za zdrajcę ojczyzny, przekładając w ten sposób prawa boskie nad prawa państw. Karą za nieposłuszeństwo rozkazom Kreona jest w tym przypadku kara śmierci. Antygona kieruje się siostrzaną miłością i nakazami wiary, Kreon zaś domaga się bezwzględnego respektowania ustalonych przez siebie zasad. Antygona uważa, że takie łamanie praw boskich i osobistej odpowiedzialności człowieka za członka swej rodziny, że taki zakaz samodzielnego podejmowania decyzji jest zwykłą tyranią:
"Ale tyranów los ze wszech miar błogi,
Wolno im czynić, co zechcą, i mówić."
Kreon nie ma innego wyjścia, niż być bezwzględnym, nieugiętym władcą, w przeciwnym razie dopuściłby do anarchii, która pożarłaby państwo. Jedynym sposobem na utrzymanie ładu, są jego zdaniem bezwzględne rządy twardej ręki:
"Nie ma zaś większej klęski od nierządu:
On gubi miasta, on domy rozburza,
On wśród szeregów roznieca ucieczkę."
Kreon za swoją postawę płaci straszliwa cenę, tracąc i syna i żonę. Nie licząc się z tym, że człowiek podlega prawom nie tylko ziemskim i że nie można roztoczyć absolutnej władzy nad myślami i nad uczuciami, doprowadził do tego, że wygrał jako władca, ale przegrał moralnie, jako człowiek.
Na przeciwnym biegunie, choć równie złym, znajduje się bohater "Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego, Parys - Aleksander. Wykorzystuje on swoją uprzywilejowaną pozycję w państwie dla zaspokojenia swoich zachcianek, w tym potrzeby posiadania, co przyczynia się do wybuchu tragicznej w skutkach wojny. Osobiste interesy i pragnienia są dla niego ważniejsze niż dobro państwa, zaś jego doradcy nie potrafią mu wyperswadować tego egoizmu. Na Troję spadła zagłada, ponieważ jej dobro okazało się być drugorzędne w stosunku do pragnień młodego księcia. Jest to postawa całkowicie naganna, ponieważ zadaniem władzy jest odpowiadać za bezpieczeństwo swych obywateli i pamiętać, że władza jest służbą ludziom, a nie narzędziem do zaspakajania swych zachcianek cudzym kosztem.
Władza potrafi zaoferować wielkie możliwości posiadającemu ją człowiekowi, zaś wraz z czasem rośnie chęć ich wykorzystywania i używania, niezależnie od tego, czy dla własnych interesów, czy dla interesów - w swym mniemaniu - zgodnych z racją stanu. Znamy aż nadto wiele przykładów, kiedy jakiś przywódca dochodził do władzy w sposób demokratyczny, by wkrótce postawić się ponad stanowionym przez siebie prawem i rozpętać terror. W historii najsłynniejszym takim zbrodniarzem był Adolf Hitler, który rządy objął wskutek demokratycznych wyborów. Podobnie też było z Aleksandrem Łukaszenką, który zwyciężył w legalnym, ogólnym głosowaniu. W literaturze także znajdziemy opisy podobnych sytuacji, kiedy wybrany wódz sprawia, że naród zostaje ogłupiony, sterroryzowany i zaczyna pracować na rzecz swego pana - kata. Taki mechanizm opisał znakomicie w "Folwarku zwierzęcym" George Orwell. Akcja rozgrywa się na folwarku dworskim, którego zarządcą jest zły pan Jones, który gnębi i zaniedbuje zwierzęta. Nie mają one nic ze swojej codziennej harówki, wszelkie korzyści odnosi właściciel. W końcu zwierzęta się buntują i wypędzają ciemiężyciela wraz z jego poplecznikami, postanawiają też same objąć władzę i uczynić z folwarku idealne miejsce. Zbuntowane stworzenia z folwarku wzniecają powstanie i wypędzają ludzi. Odtąd same sprawują władzę. Przywódcami zostają dwie świnie, Snowball i Napoleon. Ustalony zostaje ścisły kodeks postępowania, którego najważniejszym punktem jest stwierdzenie, że wszystkie zwierzęta są sobie równe. Cieszą się wywalczoną wolnością i demokratycznym samostanowieniem, radość ta pozwala im podejmować trud pracy dla utrzymania folwarku. Nie przeszkadza im nawet to, że muszą często pokonywać trudności czysto techniczne, takie jak niedostosowanie narzędzi do zwierzęcych kończyn. Mimo to, dają sobie radę, dzięki swej determinacji i pomysłowości. Zwierzęta ciężko pracują, zaś wszelkie prace nadzorują i kontrolują świnie. Stopniowo sytuacja zaczyna się pogarszać: zwierzęta mają coraz mniejszy wpływ na podejmowane przez świnie decyzje, zaś te zaczynają formować oddział, mający zapewnić karność i posłuszeństwo wśród podwładnych. Po jakimś czasie między samymi świniami dochodzi do konfliktu, po którym Napoleon wygania Snowballa i obejmuje absolutne, totalitarne rządy. Zwierzęta są wykorzystywane do katorżniczej pracy, ale propaganda wmawia im, że to wszystko dla dobra ich folwarku, aby wszystkim lepiej się żyło. Mimo to, żyje im się coraz gorzej, zaczyna brakować pożywienia. Jedynymi, którym żyje się coraz lepiej, są świnie. Preparują one ścisłą listę zakazów i nakazów, a także kontrolują społeczeństwo zwierząt. Ci, którzy mają wątpliwości c o do racji knurów - przywódców, są likwidowani. Likwidacji podlegają też ci, którzy nie wykazują "zdolności produkcyjnej", choćby byli zasłużonymi pracownikami. Zwierzęta, sterroryzowane, zapominają o przyświecającym im niegdyś ideałach i marzeniach, ogłupione przez terror i propagandę, ślepo wykonują polecenia Napoleona. Nie mają nic ze swego wysiłku - wszystkie plony ich pracy zbiera Napoleon i jego świta, która pławi się w luksusach i coraz bardziej upodabnia się do ludzi. Zwierzęta nie potrafią okazać swego niezadowolenia, wpadły w pułapkę totalitaryzmu, której nie mogły przewidzieć. Władza zdeprawowała, zdemoralizowała świnie, albo tylko była katalizatorem dla wyzwolenia się w nich najgorszych cech.
Powiastka Orwella obrazuje sposoby, w jaki dochodzi się do władzy i w jaki sposób się tę władzę utrzymuje i w jaki sposób wykorzystuje się niesione przez nią przywileje. W "Folwarku zwierzęcym" rządy przejmują uzurpatorzy, którzy od początku dążą do zapewnienia sobie całkowitego monopolu na władzę, do wykorzystania jej dla własnych korzyści. Zwierzęta były tylko narzędziami w dążeniu do realizacji tego celu. W końcu świnie upodobniły się do ludzi, z którymi przecież niegdyś walczyły. "Nikt nie mógł się już połapać, kto jest świnią, a kto człowiekiem" - takimi słowami kończy się książka Orwella. Jego dzieło jest alegorią rodzącego się totalitaryzmu, choroby władzy, specyficznej choroby, na którą zapadają rządzący, a która zabija podwładnych.
Warto też powiedzieć o tym, w jaki sposób częstokroć zdarza się, że próba wyzwolenia się spod tyrańskiego ucisku kończy się narzuceniem sobie jeszcze większego jarzma. Przykładem takiego działania jest rewolucja, która w zamierzeniu dąży do obalenia reżimu i wprowadzenia nowego, lepszego ładu, ale w praktyce kończy się zawsze terrorem i krwawą rzezią. Uczy nas tego i historia, i "Folwark zwierzęcy", i "Przedwiośnie" Stefana Żeromskiego, a konkretnie zamieszczony w tej powieści opis rewolucji komunistycznej w Baku. Rewolucjoniści dochodzą do władzy na drodze przemocy, gwałtu i przymusu. Mordują każdego, kto jest przeciwny rewolucji lub kto wydaje się być ideologicznie niepoprawny. Nie liczy się wiek, nie liczy się płeć, nie liczy się wykształcenie czy stan moralny - liczy się tylko przynależność do klasy społecznej. W ten sposób dochodzi do tragedii, jaką jest sytuacja, kiedy brutalna dzicz z nizin społecznych dochodzi do władzy i zaczyna sprawować rządy terroru nad wszystkimi tymi, którzy wydają się zagrażać jej interesom. Ludzie ci nie potrafią rządzić inaczej niż poprzez plutony egzekucyjne, terror policyjny, inwigilację i zemstę, wpierw na rzeczywistym, a następnie na urojonym wrogu. Niczyja sytuacja się nie poprawia, wprost przeciwnie. Jedynymi ludźmi, którym się żyje lepiej, są rewolucjoniści, którzy zawłaszczają sobie, zachłyśnięci władzą, kolejne przywileje. Oczywistym staje się, że rządy powinni zawsze sprawować ludzie kompetentni, wykształceni i uczciwi. Ale czy tacy rozpętują krwawe rewolucje?
Na szczęście historia zna przykłady władców wzorowych, mądrych, uczciwych i zawsze sprawiedliwych, nie tylko brutalnych tyranów, krwawych diabłów absolutnej władzy. Niestety, są to chyba jedynie wyjątki, które co najwyżej potwierdzają regułę.
Takim mądrym, roztropnym i uczciwym władcą był biblijny król Salomon, słynny ze swej wielkiej mądrości, król, będący dla innych wzorem światłego władcy. Słynna jest historia o dwóch kobietach, które przyszły do niego, kłócąc się o dziecko. Każda z nich twierdziła, że to ona jest matka. Salomon, nie mogąc inaczej dojść prawdy, nakazał przeciąć dziecko na pół i każdej z kobiet dać jedną część. Wiedział, że prawdziwa matka nie pozwoli na takie rozwiązanie i będzie gotowa odstąpić dziecko rywalce, byle tylko maleństwu nie stała się krzywda. Jego przewidywania sprawdziły się i jedna z kobiet ze łzami w oczach zrzekła się swych pretensji do niemowlęcia, byle tylko oszczędzić mu śmierci. Salomon poznał, ze to ona była prawdziwą matką i to jej przyznał dziecko. Historia ta pokazuje, jakim królem był Salomon: mądrym, roztropnym, sprytnym i sprawiedliwym.
Także literatura polska ma utwór, w którym zostaje wyrażona pochwała władcy, światłego, odważnego i sprawiedliwego. Mowa to o "Kronice" autorstwa Galla Anonima, który był kronikarzem na dworze króla Bolesława Krzywoustego. Krzywousty został przez autora kroniki przedstawiony jako władca pobożny, troszczący się o swych poddanych, odważny i rycerski. Cechy te były najbardziej pożądanymi cechami władcy w średniowieczu. W tekście "Kroniki" spotykamy co chwilę hiperbolizujące króla określenia, takie jak: "chlubne imię...", "władza jego sławna i potężna...", "wielki Bolesław...".
Pora już zakończyć rozważania o moralnych aspektach władzy. Powinniśmy się jeszcze zastanowić, jak wygląda kwestia moralnych wyborów z punktu widzenia samych władców, ale to już osobny temat. Dla nas, mimo wszystko, ważniejsze są nasze odczucia, nasze potrzeby i nasze oczekiwania wobec tych, w których ręce składamy odpowiedzialność za swe bezpieczeństwo i pomyślność. Kończąc, chcę jeszcze na chwilę oddać głos poecie, Julianowi Tuwimowi, który tak pisał w wierszu pod tytułem "Modlitwa":
"Ziemi, gdy z martwych się obudzi
I brzask wolności ją ozłoci,
Daj rządy mądrych, dobrych ludzi,
Mocnych w mądrości i dobroci."