Żaden człowiek nie wie czym jest śmierć, ale każdy, wcześniej czy później, poświęca jej kilka myśli zwykle niezbyt optymistycznych. Stanowi ona jeden z problemów, nad którym trudzą się myśliciele, prorocy, filozofowie, ale także prości ludzie. Wszakże wobec niej wszyscy jesteśmy równi, gdyż wszyscy podlegamy jej prawu. Oczywiście, cały czas głowimy się nad tym, co po niej. Czy rozpadamy się w proch, czy też jakaś cząstka nas egzystuje dalej w jakimś niedostępnym żywym miejscu? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, dlatego też śmierć budzi w nas strach i dlatego tak pragniemy nieśmiertelności, która w przekonaniu ludzi pierwotnych jest niemal synonimem boskości. Jeszcze starożytni Grecy i Rzymianie odróżniali bogów od ludzi za pomocą owej cechy jako przynależnej tym pierwszym.

Egzystencja, która kończy się śmiercią, nie zawsze była domeną kondycji ludzkiej na świecie. Przynajmniej takie przekonanie odnajdujemy w starotestamentowej Księdze Rodzaju, w której zostały opisane koleje losów pierwszych rodziców, Adama i Ewy, w Raju. W Edenie nie było śmierci i dlatego owa dwójka była szczęśliwa. Niestety nieposłuszeństwo okazane Bogu przez naszych protoplastów spowodowało, że zostali oni wygnani z rajskiego ogrodu, co było równoznaczne z tym, że zaczęli podlegać prawu śmierci. Dzieje Kaina i Abla były pierwszym przejawem jego działania na ziemi, a znamię tego, który sprowadza śmierć, mordercy, jakim został naznaczony Kain, przynależ i nam, jego potomkom. W Biblii odnajdujemy, oczywiście, jeszcze wiele innych realizacji motywu śmierci. Np. w Apokalipsie św. Jana jeden z czterech jeźdźców, którzy są upostaciowanym gniewem bożym, nosi to miano.

W mitach greckich śmierć jest personifikowana przez boga Tanatosa, którego rodzonym bratem jest Hypnos - bóg snu. Tą bliskość stanu śmierci i stanu snu, którą w swoisty dla siebie sposób wyrazili Grecy, odkreślał również Jan Kochanowski w ostatnim ze swych Trenów zatytułowanym Do snu. Marzenia senne zabierają nas we wędrówkę przez sfery kosmiczne, którą to "normalnie" nasza dusza odbywa dopiero po swej śmierci. Interesującą jest opowieść o bogu śmierci i Syzyfie. Gdy ten dowiedział się, że jego gość, Tanatos, przybył, aby wymierzyć mu sprawiedliwość za jego występki wobec bogów, to zdecydował się uwięzić go. Konsekwencją tego było to, że ludzie na ziemi przestali umierać, co z kolei niezbyt spodobało się Hadesowi, władcy państwa umarłych, którego włości w wyniku poczynań Syzyfa mocno się wyludniły. Koniec końców Tanatos został uwolniony przez Hermesa, a sprytny władca Koryntu został skazany na "syzyfową pracę", czyli wtaczanie olbrzymiego głazu na szczyt wielkiej góry, którego jednak nigdy nie może osiągnąć, gdyż kamień tuż przed samym wierzchołkiem wyślizguje się mu z rąk i cała zabawa zaczyna się od porządku.

Natomiast w tragedii Sofoklesa zatytułowanej Antygona śmierć jest wynikiem moralnego wyboru, jakiego dokonała tytułowa bohaterka. Poświęciła ona swoje życie, gdyż uważała, że ponad prawami stanowionymi przez śmiertelników istnieją inne, objawione ludziom prze bogów i to właśnie nim powinniśmy przede wszystkim być wierni. Pośrednio zatem okazuje się, że istnieją w życiu człowieka wartości ważniejsze niż ono samo, które to potrafią przełamać naturalny strach człowieka przed śmiercią .

W średniowieczu śmierć nie jest traktowana wyłącznie jako coś strasznego i ostatecznego, jakkolwiek bywa i tak, wystarczy przypomnieć Rozmowę mistrza Polikarpa ze Śmiercią, ale raczej jako początek nowego wymiaru istnienia wśród zbawionych, bądź potępionych. Święty Aleksy pojmował swe życie jako drogę, która wiedzie do Boga poprzez utrapienia i cierpienie, zatem śmierci nie przyjmował jako czegoś przerażającego, lecz jako wybawienie od ziemskiej, pełnej trudu, egzystencji. Podobnie Roland, dowódca tylnej straży wojsk króla Franków, Karola Wielkiego, który w swej ostatniej bitwie z saracenami walczył dzielnie i z poświęceniem, a śmierć, która do niego zbliżała się z każdą kroplą krwi wypływającą z jego ran, oczekiwał ze spokojem, gdyż wiedział, że spełnił swój obowiązek, a zatem jest miły Bogu.

To, co działo się, a raczej mogło się dziać z duszą, po śmierci z duszą człowieczą, opisał w Boskiej komedii Dante Alighieri, którą rozpoczął tymi oto słowami:

"W życia wędrówce, na połowie czasu,

Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,

W głębi ciemnego znalazłem się lasu."

Stąd wyruszył on w wędrówkę po zaświatach, które składały się z Piekła, Czyśćca oraz Raju. Ta wizja poetyczno - teologiczna ukazywała śmierć jako bramę, która prowadzi nasze dusze do jednego z tych miejsc. Oczywiście, to gdzie się dostaniemy, zależało od naszych zasług moralnych na tym świecie. Przytoczony zaś fragment utworu pokazuje nam, że w którymś momencie naszego życia wstępujemy do "ciemnego lasu", będącego symbolem życia, które uświadamia sobie własną śmiertelność. Owa świadomość, jak widać na przykładzie Dantego, przychodzi raczej w wieku mocno dojrzałym nie zaś młodzieńczym.

Natomiast wspomniana Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią jest zapisem, jaką miał imć pan Polikarp z Kostuchą, czyli upersonifikowaną śmiercią, która objawiła się mu jako niewieści szkielet obwieszony gnijącymi resztkami ciała. Bohater dowiaduje się od niej, że gdy szuka tancerzy do swego orszaku (słynny średniowieczny taniec śmierci - danse macabre) wszystko jej jedno, czy będzie to król, czy rycerz, czy karczmarz, gdyż jej natura jest taka, że w jej oczach wszyscy są równi i zasługują na taniec z nią. Jak się zdaje, tego typu utwory miały przede wszystkim na celu oswojenie ludzi ze śmiercią, pokazując, że jest ona częścią naszego życia i że, choć przerażająca, nie należy się jej bać, szczególnie jeśli nie mamy sobie nic do zarzucenia pod względem moralnym.

Śmierć jakiejś bliskiej nam osoby może stać się dla człowieka przyczyną kryzysu moralnego i światopoglądowego. Świadectwem literackim tego typu załamania jest cykl dziewiętnastu Trenów napisanych przez Jana Kochanowskiego na cześć swej córki Urszuli, która odeszła z tego świata w wieku dwóch - trzech lat. Poeta pokazuje nam kolejne etapy swego przeżywania tej śmierci: od początkowej rozpaczy, poprzez gniew i zwątpienie w Boga i filozofię, którą dotąd kultywował i uznawał za doskonałą dla człowieka, aż po pocieszenie i odbudowanie wiary w świat, ale jakby już na innym, pogłębionym poziomie.

Śmierć może być również widziana jako swoisty cień życia, które je całkowicie przysłania. W takim kontekście widział swą własna egzystencję Daniel Naborowski w wierszu Krótkość żywota. Ludzkie istnienie jest u niego zrelatywizowane do owego momentu, w którym przyjdzie nam opuścić ten świat. Ciąży on niejako nad naszym życiem czyniąc zeń krótką chwilę, przebłysk, który szybko ginie w ciemności, jaką dla człowieka stanowi wieczność. Inaczej rzecz postrzega Jan Andrzej Morsztyn w sonecie Do trupa. Śmierć zostaje tu wciągnięta w rodzaj zabawy poetyckiej, w której twórca kreśli dość niespodziewaną paralele pomiędzy losem człowieka zakochanego i człowieka martwego. Śmierć zatem jest tu raczej traktowana jako fakt estetyczny, a nie egzystencjalny.

Metafizyczny wymiar śmierci był inspiracją i podnietą twórczą dla romantyków. W Romantyczności Adama Mickiewicza kreowany jest dualistyczna wizja świata, w której jego najłatwiejszą do percypowania warstwę stanowi to, co dostępne empirycznemu, zmysłowemu, doświadczeniu człowieka. Do niej właśnie ogranicza się mędrzec, który ufa wyłącznie swemu "oku i szkiełku". Jednakże poza tą sferą rozciąga się inna, w której egzystują duchy tych, którzy umarli. To właśnie ją widzi Karusia i to właśnie ta sfera jest dla podmiotu lirycznego tego utworu tym, co stanowi o rzeczywistości świata. Wyraz podobnym przekonaniom daje Mickiewicz w drugiej i czwartej części Dziadów, zresztą w trzeciej też, acz w nieco zmienionej formule, które stanowią swoisty obrzęd obcowania z duchami tych, którzy odeszli. Śmierć zatem jest tu istotnym komponentem rzeczywistości, granicą oddzielającą dwa światy, które jednakże stanowią awers i rewers jednej rzeczywistości.

Romantyzm jednakże zaczął się od innej śmierci. Werter, główny bohater Cierpień młodego Wertera Goethego, popełnił samobójstwo, gdyż nie potrafił sobie wyobrazić dalszego swego życia bez ukochanej Lotty. Jego postać stała się inspiracją dla wcale pokaźnej grupy romantycznych samobójców, którzy wybierali ją na wskutek swego nie przystosowania do świata, bądź też jako protest przeciw jego okrutny prawom, które nie pozwalały człowiekowi na bycie szczęśliwym. Tak czyni tytułowy bohater dramatu Juliusza Słowackiego, właściwie jest to nieudana próba samobójcza, mianowicie Kordian. Podobnie czyni Gustaw z czwartej części Dziadów, a także hrabia z Nie-boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego.

Samobójstwo jako niezawodny środek na ból istnienia nie okazał się być czymś niedopuszczalnym dla bohaterów literackich epoki, która nadeszła po romantyzmie, mianowicie pozytywizmu. Przekonuje nas o tym dobitnie główny bohater powieści Bolesława Prusa zatytułowanej Laka Stanisław Wokulski. Gdy dowiedział się, że jego ukochana - Izabela Łęcka - zdradza go z lowelasem Starskim, rzucił się pod pociąg. Na jego szczęście, bądź też nieszczęście, uratował go dróżnik Wysocki. Można rzec, że Wokulski pokazał tu twarz romantyka, którym zresztą w głębi swej duszy był.

Śmierć zadana sobie własną ręką była motywem wielce popularnym również w literaturze Młodej Polski. Samobójstwo popełnia miedzy innymi inżynier Korzecki, jeden z bohaterów powieści Stefana Żeromskiego zatytułowanej Ludzie bezdomni. Motywem takiego, a nie innego wyboru było tu zmęczenie ponurą rzeczywistością, która go otaczała, i wywoływanym przez egzystencję w takim świecie bezustannym cierpieniem.

Na podobny krok decyduje się również bohater powieści Zofii Nałkowskiej zatytułowanej Granica Zenon Ziembiewicz. Jego samobójcza śmierć jest konsekwencją życia, jakie prowadził. W latach młodości był idealistą pragnącym choć trochę ulepszyć ten świat, jednakże wraz z mijającymi latami przemienił się on w człowieka wypranego wszelkich zasad, gotowego przekroczyć każdą "granicę" moralną, aby osiągnąć sukces życiowy.

W literaturze dwudziestowiecznej motyw śmierci zajął eksponowane miejsce, co w wieku dwóch wojen światowych, rewolucji październikowej, obozów śmierci, nie jest niczym dziwny i zaskakującym. Można tu zaobserwować pewną przemianę w jego realizacji w dziełach literackich tego czasu. Motyw ten bowiem w pewnym sensie przestaje być motywem, a raczej reporterską relacją odsyłającą nas do konkretnego czasu i miejsca, w którym dokonywała się kaźń konkretnego człowieka. Oczywiście, dotyczy to przede wszystkim, tzw. literatury obozowej, ale już, np. w Przedwiośniu Stefana Żeromskiego otrzymujemy relację z bardzo konkretnego wydarzenia historycznego - Rewolucji Październikowej w Rosji, jakkolwiek z fikcyjnymi bohaterami. Na długo w pamięci może utkwić scena, w której Cezary Baryka pracując jako grabarz wydobywa spod stosu trupów ciało młodej dziewczyny i patrząc w jej twarz nie może pojąć, jakież to szaleństwo ogarnęło ludzi.

W Opowiadaniach Tadeusza Borowskiego ukazany został świat za drutami obozu koncentracyjnego. To rzeczywistość, która rządzi się własnymi prawami i własną moralnością. Bohaterem tych opowiadań jest Tadeusz - nie do końca należy go identyfikować z Borowskim, człowiek, który wie jak przeżyć za drutami obozu. W pewnym sensie jest on bardzo cyniczny i brutalny w swym spojrzeniu na rzeczywistość, ale czy można było być kimś innym w świecie, w którym w przeciągu wykonywania jednego rzutu rożnego umierało kilkaset ludzi? W którym w każdej chwili można było być zakatowanym z byle powodu, albo wręcz bez takowego? W którym śmierć groziła za to, że się po prostu jest? W tym świecie realnością nie było zatem życie, ale ona (śmierć). Dlatego też nie było tu miejsca ani na dobro, ani na piękno, ani na współczucie. W opowiadaniu U nas w Auschwitzu… pada takie o to zdanie: "Patrz w jakim oryginalny świecie żyjemy: jak mało jest w Europie ludzi, którzy nie zabili człowieka! I jak mało jest ludzi, których by inni ludzie nie pragnęli zamordować!". Chyba w dziejach ludzkości nie było podobnej owym czasom epoki.

Straszną była również bierna akceptacji śmierci przez więźniów. We wspomnianym już opowiadaniu U nas w Auschwiztu odnajdujemy scenę, w której przedstawiona jest reakcja, a raczej jej brak, setek mężczyzn zgromadzonych na apelu, którzy patrzą, jak ciężarówkami kierującymi się ku "natryskom" wywożone są coraz to nowe partie kobiet. Mimo tego, że krzyczą one, aby im pomóc, gdyż były świadome tego, co ich czeka, żaden z tych, którzy uczestniczyli w tym apelu, nie ruszył się, aby im pomóc, żaden nie przeciwstawił się machinie śmierci. One były już martwe za życia, a martwym wszakże nie można pomóc.

Podobny protest wobec obojętności ludzi na okrutną i nieludzką śmierć, jaka spotyka ich bliźnich, wyraża w wierszu Campo di Fiori Czesław Miłosz. Mamy tu zestawione ze sobą dwa odległe w czasie i przestrzeni wydarzenia. Z jednej stron, rok 1600 i rzymski plac, na którym przekupki handlują kwiatami, z drugiej zaś, Warszawę wiosną roku 1943. W wieczny mieście właśnie zaczyna płonąć stos, na którym umiera skazany za herezję Giordano Bruno, w stolicy Polski natomiast właśnie trwa powstanie w Gettcie. To, co łączy obydwa wydarzenia jest obojętność tłumu wobec śmierci. Rzymskie kwiaciarki niespecjalnie zwracają uwagę na cierpiącego na stosie myśliciela, Warszawiacy zaś pomimo, że kilkadziesiąt metrów od nich zabijani są Żydzi, świetnie bawią się na festynie zorganizowanym pod murami getta. Poecie pozostaje tylko przez zaciśnięte usta powiedzieć:

"I ci ginący, samotni,

Już zapomniani od świata,

Język nasz stał się im obcy

Jak język dawnej planety.

Aż wszystko będzie legendą

I wtedy po wielu latach

Na nowym Campo di Fiori

Bunt wznieci słowo poety"

Podobne przeżycia opisał Gustaw Herling - Grudziński w swej książce zatytułowanej Inny Świat będącej relacją z pobytu autora w obozie sowieckim w Jercewie. Tu także panowały podobne prawa jak w lagrach nazistowskich, jakkolwiek nie było komór gazowych - zabijano inaczej. Wystarczy powiedzieć, że więźniowie nie wychodzili do pracy przy wyrębie syberyjskiej tajgi jedynie wtedy, gdy gotująca się woda wylewana z czajnika zamarzała nim dotarła do ziemi. To właśnie nieludzko ciężka praca prowadzona w ekstremalnych warunkach była przyczyną śmierci. Człowiek był tu degradowany do trybiku wielkiej maszyny, który stosunkowo łatwo było wymienić, gdy się zepsuł. Śmierć człowieka w łagrze była więc absolutnie odhumanizowana, sprowadzając się do cyfry w odpowiednie rubryce. Wszakże to Stalin powiedział, że śmierć jednostki to tragedia, ale śmierć milionów to fakt statystyczny…

Dal pokolenia Kolumbów, przynajmniej tego reprezentowanego przez Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Gajcego, śmierć była dziejową koniecznością, ofiarą złożoną na ołtarzu ojczyzny, co upodobniało ich do pokolenia romantycznych straceńców wzniecających powstanie przeciw zaborcom. Jednocześnie jest ona przeżyciem egzystencjalnym, przerażającym w swej ostateczności, szczególnie jeśli zostanie skonfrontowana z rzeczywistością, w której młody człowiek wzrastał. W wierszu z Głową na karabinie Baczyński pisał:

"Nocą słyszę, jak coraz bliżej

Drżąc i grając krąg się zaciska.

A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,

Wyhuśtała mnie chmur kołyska."

Tadeusz Różewicz, także Kolumb, przedstawił z kolei śmierć jako coś, co burzy moralny porządek świata, i pozostawia człowiek osamotnionego pośród zgliszczy. Okazuje się, że jesteśmy tylko ciałem, zwierzęciem, które walczy z innymi zwierzętami o przetrwanie. Rzeczywistość jawi się tu jako inferno, biologiczny łańcuch pożerania i bycia pożeranym. Nie istnieje duch, a śmierć to koniec wszystkiego. Te nihilistyczne wnioski na temat natury ludzkiej były reakcją młodego człowieka na sytuacje ciągłego zagrożenia życia, które wszakże nie mogło nigdy opuścić partyzantów ukrywających się w lasach, na głód i poniewierkę, na to, że był zmuszony zabijać i widzieć cierpienie innych bez względu na to, czy byli przyjaciółmi czy wrogami.

Jak zatem widać, na przykładzie przytoczonych powyżej przykładów motyw śmierci był realizowany w literaturze różnych epok na bardzo odmienne sposoby, ale tajemnica tego, czym jest śmierć, czy to ostateczny i nieodwracalny koniec, czy też przejście do innego, swoistego rodzaju egzystencji, pozostaje dla nas wciąż nieodgadnioną i zagadkową. I zapewne tak pozostanie, aż ostatni z ludzi nie zamknie oczy na wieczność.