Jonathan Swift

Podróże Guliwera - streszczenie szczegółowe

CZĘŚĆ I. U Liliputów

Rozdział 1

Na początku książki Guliwer opisuje swoje życie. Guliwer był jednym z pięciu synów właściciela folwarku w hrabstwie Nottinghamshire. Urodził się jako trzeci, więc rodzice nie interesowali się nim tak, jak najstarszymi i najmłodszymi z synów. Guliwer od początku mógł więc żyć trochę bardziej na własnych zasadach. Od dzieciństwa lubił się włóczyć, co często wypominał mu ojciec, który te jego wędrówki postrzegał jako wróżowanie. Kiedy Guliwer skończył 14 lat, oddano go do szkoły w Cambridge. Tam, ku zaskoczeniu wszystkich, okazało się, że Guliwer bardzo interesuje się naukami przyrodniczymi. Pod wpływem edukacji Guliwer postanowił, że zostanie lekarzem. To jednak nie było tak proste. Folwark ojca Guliwera nie był tak duży ani nie przynosił tak dużych dochodów, aby opłacenie edukacji wszystkich synów na tym samym poziomie było możliwe. Zabrakło pieniędzy, by Guliwer mógł dokończyć naukę. Ojciec świadomy jednak rozwoju i zainteresowań syna umieścił go w Londynie, na praktyce u sławnego chirurga, pana Batesa. Pod czujnym okiem doktora Guliwer zgłębiał tajniki anatomii. To zainteresowanie nie sprawiło jednak, że zapomniał o podróżach, które tak bardzo go interesowały. Z zapałem studiował przedmioty takie jak: matematyka czy geometria, których naukę uważał za potrzebną i przydatną w kontekście morskich podróży.

Któregoś dnia do Guliwera przyszedł jeden z jego wujów. Widząc zapał, entuzjazm i gotowość do pracy, jakie wykazywał chłopiec, postanowił wysłać go na studia na zagraniczny uniwersytet w Lejdzie. Guliwer nie wahał się ani chwili. Wrócił do Anglii po trzech latach, mając już ze sobą dyplom lekarza. Teraz postanowił zawalczyć o spełnienie drugiego ze swoich marzeń: zaciągnął się więc na okręt jako lekarz. W końcu znalazł się Guliwer na morzu. Żeglował cały rok, ale nic szczególnego podczas tej podróży się nie wydarzyło. Marzył o podróżach i przygodach na miarę Robinsona Crusoe, więc odwiedzanie kolejnych, nawet najpiękniejszych zakątków świata nie spełniało w pełni jego oczekiwań.

Wrócił jednak do Londynu i postanowił założyć rodzinę. Ożenił się z panną Marią Burton. Była ona córką sąsiadki pana Batesa, który został przez te lata kimś na kształt opiekuna Guliwera. Guliwer jako lekarz nie był w stanie zgromadzić odpowiedniej liczby pacjentów, aby utrzymać dom. To popchnęło bohatera do rozwiązania, które już dobrze znał. Wrócił do zawodu lekarza okrętowego. Przez sześć kolejnych lat pływał po morzach i oceanach. Udało mu się przez ten czas zgromadzić naprawdę dużą sumę pieniędzy, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że z czasem i one zostaną wydane. Zabezpieczył więc żonę finansowo, a sam postanowił wziąć udział w kolejnej wyprawie.

Wyruszył 4 maja 1699 roku na statku „Antylopa”. Dowodził nim kapitan Prichard. Statek zmierzał do krajów podzwrotnikowych. Niestety trafili na długotrwałe burze i nawałnice trwające wiele dni, które sprawiły, że okręt kilkukrotnie zmieniał kurs, aż w końcu zabłądził. Nie trzeba było długo czekać, aż doszło do wypadku: statek wpłynął na skały i się rozbił. Marynarze próbowali się ratować. Kilku wsiadło do szalupy, ale i ta zatonęła. Uratował się jedynie Guliwer.

Woda wyrzuciła Guliwera na piaszczystą wydmę. Kiedy doszedł trochę do siebie, postanowił ruszyć w poszukiwaniu zabudowań. Był jednak tak słaby, że upadł z wyczerpania i głodu. Stracił przytomność. W końcu obudził go jakiś ruch. Miał wrażenie, że chodzi po nim wiele małych zwierząt. Kiedy otworzył wreszcie oczy, zobaczył przed sobą karzełka o ludzkie postaci. Był on bardzo wytwornie i elegancko ubrany. Na plecach miał kołczan ze strzałami i łukiem. Okazało się, że spaceruje po nim wiele podobnych istot. Nie tylko spaceruje, ale i krępuje. Zauważył bowiem że jest związany. Spróbował się poruszyć, przy czym głośno krzyknął. Nieznani mu sprawcy przestraszyli się, ale jemu nie udało się wyswobodzić z więzów. Mali napastnicy głośno krzyczeli, dyskutowali między sobą. Ewidentnie ustalali plan działania. Guliwer jednak nie zamierzał się poddać. Był coraz bardziej poirytowany, że coś krępuje jego ruchy. Po chwili pracy udało mu się uwolnić jedną rękę.

W tym samym momencie do jego uszu dobiegł jakiś rozkaz i nagle poczuł, jak tysiące niewielkich strzał zaczyna lecieć w jego kierunku. Uderzały w dłoń, twarz, szyję. Atak był naprawdę skuteczny. Same strzały nie wyrządziły mu co prawda większej krzywdy, ale ból, który wywołały, był irytujący i dokuczliwy. W końcu więc przestał się ruszać i czekał, co wydarzy się dalej. Liliputy nie zwlekały: przystąpiono do budowy wieży, na którą po chwili wstąpiły trzy postaci. Jeden z nich przemawiał do bohatera, robił to dość długo. Guliwer starał się gestami dać do zrozumienia, że nie chce z nikim walczyć, jest gotowy się podporządkować, a przede wszystkim jest bardzo głodny.

Ku jego zdziwieniu lilipuci okazali się świetnie zorganizowani. Błyskawicznie, nie wiadomo skąd, pojawiły się półmiski z jedzeniem, pełne kosze chlebów. Wszystkie wnoszono po drabinach na jego pierś. Podawano mu je bezpośrednio do ust. Wszystko to było genialne, ale miało jedną wagę. Wspaniałe pieczenie miały rozmiar drobnego ptactwa. Guliwer próbował się tym najeść, ale nie było to łatwe. Po wszystkim wypił – zgodnie z rozmiarami panującymi w świecie liliputów – dwie beczki wina, które w przeliczeniu na wzrost Guliwera nie dawały razem nawet dużego kielicha wina.

Kiedy Guliwer jadł, wszyscy przyglądali się mu z uwagą. Dla liliputów Guliwer był bowiem wybrykiem natury, istotną dotychczas przez nich niespotkaną. Dla Guliwera z kolei to cała społeczność liliputów była totalnym zaskoczeniem. Szybko okazało się, że zostanie gdzieś przeniesiony. Chciał iść o własnych siłach, ale mu na to nie pozwolono. Zamiast tego opatrzono mu rany. W ogóle przestał czuć ból.

Przeniesienie Guliwera wyglądało przeciwnie. W równych odległościach od siebie ustawiono drewniane bale. Mężczyznę zaś, co wymagało ogromnego wysiłku od liliputów, przeniesiono na drewnianą platformę. Dzięki temu Guliwera na platformie można było przesuwać stopniowo po balach. Dalej było to wymagające zadanie, ale możliwe do przeprowadzenia. W ten sposób przetransportowano Guliwera do stolicy państwa liliputów. Wyszedł do niego król: Guliwer rozpoznał to po wyróżniającym się stroju, a także postawie mężczyzny, od którego biła ogromna pewność siebie. Zaplanowano i zorganizowano nawet mieszkanie dla gościa. Przygotowano w tym celu starą świątynię. Nie oznaczało to jednak totalnej wolności dla Guliwera. Miał mieć on stopy skute drobnymi srebrnymi łańcuszkami. Aby to jednak było możliwe, trzeba było przeciąć dotychczas krępujące go więzy. To sprawiło, że Guliwer wreszcie, od początku całej tej historii, mógł rozprostować nogi. Wstał, przeszedł się kilka kroków, uważając przy tym, aby nie skrzywdzić nikogo z liliputów. Chciał tym samym dać wyraz tego, że nie ma absolutnie złych zamiarów.

Rozdział 2

Guliwer skupił się na podziwianiu kraju, do którego trafił. A było co podziwiać. Kraj liliputów był naprawdę piękny. Dookoła widać było pola, sady i lasy. Gdzieniegdzie majaczyły nitki strumieni. Wszystko to zrobiło na Guliwerze bardzo dobre wrażenie.

W końcu do Guliwera przybył sam król. Był bardzo atrakcyjnym i przystojnym mężczyzną. Okazało się później, że był także bardzo młody, miał dopiero dwadzieścia dziewięć lat. Od swoich poddanych był odrobinę wyższy, miał także ciało bardzo muskularnej budowy, do tego ciemne włosy i dość bujną brodę. Guliwer dowiedział się, że od siedmiu lat rządził tym krajem. Bohater miał także okazję poznać jego żonę, która była przepiękną kobietą.

Wielkość Guliwera podziwiali wszyscy. Był on dla nich absolutnie niecodziennym wydarzeniem. Najważniejszym problemem było jednak to, że nie był w stanie się z nimi porozumieć w żadnym z języków, które znał. Stanowiło to poważne utrudnienie w jakiejkolwiek komunikacji. Większość liliputów była jednak nastawiona pozytywnie. Nie wszyscy jednak podzielali to stanowisko. Tych najbardziej dokuczliwych, którzy nadal próbowali strzelać do Guliwera, w końcu aresztowano. Co ciekawe, oddano ich Guliwerowi, aby to on ich ukarał. Z zapartym tchem i przerażeniem, wszyscy – łącznie z dworem królewskim – czekali, co uczyni olbrzymi, czyli człowiek-góra, jak go sami nazywali. W pierwszym odruchu Guliwer rzeczywiście chciał ich zabić, ale szybko się zreflektował. Nie był takim człowiekiem. Przestraszył ich tylko, udając, że chce iść zjeść, po czym puścił ich wolno. Wszyscy byli w szoku. Ten gest Guliwera sprawił, że mieszkańcy kraju liliputów zaoferowali mu swoją przyjaźń.

W tym czasie król zorganizował naradę i starał się ustalić, co dalej robić z ogromnym przybyszem. Karmienie Guliwera było dla obywateli tego państwa ogromnym wysiłkiem. Urzędnicy nie akceptowali tego stanu rzeczy. Sugerowali, że Guliwera trzeba zgładzić. Król jednak nie był gotowy na taki ruch, szczególnie kiedy przybył do niego posłaniec z opowieścią o tym, jak Guliwer postąpił z atakującymi go liliputami. Mimo sprzeciwu urzędników król postanowić, że żywności dla Guliwera dostarczać będą kolejne miejscowości. Ustalono także, że trzeba dla przybysza wykonać odzież.

Guliwer stał się atrakcją całego państwa liliputów. Przybywali do stolicy mieszkańcy najodleglejszych krain, aby zobaczyć olbrzyma. To wszystko przekładało się na mniejsze zainteresowania rolnictwem, handlem, przemysłem. Sam Guliwer natomiast się rozwijał. Robił coraz większe postępy w nauce języka liliputów. Mógł już porozumieć się z królem liliputów. To z kolei sprawiło, że starał się go przekonać, aby go uwolnił. Guliwer zdawał sobie sprawę, że jest obciążeniem dla państwa liliputów. Król także. Decyzja jednak należała do Rady Państwa.

W końcu ustalono, że trzeba przeprowadzić rewizję kieszeni Guliwera. Znaleziono w nich pistolet, grzebień, chustkę, zegarek, sakiewkę i pieniądze. Lilipuci zupełnie nie zdawali sobie sprawy, do czego mają służyć te konkretne przedmioty. Już sam notes był dla nich czymś dziwnym – zwojami papieru połączonymi ze sobą kartkami. Guliwer z przyjemnością tłumaczył, co do czego służy. Zawahał się jedynie przy rewolwerze, który był przecież narzędziem przemocy. Ponieważ jednak król go o to poprosił, zademonstrował liliputom, jak się korzysta z tej broni. Wystrzał przeraził wszystkich mieszkańców. Broń oczywiście została mu odebrana, ale wszystkie pozostałe przedmioty mu pozostawiono. Był to kolejny etap zyskiwania przez Guliwera sympatii u liliputów.

Rozdział 3

Guliwer zachowywał się bardzo rozsądnie w stosunku do liliputów, co zjednało mu ich sympatię. Był cierpliwy, rozsądny, dostosowywał się do obowiązujących w ich kraju zasad. To wszystko sprawiło, że zaprzyjaźnił się z całkiem sporą ich grupą, a przy tym z tajnym radcą dworu — Redresalem. Blisko był również z królem. Rozmowy z nim były wyjątkowo ciekawe. Guliwer chciał pomóc liliputom, dlatego zaproponował królowi, że urządzi manewry wojskowe. Król się zgodził, a umiejętności wojskowe Guliwera bardzo go zaskoczyły. Od tego momentu manewry organizowano dość często. Obywały się one pod chustą Guliwera, która zawieszona była na drewnianych palach. Pewnego dnia chusta jednak nieoczekiwanie pękła, co sprawiło, że kilku żołnierzy było w poważnym niebezpieczeństwie. Guliwer przyszedł im z pomocą. Postanowiono jednak więcej nie urządzać tego typu zabaw.

Kilka dni później do stolicy dotarła wiadomość, że na brzeg morze wyrzuciło dziwne zwierzę. Okazał się nim kapelusz Guliwera. Kiedy dowieziono go wreszcie do stolicy, okazało się, że jest on w absolutnie opłakanym stanie, ale mężczyzna i tak się cieszył z odnalezienia tej osobistej rzeczy. Od razu włożył kapelusz, nie przejmując się tym, jak wygląda.

Król w końcu poprosił Guliwera, aby te wytłumaczył mu, na czym polegają szczególne właściwości prochu. Guliwer oczywiście się zgodził i objaśnił liliputom zasady broni palnej. Mieszkańcy okazali się bardzo pojętni. Szybko w armii liliputów pojawiła się więc silna artyleria. Było to wielkie święto dla obywateli. Urządzono nawet uroczysty przemarsz wojsk między rozstawionymi nogami Guliwera, które spełniały w tej sytuacji funkcję bramy triumfalnej.

W końcu ustalono, że nadszedł czas, aby uwolnić Guliwera. Było kilka warunków: nie mógł opuszczać państwa bez zgody króla, nie mógł krzywdzić liliputów. Do tego miał przypisane zadania: pomoc w budowie publicznych budynków oraz przy obliczeniu dokładnej wielkości państwa liliputów. Guliwer bez wahania przyjął te warunki i dzięki temu mógł wreszcie cieszyć się wolnością.

Rozdział 4

Dzięki uwolnieniu Guliwer wreszcie zyskał okazję do tego, aby odwiedzić stolicę kraju liliputów. Guliwer w stolicy do tej pory nie mógł się poruszać. Jego uwagę przyciągnęło piękno tej przestrzeni, jej ogromna czystość i to, w jaki sposób zadbana była cała okolica. Liliputy mieszkały w kilkupiętrowych domach. Były one pomalowane na różne kolory, co dawało bardzo atrakcyjny efekt. Wokół było sporo kwiatów i drzew. Do królewskiego pałacu prowadziła przepiękna zielona aleja. Sam królewski pałac także robił duże wrażenie. Wszędzie było pełno kosztowności. Był pełen podziwu i zdumienia, czym nie omieszkał podzielić się z samym królem.

Nie było jednak tak, że król żył bez trosk. Jego kraj miał swoje problemy, o czym w końcu powiedział Guliwerowi jego przyjaciel – Radresal. Okazało się, że sąsiednie państwo Blefusku chciało zmusić liliputów do zmiany zwyczajów. Sąsiedzi chcieli tłuc jajka od grubszego do cieńszego, a lilipuci od zawsze robili odwrotnie. TO doprowadziło do wojny, która trwała już od kilku lat. Jakiś czas temu zawarto rozejm, ale dobiegał on końca. Redresal do Guliwera przybył jednak za wiedzą i z polecenia króla, który chciał wiedzieć, czy w sytuacji konfliktu może liczyć na pomoc Guliwera. Dla mężczyzny jasne było, że stanie po stronie liliputów.

Zajął się obserwacją wybrzeża. Dostrzegł flotę złożoną z 50 statków, które aktualnie stacjonowały w zatoce. Wpadł na pomysł, z którym poszedł do króla. Chciał on przejąć flotę, która należała do Blefusków, a tym samym zapobiec wojnie. Pisze poszedł do zatoki, związał wszystkie okręty linami i przeciągnął do zatoki liliputów. Przy jego wzroście i sile, takie zadanie nie było problematyczne, a lilipuci absolutnie by sobie z nim nie poradzili. Wrogowie liliputów byli zrozpaczeni. Guliwer z jednej strony współczuł tym marynarzom, z drugiej jednak – wiedział, że to jedyny sposób, aby zapobiec dalszemu konfliktowi. Za tę pomoc, która uchroniła ich kraj od kolejnej wojny, Guliwer zyskał ogromną wdzięczność liliputów.

Rozdział 5

Guliwer był zadowolony. Wierzył, że teraz wszystko będzie przebiegać pomyślnie, a on sam będzie mieć silną i stabilną pozycją w państwie liliputów. Można było się jednak spodziewać, że król nie przejdzie obojętnie obok wiedzy, jak silnego ma u siebie sojusznika. W końcu musiał wpaść na pomysł, że z pomocą Guliwera może podbić Blefusku i tym samym znacznie rozszerzyć granice swego państwa. Do tego pomysłu Guliwer odniósł się już znacznie mniej pozytywnie. Wiedział, że to będzie nierówna walka. Nie chciał brać w niej udziału. Król był zły, natomiast mieszkańcy z kraju Blefusku byli mu ogromnie wdzięczni, że nie zdecydował się na ten krok. Guliwer i króla Blefusku różniły motywacje, ale cel, czyli uniknięcie wojny, ich łączy.

Ta decyzja jednak musiała osłabić jego pozycję w kraju liliputów. Guliwer zdawał sobie sprawę, że coraz więcej osób szepcze do królewskiego ucha oskarżenia przeciwko niemu. W końcu, kiedy otrzymał zaproszenie do kraju Blefusku, nieoficjalnie oskarżono go o zdradę.

Pewnej nocy w pałacu króla wybuchł pożar. Guliwer pognał na pomoc, ale nie wziął w pośpiechu ze sobą kaftana, którym łatwo ugasiłby ogień. Nie było wody w pobliżu. Do kapelusza nabrał więc wody, do której wrzucano nieczystości z całego miasta. Ponieważ królowi groziło niebezpieczeństwo, Guliwer nie myślał, czym gasi pożar. Ważne było opanowanie ognia. Król co prawda podziękował Guliwerowi za ratunek, powiedział mu jednak również, że królowa zastrzegła, że już nigdy nie zamieszka w zanieczyszczonych komnatach.

Rozdział 6

Po historii z pożarem pozycja Guliwera w mieście znacznie osłabła, z czego po cichu wiele osób się cieszyło.

W trakcie pobytu u liliputów Guliwer starał się jak najlepiej poznać ich prawa i zwyczaje. Okazało się, że cechował ich doskonały wzrok i ponadprzeciętna zręczność. Świetnie odnajdywali się w roli budowniczych oraz mechaników. Wyróżniało ich ukośne pismo, które sprawiało, że tekst przypominał schodki. Pogrzeby natomiast wyglądały tak, że stawiano ich do góry nogami i zasypywano ziemią. Wierzono bowiem, że na koniec świata ziemia się odwróci, więc zmarli wstaną, stojąc na nogach.

W kraju liliputów panowało natomiast bardzo ostre prawo. Właściwie wszystkie większe oszustwa, zdrady i inne przewinienia karano tutaj śmiercią. Obowiązkiem było również zawiadamiać o potencjalnych zagrożeniach, niebezpieczeństwach. Każdy liliput miał obowiązek o tym powiadomić. Dla Guliwera było to nic innego jak donosicielstwo, ale nawet on musiał przyznać, że pozwalało to błyskawicznie wyłapywać tych, którzy byli zagrożeniem dla innych. Oczywiście były też konsekwencje pomyłki: jeśli ktoś oskarżony o bycie przestępcą, okazywał się niewinny, ten, który go oskarżył, tracił swój majątek i dodatkowo musiał zwrócić poszkodowanemu poniesione przez niego koszty.

Guliwer, kiedy uzyskał wolność decyzją liliputów, skupił się na urządzaniu swojego domu. Zrobił sobie stół, krzesła, brał udział w szyciu dla siebie ubrania. Czasami odwiedzali go goście. Pewnego dnia, kiedy odwiedził go król, razem z wrogiem Guliwera – Flimnapem, ten drugi szybko wyliczył królowi ile kosztuje ich jedzenie Guliwera. Ten był właśnie zajęty pochłanianiem kolejnych porcji. Flimnap po raz kolejny sugerował, że najlepiej byłoby Guliwera zabić.

Rozdział 7

Rozmiary Guliwera siłą rzeczy wykluczały go z części aktywności w życiu liliputów. Nie mógł on na przykład brać udziału w życiu dworskim, nie wiedział więc, co się dzieje wokół króla. Ten zaś odwiedzał go coraz rzadziej. Guliwer czuł, że coś jest nie tak. Przybył do niego pewnej nocy przyjaciel z dworu, aby uprzedzić Guliwera, że Rada postanowiła go zgładzić. Oczywiście było do tego potrzebne uzasadnienie, przygotowano więc akt oskarżenia, w którym wymieniono zdradę (którą miała być przyjaźń z Blefusku), zniszczenie królewskiego pałacu (podczas pożaru), odmowa pomocy przy planach podbicia sąsiedniego kraju. To wszystko umożliwiało wydanie wyroku śmierci. Król jednak chciał obronić Guliwera. Postanowiono więc, że najpierw zostanie oślepiony, potem zmniejszone zostaną jego racje żywnościowe, a w końcu się go w ten sposób zabije. Guliwer był wściekły. Czuł, że lilipuci są ogromnie niewdzięczni. Postanowił więc odejść z tego kraju. Miał zaproszenie do kraju Blefusków. Następnego dnia się tam udał i dopiero tutaj zaczął zastanawiać się, co dalej robić. Powitano go bardzo uroczyście. Nie było jednak dla niego domu. Sypiał więc w lesie. 

Rozdział 8

Bohater postanowił nie dzielić się z królem Blefusku informacjami o wydarzeniach w kraju liliputów. Zostawił wszystkie te wydarzenia dla siebie. Pewnego dnia dostrzegł natomiast na morzu olbrzymi przedmiot. Była to łódź, którą Guliwer wspólnie z mieszkańcami Blefusku przyholował do brzegu. Był przeszczęśliwy, dzięki temu bowiem mógł wreszcie opuścić bardzo gościnny, ale zbyt mały dla jego potrzeb kraj. Korzystał jednak jeszcze przez jakiś czas z pomocy Blefusku, ponieważ musiał wykonać żagle do łódki, aby móc odpłynąć. W tym samym czasie lilipuci zażądali od króla Blefusku wydania Guliwera, którego traktowali jako więźnia politycznego. Król jednak odpowiedział im, że Guliwer szykuje się do opuszczenia kraju, ponieważ odnalazł łódź. To uspokoiło drugą stronę i uchroniło Guliwera przed oślepieniem.

W końcu 24 września 1701 roku Guliwer opuścił kraj Blefusku. Otrzymał od nich na pożegnanie kilka sakiewek złota, a także zwierzęta hodowlane. Po kilku dniach żeglugi spotkał statek, który wpuścił go na swój pokład. Marynarze i sam kapitan Biddel byli w szoku, widząc miniaturowe owce, które pokazał im Guliwer. Po dotarciu do Londynu zwierzęta wzbudziły nie mniejszy podziw. Pokazy tych zwierząt pozwoliły Guliwerowi sporo zarobić, co znacznie poprawiło sytuację jego rodziny. Nie był jednak w stanie zbyt długo wytrzymać w domu. Po odpowiednim zabezpieczeniu sytuacji żony i dzieci wszedł na pokład statku „Motyl”, który właśnie wypłynął do Indii Wschodnich.

CZĘŚĆ II. Podróż do Brobdignag

Rozdział 1

Guliwer znów więc opuścił Anglię. Tym razem nic nie zapowiadało jakiś nowych przygód. Statek bez większych problemów minął Przylądek Dobrej Nadziei, a potem skierował się w stronę Suratu. Kiedy jednak wypłynął na Ocean Indyjski, rozpoczęła się ogromna burza. Dobra organizacja i przygotowanie marynarzy sprawiło, że udało się przetrwać tę nawałnicę. Statek stracił jednak kurs. Niedługo później wszyscy ujrzeli zupełnie nieznany im ląd. Postanowiono do niego dobić i sprawdzić co to za kraj. Guliwer oczywiście jako jeden z pierwszych zadeklarował, że z chęcią będzie towarzyszył marynarzom w tej wyprawie. Cała grupa weszła więc do małej szalupy i ruszyła w stronę lądu.

Wszystko wydawało się przebiegać bez żadnych problemów do momentu, kiedy Guliwer nie zobaczył szalupy błyskawicznie oddalającej się od wyspy, którą on dalej cały czas zwiedzał. Szybko jednak zrozumiał ten nagły zwrot, kiedy zobaczył, że szalupę goni olbrzym. Marynarzom udało się dobić do statku, ale Guliwer pozostał sam na lądzie. Przyjął jednak tę sytuację z dość dużą dozą zrozumienia.

Skupił się ponownie na oglądaniu tego, co było wokół niego. Okazało się, że tym razem wszystko było znacznie większe niż w jego świecie. Trawa przypomniała ogromne drzewa. Nie był w stanie wzrokiem objąć nawet najbliższej okolicy. W końcu droga, do której dotarł, była tak duża, że aż przerażająca. Kiedy znalazł się na przeogromnym polu, zrozumiał, że trafił do kraju olbrzymów. Kiedy zobaczył kilku z nich przy żniwach, przeraził się nie na żarty. Obawiał się przede wszystkim bowiem ich wielkich sierpów. Próbował się ukryć tak, aby nikt nie zobaczył. Dostrzegł go jednak w końcu jeden z rolników. Podniósł go do góry. Uścisk był tak mocny, że bolał Guliwera.

Rolnik zabrał Guliwera do swojej chaty, niezwykle ciekawy niecodziennego przybysza. Tam Guliwer poznał żonę, dzieci oraz kota wieśniaka. Zwierzę było takiej wielkości, że absolutnie przerażało Guliwera. Żona wieśniaka najpierw się ogromnie wystraszyła, ale potem instynkt wziął górę: zajęła się nim, nakarmiła i wskazała miejsce do snu. Kiedy Guliwer się w końcu obudził, nie był w stanie przypomnieć sobie, gdzie jest. Jeszcze nie do końca rozbudzony, musiał stoczyć walkę ze szczurami, w której szczęśliwie zwyciężył.

Rozdział 2

Guliwer miał spore szczęście, ponieważ trafił do bardzo przyjaźnie nastawionej do niego rodziny. Dziesięcioletnia córeczka wieśniaka okazała się niezwykle opiekuńcza wobec niego. Zorganizowała mu mieszkanie i zaczęła uczyć ich języka. Guliwer czuł się bezpiecznie. Jego obecność nie mogła jednak długo pozostać niezauważona. Do wieśniaka przyszedł pewnego dnia dzierżawca, który był egoistą nastawionym na zysk. Namówił on wieśniaka, aby pokazał Guliwera większej liczbie mieszkańców. Rolnik zabrał więc Guliwera, a także swoją córkę, którą Guliwer nazwał Glumdalklitsz (co oznaczało w języku olbrzymów mateczka) na jarmark organizowany we wsi znajdującej się blisko ich domu. Guliwera nazwano Gildrig, czyli Paluszek. Podróż dla Guliwera okazała się bardzo męcząca – niewielkie odległości dla olbrzymów odbierał bowiem zupełnie inaczej. Zmuszono go jednak do tego, aby na jarmarku popisywał się różnego rodzaju umiejętnościami. Sztuczki i sam pokaz nie były jednak dla Guliwera bezpieczne. Kiedy któryś z chłopców rzucił w niego orzechem, który dla Guliwera przypominał wielkością sporą dynię, niewiele brakowało, a zostałby zabity.

Gospodarz jednak niewiele robił sobie jednak z tych trudności. Jego dochody bowiem błyskawicznie rosły, obudziła się w nim więc chciwość, chciał zarabiać więcej i więcej. W końcu podjął decyzję, że Gildrig wyruszy z nim do stolicy państwa. Liczył bowiem, że tutaj jego dochody będą jeszcze większe, a Guliwer wzbudzi spore zainteresowanie u mieszkańców miasta. Dla Gildriga podróż ta była jeszcze bardziej uciążliwa niż pierwsza. Był coraz słabszy, zaczął chorować. Dziewczynka bardzo czule się nim opiekowała, ale nie była w stanie skutecznie mu pomóc. W końcu jednak dotarli do stolicy państwa – Lorbrulgrud, co oznaczało w języku olbrzymów Duma Świata. Wieśniak, który coraz mniej przypominał prostego rolnika, zdecydował, że zatrzymają się w bardzo dobrym hotelu. Zaczęli dawać kolejne przedstawienia. Nadal były on bardzo męczące dla samego Guliwera. Jedyną korzyścią, którą on sam czerpał z tej sytuacji, była możliwość przyspieszonej nauki języka olbrzymów.

Rozdział 3

W końcu historia Guliwera dotarła także i na sam królewski dwór. Królowa zażądała, aby wieśniak ze swoim podopiecznym stawili się na zamku. Guliwer swoją ogładą, elegancją i znajomością języka zrobił na królowej jak najlepsze wrażenie. Zdecydowała ona, że pozostanie on na zamku razem z Mateczką, która została przyjęta na dwór jako królewska dwórka.

Król chciał lepiej poznać Guliwera i zrozumieć jego pochodzenie. Nakazał więc, aby królewscy naukowcy go zbadali. Uznano go jednak za „wybryk natury”. Dla króla jednak obecność Guliwera była powodem do poważnych rozważań. Dotychczas był on bowiem bardzo dumny z osiągnięć swoich obywateli. Obecność Guliwera uświadomiła mu natomiast, że istotny znacznie słabsze od olbrzymów były w stanie wejść na ten sam poziom rozwoju, osiągnąć te same sukcesy tylko w mniejszym rozmiarze. Królowa patrzyła na to w zupełnie inny sposób. Po prostu pokochała Guliwera i starała się zapewnić mu jak najwygodniejsze życie. Była to całkowita odmiana po okresie występów, do których zmuszał Guliwera wieśniak. Na rozkaz królowej urządzono Guliwerowi absolutnie wspaniałe mieszkanie. Cały czas była przy nim także córka wieśniaka, która się nim opiekowała.

Miał jednak Guliwer także i wrogów na dworze. Głównym jego przeciwnikiem był karzeł, który bez przerwy dokuczał Gildrigowi. Był wobec niego bardzo okrutny. Wykorzystywał swoją przewagę, wrzucając na przykład Guliwera do słoika wypełnionego śmietaną. Było to niezwykle niebezpieczne i gdyby Guliwer nie potrafił pływać, zginąłby. Na tym się jednak nie skończyło. Wrzucił Guliwera do wielkiej kości, z której królowa właśnie wyjęła szpik. Ta przygoda sprawiła, że Guliwer zniszczył sobie całe ubranie. Za te wybryki karzeł w końcu został usunięty z zamku. Niebezpieczeństwo jednak czaiło się na każdym kroku. Wszystko tutaj było nieporównywalnie większe, co oznaczało, że nawet walka z muchami czy osami mogła się dla Guliwera skończyć tragicznie. Każdą z nich jednak wygrywał. Żądła os postanowił zabrać ze sobą kiedyś do domu.

Rozdział 4

Brobdignag, czyli kraj olbrzymów był bardzo korzystnie umiejscowiony, właściwie schowany przed resztą świata, oddzielony morzem i wulkanami. Nikt nigdy o nim nie słyszał. Wulkaniczna gleba okazała się bardzo żyzna, całą krainę porastają więc przeróżne rośliny. Stolicę znajdującą się w środku kraju przecina rzeka. Tutaj znajduje się także przepiękny pałac, który jedynie Guliwerowi wydawał się nieco zbyt „gruby”. Sam Guliwer zamieszkał w przepięknym mieszkaniu wielkości pudełka, które kazała dla niego przygotować królowa. Posiadał także inne mieszkania przygotowane na wypadek podróży. Nigdy po kraju olbrzymów już nie poruszał się sam. Zawsze towarzyszyła mu przynajmniej Mateczka. Mógł podziwiać ludzi, zabudowania, sklepy. Jednocześnie bardzo duże zabudowania robiły na nim dziwne wrażenie, doceniał ich kunszt, ale jednocześnie go raziły.

Pewnego dnia Guliwer i Mateczka udali się do świątyni. Tutaj uwagę podróżnika przyciągnęła przede wszystkim wysoka wieża. Ostatecznie jednak okazało się, że wiele wrażeń dostarczyło mu zwiedzanie kuchni, w której to kolejne sprzęty kuchenne przypominały mu narzędzia tortur, a panująca podczas gotowania temperatura przywodziła na myśl niemożliwy do wytrzymania pożar.

Rozdział 5

Mimo ogromnego wsparcia ze strony królowej i Mateczki, kraj olbrzymów pozostawał dla Guliwera nieustannym terenem walki o przeżycia. Niebezpieczne dla niego okazało się turlające się jabłko, pies, który pochwycił go i chciał oddać swojemu właścicielowi, małpa, która wzięła go za dziecko i spuściła go z dachu, gdzie o mały włos się nie zabił. W końcu Guliwer był tym wszystkim bardzo zmęczony. Królowa chciała poprawić mu nastrój, więc zorganizowała dla niego zabawę. Ponieważ od Mateczki wiedziano, że Guliwer lubi pływać, zbudowano dla niego przepiękną gondolę. I tak nie było proste, bo pojawiał się przeciwnik w postaci żaby.

Mimo wszystko Guliwer starał się doceniać to, co miał i odwdzięczać się za opiekę. Pięknie grał na cymbałach. Z włosów królowej zrobił krzesełka, które jej podarował, a także sakiewkę dla Mateczki.

Rozdział 6

Mijał trzeci rok pobytu Guliwera w kraju olbrzymów. Guliwer razem z królem, królową i Mateczką wziął udział w corocznej podróży monarchy po kraju. Udali się do zamku Flanfasnik. Tutaj jednak Mateczka się rozchorowała, a więc Guliwer przeszedł pod opiekę pazia. Wziął on ze sobą mieszkanie Guliwera nad morze, ponieważ chciał znaleźć ptasie jaja. W tym czasie Guliwer odpoczywał na hamaku i rozmyślał o tym, jak bardzo tęskni już za najbliższymi. Z zadumy wyrwał go rozpaczy krzyk pazia. W tym samym momencie poczuł, że jego mieszkanie znajduje się w powietrzu. Porwał je orzeł. Leciał właśnie nad pełnym morzem i upuścił do niego mieszkanie Guliwera. Ten najpierw zamarł z przerażenia, ale później okazało się, że mieszkanie łagodnie ułożyło się na falach. Znów płynął. Niedługo później natknął się na okręt prowadzony przez zwykłych ludzi. Ci jednak najpierw spojrzeli na niego, jak na wariata, ponieważ jego „statek” był co najmniej oryginalny. Opowiedział on im jednak swoją historię, pokazał między innymi żądła os, w końcu mu więc uwierzono. Wracał do domu.

Żona z radością go powitała. Guliwer długo jednak nie mógł się przyzwyczaić do normalnych rozmiarów. Na żonę patrzył, myśląc, że jest bardzo niska. Córeczki w ogóle nie zauważył. W końcu jednak wrócił do równowagi i uległ prośbom żony, aby więcej już nie wyjeżdżał.

W kolejnych częściach powieści ruszyła jednak do Laputy, Balnibari, Luggnaggu, Glubbdubdribu i Japanu, kraju Houyhnhnmów.

Potrzebujesz pomocy?

Oświecenie (Język polski)

Teksty dostarczone przez Interia.pl. © Copyright by Interia.pl Sp. z o.o.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.