Streszczenie szczegółowe
1
Ta historia wydarzyła się we Włoszech, jest opowieścią o psie, który jak prawdziwy turysta potrafił podróżować koleją sam, po wielkim kraju. Chociaż ta opowieść jest dziwna, wydarzyła się naprawdę.
Pewnego dnia na stacji Marittima w środkowych Włoszech czekano na pociąg z Turynu. Na peronie było pusto, tylko zawiadowca stacji urzędowo wyszedł na peron. Pociąg zatrzymał się, wysiadło z niego kilku podróżnych i kiedy zawiadowca podniósł rękę, by dać sygnał do odjazdu, zauważył, że z ostatniego wagonu wyskoczył pies. Pociąg odjechał, a pies podbiegł do zawiadowcy i zaczął się łasić. Potem pobiegł do zbiornika na wodę, żeby się napić, a zawiadowca poszedł do swojego biura. Kolejarz zaczął przeglądać papiery i wtedy usłyszał skrobanie do drzwi. Uchylił je i zobaczył psa. Przyjrzał mu się uważnie i pies mu się spodobał. Kundel był podobny trochę do szpica, a trochę do owczarka. Jego oczy były wesołe i bystre. Jedno ucho sterczało do góry, a drugie opadało na dół. Zawiadowca podzielił się z psem swoim śniadaniem, pogłaskał go i pomyślał, że mógłby go zabrać do domu. Mieszkał dwadzieścia kilometrów od stacji. Miał troje dzieci i już od dawna myślał o tym, żeby mieć w domu psa, z którym dzieci mogłyby się bawić. Zastanawiał się tylko, jak przewiezie psa do domu. Przepisy kolejowe były bardzo surowe i zabraniały przewożenia zwierząt.
2
Pociąg do Piombino, gdzie mieszkał zawiadowca, odchodził dopiero wieczorem i w ciągu tych kilku godzin pies i mężczyzna zdążyli się zaprzyjaźnić. Pies ani na chwilę nie opuszczał kolejarza, a po południu obydwaj poszli zjeść podwieczorek do bufetu. Pies jadł spokojnie, nie rzucał się na jedzenie i spodobało się to kolejarzom. Jeden z nich zaproponował, żeby nazwać go Lampo, co po włosku znaczy „błyskawica”. Był pełen życia i na grzbiecie miał jaśniejszą pręgę.
Zawiadowca zastanawiał się, co zrobić z Lampo. Przepisy kolejowe zabraniały przewożenia zwierząt, więc pomyślał, że pies może pobiegnie za pociągiem. Zawiadowca wsiadł do pociągu i gwizdnął na Lampo. Pies ruszył za pociągiem, ale po kilku kilometrach gonitwy za pociągiem zmęczył się i kolejarz kiwnął do niego ręką, żeby został. Pies posłusznie zatrzymał się.
3
Nazajutrz, kiedy zawiadowca przyjechał do pracy, nie sądził, że zobaczy psa. Przypuszczał raczej, że Lampo zabłąkał się gdzieś lub ktoś go przygarnął. Jednak pies czekał na niego pod drzwiami jego biura. Zjedli razem śniadanie, a potem pies, żeby nie przeszkadzać panu w pracy, grzecznie położył się pod stołem, a kolejarz pogrążył się w papierach.
Koło dziesiątej zawiadowca wyszedł na peron. Właśnie nadjeżdżał pociąg pospieszny i należało go odprawić. Kolejarz stanął w służbowej pozycji, a Lampo przybrał taką pozę, jakby i on odprawiał pociąg. Jakaś pani wyjrzała przez okno i żartowała, że na stacji w Marittimie pies odprawia pociągi. Zawiadowca ucieszył się, że ma takiego pomocnika.
4
Tego samego dnia zawiadowca złamał przepisy kolejowe i przemycił pod kurtką psa do pociągu. W przedziale Lampo wczołgał się głęboko pod ławkę i siedział tam cicho, jakby znał przepisy kolejowe. W Piombino bez oporu dał się wysadzić po drugiej stronie toru i dopiero kiedy pociąg odjechał, podszedł do swojego pana. Na stacji nikt się nie domyślał, że pies przyjechał pociągiem.
Gina i Roberto byli psem zachwyceni. Nawet mała Adele wyciągała rączki ze swojego łóżeczka. Po kolacji pies zaczął kręcić się koło drzwi i zawiadowca pomyślał, że chce wyjść na spacer. Ze zdziwieniem zauważył, że pies kieruje się na stację. Na przystanek zajechał właśnie ostatni pociąg do Marittimy, stanął, a wtedy pies wbiegł na peron i zanim pociąg ruszył, wskoczył na platformę wagonu.
5
Zawiadowca był zawiedziony. Myślał, że Lampo będzie doskonałym towarzyszem zabaw dla jego dzieci. Tymczasem po prostu uciekł. Przypomniał sobie wtedy, w jaki sposób pies znalazł się na stacji, i pomyślał, że jest on po prostu włóczęgą. Zastanawiał się tylko, skąd pies wiedział, kiedy trzeba przyjść na stację, żeby nie spóźnić się na pociąg. Pies przecież nie zna rozkładu jazdy pociągów.
Kolejarz zdziwił się jeszcze bardziej, gdy następnego dnia po przyjeździe do Marittimy zastał Lampo pod drzwiami swojego biura. Obydwaj ucieszyli się na swój widok. Pies łasił się i patrzył tak zawadiacko, że zawiadowca nie mógł się na niego gniewać. W końcu pilnował biura całą noc.
6
Stało się zwyczajem, że wieczorem Lampo wracał z zawiadowcą do Piombino, a po kolacji jechał z powrotem na stację w Marittimie. Dzieci uwielbiały się z nim bawić i nie mogły zrozumieć, dlaczego po kolacji Lampo wymykał się z powrotem na stację. Nie pomagało zamykanie drzwi, pies skakał na klamkę i piszczał. Trzeba było go wypuścić. Przez kilka dni zawiadowca i dzieci odprowadzali go, potem jednak przestali. Zawiadowca dobrze wiedział, że Lampo sam sobie świetnie poradzi.
Codziennie rano Lampo witał serdecznie swojego pana, jadł razem z nim śniadanie, a potem zaczynali obchód stacji. Lubił chodzić z ekipą remontową na tory, a tam podawał i odkładał wskazane klucze i narzędzia. W południe zjadał przygotowaną w bufecie porcję na obiad, a potem razem z zawiadowcą odprawiał pociągi. Zawiadowca śmiał się i mówił, że kupi dla Lampo czapkę. Takim był dobrym kolejarzem. Marittima stała się domem dla Lampo, a kolejarze przyjęli go do swojej brygady.
7
Właściciel winnicy, który co jakiś czas pojawiał się na stacji, chętnie odkupiłby Lampo od zawiadowcy. Chcieli kupić go również inni ludzie, ale zawiadowca stanowczo odmawiał. Wiedział, że wszyscy koledzy na stacji uwielbiali psa. Sam zresztą też się do niego bardzo przyzwyczaił. Kolejarz obawiał się tylko, żeby pies nie uciekł albo żeby ktoś go nie ukradł.
8
Nadeszła jesień. Lampo urzędował jak należy, zauważono jednak, że nie przychodzi na obiad, i zaczęto się zastanawiać, gdzie jada. Bufetowy przypuszczał, że karmią go pasażerowie, ale zawiadowca wiedział, że pies nie przyjmuje jedzenia od obcych. Postanowił jednak baczniej obserwować pupila i zagadka wkrótce się wyjaśniła.
Popołudniowy pociąg był odprawiany przez zastępcę zawiadowcy i Lampo do niego nie wychodził na peron. Kolejarz jednak zauważył, że czekał na niego po drugiej stronie toru. Żeby nie spłoszyć psa, schował się do budki po drugiej stronie toru i obserwował. Pociąg zatrzymał się i kucharz, który prowadził wagon restauracyjny, otworzył okno. Pies krótko zaszczekał, jakby się z nim witał, i wtedy kucharz wyrzucił mu porcję jedzenia. Zawiadowca schował się w głąb budki, pomyślał, że nie może zabronić psu jedzenia tego, co on chce.
9
To, co wydarzyło się później, poruszyło całą stacją. Lampo zniknął. Dróżnicy kolejowi przetrząsnęli wszystkie zakamarki w okolicy, ale psa nie było. Pocieszali zawiadowcę, że może wrócił do dzieci do Piombino, ale kiedy kolejarz wrócił wieczorem do domu, Lampo tam nie było. Dzieci były rozczarowane i smutne, że Lampo nie przyjechał z ojcem, ale nikt na to nie mógł nic poradzić. Następnego dnia zawiadowca, jadąc do pracy, miał nadzieję, że pies będzie na niego czekał. Niestety, Lampo się nie pojawił. Wszyscy pracownicy stacji posmutnieli.
W południe przyjechał pociąg pospieszny z Turynu i z otwartych drzwi ostatniego wagonu wyskoczył Lampo. Kolejarz nie mógł się uspokoić i zrobił surową minę, żeby zganić psa. Edwardo, elektrotechnik, który poprzedniego dnia również pojechał do Turynu i wrócił tym samym pociągiem co Lampo, powiedział, że widział psa w Turynie i Lampo dobrze wiedział, do którego pociągu należy wsiąść, żeby wrócić do Marittimy.
10
Wieść o tym, że Lampo potrafił sam pojechać do Turynu i wrócić, szybko rozniosła się po miasteczku i ludzie przychodzili, żeby go zobaczyć. Zawiadowca nie był jednak zadowolony z tych wizyt i odetchnął z ulgą, kiedy się wreszcie skończyły. Miał nadzieję, że Lampo więcej nie opuści stacji. Było mu tu przecież tak dobrze, był rozpieszczany przez wszystkich i jedzenia miał pod dostatkiem.
Kiedy jednak znów zniknął, zawiadowca nie martwił się, tylko usiadł przy telefonie i dzwonił do kolegów z poszczególnych stacji. Pytał o swojego pupila. Niektórzy z jego kolegów jego pytanie traktowali jako żart, inni obrażali się i rzucali słuchawką. W końcu okazało się, że pies był na stacji w Rzymie. Lampo został tam nakarmiony i wsadzony do pociągu jadącego do Marittimy.
11
O niezwykłym psie wiedziano już na wszystkich stacjach kolejowych, ponieważ po kilku dniach odpoczynku Lampo znowu zaczął podróżować. Niektórzy mieli ochotę go nawet zatrzymać, ale Lampo i tak w końcu uciekał i wracał do Marittimy. Kochał tu wszystkich i czuł, że jest kochany. Dzieci zawiadowcy bardzo często przyjeżdżały teraz na stację, by się pobawić z Lampo. Na stacji zjawił się nawet redaktor gazety, by zrobić wywiad z zawiadowcą i zrobić parę zdjęć niezwykłemu psu.
12
Lampo właśnie jechał pociągiem w kierunku południa i był oddalony od Marittimy o setki kilometrów. W pociągu zobaczył go kelner, poznał psa, bo widział jego zdjęcie w gazecie. Nakarmił go, a potem zamknął w przedziale służbowym. Kelner, obsługując gości, zastanawiał się, dlaczego pies podróżuje: może szuka poprzedniego właściciela, może lubi zwiedzać różne miejsca, a może po prostu lubi wsłuchiwać się w monotonny stukot kół. Kiedy już obsłużył wszystkich gości, wszedł z powrotem do przedziału kolejowego, ale Lampo już tam nie było. Pies wysiadł na stacji w Paola. Dłuższą chwilę kręcił się po stacji, a potem postanowił wsiąść do pociągu jadącego w kierunku północnym. Na ten pociąg czekało sporo pasażerów i kiedy zatrzymał się na peronie, tłum ruszył w kierunku wejścia. Lampo również chciał wsiąść, ale ludzie odpychali go i kiedy pociąg ruszył, udało mu się wskoczyć na stopień. Niestety, drzwi zamykały się automatycznie i zamknęły się akurat w tym momencie, kiedy pies stał na stopniach. Ścisnęły go jak kleszcze.
Jakaś pani zauważyła, co się stało, i krzyknęła, inny pasażer nacisnął na hamulec bezpieczeństwa, ale zanim przyszedł konduktor, po psie nie było ani śladu.
13
Lampo miał złamane dwa żebra i łapę. Kiedy pociąg zatrzymał się i drzwi automatycznie się otwarły, pies upadł na tor i ostatkiem sił doczołgał się do kępy krzaków rosnących w rowie. Dwie godziny potem znalazła go tam wieśniaczka, która pędziła osła i właśnie usiadła tam, żeby odpocząć. Pomyślała, że ktoś zbił okrutnie psa, i zabrała go do domu. Jej mąż był owczarzem i umiał nastawiać połamane kości zwierząt.
Wieśniak opatrzył rany Lampo, były one jednak bardzo ciężkie. Pies długo chorował. Dopiero po miesiącu mógł się podnieść na nogi, jednak cały czas utykał. Przywiązał się do wieśniaków, czuł wdzięczność za pomoc, jaką mu okazali. Wieśniacy również polubili psa i mimo że byli bardzo biedni, starali się dla niego o jak najlepszą karmę. Przyszła zima, a pies dalej był bardzo słaby. Dobrze mu było z wieśniakami, ale tęsknił do kolejarzy w Marittimie.
14
Zawiadowca na początku nie martwił się zniknięciem Lampo. Cały czas miał nadzieję, że pies powróci. Po tygodniu zaczął się jednak niepokoić, więc dzwonił do swoich kolegów na innych stacjach. Niestety, nikt Lampo nie widział.
Zastępca poradził mu, aby poprosił redaktora, który już pisał w gazecie o Lampo, aby teraz napisał ogłoszenie o jego zaginięciu. Zawiadowca zrobił tak, jak radził mu jego zastępca, i redaktor umieścił ogłoszenie razem z fotografiami, ale pies się nie odnalazł. Wieśniacy nie kupowali gazet, więc nie mogli przeczytać ogłoszenia, nikt inny zaś nie wiedział, gdzie pies się znajduje.
Nadeszła wiosna i Lampo czuł się coraz lepiej. Był jednak bardzo smutny i wieśniacy domyślali się powodów tego smutku. Pies tęsknił za dawnym właścicielem. Nie zdziwili się więc, gdy któregoś dnia nie wrócił do nich ze spaceru.
15
Zawiadowca był właśnie w kancelarii, gdy Lampo wszedł na stację. W kilka minut później wszyscy na stacji wiedzieli już, że wrócił. Kolejarze oglądali jego ślady po ranach, domyślali się, dlaczego nie było go tak długo, i ukradkiem ocierali łzy. Dzieci zawiadowcy, gdy tylko dowiedziały się, że pies wrócił, przyjechały na stację, żeby się z nim przywitać.
Następnego dnia na stację przyjechał nieznajomy kolejarz. Okazało się, że to on pomógł Lampo wsiąść do pociągu przejeżdżającego przez Marittimę. Opowiadał, że psa przekazał mu kolega, jadący pociągiem z dalekiego południa. Tam przypomniano sobie o wypadku z psem, potem rozpoznał go kelner, który widział psa jesienią jadącego w pociągu na południe. Tego samego dnia zadzwonił znajomy redaktor, który też dowiedział się o powrocie niezwykłego podróżnika. Po kilku dniach znowu ukazał się artykuł w gazecie. Były tam również fotografie stacji, a nawet fotografie dzieci zawiadowcy. Zjawili się również wysłannicy rzymskiej telewizji, a jeden kompozytor ułożył piosenkę o Lampo, którą nadawano w radio.
Do zawiadowcy przyjechał w czarnej limuzynie amerykański filmowiec z zamiarem odkupienia Lampo za pięćset dolarów, ale oczywiście zawiadowca go nie sprzedał. Nie sprzedaje się przecież przyjaciół.
16
Naczelnik dyrekcji kolejowej wezwał do siebie zawiadowcę stacji na poważną rozmowę. Groźna mina naczelnika nie wróżyła nic dobrego. Naczelnik, który z natury nie był złym człowiekiem, ale musiał wymagać przestrzegania przepisów kolejowych, zabronił trzymania Lampo na stacji. Powiedział, że stacja kolejowa nie jest wesołym miasteczkiem ani schroniskiem dla psów, i stanowczo zażądał, aby zawiadowca pozbył się Lampo.
Wracając do domu, zawiadowca myślał, w jaki sposób ma wypełnić polecenie przełożonego. Nie mógł trzymać psa w domu siłą, nie wyobrażał sobie go na łańcuchu. Jedyne, co mógł zrobić, to wysłać Lampo do swojego wuja na Sycylię. Wuj miał duży dom z ogrodem i był już na emeryturze, a więc miałby czas, by zająć się psem. Sycylia jest wyspą i Lampo musiałby tam zostać.
17
Napisał długi list do wujka. Odpowiedź nadeszła po kilku dniach. Wujek zgodził się na przyjęcie Lampo do siebie. Kolejarz postanowił na razie nic nie mówić ani kolegom na stacji, ani dzieciom. Wiedział, że na początku będą myśleć, że znowu wyruszył w podróż, a potem miał nadzieję, że zapomną. Jedyną osobą, która wiedziała o zamiarach zawiadowcy, był młody telegrafista. Wyjeżdżał na urlop i obiecał dowieźć psa do kapitana statku płynącego na Sycylię. Jednak Lampo na stacji w Rzymie uciekł telegrafiście i wrócił do Marittimy. W końcu zawiadowca postanowił, że sam odwiezie psa na przystań. Kapitan statku czekał na niezwykłego pasażera. Zawiadowca był tak smutny, że nawet nie pożegnał się z kapitanem.
18
Minął miesiąc, kolejarze na stacji dalej nie wiedzieli, gdzie podziewa się Lampo, i cały czas czekali. Wierzyli, że wyskoczy z któregoś pociągu. Uważnie przyglądali się każdemu nadjeżdżającemu pociągowi, ale Lampo się nie pokazywał. Dzieci też chodziły bardzo smutne i w końcu zawiadowca postanowił powiedzieć im prawdę. Tego dnia również przyszedł list od wujka. Pisał w nim, że Lampo czuje się dobrze, ale bardzo tęskni.
Dzieci siedziały teraz często na plaży i spoglądały na morze. Gdzieś tam był ich przyjaciel, a one nic nie mogły zrobić, żeby go odzyskać. Roberto postanowił, że kiedy będzie dorosły, popłynie na Sycylię i przywiezie Lampo z powrotem.
19
Pewnego dnia kolejarz pociągu jadącego z dalekiego Reggio twierdził, że widział Lampo. Zawiadowca nie wierzył, ale wysłał list do wuja na Sycylię. Odpowiedź przyszła po kilku dniach. Rzeczywiście, Lampo zniknął. Zawiadowca zaczął się martwić. Wiedział, że powrót psa oznacza nowe kłopoty. Nie potrafił jednak martwić się na zapas. Był dumny z Lampo, że udało mu się wydostać z wyspy, i teraz czekał na jego powrót.
Minęło kilka tygodni, a Lampo nie wracał. Wszyscy na stacji żyli w napięciu. Znowu zaczęto wątpić w jego szczęśliwy powrót. Była już późna jesień, gdy jeden z kolejarzy przyniósł Lampo zawiniętego w prześcieradło do biura zawiadowcy. Pies żył, ale był tak słaby, że nie miał siły, żeby dojść z pociągu do biura. Zawiadowca rozwinął kawałek materiału i na widok ran, jakie miał Lampo, rozpłakał się. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby pies odzyskał siły.
20
Jeszcze tego samego dnia przywieziono z miasteczka weterynarza, a on troskliwie zajął się psem. Codziennie przyjeżdżał i rzeczywiście po kilkunastu dniach pies zaczął wracać do zdrowia. Pewnego dnia do zawiadowcy zadzwonił naczelnik kolei. Dowiedział się o powrocie psa, ale już nie wzbraniał mu przebywania na stacji, przeciwnie, polecił zawiadowcy, aby dołożył wszelkich starań, by pies wyzdrowiał.
Po paru tygodniach Lampo wychodził już z zawiadowcą jak dawniej odprawiać pociągi i spacerował po całej stacji. Zawiadowca zawiózł go do Piombino. Chciał, żeby pies został tam na stałe, ale Lampo jak zwykle wymknął się i wrócił na stację.
Dzieci, zadowolone z powrotu psa, prawie codziennie po szkole przyjeżdżały na stację, żeby bawić się ze swoim ulubieńcem. Pewnego dnia przyjechała razem z nimi mama i przywiozła małą Adele. Dziewczynka właśnie nauczyła się chodzić i biegała radośnie po stacji. Tego dnia na stacji pojawił się również dziennikarz, ale zawiadowca przyjął go bardzo chłodno. Nie zamierzał udzielać już żadnych wywiadów na temat Lampo. Dziennikarz nalegał jeszcze chwilę, a potem poszedł do bufetu. Liczył na to, że może dowie się czegoś ciekawego od innych kolejarzy.
Nadchodziła pora przyjazdu popołudniowego ekspresu i słychać było gwizd nadjeżdżającej lokomotywy. Tego dnia zawiadowca nie odprawiał pociągu. Tknięty dziwnym przeczuciem, wyszedł z biura. Na peronie spotkał także swojego zastępcę. Obydwaj mężczyźni spojrzeli na tory i krzyknęli z przerażenia. Na torach bawiła się mała Adele. Mężczyźni ruszyli jej na pomoc, ale lokomotywa zbliżała się z dużą prędkością. Znajdowali się jeszcze spory kawałek od dziecka, gdy wyprzedził ich Lampo. Mknął jak strzała, odbił się i zepchnął dziewczynkę na drugą stronę torów. Niestety, on sam nie zdążył z nich zejść. Zginął pod kołami pociągu. Zawiadowca wziął córkę na ręce i zaniósł na stację. Potem wrócił po Lampo.
Ta niezwykła historia o przyjaźni psa i człowieka wydarzyła się naprawdę i zna ją każde włoskie dziecko, a grób Lampo znajduje się blisko budynku stacji, na której zginął.