A...B...C... - streszczenie szczegółowe
Akcja rozgrywa się w jednym z dużych miast niemieckich (lub w wielkim mieście – w zależności od wersji druku), w którym bohaterka Joanna Lipska każdego dnia przechodzi obok gmachu sądu. Myśli o tym, że nie ma nic wspólnego z tym budynkiem i los nigdy nie połączy jej z tym miejscem. Bohaterka porównuje wielkość ogromnego budynku do swej skromnej osoby. Jest uboga szczupła i ubrana w skromną czarną sukienkę i kapelusz. Ciemny strój rozjaśniają jej jasne włosy w kolorze lnu, zaplecione w warkocz. Była młodą ładną kobietą o bladej cerze i zmęczonej twarzy. Należała do tych dziewczyn, które nie stroją się i nie bawią ze znajomymi, za to niewiele jedzą i żyją skromnych warunkach. „Taki sposób życia tamuje rozwój wdzięków i zarazem ukrywa je przed ludźmi” – podsumowuje autorka.
Orzeszkowa porównuje taki typ kobiet do kwiatów, które rosnąc w cieniu, nie mają okazji, aby prawdziwie rozkwitnąć i nabrać kolorów. Taka właśnie była opisywana bohaterka, która żyjąc w innych okolicznościach, zapewne wyglądałaby zupełnie inaczej.
Joanna nosiła czarną suknię na znak żałoby po ojcu. Smutek malował się na jej twarzy nie tylko z uwagi na stratę rodzica, ale także dlatego, że dziewczyna miała świadomość tego, że musi znaleźć pracę, aby odciążyć brata, który teraz się nią opiekował. Miała poczucie, że jest dla niego ciężarem. Po śmierci ojca w jej życiu pojawiła się pustka, która kazała jej zastanawiać się nad sensem własnego istnienia. Dopóki żył była mu potrzebna i w tym odnajdywała sens swojego bytu. Teraz zaczęła żyć w nędzy, niewiele jadła, chodziła w starych ubraniach i dziurawych trzewikach. Wiedziała, że jej bratu Mieczkowi również nie powodzi się za dobrze, toteż chciała się usamodzielnić. Nie wiedziała jednak co dalej zrobić. Jej znajome, które były w podobnej sytuacji wydawały się nie zaprzątać sobie głowy troskami. Sytuacja Joanny była jednak nieco inna, ponieważ ojciec jeszcze przed śmiercią stracił posadę nauczyciela, która wcześniej zapewniała im całkiem przyzwoity byt. Został bowiem wydalony ze szkoły ze względu na swój podeszły wiek lub narodowość polską (więcej na ten temat genezie). Dla instytucji stał się bezużyteczny.
Brat Joanny pracował w starostwie, ale jako kancelista zarabiał skromnie. Dziewczyna zastanawiała się, czy powinna pozostać przy nim i wspierać go domowymi pracami. Pragnęła zająć się w życiu czymś więcej.
Rodzeństwo po śmierci ojca zamieszkało w mieszkaniu na poddaszu znajdującym się nad szynkiem (dawne określenie karczmy). Tego typu mieszkania były najtańsze. Do dyspozycji mieli kuchenkę i dwie izby, z których jedna była sypialnią i pracownią brata, a niewielki pokoik zajmowała Joanna.
Brat Joanny – Mieczysław był mężczyzną średniego wzrostu, młodym i chudym. Nosił okulary i czarny zarost. Już po zakończeniu gimnazjum w wieku 16 lat jego zdrowie nie dopisywało i zaczął nosić ciemne okulary. Nie kontynuował nauki, ponieważ nie miał wystarczająco dużo siły, aby zająć się jakimś rzemiosłem, toteż rozpoczął pracę w biurze starostwa.
Pewnego dnia Joanna wróciła do domu z praniem z magla. Tym razem wyglądała inaczej. Jej twarz promieniała i dziewczyna była wyraźnie szczęśliwa. Po cichu zakradła się do sypialni brata, nie chcąc go obudzić. W końcu z radością opowiedziała mu o tym, że dostała pracę. Przyznała, że od dawna przymierzała się do tego, aby spróbować swoich sił, jako nauczycielka, ale nie była pewna, czy podała temu zajęciu. Tego dnia właścicielka magla — pani Rożnowska — zapytała ją, czy nie zechciałaby uczyć jej wnuczek. Dziewczynki miały przychodzić do niej na lekcje, ponieważ w zakładzie było zbyt głośno. Co więcej, Rożnowska powiedziała, że zapyta jeszcze znajomych, czy nie chcieliby wysłać na nauki swojego synka z tej samej ulicy. Dziewczyna planowała, aby zacząć uczyć także Kostusia — syna ślusarza, który ma 12 lat, a jeszcze nie umie czytać. Słyszała, jak jego matka mówiła, że gdyby ktoś zechciał go uczyć, wynagrodziłaby ten trud w miarę swoich możliwości. Ponadto Joanna myślała jeszcze o malutkiej Mańce, którą też przecież mogłaby uczyć. W głowie dziewczyny pojawiły się zatem dalekosiężne plany związane z nową pracą.
Opowiadała o wszystkim bratu z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. Mieczysław tymczasem nie zdradzał żadnych emocji, będąc jeszcze zaspanym. Zapytał siostrę, czy nie zamierza raczej wyjść za mąż, na co dziewczyna stwierdziła, że przecież nikogo nie znają i nie widzi takiej perspektywy przed sobą. Brat zapytał o doktora. Dziewczyna była zdziwiona tym, że Mieczysław zauważył jej skrzętnie ukrywane uczucia do doktora, który przychodził leczyć ich ojca, ale stwierdziła, że przecież dr Adam nigdy by na nią nie spojrzał, jako na przyszłą żonę. Wobec tego brat zapytał, ile Joanna zarobi. Dziewczyna odpowiedziała, że na początek nie będzie to dużo, ale w ich niewielkim budżecie nawet takie pieniądze coś znaczą. Poza tym miała nadzieję, że z czasem dochód będzie się zwiększał. Mieczysław ucałował siostrę, a ta rzuciła mu się na szyję, po czym wyszedł. Również Joanna w końcu wybiegła na dziedziniec, kierując się do mieszkania ślusarza i jego żony praczki.
Z czasem przez kuchnię Joannę przewijało się coraz więcej dzieci, które uczyła. Dzięki temu nie tylko zarobiła na swoje utrzymanie, ale stać ją było na niepołatane ubranie i przyzwoite buty. Nawet dla brata zdobyła pół tuzina nowych koszul. Część jej klientów płaciła jej w usługach i towarach, na przykład praczka przyjmowała pranie bez opłat, a piekarz dorzucał pieczywo. Joanna była szczęśliwa z powodu zmian, które zaszły w jej życiu. Otaczali ją serdecznie ludzie.
Joanna zajmowała się nauką dzieci, ale jednocześnie nadal prowadziła niewielkie gospodarstwo jej i jej brata. Codziennie wychodziła po sprawunki do miasta, mijając ogromny gmach sądu. Pewnego dnia, nie wiadomo w jaki sposób, znalazła się w największej sali sądowej, gdzie posadzono ją na ławie oskarżonych. Kobieta była przerażona zaistniałą sytuacją i pragnęła tylko stamtąd uciec. Sala wypełniała się tłumem ludzi, którzy siadali w ławach. Wreszcie padły słowa „Sprawa Joanny Lipskiej, obwinianej o utrzymywanie szkoły bez pozwolenia władz…”.
W takich oto okolicznościach bohaterka znalazła się w sądzie. Pani Rożnowska starała się ją usprawiedliwić, na ile tylko potrafiła, mówiąc, że to ona namówiła ją do nauczenia wnuczek i gdyby tylko wiedziała, że jest z tym coś złego, nigdy by tego nie uczyniła. Wiedziała, że dziewczyna jest w ciężkiej sytuacji życiowej i potrzebuje pieniędzy. Ona z kolei potrzebowała nauczycielki dla wnuczek.
Jako następna zeznawała przyjaciółka właścicielki magla, która przyznała, że książki, które teraz stały się dowodem przestępstwa, rzeczywiście podarowała Lipskiej, aby kobieta przygotowała jej syna do szkoły. Robiła to wyśmienicie, a przecież rolą rodziców jest dbanie o edukację dzieci. Nie widziała wobec tego nic złego w wynagradzaniu dziewczyny za wykonywaną pracę guwernantki.
Zeznanie praczki z kolei niewiele wniosło, ponieważ kobieta była tak wystraszona, że ciężko było zrozumieć cokolwiek z jej słów. Jako kolejny zeznawał mularz, który w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki starał się powiedzieć jak najwięcej. Oskarżona uczyła jego córkę, a za udzielane lekcje płacił jej ziemniakami i innymi warzywami. Również on nie widział w tym nic złego. Następnie zeznawał jeszcze piekarz, stróż, dorożkarz, wdowa po urzędniku. Wszyscy siedzieli w ciszy, wyczekując dalszego przebiegu sprawy. Tylko brat Joanny cały czas stał, obserwując salę.
Wreszcie głosu udzielono oskarżonej. Joanna ze spuszczonymi oczami niepewnym głosem powiedziała, że tylko uczyła dzieci i uważa, że zrobiła dobrze. Po jej słowach nastąpiła dziwna rzecz, ponieważ przewodniczący sądu zamilkł na dobre kilka minut. Sprawa wydawała się prosta i wyrok nie pozostawiał raczej dużych wątpliwości, niemniej jednak kiedy przedstawiciele sądu udali się na naradę, okazała się ona bardzo nad wyraz długa. Wreszcie sąd powrócił na salę obrad i przeczytał wyrok. Bohaterka została skazana na 200 talarów kary lub 3 miesiące więzienia, gdyby nie stać ją było na zapłacenie zasądzonej kwoty.
Sędzia, wychodząc z sali, zatrzymał się przy Mieczysławie i powiedział, że lepiej byłoby, gdyby zapłacił tę niewielką kwotę, ponieważ szkoda, aby jego siostra trafiła do więzienia. Brat pełen emocji pobiegł w stronę wyjścia i zatrzymał się tylko na chwilę przy siostrze, polecając jej, aby wróciła sama do domu, a on przyjdzie za parę godzin, ponieważ musi załatwić pilne sprawy. Polecił jej, aby się nie bała.
Joanna widziała na końcu galerii doktora Adama w towarzystwie dwóch kobiet. Przyszedł do sądu zainteresowany sprawą.
Joanna wróciła do domu i czekała na brata, który bardzo długo nie wracał. Kiedy wreszcie przyszedł, nie zauważył jej schowanej w kącie kuchni. Zaczęła opowiadać bratu gdzie, co ma. Przygotowała mu listę jego rzeczy i obiecała załatwić obiady od Rożnowskiej za drobną opłatą. Pomóc w sprzątaniu miałaby mama Kostusia. Brat patrzył na nią niedowierzaniem. Zarzucił jej, że nie rozumie, jak mogła sądzić, że pozwoli jej iść do więzienia. Okazało się, że Mieczysław wziął pożyczkę od lichwiarza i spłacił już zasądzoną karę urzędnikowi, aby jego siostra nie musiała przez trzy miesiące mieszkać z przestępcami w brudzie i upokorzeniu. Dziewczyna nie chciała o tym słyszeć, ponieważ spłacenie lichwiarzowi tak ogromnej kwoty wykraczało poza jej wyobrażenie. Uważała, że to doprowadzi ich do jeszcze większej tragedii i gorszych problemów. Błagała brata, aby odstąpił od tego zamiaru, ale ten był nieugięty. W końcu Joanna uległa i przygotowała herbatę.
Wnet do drzwi kuchni zapukały dzieci: Mańka i Kostuś. Chłopiec zaczął czytać a dziewczynka recytować alfabet. Kiedy usłyszał to Mieczysław, rozgniewany przepędził dzieci, bojąc się kolejnych kłopotów. Mania jednak ukryła się za łóżkiem i po jakimś czasie wróciła do Joanny, widząc, że Mieczysław zajął się już pracą. Kiedy ponownie zapytał, czy ktoś jest w kuchni. Joanna oznajmiła, że Mania chce zostać na noc i tym razem mężczyzna spokojnym głosem kazał poczęstować ją herbatą.
Pod mieszkaniem rodzeństwa w szynku znów zaczęła się zabawa i odgłosy imprezy. Joanna w ciszy słuchała literek recytowanych przez dziewczynkę.