Dziady cz. II - streszczenie szczegółowe
W listopadowy wieczór w kaplicy zbierają się mieszkańcy wsi. Chór wieśniaków to przede wszystkim widownia tego, co za chwilę będzie się działo. Najważniejszą postacią w samym chórze jest Starzec. Całemu obrzędowi przewodniczy Guślarz. Wydaje on polecenia dotyczące odpowiedniego przygotowania kaplicy. Rozkazuje, aby zamknięte zostały drzwi, zgaszone świece. Prosi nawet o zasłonięcie okien, aby do środka nie wpadał choć cień poświaty rzucanej przez księżyc. Po odpowiednim przygotowaniu rozpoczyna się obrzęd.
Wszyscy stają wokół trumny. Kiedy są już odpowiednio się ustawieni, Guślarz rozpoczyna wzywanie dusz, które przebywają w czyśćcu. Prosi je, aby przybyły na obrzęd Dziadów. Na tym jego wezwania się jednak nie kończą. W drugiej kolejności wzywa dusze, które „płoną w smole”, „marzną na dnie rzeki”. Prosi je, aby się zjawiły i ukazały zebranym. Od nich to bowiem otrzymają jałmużnę, a także posiłek, napitek oraz odmówione zostaną za nich pacierze.
Guślarz wraca do swoich czynności. Pali teraz garść kądzieli, czyli pęk włókien, które błyskawicznie rozbłyskują niczym lampa. Przyzywa w końcu duchy lekkie, a więc te, które jeszcze nie trafiły do nieba i teraz są unoszone na wietrze, zatrzymane między niebem a ziemią. Guślarz pyta, czego im potrzeba. Pod sklepieniem kaplicy pojawiają się dwie postacie, przypominające aniołki ze złocistymi piórami. Jedna ze zjaw zwraca się do wieśniaczki. Pyta, czy poznaje swoje dzieci. Okazuje się, że była ich matką. Duch w końcu się przedstawia – to Józio, który pojawił się przed Guślarzem ze swoją siostrzyczką Rózią. Duchy mówią, że są już w raju, jest im lepiej niż u matki, na ziemi. W niebie mają bowiem wszystko, kolejne dni upływają im jedynie na zabawie. Dręczy je jednak trwoga. Okazuje się bowiem, że nie są w „pełnym niebie”. Drogę do tego pełnego, niebiańskiego szczęścia mają zamkniętą. Guślarz pyta więc, czego potrzebują duszyczki, aby się tam dostać. Proponuje im słodkie ciasto, owoc, a także modlitwę zebranych do Boga. Okazuje się jednak, że przyczyna, dla której dzieci nie są w stanie dostać się do nieba, jest zupełnie inna. Józio odpowiada Guślarzowi, że to właśnie szczęśliwe życie na ziemi jest teraz największą przeszkodą. Dzieci, ponieważ żyły bardzo krótko, nie zdążyły zaznać goryczy istnienia. Matka je rozpieszczała, chwaliła, dbała, aby miały wszystko, czego potrzebują. Józio spędzał czas na zabawie, śpiewie. Czasami zrywał kwiaty dla siostry. Rózia z kolei bawiła się lalkami bez jakichkolwiek trosk. Brak goryczy i minimalnego choćby cierpienia uniemożliwia dzieciom teraz korzystanie w pełni z niebiańskiego szczęścia. Wedle Bożego prawa „ten kto nie doznał goryczy ni razu, ten nie dozna słodyczy w niebie”.
Z tego też powodu dzieci proszą Guślarza o dwa ziarnka gorczycy. Chór powtarza słowa przytoczonego boskiego prawa, Guślarz przekazuje aniołkom gorczycę i rozkazuje im odejść w pokoju, co duchy czynią bez słowa sprzeciwu.
Guślarz zwraca się do zebranych. Wskazuje, że dochodzi północ. Trzeba więc zamknąć drzwi na kłódki. Rozkazuje także zapalić łuczywa dające światło. Na środku kaplicy staje zaś wielki gar z wódką. Guślarz przekazuje, że na jego znak wódkę należy zapalić. Kiedy wszystko jest już gotowe, wódka zaczyna płonąć, Guślarz rozpoczyna wzywanie najcięższych duchów, a więc tych, które mają na sumieniu poważne zbrodnie i przewinienia, za które teraz muszą płacić.
Nagle za oknem kaplicy słychać głos. Można odnieść wrażenie, że ktoś odgania zebrane wokół ptactwo – sowy, kruki, orły. Nadchodząca postać prosi ptaki, aby pozwoliły mu wejść do kaplicy. Guślarz zwraca się w tamtą stronę i dostrzega upiora. Postać jest przerażająca. Ma świecące oczy. Wokół głowy postaci trzaskają iskry. Oto pojawia się Widmo Złego Pana. Kiedy w końcu dostaje się do kaplicy, pyta zebranych, czy go poznają. Nagle do wszystkich dociera, z kim mają do czynienia. To właściciel wioski, w której toczy się akcja dramatu. Zmarł trzy lata wcześniej. Teraz żali się zebranym, że jako duch cierpi ogromne męki. Tuła się po świecie. Czuje wieczny głód, a do tego wszystkiego dręczą go ptaki, które nieustannie próbują go rozszarpać. Guślarz pyta więc Widmo Złego Pana, co może mu pomóc uniknąć tych cierpień i dostać się do nieba. Okazuje się jednak, że w przeciwieństwie do dzieci, Widmo wcale nie chce się tam dostać. Jedyne jego pragnienie to, by potępiona na wieczność dusza mogła jak najszybciej wreszcie opuścić ciało. Widmo Złego Pana jest gotowe, aby dostać się do piekła i znosić tam przewidziane dla niego męki, ma jednak już dość tułaczki po ziemi razem z innymi nieczystymi duszami. Cierpienie wywołuje to, że tułając się po ziemi, cały czas widzi ślady swojego dawnego życia, pełnego bogactwa, przepychu, a teraz nieustannie dręczony jest głodem i pragnieniem. To ta konfrontacja aktualnego stanu ze wspomnieniem dawnego życia przynosi widmu największe cierpienie. Zdaje sobie on sprawę, że nie odkupi swoich win i nie uwolni się od udręki, dopóki choć jedna osoba nie zdecyduje się go nakarmić i napoić. Prosi więc Guślarza o wodę i dwa ziarna pszenicy.
Wtedy jednak odzywa się chór ptaków nocnych. Okazuje się, że są to dawni poddani Złego Pana. Wszyscy oni zmarli, ponieważ to on ich zagłodził. To właśnie ów chór ptaków wyrywa Widmu Złego Pana jedzenie, a następnie rozgrywa jego ciało. Nie ma litości, ponieważ on także nigdy jej podczas swojego ziemskiego życia nikomu nie okazał.
Odzywa się Kruk. Opowiada zebranym jak kiedyś, za życia ukradł z sadu pana kilka jabłek. Uczynił to tylko dlatego, że od trzech dni nic nie jadł. Został jednak złapany na gorącym uczynku przez pańskiego ogrodnika. Puszczono za nim psy. W ramach kary mężczyźnie wyznaczona została chłosta, na którą patrzyli pozostali mieszkańcy wsi. Zaraz po Kruku odzywa się Sowa. Ta z kolei za życia była kobietą, która z dzieckiem na ręku w Wigilię przyszła do Złego Pana, by prosić go o pomoc. Jej mąż zmarł, starszą córkę zabrano do pracy we dworze, a ona została w domu z małym dzieckiem i chorą starszą matką. Pan jednak był wtedy pijany, nakazał wyrzucenie kobiety z dworu. Nie chciał, aby przeszkadzała w zabawie jego gościom. Ponieważ była sroga zima, a kobieta nie mogła znaleźć schronienia, zamarzła na drodze razem z dzieckiem, które tuliła w ramionach do samego końca. Te dwie opowieści tłumaczą, dlatego Widmo nie jest w stanie się posilić, a stado ptaków cały czas wyrywa mu jedzenie. Widmo Złego Pana stwierdza, że będzie potępione na wieki. Tutaj przytacza boskie prawo: „kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże”. Po tej deklaracji Guślarz nakazuje widmu odejść, skoro zebrani nie są w stanie mu pomóc. Duch razem z ptakami znika.
Po tej wizycie Guślarz bierze do ręki wianek i zapala święcone zioła. W końcu rozpoczyna wzywanie duchów średnich, które żyły na ziemi, jednocześnie będąc wolnymi od trosk. Na to wezwanie pojawia się postać dziewczyny, która ubrana jest w białą szatę. Kiedy tylko się pojawia, od razu można dostrzec, że ma łzy w oczach. Zwraca uwagę także wianek na jej głowie. Postać w wyprzedza baranek, nad głową dziewczyny lata motyl. Dziewczyna od czasu do czasu próbuje go złapać, ale ten zawsze wymyka się jej z rąk. Duch się w końcu przedstawia. To Zosia, najpiękniejsza dziewczyna we wsi, która zajmowała się wypasaniem baranków. To jednak nie praca wpływa na aktualną jej sytuację. Dziewczyna podczas swojego ziemskiego życia odrzucała kolejno chłopców, mężczyzn, którzy chcieli się z nią związać. Wyśmiewała Olesia, który marzył od pocałunku z nią i chciał jej za niego dać parę gołąbków. Podobnie potraktowała Józia, który ofiarował jej wstążkę, jak i Antosia, który chciał jej ofiarować całą swoją miłość. We wsi znali ją wszyscy. Wszyscy także wiedzieli, że nie chciała ona wyjść za mąż, co dla wielu było niezrozumiałe. Dziewczyna zmarła w wieku dziewiętnastu lat, a całe jej życie w związku z tym wolne okazało się zarówno od trosk, ale też od prawdziwego, pełnego szczęścia. Zosia nie potrafiła zakochać się w nikim, mimo że wielu chłopców gotowych było oddać jej swoje serce. Zwracała uwagę właściwie wszystkich, jednak konsekwentnie ignorowała kolejne szanse na stworzenie prawdziwego związku. Śmierć przyniosła pokutę za takie zachowanie. Dziewczyna opowiada zebranym, że czuje, jak w jej środku płonie ogień. Jednocześnie jest bardzo samotna. Nie wie właściwie, do którego świata należy. Ani nie jest do końca umarłą, ani żywą. Ani nie może dostać się do nieba, ani też dotknąć stopami ziemi.
Guślarz zwraca się do Zosi i pyta, czego jej duch potrzebuje, aby dostać się do nieba. Dziewczyna prosi, aby stanęli wokół niej młodzi mężczyźni i przyciągnęli ją do ziemi. Prośba ta wiąże się z kolejnym Bożym prawem, zgodnie z którym: „kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie”. Obecni w kaplicy mężczyźni spełniają prośbę ducha, ale okazuje się, że nie mogą jej dotknąć, a tym bardziej chwycić, ponieważ jej ręce to tylko cienie, a sama Zosia jest unoszona przez wiatr. Guślarz pociesza dziewczynę – mówi jej, że za dwa lata w końcu dostanie się do nieba. Ponieważ obecni nie są w stanie jej teraz pomóc, prosi zjawę, aby odeszła.
W końcu Guślarz jeszcze raz przyzywa dusze zmarłych, aby przyszły do kaplicy. Mówi, że czeka na nie mak i soczewica, rzucone w kąt kaplicy. Dusze mogą się tym posilić. W końcu nakazuje otworzyć drzwi kaplicy, zapalić świece. Minęła bowiem północ, obrzęd Dziadów się więc zakończył. Jednak zanim wszystko się dopełni, Guślarz dostrzega ku swojemu zaskoczeniu jeszcze jedną zjawę. Zwraca się więc do Pasterki, która siedzi na grobie ubrana w żałobną suknię. Nagle wokół zapada się podłoga, a spod niej wyłania się jeszcze jedno widmo o „bladym licu”. Widmo nie patrzy jednak wokół, koncentruje swoje spojrzenie tylko na jednej postaci – Pasterce. Nic nie mówi, wskazuje jedynie na serce, z którego cieknie cienka strużka krwi. Guślarz reaguje, zwraca się do zjawy, pyta, czego potrzebuje, aby dostać się do nieba. Widmo jednak nadal uparcie milczy. Guślarz nakazuje mu więc odejść, skoro nie jest mu potrzebna ani modlitwa, ani też nie szuka pożywienia. Nie skutkują jednak ani zaklęcia, ani nakazy, w końcu więc Guślarz bierze do ręki kropidło ze święconą wodą. Także to nie zwraca uwagi Widma i nie przepędza go. W końcu Guślarz zwraca się do Pasterki z pytaniem, czy ona może wie, kim jest mara. Guślarz chce się dowiedzieć także, dlaczego dziewczyna nosi żałobę, skoro jej mąż i wszyscy inni w domu są zdrowi. Kobieta nic nie mówi, tylko się uśmiecha. Guślarz zapala gromnicę, prosi, aby wyprowadzono dziewczynę przed kaplicę. Tak się dzieje, a widmo rusza za wychodzącymi.