Opowiadania bizarne - streszczenie szczegółowe
Pasażer
Narrator opowiadania relacjonuje historię usłyszaną od współpasażera podczas długiego nocnego lotu przez ocean. Obaj lecą samolotem – pasażer, siedzący obok narratora, zaczyna zwierzenia od wspomnień z dzieciństwa, opowiadając o swoich dawnych lękach.
Jako mały chłopiec mieszkał na peryferiach miasteczka, w ponurym, ciemnym domu. Ojciec był surowym, wręcz kostycznym dyrektorem szkoły, matka pracowała w aptece, stale pachniała lekami. Miał też starszą siostrę, która zamiast go uspokajać, złośliwie go straszyła. Opowiadała mu historie o wampirach i trupach powstających z grobów, ciesząc się jego przerażeniem. Jednak te opowieści nie budziły w nim prawdziwego strachu. Był na nie odporny, bo jego lęk skupiał się na czymś zupełnie innym.
Największy, nieprzezwyciężony strach wiązał się z powtarzającym się nocnym koszmarem. W swoim pokoju, gdy gasło światło, widział ciemną postać stojącą nieruchomo między szafą a oknem. W mroku jarzył się czerwony punkt papierosa – jedyny ruchomy i świetlisty element w tej przerażającej wizji. Z czasem nauczył się, że żar papierosa na chwilę rozświetlał zmęczoną, starą twarz z siwiejącą brodą i chłodnymi oczami pełnymi wyrzutu.
Kiedy budził się z krzykiem, rodzice przybiegali do jego pokoju. Ojciec zapalał światło i z racjonalnym spokojem pokazywał kąty pokoju, dowodząc, że nic tam nie ma. Matka reagowała inaczej. Przytulała go, pachnąca apteką, i uspokajała go szeptem. Jednak te gesty nie pomagały. Chłopiec nie potrafił nawet dokładnie opisać, czego się boi. Używał tylko słów „on” albo „ktoś”, bo postać wydawała mu się niewyrażalna i bezimienna.
Narracja ujawnia filozoficzną refleksję. Dzieci nie boją się wcale klasycznego zła czy śmierci. Najgorszy jest strach przed czymś nieuchronnym, powtarzalnym i niezmiennym. To właśnie ucieleśniała ta postać – nieruchoma, przewidywalna, ale absolutnie obezwładniająca.
Z czasem, dorastając, chłopiec zapomniał o swoim lęku. Dzień zwyciężał nad nocą, a rodzice cieszyli się, że ich syn wyrósł z koszmarów. Dorosły już mężczyzna żył spokojnie, zapominając o dziecięcych strachach. Aż do pewnej nocy po sześćdziesiątych urodzinach.
Opowiadający historię mężczyzna opisuje, jak któregoś wieczoru, po powrocie do domu, zapalił papierosa przy oknie. Ciemność zamieniła szybę w lustro, a w odbiciu rozżarzył się czerwony punkt papierosa i wtedy zrozumiał, że to on sam przypomina postać z dawnych dziecięcych koszmarów. To on – starszy, zmęczony, siwiejący był tym, którego tak bardzo bał się jako dziecko.
Zrozumienie tej prawdy przynosi mu ulgę. Świat zewnętrzny rzeczywiście jest bezpieczny – najgroźniejsze demony rodzą się w nas samych. Mężczyzna kończy swoją opowieść refleksją: „Człowiek, którego widzisz, nie dlatego istnieje, że go widzisz, ale dlatego, że to on na ciebie patrzy”. Opowiadanie kończy się obrazem zasypiania obu pasażerów w monotonnym mruczeniu silników samolotu.
To opowiadanie to filozoficzna przypowieść o lęku, który nie znika, tylko zmienia swoją postać wraz z dorosłością. Największe przerażenie budzi świadomość własnego przemijania i starości.
Zielone Dzieci
Narratorem opowiadania jest William Davisson – szkocki lekarz i botanik, który pełni funkcję medyka królewskiego na dworze Jana Kazimierza w XVII-wiecznej Polsce. Pisze relację w formie wspomnień, opisując przy tym swoją służbę u polskiego władcy, tło wojny ze Szwedami, Moskalami i Tatarami oraz nędzę i spustoszenia wojny.
Davisson przedstawia się jako człowiek nauki, zafascynowany przyrodą, który próbuje zachować naukową ciekawość mimo barbarzyńskich realiów wojny. Szczególnie interesuje go plica polonica (kołtun), czyli splątane, filcowe sploty włosów występujące wśród miejscowej ludności.
Podczas podróży królewskiego orszaku przez Wołyń (okolice Łucka) trafiają do dworu podkomorzego Hajdamowicza. Z polowania żołnierze królewscy zamiast zwierzyny przywożą do obozu dwoje dziwnych dzieci: brudnych, zabiedzonych, z zielonkawą skórą i włosami pokrytymi czymś jak mech. Dzieci są dzikie, gryzą i kopią, a ich włosy stanowią idealny przykład kołtuna.
Król Jan Kazimierz jest nimi zafascynowany. Początkowo chce zabrać je do Lwowa, ale musi zrezygnować z powodu ataku podagry. W pewnym momencie dziewczynka – nazwana później Ośródką – przykłada swoje skołtunione włosy do spuchniętego, bolącego palucha królewskiego. Ku zaskoczeniu wszystkich ból ustępuje. Król każe dzieci nakarmić i ubrać.
Davisson pozostaje w dworze, bo sam poważnie się rani. Złamana noga unieruchamia go na długie tygodnie. Tam leczy go miejscowa znachorka, szeptucha. W tym czasie Hajdamowiczowie przygarniają Zielone Dzieci, bo nie mogą ich nigdzie odesłać. Dzieci okazują się dzikie, nie znają żadnych obyczajów: załatwiają się na podwórku, jedzą rękami, uciekają nago na słońce.
Chłopiec z czasem zapada na zdrowiu i nagle umiera. Miejscowi uznają, że zabiła go woda święcona z chrztu. Jego ciało w tajemniczy sposób znika nocą z dworu, co wywołuje panikę i przesądny lęk wśród mieszkańców.
Ośródka zostaje na miejscu. Powoli zaczyna nabierać zaufania do Davissona i jego pomocnika Feliksa Ryczywolskiego. Obserwują u niej niezwykłe cechy: zielonkawy kolor skóry przypominający młody groszek, porosty na włosach pachnące mchem, umiejętność wchłaniania światła słonecznego jak roślina.
Z czasem uczą ją mówić. Odkrywają, że zna pojedyncze słowa, ale mówi nimi w dziwnym, nieludzkim rytmie, z niskim głosem. Jej spojrzenie wydaje się przenikliwe, niezrozumiałe, zwierzęco-ludzkie. Opowiadanie kończy się obrazem opuszczonego dworu w głębi Wołynia, wśród bagien i lasów, z Ośródką: dzikim dzieckiem, które niby udało się „ucywilizować”, ale pozostało niepokojącym, niepojętym bytem na granicy świata ludzi i natury.
Przetwory
Akcja opowiadania rozgrywa się w nieokreślonej przyszłości w świecie, który pogrążył się w kryzysie ekologicznym i cywilizacyjnym. Narratorka, kobieta, która przeżyła ten upadek, opisuje swoje życie w niemal postapokaliptycznej rzeczywistości.
Wspomina czasy przed katastrofą, czyli erę nadmiaru i konsumpcji, kiedy wszystko było dostępne, a ludzie produkowali ogromne ilości jedzenia, kupowali na zapas i marnowali żywność.
Katastrofa zmieniła wszystko. Ziemia się ociepliła, klimat rozchwiał, susze i powodzie zniszczyły uprawy. Systemy transportowe załamały się, nie było już dostaw jedzenia. Miasta zaczęły głodować.
Narratorka opowiada o ucieczce z miasta na wieś. Tam ocalało tylko to, co udało się zakonserwować, czyli przetwory w piwnicach i spiżarniach. Słoiki stały się bezcenne. Z czasem zorganizowała się nowa społeczność, w której ci, którzy umieli konserwować jedzenie, byli najważniejsi. Przetwory stały się walutą i symbolem przetrwania.
Autorka przywołuje obrazy z tej nowej epoki: handel wymienny na bazarach, gdzie ludzie targują się słoikami, strzeżone piwnice pełne zapasów. W tym świecie nie ma już miejsca na marnowanie. Każdy słoik jest ważny, a umiejętność przygotowania przetworów stanowi najwyższą cnotę. Dawne luksusy straciły znaczenie. Życie stało się surowe i ograniczone do podstawowych potrzeb.
Narratorka dzieli się gorzką refleksją, że ludzie nie doceniali tego, co mieli, nie potrafili szanować darów natury. Teraz wszystko muszą odzyskiwać w trudzie, a przetrwanie zależy od wytrwałości i wiedzy, którą wcześniej wyśmiewano.
Szwy
Akcja rozgrywa się w przyszłości, w świecie, który pogodził się z kryzysem ekologicznym i masowym wymieraniem gatunków. Bohaterką i narratorką jest kobieta pracująca jako „szwaczka rzeczywistości”.
Opowiadanie zaczyna się od opisu świata, w którym dziury w rzeczywistości są czymś realnym. Są to pęknięcia, rozdarcia w strukturze świata, które często powstają nagle, w miastach, lasach, na drogach. Władze i organizacje międzynarodowe mają całe działy zajmujące się ich lokalizowaniem i naprawą. Szwaczki zaś to specjalnie szkolone osoby, które potrafią „zszywać” rzeczywistość. Robią to za pomocą igieł i nici w sposób dosłowny i metaforyczny zarazem.
Opowiada o swoim pierwszym zleceniu: o wielkiej dziurze w lesie, którą musiała zszyć. Praca wymagała niezwykłej precyzji i cierpliwości. Opisuje, jak materiał rzeczywistości jest delikatny, elastyczny, ale nieprzewidywalny.
Narratorka opisuje swoje zajęcie jako ciche, pokorne i mało doceniane, ale niezbędne dla utrzymania porządku świata. Dzięki niej świat się nie rozpada. Szwaczka przyznaje, że praca ją wyczerpuje, bo każde zszycie wymaga kawałka jej własnej energii. Niektóre szwy pękają po czasie, trzeba je poprawiać.
Przypomina, że dziury powstają przez nieostrożność, chciwość i głupotę ludzi. To oni rozrywają świat, a ktoś musi go potem zszywać. Przyznaje też, że z biegiem czasu rozumie coraz mniej, czym właściwie jest „materiał” świata.
Wizyta
Akcja rozgrywa się w odległej przyszłości, na statku kosmicznym podróżującym do innej gwiazdy. Statek jest ogromny. o zamknięty, samowystarczalny ekosystem, w którym rodzą się i umierają całe pokolenia. Narratorem jest osoba odpowiedzialna za kontakty z pasażerami. Jest kimś w rodzaju psychologa i opiekuna.
Podróż trwa setki lat, więc nikt z załogi nie pamięta już Ziemi. Dla większości pasażerów statek jest całym światem. Statek jest sterowany przez sztuczną inteligencję, która dba o wszystko – klimat, zasoby, narodziny i śmierć. Ludzie mają przydzielone funkcje, uczą się zgodnie z potrzebami społeczności.
Pewnego dnia statek otrzymuje sygnał od nieznanej inteligencji. Kontakt jest fragmentaryczny i trudny do zrozumienia. Sztuczna inteligencja statku nie wie, jak odpowiedzieć, bo nie przewidziano takiej sytuacji. Narrator zostaje wyznaczony do spotkania z Obcymi. Przeżywa lęk i fascynację.
Spotkanie odbywa się w specjalnej śluzie. Obcy są całkowicie niepodobni do ludzi. Mają inny wygląd, język, gesty. Rozmowa jest trudna, pełna nieporozumień. Obcy zadają pytania, na które człowiek nie ma odpowiedzi: pytają o sens podróży, cel ludzkości, o Ziemię, której nikt już nie pamięta.
Narrator czuje wstyd i bezradność. Obcy patrzą na ludzi jak na zagubione dzieci, które same nie wiedzą, dokąd lecą. Obcy odchodzą, zostawiając ludzi samym sobie. Po ich wizycie na statku rośnie poczucie pustki i bezcelowości. Opowiadanie kończy się filozoficznym pytaniem o sens ludzkiej wędrówki.
Prawdziwa historia
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez kobietę, która pracuje jako kustoszka w małym, prowincjonalnym muzeum. Jej praca wydaje się na pozór nudna i rutynowa, bo polega na oprowadzaniu wycieczek i pilnowaniu eksponatów.
Pewnego dnia do muzeum przychodzi starszy, niepozorny mężczyzna. Wygląda zwyczajnie, ale zachowuje się dziwnie. Długo przygląda się jednemu z obrazów. Jest to portret młodej kobiety z XIX wieku, przedstawionej w eleganckim stroju.
Mężczyzna codziennie wraca do sali z tym obrazem i wpatruje się w niego godzinami. Narratorka zaczyna go obserwować z niepokojem i fascynacją. Zaczynają ze sobą rozmawiać. Początkowo wymieniają uprzejmości, później prowadzą dłuższe rozmowy.
Mężczyzna zdradza jej niesamowitą historię. Twierdzi, że obraz przedstawia jego żonę. Opowiada o ich wspólnym życiu w XIX wieku, o tym, jak się poznali, kochali i jak ona zmarła młodo na gruźlicę. Narratorka nie dowierza. Mężczyzna wydaje się szalony.
Jednak jego opowieść jest niezwykle spójna i pełna szczegółów historycznych. Opowiada o obyczajach, strojach, dawnych miastach tak przekonująco, że kustoszka zaczyna mu wierzyć. Pyta go, jak to możliwe, że on żyje tyle lat.
Mężczyzna wyznaje, że jest nieśmiertelny. Nie wie dlaczego. Po prostu któregoś dnia odkrył, że nie starzeje się i nie może umrzeć. Wędruje przez wieki, zmienia tożsamości, ale wciąż pamięta o żonie. Obraz jest jedynym śladem jej istnienia.
Narratorka zaczyna się wahać: czy to prawda, czy majaczenia starego człowieka? Próbuje to sprawdzić. Szuka informacji o obrazie, historii portretowanej kobiety. Odkrywa tylko fragmentaryczne wzmianki, które nie wykluczają jego wersji.
Mężczyzna przestaje przychodzić do muzeum. Kobieta zostaje sama z obrazem i z pytaniem, czym właściwie jest prawda historyczna. Uświadamia sobie, że jej praca, czyli przechowywanie „faktów” i eksponatów, stanowi tylko pozór obiektywności.
Serce
Akcja osadzona jest w przyszłości. Głównym bohaterem jest chirurg transplantolog, który specjalizuje się w przeszczepach serca. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie jako spowiedź lekarza.
Bohater opisuje swoje życie: jest doskonałym specjalistą, cenionym na całym świecie. Przeprowadził setki transplantacji, uratował wielu pacjentów. Ale z czasem zaczyna odczuwać moralny ciężar swojej pracy. Opisuje procedury transplantacyjne. Tłumaczy, jak pozyskuje się serca od dawców, często ludzi młodych, zmarłych w wypadkach. Uważa, że lekarz musi być bezwzględny i szybki, bo jego decyzje ratują życie jednego pacjenta kosztem ostatecznej zgody na śmierć innego.
Najważniejsza historia dotyczy pewnego młodego mężczyzny, który zginął w wypadku motocyklowym. Jego serce miało być przeszczepione starszemu, bogatemu pacjentowi. Lekarz opisuje ten moment: widok młodego, silnego serca wyjętego z ciała chłopaka.
Dokonując przeszczepu, czuje coś dziwnego. Ma wrażenie, że serce zachowuje swoją osobowość, że wciąż „należy” do dawcy. Z czasem zaczyna wierzyć, że serca mają pamięć i przenoszą ze sobą część dawnego właściciela. Lekarza nawiedzają wyrzuty sumienia. Zaczyna śnić o swoich pacjentach, o dawcach, których ciała rozcinał. Czuje, że ich duchy domagają się sprawiedliwości. W snach widzi tłum ludzi z bliznami na klatkach piersiowych.
Opowiadanie nabiera wymiaru metafizycznego. Lekarz zadaje sobie pytania: czy to, co robi, jest naprawdę dobre? Czy ratując jedno życie, nie kradnie innego? Czy serce to tylko pompa biologiczna, czy nośnik duszy? Mężczyzna przyznaje się do winy. Lekarz nie potrafi już spokojnie pracować. Czuje, że każdy przeszczep to ingerencja w tajemnicę życia i śmierci.
Transfugium
Akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, w świecie, gdzie ludzie opanowali technologię transformacji gatunkowej. „Transfugium” to nazwa procedury umożliwiającej człowiekowi przekształcenie się w inne żywe stworzenie, zwierzę lub roślinę.
Narratorka jest pracowniczką kliniki transfugium. Jej zadaniem jest przygotowywanie klientów do tego procesu. Tłumaczy im, jakie będą konsekwencje wyboru, bo transfugium jest nieodwracalne. Opowiadanie opisuje różnych pacjentów. Jedni chcą zmienić się w zwierzęta (np. wilki, ptaki), by uwolnić się od ludzkiego cierpienia i świadomości. Inni wybierają rośliny, bo chcą zakorzenić się i trwać w spokoju. Najważniejszym pacjentem jest stary mężczyzna, który chce zostać drzewem. Narratorka prowadzi z nim rozmowę, w trakcie której pyta go o jego motywacje. On wyznaje, że jest zmęczony człowieczeństwem, wojną, okrucieństwem ludzi. Pragnie trwania w prostocie i ciszy.
Procedura transfugium jest bardzo szczegółowo opisana. Wymaga zgody, podpisania dokumentów, przygotowania psychicznego. Personel musi się upewnić, że pacjent rozumie, że nie będzie odwrotu. Narratorka przyznaje, że sama nie wie, czy to dobre rozwiązanie. Z jednej strony to wyraz wolności. To bowiem człowiek decyduje o swojej formie istnienia. Z drugiej – to rodzaj ucieczki od problemów, dezercja z człowieczeństwa.
Finał opowiadania jest filozoficzny i niepokojący. Narratorka opisuje moment transformacji: stary mężczyzna znika, jego ciało zamienia się w pęd, który się rozgałęzia. Potem zostaje posadzony w lesie. Ona patrzy na młode drzewo i zastanawia się, czy to nadal on, czy już coś zupełnie innego.
Góra Wszystkich Świętych
Akcja rozgrywa się w przyszłości, w świecie opanowanym przez zaawansowane technologie i biopolityczne systemy kontroli. Miejsce akcji to ogromna góra, odgrywająca rolę gigantycznego cmentarzyska i archiwum ludzkich ciał.
Narratorem jest pracownik góry, który opowiada o swoim zajęciu w formie osobistej relacji. Praca polega na opiekuńczym pilnowaniu miejsc, gdzie składowane są sklonowane ciała ludzi. Każdy z tych ciał to swoisty „backup”, kopia fizyczna człowieka, gotowa do przywrócenia do życia w razie potrzeby. Góra Wszystkich Świętych jest ogromnym kompleksem zbudowanym w skale, pełnym korytarzy, sal chłodniczych, pomieszczeń z ciałami ułożonymi na półkach. Ludzie bogaci i wpływowi kupują tu miejsce na przechowywanie swoich kopii.
Narrator opisuje z dystansem i pewnym smutkiem mechanizmy tego systemu. Ciała są idealnie zakonserwowane, oznakowane, regularnie pielęgnowane. Raz na jakiś czas następuje „wskrzeszenie” – procedura przeniesienia świadomości do zapasowego ciała. W tym świecie śmierć została w praktyce pokonana, ale w sposób dostępny tylko dla wybranych, bogatych i uprzywilejowanych. Biedniejsi nie mają dostępu do takiej technologii. Oni umierają naprawdę. Opowieść pokazuje drastyczne nierówności społeczne.
Narrator wspomina swoje pierwsze dni w pracy: szok wywołany widokiem tysięcy ciał ułożonych w sterylnych chłodniach. Z czasem przyzwyczaja się do tego. Traktuje ich jak „dokumenty” lub „towar.” Zastanawia się nad filozoficznymi i moralnymi konsekwencjami swojej pracy. Pyta, czy te ciała to ludzie, czy tylko powłoki? Czy wskrzeszenie w kopii to nadal ta sama osoba? Rozważa też sens święta zwanego „Dniem Wszystkich Świętych” w tym nowym świecie zamienionym w technokratyczny archiwum ludzi.
Opowiadanie kończy się refleksją nad istotą człowieczeństwa. Narrator opisuje moment, w którym wchodzi do jednej z chłodni i na chwilę gasi światło. W ciszy i ciemności słyszy własny oddech i czuje poczucie obcości i lęku. Uświadamia sobie, że zwycięstwo nad śmiercią ma swoją cenę, jaką jest odebranie ludziom godności i tajemnicy przemijania.
Kalendarz ludzkich świąt
To opowiadanie ma charakter eseistyczno-paraboliczny. Jest quasi-mitologiczną opowieścią o przyszłej ludzkości, która stworzyła nowy system obrzędów i świąt. Opisuje kalendarz przyszłości, w którym dawne religie i tradycje zostały zastąpione racjonalnymi, humanistycznymi rytuałami. Nie ma już Bożego Narodzenia, Wielkanocy, Wszystkich Świętych. Te tradycyjne zastąpiono je świętami czysto ludzkimi. Każde z tych nowych świąt ma symboliczne znaczenie. Na przykład:
- Dzień Narodzin – święto radości i początku.
- Dzień Dorastania – obrzęd przejścia w dorosłość, z symbolicznymi zadaniami i wyzwaniami.
- Dzień Rozstania – dzień, w którym celebruje się odchodzenie, umiejętność żegnania się.
- Dzień Pamięci – wspomnienie tych, którzy odeszli, ale bez religijnego wymiaru życia po śmierci.
Narrator opisuje szczegółowo ceremonie tych dni. Wszystko odbywa się bez sacrum w tradycyjnym sensie. To rytuały świeckie, skupione na człowieku, jego emocjach i relacjach. Społeczeństwo przyszłości stworzyło te rytuały, bo zrozumiało, że ludzie potrzebują symbolicznych momentów, wyznaczników czasu i wspólnoty. Potrzeba świętowania jest głęboko ludzka i nie znika wraz z odejściem dawnych wierzeń.
Jednak ten nowy kalendarz jest zimny i wyrachowany. Nie ma w nim tajemnicy ani wiary w coś większego. Wszystko jest zaprojektowane i kontrolowane przez specjalne urzędy rytuałów. Narrator opisuje ludzi uczestniczących w tych obrzędach: są poważni, skupieni, ale też smutni i wyobcowani. Święta stały się obowiązkiem społecznym, a nie spontanicznym przeżyciem.
Opowiadanie kończy się refleksją nad sensem świętowania. Czy ludzie bez prawdziwej wiary i metafizyki potrafią jeszcze przeżywać wspólnotę? Czy czysto ludzki kalendarz może zastąpić religię i duchowość?