Prolog
Akcja rozgrywa się w celi więziennej w klasztorze księży Bazylianów w Wilnie przy ulicy Ostrobramskiej. Dawny klasztor został przerobiony na więzienie, w którym obecnie przebywają młodzi mężczyźni. Jest noc. Pojawiający się na scenie Anioł Stróż, zwraca uwagę na opierającego się o okno, śpiącego więźnia. Zwraca się do niego, nazywając nieczułym dziecięciem. Jednocześnie Anioł wskazuje, że przed niebezpieczeństwami i pokusami chronią więźnia jedynie dobre uczynki jego zmarłej matki i prośby, które zanosi ona właśnie do Boga. Anioł opowiada, jak za boskim przyzwoleniem zstępował do domu młodzieńca, stając nad jego dziecięcym łóżkiem i pilnując jego snów. Anioł przyznaje, że nie zawsze to, co działo się w duszy młodzieńca, spotykało się z jego aprobatą; czasami myśli, które się tam pojawiały, nawet go brzydziły, ale ostatecznie zawsze udawało mu się odnaleźć także i te dobre. Dzięki temu mógł zawsze ująć duszę za rękę i prowadzić ją ku wieczności. Anioł śpiewał wtedy pieśń, o której jednak więzień nie pamiętał po przebudzeniu. Boski posłaniec przepowiadał w niej przyszłe szczęście. Ostatecznie jednak mężczyzna budził się dumny i zapominał automatycznie o wszystkim, czego doświadczał we śnie. To powodowało płacz u Anioła, który odmawiał wizyt u matki młodzieńca cały czas dopytującej o syna.
Przeczytaj również: Motyw przemiany głównego bohatera w "Dziadach" cz. III
Nadchodzi ranek. Mężczyzna budzi się umęczony. Zastanawia go sama natura nocy. Rozmyśla nad nią, nie potrafiąc przejść na porządek dzienny z brakiem wyjaśnień astrologów, którzy nie potrafią wytłumaczyć, dlaczego słońce codziennie musi zachodzić. Więzień rozmyśla nad tym, że nikt również nie zbadał przyczyn, dla których ludzie zasypiają. Mężczyzna jest przekonany, że warto zająć się życiem duszy. Sam nie wie, co o nim myśleć, ponieważ marzenia senne to świat dla niego wyjątkowo tajemniczy. Jednocześnie twierdzi, że jest w stanie odróżnić sen od pamięci. Jest przekonany, że doskonale wie, co to jest wyobraźnia. Jest pewny, że marzenie leży poza jej granicami. Przytacza, że według mędrców sen jest jedynie wspomnieniem lub też grą wyobraźni. On jednak źle znosi sny. Mówi, że go straszą, próbują go zaatakować iluzją, a to wszystko budzi zmęczenie. W końcu mężczyzna zasypia ponownie.
Na scenie pojawiają się Duchy. Te z prawej strony chcą położyć mu pod głowę miękki puch. Chcą jedynie mu przyjaźnie śpiewać, a z pewnością nie chcą go straszyć. Duchy z lewej strony jednak komunikują coś zupełnie innego. Mówią o tym, jak bardzo smutna jest noc, którą trzeba spędzać w więzieniu. Przypominają, że w mieście odbywa się w tym czasie wielka uczta, z daleka słychać huczną muzykę. Widać także kometę na niebie. Duchy przypominają, że kto ruszy w drogę za kometą, może zatopić się w sennym marzeniu.
Ponownie pojawia się Anioł, który mówi, że wyprosił u Boga, aby ten oddał więźnia w ręce wroga. Tutaj powinien on w samotności miał się zastanowić nad swoją przyszłością i przeznaczeniem.
W końcu odzywa się Chór Duchów Nocnych. Duchy opowiadają, że w ciągu dnia dokucza im Bóg, dlatego porą ich działalności jest noc. Noc i związana z nią ciemność potrafi zatruć pobożność człowieka i pozbawić go naturalnie przypisanej mu poczciwości. Także i Chór Duchów Nocnych chce śpiewać nad więźniem. Liczą one, że będą w stanie zawładnąć mężczyzną, jego myślami i duszą, aż stanie się ich sługą.
Anioł wyprowadza je z błędu. Przekonuje, że za więźniem modlą się zarówno na ziemi, jak i w niebie. Spływa na niego więc ogromna łaska. Anioł zapowiada również, że mężczyzna wkrótce opuści więzienie.
Więzień się budzi. Anioł zwraca się do niego, pytając, czy interpretuje swoje sny. Zapowiada mu, że wkrótce będzie wolny. Już w pełni świadomości mężczyzna nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy słowa, które pamięta, były snem czy jednak boskim objawieniem. Zasypia raz jeszcze. Tym razem nad jego myślami czuwają Aniołowie.
Rozpoczyna się walka o duszę mężczyzny. Toczą ją dobre i złe moce. Duch z prawej strony zapowiada, że już kolejnego dnia rozstrzygnie się, kto odniósł zwycięstwo w tej jednej chwili, kiedy to decydują się losy człowieka. Chwili, która często decyduje o całym przyszłym życiu. Duchy z lewej strony nie zamierzają choćby na chwilę odpuścić tej walki. Chcą jeszcze podwoić swój wpływ na więźnia. Mężczyzna budzi się kolejny raz. Jest przekonany, że będzie wolny, ale nie ma pojęcia, skąd czerpie tę wiedzę. Jednocześnie towarzyszy mu świadomość, że opuszczenie więzienia niczego do końca nie rozwiązuje. Prawdopodobne jest bowiem, że grozi mu wygnanie. Być może będzie musiał żyć wśród cudzoziemców, co będzie ogromnym cierpieniem. Jest on poetą, a wizja bycia niezrozumiałym, brak odczytania przez odbiorców sensu jego wierszy, to przerażająca go wizja. Co, z tego, że pozostanie żywy, jeśli jego utwory będą jedynie zbiorem obcych dźwięków dla tych, wśród których przyjdzie mu żyć. Tym samym stanie się też martwy dla swojej ojczyzny. Przekonuje natomiast,, że do tej pory ci, którzy odpowiadają za jego aresztowanie, nie byli w stanie odebrać mu tego, co stanowi o jego wartości – mocy twórczej.
Po tej deklaracji podnosi się z ziemi, wstaje, podchodzi do muru i pisze węglem na ścianie:
GUSTAVUS
OBIIT M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
z drugiej strony:
HIC NATUS EST
CONRADUS M. D. CCC. XXIII
CALENDIS NOVEMBRIS
Co oznacza: Gustaw zmarł 1823 roku 1 listopada. Z drugiej strony zapis: Tu narodził się Konrad 1 listopada 1823 roku. Po tym czynie wspiera się na oknie i ponownie zasypia. Pojawia się nad nim Duch, który przemawia bezpośrednio do niego. Mówi więźniowi, że on nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielką siłę posiada. Jak wielką władzę mają jego myśli. Więzień jeszcze nie odkrył swojego potencjału. Duch mówi, że mężczyzna posiadł ten dar właśnie tutaj, w chwili kiedy przebywając samotnie w więzieniu. Duch jest przekonany o ogromnej mocy więźnia, która potrafi przywołać anioły, diabły, obalić, ale i podźwigać trony.
AKT I SCENA I
Scena przenosi nas do korytarza, stała tam straż z karabinami, a niedaleko kilku młodych więźniów ze świecami wychodzi ze swoich cel. Jest północ. Adolf i Jakub rozmawiają. Zastanawiają się, czy się zobaczą. Adolf zwraca uwagę, że straż gorzałkę pije, a kapral jest ich (czyli jest Polakiem). Jakub zwraca uwagę, że jeśli będzie inspekcja — to kapral będzie miał kłopoty. Gaszą świece, a o to poprosił Adolf, bo zauważył, że ogień świec w oknach się pojawiają. Adolf mówi, że zanim strażnicy dotrą do ich cel, to wszyscy zdążą się rozbiec i wrócić do swoich cel. Inni więźniowie wywołani z celi wychodzą. Pojawia się Żegota, który się grzecznie się z nimi. Pojawia się również Konrad. Są zaskoczeni tym, jak wielu z nich się tutaj znalazło. Wśród całej grupy Adolf i Jakub spotykają między innymi: Konrada, Księdza Lwowicza, Jana Sobolewskiego i Frejenda. Ten ostatni stwierdza, że jeśli do więzienia trafił jako ostatni Żegota, to powinni się u niego spotkać. ten jednak mówi, że jest tam za mało miejsca. Frejend stwierdza, że lepiej pójść do celi Konrada. Wszyscy zmierzają do celi Konrada, ta bowiem mieści się najdalej od pomieszczenia strażników. Jest więc najmniejsze ryzyko, że zostaną usłyszani. Jest Wigilia, czyli dzień przed Bożym Narodzeniem. Dzięki temu, że więźniów pilnuje Polak, były legionista – Kapral, który jest im życzliwy, więźniowie mogą spędzić razem ten wyjątkowy wieczór.
Kiedy już wszyscy są razem, Żegota opowiada o tym, jak znalazł się w więzieniu i dlaczego w ogóle tutaj trafił. Złapano go w domu, a dokładniej w stodole. Wiedział już wcześniej o śledztwach, które od jakiegoś czasu trwały w Wilnie. Mówi o tym, że widział, jak obok jego domu przejeżdżały kibitki. Nie był jednak pewny, kogo się szuka, a przede wszystkim za co. Żegota mówi, że nie należy przecież do żadnego spisu. Jest przekonany, że rząd po prostu próbuje tymi aresztowaniami wyłudzić pieniądze od rodzin więźniów w zamian za ich zwolnienie. Żegota nie wierzy, że w jakimkolwiek stopniu grozi im wywózka na Sybir. Przecież są niewinni. On w końcu niewiele z tego wszystkiego rozumie, dlatego prosi przyjaciół, aby wyjaśnili mu, o co właściwie chodzi.
Z wyjaśnieniem przychodzi Tomasz, który mówi o tym, jak do Wilna z Warszawy przybył Nowosilcow, który od jakiegoś czasu był w niełasce u cara. Za wszelką cenę starał się wytropić w Polsce spisek przeciwko carowi, ale ponieważ w Warszawie mu się to nie udało, postanowił się z poszukiwaniami przenieść na Litwę. Liczy, że tutaj wreszcie uda mu się wskazać rewolucjonistów, a dzięki temu powrócić do łask. Nowosilcow nie chce sobie pozwolić na kolejną porażkę, śledztwo prowadzone jest więc w tajemnicy, nikt na dobrą sprawę nie zna zarzutów, trudno więc jest się bronić z takiej pozycji. Tomasz mówi, że właściwie nikogo tutaj nie interesują wyjaśnienia więźniów. Szuka się winnych, a nie drogi ich usprawiedliwienia. W tej sytuacji, szukając jakiegoś wyjścia, więźniowie postanawiają, że niektórzy z nich przyznają się do winy, poświęcając się dla większości i broniąc pozostałych przed represjami. Jednym z takich odważnych więźniów jest właśnie Tomasz. Próbuje on namówić także kilka innych osób. Sugeruje, że na ochotników powinni zgłosić się więźniowie starsi i nieposiadający rodzin. Chodzi o to, aby minimalizować cierpienie wszystkich wokół. Tomasz uważa, że ratować trzeba przede wszystkim młodych, którzy mogą jeszcze wiele zdziałać.
Żegota, który jest najnowszym uwięzionym, chce się dowiedzieć, jak długo pozostali są już w więzieniu. Nikt nie potrafi jednak udzielić mu konkretnej odpowiedzi, w zamknięciu traci się bowiem poczucie czasu. Nikt nie jest w stanie także oszacować, jak długo jeszcze potrwa aresztowanie. Frejend sugeruje, że największą wiedzę ma Tomasz, ponieważ został on aresztowany jako pierwszy i można spodziewać się, że jako ostatni opuści więzienie. Tomasz pełni rolę przewodnika dla nowo przybyłych. Każdego wita, tłumaczy im, jak wygląda życie w więzieniu, zdaje się wiedzieć wszystko.
Suzin, który jak się okazuje znał Tomasza z widzenia, ma wiedzę, jak wiele Tomasz zrobił, by ocalić innych, chce mu uścisnąć dłoń. Frejend komentuje, że Tomasz doskonale odnalazł się w tym miejscu. Dopowiada, że wielu innych więźniów także stopniowo przyzwyczaiło się do więziennego życia. Do rozmowy włącza się Jakub, który mówi o tym, że jego uwięzienie trwa już 8 miesięcy. Żali się, że bardzo mocno odczuwa rozłąkę z rodziną. Tomasz natomiast ironicznie stwierdza, że tak bardzo przywykł do przebywania w więziennych murach, że teraz szkodzi mu pobyt na świeżym powietrzu. Deklaruje, że gdyby miał wybór, wolałby sam zostać zamknięty pod ziemią, nawet bez jedzenia, jeśli dzięki temu nie musiałby oglądać bliskich mu osób zamkniętych w jednej celi. Frejend czuje natomiast bezradność. Wojna dawała poczucie sprawstwa, natomiast pozorny pokój i zakończenie działań wojennych mu to odebrało. Teraz pozostaje mu jedynie wyklinać Rosjan. Tylko to nic nie zmienia. Mężczyzna marzy o tym, aby znów móc realnie walczyć. Jest gotów polec za Tomasza czy Konrada. Temu ostatniemu mówi, że wie, że jest on wielkim poetą. Okazuje się bowiem, że Frejend słyszał, że Konrad jest autorem pieśni, które poruszają duszę i serce, choć – co ciekawe – sam niespecjalnie radzi sobie z sytuacją, kiedy inni chwalą jego twórczość.
Nagle temat zupełnie się zmienia. Jakub pyta, czy ktoś ma jakieś nowiny, co dzieje się w mieście. Te przynoszą ci, których danego dnia zabierają na przesłuchanie. Na takim był tego dnia Jan Sobolewski. Niewiele można się jednak od niego dowiedzieć, ponieważ po powrocie nie chciał rozmawiać, milczący i smutny. Sobolewski w końcu jednak tłumaczy przyczynę swojego zachowania. Okazuje się, że widział kibitki, w których wywożono skazanych na Sybir. Chłopak opowiada, że takich kibitek ze studentami ze Żmudzi wyjechało z dwadzieścia. To ogromnie poruszająca opowieść, porażającą skalą kary. Sobolewski widział to wszystko, dlatego że wyjątkowo Kapral się zgodził, aby on ukryty za kolumną obserwował kibitki zza kościoła, gdzie właśnie odprawiano mszę. Sobolewski opowiada, jak w pewnym momencie wszyscy wyszli z kościoła i przeszli pod więzienie. Tam zaś stały już kibitki i wojsko. Młodych chłopaków pędzono do kibitek. Najmłodszy mógł mieć 10 lat. Nie był w stanie nawet unieść łańcucha, którym był skrępowany.
Jednym z wywożonych był Janczewski. Chłopak w więzieniu spędził rok. Kiedy wychodził stamtąd zupełnie nie przypominał siebie. Nie pozostał w nim ślad po wesołym chłopaku, którym był. Miał jednak w sobie na tyle empatii, że jeszcze pocieszał towarzyszy niedoli. Posyłał delikatne, pocieszające uśmiechy tym, którzy zebrani byli wokół. Spostrzegł Jana. Był przekonany, że jest wolny, pozdrowił go. Siedząc już w odjeżdżającej kibitce, krzyknął trzykrotnie „Jeszcze Polska nie zginęła”. Ten okrzyk sprawił, że płaczący ludzie umilkli, a żołnierze pobledli. Następnego wyprowadzono Wasilewskiego, który nie radził sobie już z zejściem po schodach. Słaniał się na nogach i nie był w stanie ustać. W pewnym momencie upadł na twarz. Nie było wątpliwości, że był bity podczas śledztwa, a jego stan zdrowia był efektem tych przesłuchań. Jeden z żołnierzy podszedł do niego, podniósł i zaniósł na kibitkę. Sam ocierał sobie przy tym oczy. Wasilewski przypominał bowiem ciało ukrzyżowanego człowieka. Kolejne kibitki ruszyły w drogę.
W jednej z nich znajdował się niewidomy człowiek. Leżał na słomie i wyciągnął dłoń do ludzi. Wszystkie te sceny robiły ogromne wrażenie. Jan, patrząc na nie, prosił Boga, aby ten przyjął tę niewinni wylaną ofiarę.
Kiedy Sobolewski kończy swoją relację, głos przejmuje Żegota, który opowiada bajkę Goreckiego. Według niej Adam został wygnany przez Pana Boga z rajskiego ogrodu, ale nie został pozbawiony pomocy. Bóg nie chciał, aby człowiek głodował, dlatego rozkazał aniołom rozsypać na drodze grzesznika ziarna zbóż. Problem jednak polegał na tym, że Adam zupełnie nie wiedział, co z tymi ziarnami powinien zrobić. Sytuację tę postanowił więc wykorzystać diabeł. Pojawił się na ziemi i uznał, że skoro Bóg zdecydował o rozrzuceniu żyta, to w tych konkretnych nasionach musi być jakaś potężna moc. Zdecydował więc, że zabierze je, zanim człowiek zda sprawę, co wokół niego się znajduje. Zamiast jednak wynieść gdzieś ziarna, postanowił je po prostu przysypać ziemią, aby człowiek ich nie dostrzegł. Zadowolony ze swojego uczynku, zniknął. Kiedy przyszła wiosna, zaskoczony diabeł zorientował się, że z przysypanych przez niego ziaren wyrastają kłosy. Chciał oszukać człowieka i Boga, a oszukał sam siebie.
Frejendowi nie do końca podoba się ten poważny ton, jaki przyjmuje całe spotkanie, dlatego prosi Feliksa, aby ten rozbawił towarzystwo piosenkami. Janowski odpowiada na tę prośbę i śpiewa pieśń, której refrenem jest fraza „Jezus Maryja”. Konrad przerywa mu, krytykując tę piosenkę. Nie godzi się bowiem na to, by bluźnić i szydzić z imienia Matki Boskiej. Do Konrada pochodzi w tym momencie Kapral. Opowiada, jak przed laty, jeszcze zanim został zmuszony do nałożenia carskiego munduru, służył w legionach Dąbrowskiego, a potem pułku Sobolewskiego (brata Jana). Pewnego dnia z rozkazu Sobolewskiego pojechał do pewnego miasteczka. Tam w gospodzie miał okazję usłyszeć, w jaki sposób Francuzi bluźnią, obrażając Matkę Boską. Nie był w stanie tego zaakceptować, stanął więc w obronie świętości. W nocy okazało się, że Francuzi zamordowali właściciela karczmy. Zostawili jednak także kartkę – „Niech żyje Polak, jedyny obrońca Maryi”.
Więźniowie ponownie zwracają się do Feliksa z prośbą o zaśpiewanie czegoś. Mężczyzna odpowiada na ich prośby. Próbuje wesoło, z dystansem opowiedzieć o losie więźniów. Z drugiej strony robi to jednak z ciężkim sercem. Pieśń dotyczy przede wszystkim tych, którzy żyjąc na Sybirze, zdobędą się na jeszcze jeden heroiczny akt i pomszczą krzywdy, jakich doznali. Wtedy zwycięży sprawiedliwość.
Suzin nagle zwraca uwagę na Konrada, który siedzi osobno. Do tego jest zamyślony i smutny. Suzin nie rozumie, czemu akurat w tej chwili Konrad się aż tak dystansuje. Feliks mówi mu, że oni tutaj już dobrze poznali przyzwyczajenia poety i że północ to jego godzina. Zapowiada, że pewnie teraz usłyszą inną pieśń. Frejend gra na flecie. Józef natomiast stwierdza, że dusza poety błądzi gdzieś daleko, być może czyta przyszłość narodu z gwiazd lub spotyka znajome duchy wyjawiające jej tajemnice jutra.
W tym momencie wszystko znika, liczy się tylko Konrad, który zaczyna śpiewać. Opowiada o tym, jak jego pieśń wstaje z grobu i domaga się krwi i zemsty na wrogu. Jest niczym upiór, który nie zna litości. Konrad śpiewa o zemście, która dokona się z Bogiem lub bez niego. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że najpierw musi przekonać rodaków, dotrzeć do ich serc i duszy, aby podobnie mocno jak on zapragnęli zemsty. Konrad szuka upiorów podobnych do siebie. Jest przekonany, że razem z innymi podobnymi jemu będzie w stanie nie tylko zabić wroga. Konrad przedstawia mocną wizję wypijania krwi wroga, ćwiartowania jego ciała. Opisuje wizję, jak przybite zostaną jego nogi i ręce. Jak uniemożliwione zostanie mu ponowne powstanie. Konrad mówi, że nie dopuści, aby wróg stał się upiorem. Zamierza razem z pozostałymi polecieć do piekła z jego duszą i siedzieć na niej tak długo, aż pozbawiają jej nieśmiertelności. Wizja jest przerażająca, bardzo brutalna, okrutna, próbuje przerwać ją Lwowicz, określając tę pieśń pogańską. Kapral z kolei uważa, że pieśń to szatańska.
Konrad jednak nie zatrzymuje się, nie przerywa, a śpiewa dalej. Mówi o tym, jak to jest jedynym, który jest w stanie wznieść się ponad ludzi, aby stanąć obok proroków i spojrzeć z góry na przyszłość. Stara się dostrzec przyszłe zdarzenia, ale mówi o tym, jak uciekają one przed jego wzrokiem. On się jednak nie poddaje, próbuje wypatrzyć je swoim sokolim okiem, pochwycić w szpony. Nagle jednak w jego wizji pojawia się inny ptak. Ten wszystko zasłania swoimi skrzydłami i jednocześnie odważnie patrzy na Konrada, który w tej wizji przybiera postać orła. Ten drugi ptak to kruk. Patrzy on na Konrada-orła w milczeniu. Myśli Konrada się plączą, nie jest w stanie ich zatrzymać i uporządkować.
Konrad zaczyna coraz bardziej blednąć, słaniać się na nogach. Dostrzegają to współwięźniowie, którzy chcą mu pomóc. Niestety nie są w stanie zrozumieć jego słów. Konrad chce ich powstrzymać, wyzwać się im, mówi o tym, że właśnie walczy z krukiem. Chce nie tylko go pokonać, ale przede wszystkim rozplątać własne myśli i dokończyć pieśń.
Słychać sygnał do zmiany warty. Kapral nakazuje wszystkim, aby rozeszli się do swoich cel. Wszyscy odchodzą. Konrad zostaje sam.
SCENA II IMPROWIZACJA
To najważniejsza część Dziadów części III. Konrad długo milczy. W celi słychać jedynie przerażającą ciszę. Po długim milczeniu Konrad się odzywa. Uważa, że ludzie nie biorą go na poważnie zarówno jako śpiewaka, jak i poetę. Jest przekonany, że nawet ci, którzy są na niego otwarci, nie są w stanie zrozumieć jego twórczości. A nawet jeśli wydaje im się, że rozumieją, to nie są w stanie dostrzec wszystkich jej promieni. To wszystko sprawia, że Konrad czuje się po prostu nieszczęśliwy. Ma poczucie, że trudzi się, wysila swój głos i język dla ludzi, którzy nie chcą lub nie potrafią go rozumieć. Jest natomiast przekonany, że jego myśli są bystre, że stają się słowami, które mają moc pochłaniania myśli. Konrad drży, zastanawiając się, czy ludzie są w ogóle w stanie zrozumieć głębszą poezję i ukryte w niej znaczenia. Ludzie nie dostrzegają w pieśni innych emocji niż te, które są w stanie odczytać z twarzy poety.
Konrad uznaje pieśń za gwiazdę znajdującą się na granicy świata. Zwykły, ziemski wzrok nie jest w stanie jej dosięgnąć. Przekonuje on jednak, że pieśniom wcale nie są potrzebne ludzkie oczy czy uszy. Pieśń powinna rezonować bowiem w duszy, tylko dzięki temu jest ona w stanie znaleźć odpowiedź na wysokościach.
Konrad w swojej pieśni wraca się w końcu bezpośrednio do Boga, a także natury. Chce, aby te dwie siły go wysłuchały. Uznaje, że tylko te dwie instancje mają prawo słuchania jego pieśni. Konrad uważa się za mistrza, którego dzieł ma prawo słuchać jedynie Bóg i natura.
Konrad demonstruje swoją twórczość. Wyciąga dłonie do niebios. Mówi o tym, jak kładzie je na gwiazdach i porusza nimi dzięki mocy swojego ducha. Konrad wydobywa z nich tony niespotykane. Sam jednak doskonale panuje nad tym, co robi. Zdaje się wiedzieć o każdym dźwięku. Dzięki temu jest w stanie idealnie dzielić i łączyć kolejne dźwięki, zamykając je w tęczę, akordy, błyskawice. W końcu idzie o krok dalej. Wznosi bowiem ręce na krawędzie świata. Tam zatrzymuje pędzące kręgi gwiazd. Jawi się niczym mistrz, który ma moc panowania nad całym stworzeniem. Konrad cały czas śpiewa i jednocześnie słucha swojej pieśni. Ponownie podkreśla, że tylko Bóg i natura są godni jej słuchać.
Konrad jest przekonany, że buduje pieśń wielką i nieśmiertelną. Uznaje ją za pieśń tworzenia. Mówi wprost, że z jednej strony czuje nieśmiertelność, z drugiej strony – ją tworzy. Jednocześnie zwraca się do Boga, z bardzo mocnym, oscylującym na granicy bluźnierstwa pytaniem, czy On-Bóg byłby w stanie stworzyć coś większego od dzieła jego-Konrada. Nie odpowiada jednak sam na to pytanie. Góruje ono jednak nad całą resztą improwizacji.
Konrad swoje myśli czyni słowami, opowiada o tym, jak wzlatują one do nieba, a następnie się na nim rozsypują. Patrzy na to, jak tworzy i co tworzy. Zachwyca się pięknem własnych słów, ma wrażenie materialnej ich obecności i ruchu. W końcu swoje myśli nazywa dziećmi, które kocha ponad wszystko. Jest przekonany, że jest ojcem stworzenia – rozważań, uczuć, gwiazd, wichrów.
Konrad mówi o swojej wielkości. Wynosi się ponad wszystkich innych. W swojej wyobraźni pokonuje oczywiście innych poetów, a także mędrców i proroków, których wielbi świat. Uznaje się za lepszego od nich. Jego zdaniem żadna z tych postaci nigdy nie będzie w stanie poczuć jednocześnie takiej siły i takiego szczęścia, które staje się jego udziałem tej nocy. Nie ma znaczenia, czy byliby chwaleni lub oklaskiwani. Konrad śpiewa sobie i dla siebie, ale to właśnie decyduje o pełni mocy jego twórczości. To właśnie tej nocy ma przekonać się, czy posiadł moc, którą sobie przypisuje, czy rządzi nim tylko duma.
Okazuje się więc, że ta chwila to sprawdzian i przeznaczenie w jednym. Moment, kiedy wszystko ma się rozstrzygnąć. Konrad mówi o tym, jak bardzo pragnie wytężyć ramiona swojej duszy, przekroczyć ograniczenia ciała, a dzięki temu ruszyć w lot, który zaprowadzi go ponad gwiazdy. Chce dotrzeć tam, gdzie spotyka się Stwórca i natura.
Swoje ramiona postrzega jako skrzydła. Mówi o tym, że lewe obejmuje przeszłość, prawe opiera się o przyszłość.
Opisuje, jak wchodzi po promieniach uczucia do Boga. Jest gotów zajrzeć w jego serce. Chce stawić się przed twórcą, unosi go tutaj przekonanie o własnej potędze i wielkości duszy. Mówi jednak wyraźnie, że jego serce zostało w ojczyźnie.
Miłość Konrada do kraju jest tak ogromna, że poeta obejmuje nią cały naród, za który i w imieniu którego cierpi. Swoimi ramionami obejmuje przeszłe i przyszłe pokolenia Polaków, dla których chce być jednocześnie przyjacielem, kochankiem i małżonkiem. Marzy o tym, by uszczęśliwić cały świat.
Konrad prezentuje się jako stający wobec Boga, uzbrojony przede wszystkim ze władzę myśli. To właśnie ona jest w stanie wydrzeć gromy niebiosom. Konrad jest przekonany, że w jego władzy jest jednak znacznie więcej. Towarzyszy mu przekonanie, że moc, którą posiada, nie została mu przekazana przez ludzi. Jego uczucie przypomina dymiący słowami wulkan. Źródłem tej siły nie może być rajskie drzewo złego i dobrego, ale te siły, które stanowią podstawę mocy samego Boga. Konrad stawia się na równi ze Stwórcą. Poeta mówi, że nie prosił o tę siłę, nie boi się więc również jej stracić. Podkreśla nadal jednak, że dysponuje równie sprawnym i bystrym spojrzeniem jak Wszechmocny. Jego siła jest tak ogromna, że ulegnie przed nią nawet sam Bóg. Konrad coraz bardziej umniejsza Bogu i przypisuje sobie jego przymioty. Żąda właściwie nie tylko władzy nad światem (tę już w swojej opinii ma), lecz także władzy nad ludzkimi duszami. Marzy o tym, że ludzie będą na każde jego skinienie.
Konrad chce rządzić. Rządzić chce jednak przede wszystkim ludzkimi uczuciami, czyli dokładnie tak jak Bóg – być zawsze, wszędzie, potajemnie. Marzy o władzy, która będzie oznaczała, że wszyscy będą odgadywać jego pragnienia i spełniać je z radością. Jawi się jednak jednocześnie jako autokrata, zakłada bowiem, że jeśli ktoś odważy mu się sprzeciwić, powinien cierpieć. Widzi ludzkość jako materiał swojej twórczości, który niczym nie różni się od jego słów i myśli.
Zwraca się do Boga z zapewnieniem, że nie popsuje myśli. Gwarantuje, że jeśli otrzyma tę tak bardzo pożądaną władzę nad ludzkimi duszami, to na wzór pieśni stworzy cały naród. Konrad coraz bardziej natarczywie domaga się od Boga władzy nad duszami. Chce rządzić, a jednocześnie gardzi aktualnym światem, uważa, że jest on martwy, a nie zniknął tylko dlatego, że nikt do tej pory nie próbował zniszczyć go słowem. Ponownie zapewnia siebie i Boga o swojej wielkiej mocy pozwalającej mu gasić i zapalać gwiazdy. Wierzy co prawda, że inni ludzie także są nieśmiertelni, nie wierzy jednak, że ktoś byłby w stanie mu dorównać. Jeszcze raz żądza władzy nad rządem dusz lub wskazania drogi, którą ma podążać. Chce siły równej boskiej. Chce władać duszami tak, jak robi to Bóg.
Bóg jednak Konradowi na te wszystkie wezwania nie opowiada. Zapada bardzo długie milczenie. W końcu Konrad je przerywa, zarzucając Bogu, że nie jest miłością, a mądrością. Wyrzuca mu, że pozwolił, aby niektórzy czytelnicy księgi mogli przywłaszczyć sobie część boskiej potęgi, mimo że nie mieli do tego żadnego prawa. Możliwość rządzenia światem, jaką Bóg obdarował uczonych, była jego zdaniem błędem. Konrad zwraca się do Boga z szeregiem pytań retorycznych, na które Stwórca ponownie nie odpowiada. Konrad coraz bardziej zbliża się do bluźnierstwa. W pewnym momencie z lewej strony słychać głosy, które mówią o tym, że właśnie teraz jest moment, kiedy na duszę Konrada można wsiąść jak na rumaka. Natychmiast pojawiają się jednak głosy z prawej, które chcą go chronić.
Konrad jednak nie ustaje w swojej przemowie. W końcu wyzywa Boga na pojedynek. Bóg jednak nadal milczy. Konrad odkrywa przed nim swoją duszę, a ten Bóg, który wygrał z szatanem – milczy. Poeta prosi Boga, aby nim nie gardził. Przypomina, że nie jest sam, mimo że samotnie wzniósł się ku niebu. Jest jednak sercem połączony ze swoim ludem. Dalej od próśb przechodzi do gróźb. Mówi Bogu, że jeśli w końcu ma stać się bluźniercą, w takim razie wyda mu krwawszą bitwę niż szatan walczący ze Stwórcą na rozumy. Konrad bowiem zaprasza Boga do pojedynku na serca. Przypomina mu, że wzrastał w cierpieniu i mękach, bo Bóg odebrał mu szczęście osobiste. Nie wzniósł jednak mimo to pięści ku Niebu, tylko zacisnął ją na piersi.
Ponownie odzywają się głosy, które przypominają o walce o duszę Konrada, która nadal się toczy i pozostaje nierozstrzygnięta.
Konrad czuje się jednością z ojczyzną. Mówi Bogu, że jest „milijonem”, ponieważ za miliony (ludzi) kocha i cierpi. Spogląda teraz z wysokości na swoją biedną ojczyznę, czuje cierpienia narodu, które Bóg zdaje się zupełnie ignorować. Według Konrada Bóg rządzi mądrze i wesoło, ludzie uważają, że nigdy nie błądzi. On jednak sam zastanawia się, kim właściwie jest Wszechmogący. I jak to możliwe, że skoro kochał świat to, w jaki sposób może patrzeć spokojnie na miliony ludzi, którzy proszą go o ratunek. Zdaniem Konrada widzi w nich jedynie matematyczny rachunek. Nie ma w tym miłości, a ta przecież jest niezbywalna.
Bóg milczy. Konrad naciska. Zaklina, żąda władzy, prosi o otwarcie serca. Chce cząstki władzy równiej boskiej. Bóg nadal milczy. Konrad próbuje więc od innej strony: skoro Bóg nie chce dać władzy sercu, niech da rozumowi. W końcu on Konrad jest pierwszym z ludzi i aniołów, którzy znają Stwórcę, jeśli ktoś jest więc godny tej władzy, to tylko on. Bóg jednak nadal milczy.
Konrad staje się coraz bardziej zapalczywy. Mówi o chęci zniszczenia stwórcy. Wzywa Boga do odpowiedzi. Grozi, że jeśli Ten się nie odezwie, on strzeli przeciwko jego naturze. Zamieni ją w gruzy albo przynajmniej sprawi, że cały świat zatrzęsie się w swoich posadach. Konrad grozi, że nazwie Stwórcę tak, że głos ten będą przekazywały sobie kolejne pokolenia. Próbuje krzyknąć, że „Bóg nie jest ojcem świata, ale…” i w tym momencie Konrad upada, a zdanie kończy za niego głos diabła, dopowiadający „carem”.
Kiedy Konrad jest już nieprzytomny, ponownie pojawiają się duchy. Te z prawej strony modlą się za jego duszę i jednocześnie próbują odpędzić duchy z lewej strony. Te z kolei chcą jeszcze bardziej pognębić Konrada, zanim ten odzyska świadomość. Duchy są niepocieszone, że diabeł nie pomógł Konradowi, aby ten był w stanie wykrzyknąć ostatnie słowo, co jeszcze tylko wzmocniło dumę Konrada. Duchy jednak znikają na dźwięk kroków nadchodzącego księdza.
SCENA III
W celi Konrada pojawia się Kapral razem z Księdzem Piotrem i jednym z więźniów. Bernardyn zaczyna modlić się za duszę Konrada, a więzień dostrzega, że poeta jest w wyjątkowo złym stanie. Jest przekonany, że to atak epilepsji. Zwraca się do pozostałych mężczyzn, aby pomogli przenieść Konrada na łóżko. Mówi także, że poecie zdarzało się już wpadać w podobne nastroje: najpierw śpiewał, potem dużo mówił, ale następnego dnia najczęściej wydawał się zupełnie zdrowy. Teraz jest inaczej.
Kapral stara się uspokoić więźnia, przekonuje go, że najlepiej, jeśli Ksiądz Piotr w spokoju pomodli się za Konrada. Wyjaśnia się, skąd pojawiają się tutaj wszyscy. Okazuje się, że podczas obchodu dostrzeżono hałas z celi Konrada, strażnik zajrzał przez dziurkę od klucza i tak się zaniepokoił, że pobiegł po księdza. Słyszał pieśń poety, ale zupełnie nie rozumiał jej znaczenia. Kapral czuje się jednak zaniepokojony wspomnieniem oczu Konrada i czegoś nad jego czołem. Mówi, że jako żołnierz wielokrotnie widział jak umierali ludzie, lecz takiego wyrazu twarzy nie miał okazji widzieć kiedykolwiek wcześniej. Kapral zwraca się do więźnia, aby ten wrócił do swojej celi i zostawił Księdza Piotra samego z Konradem.
Główny bohater Dziadów, poeta zaczyna płakać, mówiąc, że modlitwa nic w jego przypadku już nie pomoże, ponieważ dostrzegł on przepaść, z której trudno zawrócić. Nie chce być w tym miejscu. Deklaruje jednak, że jest w stanie wszystko wytrzymać. Ksiądz Piotr próbuje go uspokoić, przekonując, że jest w stanie mu pomóc. Zwraca się w tym samym momencie do Kaprala, prosząc go, aby także i on opuścił celę. Ksiądz Piotr czuwa nad Konradem.
Konrad zrywa się z łóżka. Mówi, że widzi Rollisona. Mowa o kolejnym więźniu, który podobnie jak Konrad został aresztowany. Konrad opisuje, że widzi go we krwi, pobitego w trakcie przesłuchania. Mówi, że Rollinson także nie został wysłuchany przez Boga, u którego przecież szukał ratunku. Konrad chce w tym geście zastąpić Stwórcę, dać pocieszenie Rollinsonowi. Okazuje się jednak, że jedyne, co może, to wskazać mu drogę do śmierci. Zwraca się do niego, wskazując przepaść, w którą lepiej skoczyć niż pozostać na ziemskim padole. Jak zwraca uwagę Konrad, w przepaści nie ma przynajmniej już braci, matek, narodów. Ksiądz Piotr zdaje sobie sprawę, że Konrada opętał nieczysty duch.
Rozpoczyna egzorcyzmy. Chce zmusić ducha, aby przemówił ustami więźnia. Duch odpowiada mu w kilku językach. Zmusza księdza, aby rozmawiał z nim po francusku. Piotr pyta, kim on jest. Demon mówi, że nazywa się legion. Wskazuje, że widział zwierza w Rzymie. Mówi zagadkami, nie ujawniając czytelnie swojej tożsamości.
Ksiądz Piotr się modli. Diabeł przyznaje, że nie wybrał najlepiej, wchodząc w duszę poety. Zwraca się do księdza, nazywając go majstrem i sugerując, że powinien on zostać wybrany na papieża. Prowokuje go. Kpi z modlitwy. Próbuje oderwać go od niej, obiecując mu, że powie, co się o nim mówi na mieście. Zdradzi mu także przyszłość. Przyznaje w końcu, że jest prostym diabłem, który pojawił się na rozkaz szatana, aby przejąć władzę nad duszą Konrada. Ten miał stać się jedynie ślepy narzędziem w szatańskich planach. Diabeł przepowiada księdzu, że następnego dnia będzie bity.
Bernardyn cały czas prowadzi egzorcyzmy, ale diabeł próbuje go powstrzymać za wszelką cenę. W końcu Ksiądz Piotr pyta, gdzie jest więzień, na którego duszę poluje demon. Diabeł odpowiada mu, że w drugim klasztorze Dominikanów. Od razu jednak uzupełnia, że tutaj już nie nie można zrobić, bo ten człowiek jest grzesznikiem. Kapłan pyta, jak można go uratować. Demon niechętnie, ale w końcu udziela odpowiedzi – „wina i chleba”. Po tych słowach Ksiądz Piotr przepędza ducha. Egzorcyzmy księdza Piotra przynoszą skutek.
Konrad budzi się. Jest zdezorientowany. Nie wie, kim jest człowiek, który pomaga mu się podnieść. Konrad jest zdziwiony, że podaje mu rękę, w końcu to on, poeta, gardził ludźmi, a nawet aniołami.
Ksiądz sugeruje Konradowi modlitwę. Mówi, że obraził Boga i został opętany przez złego ducha. Zwraca się jednocześnie do Stwórcy z prośbą o litość, jednocześnie wskazując Konradowi, że musi odpokutować za swoje winy. Ksiądz pada krzyżem na ziemię i przemawia do Boga jak uniżony sługa. Prosi o możliwość przyjęcia kary za winy Konrada. W tym momencie z pobliskiego kościoła słychać pieśń na Boże Narodzenie. Nad Księdzem Piotrem pojawia się chór aniołów wychwalających jego pokorę. Ksiądz Piotr wychodzi.
Archanioł Pierwszy śpiewa jednak o tym, jak Konrad zgrzeszył przeciwko Bogu, Drugi – dopowiada, że Konrada opłakują anioły i jednocześnie się za niego modlą. Kolejny Anioł śpiewa pieśń o narodzinach Jezusa, którego jako pierwszego dostrzegli pastuszkowie, a nie wielcy mędrcowie czy królowie. Komentuje to Chór Aniołów, który przypomina, że Bóg objawia prostym ludziom to, czego odmawia możnym świata. Archanioły jeszcze raz bronią Konrada. Mówią, że jego przemowa nie była podyktowana potrzebą sławy czy osiągnięcia wyjątkowej mądrości. Przypominają także, że uszanował imię Matki Boskiej. Zdają się rozumieć, że bohater wszystko, co zrobił, zrobił pod wpływem miłości do swojego narodu. Archaniołowi zwracają się więc do Boga z prośbą, aby przebaczył Konradowi, a ten mógł na nowo czcić krzyż.
SCENA IV: DOM WIEJSKI PODE LWOWEM
W prostym domku pod Lwowem młoda dziewczyna Ewa układa kwiaty przed obrazem Najświętszej Marii Panny, po czym klęka i się modli. W tym samym momencie do pokoju wchodzi jej siostra – Marcelina. Mówi, że jest już po północy, więc czas iść spać. Ewa oponuje, pomodliła się bowiem już za ojczyznę i swoich rodziców, zależy jej jednak jeszcze na możliwości odmówienia modlitwy za skazańców. Przypomina, że ona i oni wszyscy są dziećmi tej samej matki – Polski. Dziewczyna wydaje się bardzo przejęta tym, co miała okazję usłyszeć od Litwina, któremu udało się uciec przed więzieniem. Opowiedział jak car kazał aresztować wszystkich młodzieńców, a następnie nakazał zamknąć ich w ciemnych więzieniach. Litwin jest przekonany, że car – jak Herod – chce zniszczyć całe pokolenie. Ewa przypomina, że rewelacje te bardzo zaniepokoiły i zasmuciły jej ojca. Po wysłuchaniu opowieści wyszedł na spacer i do tej pory nie wrócił. Matka natomiast zamówiła mszę za zmarłych. Ewa natomiast właśnie teraz chce odmówić pacierz, szczególnie bliski jej sercu jest aresztowany poeta, którego wiersze miała okazję czytać. Marcelina słysząc te wszystkie usprawiedliwienia siostry, w końcu wychodzi, zostawiając Ewę samą, aby mogła się jednak pomodlić w spokoju. Ewa po modlitwie w końcu zasypia.
Także i nad nią czuwa Chór Aniołów. Chce on rozweselić mocno przygaszoną dziewczynę. Ewa śni o deszczu. Widzi go, mimo że nie wie, skąd się wziął, ponieważ niebo jest właściwie bezchmurne. W dalszej kolejności jej uwagę zwracają przepięknie pachnące kwiaty. Rozpoznaje w nich dokładnie te, którymi dzień wcześniej przystroiła obraz Matki Bożej. W końcu widzi samą Najświętszą Pannę. Matka Boska jest otoczona wyjątkowym blaskiem. Zwraca się do niej życzliwie, odbiera od niej wianek, podaje go Jezusowi. Ten z kolei rzuca kwiaty w kierunku Ewy. Te w locie splatają się w nowe wianki. Dziewczyna czuje się spokojna i bezpieczna. Marzy o tym, aby wianek otoczył ją na zawsze, a ona umarła, patrząc na róże i narcyzy. W pewnym momencie jednak dostrzega, że jedna z róż żyje, że jest w niej dusza, z której bije przedziwny ogień. Kwiat się śmieje, gestykuluje, rozwijając liście, w końcu pochyla swoje koralowe usta. Zdaje się, że róża coś cicho mówi. Ewa czuje się w obowiązku powiedzieć kwiatu, że nie zerwała go dla zabawy lub własnej przyjemności, ale po to, by przyozdobić nią obraz Matki Boskiej. Kwiat reaguje na jej wypowiedź. Z kwiatowych ust wydobywają się promienie. Ewa stara się z nią porozumieć. Dziewczyna orientuje się, że róża pragnie znaleźć się na jej sercu.
Aniołowie obserwują tę scenę, a w końcu odlatują wesoło do nieba. Róża zwraca się do Ewy i uprzedza ją, że będzie ją bawiła do samego rana. Zapowiada, że złoży swoje skronie na jej sercu tak jak apostoł — Pański kochanek położył głowę na piersi Chrystusa.
SCENA V: CELA KSIĘDZA PIOTRA
Ksiądz Piotr znajduje się w swojej celi. Leży krzyżem na ziemi. Modlitwa Księdza Piotra pozwala mu dostrzec swoją małość w obliczu Boga. Nazywa siebie prochem. Jest po spowiedzi, chce więc porozmawiać z Bogiem. Widzi jakiej tyrańskiej władzy doświadcza jego naród. Car jest dla niego niczym Herod, a Polska to kraj wydany w jego władanie. Piotr widzi przed swoimi oczami drogi w kierunku północnym, które biegną przez puszcze i zaśnieżone tereny. To po tych drogach jadą kibitki. W środku znajdują się aresztowani, którzy zostali skazani na wygnanie.
Ksiądz Piotr zwraca się więc do Boga z pytaniem, czy ten zamierza pozwolić na zgubę i śmierć całego pokolenia. Jest to pytanie, a nie atak, jak w przypadku Konrada. Piotr widzi dziecko, któremu udało się uciec i uchronić przed aresztowaniem. Ksiądz jest przekonany, że to właśnie z tego dziecka wyrośnie przyszły obrońca narodu. To te dzieci będą wskrzesicielami narodu. Piotr, opowiadając swoje widzenie, mówi, że dziecko to będzie od obcej matki, nosić będzie jednak w sobie krew bohaterów. Jego imię będzie czterdzieści i cztery.
Ksiądz Piotr zadaje Stwórcy kolejne pytanie. Bernardyn zastanawia się bowiem, czy nadejście obrońcy nie mogłoby jednak nastąpić nieco szybciej. Piotr chciałby, aby cierpiący otrzymali jakieś pocieszenie. Natychmiast wręcz dokonuje autokorekty i wycofuje się z pytania. Uznaje bowiem, że lud musi wycierpieć tyle, ile jest mu przeznaczone. W tym momencie Ksiądz Piotr poszerza perspektywę. Widzi więcej. Dostrzega tyranów, widzi z lotu ptaka całą Europę. W końcu widzi, jak wlecze ona związany Naród, któremu wszyscy urągają. Naród ten wciągnięty zostaje na trybunał, za którym zasiadają sędziowie, którzy nie mają serc. Jednym z nich jest Francuz, który nie znajduje jednak w sądzonym narodzie win i niczym Piłat umywa ręce. Inni jednak są zupełnie odrębnego zdania. Krzyczą, że trzeba ten naród ukrzyżować, wydać na męki i potępić, ponieważ znieważa on cesarza. Pozostali sugerują, że jeśli Francuz nie skaże Narodu, sam zostanie uznany za wroga. W końcu więc się on podporządkowuje ogólnej foli i wydaje Naród. Tłum wciska na głowę narodu koronę cierniową.
Obserwujący to wszystko w swojej wizji Ksiądz Piotr dostrzega w końcu krzyż. Piotr prosi Boga o litość nad Narodem. Prosi Stwórcę, aby dał Narodowi siłę, bo inaczej ten po drodze upadnie i być może skona.
Krzyż jest wyjątkowy. Ma długie ramiona, które obejmują całą Europę. Wystrugany jest z trzech drew. W międzyczasie Naród zostaje wciągnięty na tron pokutny, a inni mszczą się na nim. Austriak poi go octem, Prusak – żółcią. Pod krzyżem stoi zaś zapłakana Wolność. W końcu jeden z otaczających krzyż Moskali podbiega do Narodu i przelewa jego niewinną krew. Naród kona. Krzyczy „Panie! Panie! Za coś mnie opuścił”.
W tym samym momencie ksiądz Piotr słyszy Chór Aniołów, które rozpoczynają śpiew pieśni wielkanocnej. Umęczony Naród wznosi się ku niebu, a na świat zsuwa się z niego biała szata. Ukazuje się przebita pierś. Szata zaś przykrywa cały świat.
Bernardyn dostrzega namiestnika, który pełni swoją funkcję na ziemi. Przypomina sobie, że znał go jako dziecko. Prowadzi go anioł. Namiestnik ma księgę tajemnic, trzy oblicza, podnóżkiem są trzy stolice. Piotr rozpoznaje w nim wysłannika wolności. Interpretuje to jako znak, że właśnie na sławie zbudowany zostanie kościół prawdziwie ogromny. Stać on będzie na trzech koronach, mimo że sam będzie jej pozbawiony.
Piotr wycieńczony wizją, która na niego spłynęła, zasypia. Pojawiają się nad nim Anioły, które chcą wyjąć jego duszę, ubrać w jutrzenkę i złożyć Bogu na kolanach niczym niemowlę. Śpiewają, że nad ranem dusza wróci do ciała.
SCENA VI
Wspaniały sypialniany pokój.
Senator leży w łóżku w swojej sypialni. Śpi jednak snem niespokojnym. Nad jego głową stoją dwa diabły. Rozmawiają o senatorze, którego duszę chcą jak najszybciej porwać do piekła. Ich rozmowę przerywa pojawienie się Belzebuba, który gani je za ten pomysł. Przypomina, że jeśli w trakcie snu zawloką duszę mężczyzny do piekła to istnieje szansa, że w ciągu dnia przypomni on sobie sen i co gorsza – pod wpływem wspomnienia poprawi swoje zachowanie. Belzebub sugeruje, że znacznie lepszym rozwiązaniem będzie zmotywowanie człowieka do dalszych grzechów przez oszukanie go z pomocą rozbudzenia pychy. Dopiero po tym mogą próbować go pognębić, ale pod żadnym pozorem nie pokazując piekła.
Senator zamiast piekła widzi więc, jak otrzymuje rozporządzenie od cara. Widzi także sto tysięcy rubli, wielki order i nadanie mu tytułu Wielkiego Marszałka. Wizja ta mocno go buduje. Widzi, jak i idąc do cesarza, czuje nienawiść wobec innych osób. Doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, że mimo tego, że się mu kłaniają, to go nie szanują, a jedynie się go boją, przede wszystkim dlatego, że ponownie znalazł się w łasce u cara. Wszyscy mu także zazdroszczą, a on doskonale się bawi. Uczucie samozadowolenia daje mu prawdziwą rozkosz, o jakiej marzył od dawna.
W scenie snu pojawia się cesarz, który uważnie spogląda na całe towarzystwo. Marszczy groźnie brwi, a Senatorowi (dotychczas rozgadanemu) głos zamarł w gardle. Mężczyzna poci się i drży, ponieważ nie jest pewien, czego może się spodziewać. Cesarz ponownie się od niego odwraca, co jest dla Senatora najgorszym możliwym wyrokiem. Wszyscy inni również oczywiście się od niego odwracają. Słyszy jak o nim szepczą — jak ironizują i kpią. Ma wrażenie, że umiera we śnie. Robakami są szyderstwa, jakich doświadcza po tym, jak cesarz ponownie skazuje go na niełaskę. Senator spada z łóżka. W tym momencie pojawiają się diabły i rzucają się na duszę Senatora. Wyciągają ją z ciała i nakładają kaganiec. Część jednak zostawiają w ciele, aby mężczyzna czuł cierpienie. Ma to trwać do trzeciego piania koguta, a potem mają znowu przykuć go do zmysłów i zamknąć ponownie w ciele.
SCENA VII: SALON WARSZAWSKI
W salonie rozstawione są stoliki. Siedzą przy nich bardzo różne, ale ważne postaci: są i dostojnicy, literaci, generałowie. Wokół dostrzec można także kilka dam z towarzystwa. Wszyscy piją herbatę. Rozmowa toczy się po francusku.
Przy drzwiach siedzi natomiast grupka złożona przede wszystkim z młodych ludzi, którym towarzyszy dwójka starszych Polaków. Ci z kolei rozmawiają w ojczystym języku. Zenon Niemojewski zwraca się do Adolfa z pytaniem — czy na Litwie jest tak samo, jak w Polsce. Adolf ze smutkiem przyznaje, że jest jeszcze gorzej, a represje carskie są znacznie poważniejsze. Na Litwie leje się krew więźniów.
Grupa zasiadająca przy stoliku prowadzi natomiast rozmowę na znacznie mniej poważne tematy. Wszyscy wracają do balu, na który zaproszono wiele osób, ale wydarzenie było źle zorganizowane, służba nieprzygotowana, a przy tańcu panował ogromny ścisk. Jedna z dam żali się, że odkąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie jest w stanie zaproponować również atrakcyjnego balu, jak te, na które zapraszał namiestnik. Jej wypowiedź wprost sugeruje, że dobrze byłoby, aby namiestnik po prostu do Warszawy wrócił.
W tym samym czasie grupka młodych Polaków wspomina o uwolnieniu Cichowskiego. Przypominają, że udało mu się wytrwać, mimo że skazany był na okropne męczarnie. Niemojewski tę historię podsumowuje, sugerując, że jedyną nadzieją, na przeciwstawienie się cesarzowi, jest współpraca. Każdy w pojedynkę jest skazany na porażkę.
Przy pierwszym stole generał prosi poetę, aby przeczytał swoje wiersze. Dama komentuje to, mówiąc, że nic nie rozumie z polskich dzieł. Wtóruje jej generał, który dodaje, że są to utwory po prostu nudne. Towarzystwo nalega, aby literat odczytał swój utwory. Pisarz się broni, wyjaśniając, ze wiersze są po prostu długie.
Młoda Dama sugeruje natomiast, aby posłuchać opowieści Adolfa o Cichowskim, bo dotyczy ona jednak ważnej sprawy narodowej. Towarzystwo ma jednak inne zdanie. Przede wszystkim głos zabiera Szambelan, który podkreśla, że niebezpieczne jest słuchanie takich opowieści. Hrabia przypomina, że Cichowski w więzieniu spędził wiele lat. Adolf jednak podkreśla, że aresztowanemu nie udowodniono żadnej winy. Mistrz Ceremonii mówi, że może tutaj nie chodziło o winy, ale o to, co więzień mógł widzieć lub usłyszeć w areszcie. Do rozmowy włącza się Stary Polak, który podkreśla, że znał Cichowskich – uczciwą i spokojną rodzinę z Galicji. Mówi o strasznym bólu, jakim było dla nich odebranie im syna. Przypomina, że Polacy są dręczeni już w trzecim pokoleniu.
Adolf opowiada o Cichowskim, którego znał od dziecka. Był to wesoły młodzieniec, którego wszyscy lubili. To była chodząca dusza towarzystwa. Ożenił się i… nagle zniknął. Niektórzy myśleli, że może się ukrywa, może jest ścigany przez rząd. Pewnego dnia znaleziono jego płaszcz nad Wisłą. Rodzinie przekazano, że popełnił samobójstwo. W końcu o nim zapomniano. Jednak po dwóch latach, kiedy przewożono więźniów z klasztoru do Belwederu i przechodnie pytali więźniów o nazwiska, padło nazwisko Cichowskiego. Doniesiono o tym jego żonie, która zaczęła pisać listy do władz, codziennie błagając o uwolnienie męża. Nie udało się jej go odnaleźć przez trzy lata. W Warszawie jednak wracała informacja, że Cichowski jest katowany, bo nie chce się przyznać do winy i nie godzi się na składanie żadnych zeznań. Do rodziny i przyjaciół docierają głosy mówiące o tym, jak to nie pozwala mu się spać przez wiele nocy, karmi go słonymi śledziami, a potem nie pozwala pić, odurza z pomocą opium. Opowieści były coraz bardziej przerażające. Jednak nastąpiły kolejne aresztowania i znowu zapomniano o nim. Dopiero po jakimś czasie w nocy, bez żadnej zapowiedzi w domu żony Cichowskiego pojawili się żołnierze razem ze skazanym. Kazali podpisać dokumenty i siedzieć cicho. Po powrocie do domu mężczyzna przez wiele dni był śledzony. Bardzo chorował. Zmienił się, wiele osób – w tym Adolf – zupełnie nie go nie poznało. Utył, cera mu pożółkła, postarzał się. Całą męczarnię było widać jednak przede wszystkim w oczach, które kompletnie straciły dawny blask. On także nie rozpoznał dawnego przyjaciela. Patrzył na niego tylko nieprzytomnie.
Adolf jednak nie zamierzał odpuścić. Odwiedził go miesiąc później, licząc, że Cichowski go sobie przypomni. Nic takiego jednak się nie stało, a nawet jeśli Cichowski sobie go przypomniał, to tego nie okazał. Był wyjątkowo nieufny, nie chciał opowiadać o więzieniu.
Młoda Dama chce dowiedzieć się, dlaczego Literat nie chce podejmować tego typu tematów w swojej twórczości. Mężczyzna twierdzi, że o ile ludzie słuchają tych opowieści, to czytać by nie chcieli i sprawa musi się uleżeć. Inny dodaje, że Polacy po prostu wolą wiejskie sielanki. To zaś prowokuje do dyskusji o upadku poezji w Polsce, braku dworku. Historia Cichowskiego zupełnie ginie w bieżącej polityce.
N. (czyli Ludwik Nabielak) komentuje całą scenę, stwierdzając, że Polacy nic nie osiągną, dopóki towarzystwo takie jak przy stoliku, stać będzie na czele narodu. Wysocki z kolei stwierdza, że naród polski jest jak lawa, na zewnątrz zimny i suchy, pod skorupą jednak płonie wewnętrznym ogniem, który jest nie do ugaszenia nawet za 100 lat. Podpowiada, że skorupę trzeba zignorować i zejść do głębi.
SCENA VIII: PAN SENATOR
W apartamentach Nowosilcowa w Wilnie siedzi senator razem z Bajkowem, Pelikanem i Doktorem. Na prawo od salonu widać drzwi do pokojów śledczych, gdzie przesłuchiwani są więźniowie. Dostrzec też można drzwi do prywatnego pokoju Nowosilcowa. Zza drzwi dochodzi muzyka. W pokoju oprócz mężczyzn znajduje się jeszcze Sekretarz, który zajmuje się dokumentami.
Nowosilcow mówi Bajkowi, że mimo wcześniejszych zapowiedzi księżna dzisiaj do nich nie dołączy. Senator traktuje kobiety bardzo ostro, uznaje, że są stare albo głupie. Jest poirytowany wcześniejszą rozmową o skazańcach. Chce zamknąć sprawy na Litwie i wrócić z Wilna do Warszawy. Okazuje się, że oczekuje się tam szybkiego jego powrotu.
Doktor referuje sprawę związaną z masowymi aresztowaniami. Mówi, że nadal bardzo wiele litewskiej młodzieży znajduje się w więzieniach, ale mimo wysiłków władzy nie udało się znaleźć przeciwko niej mocnych dowodów. Właściwie jedyne, co mają śledczy to niejasne wierszyki. Tajemnicy spisku nie udało się odkryć. Ten wniosek wprowadza Nowosilcowa we wściekłość. Pokazuje zebranym podpisane zeznania, a także inne świadectwa, które mają świadczyć o tym, że młodzież organizowała jednak tajne sprzysiężenie.
Doktor się reflektuje na tę uwagę i przekonuje, że nikt nie podważa istnienia spisku. Do pokoju wchodzi Lokaj z informacją, że na Senatora czeka pewien człowiek. To wysłannik kupca Konissyna z przypomnieniem o zakupionych na kredyt przedmiotach. W przypadku braku spłaty Senatorowi grozi sprawa sądowa. Nowosilcow każe więc aresztować syna kupca i oskarżyć o udział w spisku, mimo że nie mieszka on od dłuższego czasu w Wilnie. Młodego kadeta wysłannicy Senatora mają zmusić do przyznania się do winy. Doktor uważa, że to niebezpieczne.
Pelikan chce ustalić, co ma dalej zrobić w Rollisonem, który nie znosi dobrze przesłuchań. Ciężko choruje. Bajkow przypomina, że przesłuchiwał go bardzo agresywny Botwinko. Senator jest zaskoczony, że chłopak jeszcze żyje, ale obraca to w żart, podkreślając, że Polsce mają jednak grubą skórę. Pelikan wraca jednak do meritum. Mówi, że Rollison się nie przyznał, nie chciał także oskarżać przyjaciół. Doktor uważa, że całą młodzież opętał jakiś szał nauki starożytności. Nie akceptuje nauki o republikach, którą uważa za niebezpieczną.
Jeszcze raz pojawia się lokaj, który mówi, że dwie kobiety proszą o widzenie. Jedną z nich jest ślepa matka Rollisona. Senator nie zgadza się jednak na spotkanie. Kobieta jest jednak uparta i nie chce wyjść, Nowosilcow każe wpuścić ją do połowy schodów, a następnie z nich zepchnąć. Lokaj przynosi pismo od księżnej, która wstawia się za matką Rollisona.
Kobiety w końcu zostają wpuszczone. Jest z nimi także Ksiądz Piotr. Druga kobieta to Kmitowa, która pomaga matce chłopaka. Rollisonowa prosi o łaskę dla syna, który jest jej jedynym oparciem, bez niego grozi jej śmierć z głodu. Włącza się Ksiądz Piotr, który mówi, że wie, że Rollison został skatowany, ale jednak żyje. Senator udaje zaskoczonego. Chce dowiedzieć się, skąd ma ona informacje o synu. Kobieta mówi, że słyszała jego głos, kiedy był przewożony na przesłuchanie do ratusza. Senator nie daje jednak temu wiary. Kobieta błaga go o łaskę na kolanach.
Z sali balowej wybiega Panna, która zaprasza Senatora, aby ten dołączył do gości. Ten obiecuje, że zaraz przyjdzie. Rollisonowa zwraca się z prośbą o wsparcie do Panny, a ta prosi Nowosilcowa, żeby wyświadczył łaskę kobiecie. Senator odpowiada, że to Cesarz nie pozwala na spotkanie matki z synem. Kobieta prosi więc, aby choć posłano do niego księdza. Piotr informuje, że wiele razy próbował się dostać do chłopaka, ale mu odmawiano. Na to Nowosilcow się zgadza i sugeruje, że ksiądz może wpłynie pozytywnie na moralność młodzieży. Żegna kobiety. Pani Rollison jeszcze raz zwraca się do Panny. Mówi, że jej syn w więzieniu jest już rok. Senator twierdzi, że o tym nie wiedział. Rozkazuje, aby Pelikan jak najszybciej rozpatrzył jego sprawę. Kobieta wierzy w zapewnienia Senatora, jest przekonana, że prawdziwe oblicze przesłuchań się przed nim także ukrywa.
Senator zatrzymuje jeszcze księdza. Służbie nakazuje śledzić kobiety. Zamierza zamknąć matkę Rollisona. Jest wściekły na lokaja, że w ogóle umożliwił to spotkanie. Pelikan zwraca Nowosilcowowi uwagę, że o sprawie Rollisona jest głośno na mieście i jeśli to dotrze do cesarza, to może to zaszkodzić Senatorowi. Włącza się Doktor, który mówi, że chłopak od wielu dni zachowuje się jak szalony i chce skakać przez zamknięte okna. Włącza się Pelikan, który mówi, że choremu na płuca chłopakowi dobrze zrobiłoby, gdyby pozostały one jak najczęściej otwarte. Jasne staje się, że w ten sposób mężczyźni chcą umożliwić Rollisonowi samobójstwo.
Rozmowa schodzi na zdrowie Senatora. Doktor mówi, że powinien on o siebie bardziej dbać. Nowosilcow z kolei mówi to samo o Bajkowie, który ma się zaraz ożenić. Pokazuje zgromadzonym pannę ubraną w biało-czerwony strój i zastanawia się, jak zmuszono ją do tego ślubu.
Senator rozmawia z Księdzem Piotrem. Próbuje dowiedzieć się, co on wie o wydarzeniach w więzieniach. Sekretarz ma zapisywać każde słowo bernardyna. Ksiądz jednak nie chce odpowiadać na pytania. Senator pyta w końcu, skąd wiedział o biciu Rollisona – od Boga czy od diabła. Ksiądz odpowiada, że od samego Senatora, co wyprowadza tego ostatniego z równowagi. Doktor rozkazuje Pelikanowi uderzyć zakonnika. Ten zwraca się o Doktora i mówi mu, że nie wie, co uczynił. Zapowiada, że jeszcze tego dnia stanie przed Bogiem. Bajkow uderza Księdza Piotra, który przepowiada mu, że także i jego dni są policzone.
Doktor informuje zebranych, że udało mu się zdobyć dowody potwierdzające udział księcia Czartoryskiego w spisku. Informacje ta nie zaskakuje Senatora, który to podejrzewał, ale obiecuje Doktorowi, że wynagrodzi go za to, jeśli te dowody rzeczywiście ma. Ten przyznaje, że sam płacił szpiegowi. Doktor orientuje się, że jego zegarek zatrzymał się na dwunastej, a dochodzi już piąta. Ksiądz Piotr jeszcze raz przepowiada śmierć Doktora. Pelikan uznaje go za szpiega. Otwierają się drzwi po lewej, wychodzi przez nie elegancko ubrane towarzystwo. Senator przeprasza gości, że musieli na niego czekać. Senator prowadzi do tańca narzeczoną Bajkowa, a ten tańczy z Księżną.
Nowosilcowa obserwuje Dama. Zwraca ona uwagę, że przy każdym kroku taca mężczyzna strasznie sapie, ale kiedy zwraca się on do niej – zachwala piękno jego ruchów. Towarzystwo z ironią obserwuje Senatora, zajmując się jednak zupełnie błahymi tematami.
Żona Gubernatora motywuje Starostę, aby wprowadził córkę na salony. Ten się jednak nie zgadza. Przypomina, że młodzież siedzi w więzieniu, a oni zostają zmuszeni do zabawy na balu. Rosjanie orientują się, jak duża jest niechęć Polaków. Po prawej stronie stoi młodzież. Emocje tutaj sięgają zenitu. Justyn Pol upiera się, że najchętniej zamordowałby Senatora. Bestużew przekonuje, że gdyby do tego doszło, to zniszczyłoby Polaków. Śmierć tego człowieka niczego nie zmieni, bo cesarz ma w zastępie kolejnych podobnych jemu. Pol chce wiedzieć, czy znajdzie się mściciel. Ksiądz Piotr odpowiada – Bóg.
Nagle muzyka się zmienia. Za oknem widać nadciągające chmury. Słychać też krzyk Rollisonowej, która próbuje się dostać do Senatora. Krzyczy, że jej syna wyrzucono z okna więzienia. Nazywa Senatora tyranem. Podchodzi do niej Ksiądz Piotr. Mówi matce, że jej syn żyje. Kobieta mu nie wierzy. Nie widziała co prawda zwłok, ale czuła krew jego na bruku. Mówi, że krew na rękach ma także Senator. Ten ucieka przed nią. Kobieta mdleje. Ksiądz i Starosta podchodzą do niej. Nagle słychać uderzenie pioruna. Goście są przerażeni. Ktoś mówi, że piorun uderzył w okno Doktora. Pelikan wbiega z informację, że Doktor zginął rażony piorunem. Senator dochodzi do siebie, gani kobiety za pomylenie kroków, każe wynieść Rollisonową. Uspokaja gości. Słychać jednak kolejny grzmot, a goście uciekają w popłochu.
Zostają tylko Senator z Pelikanem i Ksiądz Piotr. Nowosilcow przeklina Doktora, że nawet po śmierci rozpędził mu gości. Zwraca się do Piotra z pytaniem, jak przewidział śmierć mężczyzny. Ten jednak nie odpowiada. Senator decyduje, że go wypuści.
Ksiądz Piotr opowiada dwie przypowieści. Pierwsza dotyczy ludzi, którzy chcieli odpocząć w cieniu. Wśród nich był zbójca. Kiedy spali pod murem, zbójcę obudził Anioł Pański i kazał mu uciekać, mówiąc, że mur się zaraz zawali. Zabójca uciekł, pozostali zginęli. Mężczyzna dziękował Bogu za ocalone życie. Anioł oznajmił mu, że ze wszystkich zgromadzonych zgrzeszył najbardziej i kara go nie ominie, ale będzie to śmierć haniebna. Druga dotyczy wodza rzymskiego, który pokonał innego króla i rozkazał wymordować cały jego lud oprócz niego samego oraz pułkowników i starostów. Ocaleni chcieli mu dziękować za ocalenie życia, ale jeden z jego światy uświadomił ich, że zachowano ich przy życiu tylko po to, aby przywiązać do wozów i uświetnić w ten sposób triumfalny wjazd wodza do Rzymu. Pokonani mają być żywym dowodem waleczności władcy. Potem jednak zostaną oddani w ręce kata lub osadzeni w lochach. Sam pokonany król nie chce w to wierzyć i wyśmiewa żołnierza, który jego zdaniem nie może znać zamiarów wodza.
Senatora przypowieści te nudzą. Każe odejść Księdzu Piotrowi. Zapowiada mu jednak, że jeśli jeszcze raz go pochwyci, nie będzie znał litości. W drzwiach Ksiądz Piotr mija się z prowadzonym na śledztwo Konradem. Mimo że Konrad spotyka księdza po raz drugi, nie może sobie przypomnieć, skąd zna twarz zakonnika. W końcu jednak przypomina go sobie. Dziękuje mu, że wyrwał go z otchłani. Daje mu pierścionek. Prosi go, aby go sprzedał. Część pieniędzy ma przekazać ubogi, a drugą część dać na msze za dusze cierpiące w Czyśćcu. Zakonnik przekonuje go, że będzie uczestniczył w tych mszach. Przepowiada Konradowi, że czeka go daleka i nieznana droga. Ma jednak wypatrywać człowieka, który jako pierwszy powita go w imię Boga. Konrad chce wiedzieć więcej, ale Ksiądz Piotr nic już nie chce powiedzieć.
SCENA IX: NOC DZIADÓW
Na cmentarzu toczy się rozmowa między Guślarzem a Kobietą w żałobie. Mężczyzna zwraca uwagę, że obrzęd zaraz się rozpocznie, trzeba więc zmierzać do kaplicy. Kobieta jedna nie zamierza tym razem uczestniczyć w dziadach. Chce zostać na cmentarzu. Czeka bowiem tylko na jednego ducha, który dawno temu zjawił się a jej weselu i wpatrywał się w nią w milczeniu. Guślarz mówi kobiecie, że taka zjawa najczęściej to dusza kogoś, kto jeszcze żyje. Zdarzało się już, że na obrzędzie dziadów pojawiały się dusze żyjących, jeśli wezwane zostały imiennie. Różnica polega jednak na tym, że duchy takie nie są w stanie mówić, nie mogą także w pełni uczestniczyć w obrzędzie. Kobieta przypomina o ranie na piersi mężczyzny. Chce się dowiedzieć, co może ona oznaczać. Guślarz odpowiada, że była to pewnie rana zadana jego duszy. Proponuje w końcu, że zostanie kobietą. Z daleka słychać, że ktoś inny zaczął już odprawiać obrzęd, wzywane są pierwsze duchy. Najpierw przyzywane są te z pomocą wianka i kądzieli, potem te magią ognia. Guślarz proponuje kobiecie, by ukryli się w starym drzewie. Z tego punktu są w stanie obserwować dusze, które właśnie wychodzą z grobów. Guślarz widzi trupa z diabłami zamiast źrenic. Pojawia się Widmo. W ręce wtopione ma nieustannie palące je srebro. Guślarz nie jest w stanie mu pomóc, więc duch ucieka. Kolejny zmarły wygląda jak ubrany na wesele. Obok niego pojawia się diabeł pod postacią pięknej dziewczyny. W ten sposób odciąga go od kaplicy, a następnie pozwala by rozszarpały go psy. Strzępy jednak potem zrastają się w całość.
Obrzęd powoli dobiega końca. Pieje trzeci kur. Zaklęcia stopniowo tracą moc. Guślarz zwraca się o kobiety, aby wypowiedziała imię wyczekiwanego przez nią mężczyzny. Duch się jednak nie pojawia. Guślarz sugeruje, że zmienił imię lub wiarę. Widać wozy, które jadą z zachodu na północ. Na jednym z nich widać mężczyznę w czarnym stroju. W nim to kobieta rozpoznaje swojego dawnego kochanka. Guślarz widzi na piersi młodzieńca krwawiące rany. Mówi, że musi on strasznie cierpieć, a rany młodzieńcowi zadali nieprzyjaciele narodu. Guślarz twierdzi, że od nich może uwolnić tylko śmierć. Kobieta przypomina, że mężczyzna miał też ranę na czole. Ta według Guślarza to rana zadana samemu sobie, a od niej nie leczy nawet śmierć. Kobieta zwraca się do Boga z prośbą o uzdrowienie dawnego kochanka.
USTĘP
Dramat Adama Mickiewicza wieńczy część liryczna poświęcona podróży przez Rosję.
Droga do Rosji
Podmiot wypowiedzi opisuje przestrzeń pokrytą śniegiem. To krajobraz, który przecinają jedynie drogi. Tą kierującą na północ przemieszczają się kibitki wiozące więźniów. Mijają oni przestrzenie, które sprawiają wrażenie ogromnie nieprzystępnych. Kolejne miejsca sprawiają wrażenie dzikich, niezamieszkałych. Podmiot mówi o tej krainie, że mimo tego pierwszego wrażenia jest to ojczyzna wielu narodów. Zwraca uwagę na niecodzienny kształt pojawiających się w końcu domów. Ludzie zdają się silni i zdrowi. To właśnie do tego kraju pędzą kibitki, w których uwięzieni są młodzi chłopcy. Mimo niepewnego losu nie tracą oni nic ze swoich dumnych spojrzeń.
Przedmieścia stolicy
Kibitki zbliżają się do stolicy kraju. Widać ją z oddali. Na horyzoncie majaczą majestatyczne pałace. Podmiot wypowiedzi podkreśla jednak, że to piękno, blichtr i blask wzniesiono siłami skazańców. Sfinansowano z zagrabionych innym pieniędzy. Zimą jednak ten przepiękny dwór pozostaje pusty, ponieważ car w tym okresie przenosi się do miasta. Kibitki stają. Więźniowie zostają z nich wypuszczeni.
Petersburg
Podmiot wypowiedzi przytacza historię stolicy, która została na rozkaz cara Piotra I wzniesiona na bardzo nieprzyjaznym terenie. Dawniej wszędzie tutaj rozciągały się bowiem bagna. Samo miasto robi jednak na przybywających ogromne wrażenie. Jest połączeniem różnych stylów architektonicznych. Widać tutaj wpływy różnych krajów Europy, których stolicami zachwycał się podróżujący Piotr I. Nagle widzimy paradny przejazd cara i jego świty. Wydarzenie to przyciąga uwagę mieszkańców, którzy wychodzą z domów. Wśród nich znajduję się także więźniowie. Jeden z nich – Pielgrzym widzi po drugiej stronie ulicy bardzo tajemniczego człowieka, który jednak sprawia wrażenie, jakby mieszkał tutaj od bardzo dawna. Mężczyzna zajmuje się rozdawaniem jałmużny biedakom. Rusza on w stronę Pielgrzyma i pozdrawia go w imię Boże. Młodzieniec jest zaskoczony. Odchodzi. Ma jednak zamęt w głowie. Jest przekonany, że w głosie tego człowieka było coś znajomego, nie jest w stanie jednak przypomnieć sobie co.
Pomnik Piotra Wielkiego
Podmiot wypowiedzi kieruje swoją uwagę na pomnik cara Piotra I, którego postawienie zarządziła caryca Katarzyna II. Pielgrzym także się w niego wpatruje. Podziwia go wręcz, ponieważ przypomina mu statuę Marka Aureliusza, która znajduje się w Rzymie. Na obu pomnikach władca przedstawiony jest na koniu. Widać jednak znaczące różnice: rzymski wóz spokojnie prowadzi konia, jednocześnie pozdrawiając swój lud; koń cara przedstawiony jest z uniesionymi w górę przednimi kopytami, co sprawia wrażenie, jakby zatrzymany został w pędzie.
Przegląd wojska
Podmiot opisuje plac, na którym codziennie przeprowadza się przegląd wojska. Dokonuje go osobiście car, przyglądając się żołnierzom ubranym w mundury, stojącym w karnym szyku, gotowi do regularnej musztry. Podkreśla się ogromne oddanie żołnierzy, którzy natychmiast, bez zawahania wypełniają rozkazy swojego władcy. Okazuje się jednak, że po przeglądzie, na pustoszejącym placu widać zwłoki mężczyzn stratowanych przez konie. Rannym nie pozwala się nawet na jęk. Kolejnego dnia na placu znalezione zostają zwłoki młodego Litwina, który czekał na rozkazy pana, siedząc na jego futrze. Nie przykrył się jednak nim i zamarzł w nocy.
Dzień przed powodzią petersburską 1824. Oleszkiewicz
Fragment dotyczy opisu odwilży. Nad brzegiem rzeki Newy zbierają się podróżni. W pewnym momencie dostrzegają człowieka, który wciąga powróz z przywiązaną do niego latarką. Z pomocą tego narzędzia mierzy on głębokość wody. W mężczyźnie ktoś rozpoznaje polskiego malarza – Oleszkiewicza. Mężczyzna podobno zajmuje się wyjątkowo tajemniczymi zjawiskami. Rozmawia nawet z duchami. Za malarzem rusza Pielgrzym. Na placu przed carskim pałacem Oleszkiewicz zwraca się do niego, mówią, że Bóg posłał do władcy anioła z wiadomością, aby się zmienił. Mówi, że dawniej był on dobrym człowiekiem, ale zmienił się nie do poznania. Oleszkiewicz zapowiada nadchodzącą powódź.
Do Przyjaciół Moskali
Podmiot zwraca się do swoich przyjaciół z Rosji. Zastanawia się, czy o nim pamiętaj. Przypomina postać Rylejewa powieszonego z carskiego rozkazu. Wspomina Bestużewa, wieszcza i żołnierza, którego skazano z kolei na ciężkie roboty. Podmiot zastanawia się, czy inni zmienili się i w końcu zaprzedali swoje dusze carowi. Do nich wszystkich poeta kieruje pieśń przepełnioną słowami nadziei na wolność, która kiedyś nadejdzie.
Dlaczego Dziady cz. III to dramat romantyczny?
Dziady cz. III to dramat romantyczny, zarówno ze względu na poruszane tu treści, jak i budowę utworu. Zgodnie z definicją dramatu romantycznego, posiada on luźną kompozycję, daleką od klasycystycznej formy. Na płaszczyźnie fabuły łączy w sobie realizm z fantastyką, patos z groteską, a także czerpie z tradycji ludowych i szuka mistyczności oraz tajemniczości.
Wszystko to znajdziemy w Dziadach, w których na próżno szukać zasady trójpodziału, ustalonego w antyku. Akcja Dziadów cz. 3 rozgrywa się bowiem w ciągu roku (1823-24) i ma pewne luki. Ponadto fabuła toczy się w kilku miejscach, w które czytelnik przenosi się wraz z bohaterami (Wilno, Warszawa). Oprócz tego wystarczy spojrzeć na budowę utworu, na którą składa się akt 1 w formie dramatu (pojawia się tu nawet scena śpiewana), po którym następuje Ustęp pod postacią poematu i wreszcie wiersz Do przyjaciół Moskali na zakończenie. W takiej sytuacji początkowo można mieć wrażenie, że mamy tu do czynienia z trzema odrębnymi utworami. Akt 1 i Ustęp łączy jednak postać Konrada, choć – zgodnie z zasadą tajemniczości – bohater nie jest pokazany wprost i w Ustępie występuje pod postacią wędrowca.
Bohaterem Dziadów cz.III jest również ewidentnie bohater romantyczny: nieszczęśliwy kochanek, romantyczny poeta i patriota, gotowy zginąć dla ojczyzny. Co więcej, Dziady pełne są mistycyzmu oraz wizji i przepowiedni Księdza Piotra, Ewy, snów — Sen Senatora. Nadprzyrodzone właściwości także są charakterystyczne dla utworów romantycznych.
Gdzie powstały Dziady cz. 3?
Adam Mickiewicz wyjechał na emigrację, uciekając pod koniec 1829 roku z Rosji, gdzie był na zesłaniu (po aresztowaniu filomatów – w tym Mickiewicza – w 1823 r.). Wiosną 1832 r. w Dreźnie, poeta napisał trzecią część Dziadów, nazywaną Dziadami drezdeńskimi (dla przypomnienia: wcześniej wydane części 2 i 4 ze względu na miejsce powstania, nazywane są Dziadami wileńsko-kowieńskimi). Z powodu trudnego położenia, Mickiewicz nie mógł w swym dziele o wszystkim mówić wprost – choćby o własnych doświadczeniach, za które został aresztowany. Mimo to w niektórych fragmentach utworu możemy znaleźć samego autora w postaci Konrada.
W jakim czasie w dramacie Dziady cz. III wyznaczono czas akcji?
Akcja Dziadów części III toczy się w ciągu roku. Już na początku w scenie zatytułowanej Litwa, poznajemy dokładną datę, dzięki słowom napisanym przez Więźnia węglem po dwóch stronach kamienia:
„Gustaw zmarł 1823, 1 listopada.
Tu narodził się Konrad 1 listopada 1823”.
(napisane po łacinie, w sposób, w jaki umieszcza się daty na nagrobkach)
Część dramatyczna utworu kończy się w noc Dziadów, przypadającą zwyczajowo na 31 października. Łatwo zatem policzyć, że od pierwszych scen w więzieniu minął rok. Ponadto Ustęp, dodany przez Mickiewicza po ostatnich scenach pierwszego aktu, również zawiera datę, określoną jako dzień przed powodzią petersburską (którą zresztą Mickiewicz autentycznie przeżył). Wydarzenie miało miejsce późną jesienią 1824 roku. Niniejszą datę poznajemy w części pt. Oleszkiewicz.
Dlaczego Dziady cz. III to dramat narodowy?
O tym, że Dziady cz. 3 są dramatem narodowym, świadczy już dedykacja samego Mickiewicza zapisana na pierwszych stronach utworu. Dramat został wymownie poświęcony przez poetę zmarłym przyjaciołom (Sobolewskiemu, Daszkiewiczowi i Kółakowskiemu) oraz:
„spółuczniom, spółwięźniom, spółwygnańcom
Za miłość ku ojczyźnie prześladowanym
Z tęsknoty ku ojczyźnie zmarłym
W Archangielu, na Moskwie, w Petersburgu
Narodowej sprawy
Męczennikom”
Czytając Dziady cz. III, nie można zapomnieć o okolicznościach historycznych, które towarzyszyły ich powstaniu. W tym czasie na mapie Europy, Polska nie istniała. Polska znajdowała się wówczas pod zaborami, podzielona pomiędzy trzy mocarstwa.
Dziady cz. III zostają wydane w 1832 r., a zatem w dwa lata po powstaniu listopadowym, które zakończyło się fiaskiem. Mickiewicz, jeszcze dekadę wcześniej należał do filomatów i na własnej skórze poznał carską dyktaturę podczas zesłania do Rosji (filomaci to tajne towarzystwo miłośników nauki, zrzeszające studentów Uniwersytetu Wileńskiego. Ich celem było wspólne poszerzanie wiedzy, doskonalenie moralne oraz działanie na korzyść ojczyzny).
Poeta nosił w sobie ogromne pragnienie uwolnienia ojczyzny spod carskiej okupacji, które przelał w postać Konrada. Pamiętajmy także, że literatura – nie tylko w czasie zaborów – miała funkcję krzewienia patriotyzmu i rozgrzewania do walki z wrogiem. Na to zresztą miał nadzieję i sam Mickiewicz, choć w ostatnich wersach Ustępu podaje w wątpliwość powodzenie swojej misji:
„Zdmuchnął świecę i przepadł w pomroku.
Błysnął i zniknął jak nieszczęść przeczucie,
Które uderzy w serce, niespodzianie,
I przejdzie straszne – lecz nie zrozumiane”.
Mickiewicz w Dziadach cz. III porusza problem zniewolonej ojczyzny i rodaków cierpiących pod władzą bezlitosnego caratu. W zróżnicowanych scenach pokazuje przekrój polskiego społeczeństwa, które wcale nie było w tym czasie jednolite. Jedni próbowali znaleźć swoje wygodne miejsce u boku carskich władz (jak np. Doktor), inni gotowi byli oddać życie w heroicznej walce o wolność.
W dramacie poznajemy niezwykłego bohatera – Konrada, który uważa się za jednostkę wyjątkową. W swojej słynnej improwizacji rozprawia się z Bogiem, który wydaje się nie widzieć cierpienia Polaków. Podkreśla, że sam jest ucieleśnieniem ojczyzny, za którą cierpi i gotów jest oddać życie. W końcowej scenie pod oknem cara bohater wygłasza proroctwo, zgodnie z którym car upada wraz ze swoimi podwładnymi, a Polska odzyskuje wolność.
Dziady są dramatem narodowym, ponieważ to ojczyzna jest tu najważniejsza. Mickiewicz tworzy mesjanistyczny obraz ojczyzny, która powstanie z niewoli tak, jak zmartwychwstał Chrystus. Bez wątpienia kluczowym tematem Dziadów jest walka o wolność ojczyzny i wyprowadzenie zniewolonego, cierpiącego narodu spod zaborczej władzy. Utwór miał dodać wiary w zwycięstwo Polaków, zarówno emigrantów, jak i tych, którzy zostali w kraju.
Dlaczego warto przeczytać Dziady cz. III?
Dziady część III są uznawane przez badaczy za jedno z najwybitniejszych dzieł literatury polskiej i wzór dramatu romantycznego. Trzeba przyznać, że utwór Mickiewicza w pełni zasługuje na to miano. Autor zaskakuje czytelnika zwrotami akcji i nieoczywistą kompozycją, misternie układa w całość tajemniczą postać Konrada, ale przede wszystkim, umiejętnie pokazuje dramat Polski pod zaborami i pobudza wyobraźnię czytelnika, budując wyjątkową pozycję ojczyzny, jako kraju wyjątkowego (porównywanego do samego Mesjasza).
Widzenia i spełniające się proroctwa Księdza Piotra (jak np. śmierć Doktora), świetnie prowadzą czytelnika aż do finału, kiedy to Konrad pod postacią wędrowca wygłasza swoją przepowiednię pod oknem cara, wróżąc mu klęskę, która rozerwie kajdany uciemiężonej ojczyzny. Postać Konrada jest zupełnie nieoczywista, pełna przemian i cech, których na próżno szukać u innych bohaterów literackich. Konrad jest jednostką wyjątkową i ponadprzeciętną, czemu daje wyraz w słynnej Wielkiej Improwizacji:
„Czucia moje! wichry moje!
W pośrodku was jak ojciec wśród rodziny stoję,
Wy wszystkie moje!
Depcę was, wszyscy poeci.
Wszyscy mędrce i proroki,
Których wielbił świat szeroki”.
W swoim opętaniu toczy walkę z samym Bogiem, którego prosi o moc, dzięki której odzyska wolność Polski. Mickiewicz ustami Konrada wygłasza niezwykły manifest o miłości do ojczyzny:
„Nazywam się Milijon – bo za miliony
Kocham i cierpię katusze.
Patrzę na ojczyznę biedną,
Jak syn na ojca wplecionego w koło;
Czuję całego cierpienia narodu,
Jak matka czuje w łonie bole swego płodu”.
Improwizacja oraz przepowiednia przed oknem cara, miały za zadanie zachęcić udręczony naród do walki. Trzeba bowiem pamiętać, że Dziady powstały w czasie, gdy formalnie Polska nie istniała, będąc podzielona pomiędzy trzech zaborców. Dzieło Mickiewicza należy zatem traktować jak dramat narodowy, manifest patriotyczny oraz próbę podziękowania powstańcom i współwięźniom, którzy oddali życie w walce o wolność ojczyzny.
Jak kończą się Dziady cz. III?
Dziady część 3, są utworem niejednolitym zarówno kompozycyjnie, jak i pod kątem budowy fabuły, która jest fragmentaryczna i realizowana w kilku miejscach. Podobnie jest z zakończeniem utworu, które ani nie daje jednoznacznego rozstrzygnięcia losów Konrada, ani nie stanowi spójnej całości z kolejną częścią utworu.
Akt 1 (będący zarazem jedynym i ostatnim aktem utworu) kończy scena IX, która ma miejsce na cmentarzu w noc Dziadów. Spotykamy tu Guślarza i Kobietę. Obserwują z ukrycia w pieniu drzewa, jak z grobów wstają duchy zmarłych. Guślarz widzi „świeżego trupa” – zmarłego Doktora, którego grzechem było umiłowanie pieniędzy. Teraz stopione srebro i złoto pali jego ciało. Następnie Guślarz widzi ducha Bajkowa (którego Ksiądz Piotr także przepowiadał śmierć) wabionego przez czarta w postaci dziewicy. Ciało zjawy wypełniają i zjadają gady, po czym rozszarpuje je na drobne kawałki chmara psów. Ciało zbiera się z powrotem w całość i znów cała historia się powtarza.
Słychać zakończenie obrządku Dziadów, odbywającego się w kaplicy, ale duch ukochanego Kobiety nie przychodzi, wzywany przez Guślarza po imieniu. Nagle jednak widać ducha, na którego czekała Kobieta. Ma zranioną pierś, a ciosy ugodziły także duszę nieszczęśnika. Widać też niewielką ranę na jego czole. Z przypisów dowiadujemy się, że duch nie przychodził, ponieważ zmienił imię (z Gustawa na Konrada), a rana na czole wynika z wyrzeczenia się Boga przez Konrada.
Po tej scenie Mickiewicz zamieścił Ustęp, w formie poematu, w którym poeta opisuje drogę do Rosji i Petersburga. W końcowej części pt. Oleszkiewicz, grupa młodych podróżników zauważa nad brzegiem rzeki Newy człowieka, który świeci latarką po wodzie i coś notuje. Określają go jako Guślarza lub malarza. Jeden z podróżnych obserwuje malarza, który idzie w stronę placu. Zatrzymuje się przy stosie kamieni i ze wzniesioną ręką, obserwując okno cara, wygłasza wieszczy monolog. Ostrzega cara przed karą za jego tyrańską władzę:
„Jeszcze Bóg łaskaw posłał na cię ducha,
On cię w przeczuciach ostrzega o karze”.
Mówi, że pierwsi karę poniosą jego poddani, a także ci, którzy nie zawinili. Przewiduje carski upadek i przepowiada wolność dla Polski:
„Już! – jeszcze jeden, jeden łańcuch trzyma –
Wkrótce rozkują; - słyszę młotów kucie…”.
Po Ustępie znalazł się jeszcze wiersz Do przyjaciół Moskali, w którym poeta wspomina Rylejewa i Bestużewa, którzy powstali przeciw carowi, ponosząc za to gorzką karę (pamiętajmy, że w 1829 r. Mickiewicz zdołał uciec z rosyjskiego zesłania, dzięki przychylnym mu Rosjanom). Poeta nie mierzy wszystkich Moskali jedną miarą, wyrażając w wierszu niechęć do tych, którzy ulegli władzy cara i się mu podporządkowali.
Kto ginie rażony piorunem w dramacie Dziady cz. III?
W Dziadach cz.3 od uderzenia piorunem ginie Doktor, jego śmierć zostaje wcześniej przepowiedziana przez Księdza Piotra. Wiemy to z informacji umieszczonej między sceną VIII i IX.
Akcja ma miejsce w Wilnie w domu Senatora, gdzie trwa spotkanie towarzyskie i bal. W trakcie rozmowy okazuje się, że Ksiądz Piotr powiedział Pani Rollinsonowej, że jej syn żyje, siedzi w więzieniu i prosi o wizytę księdza, którego nie chcą do niego wpuścić. Nie podoba się to Senatorowi, który go więzi. Doktor jest w komitywie z Senatorem. Mówi, że Rollinson jest chory na płuca i potrzebuje otwartego okna, pomimo tego, że chce sobie odebrać życie. Senatorowi życie młodzieńca jest obojętne. Dochodzi do słownej utarczki między Księdzem a Senatorem, w którą wtrąca się Doktor, obrażając Księdza. Na to Ksiądz Piotr odpowiada mu, że:
„Ach, bracie, tą złą radą tyś sam się już dobił.
Dziś ty staniesz przed Bogiem”.
Dalej Doktor próbuje przypodobać się Senatorowi i okazuje się, że szpiegował innych, dbając o dobro cesarza (co stawia go w złym świetle, bo po stronie zaborcy). Wreszcie Doktor wychodzi i zaczyna się bal. Po niedługim czasie słychać krzyki, oznajmujące, że Doktora zabił piorun, który trafił w srebrne ruble na biurku, które leżały przy głowie Doktora (jako symbol chciwości zmarłego).
Co ciekawe, ponoć pierwowzorem Doktora był August Bécu – ojczym Juliusza Słowackiego, który zginął także od porażenia piorunem kulistym w swoim mieszkaniu w Wilnie
Kto przybywa najdłużej w więźniu w dramacie Dziady cz. III?
Już na początku Dziadów cz.III poznajemy wśród więźniów Tomasza. To więzień o najdłuższym stażu. Jak mówi Frejend:
„On nas tu wszystkich przyjął i wyjdzie ostatni,
Wie o wszystkich, kto przybył, skąd przybył i kiedy”.
Tomasz twierdzi, że po przyjeździe Nowosilcowa do Warszawy, Rosjanie będą aresztować, kogo im się podoba, nie szukając nawet faktycznej winy. Mówi też o konieczności poświecenia się i wybrania tych, którzy pójdą na śmierć, nie mając do stracenia bliskich:
„Został nam jeszcze środek smutny – lecz jedyny:
Kilku z nas poświecimy wrogom na ofiary
I ci na siebie muszą przyjąć wszystkich winy.
Mam obowiązek cierpieć za was, przyjaciele;
Dodajcie mi wybranych jeszcze kilku braci,
Z takich, co są sieroty, starsi, nieżonaci”.
Tomasz sam siebie wyznacza na jednego z tych, którzy się poświecą i dla dobra ojczyzny oraz rodaków jest gotów oddać swoje życie.
Kto opowiada o wywózkach na Sybir w dramacie Dziady cz. III?
O wywózkach na Sybir w Dziadach cz. III opowiada Jan Sobolewski – jeden ze współwięźniów, których poznajemy w scenie 1 aktu 1. Więźniowie wychodzą na korytarz i rozmawiają. Pytają Jana o nowiny, na co ten opowiada im o wywózce na Sybir dwudziestu kibitek (wozów) studentów ze Żmudzi. Opisuje, jak wszyscy wbiegli z kościoła, aby zobaczyć, co się dzieje. Car przejeżdżał przy dźwięku wojskowych bębnów, uśmiechając się do tłumu, podczas gdy wśród zakutych w kajdany więźniów były nawet dzieci z poranionymi nogami. Opowiada o bezlitosnych żołnierzach, tłukących więźniów kijami. Samego cara porównuje do szatana.
Mickiewicz pokazuje w tej scenie obraz narodu zniewolonego i zastraszonego przez tyrana. Dosadne opisy podkreślają rangę cierpienia narodu, tworząc wymowne tło do późniejszej improwizacji Konrada.
Gdzie człowiek może szukać wiedzy? Odpowiedz na podstawie dramatu Dziady cz. III.
Mickiewicz stworzył w Dziadach cz. III bohatera romantycznego, który wiedzy nie szuka w księgach i naukowych twierdzeniach. Oto najwyższą wartością jest dla niego czucie, czemu Konrad daje wyraz w Wielkiej Improwizacji:
„Nie bronią – broń broń odbije,
Nie pieśniami – długo rosną,
Nie nauką – prędko gnije,
Nie cudami – to zbyt głośno.
Chcę czuciem rządzić, które jest we mnie;
Rządzić jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie (…)”
Wiedza nie płynie także od Boga, przeciw któremu autor prawdziwie bluźni. Należy tu również pamiętać, o szczególnej wartości widzeń i proroctw, jakie odnajdujemy w trzeciej części Dziadów (ewidentnie spełnionym jest choćby śmierć Doktora, przepowiedziana przez Księdza Piotra). Właśnie dlatego symboliczną wiedzą, stają się także pozostałe wizje Polski w roli zmartwychwstałego Mesjasza czy klęski cara przepowiedzianej w ostatnich wersach Ustępu.
Według poety człowiek powinien kierować się w życiu przeczuciami i sercem. Niezwykle ważna była dla niego „wiara we wpływ świata niewidzialnego, duchowego na sferę myśli i działań ludzkich” (pisze o tym we wstępie do francuskiego przekładu Dziadów w 1834 r.). Właśnie tę wiarę odnajdujemy w Dziadach cz. 3 i to ona powinna przekuwać się na wiedzę oraz późniejsze działania.
W jaki sposób Dziady cz. III i Kordian wiążą się z wydarzeniami z historii Polski?
Obydwa utwory obrazują faktyczne wydarzenia związane z zaborami i walką o niepodległość Polski.
W Dziadach cz. III Mickiewicz bardzo wyraźnie przedstawił sytuację Polski pod zaborem rosyjskim, pokazując cały wachlarz zła, płynący spod ręki cara. Znajdziemy tu zatem opisy więziennych cel, w których osadzani byli gnębieni Polacy, a także okrutne sceny wywózek na Sybir, opisywane przez Jana:
„Widziałem ich: - za każdym z bagnetem szły warty,
Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci
Z ogolonymi głowami; - na nogach okuci.
Biedne chłopcy! – najmłodszy, dziesięć lat, nieboże,
Skarżył się, że łańcucha podźwignąć nie może;
I pokazywał nogę skrwawioną i nagą”.
W scenie „Salon warszawki” poeta pokazuje zobojętnienie Senatora, a także Polaków, którzy sprzedali się na carskie rozkazy. Nie interesuje ich cierpienie i los pojmanych więźniów. Ponadto Mickiewicz ustami Konrada w „Wielkiej Improwizacji”, mówi o walce o niepodległość, a w ostatniej scenie pod oknem cara próbuje wlać w serca Polaków nadzieję na odzyskanie wolności przez ukochaną ojczyznę.
Podobnie Kordian Juliusza Słowackiego w swojej improwizacji na Górze Mont Blanc, ogłasza swoją gotowość do walki o ojczyznę, mówiąc:
„Ludy! Winkelried ożył!
Polska Winkelriedem narodów!”
Kordian planuje dokonać zamachu na cara, jednak gubi go strach i zostaje aresztowany. Zakończenie nie daje jasnej odpowiedzi czy Kordian został stracony, czy przeżył.
Dziady cz. III — czy jednostka może wpływać na losy świata?
W III części Dziadów Adam Mickiewicz przedstawił bohatera, który przekonany był o swojej wszechmocy. Konrad (bo o nim tu mowa) w „Wielkiej Improwizacji”, nie tylko pewien był, że może wpływać na losy świata, ale stawiał siebie nad samym Bogiem:
„Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,
Cóż Ty większego mogłeś zrobić – Boże?”
Jako jednostka wszechmocna mówi o swoim panowaniu nad wszelkimi zjawiskami. Konrad swoją rolę widzi bardzo szeroko, stawiając się nad największymi mędrcami, a tym samym mając siebie za wszechwiedzącego:
„Depcę was, wszyscy poeci,
Wszyscy mędrce i proroki,
Których wielbił świat szeroki”.
Jako jednostka wyjątkowa, Konrad widzi siebie w roli zbawcy ojczyzny opuszczonej przez Boga, z którą w pełni się utożsamia:
„Teraz duszą jam w moję ojczyznę wcielony;
Ciałem połknąłem jej duszę,
Ja i ojczyzna to jedno.
Nazywam się Milijon – bo za miliony
Kocham i cierpię katusze”.
Konrad prosi Boga o oddanie mu części swej władzy, po czym bluźni, mówiąc, że kto inny jest „ojcem świata”.
O ile Konrad w swojej improwizacji wydaje się absolutnie pewien swych mocy, to w finałowej scenie okazuje się, że uratowanie ojczyzny spod carskiej niewoli nie jest takie proste. Wprawdzie bohater pod postacią tajemniczego malarza dociera pod carskie okno i przepowiada upadek cara oraz jego poddanych, a tym samym uwolnienie Polski spod rosyjskiego panowania, to zobaczywszy, że ktoś go słucha, gasi świecę i znika w mroku:
„Już! – jeszcze jeden, jeden łańcuch trzyma –
Wkrótce rozkują; - słyszę młotów kucie…”
Okazuje się zatem, że przekonanie Konrada o jego wyjątkowości, jako jednostki i posiadanie wszechmocy, jest złudne. Finalnie bohater nie zdołał uratować ojczyzny zniewolonej przez carską dyktaturę, podobnie zresztą, jak klęskę poniosło powstanie listopadowe.
Dlaczego dziady były zakazane?
Dziady były słowiańską uroczystością mającą na celu kontakt z duchami zmarłych, toteż Kościół katolicki starał się tłumić rdzenne zwyczaje, narzucając własne. Zostały zakazane, choć i tak były potajemnie kultywowane w niektórych częściach Polski oraz w Rosji, na Białorusi czy Ukrainie.
Paradoksalnie utwór Dziady Adama Mickiewicza także został zakazany już wczasach współczesnych. Cenzura związana była z wybitnym spektaklem w Teatrze Narodowym w Warszawie, gdzie 25.11.1967 roku miała miejsce premiera Dziadów w reżyserii Dejmka, z Gustawem Holoubkiem w roli Konrada. Mistrzowska gra poruszyła serca widzów i wzbudzała ogromne emocje, które ówczesne władze komunistyczne odczytywały jako „antyrosyjskie” i „religianckie”. Największe owacje na widowni zbierały faktycznie sceny wymierzone w cara, co nie umknęło uwadze rządzących, będących wówczas pod silnym wpływem ZSRR. Zaczęto naciskać na władze teatru, aby sztuka grana była jak najrzadziej, a wreszcie na początku 1968 roku kazano zdjąć ją z afiszy, co zapoczątkowało falę protestów i tragiczne wydarzenia marca`68.
Co ciekawe, wśród najnowszych wydarzeń można znaleźć także próbę zakazu wyjść szkół na inscenizację Dziadów, graną na deskach Teatru im. Juliusz Słowackiego w Krakowie. Taką rekomendację zaleciła Małopolska Kurator Oświaty w listopadzie 2021 roku, uznając, że interpretacja reżyser Mai Kleczewskiej jest niezgodna z Prawem Oświatowym. Największe kontrowersje tym razem wiążą się z obsadzeniem w roli Konrada — kobiety.
Gdzie i jak obchodzono obrzęd dziadów?
Obrzęd dziadów to stary zwyczaj słowiański obchodzony nie tylko na terenie Polski, ale także za wschodnią granicą: w Rosji, na Białorusi czy Ukrainie. Odbywał się pomimo zakazów nie tylko w cmentarnych kaplicach, ale także w domach i w miejscach położonych w okolicy cmentarza, niekiedy nawet na grobach. Dziady świętowano jesienią w noc zaduszną, a także na wiosnę. Rytuał nazywany był także ucztą kozła — prowadzony przez Koźlarza polegał na zabiciu kozła i wspólnej uczcie. W trakcie biesiady jedzenie, które spadło ze stołu, przeznaczone było dla duchów. Obrzęd miał na celu nawiązanie kontaktu z duchami, wskazanie im właściwej drogi i nakarmienie ich, by nie straszyły żywych, a nade wszystko były próbą „przekupienia” duchów i zapracowania sobie na ich przychylność.
Podczas Dziadów palono ogień, aby z jednej strony odgonić duchy samobójców i osób, które zginęły nagłą śmiercią, a z drugiej, by wskazać drogę i dać możliwość ogrzania dobrym duszom. Prawdopodobnie palenie zniczy na grobach znajduje swoje korzenie właśnie w tym zwyczaju.
Słynne dzieło Mickiewicza o wymownym tytule Dziady odnosi się do tego starego obrzędu. Co ciekawe, wiele wskazuje na to, że poeta znał ten obrządek z autopsji i w swoich utworach wykorzystywał autentyczne zaklęcia.
Dziady drezdeńskie i wileńsko-kowieńskie – różnice, etymologia nazwy
Dziady drezdeńskie i wileńsko-kowieńskie odnoszą się do miejsc, w których Mickiewicz tworzył swoje dzieła.
Jako pierwsza powstała część 2 Dziadów pisana w latach 1820-21. Następnie w latach 1821-22 powstały Dziady część 4. Właśnie w tym czasie Mickiewicz przebywał w Wilnie, a potem w Kownie, gdzie był nauczycielem w szkole, dlatego zarówno cz. 2, jak i cz. 4 nazwiemy Dziadami wileńsko-kowieńskimi.
Należy pamiętać, że chodzi tu nie tylko o same Dziady, ale o cały okres w twórczości poety mieszczący się w latach 1816-23. W tym czasie powstają słynne utwory, takie jak Oda do młodości, Ballady i romanse czy Grażyna.
Kolejny etap twórczości Mickiewicza zaczyna się w 1823 roku i związany jest z więzieniem i zesłaniem poety do Rosji. Tu, okres rosyjski przynosi kolejne dzieła: Sonety Odeskie, Sonety Krymskie i Konrada Wallenroda.
W 1830 r. poecie udaje się dostać do Polski, a po klęsce powstania listopadowego zaczyna emigrację i etap drezdeński. To wtedy powstają Dziady cz. III, nazywa analogicznie Dziadami drezdeńskimi.
Ostatni okres twórczości przypada na emigrację we Francji, stąd etap ten nazywany jest okresem paryskim. Wówczas poeta tworzy Pana Tadeusza i Liryki lozańskie.