Kamienie na szaniec - streszczenie szczegółowe
Rozdział I – Słoneczne dni
Przed wybuchem II wojny światowej w Warszawie zawiązuje się środowisko harcerskie. Tworzą je przede wszystkim młodzi ludzie, którzy wnosili do harcerstwa całą swoją energię, żywiołowość, ale i gotowość pracy. Harcerze bardzo często organizowali różnego rodzaju wyprawy, w tym wyjazdy w góry na narty zimą, latem z kolei dominowały biwaki w lesie, chętnie spędzano czas także na spływach kajakowych. Takich harcerskich grup było wiele. Do „Buków” natomiast należeli główni bohaterowie dalszej opowieści, czyli Alek, Rudy i Zośka. Ich wodzem był harcmistrz Leszek Domański. Chłopcy nadali mu przydomek Zeus. Leszek był od nich starszy, choć 8 lat to nie była zastraszająca różnica. Pracował już jednak jako nauczyciel geografii, był także wychowawcą klasy. Chłopcy traktowali go z szacunkiem, darzyli go także ogromną sympatią, podobnie jak uczniowie bardzo cenionego Gimnazjum i Liceum im. Króla Stefana Batorego, gdzie Leszek pracował od dwóch lat. Zeus był zaangażowanym opiekunem. Z Alkiem wspólnie często wychodzili do kina, które obaj uwielbiali. Leszek zapraszał czasami chłopców także do swojego domu, gdzie wspólnie prowadzili długie dyskusje.
Przełomem był rok 1939, a właściwie koniec lata i początek jesieni. Chłopcy zdali maturę i w czerwcu zgodnie z planem ruszyli na kilka dni w Beskidy Śląskie. Wędrówka po górach dawała wymarzone wytchnienie. Starali się jednak nie ociągać, aby zobaczyć jak najwięcej miejsc. Nocowali w Ośrodku Harcerskim, ale zdarzało im się także biwakować w lesie. Wtedy też wieczory spędzali wspólnie przy ognisku, debatowali, prowadzili zażarte spory. To była piękna wyprawa, która na długo pozostała w ich pamięci.
Rozdział II – W burzy i we mgle
W 1939 roku wybuchła jednak także wojna. Niemcy zaatakowali Polskę, co dla mieszkańców kraju było ogromnym szokiem. 6 września po apelu radiowym Zeus zarządził wędrówkę na wschód. Miała ona pozwolić choć na chwilę oderwać chłopaków od zbliżającego się niebezpieczeństwa. W wyprawie wzięła udział oczywiście także 23. Drużyna „Buków”. O ile z początku wszystko wydawało się normalne, o tyle konieczność wędrówki bocznymi drogami i chronienie się przed niemieckimi nalotami wprowadziła chłopów w konsternację – rozumieli co się dzieje, nie wiedzieli jednak, dlaczego w takiej sytuacji nikt nie przydzielił im zadań do wykonania. Przestali śpiewać, szli w skupieniu, w ciszy podejmując decyzję o walce.
Chłopcy widzieli jak pod Wielkim Dębem Niemcy zbombardowali pociąg z uchodźcami. Dotarło do nich, co to będzie za wojna. Chłopcy jako pierwsi rzucili się do pomocy rannym, część zmusiła przejeżdżające ciężarówki do zatrzymania się i transportu rannych. To była pierwsza ich wspólna akcja.
Po udzieleniu pomocy wyruszyli dalej, ale kiedy we Włodawie dowiedzieli się, że zbliżają się Niemcy, a Sowieci idą w kierunku zachodu, Zeus podjął decyzję, że wracają do Warszawy. Stolicę zastali już zbombardowaną, z barykadami na ulicach, bez wody, światła, gazu. Wszędzie byli Niemcy, pojawiło się już także gestapo. Warszawa skapitulowała.
Dwa tygodnie później do domu Alka przyszło gestapo, zabrało jego ojca jako działacza i kierownika fabryki. Chłopak przyrzekł, że nie zje słodyczy dopóki ojca nie wypuszczą. Dotrzymał obietnicy do 1940 roku, kiedy to ojca rozstrzelano w Palmirach. Bardzo mocno to wpłynęło na Alka, który postanowił walczyć zgodnie z hasłem II RP: „Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo”.
Alek z Zeusem prowadził długie dyskusje dotyczące możliwej walki z okupantem. Zośka 15 października 1939 roku przyniósł pierwsze tajne pisemko „Polski Ludowej”. To zainspirowało resztę do dalszej działalności. Hasła wzywające do walki z okupantem mocno korespondowały z ich własnym nastawieniem.
Pismo wydawała grupa młodzieży „Plan” (Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa). Zośka znał jednego z ich założycieli, także instruktora harcerskiego – Jana Dąbrowskiego. Tak zrodził się pomysł współpracy między „Planem” a „Bukami”. Alek, Zośka, Rudy i Zeus dołączyli do „Planu”. Dwa razy w tygodniu powielali i rozdawali pismo „Polski Ludowej”. Złożyli też przysięgę o walce na śmierć i życie z okupantem.
Zośka, Alek i Rudy należeli do grup odpowiedzialnych za propagandę uliczną, rozwieszali więc małe karteczki na plakatach niemieckich. Chodziło o to, by ośmieszyć okupanta, a tym samym dać ludziom choć trochę nadziei. Pierwsze takie nalepki wymyślili Rudy z kolegą Jerzym Masiukiewiczem „Małym”.
W tym samym czasie w Warszawie na nowo zaczęły działać dancingi. Bogacze bawili się w nich, nie zwracając uwagi, co rzeczywiście się wokół nich dzieje. Już w grudniu pierwszego roku okupacji „Buki” zaczęły coś z tym robić. Do słynnej „Adrii” wrzucono gaz wywołujący wymioty. Po tej akcji drogi „Buków” i „Planu” się rozeszły, bo ten drugi miał ambicje polityczno-partyjne. Decyzja Zeusa okazała się dobra, bo już na początku 1940 roku doszło do wielkiej wsypy w „Planie”, która doprowadziła do aresztowania przez gestapo kilkudziesięciu osób, a także ich rodzin.
Alek, Rudy i Zośka cały czas szukali swojego miejsca w podziemiu, ale nie było to proste, bo Służba Zwycięstwu Polski była tak zakonspirowana, że nie dało się do niej dotrzeć. W końcu chłopcy musieli się zająć pracą zarobkową, bo w domach brakowało pieniędzy i wszędzie zaczynała panować bieda. Najpierw pracowali jako szklarze-amatorzy, bardzo potrzebni w Warszawie, która po nalotach została pozbawiona tysięcy okien. Po zimowym sezonie Rudy zajął się udzielaniem korepetycji (szkoły były zamknięte). Zośka był szklarzem, a po sezonie otworzył fabrykę marmolady. Alek uruchomił jedną z pierwszych warszawskich riksz (czyli rower połączony z wózkiem, który pozwalał przewozić innych). Pomagał mu w tym Mały. Interes świetnie działał, bo większość tramwajów nadal nie została przywrócona, a ludzie potrzebowali się przemieszczać. Interes skończył się latem, kiedy unoszący się podczas jazdy kurz był trudny do zaakceptowania.
Alek został wtedy drwalem. Pracując w podwarszawskiej miejscowości, razem z Jędrkiem Makulskim odkrył w lesie ukryty skład broni maszynowej. Była to najprawdopodobniej broń schowana przez rozbity oddział. Chłopcy chcieli zgłosić znalezisko, ale nie mieli dojść do organizacji wojskowej. Dbali jednak przez długie miesiące o tę broń: czyścili, impregnowali i dokładali na miejsce.
Po kilku miesiącach otrzymali pierwszą pracę na rzecz podziemia. Pracowali w komórce więziennej jako kurierzy, którzy roznosili grypsy z więzienia do adresatów. W ten sposób pracowali od marca do czerwca 1940 roku. Praca była nudna, ale dawała poczucie odpowiedzialności i sprawstwa. Między 1940 a 1941 rokiem zespół „Buków” mocno postawił na samokształcenie. Był to wyraz oporu wobec brutalnej rzeczywistości ich otaczającej. Chłopcy spotykali się na tzw. „tajnych kompletach”, sami zadawali sobie tematy do zgłębienia. Potem zaczęli naukę w Szkole Budowy Maszyn im. Wawelberga. Pracowali zarobkowo, podejmowali różne place zlecone przez komórki podziemne.
Swoje miejsce w podziemiu znaleźli w marcu 1941 roku. Dołączyli do akcji małego sabotażu. Prowadziła je organizacja podziemna Wawer. Był to sposób otwartej walki z okupantem. Chodziło przede wszystkim o oddziaływanie na jak najszersze masy narodu polskiego i uniemożliwienie tego okupantom. Do organizacji podziemnej nie dołączył Zeus, ponieważ otrzymał wcześniej rozkaz pracy z harcerstwem wileńskim. Wyruszył tam i zaginął. Chłopcy o nim nie zapomnieli, często odwiedzali jego matkę, czekającą na syna.
Rozdział III – W służbie małego sabotażu
Podczas pierwszego spotkania z komendantem „Wawra” chłopcy dowiedzieli się, że najważniejsze to dobre przygotowanie do akcji i odwaga. Kiedy otrzymali rozkaz, chłopcy mieli samodzielnie opracować plan, wybrać metodę do przeprowadzenia sabotażu. Tutaj komendant niczego nie narzucał. Pierwszym zadaniem był akcja fotograficzna: chodziło o interwencję w zakładach, które w ramach swojej promocji wystawiały w oknach zajęcia niemieckich żołnierzy w mundurach. Chłopcy postanowili, że w ramach sabotażu wybite zostaną w nich okna. Nie było to jednak proste, ponieważ większość tych punktów była zlokalizowana przy głównych ulicach, a tam z kolei pełno było Niemców. Ostatecznie zadanie wykonał Alek, który z rana pojechał na Marszałkowską z kieszeniami wypchanymi żelaznymi śrubami. Zbił aż cztery fotograficzne witryny i bezpiecznie uciekł. Przez kolejne miesiące „Buki” powtarzały operację, doprowadzając do zniknięcia niemieckich zdjęć z witryn.
Następna była akcja kinowa, zniechęcająca do odwiedzania kin z niemieckimi filmami propagandowymi. „Buki” zaczęły pisać na murach „Tylko świnie siedzą w kinie”. Rudy na ulicy Rakowieckiej napisał slogan, a potem narysował dwie duże świnie siedzące w krzesłach. Później zagazowywano również kina. Niemcy oczywiście próbowali polować na sabotażystów. Niestety ta akcja się nie powiodła, a ludzie dalej chodzili do kin.
Kolejna była akcja Paprocki. Chodziło o słynnego restauratora, który ogłaszał, że prenumeruje niemieckie pisma. Członkowie Małego Sabotażu zaplanowali akcję nękania na każdy dzień tygodnia. Najpierw go uprzedzili, aby przestał się ogłaszać, następnie wybili okna, potem roznosili nalepki informujące, że Paprocki po niskiej cenie sprzedaje słoninę i węgiel. W końcu na drzwiach restauracji przykleili jego nekrolog. Paprocki uległ po dwóch tygodniach.
Akcja „sklepy mięsne” wymierzona była w sklepy wyłącznie dla Niemców pełne wędlin i innych przysmaków, o których zapomnieć mogli Polacy. Chłopcy postanowili rozpylić gaz także i w tym pomieszczeniu, gdzie tłoczyli się właśnie Niemcy czekający na możliwość zrobienia zakupów. Chłopcy zrywali także niemieckie flagi z urzędów i budynków takich PKO czy Zachęta.
Zośka został w „Wawrze” komendantem jednego z rejonów Małego Sabotażu. Warszawa została podzielona na 16 takich części. To z Zośki „Buki” brały przykład, to on bowiem wszystko planował, organizował, układał. Wyczyny Małego Sabotażu stały się głośne. Zośka kierował coraz większą grupą, a Rudy i Alek mieli mniejsze oddziały pod sobą. Do oddziału Alka trafił także Jędrek, z którym wspólnie znaleźli oddział amunicji.
Kolejną akcją była 3 Maja. Manifestowano poprzez malowanie kredą biało-czerwonych chorągiewek, uszyto także ogromne polskie flagi, które Alek ze swoim zespołem zarzucał na linie tramwajowe. Rudemu udało się z kolei przymocować je do latarni. Potem był 11 listopada, gdzie panowało hasło „Polska zwycięży” pisane na murach, chodnikach, drogowskazach.
W czerwcu 1942 roku razem z Zośką Radlewicz, komendant Wawra na Mokotowie przeprowadził akcję „zamanifestowania łączności kraju z jego emigracyjnym rządem”. Udało im się zdobyć 1000 egzemplarzy „Nowego Kuriera Warszawskiego” 27 czerwca. Wszystkie strony zostały ostemplowane znakiem Polski Walczącej i życzeniami imieninowymi dla dwóch Władysławów Sikorskiego (Wódz Naczelny) i Raczkiewicza (Prezydent).
Aresztowano Jacka Tabęckiego, przyjaciela Zośki, który zrywał niemieckie afisze. Najpierw przewieziono go na Pawiak, potem do Oświęcimia. Zośce nie udało się go wydostać. Ta historia zmusiła chłopców do zastanowienia się, jak działać, jeśli dojdzie do aresztowania. Podczas innej akcji chłopcy z Małego Sabotażu – Jędrek i Marian zostali zauważeni, jak zrywali flagę ze szpitala. Od siodełka roweru oderwał się numer. Rower należał do ich koleżanki Irki. Nieświadomi tego chłopcy poszli oddać rower. Pojawili się policjanci. Chłopcom udało się ostatecznie uciec, a Irka po kilku miesiącach wyszła z Pawiaka.
Najsłynniejszą akcją „Wawra” była tablica na pomniku Mikołaja Kopernika. Niemcy zostawili część napisu „Mikołajowi Kopernikowi – Rodacy”. W urodziny astronoma Alek zaczął odkręcać śruby tablicy przedstawiającej pierwotny napis. Udało mu się to, a mosiężną płytę chłopcy ukryli w swojej kryjówce. Niemcy byli wściekli, prasa na emigracji rozpisywała się o odwadze Polaków. Odwet Niemców polegał na demontażu pomnika Jana Kilińskiego. Alek za to na galerii napisał „Ludu Warszawy – jam tu Jan Kiliński”. Za to musiał uciekać z Warszawy, więc pojechał do swojej narzeczonej Basi, którą poznał na początku wojny.
Rudy z kolei wynalazł sposób na „stemplowanie” trupią czaszką niemieckich afiszy, rozpowszechniania znaku Kotwicy jako symbolu Polski Walczącej. To on także wymyślił specjalne „wieczne pióro”, dzięki któremu można było napisać naprawdę wielkimi literami. W ten sposób Rudy namalował kotwicę na Placu Unii Lubelskiej, zamieszkałej właściwie w 100% przez Niemców.
Zośka jako komendant zorganizował szkolenie żołnierskie dla całego hufca Szarych Szeregów. Wszystkich było około 100. Podzielono ich na 5-osobowe zespoły, które budowały rowy strzeleckie, przeprawiały się przez rzekę. To było przygotowanie do walki, która miała nadejść. Szkolenie to dało chłopcom wiarę.
Rozdział IV – Dywersja
W 1942 roku powołano „Kedyw”, a więc Kierownictwo Dywersji. W efekcie akcji było coraz więcej, były one coraz skuteczniejsze. Chłopcy z „Buków” zostali przeniesieni do Grup Szturmowych. Takich oddziałów było w Polsce niewiele i tylko one mogły prowadzić czynne akcje bojowe. Dywersanci mieli przełożonego w postaci kapitana Pługa, Oliwy i Jerzego. Możliwość przeprowadzania akcji poprzedzona była szkoleniem, które miało przygotować chłopców na bardzo różne ewentualności. Do pierwszej akcji wyznaczono Zośkę, Rudego i jeszcze paru innych chłopców. Chodziło o wysadzenie pociągu towarowego ze sprzętem wojskowym dla Niemców. Akcja była zaplanowana na sylwestra 1942/1943 w okolicach Kraśnika. Zośka tym razem był tylko obserwatorem. Cała akcja przebiegła spektakularnie. Tej samej nocy w Polsce kilkanaście innych zespołów wykonało analogiczne zadanie.
Kilkanaście dni później w stolicy odbyła się słynna łapanka. Wywieziono około 5000 kobiet i mężczyzn do obozu w Majdanku. Był to odwet. Alek tego dnia wyszedł z domu, kompletnie nie spodziewając się, co może się stać. Miał w kieszeni plik konspiracyjnych papierów. Nagle pojawili się gestapowcy wyłapujący przechodniów. Wśród nich był Alek. Na szczęście Alka ominęła rewizja osobista. Ludzi załadowano na samochody. W trakcie jazdy Alek wepchnął bibułę w szczelinę podłogi tak, że chwile później papiery spadły na jezdnię. Przewieziono go na Pawiak. Próbował ucieczki i w końcu mu się to udało. Bez żadnych dokumentów wsiadł do tramwaju i pojechał do Zośki. Tam spotkał Rudego, który także tego samego dnia uciekł Niemcom.
Następne zadanie „Buków” polegało na rozbrajaniu Niemców. Pewnego dnia, podczas zimy Rudy stał na chodniku, ubezpieczał go z tyłu jego oddział. Kiedy wyszedł na niego niemiecki oficer, Rudy wyciągnął broń i poinformował, że za bycie esesmanem musi zginąć. Zastrzelił Niemca. Nikt z przechodniów nie zareagował.
Następne zadanie polegało na ewakuacji rzeczy i materiałów podziemia z czynszowej kamienicy. Był luty 1943, chłopcy obstawiali wszystkie mieszkania w kamienicy na Brackiej, aby żaden z lokatorów nie zobaczył, co się dzieje i nie zawiadomił policji. Niestety zrobił to ktoś z drugiej kamienicy. Pojawiła się policja, którą Rudy wpuścił, a następnie rozbroił. Za nią jednak przyszedł oddział Werkschutzów. Ci po wpuszczeniu nie chcieli oddać broni, więc rozpętała się strzelanina. Mężczyźni zginęli, ale zdążyli jeszcze postrzelić Rudego w udo. Na pomoc ruszył Zośka, który wyprowadził Rudego, wsadził go do pierwszego samochodu i grożąc pistoletem kazał jechać. Na czatach został tylko Alek. Kiedy wszystko się skończyło, miał już odchodzić. Właśnie wtedy pojawił się patrol niemieckiej policji, a dom został otoczony. Rudego obejrzał chirurg, który uspokoił Zośkę, że wszystko będzie dobrze. Następnego dnia Zośka natrafił na nazwisko chirurga na liście donosicieli gestapo. Na szczęście okazało się, że alarm był fałszywy.
Rozdział V – Pod Arsenałem
W marcu 1943 roku do Heńka, przyjaciela Rudego, przyszło gestapo. Aresztowali chłopaka, a dodatkowo znaleźli u niego nazwisko i adres Rudego. 22 marca Rudy i Zośka kończyli przygotowania do przeniesienia magazynu materiałów wybuchowych. Wieczorem rozeszli się do domu. Następnego dnia nad ranem, o 4.30 do domu Rudego weszło gestapo. Przeprowadzono rewizję, aresztowano Rudego i jego ojca. Na Pawiaku natychmiast zaczęły się przesłuchania Rudego. Gestapowcy byli bowiem pewni, że mają ono jedno z najważniejszych ogniw dywersji, chcieli więc uzyskać całą możliwą wiedzę: o magazynach, planowanych akcjach, pozostałych członkach. Chłopak milczał, więc zaczęto go bić. Chłopak specjalnie ustawiał się tak, żeby bili w nogę, aby nie zdążyli się zorientować, że ma ranę po niedawnym postrzale. Noga szybko zaczęła krwawić, ale dzięki temu Rudy ukrył dowód dywersyjnej działalności. Podał jedno nazwisko – kolegi, który zmarł w obozie w Oświęcimiu. Kiedy to odkryto, gestapowcy wpadli w jeszcze większy szał. Bito go cały czas i do tego bardzo brutalnie. W końcu złamano mu kij na głowie. Wożono go z Pawiaka na Szucha. Badanie, czyli bicie, odbywało się bowiem właśnie tam. Katowano go, stemplując mu ogoloną twarz pieczęcią z kotwicą, którą u niego znaleziono. Kiedy odwieziono go na Pawiak Rudy był w fatalnym stanie zdrowotnym. Zajęli się nim inni więźniowie na czele z ojcem. Następnego dnia przeniesiono go do szpitala. Bo był już w krytycznym stanie. Mimo to kilka godzin później znów zabrano go na Szucha. Katowano go nawet na leżąco. Badania powtarzano codziennie, w końcu spróbowano konfrontacji z Heńkiem, ale i wtedy Rudy nie chciał się przyznać. Gestapowcy zapowiedzieli Heńkowi, że następnym razem zaczną bić Rudego na śmierć.
Wieść o aresztowaniu Rudego wstrząsnęła wszystkimi. Nie byli w stanie pogodzić się z tym, że przyjaciel jest katowany. Zośka zdecydował, że jak najszybciej trzeba Rudego odbić z rąk gestapo. Najpierw musieli jednak wypełnić narzucone im zadania. Pracowali tytanicznie, aby jak najszybciej móc zająć się sprawą Rudego. Zośka miał kolegę – Wesołego, który jako akwizytor od „Wedla” mówił biegle po niemiecku i dostał się do gestapo. Otrzymał więc zadanie, aby ustalić, jaką trasą, kiedy Rudy jest przewożony z Pawiaka na Szucha. Zośka musiał jeszcze uzyskać zgodę Kedywu i Naczelnika Szarych Szeregów. Nie było to proste, ale chłopak się nie poddawał. Kiedy wszystko było gotowe, przyszedł niestety rozkaz odwołania akcji. Z bólem serca Zośka go wykonał. Dwa dni później przyszła informacja o nowym transporcie Rudego, kierownictwo też zgodziło się na akcję.
Karetka więzienna z Rudym miała jechać ulicą Bielańską około 17. Akcją dowodził Stefan Orsza. Walczył oddział Zośki. Chwilę przed przejazdem więźniarki pojawił się policjant, który nie chciał się cofnąć. Zośka zdążył go zastrzelić, ale kierowca więźniarki zauważył trupa i zamiast w Nalewki skręcił w Długą. Karetkę obrzucono butelkami z benzyną. Z samochodu wypadło dwóch gestapowców. Przybiegł oficer SS. Tego ostatniego zastrzelił Alek, zginął także jeden gestapowiec, drugi jednak uciekł za więźniarkę, w końcu jednak dosięgła go kula. Alek otworzył tył karetki, więźniowie zaczęli uciekać, nie patrząc na leżącego na noszach. Rudy wydostał się jako ostatni, to on leżał na noszach. Koledzy go nie poznali, ale w końcu chwycili za ramiona i odjechali.
Poszczególne grupy całej akcji uciekały różnymi ulicami. Alek ze swoją grupą również. Niestety trafił na wychodzących z biura niemieckich urzędników, którzy zobaczywszy Polaków z pistoletami, natychmiast zaczęli do nich strzelać. Jeden trafił Alka w brzuch. Alek mimo utraty sił dalej dowodził swoimi ludźmi. Część popędziła dalej. W końcu zatrzymali auto, zabrali rannego Alkach. Goniła ich niemiecka ciężarówka. Alek chcąc chronić swoich towarzyszy, rzucił jeszcze resztą sił granat pod ciężarówkę. Alek nie był świadom, jak ciężko ranny jest. Nie było dla niego nadziei. Był jednak szczęśliwy z powodu uwolnienia Rudego. Nie zdawał sobie sprawy, w jak ciężkim obaj są stanie. Nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć. Rudy przed śmiercią dużo rozmawiał z Zośką, recytował „Testament mój” Słowackiego. Odszedł tego samego dnia, co Alek.
Młodzi nie byli w stanie odpuścić gestapowcom tego, co zrobili Rudemu. Ten przed śmiercią zdążył im o tym opowiedzieć. Kierownictwo Walki Konspiracyjnej wydało rozkaz likwidacji gestapowców, którzy przesłuchiwali Rudego. W dzień jego imienin chłopcy zastrzelili na ulicy Schultza – gestapowca kierującego badaniami Rudego. Po trzech tygodniach wykonano wyrok na gestapowcu Lange. Przy obu pozostawiono listy mówiące o metodach badania na Szucha.
Rozdział VI – Celestynów
Zośka bardzo źle zniósł śmierć Alka i Rudego. Bardzo za nimi tęsknił. Ojciec podsunął mu, aby spisał wspomnienia o Rudym. W tym czasie Niemcy przeszli do likwidacji warszawskiego getta. Chłopcy pomagali walczącym powstańcom, jak tylko mogli.
Zośka wyjechał z rodziną na wieś. Hania, jego siostra, widząc, jak Zośka cierpi to ogromnie się o niego martwiła. Zachęcała więc go do wspólnych wspomnień o poległych przyjaciołach, aby pomóc mu przepracować stratę. Wspomnienia o Rudym, Zośka spisał i zatytułował „Kamienie rzucane na szaniec”. Kiedy wrócił do Warszawy, okazało się, że nadal nie przepracował straty po Rudym i Alku. Cały czas zastanawiał się, czy coś mógł zrobić lepiej. Odprawiono mszę za duszę Alka i Rudego. Wiosną poinformowano, że Alek otrzymał pośmiertnie „Krzyż Virtuti Militari”, a Rudy – „Krzyż Walecznych po raz pierwszy”. To samo odznaczenie otrzymał również Zośka i paru jego kolegów.
W maju Zośka dostał zadanie przygotowania akcji odbicia więźniów z transportu. Chodziło o więźniów przewożonych z Majdanka do Oświęcimia. Zośka bardzo mocno się zaangażował. Kapitan Pług pojechał z całą grupą na akcję, ale miał być tylko obserwatorem. Zośka po raz pierwszy dowodził sam tak dużą akcją. Nie obyło się bez niespodzianek, ale ostatecznie udało się uwolnić 49 osób. Cała akcja trwała mniej niż dwie minuty. Nikt nie zginął, był tylko jeden ranny. Zośka zastanawiał się jednak, dlaczego pociąg Wehrmachtu, który był na miejscu, ale nie otworzył ognia. Akcja w Celestynowie sprawiła, że Zośka zyskał bardzo dobrą opinię. Traktowano go już jak oficera, mimo że oficjalnie jeszcze nim nie był.
Rozdział VII – Wielka Gra
Grupy Szturmowe dalej działały. Chętnie przemieszczały się samochodami marki Ford. Kiedyś na Targówku mieli zarekwirować środki wybuchowe, ale przez pomyłkę wzięli beczki z czerwoną farbą, która oblała samochód, na szczęście ochrzczony jako Czerwony Ford. Zośka uczestniczył m.in. w akcji pod Czarnocinem, gdzie miał wysadzić pociąg i most, którym dostarczano broń na front wschodni. Niestety niezależnie od tego, jak dobrze zespół był przygotowany, prześladował go pech. Nie inaczej było tutaj: natknęli się na patrol żandarmerii niemieckiej, który potem ich ścigał. W akcji bohatersko zginął m.in. Oracz - Tadeusz Mirowski. Chłopcy jednak wzięli się w garść i wyruszyli pod Czarnocin. Nie udało się jednak wszystkiego przygotować na czas. Nie wysadzono też mostu. W drodze powrotnej auto Zośki dachowało. Część grupy musiała iść pieszo. Niestety znalazł ich niemiecki patrol, który zabił chłopaków. Z obławy przeżył tylko jeden z nich. Zośka zmusił po wszystkim cały swój zespół do dogłębnej analizy. W tamtym czasie każdy błąd, nawet drobny, mógł bowiem kosztować życie.
Zośka pewnego dnia szedł na grób Oracza z panem Jankiem – przyjacielem z czasów służby w komórce więziennej. Zatrzymał ich patrol policji. Niestety, kiedy Zośka odwijał bukiet kwiatów z papieru, wypadła mu kartka z danymi do fałszywej karty rozpoznawczej. Miał ją, ponieważ planował się później spotkać z łącznikiem. Jacka puszczono, ale Zośkę zabrano na Szucha. Na szczęście wykorzystał on chwilę nieuwagi żandarmów i zjadł dowód swojej konspiracji. Jacek doniósł przyjaciołom, co się stało. Na szczęście z pomocą w uwolnieniu przyszedł Wesoły, którego znajomości na Szucha pozwoliły wyciągnąć Zośkę po tygodniu.
Wyszedł on jednak bardzo zmieniony. Zaczął doceniać życie, stał się spokojniejszy, wyciszony. Zaczął – jak wcześniej Rudy – propagować ideę samokształcenia. Zorganizował tajne komplety dla młodzieży z Szarych Szeregów.
Brał udział w likwidacji dziesięciu posterunków żandarmerii niemieckiej jednej nocy. Wszystko wydawało się doskonale przygotowane. Wydawało się, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem, kiedy to z zaciemnionego okna posterunku padł strzał i zabił Zośkę. Akcja się jednak udała, a jedyną ofiarą był właśnie Zośka.
