Mam naturę podróżnika. Moim ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu jest wyobrażanie sobie szczegółów podróży przed wyjazdem, co będę robiła i co będę zwiedzała. Podczas pakowania się myśl o tym sprawia, że się uśmiecham. Do tej pory jeździłam jedynie po Polsce. Uwielbiam książki o tematyce podróżniczej, których czytaniem rekompensuję sobie niemożność podróżowania w dalekie kraje, a dzięki fantazji odbywam podróże w snach. To są najpiękniejsze marzenia senne. Najbardziej w pamięci utkwiło mi jedno, w którym podróżowałam po europejskich krajach, w których obejrzałam miejsca najbardziej kojarzące się z dorobkiem kulturowym Europejczyków.

Miałam za sobą ciężki dzień i marzyłam o tym, żeby przyłożyć głowę do poduszki i zapaść w kojący sen. Nie przewidziałam tego, że moja wyobraźnia zaprowadzi mnie w miejsca, o których zobaczeniu marzyłam i doświadczę wspaniałych chwil. Najpierw zawędrowałam do Pragi.

Ulice pełne były straganów i handlarzy usiłujących zwabić do siebie przechodniów. Na placu było głośno i gwarno, słychać było roześmianych ludzi mówiących różnymi językami. Znalazłam się w samym centrum tego gwaru. Nagle wszystko zaczęło cichnąć i wszyscy zwrócili się w jedna stronę. Podążyłam za wzrokiem ludzi w kierunku wieży wieńczącej ratusz. O pełnej godzinie otwarły się dwa koloru niebieskiego okienka i parami zaczęły się ukazywać figurki wyobrażające dwunastu apostołów. Pierwszy był Piotr, dzierżący w dłoni duży klucz, a za nim kolejne postacie. Odniosłam wrażenie, że ich oczy skierowane są na zgromadzony u podnóża wieży tłum, w tym i na mnie. Można to nazwać seansem, podziwianie dzieła konstruktora, jakim jest zegar astronomiczny umieszczony w starej wieży praskiego ratuszu, i można go oglądać codziennie od ósmej godziny rannej do dwudziestej wieczorem co godzinę. Lecz nie tylko apostołowie są ozdobą zegara. Znajdują się tam jeszcze cztery postacie przedstawiające cztery rzeczy, których najbardziej obawiali się Prażanie z czasów, kiedy powstał zegar. Po jednej stronie stał Skąpiec ściskający w dłoni kiesę, a sąsiadowała z nim figura uosabiająca Próżność - osoba przyglądająca się z podziwem swojemu lustrzanemu odbiciu. Obie te figury potakiwały głowami bardzo z siebie zadowolone. Po przeciwnej stronie mechanizmu zegarowego również znajdowały się dwie figury: Śmierć i Turek. Pierwsza swą szkielecią dłonią uderzała w dzwon podczas gdy w drugiej dzierżyła klepsydrę i raz po raz ją odwracała, szczękała przy tym wciąż zębami wskazując stojącą obok niej postać Turka. Turek symbolizował najazd i przecząco kiwał kręcił głową nie zgadzając się iść za Śmiercią. Całość przedstawiała się imponująco i było konstrukcją pełną podziwu i wzbudzająca zachwyt w dzisiejszym skomputeryzowanym świecie, a co dopiero w dawnych mieszkańcach Pragi.

Lecz nie tylko mechanizm ruchomych figur jest godny podziwu. Najoryginalniejszą częścią zegara jest astronomiczna tarcza. Można z niej odczytać godzinę i podziwiać piękną budowę. Najbardziej na zewnątrz wysunięty jest ruchomy pierścień w kolorze czarnym, który pokryty jest cyframi naniesionymi pismem gotyckim koloru złotego w oparciu o stare reguły czeskie, według których dzień podzielony był na 24 godzinne odcinki czasu liczone od momentu, w którym słońce chowa się za horyzontem. Mechanizm ten porusza pierścieniem w taki sposób, że w chwili zachodu słońca zegar zawsze pokazuje godzinę dwudziestą czwartą, i nie ma tu żadnego znaczenia pora roku. Wewnątrz tego kręgu znajdują się liczby rzymskie, dzielące dwudziestoczterogodzinny dzień na dwie dwunastogodzinne części - od wschodu do zachodu słońca na 12 godzin dziennych, od zachodu do wschodu słońca na 12 godzin nocnych - u góry zaznaczone jest południe, u dołu północ. Godziny wskazywane są przez wskazówkę w kształcie dłoni. Ponadto umieszczona została na tarczy mniejszy okrąg przypominający złote Słońce, która porusza się pokazując jego usytuowanie, oraz mały kulisty przedmiot, pokazujący fazy Księżyca. Na tarczy umieszczono mniejszy czarny pierścień umocowany tak, że jego środek jest odsunięty od osi obrotu zegara. Umieszczono na nim znaki symbolizujące konstelacje gwiezdne (odpowiadające znakom zodiaku) w kolorze złota a jego zadaniem jest pokazywanie przesuwania się usianego gwiazdami nieboskłonu wokół ziemskiego globu. Środek tarczy zegara wypełnia schemat Ziemi, na którym zaznaczono południki, równoleżniki i bieguny, z równikiem oraz zwrotnikami Raka i Koziorożca włącznie, a w samym centrum umieszczona jest Praga. Tak więc zegar skonstruowany w 1410 roku pokazuje pozycję ciał niebieskich (gwiazdozbiorów, Słońca, księżyca) względem Ziemi o każdej porze roku. Pod tarczą zegarową umieszczono jeszcze jedną tarczę będącą formą kalendarza, która ozdobiona jest dwunastoma małymi malowidłami przedstawiającymi poszczególne miesiące. Każdego dnia o dwunastej w nocy (z pominięciem jednego dnia roku przestępnego) na tarczy pokazuje się data i przesuwa się po jednym z 365 stopni.

Kończył się już przemarsz uczniów Chrystusa, a ja zauważyłam pewne niezgodności z pismem Świętym. W miejsce Judasza Iskarioty i Jakuba, syna Alfeusza pojawili się Paweł i Barnabas, których Biblia nie włącza w poczet apostołów, a każda figura ozdobiona była aureolą - znakiem, który późniejsi chrześcijanie zaczerpnęli od pogan. Gdy stała się widoczna ostatnia figurka zapiał pozłacany kur umieszczony powyżej okien. Wybiła pełna godzina, za apostołami zatrzasnęły się okiennice, na rynek wrócił normalny gwar i ciżba zaczęła rzednąć. Skończyło się widowisko. I choć chciałabym zobaczyć je jeszcze raz, to zmuszona bym była do godzinnego oczekiwania, a w tym momencie moje marzenia senne zaniosły mnie w nowe miejsca.

W jakie? Gdzie tym razem się znalazłam? Patrzę uważnie wkoło siebie, przyglądam się mijającym mnie osobom. Zdaje się, że poznaję okolicę. To Wiedeń! Przede mną miasto a za nim rozciąga się Las Wiedeński. To stołeczne miasto państwa austriackiego! Rozciągający się przede mną widok jest tak znamienny, iż trudno go pomylić z innym. Prawie słyszę tony słynnych walców Johanna Straussa. Nie był to przypadkowy wybór młodego Johanna, na nietrudne do zapamiętania a z pewnością romantyczne miejsce na poproszenie swej umiłowanej o rękę. Sześćdziesięciometrowa odległość od ziemi potęgowała wrażenia, lecz skąd ten pomysł? Lecz ponad stuletni Riesenrad - olbrzymia karuzela zwana diabelskim młynem - zapewne niejedno już widział, gdyż wiedeński Prater - uważany za najstarszy park rozrywkowy na świecie, należy do jednych z najczęściej odwiedzanych miejsc w Wiedniu. Kusi już sam napis znajdujący się przy bramie wejściowej: "nie poznasz Wiednia, jeśli nie zobaczysz go z Riesenrad". Dlaczego by nie skorzystać z nadarzającej się okazji?! Nim to zrobię zaznajomię się z odrobiną historii 15 gondoli.

Riesenrad został oddany do użytku w 1897 roku z okazji 50 rocznicy panowania cesarza Franciszka Józefa. Mierzy prawie 65 metrów (bez 25 centymetrów) a średnica koła liczy 61 metrów. Waga tego koła to 245 ton, a całości - 430 ton. Waga nie przeszkadza mu w obracaniu się z szybkością 0,75 m/s! Konstruktorem tek karuzeli był Walter Basset inżynier narodowości brytyjskiej. W tym czasie był to hit w niejednym mieście na świecie: Chicago, Londynie, Paryżu, ale tylko wiedeńska karuzela przetrwała do dziś.

Teraz już mogłam gnana niecierpliwością i ciekawością zasiąść w jednym z piętnastu wagoników. Po zapięciu przeze mnie pasa koło ruszyło. Cóż za emocje! Gondolę dzieliłam ze starszym mężczyzną o zaróżowionych policzkach, który przemówił, gdy z zachwytem zawołałam: "Ależ tu pięknie". Zdziwił się bardzo, że pochodzę z Polski i jednocześnie ucieszył, że może z kimś porozmawiać w swoim narodowym języku, którego już dawno nie miał okazji używać. Zaproponował, że opowie mi dzieje powstania Riesenrad, co przyjęłam z entuzjazmem i wdzięcznością. Zaczął swoją opowieść od historii podobnych konstrukcji, zaczynając od wieku dziewiętnastego i okresu związanego z rewolucją przemysłową, kiedy w łaski konstruktorów wdarła się stal. Zaczęto budować w wielu naczelnych miastach nowatorskie konstrukcje z tego właśnie materiału, takie jak londyński Pałac Kryształowy zbudowany ze stali i szkła, wiedeński ogród palmowy czy paryska wieża Eiffla. Najsłynniejszą budowlą tego czasu była jednak dużych rozmiarów karuzela nazwana diabelskim młynem, zbudowana w Chicago w 1893 roku przez inżyniera z Ameryki Georgea Ferrisa, a okazją ku temu była światowa wystawa. Była to pierwsza taka karuzela. Mierzyła ponad 75 metrów i w 36 wagonikach mogła pomieścić 1440 osoby. Jazda trwała około dwudziestu minut a ze szczytu można było zobaczyć całe Chicago - mówił mój towarzysz podczas gdy mnie pochłaniał widok Wiednia. - Była to największa atrakcja światowej wystawy, jednak z biegiem czasu cieszyło się coraz mniejszą popularnością. Dwa razy było przenoszone, aż w końcu w 1906 roku zdemontowano je i zezłomowano. Zanim to jednak zrobiono pojawiło się wielu naśladowców. W tym czasie pochodzący z Wiednia właściciel firmy zajmującej się działalnością rozrywkową - Gabor Steiner - szukał nowej ciekawostki, która przyciągnęłaby ludzi.

-"Czy koncepcja spodobała się Wiedeńczykom?" - zadałam pytanie. Mój rozmówca odpowiedział, że i owszem, ale nie obyło się bez komplikacji. Kontynuując swą opowieść powiedział, że gdy władze miejskie zobaczyły projekt Steinera odmówiły wydania zezwolenia na rozpoczęcie budowy, gdyż nie chcieli brać za to odpowiedzialności. Nie przekonywało ich również to, że podobne konstrukcje są w innych miastach Europy i nie tylko, że funkcjonują bardzo dobrze i przyciągają tłumy. Steiner był jednak uparty i dzięki temu dostał pozwolenie. Budowa ruszyła i już sam fakt tego wywołało olbrzymie zainteresowanie. Na miejsce wznoszenia diabelskiego młyna przychodziły tłumy, żeby oglądać posuwanie się robót i komentować je. Budowa trwała osiem miesięcy. Symbolicznego zakończenia prac budowlanych dokonała małżonka brytyjskiego przedstawiciela akredytowanego przy austriackim rządzie, lady Horace Rumbold 21 czerwca 1897 roku poprzez uderzenie młotka. Dla publiczności karuzela został udostępniona po kilku dniach i wzbudziła olbrzymie zainteresowani, o czym świadczyły kolejki przy kasach z biletami, co wspominał sam pomysłodawca Steiner.

Jednym ze stałych bywalców lubiących podziwiać panoramę Wiednia z wysokości był austrowęgierski sukcesor tronu - Franciszek Ferdynand. Po jego śmierci, którą poniósł z rąk zamachowca 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie, i która była jedną z przyczyn wybuchu pierwszej wojny światowej, zmienione zostało przeznaczenie diabelskiego młyna. Został zamknięty dla publiczności i przeznaczony na stanowisko obserwacyjne dla wojska. W ruch został ponownie wprawiony w maju 1915 roku. W tym czasie Austria cierpiała z powodu odczuwalnych braków podstawowego surowca przemysłu ciężkiego, jakim było żelazo z tego też względu zwrócono oczy na Riesenrad z zamiarem rozebrania go.

- "Okropność" - zawołałam. Mój rozmówca się ze mną zgodził, po czym opowiadał dalej. Cztery lata po uruchomieniu koła zostało ono zakupione przez kupca z Paryża, zadaniem którego miało być rozebranie konstrukcji w trzy miesiące. Przedsięwzięcie było jednak droższe od żelaza, z którego zbudowany był diabelski młyn dlatego zaniechano rozbiórki i przywrócono mu pierwotne przeznaczenie, czyli umilanie ludziom życia.

Wybuchła wojna, rozpadły się Austro-Węgry co w stolicy monarchii spowodowało duże przeobrażenia. Lata trzydzieste przyniosły gospodarcze zawirowania i niepewną sytuację polityczną. Steiner przez wzgląd na żydowską narodowość zmuszony był w obawie o swe życie do wyjazdu, Riesenrad nie przestał jednak działać. W pierwszych dwóch latach drugiej wojny światowej pobity został rekord pod względem chętnych korzystających z karuzeli. Ludzie rekompensowali sobie zagrożenia wojenne poszukiwaniem rozrywek. Wrzesień 1944 roku przyniósł pożar spowodowany zwarciem przewodów elektrycznych w kolejce górskiej, od czego zajął się Riesenrad. Spaliło się 6 gondoli. Sytuacja powtórzyła się w kwietniu 1945 roku, kiedy zniszczeniu uległy wszystkie gondole wraz z mechanizmem kontrolnym. Została tylko nadwątlona żelazna struktura. Nie był to jednak koniec budowli. Jako jedna z nielicznych przetrwała wojenną zawieruchę, niejeden dom który legł w gruzach. Wprawdzie został tylko szkielet ze stali, to wciąż stał, gdyż nie opłacało się go rozbierać.

- "A co się z nim stało?" - spytałam. Staruszek odpowiedział, że postanowiono go zrekonstruować, lecz zainstalowano tylko 15 wagoników by zmniejszyć niebezpieczeństwo. Uruchomiono go ponownie w maju 1947 roku i do dnia dzisiejszego wiedeński diabelski młyn działa bez zarzutu wożąc ludzi podobnych nam - doprowadził do końca swoje opowiadanie starszy pan. Podziękowałam mu za nią i za miłe towarzystwo stwierdzając, że opowiada w taki sposób, jak by sam wszystko widział na własne oczy, na co mój rozmówca ukłonił się z uśmiechem na pożegnanie i odszedł.

Dane mi było zobaczenie przepięknego miasta Wiednia z wysokości Riesenrad, lecz tylko to, gdyż sny zaprowadziły mnie metropolii będącej kolebką kultury europejskiej - do Rzymu, miasta Romulusa. Stałam na Forum Magnum, znanym bardziej pod nazwą Forum Romanum. Niezwykły sposób, w jaki się tu znalazłam, przywołał mi na myśl przysłowie, że "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu".

Można tu wejść od strony Via dei Fori Imperiali, jednej z głównych ulic w Rzymie, w pobliżu której znajduje się również Koloseum, czyli Amfiteatr Flawiuszy - uznawany za symbol imperializmu. Budowę rozpoczęto w 71 lub 72 roku naszej ery z polecenia Wespazjana. Zbudowane na bazie elipsy ma średnice 187,75 i 155,60 metrów, a wznosi się na wysokość 48,5 metra. Do Koloseum prowadziło 80 ponumerowanych wejść, które wiodły na widownię mogącą zmieścić 55 tysięcy osób. Miejsca wyznaczone były według statusu społecznego. Budowa zakończyła się około roku 80 naszej ery prawdopodobnie sfinansowana z łupów, które rzymscy legioniści przywieźli z wyprawy do Judy zakończonej zwycięstwem, podczas której zniszczona została Jerozolima (70 r.n.e.). Wskazują na to jedne z najnowszych odkryć. Przez setki lat toczyły się tam zmagania zawodników zwanych gladiatorami i polowania na zwierzęta. Nieopodal Amfiteatru mieści się wspaniały Łuk Tytusa zbudowany dla uczczenia zwycięstwa w wojnie z Żydami i zdobycia Jerozolimy. Łuk ozdobiony jest płaskorzeźbami ukazującymi triumf Tytusa, zdobyte łupy i zwycięski pochód. Trudno odwrócić od tego wzrok. Dołem wyłożonym kamieniami zapewne prowadzeni byli żydowscy jeńcy uwiecznieni na reliefach.

Dalej znajduje się Panteon, jedna z najlepiej zachowanych historycznych budowli z czasów starożytnego Rzymu. Było to miejsce kultu wzniesione ku czci wszystkich bogów w VII wieku przekształcone w Kościół katolicki. Ta wspaniała budowla, zachwycająca zdobnymi kolumnami, została wniesiona przez Hadriana, rzymskiego cesarza latach 118-128. Z jego inicjatywy powstały w Rzymie świątynia Wenery i Romy, Zamek świętego Anioła oraz mur obronny w północnej Brytanii, zwany od jego imienia Murem Hadriana.

Cyrk Wielki zwany Cirrus Maximus, na którym odbywały się wyścig zaprzęgów konnych, Palatyn - jedno ze wzgórz, na których zbudowano Rzym, a które było kolebką miasta wraz z wieloma innymi historycznymi miejscami i budowlami kusiły, by je zwiedzić i zagłębić się w ich historię leżące u podstaw europejskiej kultury. Całe miasto nosi ślady świetlanej przeszłości w postaci obelisków, kolumn zbudowanych z kamienia podobnych do kolumny Krajana i marka Aureliusza, świątyń i innych budowli. Jedynie one pamiętają jeszcze o tym, że była to szósta potęga na świecie według historii zapisanej w Biblii.

Co się dzieje? Dlaczego wszystko niknie w oddali? Ja nie chcę stąd odchodzić, pragnę zobaczyć więcej! - kołatają mi w głowie myśli. Ze snu wyrwał mnie dzwonek budzika zmuszając do wstania i wkroczenia w nowy, pełen obowiązków dzień. Wizje ze snu nie opuszczały mnie przy śniadaniu. Oczyma wyobraźni ponownie ujrzałam praski zegar astronomiczny, jeździłam wiedeńskim diabelskim młynem, spacerowałam po przepełnionym starożytnymi budowlami Rzymie... Ale o europejskiej kulturze świadczy wszystko, co mijamy każdego dnia, niekoniecznie historyczne miejsca i budowle. Na dzisiejszych, XXI-wiecznych Europejczyków składa się całe nasze otoczenie.