Człowiek jest niedoskonały i zdaje sobie z tego sprawę. Przez całe swoje życie dąży zatem do doskonałości. Chce żyć lepiej, chce być bogatszy, lepiej ubrany, chce więcej wiedzieć. Chce być również coraz lepszym człowiekiem. Dlatego potrzebne mu są autorytety. Rodzi się teraz pytanie: kim jest autorytet i jaką spełnia rolę w życiu człowieka? Autorytety to osoby, które cieszą się szczególnym uznaniem, że względu na swój profesjonalizm, inteligencję, bezstronność w ocenie różnych zjawisk. Wyróżniają się wśród zwykłych ludzi tak zwaną "charyzmą" - specyficznym sposobem bycia, który "elektryzuje" i pociąga za sobą tłumy. Autorytety pełnią istotną rolę w budowaniu oceny społeczeństw. Każda jednostka ma jakieś swoje autorytety, do których chce się upodobnić poprzez strój, sposób zachowania się lub przejęcie poglądów. Dzięki autorytetom człowiek uczy się jak postępować w określonych sytuacjach. Wszelakie wzorce osobowościowe są szczególnie ważne dla młodych ludzi, którzy dopiero wchodzą w życie.
Człowiek zawsze szukał wielkich charakterów, na których mógłby wzorować swoje życie. Literatura zaś od wieków rejestrowała wszystko, co dotyczy człowieka. Stanowi więc swoistą encyklopedię wzorów i autorytetów, do których sięgają ludzie.
Najdoskonalszym wzorcem dla ludzi jest Bóg. Został przecież stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Biblia - święta księga chrześcijan, uczy człowieka wzorowego postępowania, wskazuje, co podoba się Panu, a co jest uczynkiem grzesznym i niemoralnym. Człowiek jednak został obdarzony wolną wolą i dzięki temu może sam decydować o kształcie swojego życia i o autorytetach. Bóg jest wzorcem doskonałym i dlatego ludziom tak trudno postępować zgodnie z Nim. Szuka autorytetów bliżej siebie, którzy byliby bardziej namacalni i bardziej "ludzcy". Doskonały Bóg, Jezus z Nazaretu są niedoścignionymi wzorcami, dlatego łatwiej było interesować się losem grzeszników. "Co stało się z Barabaszem? (...)" - pytał współczesny poeta Zbigniew Herbert w wierszu Domysły na temat Barabasza. "A Nazarejczyk został sam bez alternatywy" - dodaje poeta. To, co ludzkie jest bliższe człowiekowi, łatwiej z tym się porównać, łatwiej osiągnąć "ludzki" cel. Chrystus, w swoim cierpieniu i poświęceniu jest zbyt idealny, za bardzo boski by człowiek potrafił mu dorównać. Poetę natomiast interesuje los Barabasza, dlatego, że dostał od Boga szansę na nowe życie? Czy ją wykorzystał? Nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że Bóg nie miał alternatywy, był pozbawiony wolności wyboru, którą posiada człowiek
Świat boski i ludzki był również wyraźnie rozdzielany w kulturze antycznej Grecji. Bogowie spoglądali na świat ludzkich namiętności z wysokiego Olimpu i komplikowali ich losy. Grecy oddawali cześć bogom, składali im ofiary, ale nie śmieli nawiązać z nimi kontaktu. Bardziej interesowali się losem herosów i poprzez nich kontaktowali się z bogami. Herosi byli bowiem bardzo ludzcy a przez to wiarygodni i prawdziwi w swych poczynaniach. Zbigniew Herbert w swojej twórczości poetyckiej bardzo często powracał do antyku. Wiersz Nike, która się waha to przedziwna konstatacja: oto bogini pragnie kontaktu z człowiekiem.:
"...Nike ma ogromną ochotę
podejść
pocałować (...) w czoło.....".
Bogini pragnie oddać hołd młodemu, odważnemu żołnierzowi, który "niedługo zginie". I choć o losie człowieka decyduje bezlitosne fatum, ten "samotny młodzieniec" okazuje się być dla bogini bohaterem. Jego los głęboko wzrusza Nike. Herbert dokonuje ciekawego zabiegu odwrócenia ról: to nie człowiek szuka autorytetów, lecz sam staje się dla bogów wzorem do naśladowania. Jego postawa pełna wiary i poświęcenia dla ojczyzny jest godna podziwu.
Albert Camus - znany francuski pisarz egzystencjalista w eseju Mit Syzyfa zastanawiał się nad losem każdego człowieka. Porównał go do mitologicznego Syzyfa nieustannie wytaczającego kamień pod górę. Camus pisze: "za pogardę dla bogów, nienawiść śmierci i umiłowanie życia zapłacił niewypowiedzianą mękę: całe istnienie skupione w wysiłku, którego nic nie skończy. Oto cena, jaką trzeba zapłacić za miłość do tej ziemi...". Człowiek jest w swoim życiu Syzyfem, który nieustannie podejmuje trud życia. " Tu widać ciało napięte, aby dźwignąć ogromy kamień i pchnąć go w górę po stoku, setki już razy przebytym; widać ściągniętą twarz, policzek przy kamieniu, pomocne ramię, o które wspiera się oblepiona gliną masa, stopę odnajdującą równowagę, palce sprawdzające pozycję głazu i dwie pełne ziemi, niezawodne ludzkie dłonie." Każdy człowiek musi nieustannie skupiać się na dążeniu do oznaczonego celu, musi wkładać w to wszystkie siły, jakie posiada i choć czasem wie, że cel nigdy nie zostanie osiągnięty to musi walczyć nadal. Sens ludzkiego istnienia objawia się w świadomości cierpienia, które jest nieuchronnym losem człowieka. Camus podkreśla, że właśnie owa świadomość czyni człowieka "wielkim charakterem", który jak pisze Irzykowski, "świeci w ciemnościach jak latarnia morska".
W średniowieczu człowiek określał swoją pozycje w świecie poprzez teorię teocentryzmu. Bóg stanowił centrum świata a tym samym był centrum zainteresowania człowieka. Ale jak już zostało to zaznaczone wyżej, człowiek szukał autorytetów bliżej siebie, potrzebował wzorców "z ludzką twarzą", które byłyby dla niego bardziej zrozumiałe. Przywoływany już kilkakrotnie poeta Zbigniew Herbert w utworze Homilia pisał:
"...a naprawdę Go szukałem
i błądziłem w noc burzliwą pośród skał
piłem piasek jadłem kamień i samotność
tylko Krzyż płonący w górze trwał
i czytałem Ojców Wschodu i Zachodu
opis raju przesłodzony - zapis trwogi -
i sądziłem, że z kart książek Znak powstanie
ale milczał - niepojęty Logos..."
Ze słów poety bije ogromy żal względem boskości, która jest dla człowieka niepojmowalna i niezrozumiała. Bóg jest daleki, jest "niepojętym Logosem" i choć człowiek pragnie zbliżenia się do Niego, zdaje się to być niemożliwe. Jedynym sposobem na wzorowanie się na Bogu jest miłość. Przykazanie, jakie dał Chrystus ludziom: " miłujcie się tak jak Ja was umiłowałem", jest wskazówką, która może pomóc człowiekowi w zbliżeniu się do Boga - wzoru doskonałości.
O miłości napisano już wiele. Ale ciągle ten temat wydaje się być niewyczerpany i nieskończony. Miłość jest dla człowieka jedną z najważniejszych wartości, do których dąży i których szuka przez całe swoje
życie. Naszymi wzorami stają się ludzie potrafiący kochać bezwarunkowo, tacy, którzy dla miłości są gotowi na największe poświęcenia. Zaczytujemy się w historiach wielkich romansów i pragniemy tak kochać i być tak kochani. Jednymi z najstarszych historii o miłości są losy Abelarda i Heloizy a także Tristana i Izoldy. Ci kochankowie byli połączeni uczuciem tak silnym, że nie była go w stanie przerwać nawet śmierć. Pragniemy być niczym Romeo i Julia, dla których nie mają żadnego znaczenia konwenanse i konflikty tego świata. Takiej miłości pragnie każdy człowiek i marzy o niej do dziś. Świadczą o tym chociażby wiersze Haliny Poświatowskiej czy Jonasza Kofty.
W dobie romantyzmu miłość stała się mocą wywołującą w człowieku siły do walki patriotycznej. Dzięki miłości do Ojczyzny ludzie organizowali powstania, znosili prześladowania i ciągle podnosili się z upadków. Kiedy w 1795 roku Polska została rozebrana i straciła niepodległość Polacy jak jeszcze nigdy dotąd potrzebowali autorytetów i wzorców moralnych. Dzięki nim mogli budować przekonanie o zdolności do walki i dzięki nim nie tracili nadziei na odzyskanie wolności. Potrzebowali bohaterów. Na płaszczyźnie 123 lat literatura polska wytworzyła wiele portretów bohaterów - indywidualistów. Należeli do nich chociażby Emilia Plater (Śmierć pułkownika Adama Mickiewicza), generał Sowiński (Sowiński w okopach Woli Mickiewicza) czy fikcyjny Kordian - postać dramatu romantycznego Juliusza Słowackiego. Ten ostatni utwór porusza ważną kwestię słuszności indywidualnej walki o wolność. Kordian to młodzieniec zniechęcony do życia. Rozważa w sobie iście hamletyczny problem: "żyć czy nie żyć". Dostrzega całe zło świata i nie wie, jak z nim walczyć. Postanawia więc wybrać śmierć. Próba samobójcza nie udaje się. Po powrocie do zdrowia Kordian wyrusza w podróż po Europie, której finałem jest monolog na szczycie Mont Blanc. Tam postanawia zostać czynnym bojownikiem o wolność. Kordian jest bohaterem tragicznym, uwikłanym w losy historii, których nie jest w stanie zmienić w pojedynkę. Jest postacią niezwykle skomplikowaną wewnętrznie, jego porażka, nieumiejętność dokonania czynu wywołuje w czytelniku głębokie wzruszenie. Kordian jest jak Syzyf z eseju Camusa, który świadomy swego tragicznego losu, podejmuje walkę pomimo wszystko. Poprzez swoją porażkę zmienia się z "posągu człowieka" w postać niezwykle ludzką.
Adam Mickiewicz w III części Dziadów przedstawił postać Konrada. To również indywidualista, który uważa się za jednostkę ponadprzeciętną. Dostrzega swą siłę i wie, że gdyby tylko Bóg dał mu władze mógłby poprowadzić swój naród do wolności. W słynnej scenie Wielkiej Improwizacji mówi do Boga:
"Daj mi rząd dusz (...) Większe niźli Ty
zrobiłbym dziwo, zanuciłbym pieśń szczęśliwą."
Poprzez swoją pychę i bluźnierstwo zostaje pozbawiony tej możliwości. Zmienia się z pewnego siebie poety - wieszcza w człowieka przegranego. Jednak jego postać budzi zachwyt do dziś. Odważył się bowiem rozmawiać z Bogiem jak z równym. Nikt wcześniej nie wysuwał takich żądań wobec Boga. Konrad jest człowiekiem grzesznym, który błądzi i szuka sensu swego życia, również dlatego staje się bliski współczesnemu człowiekowi.
Bardzo ludzki w swoich decyzjach jest Konrad Wallenrod, bohater poematu o tym samym tytule autorstwa Adama Mickiewicza. Przez wieki był wzorem konspiratora, człowieka, który dla dobra swego narodu porzuca swój rycerski kodeks honorowy. Miłość do Ojczyzny jest godna wszelkich poświęceń. Bohater mówi o sobie:
"Jam miłość (...)Jam niebo za młodu umiał
poświęcić dla sprawy narodu."
Postać Wallenroda, rozdartego wewnętrznie konspiratora, jest wciąż odczytywana jako postać niezwykle tragiczna. Ten dramatyczny konflikt racji wzrusza współczesnego człowieka. Motto do utworu Mickiewicz zaczerpnął z Księcia Machiavellego, tym samym nawiązał do zasady "cel uświęca środki". Machiavelli w Historiach florenckich dodawał: "gdzie chodzi o istnienie albo nieistnienie, o byt lub śmierć ojczyzny należy chwycić się każdego środka, który ratuje wolność i życie ojczyzny". Zatem walka dla ojczyzny uświęca wszystkie środki, jakie się podejmuje. Ojczyzna jest godna poświęcenia swojego honoru. W dzisiejszym świecie postać Wallenroda jest szczególnie bliska w kontekście oceny postępowania płk Ryszarda Kuklińskiego. Mickiewicz uzmysłowił czytelnikom, że nie można oceniać takich ludzi zbyt pochopnie i jednoznacznie.
Na początku XX wieku Polacy uzyskali upragnioną niepodległość. Zmieniły się wtedy priorytety. Nie chciano już pisać i mówić o idei walki za wolność. Uważano, że "ojczyzna moja wolna, więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada". Ojczyzna przestała być główną i zasadniczą wartością. Chciano wreszcie żyć "pełną piersią" w wolnej Polsce. "A wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę" - jak pisał Lechoń.
II wojna światowa przyniosła załamanie się tego światopoglądu. Motyw walki musiał powrócić. Wraz z wojną człowiek został postawiony w obliczu holokaustu a potem został zmuszony do życia w totalitaryzmie.
II wojna światowa była koszmarem. Obozy koncentracyjne, w których zamordowano miliony, getta żydowskie, gdzie ludzie dusili się z braku miejsc do życia do dziś dnia budzą przerażenie i ludzkie umysły nie są w stanie pojąć ogromu tego barbarzyństwa. Młode pokolenia, zwane dziś "pokoleniem Kolumbów" dojrzewało razem ze śmiercią, ich codziennością był ból, cierpienie, utrata wszystkiego, w co wierzyli i co posiadali.
W tym okresie powstało wiele tekstów literackich, które są świadectwem tamtych dni.
O holokauście pisano często, jednak książka autorstwa Władysława Szpilmana Pianista i film Romana Polańskiego o tym samym tytule, to dzieła wyjątkowe.
Roman Polański jeden z najwybitniejszych światowych reżyserów urodził się i wychował w żydowskiej rodzinie. Udało mu się wraz z ojcem zbiec z krakowskiego getta, ale potem musiał długo ukrywać się. Historia wybitnego pianisty Władysława Szpilmana stała się również historią Polańskiego. Obu udało się przetrwać koszmar holokaustu.
Pianista to wspomnienia Szpilmana. Gdy wybucha wojna jest młodym i obiecującym muzykiem. Jego pasją jest gra na fortepianie. Otrzymał staranne muzyczne wykształcenie w Berlinie. Muzyce więc zamierza poświęcić całe swoje życie. Nie może pogodzić się z tym, co dzieje się w okupowanej Polsce. Represje wobec Żydów są coraz ostrzejsze, zabrania się im kontaktowania z aryjczykami, nie mogą korzystać ze środków miejskiej komunikacji, nie wolno im pracować, chodzić do kin i kawiarni. Ich przestrzeń życiowa zostaje ostatecznie zawężona do kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Żydzi zostają zamknięci w getcie. Szpilman nie chce uciekać z miasta wtedy, kiedy ma taką okazję. Uważa, że ma prawo przebywać w miejscu, które kocha. Czuje się częścią Warszawy. Chce normalnie pracować i żyć. Jednak hitlerowcy uniemożliwiają to bohaterowi. Na ramieniu pianisty pojawia się opaska z sześcioramienną gwiazdą. Zostaje oznakowany i zmuszony do przeprowadzki do getta. Kiedy pada rozkaz ostatecznej likwidacji getta trafia wraz ze swoimi najbliższymi na Umschlagplatz. To z tego miejsca Żydzi byli wywożeni w bydlęcych wagonach do obozów zagłady. Przez przypadek Władysław zostaje sam. Jego rodzina zapewne zginęła w którymś z obozów koncentracyjnych. Bohater zostaje pozbawiony wszystkich tych, których kochał. Los darował mu życie, którego nie może zaprzepaścić. Przez kolejne miesiące przynosił do getta broń, którą chował w żywności. Żydzi mieli nadzieję, że powstanie, które zorganizują coś zmieni. Nie chcieli poddać się bez walki. Szpilman nie przystąpił do grupy spiskowców. Marzył o ucieczce z getta. Chciał ponad wszystko wyrwać się z tamtego piekła. Jednak kiedy mu się to w końcu udało, musiał nieustannie się ukrywać. Zniewolenie i upokorzenie w getcie zostało zmienione na wolność w ukryciu. Przyjaciele z czasów przedwojennych przygotowali pianiście mieszkanie, do którego donosili mu jedzenie. Lokum w kamienicy zamieszkałej przez Niemców okazało się być najlepszą kryjówką. Przetrwał chorobę, obserwował zburzenie getta i powstanie warszawskie. Później musiał się ukrywać w ruinach miasta, żywić się tym, co udało mu się znaleźć. Jego egzystencja przypominała życie zaszczutego zwierzaka. W ruinach jednego z domów dostrzega fortepian. Wywołuje on w nim wspomnienia szczęśliwej młodości i pragnienie zagarnia. I nagle przed pianistą staje oficer niemiecki. Szpilman uświadamia sobie wtedy, że właśnie wyczerpał się limit szczęścia. Nie miał już sił dalej walczyć. Był sam, wyczerpany fizycznie, potwornie głodny. Pogodził się ze śmiercią, był na nią przygotowany. Ks. Sadzik w eseju Przesłanie Hioba pisze: "Wielką zagadką życia ludzkiego nie jest ból, ale nieszczęście. (...) Kiedy spada jeden z tych ciosów, po których istota ludzka wije się na ziemi, jak przydeptany robak, ludzie tego doznający nie znają słów, ażeby wyrazić, co się z nimi dzieje. Pośród spotykanych przez nich bliźnich ci, którzy nie zetknęli się nigdy z prawdziwym nieszczęściem, choćby dużo cierpieli, nie mają pojęcia, czym to jest". Właśnie w takim momencie znalazł się Szpilman. I nagle, zupełnie niespodziewanie, ów niemiecki oficer ratuje życie pianiście. Daje chleb, żeby zagłuszył głód i wskazuje miejsce, w którym może bezpiecznie przetrwać do końca wojny. Ten, który w mniemaniu bohatera był okupantem i mordercą staje się największym obrońcą życia. Kapitan Wilm Hosenfeld mówi Szpilmanowi: "Pan musi wytrwać! Słyszy pan?! (...) jakby chciał przelać swoją wiarę w szczęśliwe zakończenie wojny...".
Muzykowi już nigdy więcej nie udało się spotkać swojego wybawcy. Od swojego przyjaciela Zygmunta Lednickiego, dowiedział się, że ów Niemiec przebywa w okresie przejściowym i prosi go o pomoc. Mimo wielu starań nie udało się odnaleźć Hosenfelda. Szpilman napisał o tym tak:, "Choć zrobiłem, co mogłem, nie zdołałem wpaść na jego ślad. Obóz jeniecki przeniesiono gdzieś dalej. A gdzie - nie udało się ustalić."
Dopiero w drugiej połowie lat pięćdziesiątych w trakcie tournee po Niemczech pianiście w końcu udało się odnaleźć rodzinę kapitana Hosenfelda i dowiedzieć o jego losie. Zmarł w obozie radzieckim.
Tą niewiarygodną opowieść o losach człowieka, któremu nie dane było zaznać śmierci, który musiał to wszystko przetrwać, by dać świadectwo bestialstwu hitlerowców, na ekran przeniósł Polański. Historia ma zatem wymiar podwójnie autobiograficzny. Los Szpilmana był również losem Polańskiego. Dwie wybitne indywidualności, słynny reżyser i genialny muzyk, mieli do spełnienia misję i dlatego los ich oszczędził. Przetrwali ogrom cierpienia i stali się wzorcami dla wielu młodszych pokoleń.
"Człowiek jest nie tylko sprawcą swoich czynów, ale przez te czyny jest zarazem w jakiś sposób twórcą samego siebie" - powiedział jeden z największych autorytetów XX wieku - Jan Paweł II.
Spotkanie Szpilmana i Hosenfelda to punkt, który zaważył o całym życiu muzyka. Prostota i dyskrecja opisu tego spotkania świadczą o osobowości ocalonego. Gotowość na śmierć a potem niespodziewany dar życia, zderzenie w jednej osobie oprawcy i wybawiciela jest nieprawdopodobne. Wydaje się być fikcją, ale jest prawdą i książka Szpilmana jest tego dowodem.
Podobną oszczędność słowa w opisie dramatu, jakim była wojna, prezentuje Wisława Szymborska w swoim wzruszającym wierszu Jeszcze. Poetka pisze tak:
"...chmura ludzi nad krajem szła,
z dużej chmury mały deszcz, jedna łza,
mały deszcz, jedna łza, suchy czas.
Tory wiodą w czarny las..."
Wojna była potwornością, o której nie sposób zapomnieć. Nie wolno współczesnemu człowiekowi zapominać o niemych bohaterach tamtych dni, o tych, którym udało się przetrwać i o tych, którzy zginęli. Nie można zapomnieć o wymiarze tamtej zagłady. Trzeba jednak nauczyć się żyć nadal, odzyskać wiarę w świat i ludzi. Pisze o tym Anna Kamieńska w wierszu Prośba:
"Boże przywróć rzeczom blask utracony
oblecz morze w jego zwykłą wspaniałość
a lasy ubierz znowu w barwy rozmaite
zdejm z oczu popiół
oczyść język z piołunu (...)
żywym niechaj urosną serca od miłości"
Człowiek musi nauczyć się znowu kochać i przywrócić rzeczom ich pierwotny porządek. Nie wolno mu tylko zapominać o przeszłości i o autorytetach, którzy ocalili swoje człowieczeństwo w obliczu zagłady ludzkości. Wojna wywołała w człowieku wielkie pokłady zła. Wartości zostały odwrócone. Ten, kto mógłby być bohaterem i obrońcą życia, stawał się mordercą. Niemcy byli zbrodniarzami, ale nie brakowało takich również wśród Polaków. Ludzi nie można dzielić ze względu na narody, ale ze względu na dobro i zło, które czynią. Mit o ideale narodu polskiego został podważony poprzez tragedie w Jedwabnem, Tykocinie, Radziwiłłowie. Człowiek postawiony w obliczu zła, zmuszony do życia w ciągłym strachu o swoje życie, sam staje się złoczyńcą, dla którego przestają liczyć się wartości. O takim procesie pisał między innymi Tadeusz Borowski w swoich wstrząsających opowiadaniach obozowych, Andrzej Szczypiorski w powieści Początek czy Marek Edelman w Zdążyć przed Panem Bogiem. Zło rodzi zło, zmienia człowieka, degraduje jego człowieczeństwo.
Młodzi ludzie, którzy w 1939 roku dopiero rozpoczynali życie, byli pełni nadziei na miłość, przyjaźń i szczęście musieli wziąć do ręki karabin, butelkę z benzyną, granat i stanąć do walki o Ojczyznę. Poeta Krzysztof Kamil Baczyński, najbardziej znany przedstawiciel pokolenia Kolumbów, pisał o losie swoim i swoich towarzyszy:
"...Tak umieram
z pół - objawionym w ustach Bogiem (...)
te moje czasy nadaremne
i serce moje bardzo chore
na śmierć, która się lęgnie we mnie"
Ci młodzi ludzie cenili życie bardziej niż można to sobie wyobrazić. I właśnie w obronie wartości życia, musieli poświęcić swoje. Brali udział w powstaniu warszawskim ( Baczyński zginął w trzecim dniu powstania), w akcjach dywersyjnych, byli żołnierzami AK i partyzantami. Byli bohaterami każdego dnia, bo przeżycie każdego kolejnego dnia bez wątpienia było bohaterstwem. Dziś młodzi ludzie żyją w bezpiecznym kraju, nie muszą walczyć, godzić się z niewinną śmiercią swoich najbliższych. Tamto pokolenie pozostanie wzorem, "wielkim charakterem" już na zawsze, bo kiedy bohaterem jest zawsze ten, kto oddaje swe życie w imię wyznawanych wartości.
Władysław Szpilman to człowiek pogodzony ze swoim tragicznym losem. Jego życie było pasmem dramatów: został pozbawiony tożsamości, godności osobistej, odebrano mu najbliższych, uczyniono z niego "zwierzę", które musi się ukrywać, by nie stracić życia. Ale jego postawa jest pełna spokoju i niezwykłej pokory. Nie szuka zemsty, lecz stara się nauczyć życia na wolności. O przeszłości jednak nigdy nie uda mu się zapomnieć, jest nauką na dalsze życie, znamieniem, którego nie sposób usunąć.
Ksiądz Jan Twardowski - poeta "rzeczy prostych" w wierszu Mrówko, ważko, biedronko mówi:
"...a życie nasze jednakowo
niespokojne i malutkie".
Wielkość człowieka polega zatem na zrozumieniu tej prawdy i umiejętności bycia pokornym wobec tego, co niesie los, tak jak pokorny wobec swojej tragedii był Władysław Szpilman. Na pytanie, dlaczego właśnie ten pianista jest autorytetem młodego człowieka przełomu XX i XXI wieku, można bardzo prosto odpowiedzieć. Szpilman jest wzorem, bo rozumiał, że jego życie " jest malutkie", że musi z godnością przyjmować swoje cierpnie i potrafił wybaczać. Młodzi ludzie przełomu wieków, którzy zaczęli powracać do kodeksu Hammurabiego, powinni nauczyć się właśnie takiej postawy wybaczenia.
Słynna łacińska maksyma "Experentia optima magistra est" głosi, że człowiek uczy się na własnych błędach, doświadczenie jest nauczycielem życia i taki jest sens ludzkiej egzystencji. Herbert dodaje, że:
"...tak tylko będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu..."
(Zbigniew Herbert, Przesłanie Pana Cogito)
Młodzi ludzie przełomu wieków powinni szukać autorytetów wśród ludzi, którzy potrafią wybaczać, ale nie zapominać o swoich korzeniach i o historii.
Dziś "wielkimi charakterami" nie są ludzie, którzy wybijają się ponad przeciętność. Dziś wielkość człowieka to skromność, talent i pracowitość. Autorytetem zostaje ten, kto jest blisko człowieka, kogo interesuje jego jednostkowy i społeczny los. Najważniejsza jest miłość do człowieka i miłość do życia. Wszystkie te cechy posiadał największy Polak wszechczasów, Jan Paweł II. Kochały i wciąż kochają Go miliony młodych ludzi. Młodzież urodzona podczas jego pontyfikatu została nazwana "pokoleniem JPII". Kiedy tłumy młodzieży szły w kwietniu 2005 roku ulicami Krakowa, w marszu mającym oddać Ojcu Świętemu hołd, najlepiej można było dostrzec, kto stanowił niedościgniony wzór, kto był "latarnią świecącą w ciemnościach". Jan Paweł II był blisko każdego człowieka. Jego niesamowita charyzma zarażała ludzi na całym świecie. Homo viator, pielgrzym, który docierał do najdalszych zakątków świata i do serc milionów ludzi. Dzielił się swoją ogromną miłością i mądrością z każdym człowiekiem. Czynił to z niebywałą prostotą i skromnością. Kochał życie we wszystkich jego przejawach. Potrafił przebaczyć temu, kto chciał go zabić. W jednej ze swoich homilii powiedział: "Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest, nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi." Jan Paweł II był po prostu zwykłym, bardzo "ludzkim" człowiekiem i w tym objawiła się jego świętość.
Dla młodego człowieka przełomu wieków bardzo istotna jest prawda i wiarygodność, dlatego autorytetami są ludzie, którzy wcielają w życie to, o czym mówią. Dlatego tak wielką estymą cieszy się postać Matki Teresy z Kalkuty, która była blisko człowieka najbardziej potrzebującego. Marek Kotański, Janina Ochojska, Jurek Owsiak, ks. Arkadiusz Nowak to przykłady ludzi, którzy niosą nadzieje tam, gdzie jej już nie ma, dają "światło" chorym dzieciom i szanse na nowe życie narkomanom. Tacy ludzie są, jak pisał Paulo Coelho:
"niczym bijące źródło, a nie zaś jak staw,
w którym stoi zawsze ta sama woda."
Człowiek - autorytet to ktoś, kto dla drugiego człowieka jest zdolny do największych poświęceń. Postać św. Maksymiliana, który oddał swoje życie za jednego ze swoich współwięźniów, osoba Janusza Korczaka, który wszedł do komory razem ze swoimi wychowankami to postacie, których wielka miłość do człowieka i do życia ludzkiego jest godna największego podziwu. Tacy ludzie są "latarniami", które rozświetlają człowieczeństwo i udowadniają, że ludzie są gotowi do największych czynów.
Wielkie charaktery pomagają zwykłemu człowiekowi uwierzyć w ludzką bezinteresowność, w dobroć, miłość i zdolność do poświęceń. Rozjaśniają ciemną drogę życia, wskazują kierunek, którym należy podążać, by dotrzeć do upragnionego celu. Wielkie charaktery posiadają w sobie niebywałą siłę, dzięki której czasem można zlikwidować zło. Albert Camus w Dżumie pisał, że człowiek "wielki i dobry" to taki, który nie zapomina o walce ze złem. Człowiek wielki musi pamiętać, że: "bakcyl dżumy nigdy nie umiera, nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (...) I że nadejdzie dzień, kiedy na nieszczęście ludzi (...) dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście". Dzięki takiej postawie daje innym nadzieję i optymizm, że zło można pokonać.
W świecie człowieka autorytety zawsze były niezbędne. Wielkie charaktery wskazywały drogę postępowania i uczyły życia. Dziś można zaobserwować kryzys wartości moralnych a tym samym upadek autorytetów. W "kulturze mcdonalda", gdzie wszystko jest szybkie i mało wartościowe trudno dopatrzyć się w człowieku "ludzkich" cech. Każdy żyje swoim życiem, coraz rzadziej oglądając się na innych. Ludzie szukają autorytetów poprzez media. Kto zaistnieje w mediach, może zostać idolem społeczeństw. Ale "idol" nie zawsze zostaje "autorytetem", wygląd i nietuzinkowe zachowanie nie niosą bowiem ze sobą ładunku moralnego i emocjonalnego, który mógłby kształtować świadomość ludzi. Pozostaje tylko nadzieja, że prawdziwe autorytety nigdy nie znikną z historii ludzkości.