Odpowiedzi do zadań z podręczników w apce Skul

pobierz

Jądro ciemności

Joseph Conrad

Streszczenie szczegółowe

Czwórka przyjaciół zebrana na pokładzie jachtu „Nellie”, zakotwiczonego na londyńskim nabrzeżu Tamizy, wysłuchuje opowieści kapitana Marlowa o jego wyprawie do Afryki centralnej. Zaczyna on swą opowieść od relacji z wizyty w gmachu dyrekcji spółki handlowej, posiadającej statki żeglujące po „tej rzece”, tj. Kongo, gdzie po spotkaniu z dyrektorem otrzymał nominację na stanowisko kapitana parowca w miejsce zmarłego niedawno kapitana Freslevena.

Po krótkich przygotowaniach Marlow wyruszył francuskim statkiem płynącym do Afryki wzdłuż wybrzeża, miał więc okazję obserwować kraj i ludzi. U ujścia Konga w stolicy terytorium przesiadł się na inny statek płynący w górę rzeki do stacji spółki. Na pierwszy rzut oka wyglądała ona na opuszczoną i zaniedbaną. Marlow zaobserwował wielu ludzi wykonujących bezcelową, bezużyteczną pracę. Ludzie ci byli wynędzniałymi, głodnymi czarnymi niewolnikami. Od ich wyglądu odbijał zaskakującą elegancją główny buchalter spółki. Od niego Marlow po raz pierwszy usłyszał o Kurtzu. Po dziesięciu dniach wyruszył z karawaną, złożoną z sześćdziesięciu ludzi w pieszą wędrówkę do odległej o 200 mil stacji centralnej. Po przybyciu na miejsce dowiedział się, że statek, którym miał dowodzić, zatonął, musiał więc wziąć się za jego wydobycie i naprawę.

Kilkumiesięczny pobyt w stacji dał mu okazję do poczynienia obserwacji stosunków panujących w koloniach. Wciąż mówiło się o kości słoniowej. Zaraza głupiej chciwości przenikała to wszystko jak trupi zapach.”. Biali udawali, że pracują, zajmowali się natomiast knowaniami, spiskowaniem. Chodziło im tylko o to, by mieć udziały w zyskach kością słoniową. Od wielu z nich Marlow słyszał opinie o Kurtzu, agencie z odległej stacji, który leżał chory i któremu właśnie on miał płynąć na ratunek, jako o człowieku wybitnym, niepospolitym, który przysyłał więcej kości słoniowej niż wszyscy inni agenci razem wzięci, a przy tym był „wysłańcem miłosierdzia i nauki, i postępu, i diabli wiedzą czego tam jeszcze”, jak wyraził się fabrykant cegły, który nie produkował cegły, bo nie było z czego. Marlow zorientował się, że dyrektor i jego zwolennicy byli niechętni Kurtzowi, obawiali się go, więc prawdopodobnie celowo opóźniali wyruszenie statku z ratunkiem dla niego.

Mimo utrudnień Marlow naprawił statek i wyruszył w górę rzeki „do najwcześniejszych początków świata, gdy roślinność hulała sobie po ziemi, a królowały wielkie drzewa.”. Czuł się mały i zagubiony w obliczu pierwotnej dżungli, przerażali go też jej nieznani mu mieszkańcy. Od lęków uwalniała go praca, gdyż statek był wiekowy i wymagał stałych napraw, a żegluga po nieuregulowanej rzece była bardzo niebezpieczna.

W odległości 50 mil od stacji Kurtza wędrowcy dotarli do trzcinowej chaty, obok której leżał stos drewna, a w środku stara żeglarska książka i tajemnicza wiadomość, by się spieszyli, ale płynęli ostrożnie. Następnego dnia w gęstej mgle napadła na nich grupa tubylców, zasypując statek strzałami. W wyniku ataku zginęli palacz i sternik, ale dzięki broni palnej udało się go odeprzeć.

Po ataku Marlow jeszcze intensywniej myślał o Kurtzu, przypuszczając iż już nie żyje. Stworzył sobie w wyobraźni jego wizerunek jako człowieka utalentowanego, wybitnego i owładniętego ideą niesienia postępu i cywilizacji dzikim ludom.

Wkrótce po ataku statek dopłynął do stacji. Wędrowców przywitał młody Rosjanin, marynarz, wielbiciel Kurtza. To on zostawił wiadomość w opuszczonej chacie, on powstrzymywał tubylców przed wtargnięciem do stacji i opiekował się chorym Kurtzem. Ucieszył się bardzo z przybycia statku, gdyż liczył, iż zabierze on chorego i ocali go. Ostrzegł też Marlowa, że tubylcy mogą chcieć siłą zatrzymać Kurtza, który jest dla nich kimś w rodzaju bóstwa. Poinformował także kapitana o ceremoniach urządzanych przez krajowców wokół Kurtza, którzy czołgają się przed nim, tańczą, składają ofiary itp. i w ogóle ulegają mu, a on karze nieposłusznych, ścinając im głowy i nabijając je na pale. Marlow jest przerażony tym, co usłyszał, nie rozumie, kim właściwie jest ten Kurtz, kimś wybitnym, czy niebezpiecznym wariatem. Dostrzega jak zafascynowany jest nim Rosjanin, uświadamia sobie podniecenie tłumu dzikich, owładniętych czcią dla Kurtza, gotowych na wszystko na jego skinienie. On sam też był zaciekawiony - tyle już sprzecznych opinii zebrał o tym dziwnym człowieku. Wreszcie Marlow zobaczył Kurtza: wychudłego, wynędzniałego z powodu choroby, niesionego na noszach, ale wciąż władającego tłumem.

Umieszczono chorego w kabinie statku, a na brzeg wyległ tłum czarnoskórych, z którego wyróżniały się dwie wojownicze postacie z fantastycznymi przybraniami głów i piękna kobieta z mosiężnymi bransoletami na rękach i nogach oraz z mnóstwem naszyjników. Przez moment wydawało się, iż tłum rzuci się na statek, ale na znak kobiety cofnął się. Oddawszy Kurtza pod opiekę Marlowa, Rosjanin pożegnał się, bo zamierzał pozostać w dżungli, gdzie jak mówił miał wielu przyjaciół. W nocy Marlowa obudził dźwięk bębnów i mruczenie wielu ludzi, wymawiających jakieś zaklęcia, przechodzące w coraz głośniejsze wrzaski. Ze zdziwieniem skonstatował, że Kurtza nie ma. Pognał za nim, dopadł go i zmusił do powrotu.

Następnego dnia statek wyruszył w drogę powrotną. Tłum znowu wypłynął z lasu, ludzie krzyczeli, tańczyli, wymachiwali bronią. Na ich czele znowu pojawiła się kobieca wspaniała postać. Kurtz patrzył i słuchał „z wyrazem pełnym tęsknoty i nienawiści.”

W trakcie podróży Marlow i Kurtz wiele rozmawiali, a właściwie mówił Kurtz. O swych niezrealizowanych planach, o marzeniach, pobudkach, o potędze i sławie. Pewnego dnia wręczył towarzyszowi podróży pakiet z prośbą o przechowanie, a wkrótce potem zmarł wypowiadając słowa: „Zgroza! Zgroza!”.

Marlow wrócił do Brukseli z dokumentami Kurtza. Część z nich oddał przedstawicielom spółki handlowej, niektóre udostępnił dziennikarzom, a resztę postanowił oddać narzeczonej zmarłego. Odnalazł jej adres i odwiedził ją. Piękna dziewczyna żyła wiarą w posłannictwo narzeczonego, więc Marlow nie powiedział jej prawdy o okolicznościach jego śmierci, lecz skłamał mówiąc, że umierał on z jej imieniem na ustach. Ukrył też prawdę o działalności Kurtza w kolonii. „Nie mogłem jej powiedzieć: byłoby się zrobiło za ciemno - beznadziejnie ciemno.”. Słuchacze zupełnie nie skomentowali opowiadania Marlowa, lecz rozeszli się w milczeniu.

Potrzebujesz pomocy?

Młoda Polska (Język polski)

Teksty dostarczyło Wydawnictwo GREG. © Copyright by Wydawnictwo GREG

autorzy opracowań: B. Wojnar, B. Włodarczyk, A. Sabak, D. Stopka, A. Szóstak, D. Pietrzyk, A. Popławska
redaktorzy: Agnieszka Nawrot, Anna Grzesik
korektorzy: Ludmiła Piątkowska, Paweł Habat

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.