Miłość bez wątpienia nie należy do tematów rzadko goszczących na kartach literatury. Opisujący ją autorzy wyrażali za jej pomocą, mniej lub bardziej świadomie, tendencje kulturowe i społeczne, jakie panowały w danej epoce. Amplituda uczuć jakie się z nią wiązały i wiążą jest niezwykle szeroka: od poczucia szczęścia i zaspokojenia, aż po nienawiść i nienasycenie. Sama definicja tego słowa sprawia wiele kłopotów, gdyż, co prawda, można powiedzieć, że miłość jest to stosunek zachodzący pomiędzy dwojgiem ludzi, charakteryzujący się takimi, a takimi, zachowaniami, ale to właściwie niczego nam nie tłumaczy. O wiele prościej jest, gdy sami się zakochamy, wtedy żadne definicje nie są nam potrzebne. Jeśli o mnie chodzi, to sądzę, że jest ona jednym z najbardziej fascynujących i wspaniałych doświadczeń, jakich człowiek może zaznać w swoim życiu, jakkolwiek należy pamiętać również o tym, że miewa ona swój biegun ujemny, który objawia się zazdrością, niekiedy wręcz patologiczną, i próbami całkowitego zawłaszczania jej przedmiotu. Poza tym nie każda miłość jest taka sam. Wszakże inaczej kochamy naszych rodziców, inaczej przyjaciół, a jeszcze inaczej naszych partnerów życiowych. Jednakże każda z tych miłości posiada swoistą dla niej aurę, która, jak to z pogodą bywa, raz jest słoneczna, a raz burzliwa.
Miłość nieszczęśliwa wydaje się być w literaturze nieco bardziej uprzywilejowana niż szczęśliwa. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszakże tak jest i w życiu. Tak na przykład w mitologii odnajdujemy sporą ilość relacji z miłosnych podbojów Zeusa, który, jak się zdaje, przypominał sobie, że posada żonę, Herę mianowicie, jedynie w wypadkach szczególnych, lub gdy ta mu zrobiła karczemną awanturę. Dla odmiany w związku jego brata, Hefajstosa, i Afrodyty, bogini miłości, to ona była tą, która zdradza. Ares, bóg wojny, wydawał się jej o niebo, jeśli nie o Olimp, atrakcyjniejszym od kulawego kowala. Można tu jeszcze przywołać wiele przypadków nieszczęśliwej miłości, gdyż Grecy w tej mierze wykazali się duża pomysłowością. Świadczą o tym takie postacie, jak: Medea, Fedra, Dafne, Selene. Wyjątkowym zaś miłośnikiem, na skalę wręcz światową, jest, oczywiście, Narcyz, która umiera z miłości do siebie, nucąc zapewne przy tym pod nosem refren piosenki Kocham się.
Wypada teraz wspomnieć o przypadkach miłości spełnionej i szczęśliwej, jakie zdarzają się również w mitologii. Narzuca się tu od razu relacja Homera na temat więzi łączącej Odyseusza z Penelopą. Wierność, z jaką żona greckiego herosa oczekuje nań przez dwadzieścia lat, jest wręcz zdumiewającą. Nagrodą za nią jest szczęśliwe połączenie z ukochanym małżonkiem. Udane stadła tworzą również Alkestis i Adment oraz Pigmalion i Galatea.
Przyjrzyjmy się teraz obrazom miłości, jakie przynoszą dzieła, które postanowiłem omówić w niniejszej pracy.
W wierszu Safony odnajdujemy taki oto fragment: "Miłość to dla mnie blask słońca i zwiewny czar i piękno chwili" (Zazdrość). Autorka przedstawia w nim kobietę, która czuje zazdrość widząc parę zakochanych rozmawiających ze sobą. To zapis chwili, w której jej serce drży i tęskni za miłością, a może jedynie obserwować szczęście byłego kochanka, odbijające się w oczach innej.
"... dreszcz przenika ciało ( ..).,
ciemno mi w oczach (...)
Oblana potem, drąca, zalękniona
bledną jak zwiędła, poszarzała trawa (...)
Ze wszystkim jednak trzeba się pogodzić"
Być może w tym wierszu znajdują się echa nieszczęśliwej miłości córki Safony - Kleis do poety Alkajosa. Nie mogąc zdobyć ukochanego rzuciła się ona ze skały w morze.
Miłość rozumiana jako istota świata, z której wyłania się cała jego osnowa, była ulubionym tematem romantyków. Dlatego też w dziełach, jakie tworzyli, pełno jest różnego rodzaju postaci mężczyzn i kobiet, szukających tego uczucia z wielką wytrwałością.
Bez wątpienia do tego typu ludzi należy Werter, tytułowy bohater powieści epistolarnej Goethego Cierpienia młodego Wertera. Jest to opowieść o młodym, nadwrażliwym człowieku, który nie potrafi znaleźć swego miejsca w świecie. Jego duszę zachwyca piękno przyrody, wywołujące w nim uczucia tkliwe, które często prowadzą go do łez. Jest raczej samotnikiem, oddającym się kontemplacji zarówno własnego wnętrza, jak i otaczającego go świata. Jakkolwiek warto zaznaczyć w tym miejscu, że pomimo tego, iż woli być sam, to jednak nie oznacza to, że jest absolutnym mizantropem. Często zdarza się mu przebywać, dotyczy to szczególnie chłopów i dzieci, w towarzystwie ludzi, gdyż stanowią oni dla niego wspaniały obiekt obserwacji. Gdy poznaje Lottę, nie do końca zdaje sobie sprawę, że oto stanęła przed nim miłość jego życia. Na nieszczęście Wertera jest ona już zaręczona z Albertem. Wrażliwy młodzieniec mimo to angażuje się w tą miłość, jakkolwiek zdaje sobie sprawę, że nie rokuje ona żadnych nadziei na spełnienie, gdyż Lotta jest absolutnie lojalna względem swego narzeczonego i z pewnością nie przystałaby na pomysł rozstania się z nim, nie mówiąc już nic o romansie za jego plecami. Duszą Wertera targają sprzeczne uczucia. Z jednej strony, pragnie on pozostać przy obiekcie swych westchnień, gdyż tylko w obecności Lotty jest szczęśliwy, z drugiej jednak, stała obecność Alberta nie pozwala mu na zbyt długie i częste delektowanie się nim. Postanawia zatem wydostać się z tego zaczarowanego kręgu i wyjeżdża by objąć stanowisko na placówce dyplomatycznej, które mu zaproponowano. Okazuje się jednak, że nie potrafi on żyć bez swej miłości.
"Daremnie wyciągam ku niej ramiona rankiem, gdy budzę się z ciężkich snów Na próżno szukam jej nocą w moim łóżku, gdy mnie łudził szczęśliwy, niewinny sen, że siedzę koło niej na łące i trzymam jej rękę, i okrywam ją tysiącem pocałunków. Ach, wówczas, kiedy jeszcze w półodurzeniu sennym sięgam ku niej i budzę się, strumień łez bucha z mego uciśnionego serca i płaczę niepocieszony w obliczu ciemnej przyszłości."
Wraca, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że to uczucie wyniszcza go wewnętrznie, że w obecności Lotty i Alberta będzie cierpiał straszliwe katusze, które, kto wie, do czego go doprowadzą. Po powrocie zaczyna w obecności dziewczyny zachowywać się dziwnie, niemalże jak szaleniec. W końcu ona decyduje się zerwać znajomość z nim, co powoduje, że Werter nie mogąc znieść myśli o ostatecznym rozstaniu popełnia samobójstwo. Jak się okazało była to miłość, która nie znosiła żadnych kompromisów, wykluczająca wszelkie stany pośrednie i, mimo całej sympatii, a może i uczucia, jakie miała Lotta dla Wertera, stosunkowo jednostronna i platoniczna.
Mickiewicz zapewne wzorował swego Gustawa, bohatera czwartej części Dziadów, na postaci Wertera. Koleje jego życia poznajemy dzięki opowieści Księdza obrządku greko - katolickiego. W Zaduszki pojawił się w jego mieszkaniu dziwny młodzieniec ni to człowiek, ni to szaleniec, ni to duch. Opowiada mu on historię swego życia, w której centralnym punktem są dzieje jego nieszczęśliwej miłości. Kochanka młodzieńca jawi się w tej opowieści jako uosobienie czaru i słodyczy, istota raczej z tamtego niż tego świata. Jego monolog zbacza także na bardziej ogólne, filozoficzne rozważania na temat śmierci i miłości. Jednym z rodzajów tej pierwszej, najstraszniejszym, jest rozłąka z osobą ukochaną. To miało się przydarzyć młodzieńcowi. Księdzu w końcu udaje się rozpoznać z kim ma do czynienia. To wszakże Gustaw, jego niegdysiejszy podopieczny. Ten widząc, że mistrz go rozpoznał, zaczyna mu czynić wymówki, że podsunął mu lektury, które, z jednej strony, były dlań przepustką do raju, z drugiej natomiast, wiodły go do bram piekła. Wszakże samobójstwo, nawet uczynione pod wpływem zawodu miłosnego, skazuje człowieka, który je popełnił, na wieczne męki. Jak zatem widać Gustaw jest w pełni bohaterem romantycznym - szalony swą miłością, gotowym dla niej nawet umrzeć. Co więcej, Mickiewicz wyraża za pomocą jego postaci pewną myśl. Według niego miłość jest trwalszym elementem rzeczywistości niż wszelkie rzeczy, które nas otaczają, dlatego też Gustaw kontynuuje swój żywot, mimo tego iż jego ciało , zapewne, już dawno temu zgniło.
Także Giaur, bohater powieści poetyckiej Georga Byrona, jest człowiekiem, którego duszę przeorała miłość, będąc przyczyną , z jednej strony, uczucia wielkiego, wręcz niewyobrażalnego, szczęścia, jakiego doznał nasz bohater, z drugiej natomiast, bólu i udręki. Niewiele o nim wiemy, gdyż szczegóły jego biografii zasnuwa mgła tajemnicy. Wiadomym są nam natomiast przyczyny podejmowanych prze niego działań zmierzających do zabicia pewnego człowieka. Skłania go do tego chęć zemsty. Giaur, czyli Niewierny, zakochał się w jednej z żon osmańskiego rządcy Grecji, Leili. Była to miłość odwzajemniona, taka, która przed kochankami otwiera bramy raju. Jednakże ich romans wyszedł na jaw. Giaur zdołał ujść z życiem, ale Leila poniosła straszną śmierć w odmętach z rozkazu swego oszalałego z zazdrości męża. Życie Niewiernego po tym wydarzeniu zamienia się piekło - "Kto nienawidzi, kocha się lub boi; temu za piekło jedna chwila stoi...". Odtąd kieruje nim wyłącznie pragnieniem zemsty, którą w końcu udaje się mu spełnić, ale nie znajduje w niej ukojenia. Świat bez Leili jest nic niewart, dlatego też Giaur decyduje się wstąpić do klasztoru, gdzie miał nadzieję znaleźć choć odrobinę ukojenia. Byron stworzył bohatera, który bez obiektu swej miłości nie wyobraża sobie życia, bez niej świat jest pustynią, na której walczą ze sobą skorpiony, obojętnym i głuchym na wszelkie wołanie wszechświatem zimnej materii.
Nieszczęśliwa miłość nie musi jednak wiązać się z tak egzotycznymi i dramatycznymi wydarzeniami. Jest raczej odwrotnie - największe tragedie zdarzają się najcichszym i najskromniejszym spośród naszych bliźnich. Być może te dwa ostanie określenia nie pasują najlepiej do Stanisława Wokulskiego, niemniej jednak każdy przyzna, że daleko mu do samotnego mściciela pędzącego na swym spienionym rumaku ku przeznaczeniu, które zwykle jest dość krwawe i kończy się jakimś ładnym zdaniem o tym, że świat jest zdecydowanie niedobry. Dla głównego bohatera Lalki miłość, jaką zapałał do Izabeli Łęckiej, jest doświadczeniem tyle niespodziewanym, co zaskakującym. Wydawało mu się bowiem, że wszystkie szalone uniesienia młodości - udział w powstaniu styczniowym - ma raczej już za sobą . Jednak nie. Uczucie, które nim zawładnęło, okazało się być żywiołem, nad którym jego rozum i zdrowy rozsądek nie były w stanie zapanować. Wszakże, gdy Izabela uśmiechnęła się do jakiegoś innego mężczyzny, Wokulski, stateczny i dojrzały mężczyzna, był gotów skoczyć mu do gardła w jak najbardziej krwawych zamiarach, gdy natomiast ta łaska spotkała, co akurat było dość rzadkie, jego, to pan Stanisław poczynał bujać gdzieś tak mniej więcej pomiędzy szóstym a siódmym niebem, a pewnie nie raz udawało się mu osiągać i Empireum. Nic zatem dziwnego, że dla niej był w stanie robić chybione interesy - kupił na przykład kamienicę należącą do Łęckich po zawyżonej cenie, byle tylko mieć powód, aby być koło swej ukochanej. Niestety miał tego pecha, że Izabela była lalką, co powodowało to, że jej serce biło szybciej wyłącznie w obecności pajaców pokroju Starskiego. Jednakże Wokulski w swym zaślepieniu, doprawdy godnym wszystkich Werterów, Gustawów i Giaurów świata razem wziętych, nie zwracał uwagi na tą drobną, szmacianą, przypadłość, która przytrafiła się jego narzeczonej, a gdy już zwrócił, to się zabija, albo coś w tym rodzaju - Prus, jak się zdaje, nie mógł się zdecydować co uczyni imć pan Wokulski, gdy się dowie, że łopaty jego rogów, przyprawionych mu przez Izabelę, są godne zawisnąć w komnatach królewskich, jeśli nie cesarskich. Cóż, komiczność i tragizm chadzają często po tym samym gościńcu.
Tragiczną była również miłość, która połączyła Tristana oraz Izoldę. Zakochali się on w sobie po wypiciu magicznego napoju miłosnego, który nie był przeznaczony dla nich. Od tej chwili ich los jest przesądzony - są dla siebie i tylko dla siebie. Oczywiście, coś takiego musiało skończyć się źle. Zresztą już na samym wstępie tej opowieści słyszymy: "Panowie miłościwi, czy wola wasza usłyszeć piękną opowieść o miłości i śmierci? To rzecz o Tristanie i Izoldzie królowej. Słuchajcie, w jaki sposób w wielkiej radości, w wielkiej żałobie miłowali się, później zasię pomarli w tym samym dniu, on przez nią, ona przez niego. " Autor tej opowieści nie hołdował, jak się zdaje, nowomodnej koncepcji literackiej, że czytelnik nie powinien wiedzieć na początku, co wydarzy się na końcu. I słusznie, gdyż w ten sposób szczegóły fabularne zejdą na plan drugi, na pierwszym zaś będzie królować miłość, prawdziwa bohaterka tej smutnej historii. Jawi się tu ona jako uczucie wszechogarniające, na poły mistyczne, które parę kochanków wydziela z otaczającego ich świata i zamyka w formie doskonałej. Nic już nie jest dla nich ważne ani życie, ani śmierć, ani ból zadany ich współmałżonkom (król Marek, Izolda o Białych Dłoniach). Miłość to całość i nic poza nią nie istnieje.
Kochać tragicznie można nie tylko kobietę, ale również inne byty, np. ojczyznę. Tego typu przypadki zdarzały się wyjątkowo często postaciom wykreowanym w dziełach polskich romantyków. Palma pierwszeństwa w tej mierze należy się bezapelacyjnie Konradowi Wallenrodowi, bohaterowi powieści poetyckiej Adama Mickiewicza. Ten to mężczyzna powodując się miłością do Litwy odrzucił miłość do kobiety, żony zresztą jego, gdyż tego wymagała niewesoła sytuacja polityczna kraju.
Konrad został za młodu wzięty do niewoli przez rycerzy Zakonu Przenajświętszej Maryi Panny i pośród nich się wychował, ale na dnie jego duszy przez wszystkie lata pobytu w państwie krzyżackim tliło się ciągle zarzewie buntu, gdyż nigdy nie przestał kochać swej ojczyzny. Zresztą nie pozwalał mu na to stary Wajdelota, który podobnie jak Konrad był niewolnikiem. Pewnego dnia udało się naszemu bohaterowi uciec. Trafił on na dwór Kiejstuta, władcy Litwy, gdzie miał możność poznać jego nadobną córkę, Aldonę. Uczyniła ona na nim piorunujące wrażenie, zresztą absolutnie odwzajemnione, tak iż niedługo na dachu kasztelu kniazia wróble zaczęły ćwierkać o rychłym ślubie młodych, co też zresztą okazało się prawdą. Ich szczęście jednak nie trwało długo. Krzyżacy najechali na Litwę całą swą potęgą. Jedynym człowiekiem, który zdawał sobie w pełni sprawę z powagi sytuacji, był Konrad, wszakże wychował się pośród zakonników, a zatem wiedział do czego jest zdolna ich machina wojenna. Równocześnie na dworze Kiejstuta pojawia się Wajdelota. Przypomina on Wallenrodowi, jakie są jego obowiązki względem ojczyny, żądając jednocześnie od niego podjęcia się tyle podstępnej, co zdradzieckiej misji, mającej na celu zniszczenie wroga. Po długim wahaniu nasz bohater zgadza się, wie, że nie zazna spokoju, dopóki go nie będzie w ojczyźnie. Miłość do Aldony zostaje złożona na ołtarzu miłości do Litwy. Konrad wróciwszy do państwa krzyżackiego zaczyna wspinać się po kolejnych szczeblach hierarchii zakonu, by w końcu zostać Wielkim Mistrzem. Teraz może dokonać swej zemsty, jakkolwiek odczuwa on wielki dyskomfort moralny zdradzając swych towarzyszy. Wszakże jest on Litwinem, ale również rycerzem. Czy w takim razie może stosować tak podstępne metody walki? Miłość do ojczyzny sprawia jednak, że pozbywa się on wszystkich skrupułów. Dowodzi tak nieudolnie wojskami krzyżackimi, że te przegrywają bitwę za bitwą z Litwinami. Potęga zakonu zostaje złamana, a zemsta Konrada dokonała się.
Uczucia patriotyczne to jeden z liczmanów literatury romantycznej w Polsce, a bohater, który poświęca się w służbie narodu, lub szerzej ludzkości, jest tu postacią pierwszorzędną. Ich życie jest kreowane na wzór mitycznego Prometeusza, który wykradłszy dla ludzi ogień bogom, odpokutowywał swój postępek przykuty do skał Kaukazu, a żarłoczny orzeł wyżerał mu wciąż na nowo odrastającą wątrobę. Takie aspiracje ma również Kordian, bohater dramatu Juliusza Słowackiego. Oczywiście, słowo "aspiracje" nie odnosi się tu do chęci bycia przykutym do skały, ale do poświęcenia się za naród. Gdy go poznajemy jest piętnastoletnim młodzieńcem porażonym "chorobą wieku" oraz miłością do starszej od siebie kobiety. Jego psychika jest niezwykle złożona i delikatna, ma on skłonności neurotyczne i niezwykłą nadwrażliwość zmysłów. Jego spojrzenie na świat przesyca pesymizm. Wszystko, co jest, już było, a wszystko, co będzie, już jest - życie jest zatem bezsensownym kołem narodzin i śmierci, które w ruch puścił niewiadomo kto, a może nawet nikt. Wszystko to prowadzi go do próby samobójczej. W następnych odsłonach dramatu poznajemy go już w innym wcieleniu. Na szczycie Mont Blanc przechodzi przemianę, zrzuca "płaszcz Gustawa" i przeobraża się w bojownika sprawy polskiej. Chce on podobnie jak Winkelried, bohater narodowy Szwajcarów z czasów ich wojen z Austriakami, wziąć na siebie wszelkie ciosy wymierzone w jego umiłowaną ojczyznę, chcę się poświęcić za ogół, by w ten sposób Polska mogła być znowu wolną. Okazuje się jednak, że nie wystarczy chcieć, że nie zawsze jednostka może przechylić szalę zwycięstwa, tym bardziej, że pod względem psychicznym i moralnym jest ona niezwykle słaba. Kordian przegrywa i nie realizuje swego wielkiego marzenia o zbawieniu naszego narodu. Inaczej mówiąc, w swej miłości zawodzi.
Bardzo podobna postacią do Kordiana jest Konrad, bohater trzeciej części Dziadów Adama Mickiewicza. Przechodzi on przemianę wewnętrzną w celi klasztoru, który władzom carskim służy za więzienie (to wątek autobiograficzny - Mickiewicz rzeczywiście przez pół roku był więziony w klasztorze bazylianów). Wcześniej był romantycznym kochankiem, dla którego istniała wyłącznie miłość i osoba ukochanej, żadne inne sprawy czy problemy nie miały do niego przystępu. W celi u bazylianów narodził się natomiast nowy człowiek - bojownik o sprawę narodu, który w swym mniemaniu ukochał miłością czystą, pozbawiona wszelkiego egoizmu.
"Ja kocham cały naród! - objąłem w ramiona
Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia
Przycisnąłem tu do łona,
Jak przyjaciel, kochanek, małżonek, jak ojciec:
Chcę go dźwignąć, uszczęśliwić,
Chcę nim cały świat zadziwić,
Nie mam sposobu i tu przyszedłem go dociec."
To dla niego chce się poświęcić, aby swym cierpieniem wyjednać mu szczęśliwą przyszłość. Prosi zatem Boga, aby Ten udzielił mu swej mocy. Niestety nie otrzymuje żadnej odpowiedzi, gdyż jej otrzymać nie mógł. Bóg chrześcijański jest Bogiem miłości, a nie surowym Demiurgiem, objawiającym się za pomocą na poły magicznej mocy, którą razi swych przeciwników, nie mógł zatem i zapewne nie chciał udzielić takowej Konradowi. Okazuje się zatem, że nasz zbawca narodu się pomylił, jego miłość była oparta na fałszywych podstawach - dążeniu do dyktatorskiej władzy, a nie na współczującym stosunku do bliźnich.
W dziełach literackich odnajdujemy również przykłady miłości rodzicielskiej. Bywa ona przedstawiana różnie - raz są eksponowane jej pozytywne strony, raz negatywne. Do tego pierwszego rodzaju należy bez wątpienia cykl Trenów, czyli pieśni żałobnych, Jana Kochanowskiego napisanych przezeń po śmierci swej malutkiej córki. To właśnie ona jest ich główna bohaterką, a zarazem adresatką skarg wznoszonych przez zrozpaczonego ojca. Na ów cykl składa się dziewiętnaście lirycznych utworów. Jego kompozycja jest wyznaczana przez reguły tego gatunku literackiego, jakkolwiek w tym wypadku dotyczą one raczej całego zbioru niż pojedynczych, składających się nań, utworów Na początku mamy zatem do czynienia z pochwałą cnót i zalet osoby zmarłej, następnie podmiot liryczny ujawnia wielkość straty, którą poniósł, oraz swój żal, że dana osoba odeszła w zaświaty, w końcu zaś następuje pocieszenie i napomnienie, by nie przesadzać w cierpieniu.
Kochanowski zatem przedstawia nam w pierwszych trenach postać Urszuli, która jawi się tu jako dziecko niezwykle żywe i inteligentne, posiadające wrodzony talent poetycki, który w opinii ojca znacznie przewyższał jego własny. W trenie VI- ym nazwał ją nawet imieniem wspomnianej już w tej pracy najsłynniejszej greckiej poetki Safony ("Safo słowieńska"). Jej przedwczesna śmierć jest zatem jawną niesprawiedliwością - jak bowiem może odchodzić ktoś, kto nie miał szansy pokazać pełni swych możliwości? Być może w grę wchodzi jakaś pomyłka, co poeta sugeruje w trenie V - ym, w którym to porównał swą córkę do drzewka oliwnego wzrastającego pośród ostów i cierni, które wraz z nimi zostaje przycięte przez nieuważnego ogrodnika i obumiera. W wypadku Urszuli tym ogrodnikiem byłby sam Bóg. Światopogląd Kochanowskiego zaczyna się chwiać. Do tej pory był chrześcijaninem, który zaufał Bogu, a jednocześnie humanistą, który do swej wiary włączył wątki filozofii stoickiej. Jak jednak teraz Bóg, który miał być miłością, może wytłumaczy mu śmierć tej niewinnej istoty oraz ból, jaki został sprawiony jej ojcu? Jak Zenon, lub też Epiktet, mogą mu teraz doradzać zachowanie spokoju, bezwzględnej równowagi ducha, która przystoi mędrcowi? Takie pytania pojawiają się w trenie IX - ym.
"Kupi by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!
Która, jeśli prawdziwie mienią, wszytki żądze,
Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,
A człowieka tylko nie w anioła odmienić,
Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,
(…)
Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był ujrzał progi twoje!
Terałem nagle z stopniów ostatnich zrzucony
I między insze, jeden z wiela, policzony."
Chyba nie ma bardziej wstrząsającego świadectwa w literaturze polskiej na załamanie się czyjejś wizji rzeczywistości.
Kilka następnych trenów jest utrzymanych w podobnej tonacji, jednakże powoli nieszczęśliwy ojciec zaczyna wydobywać się z otchłani, w której się zanurzył. Zamykający cykl utwór jest zatytułowany Sen. Opisuje w nim Kochanowski swój rzeczywisty majak senny, który przybrał wygląd jego matki, trzymającej na ręku Urszulę (ikonografia tego poetyckiego obrazu przypomina przedstawienia Madonny z Chrystusem). Pociesza go ona, że jego córka zażywa już chwały u boku Pana, a jej śmierć w tak młodym wieku uchroniła ją tylko od wielu cierpień, które są przeznaczone ludziom żyjącym na tym świecie. Kochanowski w końcu odnalazł swe ukojenie.
Wyłącznie negatywne cechy posiada miłość Joachima Goriota do swych dwóch córek: Delfiny i Anastazji. Bohater powieści Honoriusza Balzaka zatytułowanej Ojciec Goriot był dorobkiewiczem, a dokładniej rzecz ujmując, spekulantem, który dorobił się na różnicy cen mąki przed i po Wielkiej Rewolucji. Jednakże same pieniądze mu nie wystarczyły, gdyż postanowił wykierować obydwie swe latorośle "na ludzi". Co zresztą, mu się udało - jedna wyszła za bankiera, druga natomiast za arystokratę. Można by powiedzieć, że Goriot od ich ślubu więcej ich nie widział, gdyby nie było to nieprawdą, a wszakże spotykał je, co prawda zawsze potajemnie i tylko wtedy, gdy potrzebowały pieniędzy, ale zawsze. Wstydziły się zatem one swego ojca, wiedząc, że klasa, w której się obracają, nie toleruje parweniuszy. Niestety Goriot nie posiadał trzeciej córki, jak król Lear, który znalazł się w podobnej sytuacji co on, mogącej przynieść mu swoją miłością ukojenie.
Nieszczęsny ojciec zamieszkał w pensjonacie pani Vaquer. Wraz ze zmniejszaniem się zapasu gotówki, córeczki miały niezwykle duży dar przepuszczania pieniędzy, zwykle na rzeczy i rozrywki zupełnie niepotrzebne, przenosił się on na coraz wyższe piętra, co oznaczało gorsze warunki mieszkaniowe. W swej ostatniej sadybie, którą należałoby nazwać właściwie norą, umiera nie niepokojony przez swe latorośle, którym do głowy by nie przyszło, że ich ojciec jest w potrzebie, że może być głodny, a nawet gdyby o tym pomyślały, to kto wie czy pospieszyły by mu z pomocą? Tuż przed śmiercią Goriot powiedział: ,,Obie mają serce z kamienia. Nadto sam je kochałem, aby one mogły mnie kochać". Przedstawiony przez Balzaca obraz miłości ojcowskiej jest wręcz patologiczny, czego, jak można sądzić po ostatnim wyznaniu, Goriot był w pełni świadomy. Można tylko domniemywać dlaczego jego uczucie względem córek przybrało akurat taką formę. Może chciał w ten sposób zrekompensować sobie chłód emocjonalny panujący w jego rodzinnym domu? A może chodziło o coś zupełnie innego? Jakkolwiek by nie było, jedno wydaje się być pewne - ta miłość stała się przyczyną wykrzywienia charakterów Delfiny i Anastazji, a więc po części Goriot sam sprowadził na siebie wszystkie te nieszczęścia rodzinne, które go spotkały.
Znakomitym przykładem miłości rodzinnej, a zarazem takiej, która ostanie się wbrew wszelkim przeciwieństwom losu, jest uczucie łączące Antygonę, tytułową bohaterkę tragedii Sofoklesa, z jej braćmi: Polinejkesem i Eteoklesem. Zginęli oni walcząc ze sobą, z tym, że pierwszy by jednocześnie zdrajcą ojczyzny, a drugi jej obrońcą. Kreon, władca Teb, a zarazem wuj rodzeństwa, wydał rozkaz by Eteokles został pochowany ze wszystkimi honorami należnymi bohaterowi, natomiast ciało Polinejkesa miało być pozostawione na pożarcie dzikiemu ptactwu, a jego imię wymazane z annałów królestwa i pamięci ludzkiej. Antygona nie mogła pogodzić się z tym rozkazem, gdyż według wierzeń Greków dusza człowieka, którego truchło nie zostało pochowane, będzie się błąkać po świecie i nigdy nie zazna spokoju w Hadesie. Ta perspektywa wydawała się jej straszną, wszakże nie chcemy by tych, których kochamy, spotykały jakieś nieszczęścia, nawet jeśli oni już nie żyją. Czy jednak mogła sprzeciwić się rozkazowi wuja? Co ważniejsze? Prawa nadane ludziom przez Bogów, czy też wola władców, regulująca zasady życia społecznego. Antygona uznała, że jednak to pierwsze, sprawiła zatem pochówek bratu i poniosła konsekwencje swego czynu. Została skazana przez Kreona na śmierć. Ale czy mogła ona uniknąć takiego losu, wybierając podporządkowanie się woli wuja, skoro była osobą, która przyszła "Współkochać (…), a nie współnienawidzić"? Raczej nie, gdyż miłość, to rzecz dana nam przez bogów, a zatem nie możemy się przeciwstawiać jej prawom.
Nie wiem czy miłość jest żywiołem niszczycielskim, czy też wręcz przeciwnie. Oczywiście, najłatwiej by było odpowiedzieć, że tak i tak, do czego, jak sądzę, uprawniają mnie jej opisy, które odnajdujemy w zaprezentowanych powyżej dziełach literackich, ale takie stwierdzenie byłoby pójściem na łatwiznę. Wszakże każdy z nas żyje w jakimś tu i teraz, a zatem przeżywa jeden, niepowtarzalny żywot, w którym miłość może przyjąć, na przykład, tylko jedno oblicze i tylko ono będzie dla nas prawdziwe. Zatem dla Wertera jest ona destruktorką niszczącą podstawy jego psychiki i przez to prowadzącą go do samobójczej śmierci, natomiast dla Kochanowskiego, po okresie zwątpienia, stanowi odskocznię dla umocnienia jego wiary oraz do przemyślenia i pogłębienia jego filozofii życiowej, a zatem w ostatecznym rachunku jego miłość okazuje się być niezwykle owocnym i budującym dlań doświadczeniem. Jak jest w Twoim przypadku, Czytelniku? Nie wiem. To Ty musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie.