Pragnieniem większości ludzi jest to, by być szczęśliwym. Właściwie wszystkie wysiłki ludzi koncentrują się na tym, żeby zyskać szczęście. Starożytni filozofowie radzili, jak wejść na drogę prowadzącą w kierunku szczęście. Najlepszym przykładem będzie tu Epikur, który uważał, ze szczęściem jest nieobecność nieszczęścia. I zalecał, by omijając w życiu wszystko, co z tym nieszczęściem się wiąże. Za cenę spokoju radził zrezygnować nawet z tego, o czym marzymy, jeśli to marzenie miałby nam przysporzyć trosk. Tak mędrcy greccy próbowali radzić sobie z cierpieniem - omijać szerokim łukiem.
W tym samym czasie rozwijała się kultura judejska, oparta na tradycji Biblii, Starego Testamentu, do którego po jakimś czasie dołączył Nowy Testament, a judaizm wydał na świat chrześcijaństwa (co prawda rodzić i dziecko nie potrafili się dogadać, ale najbliższe z możliwych pokrewieństwo jest niepodważalnym faktem). W tej tradycji - biblijnej - cierpnie nie jest niczym złym. W tej tradycji mędrcy wskazują nie nieuchronność cierpienia. Nic bardziej mylnego, gdyby przyjąć, że jest to kultura masochistów - przeciwnie. Są to ludzie raczej zbliżeni do tego odłamu greckich filozofii, który został nazwany "stoicyzm" i przejęty nawet przez rzymskie chrześcijaństwo.
Cierpienia nie da się uniknąć. Nikt nie wie, dlaczego się pojawia. Nie jest kara za grzechy (choć bywa) - na co przykładem najlepszym i najbardziej bolesnym są losy Hioba, na którego spadł grad plag, ale on nie ugiął się pod tym potwornym deszczem, tylko dalej trwał w wierze w Boga. Gdy ten przekonał się, że Hiob jest człowiekiem niezachwianym, zesłał na niego jeszcze więcej dobrodziejstw niż poprzednio.
Głupcem byłby ktoś, kto śmiałby powiedzieć, że pytanie: dlaczego, nie padło z ust Hioba. padło, ale nie było w tym zwątpienia. Hiob był na tyle mądry, by wierzyć, że bóg ma w tym wszystkim swój plan i nie robi tego wszystkiego jedynie po to by go skrzywdzić. Nie jest sprawa człowieka przenikać myślą boskie plany. Człowiek ma trwać i dzielnie znosić wszystko - o dobre i złe. Grymaszenie to nie jest domeną człowieka.
Hiob mówi: Pan dał, Pan wziął. W tych słowach jest ogromna mądrość, ponieważ nic, co mamy, nie jest od nas, niczego nie mamy, bo nic nie wymyśliliśmy - wszystko jest darem. I jeśli ten dar zostaje odebrany, to nawet jeśli to odebranie przyniesie cierpnie, to musimy na to przystać, bo nie od nas ten dar pochodził. Jak śpiewa Antonina Krzysztoń: Cóż masz, czego byś nie otrzymał, cóż masz, cóż masz?"
Lamentacje, jęki i krzyki są nierozłączne z takim cierpieniem. nie da się tego uniknąć. Wykrzyczenie bólu jest dobrym sposobem na wyzbycie się emocji i zdobycia sił na dalsze życie. Trzeba tylko uważać na to, co krzyczymy.
Przykładem współczesnego nawiązania do historii biblijnych, które poruszają problem cierpienia i jego zasadności w świecie, jest kontrowersyjny film Mela Gibsona pt. "Pasja". Ten słynny aktor, reżyser oraz ortodoksyjny katolik przedstawił taka wizję śmierci Jezusa, po której nikomu nie przyszłoby do głowy pomyśleć, ze opowieści biblijne są jedynie bajeczkami. PO tej krwawej, tak brutalnej, ze ledwo mieści się w głowie, by podobne rzeczy mogły się wydarzyć (cena biczowania pejczem z haczykami czy scena, w której kruk rozbija czaszkę Chrystusowi nie pozwalają na jedzenie popcornu w kinie) czujemy zapach krwi Jezusa. Wiemy już, na co się odważył. Umarł za nas. Sam niewinny, mógł się z tego wszystkiego wywinąć, nie musiał cierpieć - a jednak. Woła na krzyżu - eli, eli lamma sabachtani, panie mój panie czemuś mnie opuścił i oddaje ducha ojcu.
Cierpienia ma sens. Cierpienie Jezusa odkupiła grzech pierworodny pierwszych rodziców i dało nam szanse na życie wieczne. Ile odwagi musiał zebrać w sobie Jezus, który - oprócz tego, ze był Bogiem - był przecież człowiekiem?
Chrześcijaństwo bywa krytykowane za akceptację cierpienia. Ale - czy może być inaczej, jeśli Chrystus umarł w potwornych cierpieniach a jego pierwsi wyznawcy byli okrutnie prześladowani, co opisał Henryk Sienkiewcz w "Quo vadis?" Umierali na arenach, rozszarpywani przez dzikie zwierzęta, płonęli na krzyżach (pochodnie Nerona), modlili się w katakumbach, a jednak trwali przy swojej wierze i przyjmowali zagrożenie, ból, utratę bliskich jak dar.
nie zachęcam do miłowania się w cierpieniu, bo nie w tym rzecz, jednak trzeba pamiętać, że cierpienie (teraz to wiemy) jest nic nie może go zniszczyć. My jedynie musimy nauczyć się z nim żyć i postarać się, by w związku z nim stać się mądrzejszym, lepszym i lepiej żyjącym. Jednak na pytanie: jak to zrobić? każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam - to jest nasze życiowe wyzwanie.