Witold Gombrowicz - powieściopisarz i dramaturg - jest również autorem dziennika, spisywanego w latach 1953 - 1966. Słynny "Dziennik", wedle Jana Błońskiego, oprócz tego, że zawiera mnóstwo informacji o życiu pisarza, jest także "kluczem i koroną wszystkiego, co Gombrowicz napisał".

Pierwszy fragment "Dziennika" ukazał się w kwietniowym numerze paryskiej "Kultury" w 1953 roku i od tego momentu, aż do roku 1969, "Kultura" regularnie teksty Gombrowicza zamieszczała. W miarę przybywania dziennikowych zapisków oraz z powodu wzrastającej sławy pisarza, redaktor wspominanego pisma, Jerzy Giedroyc, w porozumieniu z autorem zdecydował się na opublikowanie tychże notatek i wspomnień w edycji książkowej. Ukazały się one Instytucie Literackim w serii "Biblioteka Kultury", a potem weszły w skład "Dzieł zebranych" Witolda Gombrowicza.

Pisarz notował w dziennikach swoje spostrzeżenia dotyczące sztuki, kultury, polityki, aktualnych wydarzeń oraz spisywał liczne żale, frustracje związane głównie z pojęciem "polskości" i samymi Polakami, także tymi na emigracji. Gombrowicz przejawia się tutaj jako pisarz, interpretator własnej twórczości, jako krytyk, bywalec na salonach sławnych osobistości oraz jako sumienie własnego narodu i surowy, aczkolwiek sprawiedliwy sędzia. "Dziennik" wspaniale rozprawia się z mitem polskości, romantyczną i martyrologiczną tradycją naszego narodu, jego emfatycznym, nadmuchanym patriotyzmem. Gombrowicz pokazuje i tłumaczy Polakom, że powinni wyzwolić się ze swojej ciasnej narodowej formy i zrozumieć, czym są, jacy są i dlaczego.

Najważniejszym tematem "Dziennika" jest jednak sam Gombrowicz. Swoje zapiski traktuje bowiem od samego początku ich powstawania, jako element szeroko zakrojonej strategii autokreacji własnej legendy. Już od pierwszych notatek jednym z najistotniejszych motywów, obok refleksji autobiograficznej, jest autotematyzm. Pierwszy wpis, jaki odnajdujemy otwierając tom pierwszy "Dziennika" brzmi wszakże: "Poniedziałek: Ja.; Wtorek: Ja.; Środa: Ja.; Czwartek: Ja." Gombrowicz z pełną odpowiedzialnością podkreśla, uwypukla swój egotyzm.

Oprócz tego, "Dziennik" można również nazwać, ze względu na jego niejednorodność, tekstem hybrydycznym - takie właśnie było zresztą zamierzenie Gombrowicza. Obok zapisków typowych dla gatunku, jakim jest dziennik, występują tutaj elementy charakterystyczne dla dyskursu felietonowego, eseistycznego czy pamiętnikowego. Spotkamy tutaj recenzje, znajdziemy sylwetki pisarzy oraz literackie polemiki. Gombrowicz spiera się na łamach "Dziennika" ze środowiskiem emigracyjnym, Stefanem Kisielewskim, Czesławem Miłoszem i innymi.

Z noblistą spotyka się pierwszy raz na łamach "Kultury", gdzie omawiał i recenzował jego ukazujące się książki. Dyskusja, jaka się pomiędzy pisarzami narodziła, nie została rozstrzygnięta nigdy. Gombrowicz niezwykle cenił i szanował Miłosza, natomiast nie mógł zgodzić się z nim w wielu kwestiach światopoglądowych.

Pisząc o "Zniewolonym umyśle", zauważa, że: "Miłosz jest pierwszorzędną siłą. To pisarz o jasno określonym zadaniu, powołany do przyśpieszania naszego tempa, abyśmy nadążyli epoce, i o wspaniałym talencie. Znakomicie przystosowany do wypełniania tych przeznaczeń swoich. Posiada on coś na wagę złota, co nazwałbym "wolą rzeczywistości", a zarazem wyczucie punktów drastycznych naszego kryzysu. Należy do nielicznych, których słowa maja znaczenie (jedynie, co może go zgubić, to pośpiech)." Natomiast komentując "Zdobycie władzy", pisze: "Bardzo silna książka. Miłosz to dla mnie przeżycie." Zauważa również, że poeta "zalicza się do autorów, którym osobiste życie dyktuje dzieło." Poza tym, że zdarzyło się Gombrowiczowi pisać o swoim rodaku pochlebnie, to w większości uwagi dotyczące noblisty są raczej krytyczne, usiłują obnażyć jego słabości. W jednym z komentarzy do "Rodzinnej Europy" zanotował: "Przy czytaniu Miłosza zalecam ostrożność, gdyż on jest - tak twierdzę - osobiście zainteresowany w zamazywaniu konturu". Być może było tak, iż wzajemne relacje pomiędzy pisarzami oparte były w pewnym stopniu na wzajemnej zazdrości i podziwie, do którego, szczególnie Gombrowiczowi, trudno się było przyznać. Poza tym wyznawali oni zgoła odmienne wartości - Miłosz bardzo cenił sobie rodzinę, pamięć o utraconym dzieciństwie skrzętnie przechowywał wszak w swojej poezji i prozie ("Dolina Issy"). Był przywiązany do przeszłości i to różniło go od Gombrowicza, który do wszystkiego podchodził z ogromnym dystansem. Obaj intelektualiści byli jednak synami swojej epoki, różnił ich po prostu temperament oraz rozwiązania, jakie stosowali w swojej twórczości.

Inaczej rzecz się ma ze stosunkiem Gombrowicza do twórczości Stanisława Wyspiańskiego. W pierwszym tomie dzienników możemy przeczytać, jaka jest literacka ocena wartości spuścizny dramaturga. Otóż pisze Gombrowicz, że: "Nuda tych dramatów... I któż rozumiał coś z ich liturgii. Wyspiański jest jednym z największych wstydów naszych, gdyż nigdy nasz podziw nie rodził się w podobnej próżni, oklaski, hołdy, wzruszenia nasze w tym teatrze nie miały nic wspólnego z nami. Jaki był sekret tego triumfu? Wyspiański również zaspakajał potrzeby, ale były to potrzeby jak najdalsze życiu indywidualnemu, potrzeby Narodu. Naród potrzebował posągu. Naród domagał się wielkiej sztuki. Dramatyczność narodu domagała się narodowego dramatu. Naród potrzebował kogoś, kto by w sposób wielki celebrował jego wielkość. Wyspiański, przeto stanął przed narodem i powiedział: oto mnie macie! Żadnej małości, sama wielkość i w dodatku z greckimi kolumnami. Został przyjęty." Gombrowicz jednoznacznie skrytykował również "Wesele", pisząc o nim, że jest "z punktu widzenia ogólnoludzkiego nie wzbogacający".

Emocje Gombrowicza wzbudził także artykuł Jana Lechonia zamieszczony w "Wiadomościach Literackich", a dotyczący "Literatury polskiej i literatury w Polsce". Pisarz bardzo krytycznie ocenił tenże odczyt, którego premiera miała miejsce w Nowym Jorku. Pisze o nim: "wywody te zmierzają jeszcze raz do wykazania, że równi jesteśmy najlepszym literaturom światowym, ale zapomniani i niedoceniani!" oraz "porównać Mickiewicza z Dantem lub Szekspirem, to porównywać owoc z konfiturą, (...) pole i wioskę z katedrą lub miastem". Gombrowicz krytykuje naszą potrzebę dowartościowania własnej twórczości, chęć dorównania za wszelką cenę kulturze Zachodu. Pisarz doskonale zdaje sobie sprawę z polskich kompleksów i naszych narodowych bolączek, gorączkowego poszukiwania substytutów wszelkich zagranicznych sław. Świadczyć może o tym chociażby taki zapis: "Kiedyś zdarzyło mi się uczestniczyć w jednym z tych zebrań poświęconych wzajemnemu polskiemu krzepieniu się i dodawaniu ducha... gdzie, odśpiewawszy Rotę i odtańczywszy krakowiaka, przystąpiono do wysłuchiwania mówcy, który wysławiał naród, albowiem wydaliśmy Szopena, albowiem mamy Curie-Skłodowską i Wawel (...). Tłumaczył on sobie i zebranym, że jesteśmy wielkim narodem (...). Ale ja odczuwałem ten obrządek jak z piekła rodem (...). Gdyż oni, wywyższając Mickiewicza, poniżali siebie (...). Geniusze! Miałem ochotę powiedzieć zebranym: Cóż mnie obchodzi Mickiewicz? Wy jesteście dla mnie ważniejsi od Mickiewicza. I ani ja ani nikt inny nie będzie sądził narodu polskiego według Mickiewicza lub Szopena, ale wedle tego, co tu, na tej sali, się dzieje i co tu się mówi".

Gombrowicz za wszelką cenę stara się walczyć z narodowymi przywarami Polaków. Irytuje go ciągłe podbijanie własnej dumy poprzez przywoływanie wspaniałości wybitnych jednostek, które nijak nie świadczą o narodzie jako takim. Autor dzienników pisze o tym, jak próbujemy często własną małość przykryć właśnie wielkością jednostek pokroju Chopina czy Skłodowskiej-Curie. O samym sobie i własnych poglądach pisze w ten sposób: "jestem człowiekiem o zaostrzonym, niewątpliwie, poczuciu godności osobistej, taki zaś człowiek, gdyby nawet nie był związany z narodem więzami zwyczajnego patriotyzmu, będzie zawsze pilnował godności narodu chociażby z tego względu, że nie może od narodu się oderwać i wobec świata jest Polakiem - stąd wszelkie poniżenie narodu poniża i jego osobiście wobec ludzi". Pozwala sobie na ironię i uwagi na temat polskiej niedojrzałości. Dyskusja podjęta z Janem Lechoniem kończy się następującą puentą: "dopiero na samym końcu mojej filipiki, znalazłem myśl, która wydała mi się - w atmosferze owej mętnej improwizacji - najcelniejsza. A mianowicie, że nic własnego nie może człowiekowi imponować; jeżeli więc imponuje nam wielkość nasza lub nasza przeszłość, to dowód, że one w krew nam nie weszły."

Jak widać, "Dziennik" pełen jest celnych uwag, aluzji i opinii na przeróżne tematy. Z tego też powodu stanowi on dla badaczy polskiej literatury znakomite źródło refleksji nad literacką recepcją i tożsamością polskiej literatury XX wieku. Gombrowicz pozwala sobie bowiem interpretować wiele zjawisk związanych w ówczesnym życiem literackim, które poznał od środka a potrafił ocenił chłodno, z zewnątrz. "Dziennik" wpisuje się doskonale w rozległy nurt piśmiennictwa emigracyjnego i może być odczytywany także w kontekście dzienników Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Jana Lechonia, Andrzeja Bobkowskiego czy Czesława Miłosza.

Warto także jeszcze raz podkreślić, iż tworząc "Dziennik" właśnie w takiej, a nie innej formie, tworzy Gombrowicz nowego bohatera, siebie samego, swoje dziennikowe alter-ego. Tenże sobowtór "gotów jest toczyć walkę ze wszystkim i ze wszystkimi, ponieważ wszystko i wszyscy - jak mniema autor - chcą go poskromić i ograniczyć".