"Człowiek ma w życiu dwa wyjścia: kształtować rzeczywistość lub poddać się jej."

Josif Brodski

Historia daje liczne przykłady na wydarzenia powodujące upadek określonych wartości. Współcześnie raz po raz ma miejsce jakiś przełom, jakaś wojna czy przemowa, która sprawia, że świat się zmienia. Co więc jest największym problemem współczesnego świata? Czego każdy człowiek musi się bać? Odpowiedź jest krótka i brutalna - wszystkiego. W dobie ogromnego zaludnienia miast szczególnie groźne stały się katastrofy naturalne. Huragany, powodzie, epidemie czy wybuchy wulkanów i fale tsunami praktycznie co roku zabierają setki tysięcy ofiar. Człowiek nie pozostaje daleko w tyle za przyrodą - wciąż trwają wojny, choć już co najmniej dwie największe miały zakończyć epokę wojen. Także rozpowszechnianie najokrutniejszych narzędzi wojny - broni niekonwencjonalnej - biologicznej, chemicznej i nuklearnej, wzbudzać może obawy. Do tego doszedł stosunkowo nowy wynalazek - terroryzm, który obecnie, przynajmniej w cywilizowanym świecie, wydaje się nawet bardziej niebezpieczny od wojny. Ale i cywilizacja ma swoje minusy - skażenie środowiska, choroby społeczne (nadmiar agresji, stres, nerwice). Coraz więcej ofiar pociągają za sobą także alkohol i narkotyki. Cierpi także kultura - globalizacja i propagacja kultury masowej powoli na powrót oducza ludzi czytania. Media wciąż i wciąż mówią o tych problemach, zapominając jednak, ze same gonią za sensacjami, a co jest bardziej sensacyjne, niż setki ofiar tsunami / terrorysty / szaleńca (niepotrzebne skreślić). W ten sposób koło się zamyka.

Wiek dwudziesty był niczym, w porównaniu do niezmierzonych tysiącleci, które liczy sobie ludzka historia. Jednak to właśnie wtedy - a właściwie w ciągu około sześćdziesięciu lat od wybuchu I Wojny Światowej - świat przeszedł tak głębokie i szerokie zmiany, że człowiek żyjący wcześniej nie odnalazłby się w nim. Podstawą pogarszania się warunków życia na Ziemi nie jest tylko fizyczna szkoda. Równie ważny i niebezpieczny jest upadek stałego systemu wartości - do przewartościowania wszystkiego przyczyniła się głównie Druga Wojna Światowa.

Jednak to nie kolumny wojsk, ataki czołgów czy nawet naloty na miasta spowodowały, że Druga Wojna Światowa odwróciła lub zniszczyła możliwość wartościowania. To okrucieństwa zza frontu, z okupowanych przez Niemców krajów Europy środkowej, z Chin pod jarzmem Japonii czy wreszcie z gułagu - sowieckiego państwa w państwie, doprowadzały człowieka do granic człowieczeństwa i (niestety) dalej. Wojna zniszczyła miliony ludzi fizycznie, jeszcze większa liczba odniosła szkody psychiczne (o dziesiątkach milionów pozbawionych dóbr materialnych nawet nie trzeba wspominać). Horror psychicznego i fizycznego wyniszczenia człowieka znakomicie przedstawił Tadeusz Borowski w swych opowiadaniach, z których najważniejsze skupia tom "Pożegnanie z Marią". Wojenna rzeczywistość i realia nazistowskiego obozu koncentracyjnego powoli sprawiały, że wciąż zagrożony człowiek jako cel nadrzędny swojej egzystencji wybierał przetrwanie. Wartości dawniej uznane za pozytywne i wartościowe, jak miłość, litość czy praworządność, przestały się liczyć. Normą stały się inne - egoizm, cwaniactwo, okrucieństwo wobec słabszych i lizusostwo wobec silniejszych. Nawet odruchy, które przez tysiąclecia wpajała człowiekowi cywilizacja, uległy zanikowi - śmierć na ulicy nie wstrząsa obserwatorem, bo jest zjawiskiem codziennym. Jeśli zwykli ludzie nie byli święci, to oprawców nazwać można jedynie demonami. Każdy, kto dysponował jakąś władzą, egzekwował ją bezlitośnie - od przedstawicieli władz nazistowskich po najniższych stopniem obozowych kapo. Niemal każdy człowiek postawiłby swoje życie ponad życiem innych. Wartości nie istniały.

Gustaw Herling - Grudziński przeżył podobny jak Borowski koszmar - tyle że po przeciwnej stronie frontu, w "gościnie" Aliantów. "Inny Świat" to najdokładniejszy obraz życia w sowieckich łagrach obok słynnego "Archipelagu Gułag" Aleksandra Sołżenicyna. Jednak nie tylko realia życia obozowego interesują narratora. Na przykładzie gułagu wiernie przedstawić można także jako taki system stalinowski i oddziaływanie, jakie wywiera na poszczególnych ludzi. Celem, jaki przyświecał twórcom systemu łagrów był kilkuczęściowy. Ważna była niewolnicza praca więźniów - bez niej załamałaby się gospodarka komunistycznego molocha, zwłaszcza w warunkach wojennych. Nie mniej istotne było usunięcie ze społeczeństwa wszelkich przypadków odstępstwa od komunistycznej religii, której prorokiem był Stalin. Nietrudno było znaleźć kandydatów - dzięki torturom i groźbom każdego można było zmusić do przyznania się do nawet absurdalnych zarzutów. Praca w obozach była mordercza, wysiłek nadludzki a warunki nieodpowiednie nawet dla zwierząt. Szansę na przeżycie mieli jedynie ci, których zespoły wypracowały więcej niż 125% (zawyżonej zresztą) normy. Pozostałych czekała pewna śmierć. Normą były kradzież, gwałty i bandytyzm. Jedynie najsilniejsi i ci, którzy szybko nauczyli się nienawidzić wszystkich, przeżywali.

Mówiąc o ofiarach wojny nie można mówić jedynie o tych, którzy doświadczyli zła. W pewnym sensie ofiarami stawali się również przymusowi lub nie pomocnicy oprawców. Takim właśnie poszkodowanym był młody człowiek z Gdańska przydzielony do pomocy zawiadującemu pobliską placówką naukową profesorowi o nazwisku Spanner. Jest on główną postacią opowiadania "Profesor Spanner" zawartego w tomie "Medaliony" Zofii Nałkowskiej. Materiałem do stworzenia opowiadania były natomiast jego zeznania przed komisja do spraw badania zbrodni nazistowskich. Profesor z pomocą swych asystentów i studentów pracował nad procesem wytwarzania mydła z ludzkiego tłuszczu. Zwłoki były krojone na kawałki, gotowane, by oddzielić tłuszcz, następnie resztki palono i wyrzucano. Wzmiankowany młodzieniec nie widział w tej pracy niczego złego. Na swój sposób imponował mu sposób, w jaki Niemcy potrafią "zrobić coś z niczego". Ludzie, którzy z żywych i myślących istot stali się artykułem higienicznym nie znaczyli dla młodzieńca nic. Wrażliwość, psychika i moralność młodego człowieka zostały zniszczone, dlatego trudno nie określić go mianem ofiary wojny.

Żaden z przytoczonych autorów nie zawarł w swoich tekstach oskarżeń - czy to wobec bohaterów czy rzeczywistych katów. Skupiają się za to na ukazaniu, w jaki sposób ekstremalne warunki, w których znaleźli się bohaterowie (a często i sami autorzy), wpłynęły na zmianę w ich światopoglądzie i kodeksie moralnym. To relatywna moralność - czyny, które w świecie pokojowym byłyby karygodne i niedopuszczalne, podczas wojny czy w obozie stały się zwyczajną drogą postępowania. Tyczy się to kradzieży, oszustwa, brutalności, egoizmu, nawet zabójstwa. Naczelnym celem powyższych utworów jest ukazanie, że wojna to nie tylko zabici żołnierze i zbombardowane miasta - to także szkody w psychice ludzi dotkniętych realiami wojny. W końcu nie tak łatwo zniszczyć ciało człowieka, choć wynalazcy od stuleci planowali coraz skuteczniejsze narzędzia mordu. Dużo słabszym elementem istoty ludzkiej jest psychika, a szkody jej zadane dużo trudniejsze do naprawienia.

Zakończenie Drugiej Wojny Światowej świt powitał z ulgą i zaczął powoi zabliźniać rany. Oczywiście małe, lokalne konflikty wciąż trwają - nie ma dnia, by na świecie nie toczyła się jakaś wojna - lecz nie jest to już zjawisko masowe obejmujące tak wielkie obszary i tak wielu ludzi. Jednak na Ziemi nie brakuje ludzi lub grup, którym nie podoba się panujący układ. Bliski wschód od samego końca wojny rozbrzmiewał wystrzałami i wybuchami bomb. Wkrótce i kraje Europy zachodniej, zwłaszcza Hiszpania, poznały terroryzm. ETA, marksiści, w końcu muzułmanie - włączyli taktykę terroryzmu do własnych działań. Punktem szczytowym okazał się oczywiście zamach na World Trade Center - od tego czasu terroryzm nieprzerwanie gości na pierwszych stronach gazet.

Jednak nie tylko terror siany przez człowieka może doprowadzić do powszechnego strachu i załamania. Może to uczynić także choroba. W powieści "Dżuma" Alberta Camusa terrorystą była właśnie tytułowa choroba. Mieszkańcy Oranu musieli zostać odizolowani od reszty świata w obawie przed rozprzestrzenieniem się epidemii. Te okoliczności zmieniły miasto i jego mieszkańców, moralność została zachwiana. Ludzkie zachowania były rozmaite. Doktor Rieux od razu podjął walkę - w końcu to jego praca i nie zmieni tego nawet ryzyko śmierci. Nie pozwolił, aby załamała się jego moralność. Wkrótce dołączyli do niego inni ludzie, którzy nie dali się sterroryzować, wśród nich Jean Tarrou, zajadły przeciwnik kary śmierci. Postanowił walczyć ze śmiercią, jak czynił to dawniej, w końcu za swoją niezłomność zapłacił życiem. Raymond Lambert, dziennikarz, z początku nie zamierzał przejmować się chorobą, tylko uciec z "oblężonego" miasta. Jednak w końcu pojął wady swego postępowania i przyłączył się do ekip sanitarnych. Zachował moralność za cenę ryzyka. Choroba dała oczywiście pole do popisu przestępcom czy kombinatorom, lecz ostatecznie nie zmienili oni miasta na swój wzór i podobieństwo. Powieść Camusa uważana jest powszechnie za metaforę wojny, lecz odnieść ją również można do świata powojennego, w którym tak, jak w czasie wojny, śmierć może przyjść niespodziewana.

Z wojną i terroryzmem związane jest także inne zagrożenie, które już od przeszło sześćdziesięciu lat wisi nad ludzkością - broń nuklearna. To czynnik, który kiedyś może się przyczynić do zniszczenia cywilizacji, i jako taki nie może być traktowany lekko (choć nie do końca, o czym później). W 1945 roku bomba atomowa małej mocy umożliwiła Stanom Zjednoczonym pokonanie Japonii praktycznie bez strat w ludziach (desant na wyspy mógłby pociągnąć za sobą straty rzędu 500000 (pół miliona!) ludzi. Wkrótce potem Związek Radziecki także zdobył broń atomową - częściowo dzięki pracy naukowej, częściowo dzięki szpiegostwu. Rozpoczęła się Zimna Wojna i na szczęście dla ludzkości, nie przekształciła się w gorącą. Potencjał nuklearny stale wzrastał, ładunki podobne do tego z Hiroszimy uznawane były za "małe" czy "taktyczne". Od końca Drugiej Wojny liczne państwa zaopatrzyły się w ten czy inny sposób w broń atomową. O ile Francji czy Chinom można to wybaczyć, to broń nuklearna w rękach przywódców Indii czy Pakistanu, które to państwa ciągle toczą wojnę, może niepokoić. Broń atomowa w Korei Północnej czy Izraelu - to już powód do strachu - przywódcy tych mało w gruncie rzeczy znaczących państw mogą w użyciu broni ostatecznej zachować niewiele skrupułów.

O wojnie atomowej można pisać nie tylko na podobieństwo Apokalipsy. Takie ciągłe zagrożenie, zwłaszcza w epoce Zimnej Wojny, nastrajało niektórych twórców do innego podejścia do tematu. Przykładem może tu być opowiadanie Sławomira Mrożka "Wesele w Atomicach". Sprowadza ono zagrożenie nuklearne do poziomu bójki na wiejskim weselu, co jest oczywiście zabiegiem groteskowym.

W czasach wojny da się zauważyć pewną polityczna prawidłowość. Wszystkie państwa agresywne - Niemcy, Włochy, Japonia i Związek Radziecki (tak, to także agresor, ale zwycięzców się przecież nie sądzi) - były reżimami totalitarnymi. Totalitaryzm to sposób rządzenia państwem charakteryzujący się dyktatorską władzą jednostki lub wąskiej grupy, rozbudowanym systemem kontroli i podporządkowania obywateli, ciągłym epatowaniem strachem, przemocą oraz stanem permanentnego zagrożenia usprawiedliwiającym środki przymusu. Obecnie tylko jeden kraj określić można z pewnością mianem totalitarnego - Koreę Północną - lecz elementy totalitaryzmu zauważyć można w wielu innych.

Najlepszy chyba w literaturze światowej opis państwa totalitarnego to "1984" George'a Orwella. Opis ten oczywiście jest w pewnym stopniu przejaskrawiony, lecz pozwala zapoznać się z podstawowymi metodami działania reżimu. Dyktatorem Oceanii jest Wielki Brat - przywódca wielki i nieomylny, kochany i szanowany. Tak naprawdę nie wiadomo, kim jest, a władza spoczywa w rękach najwyższych funkcjonariuszy Partii. Obowiązuje jeden światopogląd. Odstępstwo od niego jest "myślozbrodnią" ściganą przez Policję Myśli i karaną "dostosowaniem", czyli praniem mózgu lub "zniknięciem", czyli śmiercią. Inwigilacja jest ciągła - umieszczone w domach i miejscach publicznych teleekrany przekazują propagandę i służą jako kamery obserwujące wszystkich obywateli. Propaganda i zmienianie historii jest na porządku dziennym. Obywatele - zarówno członkowie partii jak i Prolowie są bierni i posłuszni. W toku powieści okazuje się, że nawet podziemny ruch oporu kierowany jest przez Partię.

W pewnym sensie odpowiednikiem "1984" w literaturze polskiej jest "Mała Apokalipsa" autorstwa Tadeusza Konwickiego. Miejscem akcji nie jest wyimaginowana dystopia, lecz Polska, a dokładniej Warszawa lat 70' dwudziestego wieku. Totalitaryzm Konwickiego jest sypiącym się kolosem - nie jest już tak silny i niezłomny, jak totalitaryzm Orwella. Państwo funkcjonuje źle i jest słabe, ale ludzie są zbyt bierni, aby coś zmienić. Miasto powoli popada w ruinę - tynk spada ze ścian, rozprzestrzenia się brud i nędza, w sklepach brakuje żywności. Jednak propaganda sukcesu ciągle płynie z zardzewiałych głośników. Podobnie, jak kraj, niszczejący i zdeformowani są ludzie. Milicja i ubecy prześladują każdego, głównie po to, by zapewnić rozrywkę sobie i przełożonym. Bohater protestuje przeciwko takiemu porządkowi rzeczy dokonując samospalenia przed Pałacem Kultury i Nauki, w którym odbywa się wówczas zjazd partii komunistycznej.

Powyższe utwory pokazują świat, w którym przywódcy państw i partii posunęli się do absurdu. Nawet niewinny grymas może być poczytany za przestępstwo, a prywatność nie istnieje. Obaj autorzy przestrzegali przed totalitaryzmem, który dla obywateli może skończyć się tragicznie. Wydaje się niemożliwe, aby obecnie zaczął nam zagrażać jakiś totalitarny reżim. Jednak zbyt wiele władzy skupionej w pojedynczych rękach może być pokusą do przywrócenia któregoś z dawnych "imperiów" lub stworzenia nowego, wiec nadal trzeba mieć się na baczności.

Nie są to oczywiście wszystkie zagrożenia, w obliczu których staje współczesny człowiek, a jedynie te, na których temat wypowiedziała się literatura. Nie można przecież zapomnieć o narkomanii, wzroście agresji, konieczności rywalizacji o wszystko ("wyścig szczurów"), pogłębiających się różnicach w zamożności w społeczeństwie czy upadku kultury (dominacja masowości i wtórny analfabetyzm). Po rozpatrzeniu tych przykładów można dojść do wniosku, że przyczyną zagrożeń i upadku wartości w ludzkiej cywilizacji jest… ludzka cywilizacja. Skoro nie mamy możliwości wrócić na drzewa i do jaskiń, trzeba pogodzić się z rozwojem wypadków a jednocześnie nie zapominać, że wartości zależą od nas - jeśli je zachowamy, nie straszne nam będą zagrożenia, bo pozostaniemy ludźmi.