Na początek niniejszych rozważań zerknijmy do Słownika Języka Polskiego, aby sprawdzić, w jaki sposób definiuje on słowo miłość. "Miłość - głębokie przywiązanie do kogo lub czego; namiętne uczucie sympatii do osoby płci odmiennej, połączone z pożądaniem jej". Ktoś, być może, stwierdzi, że sprawa jest już jasna i nie ma co zawracać nią sobie głowy, ale nie sądzę, aby się wielu znalazło, których ta definicja by zadowoliła. To po prostu takie zdroworozsądkowe ujęcie tego, czym jest miłość, które każdy z nas jest w stanie sformułować, jak jednak nam pokazuje literatura wszystkich czasów rzecz jest o wiele bardziej skomplikowana i bogatsza w treści niż to, co o niej dowiedzieliśmy się ze Słownika, lub też to, co sami możemy doświadczyć. W niniejszej pracy będę chciał prześledzić różne formy, jakie miłość przybierała na przestrzeni wieków, różne rozumienia jej istoty, a przewodniczką w tej podróży będzie mi powieść Michaiła Bułhakowa "Mistrz i Małgorzata".
We wzmiankowanej powieści Bułhakow stworzył niezwykle sugestywny obraz uczucia łączącego dwójkę ludzi. Tylko ta miłość wydaje się być normalną w świeci, w którym rozgrywa się akcja utworu, czyli Moskwie lat dwudziestych, jakkolwiek nie ma w niej nic z powszedniości czy zwykłe prozy życia, z reszta chyba nie mogło być, gdyż przed zbyt wielkie przeszkody natury obyczajowej, społecznej i, powiedzmy, metafizycznej, musieli pokonać Mistrz i Małgorzata, aby być ze sobą.
Mistrz był pisarzem, który swą wolność twórczą przedkładał nad zaszczyty, jakie mógł otrzymać od decydentów za pisani zgodnie z linią partii. Jego niepokorna, oczywiście, nie budzi zachwytu różnego rodzaju aparatczyków i wysługującym się im "twórcom", dlatego też nasz bohater zostaje usunięty ze Stowarzyszenia Moskiewskich Pisarzy. Książka, nad którą Mistrz pracował, opowiadała o Poncjuszu Piłacie i jego rozmowie o Jeszki ha-Nocri, co w żaden sposób nie mieściło się w linii partii, gdyż, jak powszechnie było wiadomo, Jezus nigdy nie istniał, co najwyżej był opium dla głupiego tłumu wymyślonym przez podstępnych kapłanów. Żadne z wydawnictw moskiewskich nie chciało zatem wydać powieści naszego bohatera. Ten w porywie rozpaczy i zwątpienia w swój talent pisarski rzucił ją w ogień. W końcu Mistrz trafia do szpitala psychiatrycznego.
Małgorzata z kolei była kobietą zamężną, która wszakże niezbyt, a właściwie wcale, nie kochała swego męża. Pewnego dnia zauważyła podczas spaceru, że jakiś mężczyzna się jej przygląda, odwzajemniła jego spojrzenie i od tej chwili ta dwójka była pewna, że są przeznaczeni sobie. Spotykali się codziennie. To właśnie Małgorzacie było dane przeczytać rękopis powieści Mistrza, i to ona jako pierwsza dostrzegła w nim wielkiego twórcę. Nasz bohater jednakże w wyniku niemożności wydania swego utworu, o powodach była już mowa, popadał w coraz głębszą depresję. W końcu sam zgłosił się do szpitala dla umysłowo chorych, nic o tym nie mówiąc swej ukochanej.
Małgorzata szalała z rozpaczy i tęsknoty, ale wszystkie jej wysiłki, by odnaleźć ukochanego okazywały się bezowocne. Ostatnią deską ratunku dla niej okazało się być zawarcie paktu z szatanem, Wolandem. Na mocy cyrografu miała ona zostać królową balu, który wydawał władca piekieł, co też nasza bohaterka uczyniła. Szatan dotrzymał słowa - Małgorzata odzyskała swego Mistrza. Jednakże zdają sobie oni sprawę, że świat, w którym przyszło im żyć, nie jest dla nich, dlatego decydują się umrzeć. A potem, gdyż w tej opowieści jest potem: "(…) zobaczyli przyobiecany świt. Zaczęło świtać natychmiast, przy północnym księżycu. Mistrz przechodził ze swą umiłowaną w blasku pierwszych promieni poranka przez omszały kamienny mostek. Przeszli przezeń. Strumień został za plecami wiernych kochanków, szli piaszczysta drogą. - Posłuchaj jak cicho -mówiła do mistrza Małgorzata, a piasek szeleścił pod jej bosymi stopami. - Słuchaj i napawaj się tym, czego nie dane ci było zaznać w życiu - spokojem. Popatrz, oto już jest przed tobą twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę.".
Kochankowie odnaleźli swój wieczysty dom gdzieś w przestrzeni poza dobrem i złem, a ich miłość mogła dalej istnieć, nie narażona na żadne niebezpieczeństwa.
Przyjrzyjmy się teraz opowieściom o miłości, które odnajdujemy w innych epokach. Na początku warto, oczywiście, zacząć od starożytności.
Mitologia grecka przynosi nam wiele opowieści o tym uczuciu. Ja spośród nich wybrałem trzy, które najbardziej mi się podobają. Pierwsza z nich opowiada o miłości, która połączyła Erosa oraz Psyche. On był bogiem, a ona zwykłą śmiertelniczką, dlatego też zjawiał się przed nią w masce, aby blask bijący z jego twarzy nie przyprawił jej o szaleństwo. Jednakże zazdrosne siostry Psyche nakłaniają ją do odsłonięcia twarz ukochanego, twierdząc, że za maska kryje się twarz potwora. Nasza bohaterka tak czyni i widzi oblicze boga. Muszą się rozstać, ale po wielu przygodach w końcu łączą się ze sobą w siedzibie niebian, czyli Olimpie.
Niezwykle piękna jest również opowieść o uczuciu, jakie połączyło Orfeusz i Eurydyka. Gdy Eurydyka umarła zrozpaczony Orfeusz wstąpił do piekieł, aby prosić Hadesa o oddanie mu jej. Wzruszony tym jego poświęceniem dla ukochanej bóg podziemi zezwala na to, ale pod jednym warunkiem, nasz bohater nie może spojrzeć na swą kochankę nim przekroczą progi państwa umarłych. Niestety wiedziony tęsknotą i ciekawością Orfeusz odwraca się, aby spojrzeć na Eurydykę i w ten sposób traci ją na zawsze.
Zupełnie inny rodzajem miłości jest ta, która połączyła Odyseusza oraz Penelopę. To przykład wierności małżeńskiej, która potrafiła przetrwać dwudziestoletnie rozstanie (dziesięć lat Odyseusz spędził pod Troją i dziesięć lat wracał do swej Itaki). Choć może warto tu zauważyć, że wierną była głównie Penelopa, gdyż Odys pozwolił sobie na niewielka przygodę z nimfą Kalipso. Na jego usprawiedliwienie można dodać, że nawet będąc w objęciach kochanki tęsknił cały czas do swej żony… Homer nie donosi czy to pocieszenie pocieszyło choćby trochę Penelopę.
Jak się zdaje wszystkie te powyżej omówione przykłady miłości przynajmniej w jakimś stopniu zostały, jeśli nie strawestowane, to przynajmniej kongenialnie powtórzone przez Bułhakowa w jego powieści.
Także w Biblia przynosi nam opowieść o miłości pod postacią "Pieśni nad pieśniami". Jest to właściwie dialog miłosny, który toczą ze sobą Oblubieniec i Oblubienica. Uczucie, o którym sobie opowiadają, jest silnie nacechowane zmysłowością i fascynacją ciałem partnera. Owa księga starotestamentowa była odczytywana także jako symbol stosunku Boga do jego Kościoła na ziemi.
Sądzę, że z następującym zdaniem pochodzącym z te "Pieśni" - "Albowiem miłość mocna jest jak śmierć, a namiętność mroczna jak świat podziemny" - zgodziłby się zarówno Mistrz, jak i Małgorzata. Zresztą ich miłość wszakże okazała się nawet silniejsza niźli śmierć.
Średniowiecze z kolei stworzyło niezwykle piękną opowieść o miłości, która połączyła Tristana i Izoldę. Zaczyna się ona w następujący sposób: "Panowie miłościwi, czy wola wasza usłyszeć piękną opowieść o miłości i śmierci? To rzecz o Tristanie i Izoldzie królowej. Słuchajcie, w jaki sposób w wielkiej radości, w wielkiej żałobie miłowali się, później zasię pomarli w tym samym dniu, on przez nią, ona przez niego. ". Już na samym początku wiemy, że dzieje naszych bohaterów będą naznaczone piętnem tragizmu i tak rzeczywiście jest. Poznali się ona na dworze irlandzkim, kiedy to Tristan przybył nań, aby zabrać Izoldę do Kornwalii, gdzie miała poślubić króla Marka, suwerena naszego bohatera. Z początku nic nie zapowiadało, że tę dwójkę połączy tak gorące uczucie, iż nie będą mogli żyć bez siebie, jednakże podczas podróży statkiem wypili oni przez przypadek napój miłosny, który sprawił, iż zakochali się w sobie bez pamięci. Dalsze ich dzieje stanowi beznadziejna szamotanina pomiędzy poczuciem obowiązku, jakie Tristan odczuwał wobec swego suwerena, a Izolda małżonka, a uczuciem, które ich trawiło niczym ogień. Ich miłość mogła się w pełni zrealizować, podobnie zresztą jak Mistrza i Małgorzaty, dopiero po śmierci. Na sąsiadujących ze sobą grobach naszych bohaterów wyrosły krzaki głogu, których gałęzie połączyły się ze sobą.
W "Boskiej komedii" Dantego z kolei podczas swe wędrówki po Piekle spotyka on Francesce de Rimini, która opowiada mu dzieje swej miłości. Brzmi ona tak:
"A ona: Nie ma dotkliwszej boleści
Niźli dni szczęścia wspominać w niedoli, (…)
Raz dla zabawy czytaliśmy boje,
Gdzie wpadł Lancelot w miłosne wiezienie;
Byliśmy sami, bezpieczni oboje. (…)
Ale nas zmogło jedno Koa mgnienie.
Kiedyśmy doszli, gdzie usta kochane
Rycerz całował w nieowładnej chęci,
On, z którym nigdy już się nie rozstanę,
Drżący do ust mych ust przywarł bez pamięci;
Księga i pisarz Galeottem byli -
W ten dzień jużeśmy nie czytali więcej."
Teraz dwójka kochanków musi pokutować w Piekle, ale, jak się zdaje, nie przejmują się specjalnie tym faktem, gdyż mogą być wciąż razem.
Także w epoce renesansu nie brakowało różnego rodzaju ujęć miłości. Petrarka, na przykład, w swych sonetach uczynił z kobiety symbol wszystkiego co w człowieku wzniosłe i godne czci. Jego miłość do Laury miała charakter wyłącznie platoniczny - wszakże ideału nie powinna dotknąć żadna zmaza ziemska, a już na pewno nie dłoń mężczyzny.
Diametralnie odmienny stosunek do spraw miłości i kobiety miał Giovanni Boccaccio, o czym możemy się przekonać czytając nowele składające się na jego "Dekameron". Uczucie, jakie łączy tu mężczyznę i kobietę, nie ma w sobie nic ze wzniosłości, jest bardzo zmysłowe i nakierowane na ciało partnera. Nie oznacza to, oczywiście, że Boccaccio propagował jakiś płytki hedonizm, raczej, że po prostu sprowadził ona miłość na powrót na ziemię z niebios, do których wynieśli ją zwolennicy Platona i Plotyna i ich mistycznych koncepcji. Nic zatem dziwnego, że pełno w tych nowelach opisów uciech cielesnych, zdradzanych małżonków, młodych ludzi, którzy tęsknią za sobą, wina, śpiewu, itd., itp., ale także nie brakuje scen pełnych zadumy i smutku. Takie jest bowiem życie, w którym miesza się szczęście i radość z bólem i cierpieniem.
Jedną z najsłynniejszych opowieści miłosnych stworzył William Szekspir. Chodzi, oczywiście, o jego dramat zatytułowany "Romeo i Julia". Cała ta tragiczna historia streszcza się sonecie otwierającym utwór:
"Dwa rody, zacne jednako i sławne -
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.
Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem Zycie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje."
(Romeo i Julia)
Kochali się oni, ale ponieważ ich rody były skłócone, nie mogli otwarcie połączyć się węzłem małżeńskim, czynią to zatem w tajemnicy. Po tym zdarzeniu wypadki następują szybko. Romeo podczas ulicznej utarczki zabija jednego z Kapuletów. Grozi mu sąd oraz wyrok skazujący. Musi zatem opuścić Weronę. Julia tęskni za nim. Jednocześnie jej rodzice nalegają na nią, by poślubiła Parysa. Oczywiście, nasza bohaterka nie może na nic takiego przystać, zatem decyduje się działać. Wymusza ona swym spowiedniku, aby ten dał jej pewien napój, który sprawi, że będzie wyglądała na martwą, a w rzeczywistości pogrąży się tylko w niezwykle głębokim śnie. Gdy już będzie spoczywała na katafalku, przybędzie Romeo i zabierze ją ze sobą. Pierwsza część planu udała się znakomicie, jednakże kiedy Julia otworzyła oczy, dostrzegła martwe ciało kochanka obok siebie. Zabił się, gdyż sądził, że ona naprawdę nie żyje. Nasza bohaterka idzie jego ślady.
Epoka baroku widziała w miłości różne rzeczy. Tak na przykład dla Jana Andrzeja Morsztyna była to przede wszystkim zabawa, igraszka, którą znudzone towarzystwo dworskie zwykło się zabijać nudę. Dla poety Aś stanowiła ona wyśmienitą okazje do popisania się niezwykłym konceptem, czego znakomitym przykładem jest sonet tego autora zatytułowany "Do trupa", w którym to zostali zestawieni nieszczęśliwie zakochany oraz nieboszczyk.
Z kolei dla Mikołaj Sępa Szarzyńskiego miłość była sprawą o wiele głębszą:
"I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myśli cukrują nazbyt rzeczy one,
Które i mienić, i muszą się pasować."
Oddziela on wyraźnie miłość światową, ziemską, od tej wiecznej i prawdziwej, która ta pierwsza przesłania i tym samym sprowadza człowieka na manowce.
Oświecenie, a właściwie jeden z jego prądów, mianowicie sentymentalizm, przynosi nam nowy wzór miłości. Jej cechą charakterystyczna staje się nieznośna ckliwość oraz skupianie się na każdej emocji zarówno własnej, jak i osoby ukochanego, ukochanej. W polskiej literaturze znakomitym przykładem tego typ podejścia do miłości jest wierszowany utwór Franciszka Karpińskiego "Laura i Filon". Jego akcja sprowadza się do tego, iż dwoje kochanków umówiło się na schadzkę pod jaworem, jednakże Filon postanowiwszy sprawdzić to, co Laura tak naprawdę do niego czuję, chowa się w krzakach. Dziewczyna nadchodzi, a nie widząc kochanka zaczyna się niepokoić, snuć przeróżne podejrzenia, w reszcie płakać. Filon w tym miejscu wyskakuje z krzaków, gdyż już jest pewien, że Laura go kocha. Następuje tkliwe pojednanie.
"Filonie! Wtenczas, kiedym nie znała
jeszcze miłości szalonej,
pierwszy raz-em ją w twoich zdybała
oczach i mowie pieszczonej."
/Franciszek Karpiński, Laura i Filon/
Jeżeli już mówimy o miłości, to grzechem byłoby nie wspomnieć o literaturze romantycznej, która z niej uczyniła sobie jeden z głównych tematów. Wystarczy tu przypomnieć dzieje Giaura i Leili, czy cierpienia , jakie przezywał Werter w związku ze swym niespełnionym czuciem względem Lotty.
Oczywiście, także polscy poeci i pisarze romantyczni stworzyli wiele dzieł, które zajmowały się problemem miłości. Na pierwszy plan wybija się tu jednak czwarta część "Dziadów" Adama Mickiewicza, którą wieszcz po części oparł na swych własnych doświadczeniach z Marylą Wereszczakówną.
Historia przedstawiona w czwartej części "Dziadów" opowiada o Gustawie, młodzieńcu, który popełnił samobójstwo, a teraz jako zjawa odpokutowuje swój grzech błąkając się po ziemi. Trafia on do domu swego dawnego nauczyciela, Pustelnika, któremu opowiada koleje swej nieszczęsnej miłości do Maryli. Obydwoje byli młodzi, kochali się w sobie niemal bez pamięci, Gustaw był gotów przysiąc, że ta dziewczyna jest jego połową, którą mu przeznaczył Bóg
"Ten sam Bóg stworzył miłość, który stworzył wdzięki.
On dusze obie łańcuchem uroku (…)
Wprzód, nim je wyjął ze światłości stoku,
Nim je stworzył i okrył cielesną żałobą,
Wprzódy (…) powiązał ze sobą!"
Jest to wyraźne odwołanie się do koncepcji miłości, którą Arystofanes przedstawił w dialogu Platona zatytułowanym "Uczta". Wszystko to jednak okazało się być złudzeniem, gdyż gdy przyszło co do czego, to dziewczyna wolała poślubić majętniejszego kawalera niż Gustaw. Warto tu przypomnieć, że Maryla Wereszczakówna wyszła za mąż za Wawrzyńca Puttkamera, mimo iż jest romans z Mickiewiczem rozwijał się w najlepsze.
Jak zatem widzimy, miłość romantyczna jest naznaczona piętnem tragizmu i rzadko przynosi ukojenie. Nie oznacza to jednak wcale, że tylko o takiej miłości pisali romantycy. Wystarczy sięgnąć po "Pana Tadeusza" i baczniej przyjrzeć się uczucie, jakie połączyło tytułowego bohatera tej epopei ze Zosią. Nie ma w nim nic niezwykłego, żadnej komunii dusz, ot, po prostu, młodzieniec spotkał dziewczynę, która mu się spodobała, a że i on jej również, to rzecz szybko skończyła się ślubem. Mówiąc lapidarnie, zero tragizmu, zwykła proza życia.
Także z doby romantyzmu pochodzi chyba najpiękniejszy poetycki wyraz miłości syna do matki. Juliusz Słowacki pisał do pani Salomei Becu przebywając na emigracji:
"Rozłączeni - lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągle wieść. Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta"
Trudno tutaj dodać cos więcej, gdyż sama poezja mówi tu za siebie.
Pozytywizm zwykło się postrzega jako epokę, która spychała wszelkie uczucia na obrzeża swych zainteresowań, ale jest to oczywista nieprawda. Wszakże najlepsza polska powieść, jaka kiedykolwiek powstała, mianowicie "Lalka" Bolesława Prusa, stawia nie co innego jak właśnie miłość w centrum swego zainteresowania. Także poeta, który żył i tworzył w tej epoce, Adam Asnyk wcale nie stronił od podejmowania tematu uczucia łączącego kobietę i mężczyznę, a potrafił tą rzecz przedstawić wcale sprawnie z dużą dozą ironii:
"Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic nas z sobą nie łączyło
prócz wiosennych marzeń zdradnych."
/Adam Asnyk, Między nami nic nie było/
Faktem jest jednak, że pisarze pozytywistyczni nie dodali niczego nowego do naszej wiedzy o tym uczuciu.
Z kolei Młoda Polska była zdecydowanie rozerotyzowaną epoką, a pisarze, którzy wtedy tworzyli podejmowali z wielką śmiałością problem seksualności człowieka. Przykładem tego może być tutaj poezja Kazimierza Przerwy - Tetmajera, w której miłość ma przede wszystkim zmysłowy charakter.
"Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
Kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu,
Gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
I wargi rozchylą się wilgotne bezwiednie"
Podmiot liryczny ego wiersza traktuje kobietę jako, przede wszystkim, obiekt seksualny, który dostarczywszy przyjemności staje mu się obojętnym.
Oczywiście, i w dwudziestowiecznej literaturze polskiej nie zabrakło twórców piszących w niezwykle interesujący sposób o sprawach miłości. Na plan pierwszy, przynajmniej w me prywatnej opinii, wybij się tu jednak Bolesław Leśmian i jego słynny cykl erotyków zatytułowany w "Malinowym chruśniaku".
"W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny"
/Bolesław Leśmian, W malinowym chruśniaku/
Cechą tej poezji jest jej niesłychana zmysłowość, która sprawia, iż mamy wrażenie, że wraz z podmiotem lirycznym podróżujemy po ciele jego kochanki, że to my widzimy sok malin, który plami jej palce, że to wreszcie dla nas został stworzony ten cały świat poetycki. To jeden z wymiarów erotyki Leśmiana, ale jest też drugi. Otóż, miłość w jego ujęciu zawsze łączy się ze śmiercią, że kochanie i umieranie to jakby awers i rewers jednej rzeczy, a więc w akcie miłosnym jesteśmy zawsze bliscy tego, co ostateczne i nieodwracalne.
"I przeniknął pieszczotami bezpowrotnie aż do kości -
Nie - nie było na świecie tak niesytej miłości! -
Nie wiadomo, co za szumy z czasu w bezczas zaszumiały,
Gdy obnażył się w słońcu szkielet biały, bo biały!"
(Bolesław Leśmian, "Jadwiga")
Po przytoczonych w niniejszej pracy przykładach trywialnym wyda się twierdzenie, że miłość to rzecz złożona, którą można pojmować na rozmaite sposoby i, co ważniejsze, bardzo różnorodnie doświadczać. I tylko od nas zależy, jak ją będziemy realizować w naszym własnym życiu - czy ograniczymy się do pierwiastka sensualnego, czy też będziemy w niej poszukiwać transcendencji, gdyż nie istnieje jej jedynie uprawniony wzór, który każdy bezwiednie powinien powtórzyć w trakcie trwania swej egzystencji. Jak sądzę, ta wolność w sposobie jej spełniania stanowi jedną z najważniejszych jej cech, zatem mówiąc krótko słowami świętego Augustyna: "Kochaj i rób co chcesz!".