"Miłość szczęśliwa"

"Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,

Czy to poważne, czy to pożyteczne-

Co świat ma z dwojga ludzi,

Którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,

Pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,

Że tak stać się musiało - w nagrodę za co? Za nic;

Światło pada z nikąd-

Dlaczego właśnie na tych, a nie innych?

Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.

Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,

strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:

Gdyby się chociaż maskowali trochę,

Udawali zgnębienie, krzepiąc tym przyjaciół!

Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.

Jakim językiem mówią - zarozumiałym na pozór.

A te ich ceremonie, ceregiele,

Wymyślne obowiązki względem siebie -

Wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!

Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,

Gdyby ich przykład dał się naśladować.

Na co liczyć by mogły religie, poezje,

O czym by pamiętano, czego zaniechano,

Kto by chciał zostać w kręgu.

Miłość szczęśliwa. Czy to konieczne?

Takt i rozsądek każą milczeć o niej

Jak o skandalu z wysokich sfer życia.

Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.

Przenigdy nie zdołała by zaludnić ziemi,

Zdarza się przecież rzadko.

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej

Twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.

Z tą wiarą lżej im będzie żyć, i umierać."

Taki obraz miłości posiada i opisuje Wisława Szymborska, jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza, ze współczesnych poetek polskich. U niej miłość jest pokazana jako skandal świata, gdyż wyłącza z niego parę zakochanych, ale, co najważniejsze, jest to uczucie spełnione. Nie zawsze jednak na przestrzeni wieków w podobny sposób ją obrazowano. Bywała ona przedstawiana jako uczucie destruktywne, które prowadzi kochanków na krawędź przepaści. Bywała ona także utożsamiana wyłącznie ze sferą duchową człowieka. Nierzadko również sprowadzano ją do czystej cielesności. Mimo to jedno zawsze pozostało i pozostaje niezmienne: aby można było mówić o miłości, musiało i musi istnieć dwoje ludzi, darzących się właśnie tym uczuciem. Przyjrzyjmy się zatem, jak wyglądały poszczególne jej realizacje.

W wiekach średnich wyznawano pogląd, że wszystko co ważne i istotne w życiu człowieka w taki czy inny sposób wiąże się z Bogiem. Być może więc właśnie dlatego powstała legenda o miłości Tristana i Izoldy, miłości, która była zaprzeczeniem wszystkich przyjmowanych wtedy wyobrażeń o moralności, a zatem w jakimś sensie sprzeciwiała się Bogu, a w każdym razie Kościołowi, który miał Jego wolę uosabiać. Uczucie łączące rycerza i irlandzką księżniczkę było wynikiem przypadku. Gdy bowiem oboje wsiadali na pokład statku płynącego do Kornwalii nie myśleli o miłości, ale gdy go opuszczali, to stanowili nierozerwalną, przynajmniej w duchowym sensie, parę. Podczas podróży morskiej wypili przypadkowo napój miłosny. Jak sądzę, można to odczytać jako symbol miłości rozumianej jako coś niespodziewanego, łączącego ludzi wbrew ich planom i zamierzeniom, wbrew wszelkim uwarunkowaniom społecznym na nich nałożonym. Wszakże Izolda miała zostać żoną króla Marka i zresztą została, a Tristan był jego z najdzielniejszych i najwierniejszych rycerzy. Jak zatem mogli się oni pokochać? Wszakże jednak tak się właśnie stało. Nic zatem dziwnego, że miłość Tristana i Izoldy okazała się droga przez mękę pośród cierni życia, które wciąż na nowo ich rozdzielały, zadając im tym samym straszliwe rany duchowe i wywołując tęsknotę nie do ukojenia. Co więcej, mimo iż częściej byli ze rozdzieleni, niż mieli szansę przebywać ze sobą, to łączące ich uczucie nigdy nie osłabło, nigdy nie mieli wątpliwości, kim są dla siebie. Dopiero po śmierci Tristan i Izolda mieli szansę być ze sobą. Na ich sąsiadujących mogiłach wyrosły bliźniacze krzaki głogu, które wkrótce połączyły swe pędy. Miłość w średniowieczu można zatem postrzegać jako rodzaj buntu przeciw konwenansom obyczajowym przyjętym w tej epoce, a w głębszym sensie przeciw teokratycznemu modelowi kultury, jaki w tym czasie panował w Europie.

W renesansie odnajdujemy nieco odmienne obrazy miłości, niż te, na które natknęliśmy się w średniowieczu. W tej epoce bowiem mamy do czynienia z innym spojrzeniem na człowieka i jego miejsce we wszechświecie. To bowiem on, a nie Bóg, stoi w centrum zainteresowania twórców, a nad kochankami unosi się nie surowe oblicze Stwórcy, ale jakieś nie do końca sprecyzowane fatum, powodujące, że ich miłość w taki czy inny sposób jest tragiczna. Przynajmniej jest tak, jeśli weźmiemy pod uwagę dramaty genialnego Anglika, Williama Szekspira. W Hamlecie tytułowy bohater tej tragedii kocha, a przynajmniej wydaje się, że kocha, Ofelię. Ze wzajemnością. Jednakże jego urojone, bądź też udane szaleństwo, prowadzi do ciągu tragicznych wypadków, których zwieńczeniem jest zamordowanie przez Hamleta ojca swej ukochanej. Ta nie mogąc znieść takiej sytuacji popełnia samobójstwo, skacząc do rzeki.

"Dwa rody, zacne jednako i sławne -

Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,

Do nowej zbrodni pchają złości dawne,

Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie.

Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem Zycie,

Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;

Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie

Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje."

(Romeo i Julia)

Z kolei w Romeo i Julii już podczas samej ekspozycji tego dramatu dowiadujemy się, że jego przedmiotem będą dzieje kochanków "przeklętych przez gwiazdy". I rzeczywiście, pomijając aspekt zwaśnionych rodzin, możemy powiedzieć, że ich śmierć była dziełem chyba jakiegoś złośliwego demona, który nie mógł znieść myśli, że istnieje na świecie para tak szczęśliwych ludzi, a tak niewiele brakowało, aby zamiast tragedii Szekspir napisał komedię ze wspaniałym happy endem.

Makbecie natomiast znajdujemy przykład na miłość mroczną, pełną sprzeczności i bólu. Wszakże Makbet i Lady Makbet kochali się miłością prawdziwą i pełna oddania, ale zbrodnie, których się wspólnie dopuścili odsunęły ich o siebie, zamykając każde w osobnym świecie. Można rzecz, że to jeszcze jedna konsekwencja oddania się złu: kompletna izolacja od innych, a czyż w przypadku zakochanych może być coś równie straszliwego? Nie sądzę.

Nieco inny obraz miłości przynoszą sonety Petrarki. Tu raczej nie ma miejsca na jakieś straszne fatum, gdyż cały widnokrąg myśli podmiotu lirycznego tych utworów przesłania obraz ukochanej kobiety. Tylko ona i tylko uczucia z nią związane mają prawo egzystencji u tego poety. To chyba jeden z najlepszych przykładów na miłość idealną, czysto duchową, która ledwie się ośmiela podnosić oczy na przedmiot swego pożądania.

W osiemnastym wieku jednym z najbardziej popularnych modeli przedstawiania miłości był model miłości sentymentalnej. W wierszu Karpińskiego znajdujemy jego pełną realizację. Niespokojna Laura oczekuje na przybycie kochanka, Filona, z którym umówiła się na schadzkę pod jaworem. Ten jednak, chcąc wybadać uczucia dziewczyny, chowa się tak, aby móc widzieć jej zachowanie. Wszystkie bowiem uczucia, jakie przeżywa Laura, uwidocznią się w jej reakcjach, wszystkie znajdą taką czy inną ekspresję w mowie jej ciała, tudzież po prostu mowie. Kochanka jest początkowo zaniepokojona nieobecnością Filona, następnie zaczyna się zastanawiać się, czy aby przyczyną jego absencji nie jest jakaś inna kobieta, którą on właśnie w tej chwili uwodzi. Pojawia się zazdrość, a jednocześnie złość na niewdzięcznika. Te uczucia z kolei ustępują rozpaczy i bólowi z powodu takiej niewdzięczności kochanka. Tego już Filon nie był w stanie wytrzymać, zresztą miał dość dowodów na to, że Laura kocha go prawdziwie. Następuje pojednanie, któremu towarzyszy morze łez i tysiące zaklęć miłosnych. Mamy tu zatem do czynienia z miłością, która sprowadza się do szeregu wzruszeń o mniejszym lub większym natężeniu, ale odnosi się wrażenie, że temu wszystkiemu brakuje głębi, że jest to wszystko bardzo płaskie tak, jak płaskim był brytyjski empiryzm, który stanowił zaplecze intelektualne sentymentalizmu.

O wiele bardziej interesujące przykłady obrazów miłości odnajdziemy w romantyzmie, w którym dominującym spojrzeniem na nią jest to, który swój rodowód wiedzie, aż z Platońskiej Uczty. W tym dialogu Arystofanes przedstawia opowieść mitologiczną o tym, jak złośliwi bogowie rozdzielili złączone ze sobą pary ludzkie, które odtąd muszą szukać się nawzajem na świecie, a przewodniczką jest im właśnie miłość. Zatem to uczucie urasta u Platona do zasady metafizycznej spajającej rzeczywistość i w takiej właśnie perspektywie większość romantyków będzie je postrzegać. Jednakże droga do ponownego zjednoczenia nie jest taka prosta, gdyż bogowie nadal są złośliwi i ustawiają przed kochankami różne przeszkody uniemożliwiające im realizację ich miłosnych przeznaczeń, np. nierówne pochodzenie społeczne obojga.

Werter kochał Lottę, a ta, jeśli nawet rzeczywiście żywiła podobne uczucie względem niego, to i tak nie miała zamiaru zrywać zaręczyn z Albertem. Jak wyglądało życie tego młodzieńca od momentu, w którym Lotta się w nim pojawiła, możemy sobie unaocznić na podstawie następującego fragmentu powieści:

"19 Październik

Ach ta pustka! Ta przeraźliwa pustka, którą tu czuję w mej piersi. Myślę często : gdybyś ja raz tylko, choć raz przycisnąć mógł do serca, cała ta pustka zapełniłaby się.

21 Listopad

"Ona nie widzi, nie czuje, że przygotowuje truciznę, którą zniszczy mnie i ją, a ja z całą rozkoszą wysączam puchar, który podaje mi na mą zgubę.

24 Listopad

"Ona czuje, co cierpię. dziś spojenie jej przeszyło do głębi me serce."

4 Grudnia

"Proszę Cię! Widzisz, koniec ze mną, nie zniosę tego dłużej"

Miłość zatem jest tu tym, co jedynie i rzeczywiście istnieje, i nic ponad nią nie ma znaczenia. Werter dał temu dowód popełniając samobójstwo.

Bohaterem, który niezwykle przypomina Wertera, jest Gustaw z czwartej części Dziadów. Zresztą koleje jego miłości również. Kochał on Marylę, która zdawała się odwzajemniać jego uczucie, jednakże, gdy przyszło co do czego, to wybrała innego, który mógł zapewnić jej dostatnie życie. Gustaw jak się zdaje popełnił samobójstwo… Ta sprawa nie jest zbyt jasna, ale są spore przesłanki, że u Pustelnika zjawiła się jego zjawa. Wskazuje nam to, iż miłość jest czymś znacznie mocniejszym niż śmierć, zresztą znajdujemy w Dziadach następujący fragment:

"Ten sam Bóg stworzył miłość, który stworzył wdzięki.

On dusze obie łańcuchem uroku (…)

Wprzód, nim je wyjął ze światłości stoku,

Nim je stworzył i okrył cielesną żałobą,

Wprzódy (…) powiązał ze sobą!"

Miłość, która połączyła Leilę i młodego Wenecjanina zwanego Giaurem była z góry skazana na niepowodzenie. Obydwoje pochodzili z odrębnych kręgów kulturowych, a poza tym ona była żona innego. Ich romans wkrótce się wydał, co miało dla obojga straszliwe konsekwencje. Leila została uśmiercona w okrutny sposób przez swego męża Hassana, Giaurowi natomiast udało się zbiec, ale jego życie zamieniło się w piekło, gdyż bez niej, bez przedmiotu swej miłości, nic nie mogło posiadać dlań jakiegokolwiek sensu. Czyż bowiem możemy być szczęśliwi bez części naszego ja?

Jeszcze inaczej wyglądały koleje miłości Konrada i Aldony, dwójki bohaterów powieści poetyckiej Adama Mickiewicza zatytułowanej Konrad Wallenrod. Uczucie, które ich połączyło, musiało konkurować z poczuciem obowiązku Konrada, który przyrzekł staremu Wajdelocie, że jeśli będzie trzeba, to ponownie stanie w obronie swego kraju. Okazało się, że ta chwila nadeszła szybciej, niż nasz bohater mógł się spodziewać. Tuż po jego ślubie z Aldoną wojska krzyżackie zaatakowały. Konrad zdawał sobie sprawę, że Litwini nie maja szansy w starciu z potęgą Zakonu. Stanął zatem przed dylematem: miłość czy ojczyzna. Po długich wahaniach wybrał to drugie. Możemy tylko sobie wyobrażać, co ten człowiek czuł, gdy opuszczał swą ukochaną, jak również to, co ona odczuwała, widząc go odchodzącego. Jednakże miłość Aldony okazała się niezwykle silną, podążyła za swym mężem do państwa zakonnego i zamieszkała w samotnej wieży niedaleko miejsca, gdzie znajdowała się jego siedziba. W tym czasie Konrad zyskiwał coraz większe uznanie pośród swych współbraci tak, iż gdy stary mistrz zmarł, to właśnie nasz bohater został wybrany na jego miejsce. Mógł w końcu zrealizować swe plany. Kierował tak nieudolnie wojskami zakonnymi, że ponosiły one porażkę za porażką. Litwa była bezpieczna. Jednakże te działania wywołały nieufność współbraci, którzy w tajnym procesie skazali go na śmierć. Gdy skrytobójcy się zbliżali, Konrad wypił dzban z trucizną, nim jednak umarł, ostatnim wysiłkiem zrzucił lampę z okna, w tym momencie z wierzy dał się słyszeć krzyk. To był dla Aldony widomy znak, że jej mąż nie żyje. Ona również oddaje ducha. To przykład miłości nieszczęśliwej, która została złożona na ołtarzu większej idei. W tej powieści Mickiewicz znacznie odbiegł od wzorca miłości Platońskiej, który wszakże głosił, że miłość jest najważniejszą zasadą rządzącą światem.

Jednakże w romantyzmie odnajdujemy także inne obrazy miłości niż te pokazujące ją jako uczucie tragiczne. W Panu Tadeuszu Adam Mickiewicz zaprezentował nam bezpretensjonalną opowieść o uczuciu, które połączyła tytułowego bohatera tej epopei z młodziutką Zosią, wychowanicy kobiety światowej i bywałej, Telimeny. Ich pierwsze spotkanie nastąpiło, gdy wróciwszy po długiej nieobecności w dworze w Soplicowie, wszedł do salonu i zauważył rozrzucone wszędzie damskie fatałaszki, jednakże jej właścicielki nigdzie nie było. Wszelako zerknąwszy przez okno dostrzegł młodą dziewczynę radośnie biegającą w samej koszuli nocnej po ogrodzie. Po krótkiej chwili wbiegła ona do salonu, ale ujrzawszy w nim mężczyznę krzyknęła i uciekła. Od tej chwili Tadeusz był stracony dla świata, jakkolwiek nie dla kobiet, o czym można wnosić po jego romansie z Telimeną. Koniec końców młodzi jednak stanęli, pomimo tych kilku chwil zapomnienia kawalera, na kobiercu ślubnym.

Równie bezpretensjonalnymi przykładami miłości raczył nas Aleksander Fredro choćby w Ślubach panieńskich. Uczucie, które łączy Anielę i Gustawa, w porównaniu z miłością Wertera czy Giaura jawi się jako coś zdrowego, świeżego, pełnego życia, jasnego, dalekiego od tych wszystkich ponurych wyziewów dekadencji, które spowijają atmosferę książek Goethego czy Byrona. Oczywiście, aby rzecz mogła dojść do szczęśliwego końca, muszą pojawić się liczne perypetie, ale to i tak nie zmienia faktu, że w dwójce naszej bohaterów jest więcej życia niż w tych wszystkich ponurych, "byronicznych", bohaterach razem wziętych.

Na podstawie przytoczonych przykładów obrazów miłości, które odnajdujemy w różnych dziełach literackich, nie bez podstawnym będzie stwierdzenie, iż jest tu uczucie niezwykle zmienne, amorficzne w swych konkretnych realizacjach, oscylujące pomiędzy skrajnościami. Pomimo tej przemienności swych form cały czas jednak pozostaje dla nas rozpoznawalne, co, jak się zdaje, sugeruje, że jest ono czymś więcej niż sumą takich czy innych zachowań czy reakcji. Wszakże Werter kochał i Tadeusz również kochał, a jakże odmienne były to miłości i jakże odmienne był ich losy. Być może zatem rację miał Platon, gdy w Uczcie twierdził, że jest ona zasadą metafizyczną spajającą ten świat, siłą, która pozwala zaistnieć rzeczywistości i podtrzymującą ją w jej trwaniu? Niestety jest to raczej kwestia wiary niż wiedzy, ale czy to ostatecznie w czymś przeszkadza? Raczej nie.