Choć często powtarza się, że to Rej jest "ojcem mowy polskiej", (zapominając, że i przed nim wielu autorów pisało w języku ojczystym), literacka polszczyzna rozwinęła się najpełniej dopiero w twórczości Jana Kochanowskiego. To on na długie wieki pozostał niedoścignionym, aż do czasów romantyzmu, mistrzem liryki. Na szczęście jego system wersyfikacyjny, styl i podejmowana przez niego tematyka, nie były "jedynie obowiązującymi" i stosunkowo szybko w twórczości Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego, czy liryków dojrzałego baroku znajdujemy zupełnie inne światy i formy twórczości. Pozwoliło to na niezwykle bogatą różnorodność w poezji szesnastego i siedemnastego wieku.
Nie można jednak zapominać, że barok bez Kochanowskiego byłby o wiele uboższy i w treść i w kształt. To właśnie mistrz z Czarnolasu wyprowadził polszczyznę z mroków średniowiecza - jak się czasami mówi, parafrazując sąd o Kazimierzu Wielkim, "zastał ją drewnianą, a zostawił murowaną". To on tłumacząc Psalmy Dawidowe wprowadził wiele nowych pojęć i usystematyzował język, dzięki jego Pieśniom poznano dzieła Horacego i innych antycznych autorów.
Głównie też na antyku bazowała poetyka Kochanowskiego i innych renesansowych autorów. Pisali oni stylem jasno określonym - wysokim lub niskim, w zależności od tematu, starali się wyrażać jednoznacznie i z niejakim dystansem. Kiedy np. zestawimy dwa opisy wojenne, z Pieśni o spustoszeniu Podola Kochanowskiego i Pieśni o Fridruszu Sępa - napisanej już pod wpływem barokowych prądów, możemy zauważyć podstawowe różnice. W renesansowej pieśni, stylizowanej na starożytny lament, poeta pisze językiem żywym, lecz prostym - "Wieczna sromota i nienagrodzona szkoda, Polaku!", składnia ma najwyżej krzyżowy charakter i zawiera przerzutnie; Sęp posuwa się znacznie dalej. Cała mowa Fridrusza, świadczy o sile jego przeżyć, który mówi językiem pełnym przestawni ("Farbę Bugowej, widziałem, krew wody / Nasza zmieniała...", elips, wyrażającym niezwykłe poruszenie i ekspresję. Także porównując poezję fraszek "lżejszego kalibru", jak niektóre Kochanowskiego, czy "lekkich obyczajów" jak większość Jana Andrzeja Morsztyna, widzimy różnorakość tradycji i wynikające z tego konsekwencje.
Kochanowski korzystał najwyżej z Anakreonta i nie był za bardzo splątany konwencjami. Owszem w Rakach potrafił bawić się słowem, ale w większości jego fraszki, były wesołymi obrazkami z życia dworu, jak ta O doktorze Hiszpanie. Jej zakończenie - "szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany" - nie jest jakimś wymyślnym konceptem, lecz prosta konkluzją wynikającą z wydarzeń. Inaczej u twórców barokowych, których przedstawicielami w poezji dworskiej są Morsztyn i Daniel Naborowski. Ich wiersze pomimo skrzącego się słowa, licznych anafor, instrumentacji, zdają się suche, oderwane od rzeczywistości. Mimo mistrzostwa formy, panowania nad słowem są tworzone w oderwaniu od konkretu, gdyż wedle poetyki Giambattisty Mariniego najważniejszy był ich koncept. W wierszu O swojej pannie Morsztyn poprzez anaforycznie ułożone określenia "białego" wychwala kobietę, ale choć pisze o niej "moja" nie odnajdujemy w tym wierszu nic z jej rzeczywistej cielesności. Podobną hiperbolizacje opisu odnajdujemy np. u Naborowskiego w Na oczy królewny angielskiej, gdzie to "na" jest ważniejsze niż jej same oczy - są to "pochodnie, gwiazdy, słońca, nieba i bogowie", lecz nawet nie wiemy jakiego koloru.
Świat baroku przeżywał też o wiele większe problemy wewnątrzpaństwowe, społeczne, socjalne a przede wszystkim religijne (Kontrreformacja) niż, momentami wręcz arkadyjski, renesans, tak więc zrozumiałe, że i twórczość poruszająca problemy egzystencji czy metafizyki, musiała przejść głębokie zmiany. W renesansie wierzono w siłę i dość szerokie samostanowienie człowieka, niezmierzoną dobroć Boga i jego opiekę nad światem. I właśnie w oparciu o te trzy główne sfery najlepiej można skonfrontować lirykę tej epoki z barokiem, w którym nastąpiło ich przewartościowanie.
Ciekawie widać zmiany np. w tłumaczeniu biblijnego Psalmu 130. Kochanowski De profundis... przekłada jako "W troskach głębokich ponurzony...", zaś już u Sępa otchłań ta jest o wiele bardziej niebezpieczna - "ponurzony w grzechach srogich..." i skierowana w stronę kary za nasze życie.
Renesansowy humanizm zakładał, że to człowiek jest w centrum świata, który istnieje niejako dla niego i z jego powodu został stworzony przez Boga. Jak we fraszce Do gór i lasów - "Wysokie góry i odziane lasy! / Jako rad na was patrzę, a swe czasy wspominam...", czy w Hymnie, gdzie Kochanowski dziękuje Bogu "za hojne dary". Pokazuje tam obraz stworzenia uporządkowanym - ""w brzegach morze stoi", ""biały dzień a noc ciemna swoje czasy znają" a pory roku logicznie następują po sobie. W perspektywie tak pojmowanego świata, człowiek jest "pod skrzydłami" Boga. Inaczej u Szarzyńskiego, w którego Sonecie I "padół ziemski" przedstawiony jest w ruchu powodowanym już nie tylko przez Boga - "Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki / I tytan lotne czasy pędzą...". Bóg jest "niewzruszonym poruszycielem". Rząd Boży na świecie objawia się "strasznymi piorunami", poeta zamiast dziękować Stwórcy prosi Go by ten "zatracił przygody, którymi nam znać dawasz...". W takim świecie człowiek nie jest już panem, ale sam podlega walce z nim. Widać to W Sonecie III Sępa, o znamiennym tytule, - O wojnie naszej, która wieziemy szatanem, światem i ciałem. Życie człowieka "wątłego, niebacznego, rozdwojonego w sobie" to "bojowanie", nieustanne zmaganie się z ciałem wodzonym na pokuszenie "dla zbiegłych lubości". Dla uczciwości trzeba dodać, ze i Kochanowski był krytyczny względem mocy człowieka (we fraszce O żywocie ludzkim pisze o nas jako o lalkach, w świecie "gdzie nie ma żadnej pewnej rzeczy"), ale stawia go mimo to dość wysoko, (Pieśń o dobrej sławie) - "nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyjami / dał nam rozum, dał nam mowę, a nikomu z nami". Ma trzeźwe spojrzenie, czuje pokorę wobec Boga, lecz wierzy w człowieka i jego dobroć. W chwilach zwątpienia szuka ratunku w filozofii stoickiej, która (mimo, że później wystawiona na ciężką próbę w Trenach) zawsze daje jakieś oparcie i stanowi ucieczkę przed rozpaczą - "Nie porzucaj nadzieje, / jakoć się kolwiek dzieje: / bo nie już słońce ostatnie zachodzi, / a po złej chwili piękny dzień przychodzi"; nawet wspomniane Treny nie kończą się pesymistycznie - "ludzkie przygody / ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody".
Dodatkowym dowodem dumy i wiary w ludzkość jest obraz poety wytworzony w renesansie. Dzięki swojej sztuce, staje się kreatorem równym prawie w tej funkcji Bogu. Jest on wręcz nieśmiertelny - "nie umrę ani mnie czarnemi / Styks niewesoła zamknie odnogami swemi" - jak pisał o sobie Kochanowski. Jest więc jak najbardziej odległy od barokowej wizji Wacława Potockiego. Ten sarmacki poeta określał człowieka jako "gęstego pełen garniec błota", "beczka pełna gnoju i zgniłego smrodu", nic wiec dziwnego, że tak postrzeganego "śmierć do grobu leda w dzień wywlecze".
Człowiek renesansu ufnie patrzył w przyszłość. Wierzył, że swoim życiem, jeśli tylko się postara, zasłuży na nagrodę w niebie. Wizja śmierci nie była dla niego tak okrutna i napastliwa, jak w późniejszej epoce. Nie przez przypadek barokowa twórczość otwiera się i zamyka wierszami przedstawiającymi wizję śmierci. Sęp w Napisie na statuę abo na obraz śmierci, jawnie nawiązuje do cielesnej i okrutnej kostuchy średniowiecznej; zaś wierszem kończącym epokę są Bakowe Uwagi śmierci niechybnej - wciągające nas w obłędny dance macabre. Że życie w renesansie nie było postrzegane "jak ledwie (...) czwarta część mgnienia" (Naborowski), tak i zejście ze świata nie była aż tak okrutna. Po spełnionym życiu zapadało się sen, podobny do tego z fraszki Kochanowskiego - "Śnie, który uczysz umierać człowieka...". A nawet w największej rozpaczy, jak Kochanowski po zgonie córeczki, poprzez Sen zresztą, potrafił znaleźć pocieszenie w tym, że "W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne / Od wszelkiej przekazy wolne i bezpieczne".
Można znaleźć jeszcze wiele rzeczy na potwierdzenie odmienności liryki baroku i renesansu, jednak nie to chyba jest najważniejsze. Trzeba sobie uświadomić, że wszystkie te różnice, wynikały z niezmiennej przez wieki chęci poznania, i przez pisarz jak i przez czytelników, rzeczy przed nimi zakrytych, wyrażenia tego, co porusza, wreszcie odnalezienia "złotego środka" na szczęśliwe życie. Normalnym jest, że szukając chcemy czegoś nieznanego i idziemy coraz to nowymi drogami - stąd pewnie różnice w kolejnych epokach. Najważniejszym zaś jest chyba samo próbowanie "znalezienia smaku przyszłego wieka", zaś w życiu doczesnym osiągnięcia spokoju duszy, której "nie gryzie mól zakryty",. Właśnie samo próbowanie, a nie ślepa pewność, bo "...kto chciałby rozumem wszystkiego dochodzić / I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić". Próby, iż nie zawsze niosące powodzenie, jak pokazują poeci staropolscy, mogą być bardzo ciekawe i często - nam współczesnym - pomocne.