Jak wiele wierzeń starożytnych, religia Słowian była politeistyczna. Wielobóstwo było charakterystyczne dla większości pierwotnych indoeuropejskich ludów. Wszystkie te wierzenia opierały się na podobnej strukturze, w których świat bogów był doskonalszym odbiciem świata ludzi śmiertelnych. "Kompetencje" bogów odpowiadały więc trzem podstawowym aspektom działalności wspólnot ludzkich. Pierwszym z nich była kwestia władzy i praw obowiązujących wspólnotę, odwołujących się oczywiście również do spraw kultu, magii i wierzeń. Drugim aspektem była kwestia obronności granic ziem zajmowanych przez określony lud, społeczność oraz zdobywania nowych ziem. Trzeci aspekt tworzyły sprawy gospodarcze, żywnościowe, dostatek wynikający z uprawy ziemi, hodowli bydła, rybołówstwa, wymiennego handlu itd. Kultura pierwszych Słowian pozostaje dla nas w większości tajemnicą, niewiele bowiem zachowało się śladów świadczących o charakterze wyznawanych przez nich wierzeń religijnych. Najstarsze zachowane zabytki związane z kultem pochodzą z szóstego wieku naszej ery. Czymś na kształt odpowiednika Zeusa, a więc najwyższego władcy bogów był Perun, władający gromami i błyskawicami. Uznaje się, że odpowiadają mu także połabscy bogowie, tacy jak Świętowit, Jarowit oraz Rugiewit. Dla tych bóstw Słowianie wznosili świątynie, czy raczej miejsca kultu, które stanowiły odpowiednio wydzielone place, polany otoczone posągami wyobrażającymi czczone bóstwa. Funkcję świątyń pełniły też wyznaczone wzniesienia, gaje oraz tereny nabrzeżne. Wszystkie plemiona posiadały swoje bóstwa opiekuńcze, swoich patronów. Uznawały je za hegemonów, bóstwa wyższego rzędu, którym pozostałe są podporządkowane. Do takich bogów należał między innymi Świętowit. Dla tych bóstw budowano świątynie, które z czasem stawały się ośrodkiem plemiennego życia i kultury. Kapłani opiekowali się świątyniami i sprawowali opiekę nad kultem i życiem religijnym wspólnoty. Wiara Słowian obejmowała także wiarę w życie pozagrobowe. Słowianie palili swoich zmarłych, po czym grzebali ich popioły w ziemnych mogiłach lub usypywanych kurhanach. Bywały też pochówki, gdzie doczesne, spopielone szczątki umieszczano w popielnicy i ustawiano ją na specjalnym słupie. Istniały także obyczaje nakazujące uśmiercać żonę zmarłego i grzebać ją razem z mężem. Ważnym elementem obrzędów pogrzebowych były igrzyska, czyli tzw. tryzna oraz- zwyczaj zachowany do dziś- strawa (czyli dzisiejsza stypa). Zmarłego wspominano także w rok po jego odejściu, poprzez urządzane przy jego grobie biesiady.

Jak było powiedziane wcześniej, najważniejszym bogiem wierzeń słowiańskich był Perun (zwany także Peronem lub Pierunem). Etymologicznie imię to ma ten sam źródłosłów co dzisiejszy rzeczownik 'piorun'. Perun to zatem "ten, który bije, uderza". U źródeł tego imienia leży także czasownik "prać", który w pierwotnym znaczeniu oznaczał właśnie zadawanie ciosów, bicie (znaczenie to żywe jest jeszcze w archaizowanym języku "Trylogii" Sienkiewicza w wypowiedziach braci Kiemliczów- słynne: "Ociec, prać?"). Pierwiastek rdzenny imienia odsyła także do indoeuropejskiego rdzenia 'perk' oznaczającego dąb. To też drzewo było poświęcone Perunowi, który miał zasiadać w jego koronie i stamtąd bić w ziemię gromami i błyskawicami. Pierwszym źródłem pisanym opisującym Peruna są pisma Bizantyjczyka i historyka Prokopiusza z Cezarei, który działając w szóstym wieku wzmiankuje: "uważają oni [Słowianie- przyp. aut.], że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata". Kult Peruna budowany jest na typowym dla Słowian kulcie zjawisk atmosferycznych, które napawały ich grozą, których pochodzenia nie potrafili sobie inaczej wytłumaczyć. Z czasem ubóstwione grzmoty, błyskawice, wichry ulegały antropomorfizacji i przypisywano im postać bóstw. Groźny bóg piorunów stał się więc symbolem gwałtownych, przynoszących podobnie jak piorun śmieć wojen, walki, a także męskości, rozumianej tu zarówno jako siła, jak i płodność. Miejscami kultu często stawały się drzewa, wzniesienia, które naznaczył sam Perun- tzn. w które kiedyś uderzyła błyskawica. Piorun miał więc moc uświęcającą miejsca na ziemi. Dzięki gromom bóg Perun mógł także uwalniać z nieba życiodajną wodę (deszcz), którą kradł inny bóg, Żmij i przetrzymywał w chmurach. Wiosenne burze z silnymi wyładowaniami rozumiano właśnie jako walkę między dwoma bogami. Walkę oczywiście wygrywał Perun, a na spragnioną ziemię spadał ożywczy deszcz. Kult Peruna sprawowano w pobliżu poświęconych mu dębów, np. w zagajnikach dębowych. Miejsca te nazywano peryniami. Pod najbardziej okazałym drzewem składano bogu ofiary. Kapłani podsycali poświęcony Perunowi ogień, który nie miał prawa zgasnąć. Niedopilnowanie płomienia kończyło się dla nieuważnego kapłana śmiercią. Jak przedstawiano Peruna? Jako dojrzałego mężczyznę na białym koniu lub jako wojownika w rydwanie, uzbrojonego w maczugę, miecz lub młot bojowy, czasem także z wykonanym z kamienia "piorunem", który dzierżył w silnej dłoni. Perun miał srebrzyste włosy oraz skrzącą się złotem brodę. Znane miejsca kultu Peruna to w zasadzie cała Słowiańszczyzna, Ruś Kijowska, ziemie dzisiejszej Polski i Bołgarii.

Świętowit w zachodnioeuropejskich źródłach próbujących sprostać trudnościom fonetycznym języka Słowian pojawia się pod imionami Zvanthevith, Sventevith. Imię to wyraźnie składa się z dwóch członów. Pierwszy z nich- pierwiastek 'svęt' odsyła do mocy magicznej, byłby to więc bóg posiadający taką dobroczynną moc. Drugi człon 'vit' oznacza najprawdopodobniej po prostu osobę, mężczyznę, pana. Czyli razem: "ten, dobroczyńca, który rozporządza magią, jej mocą". Świętowit był władcą słońca i ognia, a także wojny. W niektórych ujęciach przypisuje mu się także moc nad przyszłością i ludzkim losem (pełniłby więc funkcję przepowiedni). W niektórych wierzeniach jest on tożsamy z omówionym powyżej Perunem, którego imię było święte. W takim rozumieniu Świętowit byłby jedynie przydomkiem, zamiennikiem, aby uchronić ludzi przed nadużywaniem prawdziwego imienia groźnego boga. Świętowit, czyli "Święty Pan" zamiast Perun. Atrybutami Świętowita był również biały rumak i miecz, a także róg- naczynie na płyn. Koń w kulcie Świętowita spełniał ważną rolę, uważano bowiem, że posiada moce wróżebne. Sam bóg, który ponoć co noc cwałował na swoim rumaku przez Ziemię, był wielką, uzbrojoną postacią o czterech twarzach spoglądających na wszystkie cztery strony świata. Był więc wszechwiedzący i wszechwładny. Świętowita czczono w całej Słowiańszyźnie. Najstarszy posąg tego bóstwa odkryto w połowie dziewiętnastego wieku na ziemiach ruskich, w wodach Zbrucza. Znany był jednak nie tylko na wschodzie, bowiem i zachodnia słowiańszczyzna czciła tego boga, o czym świadczy miejsce jego kultu umiejscowione na południowo-zachodnim Bałtyku, na wyspiarskiej Rugii oraz Wolinie.

Rugiewit, Porewit oraz Porenut to także bogowie utożsamiani z samym Perunem. Trudno ustalić jednoznacznie znaczenie tych imion, ich etymologię. Rugiewit, czy też Rujewit najprawdopodobniej nawiązuje do nazwy wyspy Rugii. Pozostałe imiona nie odkrywają przed nami swojej tajemnicy. Rugiewit był patronem wojen a także płodności. Symbolem tego bóstwa był ptak- jaskółka, którą czczono nie tylko jako zwiastunkę zbliżającej się wiosny, a więc odradzającej się przyrody, ale także jako wcielenie dusz zmarłych członków społeczności słowiańskiej. Porewitowi przypisuje się patronat nad życiową siłą, zaś Porenutowi- zjawiska atmosferyczne. Rugiewit posiadał aż siedem twarzy, był bardzo wysoki i szczupły. Bóstwo to władało ośmioma mieczami, z których jeden trzymał w garści, pozostałe zaś spoczywały u jego boku, przypięte do pasa. Porewita przedstawiano jako bóstwo pięciogłowe, pozbawione atrybutów zbrojnych. Porenu posiadał zaś pięć twarzy- cztery na głowie oraz piątą znajdującą się na piersi bóstwa. Bogowie ci czczeni byli głównie na zachodniej Słowiańszczyźnie, np. na Bałtyckiej Rugii.

Kolejny znany Słowianom bóg to Jarowit. Jego imię wywodzi się od słów 'jar', 'jary' oznaczających człowieka silnego oraz twardego, surowego, a także wiosenną porę roku. Cząstka 'wit', tak jak w poprzednich imionach oznacza pana i władcę. Był więc Jarowit bogiem surowym, władcą siły, męstwa. Patronował oczywiście wojnie, często utożsamiano go także z bogiem czczonym na wschodzie słowiańskich ziem, z tzw. Jaryłą, inni jednak badacze skłaniają się bardziej do utożsamiania go z Perunem lub Świętowitem. Jarowita przedstawiano zawsze ze złotą tarczą symbolizującą słońce oraz wygraną walkę, zwycięstwo. Jarowita czcili przede wszystkim Słowianie połabscy.

Od słowa 'jar' pochodzi także imię wschodniego boga- Jaryły. Jaryło wywodzi się od słowa ruskiego, jarowoj znaczącego po prostu "wiosenny". Cząstki tego słowa istnieją zresztą w językach słowiańskich do dziś, choćby w określeniu zbóż jarych, tzn. wysiewanych na wiosnę. W języku starosłowiańskim słowo 'jar' oznaczało oprócz wiosny także męstwo i siłę. Jaryło był zatem bogiem wiosny, a co za tym idzie płodności i miłości. Utożsamiano go także z Jarowitem, jako jego zachodniosłowiańskim odpowiednikiem. Boga miłości i wiosennej płodności przedstawiano jako pięknego młodzieńca w białych szatach, strojnego w wieniec wypleciony z ziół. W lewej ręce Jaryło trzymał żytni kłos, w prawej zaś dzierżył ludzką głowę. Jaryło przedstawiany był na białym koniu. Czczony był przede wszystkim na wschodnich ziemiach zajmowanych przez Słowian, pewne ślady odkryto na ziemiach ukraińskich i białoruskich.

Swaróg, zwany także Swarogiem zawdzięcza swoje imię słowu "swar" oznaczającemu z jednej strony skłócenie, gniew, z drugiej zaś również słońce i blask. Swaróg był zatem bogiem słońca, najważniejszego zjawiska natury dla Słowian. Mieszkańcy polskich ziem z szacunku dla słońca jego wschód czcili odkrytą głową oraz modlitwą. Porę południową, słoneczny zenit czczono ukłonem. Słońce było czczone jako bóg, nie wolno było zatem pokazywać na nie palcem, ani stać do niego tyłem podczas prac polowych. Bóstwo, Swarog był bądź to utożsamiany z samym słońcem, bądź też czczony jako jego stwórca i władca. Czczono go we wszystkich plemionach słowiańskich.

Swarożyc to bóg będący synem Swaroga. Wskazuje na to konstrukcja jego imienia powstała poprzez dodanie do imienia boga słońca, Swaroga przyrostka -ic, -yc wskazującego właśnie na relacje ojciec-syn (ślady tego procesu słowotwórczego są bardzo liczne, np. król- królewicz, pan- panicz itd.). Syn Swaroga władał ogniem. Jemu poświęcano zmarłych, otaczając go pełną lęku czcią. Bano się, że jeśli Swarożyc poczuje się urażony, to ześle na ludzi straszliwy pożar. Słowianie bardzo czcili ogień, dający im ciepło i światło, jednocześnie jednak bardzo bali się jego niszczycielskiej mocy. Płomień domowego ogniska, żar był bardzo pieczołowicie przechowywany i zabierany w specjalnych kagankach na nowe miejsce zamieszkania podczas wędrówek plemion. Również odchodzącym z domu synom, zakładającym swoje własne rodziny, ojciec ofiarowywał trochę żaru z rodzinnego domu. Kult Swarożyca również był kultem ogólnosłowiańskim, sam zaś bóg przedstawiany był zazwyczaj w językach płomieni.

Kolejnym bóstwem słowiańskim był Radogost, zwany także Radegastem lub Radigastem. Imię to wywodzi się od cząstki rado- oznaczającej chęć, radość oraz od słowa gost- czyli gość. Tym samym staje się Radogost opiekunek gościnności, ale także rolnych zbiorów, płodów oraz ognia. Czczony był przede wszystkim w zachodnich plemionach Słowian.

Imię Dadźboga, czy też Dzdżboga, Daboga wywodzi się od czasownikowej formy "dać". Cząstka bog oznaczała zaś niegdyś bogactwo, dostatek. Dadźbog był zatem bóstwem ofiarowującym ludziom dostatek, bogactwo i szczęście. Niejednokrotnie utożsamiano go ze Swarożycem. Czczono go przede wszystkim na wschodzie, w Kijowie zachował się nawet jego posąg.

Z bogiem o imieniu Weles (wel, wiel oznaczające wielość) utożsamiano również Trzygłowa i Trojana. Bóstwu temu przypisywano opiekę nad magią, zaświatami oraz wszelkimi zjawiskami nadprzyrodzonymi. Pojawiają się także wzmianki w zabytkach staroruskich na temat tego bóstwa, jako opiekuna zwierząt gospodarskich, zwłaszcza koni. Być może patronował także handlarzom, poetom i pieśniarzom. Wierzono, że zasiada na złotym tronie po środku Nawii, czyli krainy zaświatów. Owa Nawia znajdować się miała na samym środku wielkiego, nieprzebytego bagna. Na jej terenach bóg miał "paść" dusze zmarłych. Welesa często przedstawiano jako czarnego kozła, ukazywał się także pod postacią siwobrodego starca. W ofierze składano mu ostatni ścięty na polu pęk kłosów, który w związku z tym zwano nawet "brodą Welesa".

Trzygłów i Trojan uznawani byli za wcielenia boga Welesa. Wieleci czcili Trzygłowa, czy też Trzygława jako opiekuna wojny jeżdżącego na czarnym koniu wróżebnym. Bóg ten miał władzę nad morskimi sztormami. Trzygław, jak sama nazwa wskazuje posiadał aż trzy głowy. Ich układ nie wskazywał jednak, jak w przypadku Świętowita porządku horyzontalnego wyznaczanego przez cztery strony świata, ale porządek wertykalny, pionowy. Trzygłów kierował jedną parę oczu na niebo, drugą obejmował ziemię, trzecią zaś zwracał w stronę podziemi. Trzygłowa oraz Trojana czczono przede wszystkim wśród zachodnich Słowian. Odnaleziono śladowe znaki ich kultu między innymi na terenach dzisiejszego Szczecina, na wyspie Wolin oraz w Brennie.

Kolejnym bogiem wierzeń słowiańskich był Mokosz, znany także jako Mokosza lub Mokusza. Etymologiczne imię to można wyprowadzić z rdzenia słowiańskiego "mok-", istniejącego w takich współczesnych słowach języka polskiego jak "moczyć" czy "mokry". Mokosza była jedyną żeńską boginią zaliczaną do bogów wyższego rzędu, bóstw naczelnych. Mokosza była boginią i opiekunką płodności. Pod jej pieczą znajdowały się także wszystkie niewiasty oraz właściwe, im przeznaczone zajęcia i prace, takie jak tkactwo, przędzenie. Bogini ta zapewniała także swoim podopiecznym dobry urodzaj i materialny dobrobyt, dostatek. Imię jej możemy tłumaczyć jako Matkę, Wilgotną Ziemię. Symbolizowała ona urodzajną, nawilżoną ziemię a także deszcz, który utożsamiano z życiodajnym mlekiem, którym Matka karmi swoje dzieci. Najprawdopodobniej imię jej związane było także ze sferą seksualną, nierozerwalnie przecież złączoną z płodnością. Zgodnie z pełnioną funkcją w wierzeniach Słowian Mokosza przedstawiana była najczęściej jako prządka przy pracy, której nić symbolizować miała ludzkie życie, człowieczy los. Mokosza wyobrażana była także jako kobieta trzymająca wypełniony napojem róg. Słowianie wyobrażali sobie płodną Mokoszę jako piękną kobietę o obfitych, bardzo kobiecych kształtach, bardzo zmysłową niewieścią postać. Największymi miejscami jej kultu były wschodnie oraz północne ziemie Słowiańszczyzny.

Bogiem wiatru, całego powietrza oraz siarczystego mrozu ścinającego wszystko zimową porą był Strzybóg. Bóstwo to symbolizowało także wszelki ruch, aktywność a także nieodłączny atrybut życia, jakim jest oczywiście oddychanie, niezbędny dla człowieka i wszystkiego co żyje oddech. Słowianie raczej nie czcili wiatru, wzbudzał on w nich zdecydowanie negatywne emocje. Wiejący wicher poruszający drzewami, popychający ludzi bardzo oddziaływał na słowiańską wyobraźnię i wzniecał w duszy lęk. Słowianie nie darzyli więc wiatru, czegoś, czego nie mogli zobaczyć, dotknąć ani sympatią, ani uznaniem ani nawet bogobojnym lękiem. Starali się zwalczyć wiry powietrzne unoszące liście z ziemi rzucając w nie ostrymi przedmiotami, bronią, kijami oraz kamieniami wypowiadając przy tym odpowiednie zaklęcia, mające odpędzić wiatr. Z czasem, aby łatwiej pokonać strach przed wiatrem, uległ on antropomorfizacji, właśnie w postaci Strzyboga. Starano się nawet ubłagać sobie przychylność tego porywczego bóstwa, obiecując mu w zamian za przychylność kaszę, posiłek, zapraszając nawet, jak to miało miejsce na ziemiach dzisiejszej Żywiecczyzny, na świąteczne biesiady. Według wierzeń Strzybóg, jako bóstwo wiatru, miał czterech potomków, uosabiających cztery główne wichry- zachodni i wschodni oraz wiatr południowy i północny. W ludowych wyobrażeniach Strzybóg, czy też Stribog przedstawiany był jako uskrzydlony, olbrzymi mężczyzna z rozwianymi, długimi włosami. Bożek ten miał zawsze pucułowate, wydęte od "dmuchania" wiatrem policzki. Etymologiczne badania nad imieniem tego boga nie dają jednoznacznej odpowiedzi co do jego pierwotnego znaczenia i pochodzenia. Przypuszcza się, że pochodzić ono może od rdzenia starosłowiańskiego "stru" oznaczającego płynięcie lub wywodzącego się z języków bałtyckich słowa strytet czyli czasownika "sztywnieć". Ta druga ewentualność zgadzałaby się z kojarzonym z Strzybogiem mroźnym wiatrem, mrozem ścinającym ziemię. Strzyboga czczono przede wszystkim na wschodnich ziemian zasiedlanych przez Słowian. Posąg tego bóstwa odnaleziono w Kijowie.

Obok Słońca, również księżyc posiadał swoje opiekuńcze bóstwo. Był nim, często utożsamiany także z Swarogowym potomkiem- Swarożycem lub Dadźbogiem Chors. Bóstwo to władało nie tylko samym księżycem, ale także z demonami żyjącymi w mroku ostępów leśnych i wodnych głębin oraz żyjącymi w ciemnościach zaświatów zmarłymi. Opiekował się także rytmem wegetacji (oczywisty związek przyrody i faz księżyca). Chors, jako bóstwo, był personifikowanym księżycem. Bardzo ciekawa jest etymologia samego słowa księżyc. W słowie tym istnieje omówiony powyżej pierwiastek słowotwórczy -ic, -yc oznaczający syna, dziedzica. I tak, pierwotnie mianem księżyca oznaczano jedynie odradzający się po nowiu, nowy miesiąc. Etymologicznie więc cząstka -yc dodana została do słowa księż, czy też księdz//ksiądz, które pierwotnie oznaczało po prostu księcia. Nowy, rosnący Księżyc był więc synem starego księżyca, miesiąca, odradzającego się w miesięcznych fazach. Chors, bóstwo księżyca wyobrażali sobie Słowianie przede wszystkim jako sam księżyc, ale także jako hybrydę człowieka i psa. Na psiej głowie tego boga widniały dodatkowo rogi. Badania etymologiczne wskazują w swoich wywodach, że imię bóstwa- Chors może pochodzić z staropolskiego terminu "wycharsły" oznaczającego przymiotnik wynędzniały, wycieńczony. Nazwa ta wskazywałaby na ciągłe zmiany, "kurczenie" się tarczy księżycowej. Chors otaczany był kultem przede wszystkim na wschodnich ziemiach Słowiańszczyzny.

Nieco problematyczny jest kolejny bóg- Siemargł lub Simargł. Wybitny językoznawca, autor "Słownika Etymologicznego" Aleksander Brückner skłaniał się jednak do tego, że istniało dwóch osobnych bogów, z których jeden nazywał się Siem, drugi zaś określany był imieniem Rgieł. Badając dalej etymologię tych dwóch już imion, dochodzi badacz do wniosku, że pierwszy z nich był bóstwem opiekuńczym, pod którego pieczą znajdowało się całe gospodarstwo, wraz ze służbą czeladną oraz inwentarzem zwierzęcym. Wszystko to składało się na całą "rodzinę", dom. Drugie z wymienionych bóstw miało natomiast mieć w swojej pieczy plony i płody rolne, pola, zboża, zasiewy. Niektórzy badacze mitologii słowiańskiej skłaniają się jednak ku przekonaniu, że wierzono w jednego boga, w Simargła. Byłby on bóstwem słowiańskim odpowiadającym pochodzącemu z perskiej mitologii Simorga. Bóg ten przedstawiany był jako wielki uskrzydlony potwór z psim pyskiem, uzbrojony w orle szpony. Perski Simorg opiekował się wszelką roślinnością. Mieszkańcy Rusi utożsamiali go z bóstwem opiekuńczym żniw, ziemi oraz rosnącego na niej zboża. Wierzyli, że Simorg dzierży także pieczę nad drzewem życia. Rusini wyobrażali sobie to bóstwo podobnie, jako orła lub skrzydlatego psa. Na owo podwójne znaczenie, które skłoniło Brucknera na wyróżnienie dwóch bóstw, wskazuje etymologia imienia Simargla. Składa się na nią rosyjskie słowo oznaczające "rodzinę"- siemja (stąd Brucknerowski Siem) oraz od słowa wywodzącego się z języka starosłowiańskiego, istniejącego również w staropolszczyźnie- "reż". Słowo to oznaczało po prostu zboże, żyto. Do tego wyrazu pochodziło by imię Rgieł. Jeśli by spróbować dotrzeć do znaczenia całości imienia, na który składały by się te dwa składniki- próba taka okazuje się raczej bezowocna i wprost odsyła do języka perskiego, z którego wywodzi się imię tamtejszego Simargła. Bóstwo to- lub dwa bóstwa, czczono przede wszystkim na wschodzie, główne ośrodki kultu znajdowały się na Rusi Kijowskiej.

Mitologia Słowiańska, podobnie jak Grecka, wyróżniała bóstwa odpowiedzialne za ludzki los- fatum, któremu podlegał człowiek przez całe swoje życie. Bóstwami tymi były Rodzanice, zwane także Rodanicami. W języku staroruskim spotykamy ich odpowiedniczki- Rożanice czy Rożdenice, podobnie w Słowenii funkcjonują Rojenice, zaś w mitologii chorwackiej- Rożenice. Badacze mitologii słowiańskiej wskazują, że bóstwa te mogły być związane z wiarą w życie pozagrobowe, byłyby wówczas duchami zmarłych przodków, które decydują o losach potomków danej rodziny, rodu. Tuż po narodzinach, Rodzanice naznaczały na czole niemowlaka. Znak ten nosił w sobie informacje o jego przyszłym życiu, losie, jaki został mu przeznaczone. Znak ten, oczywiście był niewidoczny dla ludzi, jednak ważył na całym ich życiu. Rodzianice nie znikały jednak na zawsze po naznaczeniu dziecka. Po raz drugi przychodziły do niego podczas obrzędu postrzyżyn, a więc przejściu dziecka spod opieki matki pod opiekę ojca. Słowianie starali się przebłagać Rodzienice, aby ich potomkom przydzieliły dobry, spokojny i dostatni los. Dlatego też składano im bogate ofiary z najlepszego jadła- chleba, dobrze uważonej i okraszonej kaszy a także z tłustego sera i słodkiego miodu. Roda i Rodzienice- opiekunów rodów, czyli ludzkich plemion, Słowianie "zapraszali" więc na wszelkie ważniejsze uroczystości, rodzinne spotkania, święta i obrzędy, składając im w ofierze przygotowany poczęstunek. Niejednokrotnie stawiano nawet osobny stół i krzesła, aby przybyłe duchy mogły się posilić w spokoju. Rodzienice, jako duchy były niewidzialne dla ludzi, dlatego brak jest ich wizerunków. Czasem pojawiają się wizerunki samego Roda, przedstawianego jako rosłe, potężne drzewo życia. Etymologia imion tych bóstw wydaje się bardzo prosta i oczywista. Słowo rod- w języku staropolskim oznaczało po prostu "plemię". Dodać do tego należy także ruskie słowo rodit- czyli rodzić. Rod i Rodzienice otaczani byli kultem przede wszystkim na ziemiach dzisiejszej Polski, Rosji a także Słowenii i Chorwacji.

Wśród podrzędnych bóstw pojawiała się jeszcze jedna bogini- Dola. Było to bóstwo opiekuńcze, sprawujące pieczę nad ogniskiem domowym i dobytkiem, dobrobytem w gospodarstwie. Ona także zapewniała obfity plon i udane połowy ryb. Bogini Dola personifikowała szczęście, gospodarski dobrobyt oraz życiowe powodzenie, w związku z czym często utożsamiana była z Rodzanicami i samym Rodem. Ojciec mógł "przekazywać" swoje powodzenie, przychylność Doli swojemu synowi. Najprawdopodobniej Dola- szczęście i powodzenie posiadała także swoją przeciwną boginię, najprawdopodobniej nosiła ona imię Niedola. Rzadko przedstawiano Dolę, jednak w jej wyobrażeniach pojawia się ona albo jako młoda, bardzo urodziwa niewiasta w weselnych szatach, albo jako nobliwa matrona, pełna powagi, na której palcu połyskiwał wielki pierścień. Etymologicznie imię Doli nie wymaga chyba większych wyjaśnień. Dziś także słowo dola oznacza po prostu pisany komuś los. Dolę otaczano kultem przede wszystkim między wschodnimi plemionami Słowiańszczyzny, a także na południu- w Serbii oraz Chorwacji.

Obok dobrych bóstw opiekuńczych istniały także w mitologii słowiańskiej złe demony. Do takich właśnie stworów zaliczała się Zmora. Demon ten nazywany był także morą lub marą, utożsamiano z nim również gnieciuchą, dusznicą oraz dusiołkiem. Ten niedobry duch zakradał się nocą do ludzkich domostw i dręczył śpiących domowników. Siadał im na piersi i dusił. Porą ataku byłą zawsze północ, kiedy to zmory zamieniały się w drobne owady i przez wszelkie szpary i dziury przedostawały się do domu. W izbie zrzucały z siebie komarzą czy też muszą postać i przybierały własny wygląd. Wtedy właśnie kładły się i oplatały człowieka chcąc go zadusić. Po takiej nocy, spędzonej z gnieciuchami człowiek wcale nie czuł się wypoczęty, czuł wielkie pragnienie i zmęczenie, nieraz budził go ból. Gnieciuchy, zmory czy też dusiołki były zjawami wysokimi, wychudzonymi o długich, badylowatych kończynach. Zmory mogły być zarówno męskie jak i żeńskie. Ich ciała były niemal zupełnie przezroczyste, o jasnej poświacie, przez którą przenikało nawet księżycowe światło. Aby ukryć się przed wzrokiem ludzi, mogły także przemieniać się w kuny albo koty, a nawet w małe przedmioty. Człowiek nie pozostawał jednak wobec zmor bezbronny. Wiele przepisów mówiło, jak ustrzec się przed gnieciuchami. Atakowały one bowiem jedynie ludzi śpiących na wznak, wtedy to tylko miały dostęp do jego piersi, na której siadały. Wystarczyło więc po prostu spać w innej pozycji, na przykład na brzuchu, lub, koniecznie, na prawym boku, uznawanym za "dobry". Można było także skrzyżować ręce broniąc do siebie dostępu, albo próbować przechytrzyć zmorę kładąc się odwrotnie, z głową w nogach łóżka i z nogami w jego głowie. Nie zaszkodziło mieć także blisko łóżka kij lub siekierę do przegnania zmory. Dręczonemu człowiekowi mógł także pomóc ktoś trzeci, podchodząc i zgarniając niewidzialną gnieciuchę do butelki, którą, po zakorkowaniu wrzucano potem do rzeki.

Skąd brały się zmory? Wierzono, że była ona duszą- bądź to zmarłego, bądź żywej osoby. Nierzadko utożsamiano z nią złego sąsiada lub też sąsiadkę, która w nocy znajdowała okazję do zemsty na śpiącym człowieku, który poprzedniego dnia w jakikolwiek sposób jej zaszkodził, uczynił jakieś zło, krzywdę. Za zmory uważane były także dziewczęta, które urodziły się jako siódme (z kolei!) córki w danej rodzinie.

Wśród domowych demonów z pewnością należy wymienić Kikimorę. Ten demon żeński występował głównie na Rusi. Kikimorę nazywano tam też domowichą. W tej odmianie był to niegroźny demon, który opiekował się domowym drobiem. Kikimora jednak była bardzo groźna dla człowieka. Za siedzibę wybrała sobie przestrzeń pod domową podłogą. Przyczajała się tam przez cały dzień, aby po zmroku wyłazić do izby i płatać różne figle. Uwielbiała straszyć dzieci i domowe zwierzęta, płoszyć bydło i kołtunić przędzę. Wydawane przez nią przy tym odgłosy zawsze odczytywano jako zły omen dla domu i rodziny. Kikimora była skurczoną, siwowłosą, rozczochraną starowinką. Niektóre mity przedstawiały ją jako pomarszczoną kobiecinę z kurzymi łapkami zamiast nóg. Domowicha obrazowana była natomiast jako kobieta przypominająca z wyglądu zmarłego bliskiego- matkę lub babkę.

Wśród nocnych demonów działała także Północnica, znana także pod innymi imionami, takimi jak nocnica, nocula, a z racji pełnionej przez siebie funkcji- płaczką lub ruską płaksą. Północnica zajmowała się bowiem głównie dręczeniem śpiących niemowląt, które raz wybudzone przez nią ze snu płakały przez całą noc, bo Północnica drapała je i szczypała. Dręczyła także młode matki, powodując u nich ból w piersiach. Północnica była niewidzialna, jednak można się było przed nią chronić za pomocą głośnego wypowiadania magicznych zaklęć, odstraszających demony i zmory. Nie należało także podchodzić z dzieckiem na ręku do okna w momencie, gdy zachodziło słońce i zapadał zmrok. Nieznane jest pochodzenie Północnicy.

Dobrym duchem domostwa był tak zwany Domowy. Duch ten posiadał wiele imion, między innymi domowik, damawik (na Białorusi), domowyk (na Ukrainie), w Rosji znany był jako domowoj. Inne imiona to ded, dobrochot, dziadek, a także gospodarz lub ojczulek. Zadaniem Domowego była pomoc we wszelkich pracach domowych. Opiekował się on domownikami, przepędzał ich troski, zajmował się także gospodarstwem i hodowanymi w nim zwierzętami. Domowy miał także zdolności wieszcze. Jego śmiech wskazywał na zbliżające się czasy dobrobytu i spokoju, gdy zaś usłyszało się, że gra na grzebieniu, można było przygotowywać się na szybki ślub w rodzinie. Ludzie "opiekowali się" domowym demonem, traktując go na równi z innymi członkami rodziny. Pozostawiano mu jedzenie, mówiono do niego, proszono o pomoc. Gdy rodzina zmieniała dom, prosiła Domowego, aby przeniósł się w nowe miejsce wraz z całą rodziną. Dobry Domowik zazwyczaj mieszkał w izbie, za piecem. Czasem wybierał sobie jednak miejsce pod samym progiem lub strych. Uważano że domowicha, czy też domacha, to jego żona mieszkająca w piwnicy lub pod podłogą i opiekująca się trzymanymi tam zapasami oraz przędzą. Domowe demony potrafiły jednak zezłościć się na mieszkańców. Gdy były zaniedbywane potrafiły nawet porozbijać naczynia lub sprowadzić na domostwo nieszczęście, pozwalając rozpanoszyć się w nim złym duchom i demonom. Zdarzało się także że zaczynały straszyć domowników, bić ich potomstwo. Bywało także, że po prostu wynosiły się z niegościnnego domu. Domowik nosił się po chłopsku, przybierał niejednokrotnie postać ojca rodziny lub dziada z siwą brodą. Bywało też, że przybierał kształty zwierzęce, na przykład psa lub kota, a także szczura bądź węża. Aby zapewnić sobie jego przychylność należało dzielić się z domowikiem strawą, opiekować się nim. Wierzono, że domowikami oraz domowichami były po prostu dusze przodków, ludzi, którzy mieszkali przedtem w danym gospodarstwie, domu.

Domowik opiekował się domem, zaś całym obejściem, gospodarstwem i polami opiekował się Dworowy, zwany także dworowikiem, a w Rosji Dworowojem. Ten duch pochodzi z wschodniosłowiańskich wierzeń. Sprawował pieczę nad całym obejściem oraz pracą w polu. Dworowik kręcił się po obejściu, w pobliżu domu, mieszkał jednak w oborze, stajni, stodole. Bardzo nie lubił zwierząt posiadających białą sierść. NA nie najczęściej sprowadzał rozmaite choroby. Dworowika wyobrażano sobie jako postać przypominającą gospodarza, jednak ozdobionego kolorowymi włosami. Czasem przedstawiano go też jako siwowłosego, brodatego starca o wielkiej krzepie, a nawet węża o koguciej głowie. Aby zapewnić sobie pomoc Dworwika należało składać mu drobne ofiary z owczej wełny, chleba oraz błyskotek.

Owinnik, lub też gumiennik był domowym demonem charakteryzującym się niezwykle kapryśnym usposobieniem. Mieszkał w stodole, zajmując jeden z jej kątów i uwielbiał niszczyć składane w niej plony i ziarno. Czasem także zagrażał nawet ludziom. Owinnik przybierał postać czarnego kota, bardzo dużego, z błyszczącymi ślepiami i zmierzwioną sierścią. Wydawał jednak z siebie odgłosy bardziej przypominające psie szczekanie. Można było jednak uchronić się od złośliwości owinnika, jeśli nie zapomniało się co roku składać mu w ofierze miskę owsianki przygotowanej z pierwszych ziaren.

Łaźnik, znany w Rosji jako Bannik jest charakterystycznym demonem rosyjskiej ludowej mitologii. Jak sama nazwa wskazuje patronował łaźniom i kąpielom. Był to demon raczej pozytywnie nastawiony do ludzi, jednak czasem dawała znać o sobie jego wybuchowa i nieco złośliwa natura demona. Mieszkał w łaźni, i miał zwyczaj pozwalać na spokojną kąpiel jedynie trzem pierwszym grupom ludzi. Potem sam zażywał kąpieli i biada temu, kto zdecydowałby się mu przeszkodzić. Łaźnik potrafił wzburzyć wodę, wzniecić gorącą parę a także zagrzać wodę do temperatury, w której ludzie mogli się poparzyć. Łaźnik potrafił jednak znacznie więcej, włącznie z przeniesieniem kąpiącego się człowieka z łaźni do jeziora. Tam złośliwy demon mógł utopić swoją ofiarę lub ofiarować ją wodnikowi, aby ten zrobił z nim coś równie nieprzyjemnego i groźnego. Łaźnik, czy też Bannik (była także czasem wspominana jego żona- Bannika) obrazowany był jako niewielki człowiek z nienaturalnie dużą głową na której królowały zmierzwione ciemne włosy. Łaźnik posiadał także bardzo spiczasty nos oraz ostre zęby. W pływaniu pomagały mu nienaturalnie długie ręce i nogi. Jedyną rzeczą jakiej bał się Łaźnik były talizmany wykonane z żelaza. Dlatego w łaźniach na ścianie przybijano tuż nad drzwiami żelazną podkowę. Aby obłaskawić demona ludzie zostawiali mu także trochę wody do zabawy.

W mitologii słowiańskiej pojawia się także Wił- demon dręczący ludzi, którzy kładą się spać. Jego najważniejszą umiejętnością była zdolność do pojawiania się przed oczami człowieka, nie ważne, w którą stronę ten popatrzy lub odwróci wzrok, aby uniknąć spotkania z Wiłem. Męczony człowiek, który w żaden sposób nie mógł pozbyć się sprzed oczu widoku Wiła nieraz chwytał za szable, jednak Wił unikał ciosów i za chwilę znów pojawiał się przed oczami swojej bezbronnej ofiary. Wił był dosyć przerażającym demonem, posiadał jednak ludzką twarz starca o zżółkniętych włosach i długich, wyjątkowo ostrych zębach..

Jedną z najbardziej popularnych postaci słowiańskiej mitologii jest bez wątpienia krasnoludek, zwany także chobołdem lub chopołdem, kłobukiem, a także ubożęciem, skrzatem, kaukiem. Słoweńcy nazywają go śkratem, zaś Czesi śkritkiem. Nie jest to jednak postać rdzennie słowiańska. Nasza mitologia przejęła ją z wierzeń zachodnich, przede wszystkim z germańskiej, w której występował kobold. Krasnoludki są także bardzo popularne w mitologii Skandynawii. Słowianie utożsamiali skrzaty raczej z Domowikami. Zasadniczo wiara w nie sprowadzała się po prostu do tego, że każdy dom zamieszkiwały różne opiekuńcze duchy, które opiekowały się domostwem i mieszkającymi w nim ludźmi, które przynosiły szczęście i dostatek, w zamian za poświęcaną im uwagę, pamięć i niewielkie upominki- resztki jedzenia, błyskotki itd. Typowymi miejscami zamieszkania krasnoludków były więc niewielkie schowki np. za piecem lub pod podłogą, czasem urządzały sobie siedzibę na strychu, zajmowały mysie nory lub inne pomniejsze szpary. Aby zapewnić sobie ich przychylność należało po prostu pamiętać o pozostawianiu im trochę ludzkiej strawy, na przykład nieco kaszy, chleba, kawałek sera lub masła, miód. Skrzaty przedstawiane były jako malutkie ludziki w jaskrawych czapkach. Potrafiły znikać lub zamieniać się w zwierzęta takie jak kury, myszy, węże, koty, a także psy lub żaby.

Opiekunką pól i łąk oraz porastających je zbóż i kwiatów była Południca, zwana także przypołudnicą, żytniczką lub żytnią babą. Znane są także imiona miawka oraz przepołudnica. Południca, jak sama nazwa wskazuje przechadzała się po rozgrzanych słońcem łąkach w południe, na ziemi pojawiała się jednak tylko w porze wegetacji roślin, a więc od kwietnia, czyli w porze wiosennej, gdy zaczynają kiełkować pierwsze kłosy, aż po koniec żniw. Południca przechadzała się więc po łąkach i polach, między ludźmi i zsyłała na pracujących w polu różne słabości, czy to zasłabnięcie, czy to ból głowy, mięśni lub kręgosłupa, czy to na przykład słoneczny udar. Niekiedy doprowadzała nawet do śmierci. Południce nie bały się kontaktu z ludźmi, często więc ukazywały im się osobiście i zadawały niezrozumiałe pytania lub skomplikowane zagadki. Jeśli człowiek nie wykazał się sprytem i nie odgadł rozwiązania Południca mogła kazać mu wyczesywać swoje skołtunione, długie włosy, lub zaczynała go łaskotać i nie przestawała, dopóki ten nie umarł ze śmiechu, nie mogąc złapać tchu. Południce czasem spotykały się aby tworzyć taneczny krąg. Należało uważać, aby nie znaleźć się wewnątrz takiego kręgu, bo nie dało się już z niego w żaden sposób wydostać. Południce atakowały także pozostawione same sobie małe dzieci. Potrafiły pożreć bezbronne dziecko, lub żywcem zakopać je w ziemi.

Południce wyglądały jak smukłe, młode dziewczęta, miały jednak surową, niezwykle bladą twarz. Odziane były w śnieżnobiałe suknie, zaś w ich ręku często spoczywała kosa. Przepołudnice mogły także ukazywać się na polach w postaci szaro-błękitnej, bardzo delikatnej mgły osiadającej na zbożu wprawiając łany w falowanie. Można się było chronić przed spotkaniem z Żytniczką, która atakowała jedynie w południe. Należało unikać o tej porze wyprawy w pola, zwłaszcza między łany na których rośnie żyto. Najlepiej było przeczekać południe w cieniu, ten bowiem najpewniej chronił przez tym polnym demonem. Wierzono, że Południcami są dusze dziewcząt, które zmarły jeszcze w panieństwie, które nie zdążyły wyjść za mąż. Tak piszą o nich badacze "Boginki te przykrząc sobie w górnych przestworzach, zamieszkanych przez dawnych bogów, każdorocznie zbiegają na ziemię, w porze kiedy zboża zaczynają wysypywać kłosy, a tym samym bezpieczne im zapewniają schronienie; są to dziewice zachwycającej urody, żywe, wesołe - mimo to okrutne. Na osoby młode, zabłąkane pośród łanów kłosistych, napadają, pochwyconą ofiarę przez różne sztuki wprowadzają w dobry humor, a potem łaskotaniem zmuszają do na j gwałtowniejszego śmiechu, póki życia nie skończy."

Polewik, czy też, jak go nazywano w Rosji Polewoj był męskim demonem odpowiadającym żeńskiej południcy. Opiekował się więc polami, ale dla odmiany, jego ulubionym zbożem była pszenica. Ten popularny w wierzeniach południowych Słowian bożek również wyruszał w pola w samo południe, czasem także tuż przed zachodem słońca. Polewoj bardzo nie lubił ludzi i często starał się uczynić im jakąś krzywdę. Czasami rzucał się na śpiących, aby ich udusić, czasem także najeżdżał na podróżujących po drodze ludzi na swoim rumaku. Szczególną złość budzili w nim ludzie pijani, których nierzadko nawet zabijał. Polewika przedstawiano bardzo różnie, w zależności od regionu Słowiańszczyzny. Czasami wyglądem przypominał zwyczajnego mężczyznę odzianego w szaty białe lub czarne, czasem zaś pojawiał się jako karzeł o ciemnej skórze i włosach z zielonej trawy. Oczy mieniły mu się wówczas różnymi kolorami. Różne były sposoby radzenia sobie z Polewojem, najskuteczniejszy z nich mówił, że w momencie pracy w polu ludzie powinni wypuścić na miedzę koguta, który nie potrafi piać. Oprócz niego powinni postawić na miedzy także dwa kurze jaja.

Nie tylko jednak sfera działań ludzkich- domy, gospodarstwa i pola były zamieszkiwane przez demony. Żyły ona także w leśnych ostępach, tak jak np. Leszy. Leszy znany był też pod imionami leśny, leśnik, gajowik a także laskowiec, borowy. W Rosji zwano go lesij, zaś na Białorusi- lesawik. Był to także bardzo nieprzyjazny demon, który bawił się podróżującymi przez las ludźmi, zwodząc ich na błędne ścieżki. Leszy panował niepodzielnie nad leśnymi ostępami oraz nad żyjącymi w nich zwierzętami. Wyglądem przypominał ubranego na zielono leśniczego, zdarzało się też, że zamieniał się w jedno z leśnych zwierząt- dzika, sowę, wilka lub szarego zająca. Świetnie się maskował, dlatego dostrzec go wśród leśnej gęstwiny było bardzo trudno. Czasem jednak dało się go wyraźnie usłyszeć, bo Leszy często gwizdał, podśpiewywał sobie lub śmiał się w głos. Niektóre legendy mówią nawet o rodzinie Leszego, o żonie lesawicy, zwanej też po prostu Babą Jagą oraz ich leśnym potomstwie- leszankach. Ludzie powinni starać się unikać spotkania z Leszym, ten bowiem z ochotą mieszał ludziom leśne dukty wyprowadzając ich w jeszcze większą, mroczną gęstwinę. Dobrym środkiem zabezpieczającym przed działalnością borowego było założenie ubrania bądź to na lewą stronę, bądź to tył na przód. Nie gwarantowało to bezpieczeństwa, jednak jeśli już przyszło zmierzyć się komu z Leszym twarzą w twarz miał jeszcze szansę wydobycia się spod jego mocy i rozśmieszyć demona jakimś zaskakującym żartem. Wierzono także, że gajowika obłaskawiają ofiary składane ze słodyczy, soli i chleba lub kaszy. Gajowiki, podobnie jak wiele innych demonów były po prostu wcieleniami dusz tych ludzi, którzy zmarli niespodziewaną śmiercią w lesie.

Z leszym często utożsamiano także nieco mniej groźnego Dobrochoczego. Demon ten skupiał się przede wszystkim na łowiectwie, na myśliwskich rozrywkach. Czuwał zarówno nad zwierzętami, jak i nad myśliwymi, zsyłając im czasem sukces w polowaniu. Dobrochoczy był demonem sprawiedliwym. Bezwzględnie karał złoczyńców zsyłając na nich różne choroby, opiekował się zaś bezbronnymi i dobrymi ludźmi. Ponoć niejednokrotnie zdarzało się mu obdarować ubogą sierotę złotem. Dobrochoczy najczęściej przybierał postać zwierzęcą, jednego z leśnych mieszkańców, na przykład niedźwiedzia, jelenia lub rysia. Często jednak wystarczała mu postać powietrznego wiru. W zależności od potrzeby potrafił także przybrać postać roślinną, leśnego drzewa lub nawet krzaka. Nie potrzebna była ochrona przed Dobrochoczym, jedynie czyste sumienie, gdyż sprawiedliwych ludzi nigdy on nie atakował. Jak pisze badacz słowiańskich legend: "Przemieszkuje na Białorusi bożek leśny zwany Dobrochoczy. Wzrost jego zależy od wysokości drzew, koło których przechodzi; widziano go bowiem zawsze równego z drzewem, przy którym stawał. Nie za złego ducha, ale raczej za sprawiedliwego sędziego jest poczytywany."

Kolejną zjawą jest Mamuna. Ma ona wiele imion, takich jak dziwożona, babula lub odmienica, w niektórych regionach określa się ją mianem bogunki lub boginki. Na ziemiach ruskich znana jest ona jako ałbasta, zaś na litewskich- łauma. Ma ona także swój odpowiednik białoruski- łojma, oraz ukraiński- lisyvka.

Dziwożona jest, podobnie jak leszy demonem leśnym, ale jej terenem działań są przede wszystkim leśne zbiorniki wodne- stawy, sadzawki, jeziora, rzeki, leśne strumyki i okalające je zarośla. Mamuna specjalizowała się w podmienianiu dzieci. Podkradała nieuważnym matkom niemowlęta, a zamiast nich do kołyski wkładała swoje własne dzieci, nie dość, że szpetne, to jeszcze wyjątkowo niegrzeczne i nieposłuszne. Dzieci te określano mianem odmieńców bądź też podrzutków. Mamuny długo potrafiły czekać na odpowiednią okazję upatrując sobie na ofiarę matkę jeszcze przed rozwiązaniem. Gdy kobieta urodziła już dziecko, dziwożony starały się za wszelką cenę odwrócić jej uwagę, wywabić ją z domu, by móc dokonać zamiany. Jeśli się to udało, matka pozostawała z odmieńcem. Łatwo było takiego odmieńca rozpoznać, charakteryzował się on bowiem brzydkim, nieproporcjonalnym ciałem często dodatkowo naznaczonym jakąś ułomnością oraz charakterem nie do wytrzymania. Brzuch miał taki odmieniec nadęty i gruby, za to ręce i nogi bardzo cienkie, w małej głowie szybko wyrastały ostre zęby, zaś na chudych dłoniach długie paznokcie. Podrzutki były także niezwykle żarłoczne i złośliwe wobec wszystkich ludzi. Nierzadko potrafiły same wyjeść całe zapasy z domowej spiżarni, nie oszczędziwszy nawet butelek z gorzałką. Rzadko bywały senne, woląc krzyczeć w niebogłosy odbierając także sen innym. Najczęściej jednak odmieńce umierały jeszcze jako niemowlęta. Gdy jednak stało się inaczej i podrzutek dożył lat dojrzałych, najczęściej jego ułomność potęgowała się jeszcze bardziej, mowa przypominała bełkot, zaś sam odmieniec stawał się bardzo nieufny wobec pozostałych ludzi.

Wygląd dziwożony nie był specjalnie zachęcający. Najczęściej była to bardzo brzydka, mocno podstarzała kobieta o wielkich, i obwisłych piersiach, tak długich, że mogła je sobie przerzucać na plecy. Ciało jej było brzydkie i kosmate. Mamuny miały także bardzo długie włosy, na które nakładały czerwoną czapkę z liściem paproci: "Są to kobiety nadprzyrodzone, złośliwe, mają włos bardzo długi, rozpuszczony i prosty; piersi ich są tak wielkie, że je zamiast pralników używają, piorąc swoją bieliznę. Na głowie dla stroju noszą czerwoną czapeczkę, za pożywienie im służy ziele, tak zwane słodyczka."

Lękliwe matki wypracowały sobie jednak szereg metod na zapobieganie mamunowym podmianom. Zabezpieczeniem przed dziwożoną była na przykład czerwona tasiemka zawiązana na nadgarstku noworodka oraz nałożenie mu na główkę czapeczki w takim samym kolorze. Należało także chronić dziecko przed tym, aby na jego twarz padło księżycowe światło. Zapobiegliwe matki powinny także wystrzegać się prania niemowlęcych pieluszek po zachodzie słońca, bo czynność taka jedynie mogłaby sprowokować zaczajone mamuny. Powinna także w czasie snu pilnować się, aby nie odwracać twarzy od dziecka, zawsze spać zwróconą w jego stronę. Najważniejsze jednak było to, aby ani na chwilę nie pozostawiać dziecka samego, pozbawionego jakiejkolwiek opieki. Jeśli jednak wszystkie te zabiegi zawiodą i dziecko zostanie podmienione na podrzutka wówczas pozostaje już tylko jedno. Należy podmienione dziecko mamuny zanieść na śmietnik i dotąd okładać brzozowymi witkami, aż jego matka nie mogąc znieść płaczu swojego potomka przyjdzie i z powrotem zamieni go na prawdziwe dziecko. W mamuny wcielały się dusze zmarłych starych panien a także matek nieślubnych dzieci. Dziwożoną mogła zostać po śmierci także kobieta zmarła w ciąży lub połogu. W niektórych rejonach wierzono także, że mamunami mogą zostać także nieślubne dzieci, które zabito lub porzucono.

Bliskimi "krewniaczkami" mamun oraz rusałek były brzeginie, czy też beregynie. Ich nazwa wywodzi się ze starosłowiańskiego słowa pregynia oznaczającego zalesione zbocze. Z mamunami i rusałkami łączyły brzeginie wodne upodobania. Zamieszkiwały one nabrzeżne chaszcze lecz także wybrzeża górskich strumieni, gdzie opiekowały się szczytami wzgórz. Na takich górskich szczytach składano im zresztą ofiary. Brzeginie z reguły nie robiły ludziom żadnej krzywdy. Wierzono, że pilnują one ukrytych skarbów. Wyglądały jak ładne, młode dziewczyny, jednak ich włosy pozostawały zielone niczym tatarak. Zawsze nosiły przy sobie także amulety wykonane z żelaza. Brzeginie powstawały z dusz zatopionych w wodzie dziewcząt.

W głębinach wodnych żył natomiast wodnik, czy jak kto woli- topielec, pływnik lub utopiec. Na ziemiach ruskich zwano go wodanojem, na czeskich i słowackich określano go mianem vodnika lub vodnego. Białorusini zwali go ondynem, zaś Łużyczanie nykusem. Topielec był demonem męskim (żeńskim jego odpowiednikiem była oczywiście topielica). Mieszkał w różnych zbiornikach wodnych, rzekach, stawach i jeziorach. Władał innymi wodnymi stworami- topieliszczami, bardzo niebezpiecznymi dla ludzi. Sam wodnik również był bardzo niebezpieczny i złośliwy, bardzo lubił chwytać kąpiących się ludzi i wciągać ich w topiel lub zdradliwe wodne wiry. Najczęściej jego ofiarami stawali się ci nierozważni ludzie, którzy decydowali się na pływanie po zachodzie słońca. Złośliwość utopców sięgała jednak znacznie dalej. To oni bowiem byli odpowiedzialni za wylewanie rzek, za powywracane na połowach łodzie i podziurawione sieci. Wodnik najczęściej ukazywał się jako ciemnowłosy nagi mężczyzna lub chłopiec o zielonej skórze. Miał bardzo długie kończyny i zupełnie białe oczy. Zdarzało się, że, podobnie jak mamuny, zakładał sobie na głowę czerwoną czapkę. Zawsze pozostawał mokry, ociekający wodą. Topielce powstawali z dusz utopionych ludzi oraz z duchów dzieci, które przeklęła własna matka. Istniało jednak kilka sposobów na zabezpieczenie się przed wodnikiem. Gdy nie dało się uniknąć przepływania obok jego domostwa, należało z szacunkiem zdjąć nakrycie głowy i ukłonić się wodnikowi, można było także próbować przebłagać go ofiarą z pierwszej złowionej ryby. Czasem zjednanie sobie jego przychylności wymagało jednak bardziej skomplikowanych zabiegów. Wówczas cała wioska udawała się na targ, aby zakupić konia. Nie wolno było targować się o jego cenę ze sprzedawcą. Następnie ofiarnego konia smarowano po łbie miodem, obciążano młyńskimi kołami i wrzucano do stawu, aby się utopił.

Żeńską odpowiedniczką topielca była topielica zwana także wodnicą, brodawicą (Serbia, Chorwacja, Bułgaria) oraz wodjanichą (Rosja). Ten demon również mieszkał przy akwenach wodnych. Były bardzo piękne i obdarzone cudownym głosem. Ich uroda i śpiew kusiły pływających mężczyzn. Jednak gdy bezbronni wpadli już w ręce brodawic te bezlitośnie ich zabijały. Topielice pojawiały się dosyć rzadko, tylko raz w miesiącu, podczas pełni. Tylko wtedy, ponieważ promienie księżyca były ich jedynym pożywieniem. Nigdy nie pojawiały się w zimie. Topielice często spędzały czas siedząc w gałęziach nadbrzeżnych drzew. Miewały różne humory, czasem nawet pomagały rybakom w lepszych połowach. Zazwyczaj jednak niszczyły im zarzucone sieci lub przewracały rybackie łodzie. Lubiły też śpiewać i tańczyć, lub po prostu siedzieć nad wodą, oglądać swoje odbicie w wodnej tafli i rozczesywać długie, niezwykle piękne włosy. Nieszczęsny jednak ten, który dostał się między tańczące topielice. Zamknięty w ich kręgu sam zaczynał tańczyć, a kończyła ów taniec dopiero jego śmierć z wycieńczenia. Niektóre rejony bardziej demonizowały topielice- zwłaszcza plemiona północne, które przypisywały im skłonności to tortur i zabijania ludzi, jednak na przykład w południowych plemionach słowiańskich rusałki były raczej obojętne, nie czyniły nikomu większych krzywd.

Topielice były niezwykle piękne, co ułatwiało im porywanie mężczyzn. Wyglądały jak młode, śliczne dziewczyny, nierzadko nagie, czasem ubrane w białe szaty. Ich twarze były blade, zaś włosy rozwiewały się pięknymi falami. Kolor włosów zmienia się w zależności od regionu- w niektórych podaniach są zielone, w innych ciemne, w innych jeszcze zupełnie jasne. Topielice często ozdabiały się wiankami lub nawet przepaskami ze złota. Nierzadko utożsamiano je z syrenami o rybich ogonach. Topielice rodziły się z dusz dziewic, które utonęły. W ofierze składano im jajka, zaś aby ustrzec się przed ich mocą zawiązywano wstążki na nadbrzeżnych drzewach z gałęziami zanurzającymi się, lub nachodzącymi nad wodę. "Gmin litewski utrzymuje, że gdy słońce zajdzie, przy blasku księżyca wodnice wypływają z topieli, wychodzą na brzegi, śpiewają i skaczą po łąkach, wtedy ich oczy błyszczą jak gwiazdy, a rozwiane po ramionach włosy brzęczą i dzwonią jakby daleka muzyka; tym szelestem wodnice usypiają ludzi, aby ich pląsów i zabaw dostrzec nic mogli."

Bliską krewniaczką topielicy była syrena. Syreny mieszkały jednak wyłącznie w morzu. Łączyły się w większe grupy i, podobnie jak topielice- kusiły przepływających marynarzy swoim pięknym śpiewem. Często wylegiwały się także na nagrzanych słońcem, wystających z morskiej toni skałach rozczesując swoje, równie piękne jak u topielic włosy (również w różnych kolorach, jasnym, ciemnym lub zielonym). Syreny zazwyczaj były dosyć niebezpieczne, jednak legendy podają, że czasem wstępowały w związki z ludźmi. Syreny były niezwykle pięknymi kobietami, jednak od pasa w dół ich ciało przypominało rybi ogon. Syreny swoim pięknym śpiewem starały się zazwyczaj sprowadzić statki na mielizny lub skały. W takich sytuacjach marynarze nie mieli szans przeżyć, ich statek roztrzaskiwał się w drzazgi. Należało więc za wszelką cenę unikać takich spotkań. Gdy tylko z dala zaczynały dochodzić hipnotyzujące głosy trzeba było natychmiast zmienić kurs i jak najszybciej uciec z niebezpiecznego miejsca. Nie wiadomo jednak skąd pochodziły syreny.

Kolejnym wodnym demonem jest Wiła w Bułgarii zwana samovilą, w Serbii vilą, czasem określa się ją także mianem rusałki- zwłaszcza na Białorusi i Ukrainie. NA południu Słowiańszczyzny często utożsamiano ją z innymi wodnymi demonami takimi jak mamuna lub brzeginia. Najstarsze podania na ich temat przetrwały w krajach Bałkańskich. Tam utrwaliło się przekonanie, że istnieje trzydzieści wił, lub, w innej wersji podania- trzy razy po dziewięć. Co więcej, każda z nich miała swoje własne imię, np. Dena, Stana lub Ghiurga oraz przypadającą jej funkcję. Wszystkie wiły można było także podzielić na oblakinie, czyli wiły powietrzne, brodarice- czyli wiły wodne oraz zagorkinie- wiły zamieszkujące góry. Oblakinie przybierały najczęściej postać mgły lub chmury. Były one paniami wichrów i deszczu. Wywoływały także burze, podczas których rozdzierały niebo błyskawicami, którymi strzelały ze swoich łuków. Wiły wodne opiekowały się wszelkimi zbiornikami wodnymi, od rzek i jezior po przydomowe studnie. Potrafiły zmieniać koryta rzeczne lub doprowadzać do wyschnięcia rzeki. Zagorkinie natomiast niepodzielnie panowały w górach. To one wywoływały groźne lawiny. Większość czasu spędzały wiły w swoich siedliskach, uaktywniały się- jak większość demonów- dopiero podczas po zmroku, gdy księżyc wypływał na niebo. W jego świetle uwielbiały tańczyć i wić się (ich nazwa wywodzi się właśnie od tego słowa) w "wilinych kołach". Oczywiście człowiek powinien strzec się przed tymi kołami i nie próbować włączać się do tańca pięknych wił. Gdy już do tego doszło wiły rzucały się na niego i łaskotały dopóki biedak nie wyzionął resztek ducha. Czasem puszczały go wcześniej, jednak ten pozostawał już w mocy obłędu. Nie raz zaś po prostu umierał ze zmęczenia w tańcu. Po nocnych harcach wił pozostawały wydeptane w trawie koliste pola. Wkroczenie w ich granice mogło na człowieka sprowadzić jakieś nieszczęście.

Wiły wyglądały jak młode i wyjątkowo piękne kobiety. Wszystkie miały piękne, lśniące złotem włosy i pełne ognia spojrzenie. Czasami posiadały nawet skrzydła. Zazwyczaj poruszały się nago, jednak zdarzało się, że były ubrane w leciutkie i bardzo zwiewne białe suknie. Takie też były same wiły- piękne, lekkie, bardzo subtelne. Zdarzało się, że zamieniały się w łabędzie, lecz także w bardziej waleczne stworzenia, jak sokoły, wilki, a także konie i węże. Wiły nie zawsze krzywdziły ludzi. Zdarzało się, że te z gruntu sprawiedliwe i bardzo odważne stworzenia przyjaźniły się z ludźmi. Nieraz zawierały nawet braterstwo krwi, które rozumiały jako obowiązek niesienia pomocy człowiekowi w każdej trudnej sytuacji. Wile były zawsze gotowe do walki o sprawiedliwość, a w walce tej często wykorzystywały swoje łucznicze zdolności.

Wiły były bardzo honorowe. O ile doszło już do spotkania z wiłą, należało przede wszystkim być prawdomównym i honorowym. Wiły nie mogły znieść kłamstwa ani oszustwa, a już przede wszystkim zdrady i złamania raz danej przysięgi. Za takie zbrodnie mściły się bardzo srogo. Wiłom składało się także ofiary w wyznaczonych miejscach, np. przy studniach lub jaskiniach. W ofierze dawano im kwiaty, wstążki, owoce lub upieczone w okrągłych formach ciasta.

Wierzono, że wiły rodzą się z dusz tych dziewcząt, które przeżyły dany im krótki czas zbyt beztrosko, lub po prostu umarły zbyt wcześnie, aby poznać prawdziwe życie.

W chmurach deszczowych zamieszkiwał inny demon- Płanetnik zwany także obłocznikiem, chmurnikiem i gradownikiem. Jak wskazują już same imiona Płanetnik był demonem różnych chmur- przynoszących deszcz, burze lub gradobicie. Niektóre podania mówią, że demony te powstawały z dusz ludzi zmarłych nagle oraz samobójców. Inne zaś wskazują, że płanetnikami zostają nawet ludzie żywi, którzy zostali wciągnięci do wnętrza chmury. Chmura niejako porywa człowieka po czym "wypluwa" go w tym samym lub zupełnie innym, odległym miejscu. Nieraz zdarzało się, że ludzie znikali nagle w czasie nawałnicy lub zaraz przed jej rozpoczęciem. Porwani przez gradowy lub burzowy obłok gradownik czy też chmurnik miał jednak ważne zadanie do spełnienia. Mieli oni strzelać piorunami wprost w dusze dzieci, które nie zostały ochrzczone. Mogli oni także kierować kierunkiem lotu chmury i napełniać ją wodą, którą czerpali z rzek i jezior za pomocą łyżki z tęczy. Grad produkowali natomiast z pokruszonego lodu zabranego z zamarzniętych stawów i jezior. Chmury często noszone były jednak nie tylko przez gradowników, ale przez złapane przez nich smoki, które wylęgały się z jaj wężów lub żabiego skrzeku. Płanetnicy byli najczęściej młodymi chłopcami lub mężczyznami o pokaźnym wzroście, znaczącej szczupłości. Bardzo często naznaczeni byli jakąś fizyczną ułomnością, deformacją ciała.

Przed Płanetnikiem, a więc i przed niebezpieczną burzą i gradobiciem można się było jednak uchronić. Wystawione na ziemi przed chałupami widły, łopaty i miotły miały przepędzić płanetnika, podobną funkcję pełnił hałas wywoływany przez młotki uderzające o blachę oraz przez kościelne dzwony. Wierzono także, że opadanie wód można wywołać sypaniem na nią ziaren soli. Czasem jednak społeczność pragnęła deszczu, który spóźniał się, przynosząc suszę. Aby przebłagać płanetnika goniono polami nagą pannę, dziewicę, którą polewano wodą.

Latawiec oraz latawica to demony powietrzne, demony wiatru, które często utożsamiano także z kometami i spadającymi gwiazdami. Demony te- w zależności od swojej płci zajmowały się przede wszystkim ludzi pozostających w świętym związku małżeńskim. Nie było przed nimi ratunku, żona już od pierwszego wejrzenia zakochiwała się w latawcu, podobnie mąż w pięknej latawicy. Od tego momentu tracili chęć do życia, przestawiali zajmować się współmałżonkiem, dziećmi, domem. Nie cieszył ich ani taniec, ani żadna zabawa. Myśleli już tylko o swojej latawicowej miłości. Zakochani błąkali się po okolicy, ciągle powracając do miejsca spotkania z latawcem// latawicą. Demoniczna miłość nieraz doprowadzała człowieka do szaleństwa, wpędzała chorobę, która osłabiała ciało i wreszcie zabijała ofiarę. Jedynym zabezpieczeniem przed spotkaniem z powabną latawicą bądź przystojnym latawcem było trzymanie w kieszeni całej główki czosnku. Latawicami były dusze młodo zmarłych kobiet i mężczyzn, w niektórych podaniach stają się nimi także zmarłe dzieci i porońce.

Jednym z potworów obecnych w mitologii słowiańskiej jest straszliwy uskrzydlony mieszkaniec czarnych, skłębionych chmur- smok żmij. Domostwo żmija można było łatwo poznać, chmury te bowiem swoim kształtem przypominały wężowatego potwora. W zależności od wierzeń i regionu, żmij raz to przedstawiany był jako dobrotliwy i pomocny demon trzymający pieczę nad zasiewami, raz to zaś jako pełna złośliwości bestia, która bez opamiętania siekła ziemię strugami wody. Często też właśnie żmijowi przypisywano wyładowania elektryczne obserwowane na niebie. Niewiele więcej wiadomo o żmiju, poza tym, że najczęściej ukazywał się jako smok lub wąż, czasem także przybierał formę ptaka lub nawet uskrzydlonego człowieka.

Ogniki, czy też świetliki bagienne, zwane również gdzieniegdzie świecznikami lub świckami również bywały złośliwe lub pomocne. Ukazywały się tylko po zmroku i latały ponad bagnistymi terenami oraz niebezpiecznymi trzęsawiskami. Najczęściej działały na szkodę człowieka wabiąc go swoim blaskiem w sam środek zdradzieckiego bagna. Człowiek podążał ufnie za światełkiem, które wyprowadzało go w dalekie leśne ostępy, w tak dzikie miejsca, że człowiek aż do rana nie mógł potem znaleźć drogi do domu błąkając się w kółko. Bywały także czasem ogniki pomocne i litościwe, wskazujące bezradnym podróżnym właściwą drogę lub bezpieczną ścieżkę wijącą się przez śmiertelnie niebezpieczne moczary. Migoczące ogniki wywodziły się z dusz nieuczciwych lub okrutnych ludzi, którym obojętna była wszelka ludzka krzywda. Błąkanie się po bagnach było ich karą, pokutą za grzechy.

Podróżni narażeni byli także na zwodnicze błędnice (błędy). Były to bardzo złośliwe demony, których ulubioną rozrywką było zwodzenie ludzi i wyprowadzanie ich na kompletne bezdroża, jak najdalej od właściwej ścieżki. Co więcej, najbardziej bawiło je błądzenie człowieka, który miał do przebycia krótką i jasną drogę, przez co zupełnie nie spodziewał się ataku i zbłądzenia. Taki pewny siebie człowiek, nie bacząc na drogę najłatwiej padał ofiarą niewidzialnych błędnic.

Jednymi z najbardziej popularnych demonów słowiańskich są oczywiście wampiry i upiory. Inne nazwy tych stworów to wąpierz, wypiór i wampierz. W języku rosyjskim i ukraińskim funkcjonują nazwy wpyr, opyr oraz upyr. Na Białorusi znany jest vupar, zaś w Czechach- groźny upir. Blisko naszego wampira znajduje się bułgarski vampir oraz vaper. Serbowie strzegą się przed upirem.

Wierzenia ludowe podają, że wampirem stawało się ciało zmarłego, które nagle ożywało. Wampir poruszał się tylko w nocy, ponieważ światło słoneczne było dla niego nie do zniesienia. Cały dzień przesypiał więc w swoim grobie, i po zmroku wypuszczał się na polowanie. Żywił się bowiem świeżą krwią, którą wysysał ze swoich ofiar. Te, oczywiście, pozbawione krwi szybko umierały. Krew żywych dawała mu zabezpieczenie przed rozkładem, dzięki niej jego ciało nie rozpadało się i nie gniło. Wampiry wygodnie wpijały się w szyję ludzi za pomocą wydłużonych i bardzo ostrych kłów. Z tego schematu wyłamują się jedynie wupary (Białoruś), które wysysały krew nie poprzez wbicie zębów, ale, podobnie jak owady, długim i ostrym niczym żądło językiem. Język ten wbijały wupary w serce upatrzonej ofiary.

O tym, że ktoś zostanie wampirem można było poznać już za jego życia. Byli to najczęściej ludzie bardzo rumiani, o bardzo gęstych brwiach, które zrastały się nad nosem. Wierzono, że mają oni dwa serca. Jedno umierało wraz z człowiekiem, drugie zaś biło nadal dla wampira. Wampiry poruszały się albo w swojej własnej postaci albo przybierały formy latających zwierząt- najczęściej oczywiście nietoperza. Sama etymologia nazwy wskazuje (chodzi o znaczenie końcówki -pir lub też -pyr) na to, że demon ten musiał latać. Potwierdzają to inne nazwy zwierząt w różnych słowiańskich językach. I tak w języku serbskim nietoperz to pirac, zaś słowo lepir oznacza motyla, zaś w mitologii- samego wampira.

Istniało wiele środków ochronnych przed straszliwym wampirem. W różnych regionach różne recepty zdobywały większą popularność. Gdy udało się go uśmiercić, należało bezzwłocznie ponownie go pochować, ale, aby uniemożliwić mu ponowne wstanie, zwłoki kładziono na brzuchu, zaś odciętą głowę dodatkowo przenoszono na dół trumny, między nogi. Ręce wampira na wszelki wypadek wiązano. Starano się też przebić jego serce jakimś ostrym przedmiotem, wystruganym kołkiem, broną, grotem lub cierniem, czasem używano do tego wielkich gwoździ. Były także inne, dodatkowe sposoby, na przykład umieszczanie w jego ustach żelaza lub monety, ewentualnie kamienia oraz oplątywanie jego szyi głogiem. Obok ciała kładziono także różne ostre narzędzia, takie jak sierpy, noże, ostrza kosy- wszystko po to, aby wstający wampir nadział się na nie, gdyby tylko próbował wstać z grobu. Próbowano także przechytrzyć wampira i do jego trumny wsypywano ziarenka maku. Gdy upiór budził się w nocy zaczynał przeliczać makowe drobinki i czynił to aż do rana, kiedy to pianie koguta nie pozwalało już wampirowi wyruszyć na wędrówkę. Przeszkodzić w wyjściu miały mu też przebite pięty, popodcinane ścięgna w nogach oraz przygniatający trumnę wielki kamień. W niektórych regionach stawiano na metody ostateczne i pewne i po prostu poddawano ciało spopieleniu. Nie było martwego ciała- nie było ryzyka, że wstanie jako wampir. Jeśli jednak człowiek nie chciał walczyć z wampirem, a po prostu go odstraszyć, dobrym sposobem było zawieszenie na drzwiach główek czosnku. Bały się także srebrnych przedmiotów oraz ciernistych roślin, takich jak głóg lub jałowiec. Wierzono, że w wampiry przemieniają się także dusze samobójców, ludzi zabitych gwałtowną śmiercią lub na przykład w wyniku zarazy. Wampirami stawali się często również ludzie, którzy za życia byli bardzo okrutni i którzy długo nie mieli zamiaru umierać. Narażone na wampiryzm były także wszelkie znachorki, wiedźmy i czarownice. Ryzyko stwarzało także pełne uzębienie nieboszczyka- rzecz dość niezwykła w zamierzchłych czasach.

Strzygi zwane też strzygoniami wywodzą swoją nazwę z greckiego słowa "striks" oznaczającego sowę lub czarownicę. Nocami napadała na ludzi, dusiła i piła krew swoich ofiar. Nie ograniczała się jednak w tym procederze do ludzi. Często wypijała krew także z bydła oraz trzód. Spokrewniona jest z wampirami i upiorami, właściwą dla niej porą jest północ. Wygląd jej był bardzo przerażający, była bowiem wielkim demonem o skrzydłach sowy i pazurach drapieżnika. Czasem zamieniała się dla niepoznaki w najzwyklejszą sowę. Zabijano ją podobnie jak wampira, jednak obrzędów tych dokonywano na ciele nie dorosłego człowieka, ale dziecka, bo tylko z dusz niemowląt oraz porońców- poronionych płodów- powstawały strzygi.

Duchy i demony działały także na statkach, którymi żeglowali ludzie. Opiekuńczym duchem żeglarzy był Klabaternik- strażnik morskiego kodeksu postępowania, jakim kierować się powinien każdy marynarz. Klabaternik mieszkający na statku był gwarancją jego bezpieczeństwa. Żeglarze darzyli go wielkim szacunkiem i nigdy nie narzekali głośno na wyrabiane przez niego psoty. Klabaternik pilnował także, aby nikt na statku się nie obijał. Leniuchom zatruwał życie plącząc liny, chowając obuwie bądź wytrącając im z ręki posiłek, który lądował za burtą. Swojego drewnianego młota używał z równym upodobaniem do lania w pysk nieporządnych marynarzy, jak i do łatania dziur w kadłubie statku podczas silnego sztormu. Czasem ukazywał się jako ognik przed statkiem i niczym latarnia wyprowadzał załogę z mgły. W momencie gdy Klabaternik opuszczał statek, wiadomo było, że czeka go i załogę zagłada w morskiej toni.

Podobnie jak Klabaternik strzegł zwyczajów żeglarskich, tak Skarbnik opiekował się górnikami i ich tradycjami. Był także strażnikiem ukrytych w ziemi skarbów. Duch ten potrafił być bardzo złośliwy i nieprzyjemny dla tych górników, którzy śmieli zakłócić jego sen. Dobrym zaś pracownikom kopalni zawsze pomagał, ukazując się zwiastował im nadciągające niebezpieczeństwo. Skarbnik był siwobrodym starcem lub człowiekiem o wyglądzie zwykłego, umorusanego górnika. W jego ręce zawsze tkwiła lampka. "Sandomierscy górnicy mówią, iż Skarbnik jest opiekunem wszystkich kruszców w ziemi polskiej. Nieraz w górniczej kurcie przychodzi on do szybu, ażeby znużonych robotników wyręczyć: wtedy najbliżej stojący podaje mu świecę zapaloną na kilofie; trzeba bowiem wiedzieć, że górnik bez światła, to niby żeglarz bez gwiazd. Skarbnik dobrze przyjęty łupie za trzech i za trzech szlepuje, odkrywa najobfitsze żyły i najprostszą drogę z szybu do szybu wycina."

W mitologii słowiańskiej funkcjonowały także krwiożercze wilkołaki. Wilkołak był to człowiek, który, zazwyczaj wówczas, gdy księżyc jest w pełni- przybierał wilczą postać. W tej postaci nie zdawał sobie sprawy z tego co czyni, wpadał w zwierzęcy szał i atakował ludzi. Po przebudzeniu w swojej własnej skórze nawet nie wiedział, co się stało. Jedyną obroną przed wilkołakiem było srebro, a zwłaszcza srebrne kule, strzały, noże- tylko taką bronią można go było zabić. Wilkołakiem można było się stać w wyniku czarów, uroku lub też po ugryzieniu przez kogoś, kto już jest wilkołakiem.

Czarownice, czy też wiedźmy, jędze zwane także babami, ciotami, matochami lub guślicami to postaci, których głównym zadaniem było wróżenie, uzdrawianie i przepowiadanie przyszłych wydarzeń- stąd zresztą nazwa wiedźma- od wiedzieć, znać przyszłość. Początkowo, w czasach przedchrześcijańskich czarownice pełniły funkcje znachorek, były bardzo poważane przez ludność. Później zaczęto zwalczać wszelkie przejawy czarów, w czasach inkwizycji kobiety podejrzewane o ich uprawianie kończyły na stosach. Efektem tego było przedstawianie czarownic jedynie jako szerzycielek zła i czarnej magii, zapominając o ich uzdrawiających i wróżebnych umiejętnościach. Czarownice mogły rzucać dobre i złe uroki, przynosić zdrowie, ale także choroby i śmierć. To one także potrafiły sprowadzić niszczącą burzę, suszę lub powódź. Potrafiły rzucić na człowieka urok poprzez rzucenie "złego spojrzenia", które mogło zaowocować nawet obłędem. Czarownice organizowały sobie zloty, tak zwane sabaty, na które udawały się dosiadając latających mioteł, szpadli lub nawet na grzbietach wilkołaków. Czarownicami były zazwyczaj kobiety bardzo brzydkie, stare i zasuszone. Jednak czasem, dla własnych celów potrafiły przemienić się w piękne kobiety lub różne zwierzęta. Za czarownice uważano przede wszystkim kobiety stare, jednak uważano, że umiejętności te mogły czarownice przekazywać swoim córkom oraz innym dziewczynom, które uczyły na zielarki, znachorki. Stąd zielarstwo uznawano za dowód na magiczne zdolności.

Czarownice posiadały także swój męski odpowiednik, czyli tak zwanego czarownika lub wiedźmina.