Literatura, którą określa się zbiorczym mianem wojennej, stanowi swego rodzaju raport z tego, co ludzie mogą uczynić innym ludziom, a trzeba przyznać, że pomysłowość naszego gatunku w zadawaniu sobie cierpienia jest nieograniczona. Dzięki pisarzom, poetom, którzy przeżyli drugą wojnę światową i przelali na papier swe świadectwo o niej, możemy dowiedzieć się o niej więcej niż, gdybyśmy przewertowali setki opasłych tomów napisanych przez historyków. Czyż bowiem któryś z naukowców byłby w stanie oddać koszmar obozu koncentracyjnego niż Tadeusz Borowski czy Zofia Nałkowska? Czy jakikolwiek dziejopisarz mógłby pokazać lepiej system sowieckiego łagru niż Gustaw Herling - Grudziński? Czy wreszcie jakiś kronikarza opisałby trafniej rzeczywistość okupowanego kraju niż Andrzej Szczypiorki? Nie sądzę, gdyż historyk musi trzymać się wyłącznie faktów, a swe emocje skrywać za nimi. Ale jak można mówić i myśleć o Auschwitz bez emocji?

Każdy z wymienionych powyżej autorów w taki czy inny sposób doświadczył piekła wojny. Tadeusz Borowski był jednym z więźniów w Oświęcimiu, Zofia Nałkowska działała w Międzynarodowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich, Gustaw Herling - Grudziński spędził półtora roku w łagrze sowieckim w Jercewie, Andrzej Szczypiorski natomiast przeżył gehennę obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.

Tadeusz Borowski

W "Opowiadaniach" Tadeusza Borowskiego ukazany został świat za drutami obozu koncentracyjnego. To rzeczywistość, która rządzi się własnymi prawami i własną moralnością. Bohaterem tych opowiadań jest Tadeusz - nie do końca należy go identyfikować z Borowskim, człowiek, który wie jak przeżyć za drutami obozu. Patrzy on na rzeczywistość w sposób cyniczny, pozbawiony wszelkich złudzeń i w taki właśnie sposób również postępuje. Czyż jednak można być kimś innym w świecie, w którym codziennie umierało kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy ludzi? W którym w każdej chwili można było być zakatowanym z byle powodu albo wręcz bez takowego? W którym śmierć groziła za to, że się po prostu jest? W tym świecie realnością nie było zatem życie, ale ona (śmierć). Dlatego też nie było tu miejsca ani na dobro, ani na piękno, ani na współczucie. W opowiadaniu U nas w Auschwitzu… pada takie o to zdanie: "Patrz w jakim oryginalny świecie żyjemy: jak mało jest w Europie ludzi, którzy nie zabili człowieka! I jak mało jest ludzi, których by inni ludzie nie pragnęli zamordować!". Chyba w dziejach ludzkości nie było podobnej owym czasom epoki.

Straszną była również bierna akceptacji śmierci przez więźniów. We wspomnianym już opowiadaniu U nas w Auschwiztu odnajdujemy scenę, w której przedstawiona jest reakcja, a raczej jej brak, setek mężczyzn zgromadzonych na apelu, którzy patrzą, jak ciężarówkami kierującymi się ku "natryskom" wywożone są coraz to nowe partie kobiet. Mimo tego, że krzyczą one, aby im pomóc, gdyż były świadome tego, co ich czeka, żaden z tych, którzy uczestniczyli w tym apelu, nie ruszył się, aby im pomóc, żaden nie przeciwstawił się machinie śmierci. One były już martwe za życia, a martwym wszakże nie można pomóc.

Wszechobecne poczucie zagrożenia, głód i cierpienie, sprawiały, że ludzie zaczynali zachowywać się jak zwierzęta. Nie istniały już żadne wartości ani ograniczenia moralne poza jednym przykazaniem: przeżyć, przeżyć za wszelką cenę, nawet jeśli by to oznaczało, iż wyśle się własne dziecko na pewną śmierć, czy też doniesie się na własnego przyjaciela.

Borowski pokazał w swych opowiadaniach jak cienka jest granica, która oddziela człowieka od bestii ludzkiej, jak bardzo nasza moralność zależy od sytuacji, w której się znaleźliśmy, wszakże większość z nas obecnie nie wyobrażą sobie, iż mogło by spokojnie stać i patrzyć, jak jakiś kapo bije jakiegoś więźnia tak, aby go zabić. To odarte ze wszelkich złudzeń spojrzenie na to, kim, a właściwie, czym jest człowiek, sprawiło, iż atakowano pisarza oskarżając go o nihilizm moralny, a przecież on tylko pokazał fakty, podsunął nam pod nos lustro i powiedział "Patrzcie!".

Andrzej Szczypiorski

Andrzej Szczypiorski w powieści zatytułowanej "Początek" przedstawił nieco inny obraz tego, czym ludzie byli podczas wojny i lat okupacji, bardziej optymistyczny. Co ciekawe, on również, o czym zresztą już wspominałem, był podobnie jak Borowski więźniem obozu koncentracyjnego, jednakże nie przyczyniło się to do utraty jego wiary w ludzi., w to, że mimo wszystko są bardziej dobrzy niż źli. Być może pomogło mu w tym jego nastawienie do życia i zła, które streszcza się w następującym zdaniu zaczerpniętym z kart powieści: "w momencie, kiedy jesteśmy bierni, zło zaczyna działać samo przez się, aby dobro mogło dojść do głosu musimy być czynni, to wymaga ogromnego wysiłku, żeby dobrem ocalić naszą człowieczą dobroć". Poza tym, co być może zaskoczy, ale jak się dobrze nad tym zastanowimy, to przyznamy autorowi rację, odnalazł pozytywny sens wojny - " nie wiedzieliśmy, kim jesteśmy i dopiero faszyzm, dopiero wojna otworzyła nam oczy, pokazała co tkwi w naturze człowieka". Szczypiorski zatem widzi człowieka jako istotę działającą, która może i powinna bronić siebie i innych przed złem, jakie się w nas znajduje. Oczywiście, zło może zatriumfować, ale my możemy się z nim zmagać i wcale nie jesteśmy na straconej pozycji, o czym mogą świadczyć życiorysy postaci, które opisał w swej książce.

Sędzia Romnicki na przykład pomaga Joasi Fichtelbaum uciec z getta, następnie ofiarowuje jej pieniądze, dzięki którym ma za co żyć. Uczyniwszy to stwierdza: "żyję bardziej niż kiedykolwiek przedtem".

Zakonnica, siostra Weronika, stara się ulżyć niedoli najbardziej potrzebującym, a jednocześnie ratuje dzieci żydowskie przed wywiezieniem do obozów zagłady. W tym celu uczy ich podstaw wiary chrześcijańskie, aby mogły wykazać się tym, iż nie są wyznania mojżeszowego.

Z kolei kolejarz Filipek ratuje z rąk SS Irmę Seidenmam dzięki pomocy swego znajomego Niemca, Johana Millera.

Wiktor Suchowiak to pospolity przestępca, który jednakże nie pozostał obojętny wobec cierpienia bliźnich. Wyprowadza on z getta całe rodziny żydowskie i jakkolwiek czyni to za opłatą, to dużo w tym także czystego porywu serca.

Szczypiorski pokazał w swej powieści inną stronę człowieka, niż ta, którą poznaliśmy dzięki opowiadaniom Borowskiego. Nie zawsze jest tak, iż okoliczności determinują nasze poczynanie, że obawa o utratę własnego życia czyni nas gotowymi do popełnienia największej podłości. Szczypiorski mówi, że jest w nas dobro, którego wydobycie wymaga jednak wysiłku i poświęcenia.

Zofia Nałkowska

Zofia Nałkowska dzięki pracy w Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich zetknęła się z ludźmi, którzy piekło obozu koncentracyjnego doświadczyli na własnej skórze. To właśnie ich relacje zapisane przez pisarkę składają się na jej książkę zatytułowaną "Medaliony".

W obozie śmierci więźniowie byli w nich traktowani gorzej niż zwierzęta. Nazistowscy "lekarze" dokonywali na nich różnego rodzaju eksperymentów, które często prowadziły do śmierci w niewyobrażalnych wręcz męczarniach. W barakach również czaiło się niebezpieczeństwo pod postacią kapo, którym zostawał zwykle osobnik o sadystycznych skłonnościach. Lepiej mu było schodzić z oczu. Więźniowie słabsi lub chorzy byli dobijani, za najmniejsze uchybienie można było trafić do bunkra, gdzie czekała śmierć głodowa. Gdy wynoszono ich ciała, na wargach niektórych z nich znajdowały się kawałki mięsa. W bunkrze często dochodziło w do aktów ludożerstwa. Trudno sobie wyobrazić bardziej namacalne ślady istnienia zła w świecie.

Jednakże niektórzy ludzie wystawieni na takie doświadczenia zaczęli zasmakowywać w nim. Jeden z więźniów powiedział: "...była taka we mnie ciekawość jak w gestapowcu". Znakomitym przykładem na to, jak nieludzki system zmienia ludzi, był przypadek młodego pomocnika jednego z profesorów, który przeprowadzał badania na więźniach (opowiadanie: Profesor Spanner). Początkowo ów młodzieniec z odrazą traktował poczynania swego pryncypała, starającego się wynaleźć jak najlepszą metodę pozyskiwania mydła ze zwłok ludzkich, jednakże z czasem przyzwyczaił się do zadań zlecanych mu przez profesora i przestał się przejmować ich charakterem. Co więcej, czuł coś w rodzaju podziwu dla Niemców, którzy niczego nie marnowali. Inny przykład na to, jak tego typu ekstremalne doświadczenie zmienia człowieka, można było odnaleźć pod bramą obozu. Znajdowała się tam gromada dzieci. Gdy ktoś je zapytał co robią z tymi patykami, odpowiadały, że bawią się w palenie Żydów. Chyba nie ma w literaturze polskiej i światowej bardziej przerażającej sceny niż ta.

Na szczęście te nieludzkie czasy wydały także ludzi, którzy im sprostali. Nie zawsze musiało być to coś wielkiego, czasami wystarczał zwykły śpiew, jak w przypadku Greczynek, które gdy zbliżała się śmierć, wyśpiewały swój hymn narodowy. Takie czyny w kontekście tej epoki są czymś wielkim i dającym nadzieję.

Nałkowska wszystko to zapisuje bez słowa komentarza, bez wystawiania ocen moralnych. Jak się wydaje czyni tak, gdyż ogrom zła, jaki ujawniają te spisane przez nią relacje więźniów, mówi sam za siebie, że dodawanie tu czegoś od siebie stanowi balast niepotrzebnego gadulstwa.

Gustaw Herling - Grudziński

Pierwszą, napisaną przez Gustawa Herlinga - Grudzińskiego książką był Inny świat, w którym opisał on koleje swych losów od aresztowania we Lwowie, aż do wstąpienia do armii generała Andersa. Jednakże najistotniejszymi są w niej fragmenty opisujące przerażającą rzeczywistość łagru rosyjskiego oraz systemu totalitarnego jako takiego. Grudziński pokazuje nam poznane przezeń z autopsji zachowania ludzi w ekstremalnych warunkach, gdy wszelkie zasady znane im spoza rzeczywistości łagrowej przestały działać. Widzimy zatem jak młoda kobieta zostaje zmuszona do prostytucji. Wystarczyło, że nie dostawała nic do jedzenia przez kilkanaście dni. Widzimy, w jakich warunkach przychodzi pracować więźniom. Nie wychodzą do wyrębu lasu tylko wtedy, gdy gotująca się woda wylana z czajnika zamarza w powietrzu. Widzimy, jak jeden z więźniów donosi na swych współtowarzyszy, chcąc w ten sposób uratować własną skórę. I to nie jest przypadek odosobniony. Widzimy, jak zanikają pomiędzy ludźmi wszelkie więzy solidarności, jak ginie wiara, że inny to mój bliźni, a nie wróg. Nie ma w tym świecie miejsca na głębsze uczucia, gdyż te w zarodku są niszczone przez reguły nim rządzące. Gdy jeden z urków (więzień kryminalny) zakochuje się w pewnej dziewczynie, wydaje się, że w jego duszy nastąpiła przemiana na dobre, ale po tym, jak stał się obiektem docinków ze strony swych kolegów, pozwala im swą ukochaną zgwałcić, a następnie karze jej iść precz. W tym świecie nie ma miejsca na sentymenty.

Najgorsze jednak nie było zło, które wychodziło z ludzi, ale to, iż się na nie godzili. Grudziński cytuje tu zdanie z "Zapisków z domu umarłych" Fiodora Dostojewskiego: "Człowiek to istota, która do wszystkiego się przyzwyczaja i sądzę, że to najtrafniejsze określenie człowieka". Pogodzenie się, przywyknięcie do rzeczywistości "innego świata" było równoznaczne z uznaniem praw nim rządzących, inaczej mówiąc, uznaniem, że zło może zostać przez nas oswojone i koniec końców jakoś tam możemy z nim żyć.

Mimo wszystko nawet w piekle można znaleźć promy nadziei. Wszakże człowiek nie może żyć w poczuciu bezsensu, bez nadziei, że jego los może odmienić się na lepsze. I więźniowie znajdowali takowy sens i takową nadzieję. Był nim "dom swidanij". To miejsce, w którym rodzina uwięzionego mogła się z nim spotkać. Samo jego położenie było niejako symboliczne, gdyż jedna jego część znajdowała się za drutami, a druga poza nimi. Grudziński pisze o nim w następujący sposób: "Tak więc można śmiało powiedzieć, że dom, w którym więźniowie spotykali się po latach ze swoimi najbliższymi, znajdował się na pograniczu wolności i niewoli, przestąpiwszy próg przepierzenia, wygolony, wymyty, i odświętnie ubrany katorżnik wpadał prosto w ramiona, wyciągnięte ku niemu z wolności". Oczywiście, takie widzenia były rzadkością, ale i to starczało wielu, aby mieć powód do życia.

Jednakże wśród łagierników można było znaleźć nie tylko ludzi złamanych, z przetrąconymi kręgosłupami moralnymi, ale również takich pokroju Kostylewa, który będąc onegdaj zapalonym bolszewikiem przekonał się po sfingowanym procesie, który mu wytoczono, co system komunistyczny jest wart. Dlatego też wolał się samookaleczyć niż pracować na jego rzecz. To był jego krzyk sprzeciwu wobec praw panujących w "innym świecie". Była w Jercewie również Natasza Lwowna, która odnalazła swą wolność i godność w przeświadczeniu, że zawsze się ma wybór czasu swej śmierci i żaden system, nawet totalitarny, tego nie zmieni. Był wreszcie i Rusto Karinen, Fin, który jako jeden z nielicznych więźniów próbował zbiec z obozu i choć po tygodniu schwytano go, po czym surowo ukarano, stwierdził, że : "niczego nie żałuję (...) opłaciło się. Zawsze to tydzień wolności". Wszyscy ci ludzie zachowali swe człowieczeństwo, jakkolwiek były to wyjątki, potwierdzające regułę, że system sowieckich łagrów w niczym nie ustępował niemieckim obozom, jeśli chodzi o niszczenie ludzi i czynienie z nich zwierząt.