W swojej pracy chciałbym zestawić ze sobą trzy teksty - dwa wiersze Vaclava Hala oraz towarzyszący im rysunek Marka Raczkowskiego,[1] właśnie jako dość dobre przykłady na to jak sama konstrukcja wiersza, prawie niezauważalna specyfika stylu rysownika, konotują daleko idące wnioski. Stać się one mogą zarówno punktem wyjścia, jak i przeredagowanym, ukonkretnionym zamknięciem, analizy tekstowej.
Omawiane teksty przedstawione zostały w podręczniku To lubię!, który momentami wręcz idealnie wydaje się wpisywać w koncepcje strukturalną, gdzie każdy element służy całości, jak i każdy szczegół - tekst kultury w nim zamieszczony, staje się motywowany poprzez otoczenie. Wiersze Havla oraz rysunek Raczkowskiego znajdują się w części zatytułowanej - W natłoku informacji, z podrozdziałem A dziś jak w dżungli. Takie ich umiejscowienie już daje nam pewne wyznaczniki ich interpretacji, nawet przy widocznej "dobitności" i niezależności tekstów.
Havel, nie operuje wierszem w potocznym rozumieniu tego pojęcia, lecz korzysta z minimum przekazu, by wyzwolić z niego maksimum informacji. W dzisiejszym świecie gdzie szum informacyjny potrafi zagłuszyć nawet najwyraźniejsze wiadomości, teksty te swoja innością, samą formą wręcz agresywnie "chwytają" człowieka za ramię. Na marginesie chciałbym dodać, iż tak uproszczona ich forma poza wartością semiotyczną, może nieść jeszcze jakieś przekonanie autora, iż bardzie "zawoalowanego" przekazu "dzisiejszy" czytelnik by nie zrozumiał. A tak zapisane wiersze mogą trafić, i trafiają, do każdego niezależnie od wykształcenia, a co ważne i języka, którym ktoś się posługuje. Dzięki temu rzeczywiście mogą być one wyrazicielami prawd uniwersalnych i ogólnoludzkich.
Oba utwory Havla mają w tytule słowo "alfabet", jak i części samego tekstu to litery ułożone w kolejności w czworoboku. Alfabet - czyli coś znanego dla człowieka od najmłodszych lat, coś prywatnego. Oczywiście jeśli tylko potraktuje się to pojęcie nie jako pojedyncze litery, lecz jakby prywatny język odmienny dla każdego człowieka. Wszak mówi się o "alfabecie" serca, duszy, ciała. Havel wychodzi właśnie z takiego punktu i takiego rozumienia alfabetu istniejącego chyba od bardzo dawna w myśli ludzkiej. Na to wszystko jednak nakłada perspektywę dzisiejszych, współczesnych sobie i nam czasów. Mówi o "alfabecie dzisiejszego społeczeństwa", gdyż nastały nam czasy w których mówi się (i wierzy głęboko), iż nie ma ludzi niezastąpionych, gdzie pojedynczy człowiek nie ma szans w zetknięciu się z tłumem, z cywilizacją, z wielkimi korporacjami. Owszem, człowiek nie może żyć tylko i wyłącznie samotnie w myśl zasady Sartre'a , że "inni to piekło" i izolować się od reszty świata, ale były prezydent Czech, mówi o niebezpieczeństwach życia w tłumie, podążania za grupą, bezwolnego wykonywania poleceń większości. Tłumem jak wiadomo łatwo powodować, tłum może być niezwykle agresywny i w całości dokonywać rzeczy, o których ludziom składającym się na niego nigdy się pewnie nie śniło. Z jednej strony można przywołać dla przykładu łatwość godzenia się wielu Niemców podczas II wojny światowej na masowe mordy, ale i bezwolność milionów ofiar niemo idących ku zagładzie. To zestawienie nie ma na celu zrównania tych dwóch zjawisk, lecz pokazanie, że w tłumie można zgodzić się na rzeczy nie do pomyślenia w zwykłej, indywidualnej codzienności.
Gadamer niemiecki filozof pisał, że "rozmowa ma miejsce tylko wtedy, gdy każda z osób zakłada, że ta druga ma rację i ma dla swoich poglądów margines błędu i możliwość ich zmiany". Tłum zaś nie dopuszcza dialogu, formułuje jedną i niepodważalna prawdę, której wyznawcami staja się wszyscy doń należący. Ma on jedno zdanie, jest masą wewnątrz której nie ma możliwości sprzeciwu, indywidualnego wyłożenia racji. Tłum każdą wystającą poza jednostkę niweluje, sprowadzając do swojego poziomu. Takie znaczenie maja właśnie wykrzykniki w wierszu o dzisiejszym społeczeństwie, które potrafi tylko krzyczeć i agresywnie przedstawiać swoje racje. Dodatkowo układ alfabetu - czworobok może nasuwać skojarzenia ze sformowanym wojskiem, maszerującym równo, noga w nogę. O tym jak pojedynczy człowiek wpisuje się w tak przedstawiony świat ludzkich kontaktów, mówi drugi z wierszy Havla, tworzący wraz z pierwszym swoisty dyptyk oraz dodatkowo zamieszczony w ich obrębie rysunek Marka Raczkowskiego. Człowiek w tych dwóch tekstach jawi się słabym i niepewnym siebie, dodatkowo zagrożonym przez innych. "Alfabet współczesnego człowieka" składa się z samych pytań, które pojawiają się przy najmniejszych nawet próbach sadu, wszak pytajniki obecne są przy każdej tworzącej go literze. Człowiek, gdy zostanie zmuszony do samoistnego stanowienia się, myślenia, zaczyna dostrzegać, na jakiej pustyni żyje i jest mu niezwykle trudno odnaleźć się w takim krajobrazie. Z drugiej strony lepiej jest wychodzić od pytań i próbować formułować własne poglądy, niż zostać a priori wpisanym w narzucone poglądy i powoli tracić własna osobowość, na rzecz włączenia się w kraczące wrony.
Teksty Havla operujące dosłownie paroma znakami, już po wstępnej lekturze narzucają nam wizję tłumu, który w dokładnej analizie (właśnie strukturalnej) zostaje ukonkretniony.
I rysunek Marka Raczkowskiego pokazuje kontakty interpersonalne zachodzące we współczesnym świecie. Pozostaje w relacji do Wierszy Havla jednak nie emblematem, lecz autonomicznym wyrazicielem sensów, które dopiero w korelacji z tekstem pokazują ich "szersze" znaczenie, co wcale nie oznacza, iż sam rysunek jest uboższy bez tego kontekstu. Ten mały i drażniący tekścik kultury, przedstawia sugestywnie narysowane trzy postaci. Z lewej strony stoi mężczyzna o zdziwionym, wręcz oniemiałym wyrazie twarzy, któremu jedna z postaci słowami "Mój przyjaciel" prezentuje tę drugą. Ważna jest kreska (styl), jaką całość została narysowana, gdyż już ona sama wyraża pewną degradację ustalonych wartości, norm. Jest niedbała, jakby tworzona w pośpiechu, bez zastanowienia i troski o szczegół.
Można napisać ironicznie, że te dwie "osoby" po prawej stronie rysunku świetnie ilustrują pojecie przyjaźni, jako "komunii dusz", gdyż jedna zamiast głowy ma wtyczkę, a druga stanowi gniazdko. Idealnie się one uzupełniają i jak widać z ich zadowolonych "twarzy" dobrze im z tym. W pamięci jednak należy mieć słowa księdza Twardowskiego, że taki uśmiech ma i "prosię w deszcz"[2]. Człowiek, który jest niejako naszym lustrzanym odbiciem, nie potrafi nam niczego z siebie dać, tylko przez pochlebstwa sprawia, że jest nam przyjemnie. Nie myśliwy wtedy już o tym, iż może istnieć jakieś zdanie inne niż własne, bądź na odwrót, zaczyna się nam wydawać, że tylko zdanie tej drugiej osoby ma sens i podchodzić do niego bezkrytycznie, ślepo mu ufając. Człowiek znowuż zatraca własne "ja" i staje się zwierzątkiem stosującym się bezmyślnie do narzuconych nam praw, ograniczeń, wymogów.
Wszystkie trzy omawiane teksty kultury stanowią jednolite i zamknięte znaczeniowo całostki, jednak w zestawieniu proponowanym w podręczniku To lubię!, wyzwalają one jeszcze ciekawsze i dobitniejsze znaczenia. Dają jasny i bogaty obraz "nowożytnego" społeczeństwa, jego obywateli. Człowiek powoli traci w nim zaszczytne miano homo sapiens, na rzecz homoida, manekina, bezmyślnej pacynki, do której każdy może przywiązać sznureczki i pociągać za nie, nie przejmując się, że może to spowodować rozerwanie kukiełki. Treści omawianych utworów, wskazują na wszechobecne w dzisiejszych czasach prawo dżungli. Oznacza ono, że tylko silniejsi mają racje i tyko oni mogą o czymkolwiek decydować, że najlepiej nie odstawać z tłumu, że tylko agresywna retoryka trafia do odbiorcy, że cel uświęcą środki, że wyłącznie człowiek silny może decydować o innych, nie pamiętając, "że dobry i silny to wciąż jeszcze dwóch ludzi", jak pisała Wisława Szymborska[3]. Tworzy to pesymistyczną i niezbyt przyjemną wizję naszych kontaktów interpersonalnych, iż łatwiej jest wyplenić w sobie resztki indywidualności i z głupawym uśmiechem podążać jak dzieci za Szczurołapem, nie zważając na tragiczny kres takiej wędrówki przez życie.
[1] M. Jędrychowska, Z. A. Kłakówna, Podręcznik do języka polskiego To lubię! Klasa VI, Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 2001, s. 151.
[2] Jan Twardowski, Ja ksiądz wędrujący, Ad Oculos, Warszawa-Rzeszów 2001.
[3] W. Szymborska, Wiersze wybrane, Warszawa 1998.