Akcja powieści umieszczona została przez autora na Kielecczyźnie, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku.

Państwo Borowiczowie, rodzice małego Marcinka mieszkają w dworze w Gawronowie. Zubożali ziemianie postanawiają wysłać rozpieszczonego jedynaka do szkoły. Aby chłopak miał szansę zdać egzaminy do gimnazjum postanawiają wysłać go do szkoły przygotowawczej w Owczarach. W ciągu roku chłopiec ma poznać język rosyjski i podstawy arytmetyki. Pozostawiony na stancji u pana Wiechowskiego, nauczyciela w tejże szkole, Marcinek bardzo tęskni za rodzicami, szczególnie za matką, z którą nigdy wcześniej nie musiał się rozstawać. Ośmioletnie dziecko musi szybko przyzwyczaić się do innych warunków mieszkania, do nauki w języku rosyjskim- obowiązkowym w carskim zaborze. Marcinek największe problemy ma z arytmetyką, głównie z powodu konieczności nauki tego przedmiotu także w języku cara. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy, podczas których nie ma kontaktu z rodzicami, którzy tym sposobem chcieli ułatwić Marcinkowi zahartowanie, przyzwyczajenie się do czekającego go w gimnazjum życia bez rodziców, chłopak przyswaja sobie podstawy trudnego języka. Życie w wiejskiej szkółce w Owczarach przebiega bardzo spokojnie, sielankę zakłóca jednak wiadomość o zbliżającej się inspekcji rosyjskiego dyrektora. Rozpoczynają się gorączkowe przygotowania do inspekcji. Szkoła jest sprzątana, spiżarnie uzupełniane o zapasy smakołyków na powitanie czcigodnego gościa, dzieci szybko uczone są rosyjskich pieśni. Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew jest zadowolony z inspekcji. Dzieci nieźle piszą po rosyjsku, rozmawiają w tym języku tak z odpytującym je nauczycielem, jak i z nim samym. Jednak okazuje się, że znacznie lepiej wysławiają się w ojczystym języku, z czego Jaczmieniew wnioskuje, że musi być używany w szkole, co w zaborze rosyjskim było nielegalne. Wiechowskiemu grozi zwolnienie. Wściekły dyrektor opuszcza szkołę nie zostając nawet na przygotowanym poczęstunku. Zrozpaczony nauczyciel upija się pozostawionym piwem. Posadę Wiechowskiego ratują jednak wiejskie kobiety, które idą do dyrektora na skargę, że nauczyciel ciągle uczy ich dzieci rosyjskiego i że te nawet w domu czasem mówią w tym języku. Kobietom nie podoba się także, że jedynymi religijnymi pieśniami śpiewanymi w szkole są rosyjskie pieśni prawosławne. Matki domagają się usunięcia Wiechowskiego ze szkoły. Wątpliwości dyrektora zostają rozwiane, wytykane wady nauczyciela w oczach Jaczmieniewa są jego największymi zasługami. Idzie do pijanego Wiechowskiego i przyznaje mu podwyżkę.

Rok szybko mija, nadchodzi czas planowanych egzaminów do gimnazjum. Marcinek wraz z matką jadą do Klerykowa. Na miejscu widzą, że konkurencja jest duża i silna, jednak nie tracą nadziei, że Marcinek dostanie się do klasy wstępnej. Egzaminy mają odbyć się trochę później niż się spodziewali, dlatego spędzają noc w hotelu. Tam poznają miejscowego Żyda, który radzi pani Helenie, żeby, dla pewności, że jej chłopak zostanie przyjęty do szkoły, zapłaciła za kilka godzin korepetycji u gimnazjalnego nauczyciela i egzaminatora- pana Majewskiego. Na drugi dzień udają się do nauczyciela, ten zgadza się uczyć dziecko, przyjmując za naukę zapłatę z góry. Korepetycje trwają tylko trzy dni, czwartego chłopcy przystępują do egzaminu wstępnego. Dziwnym trafem przyjęci zostają jedynie ci uczniowie, którzy brali płatne korepetycje u pana Majewskiego. Marcinek- już uczeń gimnazjum- udaje się więc z matką na poszukiwanie odpowiedniej dla niego stancji. Borowiczowa decyduje się na dom swojej dawnej znajomej- pani Przepiórkowskiej.

Rozpoczyna się normalna nauka. Marcinek uczy się bardzo dużo, stara się jak może, jednak nie potrafi przezwyciężyć trudności językowych, dokuczliwych zwłaszcza na zajęciach matematycznych. Bierze korepetycje u Pytii. Bardzo dobrze układają mu się stosunki z kolegami, razem spędzają przerwy, bawią się, łobuzują. Pewnego dnia pojawia się w Klerykowie pani Helena. Stęskniona za synem korzysta z możliwości zobaczenia Marcinka przy okazji załatwiania w mieście swoich interesów. Udaje się jej nawet wyprosić urlop dla Marcinka i na dwa dni zabiera chłopca do domu, do Gawronek. Wreszcie kompletna rodzina, po długiej rozłące spędza ze sobą szczęśliwe i radosne chwile. Mijają kolejne miesiące. Marcinek opuszcza się trochę w nauce, traci zapał, który pomagał mu radzić sobie z nauką w klasie wstępnej. Zaprzyjaźnia się także z niejakim Wilczkiem, który zamiast uczyć się, doskonali metody oszukiwania nauczycieli i bezkarnego wagarowania. Kadra nauczycielska klerykowskiego gimnazjum również pozostawia wiele do życzenia. Stiepanycz Ozierskij wykłada język rosyjski- najważniejszy w szkole przedmiot, języka polskiego- nieobowiązkowego przedmiotu- uczy zastraszony pan Sztetter, który tak boi się urzędników carskich i ich niechęci do wszystkiego co polskie, że właściwie niczego nie uczy. Chłopcy tracą na jego lekcjach czas, nie szanują nudnego i tchórzliwego belfra. Szacunkiem cieszy się natomiast nauczyciel arytmetyki- pan Nogacki. Surowy i wymagający potrafi jednak przekazać chłopcom konieczną wiedzę. Wychowawcą klasy pierwszej jest łacinnik- pan Rudolf Lim, z pochodzenia Niemiec. Niedługo po rozpoczęciu nauki Marcinek zostaje przez niego ukarany dwiema godzinami kozy. Jeden z chłopców doniósł nauczycielowi, że Marcinek mówi w szkole po polsku, a było to zakazane. Lim nie może nie ukarać chłopca, bo sam mógłby mieć z tego powodu kłopoty, jednak po zasądzeniu kary okazuje chłopcu, który naskarżył na Marcinka, że gardzi donosicielami.

Niestety na rodzinę Borowiczów spada straszny cios. W lecie umiera pani Helena, ukochana żona pana Borowicza i mama Marcinka. Marcin zaczyna także odkrywać prawdziwe oblicze carskiej władzy. Pewnego dnia, spóźniony na mszę obserwuje scenę kłótni księdza z inspektorem, domagającym się śpiewania hymnu po rosyjsku. Ksiądz nie podporządkowuje się carskim nakazom, nie słucha też inspektora i wypycha go z kościoła, gdy ten chce siłą wedrzeć się na kościelny chór. Scena ta wywiera na chłopcu duże wrażenie.

Koło półrocza dochodzi do wydarzenia, które przywraca Marcinkowi zapał do nauki. Chłopiec o mały włos nie zostaje usunięty ze szkoły. Razem z kolegą, który przyniósł do szkoły pistolet idą do parku i trenują strzelanie. Widzi to miejscowy żandarm, aresztuje chłopców i oddaje w ręce rady pedagogicznej. Nauczyciele postanawiają nie usuwać chłopców ze szkoły, zasądzają jednak bardzo długą kozę o chlebie i wodzie. Marcin uważa, że to dzięki wstawiennictwie nieżyjącej matki udało mu się tak łatwo wyjść z kłopotów. Budzą się w nim wyrzuty sumienia, że nie potrafił docenić poświęceń pani Heleny, która za wszelką cenę chciała wykształcić jedynaka. Od tego momentu Marcin poważnie zabiera się za siebie i za naukę. Odkrywa też w sobie potrzebę uczęszczania do kościoła. Tak mijają kolejne semestry. Po szczęśliwym ukończeniu czwartej klasy Marcinek wyjeżdża na wakacje do domu. W Gawronkach bardzo brakuje obecności matki chłopca. Dom wydaje się pusty i zimny. Marcinek pomaga ojcu w pracach gospodarskich, odkrywa też w sobie powołanie- myślistwo. Wprost uwielbia włóczyć się po polach i okolicznych lasach z dubeltówką na ramieniu, wypatrując łownej zwierzyny. Zaprzyjaźnia się także z Szymonem Nogą, starym powstańcem, który opowiada mu o tajnikach myślistwa, o kłusujących z biedy mieszkańcach okolicznych wiosek. Pokazuje mu także mogiłę powstańca zakatowanego przez kozackich żołdaków. Marcinek wybiera się nawet z Szymonem na polowanie, ten jednak, zasypia w szuwarach spojony przyniesioną przez Marcinka wódką.

Rozpoczyna się kolejny rok nauki. Powracający z wakacji piątoklasiści zastają w szkole ogromne zmiany. Odchodzi dawny dyrektor, a na jego miejsce pojawia się surowy Rosjanin, wprowadzający nowe, ostre prawa, nakazy i zakazy obowiązujące tak uczniów, jak i nauczycieli. Pedagodzy mają prawo i obowiązek śledzić każdy krok uczniów, muszą urządzać częste inspekcje na stancjach i internatach, w których mieszkają chłopcy, niezależnie od pory dnia czy nocy. Chłopcy i nauczyciele zachęcani są do donosicielstwa, wszyscy śledzą wszystkich, język polski na terenie szkoły zostaje kategorycznie zakazany.

Marcin, za namową kolegi wstępuje do amatorskiego teatru rosyjskiego zorganizowanego w szkole. Żaden inny Polak nie bierze udziału w zajęciach mających na celu dalszą i głębszą rusyfikację młodzieży. Marcin, wbrew pogardliwych opinii kolegów wstępuje do teatru, gdzie nowi członkowie na zachętę częstowani są słodkościami. Dzięki udziałowi w pracach kółka teatralnego Marcinek zdobywa też przychylność dyrekcji, staje się ulubieńcem i częstym gościem inspektora Zabielskiego.

Do klasy Marcinka dochodzi nowy uczeń. Jest nim syn chłopski, pochodzący z Pajęczyna Dolnego Jędrek Radek. Jego ojcem jest bezrolny chłop, ubogi Jędrek nie miał pieniędzy na nauki, jednak zajmując się domowym ptactwem i prosiętami we dworze spotyka korepetytora dzieci właściciela dworu. Przedrzeźnia nauczyciela, a ten wzywa go do siebie. Przestraszony chłopiec spodziewał się krzyku i lania, nauczyciel jednak pokazał mu książki i ilustracje, zachęcając dziecko do nauki. Od tej pory pan Paluszkiewicz uczył także Andrzeja Radka. Zachwycony książkami chłopiec bardzo szybko nauczył się pisać i czytać w dwóch językach- polskim i rosyjskim. Dzięki pomocy nauczyciela dostaje się do szkoły w Pyrzogłowach. Chory na gruźlicę Paluszkiewicz niestety umiera, jednak Andrzej kontynuuje naukę i kończy z powodzeniem czwartą klasę. Postanawia przenieść się do lepszej szkoły, dlatego wyrusza pieszo do Klerykowa, gdzie chce kontynuować dalszą naukę w gimnazjum. Pomocy ubogiemu chłopcu udziela pan Płoniewicz, który w zamian za korepetycje udzielane swoim dzieciom oferuje chłopcu mieszkanie i wyżywienie. Nie wszystko jednak układa się Jędrkowi tak dobrze. W szkole nie ma problemów z nauką, jednak nie jest akceptowany przez pozostałych uczniów, w większości synów ziemiańskich. Chłopcy śmieją się z chłopskiego pochodzenia Jędrka, z jego wiejskiej wymowy i obyczajów. Podczas jednej z przerw, na których jeden z chłopców szczególnie ostro drwił z Andrzeja, ten, rozwścieczony stracił panowanie nad sobą i ruszył na niego z pięściami. Za wywołanie bójki pobicie ucznia Andrzejowi grozi usunięcie ze szkoły, na którą tak ciężko pracował. Aby pomóc chłopcu Borowicz, jako ulubieniec inspektora osobiście wstawia się za Andrzejem. Jego interwencja przynosi skutek- Andrzej Radek może pozostać w klerykowskim gimnazjum.

Chłopcy szczęśliwie rozpoczynają naukę w szóstej klasie. Grupa rozpada się na dwa stronnictwa- prorosyjskie, skupione wokół inspektora Zabielskiego, zwane obozem "literatów" oraz niechętne dyrekcji stronnictwo wolnopróżniaków, tworzone przez bogatszych uczniów wolących spędzać czas na rozrywkach. Marcinek, oczywiście, należy do pierwszej grupy, zaczytuje się w podsuwanej przez inspektora uczącego języka rosyjskiego, rosyjskiej literaturze. Chłopiec jest już właściwie zupełnie zrusyfikowany.

Na jednej z lekcji historii dochodzi do przykrego incydentu. Nauczyciel tego przedmiotu, surowy, nienawidzący Polaków człowiek, miał zwyczaj w czasie swoich zajęć drwić z historii Polski, rozdrapywać stare rany i niepowodzenia, błędy rządzenia, bolesne momenty historii narodu polskiego, mimo, że problematyki tej nie obejmował wcale gimnazjalny program nauczania. Historyk ubliżał także polskiemu kościołowi katolickiemu, wiernym, wyznającym i praktykującym katolickie obyczaje. Pewnego dnia nauczyciel opowiadał niestworzoną historię o katolickich zakonnicach, które miały mordować noworodki i ukrywać je w lochach swojego klasztoru. Obrzydliwą historię odkryto jakoby w momencie konfiskaty majątku sióstr podczas przeszukiwania zabudowań klasztornych. Na ohydne oskarżenia zareagował jeden z chłopców, prosząc nauczyciela w imieniu kolegów o uszanowanie uczuć religijnych klasy i nie opowiadanie kłamliwych, oszczerczych historii. Wystąpienie Wałeckiego "Figi" wywołało ogromne zamieszanie. Nauczyciel posłał po dyrektora, wszyscy chłopcy zostali przesłuchani w sprawia buntowniczego wystąpienia przeciwko prawdom głoszonym przez carskiego nauczyciela. Uczniowie mieli się wypowiedzieć w sprawie wystąpienia Figi. Marcin zabiera głos i staje po stronie nauczyciela. Oświadcza, że nigdy nie prosił Wałeckiego o zabieranie głosu w jego imieniu, bo on sam w całości zgadza się i uznaje za prawdę przytaczane przez nauczyciela fakty. W wyniku tego oświadczenia Wałecki zostaje wyrzucony ze szkoły.

Nadchodzą kolejne święta Bożego Narodzenia. Po feriach w klasie pojawia się nowy uczeń. Bernard Zygier, relegowany z warszawskiej szkoły będzie kontynuował naukę w Klerykowie. Przestępstwem jakiego się dopuścił w Warszawie było czytanie literatury polskiej i używanie ojczystej mowy. Szkoła w związku z tym jest szczególnie wyczulona na postępowanie Zygiera, znajduje się on pod ciągłą obserwacją czujnych nauczycielskich oczu. Zygiera obowiązywał także zakaz zbliżania się do kolegów, aby ten nie zaszczepił w nich chęci do buntowniczych wystąpień. Chłopiec oczywiście zapisuje się na nieobowiązkowe zajęcia z języka polskiego. Wywołany do odpowiedzi mówi piękną polszczyzną, płynnie i spójnie tłumaczy fragmenty polskiego tekstu na rosyjski. Zna też znakomicie polską gramatykę. Opowiada też jak w jego poprzedniej szkole wszyscy uczniowie starali się łamać carskie nakazy i potajemnie poznawać dzieła polskiej literatury romantycznej, szczególnie twórczość Mickiewicza, "Pana Tadeusza", "Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego" . Przestraszony Sztetter przerywa mu odpowiedź, bojąc się konsekwencji zachęcania przez Zygiera innych uczniów do łamania szkolnego prawa. Aby odciągnąć uwagę chłopców od tego tematu każe Zygierowi wyrecytować jakiś wiersz. Chłopiec płomiennie recytuje strofy Reduty Ordona Adama Mickiewicza. Wtedy dochodzi do przełomu w duszy i świadomości chłopców. Nieznany im dotąd tekst o walce, zrywie narodowym, wojnie z Rosjanami obudził w nich uśpiony patriotyzm. Nawet strachliwy Sztetter tak zasłuchał się w recytację nie potrafił zdobyć się na przerwanie chłopcu. Jeden z uczniów stanął tylko przy drzwiach, żeby pilnować, czy ktoś się nie zbliża. Marcinek nie rozumie jeszcze wymowy wiersza, słowa go ranią, sprawiają ból, drażnią jego niemal do szczętu zrusyfikowaną duszę, jednak nie może o nich zapomnieć, nie może przestać słuchać. Wspomina usłyszaną w Gawronkach opowieść o powstańcu. W oczach chłopca zbierają się łzy, ręce zaciskają się w pięści. Wzruszony nauczyciel także nie potrafi ukryć łez.

Od tego momentu wszystko się zmienia. Zygier staje się nieformalnym przywódcą chłopców , którzy zakładają tajny związek patriotycznej młodzieży. Spotkania odbywają się u Gontali na "Górce". Starają się pielęgnować rozbudzonego poezją ducha narodowego. Czytają zakazane książki i poezję romantyczną. Marcin, pupil Inspektora, również bierze udział w spotkaniach. Bernard Zygier, jego postawa, postępowanie pomogły zedrzeć rusyfikacyjną zasłonę z oczu chłopca. Teraz dopiero w pełni zobaczył perfidię rusyfikacyjnego aparatu, nadrzędny cel szkoły, jakim było wynarodowienie młodych Polaków, zabicie w nich wszelkiej myśli patriotycznej i narodowowyzwoleńczej. Tym zacieklej, tym pilniej, niczym w odwecie za niewolę zaczytuje się teraz w zakazanej literaturze narodowej. Dlatego też, w odwecie, obrzuca błotem Majewskiego, przy okazji ratując pozostałych chłopców przed zdemaskowaniem, bo prorosyjski nauczyciel próbował wyśledzić tajne spotkania uczniów i zbliżał się niebezpiecznie do miejsca schadzek patriotów.

Nadchodzi wiosna, mijają święta Wielkanocne. Coraz bliżej matura. Chłopcy pilnie zabierają się do nauki, żeby dobrze zdać końcowe egzaminy. Marcin, w poszukiwaniu zacisznego miejsca do nauki chodzi z książkami do parku. Spotyka tu, również uczącą się uczennicę żeńskiego liceum, swoją rówieśniczkę Annę Stogowską, "Birutę". Młodzi nie rozmawiają ze sobą, ale wzajemnie się sobie przyglądają. Marcin bez pamięci zakochuje się w Birucie. Uczucie to jest zresztą odwzajemnione. Po zdanych egzaminach opuszcza jednak Kleryków. Wakacje spędza w domu, potem jedzie do Warszawy, żeby zdawać na uniwersytet. Ciągle jednak myśli o dziewczynie, nie potrafi o niej zapomnieć. Po wakacjach, już jako student Marcin pojawia się w Klerykowie. Chce znaleźć Birutę, spotkać się z nią, porozmawiać. W domu dziewczyny dowiaduje się jednak, że cała rodzina doktora Stogowskiego opuściła Kleryków i przeniosła się gdzie indziej, w głąb Rosji. Stogowski dostał tam znacznie lepszą posadę. Marcin rozpacza po utraconej młodzieńczej miłości, idzie do parku na "swoją" ławeczkę i czyta wiersz, który dostał od Biruty: "Ach, kiedyż wykujem strudzeni oracze Lemiesze z pałaszy skrwawionych? Ach, kiedyż na ziemi już nikt nie zapłacze, Prócz rosy łąk naszych zielonych?". Po chwili w parku pojawia się szkolny kolega Marcina- Jędrek Radek. Chłopcy witają się, Marcinowi jednak słowa więzną w gardle. Nie mówi nic.

II Przemiana światopoglądowa Marcina Borowicza: od rozpieszczonego dziecka po świadomego patriotę.

Bohatera powieści "Syzyfowe prace" poznajemy jako ośmiolatka. Jest wówczas rozpieszczonym przez uwielbianą matkę dzieckiem, zagubionym w nowej sytuacji. Rodzice Marcina wywodzą się ze zubożałej szlachty i chcą, żeby ich syn lepiej sobie poradził pod panowaniem zaborcy. Dlatego postanawiają posłać jedynaka do szkoły, aby tam nauczył się obowiązującego w całym zaborze, urzędowego języka- rosyjskiego. Zapisują więc chłopca do jednoklasowej szkoły przygotowawczej we wsi Owczary. Tutaj oczami dziecka poznajemy stan wiejskiej edukacji, warunki, w jakich dzieci z ubogich rodzin zdobywały edukację. Pozostawiony pod opieką państwa Wiechowskich, prowadzących Owczarowską szkółkę, Marcinek po raz pierwszy znajduje się poza rodzinnym domem, pozbawiony matczynej opieki. Zauważa, jak uboga jest szkoła i jak wielka nędza panuje wśród mieszkańców wsi. Szkoła dysponuje jedynie nieogrzewaną klasą, mało który z uczniów ma dostęp do podręczników, czy w ogóle jakichkolwiek książek. Nie lepiej zresztą wiodło się samemu nauczycielowi- wychudły, niedożywiony, w podniszczonych ubraniach. Marcinek nigdy jeszcze z bliska nie zetknął się z takim ubóstwem, rodzice, mimo bardzo ograniczonych środków zawsze dbali o to, żeby ukochanemu jedynakowi niczego nie zabrakło. Tym bardziej doceniał wysiłki nędznie wynagradzanego nauczyciela i dzieci, które mimo ciężkich warunków chciały zdobywać wiedzę. Monotonne życie szkoły przerwała kontrola inspektora Jaczmieniewa, który sprawdzał, czy w szkołach odpowiednio rygorystycznie przestrzega się carskiego nakazu nauczania i rozmawiania jedynie po rosyjsku. Przerażenie, pośpiech w przygotowaniach udzieliły się także małemu Marcinkowi, który niewiele jeszcze rozumiał z możliwych konsekwencji tego typu inspekcji. Kolejnym etapem edukacji bohatera jest gimnazjum w Klerykowie. Kolejny stres związany z egzaminami wstępnymi, pierwszy poważny sprawdzian źle odbijają się na psychice chłopca. Bardzo się boi, jest niepewny własnych umiejętności. Matka wysyła więc syna na płatne korepetycje u jednego z egzaminatorów, które, jak się dowiedziała nieoficjalnie, gwarantują pomyślne zdanie egzaminu. Gwarantem tym jest nie tyle o wiedza przekazana przez korepetytora, ile pieniądze za lekcje przekazane korepetytorowi. Recepta na sukces okazuje się trafiona, Marcinek jest jednym ze szczęśliwców przyjętych do klasy wstępnej. Pani Helena umieszcza syna na stancji u pani Przepiórkowskiej, która w miarę swoich możliwości starała się stworzyć tęskniącemu za domem chłopcu namiastkę rodziny i zastąpić mu nieobecną matkę. Żeby nie myśleć o domu rodzinnym i rodzicach, Marcinek cały swój czas poświęca na naukę, chce, żeby rodzice byli z niego dumni. Był bardzo grzecznym i sumiennym uczniem, dzięki czemu jego matka nie miała większych problemów z wyciągnięciem Marcinka ze szkoły na dwudniowy, zielonoświątkowy urlop do Gawronek. Były to szczęśliwe dni, podczas których rodzice i syn cieszyli się swoją, tak rzadką ostatnio obecnością. Niestety, kilka miesięcy po szczęśliwych świętach ukochana matka chłopca umiera. Początkowo nie dociera do niego ogrom straty, nie wie jak ma reagować na nową sytuację: "Marcinek początkowo nie odczuwał tej straty. Na pogrzebie zmuszał się do płaczu i przybierał miny efektowne, wrzeszczał i usiłował rzucić się za trumną do jamy mogilnej, wiedząc ze słuchu, że to pasuje, i przeczuwając, że to go jeszcze bardziej w tym dniu wyróżni".

Po powrocie do szkoły stracił jednak zapał do pracy. Opuścił siew nauce, a dzięki znajomości z jednym z kolegów, Wilczkiem, zasmakował w wagarach. Ofiarą lenistwa padały najczęściej lekcje chóru i msze święte. Szybko jednak Marcinek odchodzi od tych praktyk. Wracając skruszony do kościoła obserwuje, schowany za filarem, scenę wyrzucenia carskiego inspektora z kaplicy przez księdza. Duszpasterz nie chciał zgodzić się na wprowadzenie do kościoła języka rosyjskiego. Nie mógł zgodzić się na odprawianie mszy dla wiernych po rosyjsku. Przerażony Marcinek, który został zauważony przez księdza, obiecuje mu milczenie, chociaż nie pojmuje za bardzo co tak naprawdę się stało. Bardziej bał się chłosty za wagary niż zastanawiał nad faktycznym znaczeniem obejrzanej sceny.

Po incydencie ze strzelaniem w parku, po którym nierozważny chłopiec o mało co nie został wyrzucony ze szkoły, budzi się w nim sumienie i znów zabiera się do sumiennej pracy. Powoduje to przede wszystkim strach, którego chłopiec najadł się w kozie: "Marcinek Borowicz i jego towarzysz niedoli Szwarc po nocy spędzonej w klasie, którą zamieniono w więzienie, gotowali się do rzeczy najstraszniejszych i jakby ostatecznych". Wreszcie strach przed karą zaczął zamieniać się w żal nad samym sobą i poczucie winy: "Żal głęboki i nieznany jak wnętrze nocy ogarniał jego serce, przejmowała je skrucha tak zupełna, że kamień byłby nią wzruszony". Marcinek jest przekonany, że od wyrzucenia go ze szkoły uratowało go jedynie niewątpliwe wstawiennictwo zmarłej matki w niebie: "Wszystkie te kataklizmy i przejścia strasznie przygnębiająco oddziaływały na Marcinka. To, że go nie wydalono z gimnazjum, przypisał w głębi serca wstawiennictwu matki". Wreszcie dotarło także do Marcinka, że to, że może się uczyć w gimnazjum jest skutkiem ogromnych wyrzeczeń jego matki, obojga rodziców, że jego nieodpowiedzialne zachowanie jest wobec ich poświęcenia ogromną niewdzięcznością. Marcinek zaczyna więc lepiej wykorzystywać czas w szkole, częściej też chodzi do kościoła, odmawiał pacierz, gorąco wierząc w siłę modlitwy.

Kolejne wakacje spędza Marcinek w rodzinnym domu. Skończył już czwartą klasę i dostaje od ojca strzelbę. Odkrywa w sobie wielkie zamiłowanie do polowań, a właściwie do pieszych wędrówek po lasach z dubeltówką na ramieniu. Zaprzyjaźnia się także ze starym myśliwym, Szymkiem Nogą, który wprowadza go w tajemnice lasu i łowiectwa, opowiada mu też historie z czasów powstania. Prowadzi chłopca na mogiłę zabitego przez Kozaków polskiego powstańca. Noga, opowiadając Marcinkowi o zbrodniach Moskali dokonywanych na zniewolonych Polakach i zagrabionym kraju usiłuje zaszczepić w chłopcu patriotyzm, poczucie odpowiedzialności za ojczyznę. Chłopiec, wychowywany od kilku lat przez zrusyfikowaną szkołę nie przyjmuje tego do wiadomości. Historie powstańcze nie robią na nim wrażenia. Przypomina je sobie znacznie później, na jednej z lekcji języka polskiego, na której Bernard Zygier, nowy uczeń w klasie Marcinka, relegowany z gimnazjum w Warszawie za czytanie nielegalnych polskich książek i polskiej poezji narodowej, recytuje na głos zakazaną przez władze Mickiewiczowską "Redutę Ordona". Zygier staje się od tej chwili bohaterem chłopców, którzy pod jego przewodnictwem zakładają tajny związek patriotycznej młodzieży. Spotykają się, żeby poprzez lekturę poezji i dyskusję nad dziełami wielkich polskich pisarzy i poetów rozbudzić w sobie na nowo i pielęgnować ducha narodowego. Marcinek bardzo angażuje się w działalność koła, otwierają mu się wreszcie oczy na działanie zrusyfikowanej szkoły, na kłamstwa o Polsce, Polakach i wierze kościoła katolickiego, które wbijane są codziennie uczniom do głów, na próby wyplenienia z młodych Polaków wraz z zabronionym ojczystym językiem i kulturą całej tradycji i polskości. Zanim jednak do tego doszło, Marcinek niemal zupełnie poddał się zabiegom rusyfikacyjnym. W nowym roku nakazów i zakazów w szkole wprowadzono znacznie więcej. Nastał nowy dyrektor, Rosjanin, jeszcze goręcej nienawidzący wszystkiego co polskie. Obsesyjnie tropił wszelkie przejawy niesubordynacji i buntu. Dlatego, jak czytamy: "pobyt w szkole był dla wszystkich mieszkających na stancjach pobytem w więzieniu". Wymieniono wielu nauczycieli, którzy okazali się zbyt łagodni, a nowi, na rozkaz Inspektora, który przejął nauczanie języka rosyjskiego, musieli przeprowadzać ciągłe inspekcje, kontrole i przeszukania tornistrów chłopców i w szkole i na stancjach. Zakaz używania polskiej mowy był absolutny i kategoryczny. Chłopcy mieli być całkowicie odizolowani od wszelkich przejawów polskości. Założono kółko rosyjskiej literatury, w większości bojkotowane przez polskich uczniów. Wbrew pogardzie kolegów Marcinek wstępuje do kółka. Jako jeden z nielicznych Polaków z miejsca zostaje zauważony przez dyrekcję, bardzo zadowoloną z takiego obrotu sprawy. Marcinek staje się ulubieńcem dyrektora, wkrada się w jego łaski. Sympatia dyrektora przydała się trochę później, dzięki niej Marcinkowi udało się uratować swojego Kolegę- pochodzącego z chłopskiej rodziny Andrzeja Radka, od wyrzucenia ze szkoły za sprowokowanie bójki. Dzięki wstawiennictwu Marcinka chłopak unika najwyższej kary. Potrafił obronić kolegę, nie potrafił jednak ciągle utożsamić się z utraconą Polską, stanąć w obronie jej czci. Widzimy to na lekcji historii, gdy Marcinek staje po stronie szkalującego Polskę i katolików nauczyciela historii. Wszystko zmienia się dopiero podczas wspominanej wcześniej lekcji polskiego i deklamacji "Reduty Ordona" przez Zygiera: "Serce Marcina szarpnęło się nagle, jakby chciało wydrzeć się z piersi, ciało jego potrząsnęło wewnętrzne łkanie. Zdawało mu się, że nie wytrzyma, że skona z żalu".

W tym momencie Marcinek uświadamia sobie całą perfidię systemu i własną słabość, która sprawiła, że tak dokładnie, kompletnie i tak łatwo mu się podporządkował. Od tej pory zaczyna "nadrabiać" narodowe, kulturowe zaległości. Zaczytuje się w zakazanej literaturze, wraz z innymi "stowarzyszonymi" chłopcami dyskutuje o poezji romantyków. Dusza chłopca przechodzi gruntowną przemianę: "Dusza jego pod wpływem tej lektury mocowała się z własnymi błędami, ulepszała w sobie i staliła się raz na zawsze w kształt niezmienny niby do białości rozpalone żelazo rzucone w zimną wodę". Wielkie wrażenie wywiera na młodym chłopcu twórczość Mickiewicza, poraża go wręcz narodowa wymowa "Dziadów": "nie był w stanie z nikim mówić. Uciekł do najbliższego lasu i błąkał się tam pożerany przez nieopisane wzruszenie".

Młody Marcin zaczął też odczuwać potrzebę odwetu na zaborcy a także silne uczucie współodpowiedzialności za grupę. Dlatego, widząc, że pan Majewski usiłuje wyśledzić kryjówkę patriotów na "Górce", gdzie chłopcy poznawali literaturę i prawdziwą historię Polski, odcina mu drogę, zabierając kładkę i obrzuca zrusyfikowanego nauczyciela, Polaka przykładającego rękę do zabijania resztek śladów ojczyzny w duszach młodzieży, błotem. Biegnie potem szybko, żeby ostrzec chłopców.

Końcówka ścieżki edukacyjnej Marcina naznaczona jest również innym uczuciem. Gimnazjalista poznaje smak miłości. Zakochuje się w spotkanej w parku dziewczynie. Marcinek chodzi w zadrzewione zacisze, aby spokojnie przygotowywać się do matury. Spotyka tam Birutę- Annę Stogowską, córkę lekarza, uczennicę żeńskiego gimnazjum w Klerykowie. Marcin uczy się do egzaminu i jednocześnie obserwuje do woli swoją Birutę. Po zdanych egzaminach Marcin wyjeżdża do domu, do ojcowskiego, podupadającego gospodarstwa. Po wakacjach powraca jednak do miasta, aby odnaleźć Birutę. Ta jednak, wraz z całą rodziną wyjechała w głąb Rosji. Marcin bardzo mocno przeżywa to rozstanie. Pomocną dłoń wyciąga do niego Andrzej Radek.

To, co na pewno możemy powiedzieć o życiu szkolnym bohatera powieści, to fakt, że była ciągłym poszukiwaniem, próbą zbudowania sobie i w sobie spójnego obrazu otaczającego świata. Tyle rzeczy niezrozumiałych, jak bieda szkoły w Owczarach, jak ostro karane nieprzystosowanie się do nakazu mówienia po rosyjsku, jak możliwość wyrzucenia ze szkoły za czytanie polskich książek, wreszcie, jak opowieści o mordowanych ludziach walczących o wolność swojego kraju. Wszystko to, wszystkie te pytania dojrzewają w chłopcu, najpierw kiełkują w jego młodej głowie, potem zostają wypowiedziane, wreszcie, dzięki odzyskaniu świadomości narodowej, uzyskania odpowiedzi na pytanie "kim jestem", same zaczynają domagać się odpowiedzi. Dlatego cała machina rusyfikacyjna okazała się w końcu bezużyteczna. Tytułową syzyfową, nieefektywną pracą okazały się starania rosyjskiej szkoły. Dusza polska przetrwała w kulturze, w poezji i uśpiona, tym mocniej wdarła się w umysły młodych. Nie bez znaczenia jest także fakt, że pokolenie Marcinka było w swoich patriotycznych dążeniach osierocone, pokolenie jego rodziców, po powstaniu styczniowym wygasiło w sobie ducha narodowowyzwoleńczego. Nowe pokolenie musiało odkrywać go samo.

Dlatego autor nawiązał w tytule książki do mitu o Syzyfie. Historia nieszczęsnego Syzyfa, który skazany został przez bogów na wieczne wtaczanie kamiennej kuli po stromym zboczu jedynie po to, żeby ten tuż przed samym szczytem znów wymknął mu się z rąk i potoczył na sam dół pomaga zobrazować i zinterpretować wysiłki rusyfikacyjne władz carskich. Syzyfową pracą zajmują się nauczyciele, próbujący wyplenić z uczniów wszelkie ślady polskości. Tak dzieje się już w klasie przygotowawczej w Owczarach prowadzonej przez pana Wiechowskiego. Cała szkoła staje na baczność, gdy odwiedzić ją ma groźny rosyjski inspektor, aby sprawdzić postępy w nauce, a raczej w postępującej rusyfikacji. Nawet pieśni religijne musiały być śpiewane w języku rosyjskim. Widzimy to nie tylko w Owczarach, ale także podczas mszy w katedrze w Klerykowie, na którą spóźnia się Marcin. Widzi inspektora, który siłą chce zmusić księdza odprawiania mszy i śpiewania nabożnych pieśni po rosyjsku. Bezskutecznie. Ksiądz wyrzuca Rosjanina z kościoła. Podobnie bezskutecznie przebiegała rusyfikacja w Owczarach, gdzie panie Wiechowska uczyła część dzieci mówić i pisać po polsku. Trudno było też dopilnować młodzieży, która język polski znała i używała w rodzinnym domu. Aby przyspieszyć rusyfikację ustanowiono egzamin z języka rosyjskiego jako warunek wstępu do gimnazjum i do szkół wyższych. Język ten był obowiązującym językiem wykładowym w urzędach, administracji, wszelkich instytucjach i placówkach dydaktycznych. Jednak niemożliwość pobierania nauki, czy pogarda władz carskich nie były jedynymi konsekwencjami nieposługiwania się językiem rosyjskim. Znacznie ostrzej karane było posługiwanie się językiem polskim. W szkole w Klerykowie za takie przewinienie stosowane były kary cielesne lub koza po zajęciach. Chęć absolutnego ograniczenia kontaktu polskich dzieci z językiem ojczystym przybrał wymiary obsesji, pokoje, torby uczniów były przeszukiwane, śledzono uczniów, sprawdzano ich mieszkania w poszukiwaniu nielegalnej literatury w języku polskim. Nagradzano natomiast słodyczami za czytanie książek rosyjskich, za wyjście do rosyjskiego teatru. Krańcowym absurdem było nauczanie języka polskiego, bo taki nieobowiązkowy przedmiot istniał w gimnazjum klerykowskim- po rosyjsku, ponieważ nauczyciel bał się w murach szkoły prowadzić wykład o języku polskim po polsku. Wykładowca starał się wręcz zniechęcić uczniów do podejmowania nauki ojczystego języka. Jednak wszelkie te zabiegi zawiodły w obliczu wystąpienia Zygiera. Tak jakby wiersz wielkiego polskiego poety, żyjącego w czasach wielkiego romantycznego zrywu w walce o niepodległość potrafił obudzić potrzebę walki w młodych gimnazjalistach, nie pamiętających czasów powstań. Ta iskra rozpala płomień w sercach, duszach i umysłach młodych. Zaczynają spotykać się i czytać polską poezję, powracać do myśli narodowowyzwoleńczych zawartych w wersach Pana Tadeusza czy Reduty Ordona. Zagłębiają się w ciężki los Polaków w "Księgach Pielgrzymstwa". Wreszcie, starają się zrozumieć los i ducha swojego kraju, poznając jego prawdziwą, nie zafałszowaną przez zaborców historię. Praca rusyfikatorów idzie na marne. Wielki kamień zniewolenia wymyka się Syzyfowi z rąk i znów stacza się w dół.