W 1618 roku ukazała się polska adaptacja "Gotfryd albo Jeruzalem wyzwolona" Torquato Tassa, dokonana przez Piotra Kochanowskiego. Dzieło obcego autora, mające za przedmiot fragment dziejów powszechnych, pierwszą wyprawę krzyżowa pod wodzą Godfryda de Buillon, stało się w polskiej szacie naszą pierwszą epopeja narodowa. Przekład polski był trzecim z rzędu, posiada też jak każdy duże odmienności od oryginału. Współczesna Piotrowi Kochanowskiemu kultura polska była bardzo bujna, lecz posiadała bardzo skromna, odziedziczona jeszcze po średniowieczu, tradycję rycerską. Pozostały wszak po niej tylko nieliczne rycerskie legendy i opowieści. Warto też zaznaczyć ze język literacki jeszcze się wtedy w znacznej mierze kształtował. Jednak przekład Kochanowskiego wywarł wielki wpływ nadzieje literatury i do dzisiaj zachowuje dużą żywotność i recepcje czytelniczą, właściwą arcydziełom. Tłumacz był bowiem nie tylko utalentowanym odtwórcą ale i wybitnym artystą. Kochanowski, był świadom ogromu pracy jakiego się podjął tym tłumaczeniem i wielkiej za nie odpowiedzialności. Wiele tez włączył we włoski oryginał polskich realiów, Stad rodzime słownictwo w nazwach, niektóre znane już wcześniej polski legendy, podania, opowieści. Właśnie ta ludowa warstwa, w części oparta o wierzenia jeszcze pogańskie, obecna w oryginale została tez wyeksponowana w polskim przekładzie.

Ważna postacią w podaniach ludowych była postać złej czarownicy. Uznawano je za popleczniczki Szatana, pomagające mu w dziele zniszczenia ludzkości, oczywiście w węższym ale równie szkodliwym zakresie. Miały one moc rzucania uroków, czym szkodziły zdrowym ludziom, mogły sprawić że zaczynało prześladować ich nieszczęście, bądź przypadłości umysłowe. W dziele Tassa pojawia się jednak piękna Armida, posiadająca powłokę cielesną pięknej i młodej kobiety o bujnych kształtach, włosach i wielkich oczach. Było to dość odważne posunięcie autora, gdyż zazwyczaj złe postaci miały równie odpychająca cielesność co i psychikę. Bano się bowiem by przypadkiem nie utożsami ktoś piękna, jako kategorii estetycznej, z grzechem. Armida pochodzi jednak z królewskiego rodu i jest spokrewniona z Hidraotem, władca Damaszku. To właśnie wujo zleca jej misję specjalną. Ma ona przeniknąć do obozu wroga i dzięki swoim niewątpliwym walorom i przymiotom rozkochać w sobie chrześcijańskich rycerzy, którzy akurat wyszli spieczeni słońcem i pragnieniami, z pustyni. W ten sposób miała mieć ich ona pod swoją jurysdykcją i skłócić. Tak że dzieło wyprawy krzyżowej by upadło zaś sami rycerze nie zagroziliby Jerozolimie. Ten kobiecy szpieg miał, jak to opisał Tasso odpowiednie do tego przymioty:

"Warkocz miała złoty, co czasem przechodzi

Blaskiem przez rąbek (...)

Włos z przyrodzenia ukędzierzawiony,

Puszczony na wiatr, w pierścienie się wije, (...)

Twarz miała, jako kiedy kto gładzony

Rumianą różą słonowy ząb zmyje;

Ust - jako godne- nigdy nie pochwalem :

Przechodzą piękne rubiny z koralem.

Śnieg biały z piersi i z szyje wynika".

Miał też jeszcze jedna ważną umiejętność. Otóż ludzie zawsze wierzyli że czarownice mogą przybierać dla siebie dowolną postać, że maja zdolność metamorfozy, przydatna w złych sprawach, jak i w ucieczce przed ścigającym je często tłumem. Tak tez potrafiła zachowywać się i Armida:

"(...) Tak się odmieniła:

Członki, twarz miąższą (rzecz trudna do wiary!)

Wziąwszy, pierwszą płeć i gładkość zgubiła

I olbrzymem się dziwnie wielkim stała,

A sto rąk - jako Bryjareus - miała.

Pięćdziesiąt tarcz ma i mieczów, którym

Grzmi po powietrzu i ramiony miece...".

Oczywiście nie tylko siebie potrafi zmieniać. To co dla niej jest pomocą może stać się przekleństwem ludzi, na których rzuci taki urok metamorfozy. Nią bowiem grozi rycerzom. Chce ich pozamieniać, węże robactwo czy jaszczurki. Jednak i Armida może kochać. Dla kochanego Rynalda wyczarowała ona piękny, bajkowy ogród. Była to oaza spokoju dla zmęczonego rycerza. Cały czas panował w nim przyjemny chłód, drzewa uginały się od owoców, było tez pod dostatkiem wody, dla spragnionego. Całość ukształtowała na podobieństwo raju by jak najlepiej olśnić swojego ukochanego. Jednak nie zawsze jest ona w dobrym humorze. Kiedy się dowiaduje ze ten jedyny człowiek na ziemi którego kocha nie chce jej wpada w wielki szał i gniew. Burza którą wywołuje spada z znienacka na świat krzyżowców. Niszczy przy tym tak wcześniej z pietyzmem wypielęgnowany ogród. Armida jest nieujarzmiona w swoim gniewie, jednak nie zwraca się przeciwko Rynaldowi. Nie wiemy nigdy kiedy zachowuje się prawdziwie i pokazuje swoje szczere uczucia, kiedy zaś płacze tylko dlatego by wzbudzić litość i miłość chrześcijańskich rycerzy. Nienawidzi wszystkich wokoło, poza Rynaldem, jednak ma nieodparta potrzebę bycia kochaną, w jej postaci zawiera się część charakteru późniejszego Don Juana, który choć sam nie kochał nikogo chciał być kochany przez wszystkie kobiety. Po kolei zdobywał je, łudził obietnicami, zaś wykorzystawszy je i upewniwszy się w tym, ze go pragną, bez żadnego głębszego uczucia litości, porzucał je. Taka przypadłość, bycia porzucona przydarzyła się właśnie nieczułej Armidzie. Była bowiem w stanie kochać tylko Rynalda, zaś ten jako jedyny oparł się jej uczuciu i sam ja porzucił, tak jak ona wcześniej czyniła to z innymi mężczyznami. Armida jednak nawet po tym jak została osamotniona nie chce dopuścić do krzywdy ukochanego, co może świadczyć o szczerości jej uczuć. W czasie walk, rzuca taki czar, że wszystkie wypuszczone w kierunku Rynalda strzały omijają go i ten pozostaje przy życiu. Ukojeniem jej strasznego życia i znalezieniem spokoju jest przyjęcie chrztu. Czyni to z miłości do Rynalda, który taki to warunek jej stawia. Nie tylko jednak ta młoda kobieta ma zdolność rzucania uroków, obok Armidy w "Jerozolimie wyzwolonej" jest opisana jeszcze inna postać czarownicy odpowiadający powszechnych mniemaniom o jej typowym wyglądzie w każdym calu, mam tu na myśli stara Alekto, która doradza sułtanowi i stanowi jego popleczniczkę:

"A wtem Alekto przedeń się stawiła

W zawoju, u męża starego osobie:

Twarz chudą i skroń zmarskami okryła,

Do kostek miała deliją na sobie.

Wąsa nic, tylko brodę ogoliła,

Z wypustów ręce ukazała obie;

U boku sajdak z krzywą szablą miała,

A w prawej ręce łuk cięgły trzymała".

W opozycji tych czarownic, które bez wątpienia korzystają z zakazanej, czarnej magii, spotykamy tez i druga wersję czarownic, czarodziejki, posługujące się białymi zaklęciami. Maja one moc uzdrawiania, leczą choroby i rany jakich nabawiają się w bitwach rycerze, starają się tez odpierać uroki Alekto i Armidy. Jedna z nich, Ermina, tak jest scharakteryzowana:

"A iz od matki wzięła i wiedziała,

Jaką moc w sobie wszystkie zioła moją,

I słowa pewne, i rymy umiała,

Które naiwiętsze bole uśmierzają".

I ona potrafi zmieniać postać. Przeistacza się w pewnych chwili w czarownicę, kiedy ma uleczyć wroga chrześcijan Arganta. Zastanawia się czy go nie zabić, lecz jej dobre serce powstrzymuje ja przed tym. Jeśliby raz splamiła ręce krwią nigdy by już nie mogła nazywać się dobrą. Także i mężczyźni mogli posiadać magiczne moce. Jednym z nich był bez wątpienia wuj Armidy, władający Damaszkiem Hidraot. Obok niego występuje jeszcze na kartach poematu drugi wielki czarodziej, zajmujący się najczęściej budowaniem przepowiedni dla sułtana - Izmen:

"Nim stokroć koły rok zbieży lotnemi,

Będzie mąż jeden z Azyjej panował,

Który ją dzieły izdobi wielkiemi

I w płodnem będzie Egipcie królował,(...)

I kiedy się wytchnie od wojennej chwile;

Ten chrześcijańskiej ciężki będzie sile".

Wykazać się też może sporą i popularną w tamtych czasach wiedzą astrologiczną:

"I to wiem, że (...)

Mars z Słońcem niedługo usiędzie

I społem we Lwie złączy się na niebie.

Zaczem gorąca wielkie będą wszędzie.

(...)ich w suchem polu położeni

Nieprzyjaciele słabi nie wytrawją".

Izmen jest też sprawcą wielkiego zwołania wszelkich diabelskich mocy i postaci, które zebrawszy się razem miały za zadania zapanowanie nad wielkim lasem, w którym znajdowali się chrześcijańscy wojownicy, w czasie gdy rąbali oni tam drzewo.