"Żołnierz królowej Madagaskaru" to utwór, który powstał w 1879 r. Utwór jest jedną z najbardziej znanych fars komediowych Stanisława Dobrzańskiego (1847-1880). Wspomniany Dobrzański był również tłumaczem sztuk francuskich, oraz reżyserem i aktorem grającym w teatrach krakowskich, poznańskich i lwowskich ( Urodził się we Lwowie). Julian Tuwim postanowił na nowo przerobić te sztukę i w 1936 roku stworzył wodewilowa przeróbkę. Tuwim doprawił "Żołnierza królowej Madagaskaru" cierpkim humorem, zaś muzyka, którą napisał Tadeusz Sygietyński dopełniła odpowiedniego nastroju. Na pomysł stworzenia od nowa starej sztuki Tuwim wpadł w najlepszym dla siebie okresie twórczym. "Jego zaistnienie wzięło się z rozkochania Tuwima światem końca XIX wieku. Ten świat, jego smak, zapach do nas powraca" - powiedział reżyser Tadeusz Bradecki.

Tuwim dobrze się przygotowywał do tego zadania, przeglądał stare roczniki "Kuriera Warszawskiego", "Kolców", "Much", "Kłosów" z czasów, gdy Dobrzański pisał utwór, czytał powieści i pamiętniki z lat 1850- 1890, oglądał karykatury Mucharskiego i Kostrzewskiego, a także zbierał informacje ustne o obyczajach i życiu ówczesnej Warszawy.

Julian Tuwim miał w planie stworzenie specyficznego rodzaju sztuki: nie całkiem powieści, nie do końca kroniki obyczajowej. Miał to być reportaż, który zamierzał przyozdobić rycinami i zdjęciami, które zamieszczane były wówczas w czasopismach.

Z olbrzymią werwą podjął się więc do pisania "Żołnierza królowej Madagaskaru", wodewilu ze sporą tradycją teatralną, gdyż był to ponoć "przebój" pierwszorzędny i często ponownie go wznawiano. Oczywiście Tuwim "Żołnierza" nigdy na żywo nie widział, ale starszych literatów usłyszał wiele pochwał - istotnie, infantylna i trywialna farsa, ale przezabawna i świetnie zbudowana. Trzeba jednak zaznaczyć, że gdyby wówczas telefony były rozpowszechnione tak jak dziś, to farsa nie byłaby ani w połowie tak komiczna, a może wcale by się nie rozpoczęła, bo piękna Kamilla porozmawiałaby telefonicznie z Mąckim, a nie wysłałby mu różowego liścika. Identycznie z matką Mąckiego, nie posłałaby Bogu ducha winnego Mazurkiewicza za kulisy, tylko zatelefonowałaby tam. Ogólnie, czytelnik zastanawia się ciągle, dlaczego ci ludzie są ciągle w ruchu, pędzą gdzieś nie wiadomo, po co? Czy nie łatwiej byłoby wykonać jeden mały telefon? Ale szkopuł tkwi w tym, iż w tamtym czasie w Warszawie było może kilkanaście aparatów telefonicznych dla wszystkich mieszkańców.

Tuwim wraca pamięcią do Mazurkiewicza. Dostojny mecenas z Radomia nie otrzymał stałego miejsca w literaturze, w szkołach nie pisze się prac dotyczących "krzywej uczuć Mazurkiewicza" a to, że nie zna się "charakterystyki" Saturnina jest przeszkodą, by otrzymać maturę, jednak nasz bohater zrobił przecież karierę, do dziś starsze pokolenie Polaków powtarza zabawne powiedzenie, "Bój się Boga, Mazurkiewicz!"

Komiczny okrzyk Mazurkiewicza idzie w parze z jego zabawnymi przygodami. Tuwim podzielił je na siedem aktów, zaś oryginalna sztuka posiada 3 akty, pierwszy toczy się w domu państwa Mąckich, za kulisami i w hotelu Europejskim. Odsłony, które maja miejsce na radomskim dworcu, na warszawskim targu, oraz inscenizację w ogródku dopisał Tuwim, zaś akcje dziejącą się za kulisami podzielił na dwie odsłony : za kulisami i w przebieralni Kamilli. Z wodewilu Dobrzańskiego Tuwim zostawił tylko sama akcję, przygotowując gros ról zupełnie odmiennie, niż Dobrzański.

"Żołnierz królowej Madagaskaru" w takiej wiele razy był odgrywany w tzw. "teatrzykach ogródkowych" i na scenach, natomiast w kronikach teatru polskiego zapisały się doskonałe kreacje aktorskie Miry Zimińskiej i Ludwika Sempolińskiego. Spektakl był także dwa razy sfilmowany, pierwszą adaptacją filmową z 1939 r. była adaptacja z Michałem Zniczem w roli głównej, zaś w 1957 r. Głowna rolę zagrał Tadeusz Fijewski. "Żołnierz królowej Madagaskaru" wciąż stanowi żelazną pozycję repertuaru estradowego, który ciągle gości na deskach teatrów. - Spektakl Jerzego Gruzy, który został wystawiony w Teatrze Muzycznym w Gdyni, tak widzowie jak i krytycy przyjęli bardzo ciepło( swoją premierę miał w kwietniu 1991 r.). Artyści warszawscy i szczecińscy, którymi kierował Krzysztof Kolberger, postanowili przygotować kolejną inscenizację "wesołej przygody starowarszawskiej ze śpiewami i tańcami". Tym tropem podążyła również ekipa Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach.

Myśl przewodnia sztuki jest dosyć nieskomplikowana, prezes organizacji społecznej "Lilia Radomska", pan Saturnin Mazurkiewicz, która dba o czystość moralną wybiera się wraz ze swoim nieposłusznym synem - Kaziem do Warszawy koleją. Na peronie w "przodującym mieście prowincji" jest żegnany przez zacne i szlachetne grono. Ci zacni panowie ostrzegają Mazurkiewicza przed grożącymi w tej "sodomskiej Gomorze" niebezpieczeństwami (Właśnie w tym momencie wypowiadane są słynne słowa, "Bój się Boga, Mazurkiewicz"). Głównym celem podróży prezesa do Warszawy jest przypieczętowanie układu małżeńskiego z piękną Sabiną, panną pochodzącą z drobnomieszczańskiej rodziny. Dziewczyna razem z matką, panią Lemięcką, zamieszkuje na chwilę w domu Mąckich, więc czcigodny Saturnin zupełnie mimowolnie zostaje wciągnięty w zawieruchy rodzinne i sercowe. Rezultat jest taki, iż prezes trafia za kulisy teatru "Arkadia", gdzie zepsucie i upadek moralności jest powszechne.

Prawie nagie kobiety ("jakie to dziewuszki, jakie mają nóżki") i pełna inwencji szczebiotka, Kamilla z zadowoleniem namawiają nieugięty moralistę do złych czynów. Oczywiście mecenas desperacko próbuje udowadniać, że jego zasady moralne są niezachwiane, lecz jego szlachetność jest na skraju załamania. I wreszcie, gdy Mazurkiewicz podejmuje decyzję o spotkaniu się z nowopoznaną kobietą w pokoju hotelowy, kto ratuje go przed moralnym upadkiem? Panna Sabina i jej towarzyszki. Sztuka jak to zwykle w sztukach była, kończy się dobrze, zaś Mazurkiewicz i panna Sabina postanawiają wziąć ślub.

"Żołnierz królowej Madagaskaru" można było obejrzeć w Teatrze Śląskim w Katowicach, a jego reżyserię przygotował Tadeusz Bradecki, który jest absolwentem Wydziału Aktorskiego oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST; kilkakrotnie był on nagradzany za osiągnięcia reżyserskie na przeglądach w Szczecinie, Wrocławiu, Kaliszu, Opolu, Tarnowie, Sarajewie; jest laureatem 2 "Złotych Yorricków" a także nagrody im. Konrada Swinarskiego. Do jego ostatnich realizacji należą, m.in. "Markiza de Sade" Y. Mishimy (Teatr Stary, 2000), "Iwona, księżniczka Burgunda" W. Gombrowicza (Teatr Nowy w Poznaniu, 2000), "Kotka na gorącym dachu" T. Williamsa (Theatre Calgary, 2000), "Marat/Sade" P. Weissa (Teatr Słowackiego w Krakowie, 2001). Na tle tak znaczących osiągnięć, reżyseria "Żołnierza" to tylko jedno z wielu niezwykle udanych przedsięwzięć.

Bradecki dopracował spektakl w każdym calu, zaś za scenografię odpowiedzialna była współpracownica Bradeckiego, uczennica Władysława Hasiora, Urszula Kenar. Zaś przygotowaniem strojów do spektaklu zajęła się Ewa Kerger, peruki - Teresa Melek, gabinet malarsko-modelarskiego Agata Kurzak. Szef pracowni stolarskiej -Franciszek Kraczla, pracowni tapicerskiej - Wojciech Bartkowski. Natomiast prace konstrukcyjno-ślusarskie zrealizować Paweł Buczyński. Dyspozytorem sceny był Dariusz Sobieraj, asystent reżysera, Zbigniew Wróbel i kierownik aranżacji - Andrzej Marko. Opracowaniem wokalnym zajęła się Danuta Bogus, za efekty świetlne odpowiedzialna była Maria Machowska i wykonała swoja pracę doskonale, gdyż widzowie świetnie mogli się zorientować, jak wyglądało miejsce, gdzie bohaterowie w tym czasie się znajdują. Przydymione żółte światło idealnie wpasowało się w otoczenie XIX-wiecznego burżuazyjnego apartamentu, prześwitujący czerwony kolor sugerował, iż większość wydarzeń dziać się będzie gdzieś, gdzie moralność Mazurkiewicza będzie w niebezpieczeństwie Interesująca była również strona muzyczna przedstawienia, gdyż muzykom towarzyszyła orkiestra, co prawda składała się tylko z trzech muzyków, którzy mieli tylko obój, harmonie i tubę? Ale dzięki orkiestrze przedstawienie nabrało głębszego charakteru.

W rolę Mazurkiewicza wcielił się Wiesław Sławik. Doskonale przygotował się do swojej roli. Rolę Kamilli zagrała Anna Kadulska. Jako Kazia, nieposłusznego synka radomskiego mecenasa mogliśmy zobaczyć Marka Rachonia. Panie: Mącką i Lemięcką zagrały: Bogumiła Murzyńska i Maria Stokowska. Pannę Sabinę - świetnie wykreowała Krystyna Wiśniewska. Do przedstawienia sporo efektów komicznych wnieśli mężczyźni: Adam Baumann który grał pana Władysława Mąckiego seniora, Władysław Mącki junior (Marcin Kocela) oraz Jerzy Głybin, który zagrał w "Żołnierzu" aż dwie role! Policjanta, który pilnował odjazdów pociągów, a następnie Kapciuchowskiego. W spektaklu występował szereg mniej znaczących bohaterów, ale nie wypada o nich nie wspomnieć. Grzegorz (gra go znakomity Roman Michalski), Żorżeta (Anna Wesołowska), Ruczkowską (Alina Chechelska) i artystki teatrzyku "Arkadia" (Violetta Smolińska, Magdalena Kriger, Ewa Kutynia.

Spektakl poruszał problemy wciąż aktualne w dzisiejszym świecie, i może dlatego odniósł tak niebywały sukces? Stanisław Dobrzański postarał się o ukazanie czegoś, co było bardzo znaczące dla XIX-go wieku. Historię, ale subtelnie utytą pod maską. W "Żołnierzu królowej Madagaskaru" bardzo widoczne są elementy historyczne, oraz to, że Warszawa była pod panowaniem zaboru rosyjskiego. Natomiast miedzy wersami da się wyczytać zagrożenia, jakie czekały na polską sztukę i literaturę, gdyby nie stosowała się do cenzury. Dlatego Dobrzański wyjaśnia, czemu przez taktykę wypowiadania się bohaterów widzowie s informowania, o sytuacji, w jakiej znajduje się państwo polskie. Jeśli zaś chodzi o stosunek Stanisława Dobrzańskiego do Rosjan, to chyba wiele wyjaśni się, jeśli napiszemy, iż autor sztuki walczył w powstaniu styczniowym, za co został skazany na pobyt w Koenigstein.

"Żołnierz królowej Madagaskaru" to spektakl poruszający problem załamania się etyki i upadek moralności. Ale także wierność swoim ideałom, wierność krajowi, problemy niekonsekwentnych zachowań Mazurkiewicza, niby to wielki patriota z niego, moralny i cnotliwy, ale kiedy tylko okazja sama się mu nadarza, próbuje zaspokoić swoje rządze. Pozostaje pytanie, czy tak samo postąpiłby ze swoim krajem? Czy odwróciłby się od niego? Żołnierz królowej Madagaskaru" według słów samego Tadeusza Bradeckiego miał być sztuką odpowiednią na karnawał. I był.

Wypowiedzi krytyków po premierze sztuki:

"(...) Wodewil obfituje w mnóstwo zabawnych sytuacji, dialogów i scen. Śmieszy do łez nie tylko z powodu znakomitej gry aktorskiej, za którą wszystkim bez wyjątku należą się gromkie brawa, ale także z powodu przedziwnej aktualności portretów psychologicznych postaci. Ich przywary i mentalność została z maestrią wydobyta z prześmiewczego Tuwimowskiego tekstu przez reżysera - Tadeusza Bradeckiego. Mieszczańska komedia (Boże, jak ten Tuwim nienawidził mieszczan!) staje się dzięki przemyślnemu doborowi piosenek - cytatów z operetek Lehara, Offenbacha i Zellera prawdziwym Singspielem. Spektakl urzeka lekkością i celowością działań. (...) Doskonale zaaranżowane piosenki i songi, którym akompaniuje stale obecna na scenie kapela brzmią bardzo dobrze i łączą się z kwestiami mówionymi. A wszystko we wspaniałej scenografii Urszuli Kenar, która po raz kolejny udowadnia wszystkim, że ważniejszy od budżetu jest oryginalny pomysł."

Jacek Gałuszka, strona internetowa "Interaktywne Miasto".

"(...) Trzyosobowa orkiestra gra nie tylko "na żywo" ale i teatralnie. Wciąż wędruje po scenie w te i z powrotem. Gdy jest potrzebna bohaterom sztuki, przywołują ją kiwnięciem ręki. Kapitalny jest np. moment kilkukrotnego przesuwania szafy w hotelowym apartamencie Mazurkiewicza. Muzyka zamiera wraz z przerwami w przestawianiu mebla. Skoro taką ramotkę wziął na warsztat wielki Tadeusz Bradecki, z góry było wiadomo, że zaiskrzy pomysłami. I zaiskrzył. Chwilami wydawało mi się, że oglądam film, podczas którego operator bawi się zatrzymywaniem klatek. Rozgardiasz niektórych epizodów przypomina atmosferę kabaretów Lipińskiej z ich celowo powtarzanymi sytuacjami. (...) W katowickim spektaklu największe znaczenie osiąga scena, która w teatrze muzycznym zapewne zostałaby skrócona do niezbędnego minimum (po co tracić czas na słowa?) - uwodzenia w teatralnej garderobie przez półroznegliżowaną Kamillę (ach, te nóżki) cnotliwego ze wszech miar ("Mazurkiewicz, bój się Boga") mecenasa z Radomia. Któżby nie uległ tak wspaniale odtwarzającej tę postać Annie Kadulskiej? Wiesław Sławik bronił się jak mógł, ale nie zdołał uchować bieli swej "Lilii Radomskiej". Wyborny duet."

Marek Brzeźniak, "Górnośląski Informator Kulturalny", nr 1/2002.

"(...) Po prostu trzeba pójść na to przedstawienie, szczerze się pośmiać, posłuchać znanych i lubianych przebojów, zobaczyć najpiękniejsze nogi Katowic (własność Ani Kadulskiej, królowej Madagaskaru, ciekawe czy ubezpieczona) i przekonać się naocznie, że dla nogi nie ma nic lepszego niż czarna pończoszka! Panie i panowie, ten spektakl (zrobił go mistrz Tadeusz Bradecki!) musicie zobaczyć, odsmucić się, a wtedy na pewno nowy rok będzie lepszy."

Nina Grella, "Dziennik Zachodni" z 28.12.2001.

"(...) Anna Kadulska miała wreszcie okazję pokazać swój talent komediowy (...). Aktorka świetnie radzi sobie w tego typu rolach. Jest zabawna

i bardzo naturalna, ma dobrze ustawiony głos, a piosenki w jej wykonaniu są miłe dla ucha. Wiesław Sławik jako mecenas Mazurkiewicz, to prawdziwa perełka. Jest dokładnym odzwierciedleniem bogobojnego poczciwca, małomiasteczkowego moralisty, który dopóty grzmi przeciw zarazie moralnej, zanim sam nie straci głowy na widok nóżki, ramion i dekoltu pięknej Kamilli."

Dorota Mrówka, "Gazeta Wyborcza".

"(...) Gwiazdka teatrzyku Kamilla spowoduje, że i moralność mecenasa bierze w łeb. A jeszcze progenitura opętana modnymi wówczas powieściami przygodowymi w ogóle nie reaguje na ojcowskie "Kaziu nie męcz ojca!". Uff, nie trzeba być mecenasem, przywołującym się do porządku słynnym "Bój się Boga, Mazurkiewicz!", żeby znieść to z trudem. Zespołowi pod kierunkiem Bradeckiego udało się wydobyć z tego figlarnego i błyskotliwego chaosu to,

co w nim warte ocalenia - inteligentną, lekką i dowcipną zabawę słowem. Powracają do nas, zebrane przez Tadeusza Sygietyńskiego i zaaranżowane przez Andrzeja Marko, stare, kochane melodyjki. (...) I wszystko jest, jak trzeba,a nawet lepiej. Nasi aktorzy (...) nie tyle grają, ile są. Znakomici, pełni werwy

i temperamentu tańczą, śpiewają - lub bawią się własną niedoskonałością (świetny pastisz Krystyny Wiśniewskiej). (...) Nie pozostaje nic innego, tylko pójść, bawić się, śmiać i kochać. Siebie nawzajem, teatr, artystów."

Karolina Drwal, "Raport" nr 1(8), styczeń 2002.

Interesującym może wydawać się również to, iż na podstawie farsy Stanisława Dobrzańskiego został nakręcony w 1958 roku film w reżyserii Jerzego Zarzyckiego, zas scenariusz napisali: Jerzy Zarzycki i Jeremi Przybora. Jest to już druga adaptacja tego dzieła, pierwszą Zarzycki zrealizował jeszcze przed wojna, lecz uległa ona zniszczeniu. Głowne role zagrali: Anna Łubieńska: Kamilla, Tadeusz Fijewski: Mazurkiewicz, Barbara Kwiatkowska: Sabinka, Ignacy Gogolewski: Władek, Halina Drohocka: Mącka, Andrzej Szczepkowski: mecenas Władysław Mącki, Ludwik Benoit: zawiadowca stacji w Radomiu, Zofia Saretok: Kwiaciarka w "Arkadii" (nie występuje w czołówce), Jarema Stępowski: Grzegorz, lokaj Mąckich.

Bibliografia

1. "Repertuar Teatru Śląskiego. Grudzień - styczeń 2002".

2. "Program Żołnierza królowej Madagaskaru".

3. "Teatr", 1936 r., nr 3.

4. "Górnośląski Informator Kulturalny" nr 1/2002.

5. "Dziennik Zachodni" z 28.12.2001.

6. "Raport" nr 1(8), styczeń 2002.

7. Strona internetowa "Interaktywne Miasto".