W związku z nadchodzącymi świętami Wielkiej Nocy oraz towarzyszącym mu Misterium Męki Pańskiej oglądnęliśmy wzbudzający wiele kontrowersji najnowszy film M. Gibsona, będący próbą filmowej adaptacji sztandarowego dzieła chrześcijanizmu- Biblii, mianowicie "Pasję".
W historii kina pojawiały się już próby ekranizacji wątków biblijnych, wiele było ich w teatrze, czy też najróżniejszych operach, musicalach czy też misteriach. Ale tak naprawdę dopiero przedsięwzięcie Gibsona wywołało tak wiele sprzecznych opinii, tyle skrajnych komentarzy i uwag. Dlatego warto poświęcić mu kila uwag i zastanowić się, dlaczego obraz chrystusowej pasji w ujęciu Gibsona wzbudził tak wiele kontrowersji.
Może zastanowić już sam tytuł filmu. Skąd takie a nie inne nazwanie tego dzieła? Słowo "pasja" od wieków funkcjonowało w literaturze i sztuce światowej, jako synonim męki Chrystusa w czasie ostatnich godzin jego życia. Zostało one zaczerpnięte z języka łacińskiego i bardzo mocno wyeksploatowano go przez najróżniejszych artystów. W dzisiejszych czasach słowo to zatraciło tak mocną początkowo więź z religią, kulturą duchową (jest to wynik choćby wieku współczesnego, w którym duchowość ustąpiła pola innym wartościom!). W języku polskim chętniej używano określenia męka Chrystusa niż "pasja", natomiast dziś najczęściej używamy słowa "pasja" w określenie jakiejś swojej namiętności, hobby.
Wracając do samego filmu, który jest przedmiotem moich rozważań, trzeba przyznać, że Gibson miał swój własny pomysł na pokazanie epilogu chrystusowego żywota. Można nawet powiedzieć, że miał wysokie aspiracje i ambicje. Zapragnął wiernie odtworzyć końcowe dwanaście godzin życia Jezusa (bazując na Nowym Testamencie). Pojawia się, więc w filmie moment zdrady Chrystusa przez Judasza Iskariotę, zatrzymanie mesjasza i aresztowanie go w Ogrodzie Getsemani, obraz sądu Jezusa i wymierzenie mu kary przez Piłata Poncjusza w postaci chłosty, i wreszcie drogę krzyżową Chrystusa na Golgotę i śmierć Zbawiciela na krzyżu. Gibson kierował się w czasie pisania scenariusza tekstem czterech ewangelii: Marka, Łukasza, Mateusza i Jana, dlatego jest to wierne odtworzenie prawdziwej historii przekazywanej przez Biblię, która była znana ludzkości od wielu wieków.
Pierwszym założeniem głównego reżysera i współpracującego z nim Benedictem Fitzgeraldem było postanowienie, że ich "Pasja" nie będzie przypominać popularnych ostatnio superprodukcji w stylu chociażby "Władcy Pierścienia", a będzie filmem, który zainteresuje większość ludzi, omijając ich preferencje gatunkowe. Dlatego też Gibson zaangażował do swojej ekranizacji aktorów, którzy nie należą do grupy najsławniejszych, ale swoją grą udowadniają, że maja szansę na dołączenie do wielkiej czołówki. W głównej roli- Jezusa Chrystusa widzimy wiec: Jamesa Caviezela, Rosalinda Celentano wcielił się w postać Szatana, Claudia Gerini zagrała żonę Piłata a Hristo Shopov Piłata, Hristo Jivkov odtworzył postać biblijnego Jana. Zdecydowanie najsłynniejszą z wyżej wymienionych aktorów jest Monica Bellucci, która zagrała postać Marii Magdaleny. W postać matki Jezusa wcieliła się Maia Morgenstern. Wypada wspomnieć, że wśród obsady znajduje się Polak, gdyż jednego z Rzymian odtworzył Romuald Andrzej Kłos.
Kreacja Marii najbardziej mi się podobała. Aktorka fantastycznie wcieliła się postać bolejącej nad stratą syna matki, rzeczywiście cierpiącej i lamentującej pod krzyżem. Gibson bardzo dobrze wykreował sceny żałości Marii. Tragizm tej sytuacji nie ograniczał się do cierpienia Chrystusa tracącego powoli swe siły i upadającego raz po raz pod ciężkim krzyżem, ale jest tu również ukazana wielka tragedia kobiety, która patrzy na męczeńską śmierć swego syna. Mimo, że nie pojawia się ona w tekstach ewangelistów, to reżyser wprowadza Marię na drogę krzyżową, podczas której towarzyszy ona swemu synowi. Widzi jego chłostę, poganianie go przez żołnierzy, kpiny Rzymian oraz jego upadki na ziemię. W jej zachowaniu widać ogromną miłość dla syna, jej oddanie mu, chęć niesienia mu pomocy, nawet oddania za niego własnego życia. Jednakże nawet nie jej ból jest tu najważniejszy, najistotniejsza jest jej postawa, która nie jest bierna, pasywna. Maryja nie ogranicza się do żałości, płaczu, cierpienia i wzbudzania litości, jako skrzywdzonej kobiety. Ona potrafi tą sytuację przemyśleć, wyciągnąć wnioski. Mimo swego cierpienia jest zdolna do wybaczenia, miłości. Swoją postawą daje przykład ludzkości, nie zamyka się w sobie, nie pogrąża w bólu i nienawiści, ale przebacza, stara się zrozumieć. Jako matka Zbawiciela, sama jest zobowiązana do wielu wyrzeczeń, musi pogodzić się z tym, co ją i jej syna spotyka, musi iść na przód i własnym postępowaniem pokazać, jak człowiek winien się zachowywać, że nie nienawiść i zemsta, ale: miłość i przebaczenie to klucz do sukcesu.
Właściwie większość kobiecych postaci, jak Maria Magdalena, Weronika, żona Piłata to bohaterki pozytywne, jedynym wyjątkiem jest żeńska odsłona szatana.
Kwestią zdjęć w ekranizacji Gibsona zajął się Caleb Deschanel, scenografię zaprojektował Francesco Frigeri, nad strojami bohaterów filmowych pracował Maurizio Millenotti, a dekorację wnętrz wykonał Carlo Gervasi. Każde z tych nazwisk, to ludzie znani i uznani w swojej branży i ich doświadczenie zaowocowało świetnym nastrojem i klimatem, w którym film jest utrzymany. Każdy element doskonale współgra z innym. Większość scen filmu rozgrywa się w atmosferze żalu, cierpienia, tragizmu Chrystusa i jego matki, w nich panuje półmrok, szarość, wręcz ciemność. Natomiast są one przeplatane scenami, w których pojawiają się retrospekcje: radosnych, pełnych kolorów, pozytywnych emocji. Są to odnośniki do wcześniejszego życia Jezusa, które dopełniają obrazu jego żywota, uzupełniają obraz jego końcowej pasji a tym samym potęgują grozę i przerażenie jego cierpienia i poniżenia, jakiego doczekał się po swej "cudownej" wcześniejszej działalności. Podkreślają niesprawiedliwość, jaka go spotkała, okrucieństwo ludzi- Rzymian, którzy tak go poniżyli i zgotowali mu tak okrutną, poniżającą śmierć.
Gibson nie mógł sobie odmówić także kilku elementów charakterystycznych dla klimatycznych filmów grozy, jak choćby wprowadzenie czarnego kruka, który wydziobuje oko łotrowi czy też chwytów typowych dla współczesnych produkcji holiłódzkich: świętą kroplę, mającą symbolizować łzę chrystusową czy też kilka akcji ukazanych w spowolnionych tempie, które mieliśmy okazję zobaczyć w kultowym już "Matriksie". Można odnieść wrażenie, że pewne sceny niezbyt pasują do obrazu męki Jezusa, w pewnym sensie zakłócają harmonie jego przekazu, ale z drugiej strony Gibson chciał by jego adaptacja była skierowana do wszystkich, a nie tylko do gorliwych chrześcijan znających doskonalę symbolikę i metaforykę Pisma Świętego, dlatego też zdecydował się na wprowadzenie takich chwytów, jak: pojawiające się pewne zmory, sceny ukazywane z pewnej perspektywy- panoramy, ujęcia tych samych momentów z różnych punktów widzenia, do czego zdążyli się już przyzwyczaić amerykanie.
Dużym walorem tego filmu jest ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Johna Debneya. Znakomicie jest ona dopasowana do ukazywanych scen i ich klimatu. Kiedy trzeba jest głośniejsza, by podkreślić atmosferę grozy czy patosu, gdzie indziej jest cichutka, spełnia rolę tła, kiedy w filmie powraca się do szczęśliwych i radosnych wypadków z życia Chrystusa i jego rodziny. Znakomicie buduje nastrój, wpływając sugestywnie na emocje widza.
Zdecydowanie można stwierdzić, że ekranizacja Biblii w wykonaniu Mela Gibbona świetnie przybliża tradycje, kulturę, ogólnie tło obyczajowe, społeczne z pierwszego wieku naszej ery. W tym aspekcie reżyser znakomicie wyzyskał dostępne materiały dotyczące tamtych lat i przedstawił bardzo wierny obraz.
W swoim zamiarze Gibson zapewne pragnął pozostać wierny informacjom i zapisom umieszczonym w Piśmie Świętym i w większości scen taką wierność udało mu się zachować. Można jednak zauważyć kilka nieporozumień, faktów, które nie zgadzają się z relacjami zawartymi w Biblii. Mam tu na uwadze choćby scenę w pałacu, gdzie będzie prowadzony osąd Chrystusa. Gibson ukazuje tu całe tłumy ludzi, którzy się tam gromadzą. A jest to raczej nadinterpretacja reżysera, gdyż w takim miejscu przebywali tylko najświetniejsi obywatele, ludzie z najwyższych stanowisk w państwie a nie zwykły plebs. Także w przypadku kreacji pewnych bohaterów Gibsona poniosła nieco jego fantazja, ulegają one pewnej koloryzacji. Na przykład Poncjusz Piłat u Gibsona jest w zasadzie porządnym człowiekiem, mającym ludzkie odruchy, właściwie urasta wręcz do postaci pozytywnej. Natomiast prawda historyczna o tym człowieku jest zupełnie inna. Był on tyranem, który charakteryzował się okrucieństwem w stosunku do swoich poddanych, był sprawcą wielu krwawych mordów i zagład dużej ilości ludzi. Za swoje niemoralne rządy został usunięty ze swego stanowiska z rozkazu cesarza Tyberiusza i skazany na banicję (taką prawdę podaje większość źródeł z pierwszego wieku naszej ery z wyjątkiem przekazów znanych nam z ewangelii oraz tekstów Filona i Józefa Flawiusza). Gibson wprowadził również do akcji filmu, dokładnie sceny osądu Chrystusa, Żyda, który miał protestować przeciwko fałszywym osądom mesjasza i bronił go przed krzywoprzysięstwem tam zebranych ludzi, a wiadomo, że takiej postaci w przekazie biblijnym nie było. Jednakże nie można jednoznacznie potępić reżysera za pewne nadinterpretacje czy innowacje, bo przecież ewangelie, jak i całe Pismo Święte zawierały przede wszystkim tezy teologiczne a każdy ich odbiorca ma pewną swobodę w ich rozumieniu i analizie. Poza tym Gibson jako reżyser miał prawo do wprowadzania swoich pomysłów, gdyż przedstawiał swój sposób rozumienia nauki zapisanej w Biblii. Dużym walorem tej ekranizacji była sprawa dialogów, a właściwie języka, w jakich były one wypowiadane. Gibson sięgnął tu po rzeczywiste języki biblijne, dawno już wymarłe i nieużywane: język aramejski i łaciński, czym w dużej mierze dodaje całemu obrazowi rzetelności i prawdziwości. Dzięki temu zabiegowi widz przestał być pasywny, miał możliwość wejścia w autentyczne realia pierwszego wieku naszej ery.
Jak już wspominałam na początku ta adaptacja ostatnich godzin Chrystusa wzbudziła wiele kontrowersji. Wśród opinii, które słyszałam na jej temat znalazłam i takie, że jest to film pełen okrucieństwa i grozy, ukazujący bestialskie traktowanie człowieka, przerażające gnębienie go. Że właściwie głównym celem było naturalistyczne, wręcz turpistyczne przedstawienie agonii człowieczej, pełnej tryskającej krwi i ludzkiego mięsa. Ale na przykład ksiądz profesor Waldemar Chrostowskiego bardzo dobrze skwitował niesprawiedliwe opinie o tej adaptacji: "W niektórych momentach zamykałem oczy i sądzę, że jest to naturalna reakcja. Człowiek tak właśnie reaguje na widok scen cierpienia, bólu i krzywdy ludzkiej. Ale pamiętajmy, że tu nie chodzi o legendę ani o fikcję, ale o to, co zdarzyło się naprawdę. Film jest rzeczywiście dosadny, trudno jednak wyobrazić sobie, by na przykład biczowanie czy ukrzyżowanie Chrystusa mogło wyglądać inaczej, łagodniej".
Mel Gibson dołożył wszelkich starań by obraz pasji chrystusowej był wiarygodny i realny, a żeby tak było nie mógł ukazać tego w inny sposób, niż tak jak to uczynił, bo wówczas było by to niezgodne z rzeczywistością. Pokazał obraz faktycznego cierpienia i męki Pana Jezusa, by człowiek mógł zrozumieć jak bardzo poświęcił się on dla ludzkości. Nie chciał by jego film był kolejną "lekką" interpretacją oszczędzającą widzom scen naturalistycznych i być może nieprzyjemnych. Chciał wiernie odtworzyć ten obraz pasji, by pokazać cała prawdę o okrucieństwie Rzymian i rzeczywistym cierpieniu psychicznym i fizycznym Chrystusa. Swój cel osiągnął. Ten film faktycznie pobudza do refleksji, uruchamia myślenie, jakie to musiało być wyczerpujące i straszne, jak wiele musiał znieść Syn Boży by odkupić grzechy ludzkości. Gibson podchodzi do widzów swego "spektaklu" tak, jak sam Jezus podchodził do Tomasza, który nie chciał uwierzyć w jego zmartwychwstanie. Przesłanie filmu brzmi: "Jeśli nie wierzysz ot tak, to zobacz i uwierz, zobacz i przekonaj się na własne oczy, jak bardzo poświęcił się Chrystus, by zmyć twoje grzechy!". Prawda może boleć, ale przede wszystkim skłania do refleksji, "czy byłem tego wart?!". Każdy z nas powinien samodzielnie i indywidualnie zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie. Odpowiedź nie może być szybka, musi wyłonić się z długich refleksji i przemyśleń. Powinna być związana z modlitwą, czyli dialogiem z samym Bogiem. Każdy z nas powinien dostrzec wagę misterium Wielkiej Nocy i mam nadzieję, że wielu ludzi po obejrzeniu tego filmu zrozumie jej wagę i moc. Dlatego uważam, że film ten powinien oglądnąć każdy i do tego wszystkich serdecznie zachęcam. To wielkie wydarzenie w dziejach światowej kinematografii, to film z kluczem i wielkim dziejowym przesłaniem, czym zdecydowanie odróżnia się od zalewającej nas fali amerykańskiego chłamu, obrazów płytkich, pozbawionych puenty. Jest to zdecydowanie film godny polecenia, po którego obejrzeniu na pewno na długo zapamiętamy obrazy w nim ukazane. To film poprawny zarówno merytorycznie jak i technicznie, a przy tym skłaniający do refleksji nad własnym życiem i celem, do którego zmierza ludzkość.
Na temat tego filmu wypowiedzieli się najróżniejsi ludzie, na koniec moich rozważań chciałabym przytoczyć tu kilka takich wypowiedzi, które powinny jeszcze bardziej zachecić do oglądnięcia dzieła stworzonego przez Mela Gibsona:
- "Pasja" nie została zrobiona z myślą o krytykach, została zrobiona dla widzów. W tym leży ogromna siła, która niepokoi jednych i cieszy drugich. Siła ewangelizacyjna"- Joanna Petry-Mroczkowska z Waszyngtonu
- "Ci, którzy nazywają Pasję filmem antyżydowskim i domagają się niewpuszczenia jej do kin, mogliby domagać się wycofania ze sprzedaży Nowego Testamentu - bo film opowiada tę samą historię" - Franciszek S. Sikorski - Głos
- "Pasja jest znakomitym wyrazem wrażliwości artystycznej i religijnej. Dla wielu Katolików, którzy obejrzą te sceny, Msza nigdy nie będzie już ta sama"- Augustine Di Noia - Watykańska Kongregacja Doktryny Wiary