Powstały w 1998 roku film włoskiego reżysera Roberta Begniniego o ironicznym tytule "Życie jest piękne" opowiada jedną więcej historię z czasów Holocaustu. Czy tragedię tak wielką można w ogóle zawrzeć w słowach, obrazach, gestach? Dlaczego w pół wieku po wybuchu wojny, która przyniosła zezwierzęcenie człowieka i wyrafinowane okrucieństwo, jakiego jeszcze nie znano, nadal temat ten powraca? I to w pokoleniu twórców, którzy osobiście świadkami tej zbrodni nie byli. Czy wreszcie artysta ma prawo uczynić z prawdziwej tragedii milionów, familijną opowieść o dziecięcej grze toczącej się na terenie obozu koncentracyjnego?
Film Begniniego pokazuje, że jest wiele języków, którymi można mówić o cierpieniu człowieka - nie zawsze dokumentaryzm, realizm, naturalizm jest jedyną formą przekazu. Świadczy o tym liczba nagród i wyróżnień dla filmu: Grand Prix w Cannes, trzy statuetki Oscara, dwa Feliksa, dwa Cezary, osiem nagród im. Davida di Donatello, nagroda BAFTA oraz liczne nagrody publiczności. Niemałą rolę odegrała tu brawurowa gra aktorska samego reżysera jako Guido Oreficea, jego filmowej i życiowej partnerki Nicoletty Brashi (Dora), cudownego Giorgio Cantarini, jako Giosue, synka Guido i Dory i innych.
Najwięcej kontrowersji wzbudził rozdźwięk między wybrana formą filmu ciepłego, smutno-wesołego a uświęconą tematyką Holocaustu, najczęściej opisywanego z patosem, przerażającą powagą. Zwłaszcza w niegdyś faszystowskich Włoszech, gdzie istnieje "syndrom winnego" trudno było mówić o tamtych wydarzeniach w innej konwencji. Opowieść o Holocauście była zawsze albo historycznym przekazem dokumentalnym - zimnym i obiektywnym - każdy komentarz był nie na miejscu, albo indywidualną historią czyjegoś z łamanego życia. Tymczasem Begnini zrobił film na przekór tej tradycji, by inaczej ''ocalić'' najważniejszą z humanistycznych wartości - życie ludzkie.
Wesoły, beztroski Żyd włoski- Guido, naśmiewający się z nazistów i ich ideologii, najpierw odbija faszyście piękną Dorę, zakłada z nią rodzinę, po wybuchu zaś wojny z nią do obozu pracy. Gdy w pierwszej części oglądamy komedię dell' arte czasu wojny z jej farsowymi gagami i wygłupami głównego bohatera, w drugiej rozpoczyna się teatr absurdu, tworzący z rzeczywistości obozowej przestrzeń rozgrywanego przed oczyma dziecka przedstawienia pt.: "gra o czołg". Oto Guido ukrywa swojego synka przed śmiercią wymyślając, ze przyczyną ich pobytu w tym miejscu jest gra, w której nagrodą jest czołg. Reguła jest jedna Giosue musi chować się przed obozowymi strażnikami w baraku i cierpliwie czekać każdego dnia przyjścia ojca z pracy, nie wołając jeść, nie tęskniąc do mamy. Giudo chroni nie tylko syna przed śmiercią, chroni też jego wyobraźnię przed naporem okrucieństwa, którego nawet dorosły zrozumieć i wytłumaczyć nie może.
Trzeba naprawdę geniuszu artystycznego i niebywałej wrażliwości, by tak opowiedzieć historię walki człowieka o przetrwanie w nieludzkich czasach. Ironia, gra, absurd, brak dosłowności nie zawsze muszą oznaczać li tylko zabawę, prowokację - to jedne z najstarszych metod mówienia o tragediach, które przerastają rozum i serce człowieka. Pamiętajmy, ze komedia i tragedia powstały z tego samego źródła, z tej samej potrzeby duszy stojącej przed tajemnicą życia i śmierci.