Ksiądz Józef Sadzik powiedział kiedyś, że "cierpienie i zło jednych oddalało od Boga, a innych przynaglało do wpadnięcia w Jego ramiona". Uważam, że jest to bardzo trafne spojrzenie na kwestię cierpienia. Jak wszyscy doskonale wiemy, jest ono nieodłącznym towarzyszem naszego życia. Istnieje w życiu człowieka praktycznie od momentu jego narodzin. Na świat przychodzimy z bolesnym krzykiem i zazwyczaj w cierpieniu z niego odchodzimy. Tak to już Bóg urządził. A wszystko zaczęło się, jak przekazuje to Biblia, od popełnienia grzechu pierworodnego przez Adama i Ewę (Księga Rodzaju). Oni to swoim nieposłuszeństwem sprowadzili na świat ból i wszelkie nieszczęścia. Wygnanie ich z raju i skazanie na liczne cierpienia miało być straszną karą za niesłuchanie Boga i lekceważenie jego zakazów. Od tego czasu cierpienie nie odstępuje dziejów ludzkości. Człowiek cierpi z różnych powodów (czasem je zna, a czasem nie) i na różne sposoby. Jedni chcą znosić ból w sobie i nie dzielą się nim z nikim, inni zaś próbują w takich sytuacjach zwrócić na siebie uwagę, np. przez wzbudzanie litości. Skutki cierpienia też bywają różne. Niektórzy godzą się z nim, uważając, że cierpienie uszlachetnia, inni buntują się i przeciwstawiają tej niesprawiedliwości ze strony losu. Często w takich sytuacjach zdarza się, że człowiek występuje nawet przeciwko samemu Bogu. Zarzuca mu, że dopuszcza on do takich sytuacji, w który człowiek, stworzony przecież na jego podobieństwo, ogromnie cierpi. Aby dowieść prawdziwości słów ks. Sadzika, odwołam się do wybranych bohaterów literackich, którzy przyjmowali różne postawy wobec Boga w obliczu zsyłanego na nich cierpienia.
W Biblii oprócz wspomnianej już Księgi Rodzaju, w której wytłumaczona jest geneza występowania na ziemi nieszczęść, znajdziemy również Księgę Hioba, która opowiada o losach człowieka cierpiącego niewinnie. Próbuje ona dać odpowiedź na jedno z wielu nurtujących ludzkość pytań. Chodzi o to, dlaczego zdarza się, że cierpi nawet ktoś, kto żyje dobrze i jest bogobojny. Biblijny Hiob był prawym człowiekiem. Był to "mąż doskonały, szczery, bojacy się Boga, odstępujący od złego". Żył zgodnie z bożymi nakazami, a jednak na skutek zakładu, jaki powstał między Stwórcą a Szatanem, Bóg doświadczył go trądem (ludzie uważali, że choroba ta jest karą za szczególnie ciężkie grzechy), utratą całej rodziny i majątku. Hiob nie wiedział, że jest to próba jego wiary i ufności, a jednak przeszedł ją pomyślnie. Mimo ciężkich doświadczeń nie wyparł się on Boga i nie buntował się. Całą sytuację tłumaczył sobie w następujący sposób: "azali tylko dobre będziemy przyjmować od Boga, a złego nie będziemy?". Cierpliwie więc wszystko znosił. Zwracał się do Boga słowami: "[…] gardzą mną przyjaciele, / zwracam się z płaczem do Boga, / by rozsądził spór człowieka z Bogiem, / jakby człowieka z człowiekiem". Wreszcie Stwórca, widząc właściwą postawę Hioba, zwrócił mu szczęście i zapewnił o swojej opiece i pomocy. Okazuje się, że ktoś, kto ma czyste sumienie i wie, że nie popełnił żadnego grzechu, nie musi się niczego obawiać, a jedynie czekać na odmianę losu.
W renesansie powstało najbardziej przejmujące dzieło ukazujące cierpienia ojca po śmierci ukochanego dziecka. Mowa tu oczywiście o "Trenach" Jana Kochanowskiego. Śmierć dwuipółletniej Urszulki spowodowała, że cały świat poety czarnoleskiego rozpadł się w gruzy, tym bardziej, że dostrzegł on w swym dziecku talent poetycki i miał nadzieję, że stanie się ona jego następczynią. Kiedy wydawało mu się, że już nic nie może go w życiu zaskoczyć (miał wówczas około pięćdziesięciu lat), los zgotował mu tragiczną niespodziankę. W jednej chwili tak misternie przez lata formułowany system filozoficzno-światopoglądowy okazał się bezużyteczny. W pierwszych trenach Kochanowski jawi się nam jako człowiek będący na skraju szaleństwa, który przez cały czas rozpamiętuje zaistniałe wydarzenie, wspomina wszystko, co wiązało się z Urszulką (ubiory, przedmioty, jej ulubione zabawy, śpiewane piosenki itp.) i który nie może pogodzić się z decyzją losu. Rozważa położenie, w jakim się znalazł. Zastanawia się czy ma płakać w smutku, czy też walczyć z tym, co człowiekowi przydzielone. Nie wie, co powinien robić, jaką postawę przyjąć. Wie jedynie, że rzeczą ludzką jest błądzić: "Błąd - wiek człowieczy". W miarę upływu czasu powoli jego zachowanie ulega przemianom. Po podważeniu podstawowych aksjomatów wiary chrześcijańskiej i negacji istnienia Boga oraz życia wiecznego ("Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest…") oraz poddaniu w wątpliwość wszelkich wartości, jak np. mądrości i stoickiej cnoty, Jan z Czarnolasu zaczyna szukać ukojenia, spokoju i ratunku. Wybawieniem dla niego jest ukazanie się we śnie jego matki z dziewczynką na ręku ("Tren XIX albo Sen"). Według jej słów Urszulka jest w raju szczęśliwsza niż była na ziemi, a jej wczesna śmierć oszczędziła jej wielu cierpień i trudów życia ziemskiego. W niebie "jako wdzięczna jutrzenka świeci, a za swymi rodzicami się modli". Matka poety daje synowi wskazówki, jak powinien teraz żyć i godnie znosić swój los. Przede wszystkim mówi mu, że powinien zaakceptować to, co się stało, gdyż taka była wola Boga, a wtedy łatwiej będzie mu żyć z tym wszystkim. Bóg jest sprawiedliwy i miłosierny i na pewno nie chce, aby było mu źle. Widocznie taki miał plan i dlatego zabrał Urszulkę do siebie. Wypowiada wtedy znamienne słowa:"Tego się, synu, trzymaj, a ludzkie przygody / Ludzkie noś! Jeden jest Pan smutku i nagrody". Można powiedzieć, że Jan z Czarnolasu nie znalazł oparcia w filozofii, w którą wierzył przez całe życie. Pomogła mu natomiast silna wiara w Boga. Od tego momentu poeta powoli zaczął odbudowywać na nowo swój system wartości.
Zaślepiony tragicznym nieszczęściem Jan Kochanowski przez moment odważył się występować przeciwko Najwyższemu. Potem przyszła chwila opamiętania. W literaturze późniejszych epok literackich znajdziemy wielu bohaterów, którzy w obliczu cierpienia ośmielili się buntować przeciwko Bogu. Przykładem takiej postawy jest miedzy innymi zachowanie się Konrada, głównego bohatera "Dziadów cz. III" Adama Mickiewicza. Mickiewiczowski Konrad cierpi, podobnie jak jego rodacy, którzy tęsknią za niepodległością swojej ojczyzny. Ale to cierpienie jest nie tylko fizycznym bólem. Jego dusza także jest udręczona, ponieważ jest świadomy tego, że Polacy cierpią niesprawiedliwie, że są dręczeni właściwie za nic. Że nie zasłużyli sobie na taki los. Nie zgadza się na taką sytuację i próbuje za wszelką cenę coś robić, działać. To z jego ust padają pamiętne słowa:
"Ja i ojczyzna to jedno.
Nazywam się milijon - bo za milijony
Kocham i cierpię katusze […]
Cierpię, szaleję […]"
W "Wielkiej Improwizacji" Konrad toczy walkę ze sobą, swoim Stwórcą i siłami ciemności. Posuwa się do tego, że przeciwstawia się nawet samemu Bogu. Żąda od niego "rzędu dusz", a kiedy odpowiada mu milczenie zaczyna bluźnić przeciwko niemu. Przeświadczony o własnej wyjątkowości (poeta) porównuje się do niego i krzyczy "Ja mistrz!". Jego cierpienie jest tak silne, że odważa się wyzwać Boga. Uważa, że jest on jedynie mądrością, natomiast on sam jako poeta ma również serce, którym kocha wszystkich. Chce podobnie jak Jezus Chrystus wziąć na siebie brzemię ludzkich grzechów. A Stwórca nadal milczy, co jeszcze bardziej prowokuje bohatera. Na szczęście w kluczowym momencie bluźnierstwa nie kończy on zdania. Robi to za niego szatan. I to ratuje Konrada od całkowitego pogrążenia się w grzechu. Bunt głównego bohatera "Dziadów cz. III" jest jednym z najmocniejszych buntów występujących w literaturze i skierowanych w stronę Boga.
Na zakończenie swoich refleksji dotyczących słów księdza Józefa Sadzika chciałbym jeszcze przywołać historię jednego z najbardziej smutnych bohaterów literatury dwudziestego wieku. Mam tutaj na myśli losy Lebrosso - bohatera opowiadania "Wieża" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Poznajemy losy człowieka dotkniętego, jak biblijny Hiob, trądem. Na skutek tej strasznej choroby został on odsunięty od reszty społeczeństwa i wraz z również chorą siostrą zamknięty w wieży, gdzie wspólnie mieli spędzić resztę swojego życia. Przebywali tam wiele lat, wzajemnie podtrzymując się na duchu i pomagając sobie w cierpieniu. Bóg tak sprawił, że siostra Lebrosso wcześniej zmarła i mężczyzna został sam. Wówczas całkowicie się załamał i pragnął już tylko śmierci. Siostra jeszcze przed swoim odejściem napisała do niego pełen pociechy list i zostawiła go w Biblii. Przestrzegała w nim brata przed pochopnymi decyzjami i prosiła, był dalej żył jak godny chrześcijanin i szukał oparcia w Bogu, a nie buntował się przeciwko niemu. Gustaw Herling-Grudziński opowiada historię ludzi, którzy cierpią niewinnie. Po prostu tak się złożyło, że akurat ich wybrała choroba i nie mogli nic na to poradzić. Cierpieli w osamotnieniu, gdyż społeczeństwo się od nich odsunęło i kazało się im izolować, ale nigdy nie wystąpili przeciwko Bogu. Wiara w niego dodawała im sił, by pokonywać cierpienie i ogromny ból fizyczny, a także duchowy. Pomagała im także podnieść się w chwilach załamania i dostrzegać radość życia nawet takiego, jak ich. Uważam, że takie postawy są godne naśladowania. Lebrosso pokazał, że można znosić chorobę, postępujący rozkład ciała, samotność i strach innych ludzi z heroiczną cierpliwością i z niezachwianą wiarą.