Pytania o sens i konieczność cierpienia to jedna z podstawowych pytań fundujących naszą kulturę. Nie można skasować wątpliwości towarzyszącym nam przez całe życie wypełnione niezawinionym cierpieniem. Właściwie trudno odpowiedzieć na pytanie dlaczego cierpimy. Jedyną możliwą odpowiedzią w tym momencie jest odpowiedź dziecinna a zarazem bardzo dojrzała: bo tak i nic poza tym. Nie ma innej odpowiedzi, ale pytania mogą się pojawiać, a nawet powinny.
Zatem postaram się zadać kilka z nich by w ten sposób przedstawić stan naszej kultury opartej właściwie na cierpieniu i cierpieniem opłacającej wszelkie ważne wydarzenia w historii dziejów ludzkości i w historii osobistej każdego człowieka. Ta próba, jaką bez wątpienia jest każdorazowa dawka cierpienia, która jest nam wciąż i wciąż serwowana, jest świadectwem naszego człowieczeństwa - i w zależności od tego, jak ten egzamin przejdziemy czy pomyślnie czy nie wystawiamy sobie ocenę tak moralną jak i każdą inną.
Na początek warto zadać sobie pytanie o to, czy są jakieś rozróżnienia w rodzajach cierpienia, czym ono właściwie jest, ponieważ dookreślenie kłopotu, który nas nurtuje, zwykle pozwala już uporać się z tym, co najstraszniejsze, czyli z niewiadomą. Jeśli dookreślimy teren, po którym mamy się poruszać, od razu jaśniej zobaczymy to, z czym przyszło się nam zmierzyć, a to już połowa sukcesu. Są co prawda takie szkoły, które przestrzegają, jak mogą przed przekleństwem świadomości, ale czasem warto wiedzieć, z czym się zmierzyć, bo potwory, prawdziwe potwory rodzą się przecież w naszej wyobraźni.
Czym jest cierpienie? To rodzaj trwałego, uwznioślonego przez swój ogrom bólu. Cierpienie ogarnia całego człowieka, więc właściwie ciężko powiedzieć, ze mamy do czynienia jedynie z cierpieniem fizycznym lub duchowym. Choroba fizyczna objawia się również szerokimi zmianami w psychice. A sięgnąwszy do "Słownika języka polskiego" znalazłam następującą informację: "Cierpieć- to odczuwać, przeżywać, znosić ból fizyczny lub moralny; boleć nad czymś lub z powodu czegoś; doznawać czegoś przykrego". Tyle słownikowa definicja, która właściwie zgadza się z moim intuicyjnym przeczuciem zarysu problemu. Wydawać się może w związku tym, co przed chwilą zacytował, że w cierpieniu jak w soczewce skupia się całe zło tego świata. Ale nie jest tak do końca, ponieważ z bólu wrastają najbardziej wartościowe teksty kultury. Właściwie cała literatura opiera się na cierpieniu; gdyby je zlikwidować, wtedy runęły by mury wieków historii literatury. U Leszka Kołakowskiego znajdujemy następujący fragment: "Prawie cała literatura, prawie cała poezja, prawie cała sztuka wyrosły z ludzkiego bólu".
Cała opowieść o bólu w naszej kulturze wyrosłej z chrześcijaństwa została zawarta w Biblii, na której budujemy cały nasz świat wartości. Stary Testament to właściwe zbiór historii wielkiego cierpienia sprawiedliwych ludzi, którzy pomimo tego, że spotyka ich los niezasłużony nie tracą nadziei i pozostają wierni Bogu. W Nowym Testamencie pojawia się nowy element, który przebycie przez owo cierpienie znacznie ułatwia - tym elementem jest - oprócz wiary i miłości - nadzieja. Jezus umierając na krzyżu pokazał, że wszystko co złe, co bolesne spośród życiowych naszych przygód, służy późniejszej chwale. W ten sposób znacznie łatwiej znieść to, co nas tak boleśnie obecnie dotyka, jeśli wiemy, że to przejściowe. W Starym Testamencie cierpienie jest wyraźną karą za grzech zerwanego przymierza z Bogiem i dlatego w równym stopniu spada na sprawiedliwych jak i dla tych, którym ta sprawiedliwość szwankuje. Taką właśnie historię, człowieka, który jest całkowicie niewinny, który nie zawinił nikomu ani niczemu, przedstawia Księga Hioba. Jest ona zestawem wskazówek jak żyć, by przeżyć w sytuacji, której rozumem ogarnąć się nie da. Historia Hioba daje nam do zrozumienia, że w takiej sytuacji trzeba zaufać i uwierzyć, że ten kto nami się zajmuje (nie wolno zapominać, że jest to świat z Bogiem, świat człowieka, dla którego istnienie Tego, który Jest, nie ulega żadnej wątpliwości) nie chce, żeby stała się nam krzywda. Co więcej, okazuje się na przykładzie Hioba, że nawet i w tak ekstremalnych warunkach można zachować godność i szacunek do samego siebie, że właściwie wszystko, co się nam przydarza jest swoistym egzaminem człowieczeństwa i tylko od nas zależy, czy go zdamy czy też nie. Hiob pokazuje, że najtrudniejszy nawet, jest egzaminem, który zdać można.
Historia fabularna Hioba przedstawia się następująco. Hiob był mieszkańcem kraju Us. Jego sąsiedzi szanowali go i uważali za godnego szacunku i naśladowania, ponieważ w tamtych czasach powszechne uważano, że ludzie zamożni i zdrowi są zasłużeni dla Boga. A skoro Hiob bez wątpienia był najbogatszym mieszkańcem Us, znaczyło to tyle, że Bóg czuwał nad nim szczególnie, ponieważ wybrał go na swojego ulubieńca spośród tylu innych ludzi. Hiob bowiem posiadał bogactwa pieniężne - miał niezliczone ilości zwierząt, miał piękny dom, ale i również jego życie rodzinne należało do szczególnie udanych. Miał aż siedmioro synów i trzy córki. Taka gromada znaczyła o szczególnych łaskach u Boga, które były wynikiem niczego innego, jak tylko jego wielkiej cnotliwości, którą te wszystkie dary sobie opłacił. I to wszystko była prawda, ponieważ bardziej uczciwego i bardziej wierzącego w Boga człowieka z pewnością nie można znaleźć w tamtych okolicach. I co najważniejsze, nie było w Hiobie tego wyrachowania, którym można by wytłumaczyć jego prawość. To było wręcz denerwujące - postępował w taki sposób, jak dyktowało mu sumienie, nic poza tym, żadnej chęci zasłużenia na jakąkolwiek nagrodę, tylko czysta uczciwość i prawość. W taki sposób szatan zainteresował się nim, ponieważ znał już na tyle ludzi, że wiedział, że tylko wtedy są szczęśliwi i nie mają żadnych kłopotów. Kiedy te kłopoty zaczynają się pojawiać, wtedy zaczynają się również kłopoty z wiara i bogobojnością, ponieważ znacznie trudniej jest wielbić Boga w sytuacji, w której brak potwierdzenia jego miłości i opieki. Szacunek i zaufanie dla Boga nie jest problematycznym, kiedy nasza wiara nie wymaga wysiłku. Dopiero wtedy, gdy musimy znaleźć w sobie sami pokłady miłości, która potwierdzenia żadnego nie znajduje, wtedy jest już znacznie trudniej. Sam Bóg powtarzał, że "nie ma na całej ziemi drugiego, kto by był tak prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający zła jak on (...)". Szatan postanowił udowodnić całemu światu, czyli przede wszystkim Bogu, że Hiob jest dokładnie taki sam, jak reszta ludzi i z pewnością da się sprowadzić z drogi cnoty i wiary, gdy tylko straci to, co otrzymał. Bóg wysłuchał podszeptów Szatana i postanowił wystawić Hioba na próbę - ale tylko dlatego, że był go pewien i uważał, że nikt ani nic nie bezie w stanie sprawić, że odwróci się od niego. Wtedy zaczęła się katastrofa. Wszystko zaczęło się od tego, że Chaldejczycy ukradli wielbłądy Hioba. Wkrótce potem dzieci (siedmiu synów i trzy córki) zginęły podczas ataku trąby powietrznej - były wówczas w domu i dach zamiast je chronić, zabił je. Kiedy to się stało, Hiob nie zaczął złorzeczyć, ale schylił głowę przed wyrokami Boga: "Hiob wstał, rozdarł swe szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł: Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam powrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione. W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości"- ten cytat najlepiej ilustruje to, co działo się w sercu najbardziej prawego człowieka krainy Us. Jednak Szatan nie chciał się łatwo oddać i dlatego postanowił dalej próbować złamać Hioba mówiąc Bogu: "Skóra za skórę. Wszystko, co człowiek posiada odda za swoje życie. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego kości i ciała. Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył". Bóg zesłał na Hioba następne nieszczęście, które tym razem ma dotknąć jego własne ciało, czyli chorobę. Bóg wybrał tę najgorszą, na którą wówczas nie było żadnego lekarstwa i która dodatkowo sprawiała, że chory był społecznym wyrzutkiem. Tą chorobą był trąd. Zadziwiające jest to, że nawet w takiej chwili Hiob nie odwrócił się od Stwórcy, jego wiara właściwie wcale nie osłabła. Kiedy żona Hioba zaczyna krzyczeć z rozpaczy: "Jeszcze trwasz mocno w swej prawości?". Ona nie potrafi tak łatwo jak on pogodzić się ze stratą dzieci i z chorobą męża. Dla niej przywiązanie do ludzi, których kocha, jest znacznie silniejsze od miłości, którą można darzyć Boga. Wygląda na to, że żona Hioba (jej imienia nie znamy) uważała postępowanie męża za nieludzkie. I właściwie trudno się z nią nie zgodzić.
Hiob nie chciał zgodzić się ze swoją żoną i powiedział nawet: "Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?". To świadectwo nie zmąconej niczym wiary w to, że trzeba przyjąć wszystko, co się dzieje, wszystko, co nas spotyka, ponieważ niczego, co mamy nie zawdzięczamy sobie, ale wszystko jest darem. Nie pozwala sobie odebrać tego, co najcenniejsze dla niego: wiary. Bez wiary byłby niczym. tak, jak i bez miłości, ale dla Hioba najważniejsza jest wiara. Bez niej życie nie ma sensu. Ten upór i niezłomność Hioba sprawiają, że Bóg w końcu mięknie i oddaje mu wszystko, co uprzednio zabrał. Stało się tak dlatego, że Hiob zdał egzamin z wiary.
Księga Hioba to bodaj najtrudniejsza ze wszystkich ksiąg znajdujących się w Biblii. Bez wątpienia można teoretyzować na jej temat wiele, ale nie można zapominać, ze jest to księga mądrościowa, która ma na celu dać świadectwo słuszności pewnego postępowania. Tu wskazuje na to, że jedyną słuszną postawą w sytuacji cierpienia jest pełna wiary i pokory postawa wyrażająca największą miłość do Boga. Tylko znacznie trudniej jest wprowadzić w życie taką postawę. Trudniej przeżyć prawdziwe tragedie, trudno stracić dzieci i wszystko, na co się ciężko dotychczas pracowało. Trudno zachować spokój i wiarę, gdy nie ma odpowiedzi na pytanie: dlaczego. Co prawda Hiob miał nową żonę i nowe dzieci, ale to nie przedmioty, które łatwo można zastąpić nowymi. Co zrobić z uczuciami innymi niż wiara w Boga? Taka postawa nie wydaje się być ludzka. Taka postawę trudno zaakceptować. Próbowano tłumaczyć sobie za pomocą Księgi Hioba właśnie wszystko to, co wydarzyło się w czasie II wojny świtowej i całe zjawisko Holokaustu a właściwie Szoah. Że nie ma odpowiedzi na pytanie: dlaczego. Wszystko co, jest, to jedynie pokora i wiara. I nic poza nimi, absolutnie nic. Tylko nie tak łatwo wierzyć w obliczu powtórzonej Księgi Hioba. Bo to, co się dzieje w tej opowieści, nie daje się objąć rozumem, a wszystko, co nie da się wytłumaczyć i na dodatek jeszcze co rani tak mocno, może sprawić właściwie tylko tyle, że nasza wiara nie zwiększy się, ale zmniejszy, a nawet zniknie.
W Starym Testamencie cierpienie całego społeczeństwa nawet bywa następstwem klątwy, jaka spadła na założyciela społeczności. Takie myślenie obarcza jednocześnie winą za wszelkie zło tego świata i wszelkie cierpienie jakie nas spotyka pierwszych rodziców - Adama i Ewę. Najważniejszym rzecznikiem tego stanowiska spośród wszystkich ojców kościoła był filozof wczesnego średniowiecza - święty Augustyn, który zwrócił uwagę na podstawową sprawę przy okazji myślenia/ mówienia o grzechu, czyli wolną wolę. To właśnie ona stałą się przyczyną złamania przez pierwszych rodziców zakazu jedzenia owoców drzewa wiadomości dobrego i złego. Jego zdaniem również na samym początku świat był całkowicie dobry, a Zło pojawiło się dopiero wraz z czynami pierwszych rodziców, czyli przez sam fakt użycia przez nich wolnej woli. To niezwykła koncepcja, która wyraźnie mówi o tym, że to nie Bóg stworzył zło, ale jego pojawienie się jest właściwie wynikiem samowolności (wolności) człowieka, który odrzucił dobro - zło w związku z tym jest wynikiem nieobecności dobra. Taka wizja świata jest dość bolesna. Musimy cierpieć za winy cudze, taka sytuacja może budzić nawet gniew, niezadowolenie czy rozgoryczenie.
Kolejną starotestamentową historią ilustrującą problem cierpienia które nie jest wynikiem żadnego przewinienia jest historia Józefa. Sens najgłębszy tej opowieści jest następujący: ludzie, którzy wierzą w Boga Najwyższego, w Jahwe, muszą liczyć się z tym, że nie mają praw do samodzielnego bytowania, ale są jedynie pionkami na szachownicy Boga. Ludzie Jahwe moja mu ułatwić przeprowadzenie boskiego planu. Ich samodzielne życie nie ma tutaj jakiegoś większego znaczenia. Ich wymiar jest tak nikły, ponieważ boska perspektywa obejmuje całość świata i historii nie koncentruje się na pojedynczym człowieku. Dlatego warto zdawać sobie z tego sprawę, żeby nie awanturować się o to, że nasz prywatny interes został właśnie pominięty, ponieważ zostaliśmy włączeni w boski plan stworzenia i dlatego nie mamy prawa podnosić głowy z pretensją skierowaną pod adresem tego, który tych obciążeń na nas zrzuca. Szczególnie narażeni są na kłopoty wybrańcy spośród wybrańców, czyli prorocy. Szczególnie prorok Izajasz zajął się cierpieniem zastępczym, spadało na niego po to, żeby ktoś inny mógł cieszyć się wolnością i swobodą, ogólnie rozumianym szczęściem. W Nowym Testamencie ta idea przedzierzgnęła się w mesjanizm Chrystusa, który ginie na krzyżu po to, żeby cala ludzkość mogła zyskać życie wieczne.
Pomimo tej całej wiedzy nie jest łatwo zaakceptować istnienie cierpienia. To drażliwa, drażniąca właściwie sprawa. Mimo że nie możemy się go pozbyć, wyzuć z naszego życia, to jednak przeszkadza nam bardzo. I może właśnie o to chodzić, może ta drażliwość związana z cierpieniem jest najbardziej istotna. Można podejrzewać, że jest ono potrzebne przede wszystkim po to, żeby nas zmobilizować do działania, do pracy nad sobą. W teologii chrześcijańskiej główny nacisk położony jest na sensowność cierpienia, które ma nas odkupić. Cierpienie w Nowym Testamencie jest rodzajem waluty, którą opłaca się przyszłe szczęście. Można nawet powiedzieć, że chrześcijaństwo jest nastawiona na przyszłość, ale w żaden sposób nie namawia na koncentrowanie się na teraźniejszości.
Literatura zajmuje się cierpieniem z kilku sposobów - ona jest przykładem na to, jak można sobie z cierpieniem radzić. Można to, co boli najbardziej wypisać tak, jak się wyrzuca słowa podczas kłótni, jak się wyrzuca przedmioty przypominające ukochanego, jak się opuszcza miejsce, które zbyt mocno kojarzy się z tym, czego już nigdy oglądać nie chcemy. Literatura jest przestrzenią leczniczej psychoanalizy, która potrafi wszcząć walkę z wszelkimi potworami naszej wyobraźni. Niewątpliwie to wypisywanie się ma miejsce na wszelkich poziomach - począwszy od dziennika, który jest charakterystyczny dla okresu dojrzewania, skończywszy na pieśniach lamentacyjnych zawartych w Piśmie Świętym.
Najbardziej dramatycznym odkryciem właściwie każdego człowieka jest to, że z cierpieniem wygrać się nie da. Można się z nim oswoić, można pozwolić sobie dać sobie czas na to, by nauczyć się żyć z cierpieniem, ale zlikwidować się go nigdy nie da. Najważniejszym atutem cierpienia jest to, że przybliża nas do Boga, ponieważ bez wiary przetrwać go nie można.