Bohater powieść Dostojewskiego od najwcześniejszych lat wychowywany był w ciężkich warunkach w biedzie i samotności, której ani matka ani kochająca go siostra Dunia
nie potrafiły mu zapełnić. W czasie studiów prawniczych nie radząc sobie z życiem w wielkim mieście stał z nich usunięty od tego czasu podejmując się dorywczych prac, które zapewniały mu tylko to, że nie był ustawicznie głodny, choć nigdy tez nie najadał się do syta. Mieszkał w maleńkim, obskurnym pokoiku, który mieścił się w równie brzydkiej kamienicy, w dzielnicy gdzie pełno było nędzy, prostytutek, barów i wszystkiego, co najgorsze w społeczeństwie. "Była to maluteńka klitka, jakie sześć kroków długa, żałośnie wyglądająca ze swoją żółtawą, zakurzoną, poodlepianą tapet, a tak niska, że człowiek choć trochę słuszniejszy czul się tu nieswojo, co chwila czekając, że zawadzi głową o sufit. Umeblowanie było odpowiednie: trzy stare, koślawe krzesła, zabejcowany stół, (...) pokraczna, duża sofa, zajmująca bez mata całą ścianę i połowę szerokości izdebki, niegdyś obita kretonem, teraz obdarta i zastępująca Raskolnikowowi łóżko. [...] Przed sofą stał stoliczek. Trudno było o większe zaniedbanie i niechlujstwo [...]". takie otoczenie tylko wbijało Rodiona w coraz większą frustracje i złość, które pchały go ku chęci zmienienia tego stanu. Chciał się on wyrwać ponad ten świat brudu i niesprawiedliwości społecznej. Zasadę rządzącą losem widział w pieniądzu, który daje i odbiera ludzkie szczęście, który czyni z człowieka upodlony przedmiot. Dlatego też, już po morderstwie mówi "Nie zabiłem człowieka, zabiłem zasadę!".
Na starej lichwiarce Alonie skupia całą swoja złość i potrzebę buntu. Uważa, że jej zabicie jest dla niego ratunkiem. Potwierdzeniem własnej, duchowej siły. Poglądy jej dotyczące wyłożył zaś już dużo wcześniej w artykule noszącym tytuł "O zbrodni". Podzielił on w nim ludzi na dwie kategorię: tłum bezwolnych i bezmyślnych ludzi, podlegających wszystkim okrutnym prawom społecznym i garstkę "nadludzi", którzy swoja siłą ducha mogą wybić się ponad szara masę. Ich też nie musza krepować ograniczenia moralne i zasady stworzone w jego rozumieniu dla skrępowania ludzi, dla uczynienia z nich przedmiotów.
Zabijając Alonę chcę również jej majątek przeznaczyć na polepszenie bytowania biednych ludzi. "Ja bym tę przeklętą starą babę zabił i obrabował, i bądź pewien, że zrobiłbym to bez najmniejszych wyrzutów sumienia". Wspomina słowa studenta usłyszanej w szynku rozmowy: "Zabij ją i weź jej pieniądze, z tym że następnie z ich pomocą poświęcisz się służbie dla całej ludzkości, dla dobra powszechnego: jak sądzisz, czy tysiące dobrych czynów nie zmażą jednej drobniuteńkiej zbrodni? Za jedno życie... tysiąc żywotów uratowanych od gnicia i rozkładu. Jedna śmierć w zamian za sto żywotów, przecież to prosty rachunek. Zresztą, co waży na ogólnej szali życie tego suchotniczego, głupiego i złego babsztyla? Nie więcej niźli życie wszy, karalucha, a nawet mniej, bo to sekutnica szkodliwa" tak wyznaczone stanowisko moralne jest podstawą dalszego postępowania Raskolnikowa. Jego w końcu silnie związany z realnością i ziemskim życiem czyn - zabicie człowieka, jest paradoksalnie dla niego szansa wybicia się w stronę świat abstrakcyjnych idei i wartości, stanowionych przez samego człowieka, a nie z góry go określających.
Jednak Dostojewski pokazuje, że człowiek w swoich wyborach nie może kierować się tylko i wyłącznie własnym mniemaniem, odcinając się od wszelkiej tradycji, powszechnego pojmowania wartości. Są bowiem one jakby przyrodzone człowiekowi, stanowią biologiczna cześć jego natury. Widać to w zachowaniu się Raskolnikowa już po dokonaniu morderstwa. Popada on w stan bliski obłędowi, zdaje się być ciężko chory i cierpi nawet na fizyczne dolegliwości. Zło, które wprowadził w soje życie zżera go wewnętrznie.: "W pierwszej chwili sądził, że zwariuje. Zrobiło mu się okropnie zimno; wprawdzie to zimno pochodziło i od gorączki, która zaczęła go trapić już dawno, we śnie. Teraz zdjęły go nagle takie dreszcze, że mu ząb na ząb nie trafiał i aż podrzucało go całego". Charakterystyczna jest sprawa kosztowności i pieniędzy, które zabrał z mieszkania lichwiarki. Zapomina, że miał przeznaczyć je dla biednych. Ze strachem kryje je w swoim pokoju za starą, oderwana tapetą, a następnie wynosi i zostawia na mieści pod kamieniem. Popada w stan bliski śmierci duchowej, stąd tez nie na darmo towarzyszy mu historia biblijnego Łazarza zamkniętego w grobie. Czyta mu ją Sonia, jedyna dobra i moralnie postępująca osoba, z głównych bohaterów tej powieści, mimo iż będąca prostytutką. Raskolnikow początkowo jeszcze chwyta się swoich wydumanych ideałów. "Precz z majakami, precz z urojonymi strachami, precz z upiorami!... Życie jest! Czyż ja przed chwili nie żyłem? Życie moje nie umarło razem z tą lichwiarką! Panie, świeć nad jej duszą i... dosyć! Pora ci, moja paniusiu na wieczne odpoczywanie! Teraz nastaje królestwo rozsądku i światła, i... woli, i siły... Jeszcze zobaczymy, kto silniejszy". Nie na długo jednak. W końcu traci swoja wewnętrzna siłę zupełnie i za rada Sonii idzie się ukorzyć. Najpierw przed ludzkością, o tym świadczy czyn całowania ziemi i wykrzyczenia swoich win wobec innych, zaś w konsekwencji poddanie się wymiarowi sprawiedliwości, społecznej wszakże i zesłanie na Syberię. Miłość do kobiety pozwala mu odnaleźć inną drogę ku sile wewnętrznej. O wiele trudniejszą, lecz właściwą. "Pamiętam o was i kocham... Zostawcie mnie! Dajcie mi pobyć samemu! Tak postanowiłem już przedtem... Postanowiłem nieodwołalnie... Cokolwiek się ze mną stanie, czy zginę, czy nie, chcę być sam. (...) Możliwe, że wszystko zmartwychwstanie!... Ale teraz, jeżeli mnie kochacie... zaniechajcie... W przeciwnym razie znienawidzę was, czuję to... żegnajcie!". To ona jest jego zmartwychwstanie. Już na zesłaniu uświadamia sobie jej siłę. Spływa ona na niego i staje się łaską daną od Boga. Historia Raskolnikowa, jego wewnętrzna przemiana od zbrodniarza do wartościowego, dobrego człowieka, pozornie słabego i poddanego karze, lecz dopiero wtedy zyskującego wewnętrzna siłę budzi w czytelniku nadzieję. Pozwala mniemać, że choć oczywiście nie wszyscy, to jednak nawet najgorsi ludzi, mogą się zmienić, jeśli nie naprawić, to przynajmniej odpokutować za swoje winy. Kara staje się wtedy dla nich szansą.