W początkowych partiach powieści Fiodora Dostojewskiego zatytułowanej "Zbrodnia i kara" jej główny bohater, student Rodion Raskolnikow, prezentuje się nam niezbyt dobrze. Jest co prawda młodzieńcem inteligentnym, ale idee, jakie chodzą mu po głowie są nie do przyjęcia. Otóż, roi on sobie, że ludzie dzielą się jakby na dwa rodzaje: tych wzniosłych, przeznaczonych do wielkich celów, oraz tych przyziemnych, zainteresowanych wyłącznie swą pustą egzystencją. Ci ostatni top według naszego bohatera "wszy ludzkie", które można nawet bez uszczerbku moralnego zabić. W ten sposób jawi się mu choćby lichwiarka Alona, u której jest zapożyczony po uszy. Warto w tym miejscu zauważyć, że koncepcja Nietzschego o istnieniu nadludzi była inspirowana postacią Rodiona Raskolnikowa.
Za tymi przesłankami ideowymi kryje się człowiek o wcale ciekawym rysunku psychologicznym , który szczególni ujawnia się podczas rozmów, jakie ma nasz bohater ze śledczym Porfirym. Nie jest on jednostką zdegenerowaną moralnie, raczej zagubioną w świecie, w którym, jak to później Nietzsche określił, Bóg umarł. W swych działaniach widzi on etykę wyższego rzędu, która obowiązuje ludzi takich jak on - "...człowiek niezwykły ma prawo..." . Jej naczelnym imperatywem jest to, że jednostka wybitna musi przetrwać, a zatem cokolwiek uczyni dla zachowania swego istnienia będzie to dobre. Oczywiście, taka postawa wymaga "obumarcia" starej moralności i starego sumienia, że zaś tak się nie stało w przypadku Rodiona może świadczyć choćby to, że swój występek próbuje uzasadnić czymś przypominającym sprawiedliwość Janosikowi - zabrane zostało starej lichwiarce, a dane ubogiemu studentowi.
Po swym zesłaniu na Syberię Rodion nie odczuwał skruchy ."I gdyby przynajmniej los zesłał mu skruchę, skruchę palącą; która miażdży serce, odpędza sen, taką skruchę, której okrutne męczarnie nasuwają myśl o stryczku lub o topieli! O, on by się z niej ucieszył. Męczarnie i łzy - to przecie takie życie. Ale nie czuł skruchy z powodu swojej zbrodni. Mógł się przynajmniej złościć na swoją głupot, jak złościł się dawniej na niedorzeczne i głupie swe postępowanie, które go doprowadziło do więzienia". Nie mógł zaś tego uczynić, gdyż znajdował siebie niewinnym. Co najwyżej odczuwał poniżenie płynące z tego, że nałożono mu kajdany, a jego głowę ogolono aż do skóry. Będąc mocno sfrustrowany całą zaistniałą sytuacją , wyładowywał swą złość i gorycz na Soni, swej ukochanej, która z miłości poszła z nim na katorgę.
Wszystko to pokazuje nam, że w tym człowieku było bardzo wiele złego, ale czy rzeczywiście był doszczętnie zły? Nie sądzę, wystarczy przypomnieć jego czuły stosunek do siostry i matki, albo też jego współczucie, jakie odczuwał on dla starego konia, którego woźnica katował bez litości batem (było to wspomnienie z dzieciństwa).
Cóż jednak stało się z nim, że zabił z zimna krwią człowieka i w dodatku nie odczuwał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia? Sądzę, ż odpowiedź na to pytanie odnajdziemy w następującym fragmencie powieści: "...Samo istnienie nigdy mu nie wystarczało, zawsze chciał czegoś więcej...". Rodion był człowiekiem, który nie poprzestawał na życiu takim, jakim się on jawiło, szukał czegoś więcej. Oczywiście, jakiś cynik może stwierdzić, iż skoro nie miał pieniędzy, to nie pozostawało mu nic innego do roboty, ale nie sądzę, ażeby była to prawda, gdyż wielu z tych, którzy posiadało wielkie fortuny również szukało czegoś więcej. Przykładem tu mogą być postacie, np. Siddharthy (Buddy) lub też świętego Franciszka. Zapewne i Raskolnikowa można by było zaliczyć do tego grona, gdyby nie to, że zaliczyć go doń nie można. Z oczywistego powodu - tamci poszukiwali transcendencji w życiu i ją znaleźli, on też jej szukał, choć być może tak jej nie nazywał, ale znalazł wyłącznie krew i cierpienie. Przypuszczam, że wynikało to z tego, iż nasz bohater zanadto zaufał swojemu rozumowi, który w drodze takich a nie innych dedukcji podsunął mu wniosek, iż ludzie nie są równi, gdyż różni ich prawie wszystko: wygląd, pochodzenie, stan majątkowy, inteligencja, itd., itp. I to jest prawda. Ale przedwczesne jest wyciąganie stąd wniosku, iż skoro tak, to ci gorsi mogą służyć przeżyciu tych lepszych - nadludzi. Gdyby jednak Raskolnikow zaufał wcześniej przesłaniu Ewangelii, które dotarło doń dopiero w ostatnich akapitach powieści, że ludzie są przed Bogiem równi i nie ma wśród nich tych gorszych i lepszych, to do tragedii by nie doszło.
Ocena postaci Raskolnikowa nie jest łatwa, gdyż nie jest on człowiekiem tuzinkowym, nie oznacza to przy tym, oczywiście, że jest owym wymyślonym przez siebie nadczłowiekiem, a poza tym budzi on moje mieszane odczucia. Z jednej strony jest to zimny morderca, która bez mrugnięcia okiem zaszlachtował siekierą bezbronną staruszkę, oraz mężczyzna, który przynajmniej początkowo nie potrafi docenić miłości, kochającej go kobiety. Z drugiej jednak strony, jawi się jako niezwykle wrażliwy człowiek, który niejako szuka swego sensu życia, a nie może go znaleźć, gdyż koncentruje się zbytnio na tym, co nieważne i nieistotne (bogactwo, prestiż, moc władania innymi). Ta kontrastowość jego osobowości sprawia, że każda opinia na jego temat zarówno aprobująca, jak i negatywna, może być podważana. Można stąd zatem wnosić, że nie istnieje jedna ocena postaci Raskolnikowa, a tylko pewne cząstkowe ujęcia, które w zależności od tego, na co czytelnik zwrócił w tej powieści uwagę, będą warunkowały takie czy inne odnoszenie się do naszego bohatera. Skoro zaś tak, niech każdy sam wyrobi sobie o nim opinię czytając "Zbrodnię i karę".