Czytając powieść Stefana Żeromskiego, kilkakrotnie zastanawiałem się nad kwestią jej tytułu. No bo, co może mieć wspólnego utwór pochodzący z przełomu XIX i XX wieku, opowiadający o rusyfikacji młodzieży polskiej w czasie zaborów z mitologicznym Syzyfem nieustająco toczącym głaz pod górę, który będąc już przy wierzchołku, staczał się ponownie w dół? Wydaje się, że nic, ale po dłuższym przemyśleniu uświadomiłem sobie, że ma i to całkiem sporo. Zachowanie Syzyfa wydaje się być dla nas, młodych ludzi, bezsensowne. Podejrzewam, że każdy z nas po kilku nieudanych próbach wtoczenia głazu na górę, od razu dałby sobie spokój i zaprzestał tego działania. Ale Syzyf nie mógł. Był skazany na ten los przez Zeusa za swoje oszustwa i kłamstwa. Podejmowany przez niego trud z czasem stał się symbolem pracy daremnej, która nie przynosi oczekiwanych efektów i nigdy nie będzie miała końca. I tak też było z opisanymi w powieści Żeromskiego działaniami nauczycieli i urzędników carskich, którzy za wszelką cenę starali się zrusyfikować polską młodzież gimnazjalną. Pomimo tego, iż robili, co tylko mogli, to efekty ich działań nadal były niewielkie, a czasami wręcz w ogóle ich nie było. Podobnie jak mitologiczny Syzyf, tak i rusyfikatorzy, którzy za główny cel postawili sobie zrusyfikowanie podległego im kraju poprzez wprowadzenie rosyjskiego języka, kultury i obyczajów, nigdy nie osiągną zwycięstwa. Naród polski przez cały okres 123-letniej niewoli pokazał, że tak łatwo się nie podda. Zaborcy nie byli w stanie zniewolić umysłów nawet młodych ludzi, nie mówiąc już o starszym pokoleniu Polaków.

Po upadku powstania styczniowego w Polsce językami urzędowymi stały się języki państw zaborczych. Starano się w ten sposób wymóc na Polakach posłuszeństwo i udowodnić im, że nigdy nie będzie tak, jak oni chcą. Rusyfikacja w zaborze rosyjskim odbywała się na przeróżne sposoby. Tym, którzy byli najbardziej oporni na zmiany lub wprost nie stosowali się do zaleceń obcej władzy, groziły przeróżne represje. Zastraszano ludzi, bito ich, przekupywano, byle tylko postawić a swoim. Naród polski jednak się nie poddawał i zaciekle bronił przed usilnymi próbami wynarodowienia. Kiedy wydawało się, że młodzież gimnazjalna w opisanym przez Stefana Żeromskiego Klerykowie uległa już presji i poddała się woli nauczycieli, zjawił się Bernard Zygier i swoim zachowaniem (recytacja "Reduty Ordona" Adama Mickiewicza) zniszczył wieloletnie starania zaborcy. I tak było bez końca. Tak więc wyraźnie widać, że praca rusyfikacyjna okazał się wielką klęską Cesarstwa Rosyjskiego.

Powyższa interpretacja tytułu powieści Stefana Żeromskiego nie jest jednak jedyną. Syzyfową pracę podejmowali nie tylko Rosjanie, ale także po części młodzież polska. Podejmowane przez nich próby walki z rusyfikacją niekiedy były trudem ponad ich siły. Jednak w przeciwieństwie do Syzyfa i zaborcy, nie był to trud daremny. Potajemne spotkania na przeróżnych kółkach samokształceniowych, na których m.in. czytano zakazaną literaturę polską (np. Mickiewicza i Mochnackiego) i rozmawiano o niej, nie pozwalały im zapomnieć o ich języku narodowym i kulturze oraz historii polskiej oraz ratowały ich przed wynarodowieniem.

Niesłychany upór i wytrwałość młodych Polaków w zmaganiach z rosyjskimi nauczycielami i władzami carskimi także przypominają postawę mitologicznego Syzyfa. Tak naprawdę byli oni pozostawieni sami sobie, bo nie zawsze mieli oparcie w społeczeństwie, a nawet własnej rodzinie. Uważam, że tytuł "Syzyfowe prace" doskonale oddaje wymowę powieści Stefana Żeromskiego.