Przychodzę do was w tę magiczną noc, by przedstawić historię mojego życia i ostrzec, byście postępowali zgodnie z prawdami moralnymi zawartymi w ludowym kodeksie. Musicie wiedzieć, że żadna wina nie pozostanie bez kary, a popełniających ją ludzi czeka los o wiele gorszy niż na ziemi.

Byłem właścicielem tej wsi, człowiekiem bardzo majętnym, który chętnie korzystał ze swych dóbr, by spełniać własne zachcianki. Żyłem otoczony przepychem i chwaliłem się majątkiem organizując wystawne bale. Byłem jednak wielkim i zadufanym w sobie egoistą. Za nic miałem los poddanych mi chłopów. Podczas gdy oni spełniali wszelkie moje zachcianki, ja nigdy nie kwapiłem się, by im pomóc. Byłem okrutny, często doprowadzałem chłopów do skrajnej nędzy, a nawet śmierci. Umierali, bo byłem obojętny na ich los, a każde, nawet drobne przewinienie surowo karałem. Taka dola spotkała pewnego mężczyznę. Był głodny i ukradł z sadu kilka jabłek. Mój ogrodnik doniósł mi o tym, a ja skazałem chłopa na chłostę, która sprawiła, że mężczyzna zmarł. Nie tylko jego życie mam na sumieniu. W wigilię Bożego Narodzenia, kiedy na dworze panował straszny ziąb, bo moich drzwi zapukała biedna wdowa z dzieckiem na rękach. Miała do wykarmienia zarówno dziecko, jak i chora matkę i prosiła o pomoc. Mnie jednak nie interesował jej los. Byłem zbyt skąpy, by dać kobiecie jedzenie. Służący wyrzucił ją z mojej posiadłości, podczas gdy ja dalej bawiłem się w najlepsze. Tymczasem kobieta, nie znalazłszy noclegu ani pomocy, zamarzła wraz z swym dzieckiem. Los, jaki ją spotkał nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia. Cieszyłem się życiem, bogactwami i władzą, jednak tylko do czasu, gdy wybiła godzina mojej śmierci...

Teraz zwracam się do was już nie jako żyjący człowiek, a duch. Chcę was ostrzec, byście nie postępowali tak, jak ja to czyniłem. Nie dbałem o ludzi, których los zależał od moich decyzji. Teraz spotyka mnie za to wielka kara. Błąkam się po ziemi, nigdzie nie potrafiąc znaleźć spokoju. Patrzę na miejsca, w których jeszcze do niedawna żyłem dostatnio i szczęśliwie. Dzisiaj cierpię z głodu i pragnienia i czuję to, co czuli moi głodujący i poniżani poddani. Wiem, że wyrządziłem wielkie zło, za które pozostanie mi płacić przez wieczność. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, przepełnia tęsknota i ból. Wolałbym już trafić do piekła niż spędzić wieczność błąkając się bez celu. A przecież istnieje tak prosty sposób by mnie wybawić. Potrzebuję tylko dwóch ziaren pszenicy i miarki wody, a byłbym wolny. Jednak nikt nie udzieli mi pomocy tak, jak ja nigdy nie pomogłem potrzebującym. Nie przestrzegałem podstawowych zasad moralnych, które nakazywały współczucie i dobre serce wobec innych, żyjących wokół mnie ludzi. Teraz ja potrzebuję pomocy, ale jej nie otrzymam, bo role się odwróciły: z kata stałem się katowanym, ofiarą zdaną na decyzje ludzi, których skrzywdziłem na ziemi. Nie miałem dla nich litości, więc i oni nigdy nie wybaczą mi tego, co zrobiłem.

Obrzęd dziadów nie dla mnie jest więc przeznaczony. Zbyt wielkie popełniłem zbrodnie, by moje winy zostały wybaczone i zapomniane. Mój los leży w rękach tych, których tak bardzo skrzywdziłem. Dopiero teraz rozumiem ogrom zła, jakiego dokonałem za życia i wiem, że sroga kara, jaka mnie spotyka, jest adekwatna do ciążącej na mnie winy.