Przyszedłem do was tej nocy, by opowiedzieć o moim losie i przestrzec was przed popełnieniem błędów, które stały się moim udziałem i przywiodły mnie do zguby. Pamiętajcie, że za każdą popełnioną winę przyjdzie Wam zapłacić, a im większa będzie przewina, tym sroższa kara was spotka. Nie ma natomiast większej zbrodni niż odebranie komuś życia...

Byłem panem wsi, człowiekiem zamożnym, który chętnie korzystał ze swojej władzy i pieniędzy. Otaczałem się zbytkiem, pięknymi przedmiotami i świetnie bawiłem się na urządzanych często przyjęciach. Nigdy jednak nie interesował mnie los poddanych mi chłopów, byłem bowiem strasznym egoistą. Nie pomagałem im nawet wtedy, gdy bardzo tego potrzebowali. Wyzyskiwałem ich, niejednokrotnie stając się przyczyną ich śmierci. Wprawdzie nie zabijałem ich bezpośrednio, ale umierali przez moje okrucieństwo i chciwość. Kiedyś do mojego ogrodu zakradł się bardzo głodny mężczyzna i ukradł kilka jabłek. Zobaczył to mój ogrodnik i doniósł mi o zajściu. Skazałem chłopa na chłostę tak srogą, że stała się przyczyną jego śmierci. Innym razem..., była Wigilia, pod mój dom przyszła kobieta z dzieckiem na rękach. Była bardzo biedna i głodna, a musiał wykarmić nie tylko siebie i niemowlę, ale również chorą matkę. Prosiła o pomoc, lecz ja... cóż, świetnie się bawiłem na przyjęciu i nie chciałem psuć sobie humoru. Kazałem więc wyrzucić kobietę, nie udzielając jej pomocy. Później się okazało, że nie miała szczęścia. Nie znalazłszy nigdzie noclegu, pobita i głodna, zamarzła na śmierć, a wraz z nią i jej dziecko. Na mnie jednak jej los nie zrobił żadnego wrażenia. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem...

Dzisiaj zwracam się do was zza grobu. Chce was bowiem ostrzec, byście nie postępowali tak, jak ja to czyniłem. Nie bądźcie egoistami i liczcie się z losem i uczuciami innych ludzi. Ja za swe okrucieństwo muszę teraz błąkać się bez celu po ziemi, cierpiąc przy tym wielkie katusze. Odwiedzam miejsca, w których jeszcze trzy lata temu tak wygodne prowadziłem życie... i dzisiaj już wiem, jak wiele zła wyrządziłem poddanym mi ludziom. Zrozumiałem to jednak dopiero w chwili, gdy podzieliłem ich los i na własnej skórze doznałem cierpienia. Dręczy mnie głód, pragnienie, których nic nie może zaspokoić, ale także wielkie wyrzuty sumienia za popełnione czyny. Przepełnia mnie żal i tęsknota za utraconym życiem, ale także czuję przepełniający mnie zewsząd ból. Nie wiem jak wytrwam to wszystko... Wolałbym już znaleźć się w piekle niż błąkać się bez celu, cierpiąc, po ziemi. A przecież tak łatwo byłoby mnie ocalić od tych mąk. Wystarczy przecież by ktoś podarował mi miarkę wody i dwa ziarenka pszenicy, a byłbym wolny. Wiem jednak, że to niemożliwie, bo na to nie zasłużyłem. Nigdy nie postępowałem właściwie w stosunku do potrzebujących, a teraz role się odwróciły i z kata stałem się ofiarą, która również od nikogo nie dostanie pomocy. Duchy tych, których zabiłem nie pozwolą mi zaznać spokoju. Nie jest w stanie także pomóc mi żaden z żyjących ludzi, bowiem muszę odbyć, mającą się ciągnąć w nieskończoność, pokutę. Moje ofiary są teraz moimi oprawcami i, jak ja wtedy, teraz one nie mają dla mnie za grosz litości...

Muszę więc opuścić wasz obrzęd z niczym. Popełniłem zbyt wielkie zbrodnie, byście mogli mi wybaczyć. Pomóc mogą mi teraz tylko ci, których tak bardzo skrzywdziłem. To od nich zależy, kiedy moje męczarnie dobiegną końca. Wiem, że wyrządzone przez mnie zło było ogromne i długo przyjdzie mi za nie jeszcze pokutować...