I
W mroźny dzień na początku stycznia rodzice odwozili swojego jedynego syna Marcinka Borowicza do szkoły. Podróżowali do Owczar po południu w pięknych malowanych saniach. Matka Marcinka była bardzo wzruszona. Chłopiec siedział w „nogach”, był odświętnie ubrany, choć niewiele z tego, co się działo, rozumiał. W końcu skoro rodzice zachwalali mu szkołę, dlaczego matka płakała? Kiedy zaczęli zbliżać się do Owczar w chłopcu zaczął rodzić się jeszcze większy niepokój. Matka próbowała go uspokoić, przekonując, że czas w szkole szybko mu minie. Kolejnych opowieści matki słuchał już w absolutnym milczeniu. Sanie dotarły do budynku, nad którym widniał napis (po rosyjsku) Naczalnoje Owczarskoje Ucziliszcze, czyli szkoła podstawowa w Owczarach. Na powitanie rodziny Borowiczów wyszli nauczyciel pan Ferdynand Wiechowski i jego żona Marcjanna. Wprowadzono rodzinę do budynku, a następnie niewielkiego pokoiku z łóżkiem, nad którym wisiała tzw. dyscyplina, czyli narzędzie do wymierzania kar, które ogromnie wystraszyło Marcinka. W międzyczasie pojawiła się dziesięcioletnia dziewczynka – Józia, siostrzenica księdza Piernackiego, która miała się uczyć razem z Marcinkiem. Dziewczynka była nie mniej przestraszona od Marcinka. W końcu w sali pojawiła się jeszcze inna dziewczynka, która przyniosła samowar, a gospodarze z wielkim ceremoniałem zaprosili Borowiczów na herbatę. Kiedy zaczął zapadać zmrok, rodzice dopełnili ostatnich formalności związanych z opłatami za naukę Marcinka. Płacono w leguminach, czyli naturze (rybach, włoszczyźnie, tkaninach). Państwo Wiechowscy mieli przygotować chłopca do egzaminów wstępnych do gimnazjum. Pod wieczór rodzice ku przerażeniu Marcinka odjechali. Chłopiec chciał biec za saniami, ale się potknął, a nauczyciele zaprowadzili siłą z powrotem do szkoły. Chłopiec w końcu zasnął, obudził się jednak w nocy, uświadamiając sobie, że w pokoju śpią z nim inne osoby. Następnego dnia po śniadaniu Marcinek trafił do szkolnej izby. Marcjanna kazała nieco starszemu Michcikowi pokazać Marcinkowi szkołę i wytłumaczyć zasady w niej panujące. Piotr zapytał od razu, czy chłopiec umie czytać po rosyjsku, ale ten przyznał, że tylko po polsku. Piotr postanowił się więc popisać czytaniem, znajomością liczby i alfabetu po rosyjsku. Kiedy kazał jednak to samo zrobić Wickowi Piątkowi, chłopcu nie poszło już tak dobrze. Michcik podkreślił jednak, że to właśnie znajomość języka rosyjskiego jest tutaj kluczowa. Jego słowa okazały się prawdziwe, o czym Marcinek miał się zaraz sam przekonać.
Kiedy pojawił się nauczyciel, okazało się, że całość lekcji prowadzona jest po rosyjsku. Marcinek nic nie rozumiał, poczynając od odczytywanej przez nauczyciela listy obecności. Nauczyciel zaś płynnie przechodził od rosyjskiej bajki, przez naukę alfabetu, po ćwiczenie uczniów w sztuce mnożenia. Kolejni uczniowie byli egzaminowani z alfabetu, co znudziło Marcinka. Kiedy nauczyciel zaintonował rosyjską pieśń „Kol sławien”, zawtórował mu jedynie Michcik i kilku innych uczniów. Reszta zaczęła śpiewać „Święty Boże”, co wywołało gniew nauczyciela.
II
Po dwóch miesiącach rodzice Marcinka otrzymali list od nauczyciela, w którym ten chwalił ogromne postępy Marcinka w nauce. Chłopiec już czytał, pisał dyktanda, dokonywał rozbiorów zdania. Chłopiec swoimi interpretacjami czytanek bawił nauczyciela. Niestety z arytmetyką nie szło mu już tak dobrze. Liczyć potrafił, ale konieczność tłumaczenia terminów na rosyjski w tym samym czasie stanowiła dla chłopca problem. Najlepiej szły Marcinkowi kaligrafia i katechizm.
Rodzice nie odwiedzali chłopca, chcąc go w ten sposób zahartować i ułatwić mu zaaklimatyzowanie się w szkole. Kiedy jednak raz nauczycielka wzięła Józię i jego na spacer, ten zobaczywszy z dala rodzinne Gawronki – rozpłakał się.
Na początku marca Ferdynand przyszedł do szkoły z informacją, że przyjeżdża inspektor z kontrolą. Nagła wizytacja zestresowała wszystkich. Nauczyciel błyskawicznie chciał nauczyć dzieci odpowiedzi na rosyjskie pozdrowienie („zdorowo rebiata”), rosyjskiej pieśni, informacji o rodzinie carskiej. Opornej nauce towarzyszyło niestety wymierzanie kar i korzystanie z surowej dyscypliny. Przygotowywano się na każdy możliwy sposób: tuż przed przyjazdem inspektora wszystko lśniło, zakupy były zrobione, mimo tego nerwowo oczekiwano wizyty.
Marcinek i Józia mieli się schować przed dyrektorem w kuchni. Nauczyciel był bardzo zdenerwowany, oczekiwanie ciągnęło się w nieskończoność. Kiedy w końcu pojawił się inspektor, Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew, Ferdynand giął się w pokłonach. Inspektor wydawał się łagodny. Powitał dzieci, ale te (sparaliżowane strachem) nie były w stanie się odezwać, dopiero spóźniony Michcik wyrwał się z odpowiedzią. Dyrektor nakazał przepytanie uczniów z czytania. Odpowiadał Michcik, więc Jaczmieniew był zadowolony, także z udzielonych przez chłopca odpowiedzi z innych przedmiotów. Potem jednak okazało się, że kontrola nie skończy się na jednym uczniu. Inspektor chciał sprawdzić, jak prezentuje się wiedza pozostałych, w końcu sam zaczął pytać, kiedy zorientował się, że uczniowie nie wiedzą zbyt wiele. Okazało się, że tylko dwóch uczniów radzi sobie z językiem rosyjskim, reszta umie czytać jedynie po polsku. Czy to oznaczało, że Wiechowski prowadzi polską propagandę? Za tym poszły kolejne oskarżenia i niezadowolenie inspektora, który pośpiesznie opuścił szkołę, zostawiając zestresowanego Ferdynanda w szoku.
Kiedy nauczyciel upijał się właśnie do nieprzytomności, Jaczmieniew nieoczekiwanie wrócił i przekazał Ferdynandowi, że źle go ocenił i że podniesie mu pensję, po czym odjechał. Okazało się, że kobiety ze wsi poskarżyły się na Wiechowskiego, że zmusza dzieci do nauki rosyjskiego. Niechcący wyświadczyły tym samym nauczycielowi ogromną przysługę.
Odjeżdżający Jaczmieniew wspominał zaś swoją edukację, studia zagraniczne i ideały, którymi kiedyś żył. Dzisiaj był już jednak pozbawiony złudzeń. Wiedział, że musi sprawić, by Polacy pokochali Rosję. Nie chodziło więc tylko o język i znajomość literatury, ale o wykorzenienie wszystkich tradycji polskich, mowy i wierzeń. Odjeżdżając z Owczar planował już więc kolejne etapy rusyfikacji.
III
Gimnazjum klasyczne w Klerykowie było oblegane przez dużą grupę rodziców, którzy wspólnie z dziećmi czekali na egzaminy wstępne. Byli wśród nich także pani Borowiczowa z Marcinkiem, który miał zdawać egzamin do klasy wstępnej. Część egzaminów się już odbyła, ale części uczniów jeszcze nie udało się jeszcze do nich podejść, rodzice zaś nie chcieli odjechać bez pewności, że dzieci zostaną przyjęte do szkoły. Kandydatów było bowiem bardzo wielu. Jeden z rodziców próbował wymusić na dyrektorze informację o egzaminach, pani Borowiczowa była jednak rozsądniejsza i poszła do woźnego – pana Pazura, który podpowiedział (po małej łapówce), że warto próbować dowiedzieć się czegoś u sekretarza. Matka Marcinka podzieliła się zdobytymi informacjami i grupa rodziców ruszyła do kancelarii. Marcinek w tym czasie przysłuchiwał się jednemu z egzaminów poprawkowych. W końcu pani Borowiczowa od Żyda, który chciał robić interesy z jej mężem, dowiedziała się, że warto wykupić dodatkowe korepetycje u pana Majewskiego, nauczyciela w klasie wstępnej, bo to zwiększa szansę przyjęcia. Były to oczywiście kolejne wydatki związane z nauką syna, Borowiczowa była jednak gotowa je ponieść. Po rozmowie z nauczycielem udało się umówić codzienne korepetycje.
IV
U Majewskiego Marcinek pojawił się tylko trzy razy, czwartego dnia rozpoczęły się bowiem egzaminy. Pierwszy był oczywiście język rosyjski. Już pierwsze pytania z czytania i rozbioru zdań sprawiły, że połowa kandydatów odpadła. Ci, którym udało się przetrwać ten etap, przystąpili do dyktanda i egzaminu szczegółowego. Marcinek utrzymał się w grupie około trzydziestu chłopców, którym udało się przejść kolejne etapy. Większość z nich chodziła na prywatne korepetycje do Majewskiego.
Tego dnia odbył się także egzamin z religii, prowadzony przez prefekta Wargulskiego. Wszyscy z tego egzaminu wyszli jednak z oceną bardzo dobrą. Następnego dnia przeprowadzono egzamin z arytmetyki, który był właściwie formalnością. Marcinek dostał się do gimnazjum. Pani Helena po tej informacji pojechała z Marcinkiem na stancję pani Przepiórkowskiej, gdzie miał zamieszkać jej syn. Dom był co prawda na przedmieściach Klerykowa, ale stara Przepiórzyca (jak ją nazywano) była dawną znajomą matki Marcinka. Stancja była skromna, a żelazne łóżko w pokoju przerażało Marcinka. Opłaty znów były w naturze, ponadto Helena zdecydowała, że kupi Marcinkowi łóżko, bo nie mogła znieść myśli o tak wielkich niewygodach syna. Marcin miał się do starej Przepiórzycy wprowadzić następnego dnia.
W mieszkaniu pojawili się przyjaciele kobiety – radca Somonowicz i Grzebicki. Pierwszy uważał, że nauka nie jest dla każdego, tym bardziej że teraz zabrania się dzieciom patrzeć na polskie litery. Grzebicki także był świadomy, że to zaplanowane posunięcie Rosjan, którzy chcą zniszczyć Polskę i Polaków.
V
Wieczory z nauką Marcinek najchętniej spędzał za murami domu, gdzie leżały bale drzewa. Otoczenie przypomniało mu dom. Uczył się bardzo pilnie, także z pomocą korepetytora, którym w domu Przepiórzycy był Wiktor Alfons Pigwański, uczeń klasy siódmej. Nazywano go „Pytią” – jako poetę i miłośnika papierosów. Panny Przepiórkowskie kpiły co prawda z żałosnych poezji pisanych przez chłopca, ale jako korepetytor się sprawdzał. Oprócz Borowicza na stacji mieszkali trzej bracia Daleszowscy oraz Szwarc. Bracia byli średnio mili dla Marcinka, lepiej dochodził do porozumienia ze Szwarcem „Bułą”, który musiał poprawiać pierwszą klasę. Szwarc co prawda cały czas wypominał Marcinkowi, że jako uczeń wstępny gimnazjalistą jeszcze nie jest, ale wspólnie tworzyli front przeciwko braciom Daleszowskim.
Mimo że „stara Przepiórzyca” okazywała mu sympatię, dokarmiała powidłami, Marcinek czuł się samotny. Nie miał z kim podzielić się swoimi problemami, obawami. Najpierw dobrze traktował go pan Majewski, bo myślał, że jest synem bogatych rodziców, kiedy jednak odkrył, że tak nie jest, sympatia osłabła.
Struktura gimnazjum odtwarzała hierarchię: klasa wstępna była na parterze, kolejne klasy coraz wyżej. Wyższe piętro nazywano nawet „cukiernią”.
Jesienią uczniowie codziennie długą przerwę spędzali na dziedzińcu, tocząc bój między Grekami i Persami z pomocą kasztanów. Po jednej z bitew Marcinek usiadł w klasie obok wyszydzanego, biednego i słabo uczącego się Romcia Gumowicza, którego Majewski właśnie odpytywał z arytmetyki. Majewski obrażał ucznia za brak wiedzy. Marcinek, jak pozostała część klasy, śmiał się z kolegi. Przestał jednak, kiedy zobaczył, jak z oczu chłopaka płyną łzy.
VI
Pani Borowiczowa, będąc w Klerykowie po sprawunki przed Zielonymi Świątkami, wyprosiła u Majewskiego dwa dni urlopu dla swojego syna i zawiozła go do domu. Po drodze Jędrek opowiadał młodemu paniczowi, jak to próbowano Borowiczom ukraść ukochanego konia. Gniada jednak wróciła do domu. Po drodze Marcinek był bardzo wzruszony, urwał nawet bez, który złożył u nóg matki, obiecując przy tym, że zawsze będzie ją kochał.
VII
Kiedy Marcinkowi udało się otrzymać promocję do pierwszej klasy, entuzjazm i zapał do nauki w nim opadły. Zbiegło się to w czasie ze śmiercią matki, której początkowo nie odczuł, a krzyk i płacz podczas pogrzebu były udawane, bo chłopiec był przekonany, że tak właśnie powinno wyglądać jego zachowanie. Dopiero po powrocie do domu, chłopiec zrozumiał, że matka naprawdę odeszła. Okazało się, że jej brak to brak przyjaciela, motywatorki, wsparcia – chłopiec z pełną siłą w końcu zrozumiał, kogo stracił. Ojciec starał się za wszelką cenę zarobić na naukę Marcinka, ale interesowało go jedynie to, czy chłopiec nie ma ocen niedostatecznych. Nikt więc go nie zachęcał do dalszego rozwoju i walki o jak najwyższe wyniki. W końcu więc Marcin coraz bardziej opuszczał się w nauce i zaczął wagarować. Podczas święta narodowego w grudniu Borowicz poszedł na kolejne wagary, ale potem próbował wrócić do kościoła, gdzie jako członek grona śpiewaków miał odśpiewać hymn narodowy. To sprawiło, że był świadkiem scysji między księdzem Wargulskim i inspektorem gimnazjum, który nie chciał się zgodzić, by uczniowie śpiewali w kościele pieśni po polsku. Ksiądz jednak w ogóle nie przejmował się groźbami. Kiedy Wargulski po całej scysji dostrzegł Marcinka, nakazał mu milczenie o tym, co widział.
VIII
Klasą pierwszą oddziału A opiekował się Rudolf Leim, nauczyciel łaciny w klasach niższych. Był z pochodzenia Niemcem, ale jego rodzina od dawna mieszkała w Polsce. Sam Leim był zafascynowany historią. Niestety, ponieważ słabo mówił po rosyjsku, a historii mogli uczyć tylko Rosjanie, został zdegradowany do opieki nad najmłodszymi. Był jednak przy tym bardzo konsekwentny, pilnował zasady, że nie można w szkole mówić po polsku, wyławiał winowajców i karał ich. Nie przeszkadzało mu to jednak w domu używać języka polskiego. Co ciekawe, jego córki brały udział w patriotycznych zgromadzeniach, ojciec jednak konsekwentnie trzymał się zasad obowiązujących w szkole. Uczniowie natomiast niespecjalnie bali się tego nauczyciela, kpili wręcz z niego. Leim starał się jednak być sprawiedliwy, czego Marcinek miał również okazję doświadczyć.
Nauczyciel języka rosyjskiego, Iłarion Stiepanycz Ozierskij, w przeciwieństwie do Leima kompletnie nie potrafił poradzić sobie z gromadą uczniów. Był bezradny wobec gwaru chłopców, którzy ignorowali jego obecność. Był nierozgarnięty, co uczniowie bardzo chętnie wykorzystywali, dręcząc profesora. Mimo ogromnej wiedzy był tak skołowany, że nie potrafił samodzielnie trafić do własnego mieszkania.
Pracował w szkole także nauczyciel języka polskiego – pan Sztetter, ale jego zajęcia nie były obowiązkowe. Nauczyciel cały czas drżał o posadę, a na utrzymaniu miał sporą rodzinę. Ponieważ jego lekcje odbywały się z samego rana, uczniowie byli senni, on sam także drzemał – na lekcjach nie działo się prawie nic. Okazało się, że także i on był kiedyś bardzo ambitny, tłumaczył np. wiersze słynnego angielskiego poety Shelleya, natomiast konieczność adaptacji do nowej sytuacji wymusiła na nim porzucenie wielu osobistych ambicji.
Największym poważaniem cieszył się nauczyciel arytmetyki, pan Nogacki, który był nie tylko bardzo wymagający i surowy, ale przy tym sumienny i uczciwy. Teoretycznie nie zamierzał nikogo rusyfikować, ale wprowadzone przez niego metody nauczania siłą rzeczy zmuszały chłopów do myślenia po rosyjsku.
IX
Druga i trzecia klasa minęła Marcinkowi z przeciętnymi wynikami. Dopiero II połowa trzeciej klasy, przez różne wydarzenia, zmusiła go do zmiany nastawienia i uczciwej pracy nad własną edukacją. Wiosną Borowicz został razem ze Szwarcem przyłapany na strzelaniu z pistoletu. Na widok żandarma braciom Deleszowskim udało się uciec. Młodsi chłopcy nie mieli tyle szczęścia. Całą noc spędzili w klasie przerobionej na tymczasowe więzienie, stresując się tym, co ich czeka. Okazało się, że rano postawiono ich przed całym gronem profesorskim, które po wyjaśnieniach chłopców skazało ich na jeszcze jeden dzień kozy o chlebie i wodzie. Marcinek był przekonany, że łaskawy wyrok był wynikiem opieki matki i modlitwy do Boga, więc po wypuszczeniu z kozy poszedł do kościoła. W ten sposób obudziła się w nim wielka religijność: uczył się kolejnych modlitw, formułował nowe intencje. Zmieniło się także jego podejście do nauki.
X
Marcinek zaliczył wszystkie egzaminy. Dostał się do piątej klasy. Na wakacje pojechał do ojca, do Gawronek. Pan Borowicz znacznie się postarzał, a i gospodarstwo wydawało się popadać w powolną ruinę. Pierwszego dnia po przyjeździe Marcinek miał z dubeltówką iść pilnować koszących. Szybko jednak porzucił zainteresowanie chłopami na rzecz polowania na ptaki. Tak rozbudziła się w nim pasja myśliwska – znikał na całe dnie, tropił ptaki, odwiedzał pobliskie wsie. W ten sposób Marcinek dowiedział się, że najbogatszym chłopem w okolicy jest Scubioła, który z wielu chłopów zrobił swoich parobków. Biedni mieszkańcy Gawronek często pożyczali od niego parobka lub narzędzia do pracy na roli. Marcinek dowiedział się, że najbiedniejszy Lejba Koniecpolski do brony zaprzęgał siebie lub żonę. Chłopca zafascynował jednak przede wszystkim Szymon Noga, który wiedział najwięcej o łowiectwie. Spędzał więc z nim bardzo dużo czasu. Noga próbował mu opowiedzieć trochę o historii i polityce, między innymi przez historię chłopa Kostura, który pobił Moskali prowadzących powstańca. Marcinek, wychowany przez radcę Somonowicza, widzący rozżalenie ojca, który przez powstanie stracił swoją fortunę, zdecydowanie jednak bardziej był zainteresowany polowaniami niż polityką. Noga przekonał Marcinka między innymi do wyprawy na głuszce, na którą chłopiec porwał z domu butelkę wódki, kiełbasę i chleb. Wabienie głuszców specjalnym przedmiotem (który okazał się potem czymś zupełnie innym) nie przynosiło przez długie godziny rezultatów. W końcu Noga przekazał go Marcinkowi, a sam poszedł w zarośla. Chłopak po kolejnych kilku godzinach znalazł go chrapiącego z pustą butelką wódki obok.
XI
Po wakacjach Marcinek wrócił do nauki. W gimnazjum zaszły jednak niemałe zmiany. Przede wszystkim odeszli ze szkoły: dyrektor (na emeryturę), inspektor (przeniesiony), Leim, nauczyciele historii i jeden z pomocników. Zmiany były więc ogromne. Zamiast znanych nauczycieli pojawili się: dyrektor Kriestoobriadnikow i inspektor Zabielski. Łaciny uczyć miał Rosjanin Pietrow, historii Kostriulew. Pomocnikiem został Mieszoczkin. Pojawiał się coraz większy rygor. Nauczyciele nie rozmawiali poza szkolnymi murami z uczniami, a jeśli już nie było wyjścia, robili to po rosyjsku. Coraz silniej przekonywano do kultury i tradycji rosyjskich. Na stancjach starsi mieli pilnować młodszych kolegów, pomocnicy gospodarzy klas, a także sami nauczyciele zostali wciągnięci w coś, co przypominało edukacyjną policję. Chodziło przede wszystkim o wychwytywanie tych, którzy nie chcieli się wyrzec polskiej kultury. To wszystko doprowadziło do bardzo wyraźnego konfliktu między nauczycielami i uczniami, który coraz silniej ujawniał swe polityczne podłoże. Nie było już obrońców uczniów wśród nauczycieli. Nie było prób szukania porozumienia. Nieco inne zasady obowiązywały tylko w przypadku nauczycieli Polaków. Jeśli oni wchodzili w spór z uczniem, dyrekcja stawała po stronie ucznia. Wszystko miało jeden cel – odpolszczenie uczniów.
Uczniowie nie mogli brać udział w polskich przedstawieniach, na rosyjskie zabierano ich natomiast prawie siłą. Tendencji tej sprzyjało również to, że w Klerykowie pojawiało się coraz więcej Rosjan, a Polacy stawali się wobec polityki coraz bardziej bierni. Bez większego oporu społeczności zmieniono więc nazwy ulic, instytucji, wprowadzono rosyjskie rozwiązania. Kiedy pojawiła się możliwość zakupu biletów na rosyjski teatr amatorski, Marcinek razem z kolegą postanowili pójść na przedstawienie na przekór wszystkim tym, którzy takiej możliwości nie akceptowali. Doświadczenie to dalekie jednak było od przyjemnych, ponieważ język szkolny nagle wszedł na scenę. Marcinek najpierw chciał wyjść, kiedy jednak dostrzegł, że dyrektor przygląda mu się z aprobatą, postanowił zostać.
Podczas pierwszej przerwy przyszedł Majewski, który zaprowadził ich do dyrektora, potem gubernatora, prezesa izby skarbowej. Po drugiej przerwie chłopcy dostali kosze ze słodyczami od pań i panów z loży dyrektorskiej. Następnego dnia inspektor Zabielski powitał Marcinka bardzo przyjaźnie, następnie poprosił, aby zaniósł mu do domu zeszyty z ćwiczeniami. Podczas wizyty był dla chłopca niezwykle uprzejmy, a jednocześnie żalił się, że uczniowie mu nie ufają. Oczarowany Borowicz postanowił to zmienić. Sam coraz częściej również bywał u inspektora.
XII
Tuż po żniwach skrajem drogi wędrował Jędruś Radek, który miał na sobie szkolny mundurek wykonany ze starej kapoty. Na mundurze wyszyte miał litery P.P. wskazujące na progimnazjum w Pyrzogłowach. Stąd też szedł już drugi dzień do Klerykowa, gdzie chciał się dostać do piątej klasy. Był synem biednego fornala i dzieciństwo spędził, zajmując się zwierzętami. Na Jędrka zwrócił jednak uwagę Antoni Paluszkiewicz, nauczyciel paniczów. Mały Jędrek świetnie radził sobie, przedrzeźniając i parodiując Paluszkiewicza. Ten jednak pewnego dnia wciągnął go do swojego mieszkania i pokazał mu atlas zoologiczny. Chłopiec tak zafascynował się rysunkami, że wyszedł od nauczyciela dopiero pod wieczór. Przychodził do niego od tej pory, kiedy tylko mógł. Tak nauczył się czytać, poznał język rosyjski. W końcu Paluszkiewicz, przezywany Kawką, postanowił umieścić Radka za własne oszczędności w progimnazjum. Chory na suchoty Paluszkiewicz też przeniósł się do miasteczka. Tutaj opiekował się chłopcem do własnej śmierci. Później Jędrek (Andrzej) utrzymywał się już samodzielnie z korepetycji i ukończył trzecią, a następnie czwartą klasę. Po ukończeniu tej szkoły Radek nie chciał wracać na wieś, postanowił się dalej uczyć. Wakacje spędzone z rodziną w Pajęcznie tylko utwierdziły go w tym przekonaniu; wstydził się ojca, matki, ze smutkiem wspominał, jak wszyscy wyśmiewali się z Paluszkiewicza. Ruszył więc do Klerykowa. Podróż nie była prosta, ale w końcu spotkał szlachcica, który wziął go na kozioł i pomógł dostać się do miasteczka, które zrobiło na nim ogromne wrażenie. Szlachcic zaprowadził go do swojego znajomego Płoniewicza, który poszukiwał korepetytora dla swoich dzieci. Był gotowy zatrudnić Jędrka, oferując mu w zamian stancję i utrzymanie. Chłopak miał mieszkać w jego domu, dopóki nie dostanie się do gimnazjum. Odmiana losu zaskoczyła chłopca. Następnego dnia został przyjęty do gimnazjum i jednocześnie stał się korepetytorem Władzia Płoniewicza, który okazał się bardzo miernym uczniem, ale Jędrek się nie poddawał. Po szkole pomagał także w odrabianiu lekcji pannie Mici. To wszystko sprawiało, że do swoich lekcji siadał dopiero po północy, paląc przy tym potajemnie papierosy.
Płoniewicz był właścicielem majątku ziemskiego, którego pozbył się jednak, kiedy trzeba było zadbać o edukację dzieci. Jędrkowi dobrze było pod jego opieką, przede wszystkim dlatego, że znalazł jednocześnie i pracę, i schronienie, natomiast Płoniewicz nie dbał szczególnie o swojego korepetytora. Chłopak chodził głodny, jadał nędzne obiady, przyglądając się zupełnie innemu życiu, którzy wiedli jego koledzy z Klerykowa. Na początku był też bardzo samotny, przede wszystkim ze względu na swoją biedę i niskie pochodzenie, które sprawiło, że większość kolegów nie była zainteresowana przyjaźnią z nim. Nauczyciele regularnie sprawdzali jego postępy, zamiast jednak wspierać zdolnego ucznia, także i oni z niego drwili. Wśród uczniów w uszczypliwościach przodował przede wszystkim Tymkiewicz, który w końcu sprowokował Jędrka do ataku. Chłopak pobił Tymkiewicza, czym oczywiście narobił sobie problemów. Dyrektor zdecydował o jego wydaleniu z gimnazjum. Chłopak był przekonany, że to koniec jego przygody z nauką, kiedy stanął przed nim uczeń klasy szóstej – Marcin Borowicz. Doradził Jędrkowi, że ktoś z wpływowych osobistości musi się za nim wstawić. Kiedy okazało się, że Jędrek nikogo takiego nie zna, Marcin postanowił sam interweniować u Zabielskiego. Nie minęło wiele czasu, aż dyrektor ponownie wezwał chłopaka, darował mu winę, zastrzegł jednak, że jest na liście podejrzanych uczniów.
XIII
Klasa szósta, w której w kolejnym roku znalazł się Borowicz, dzieliła się na dwa wrogie sobie obozy. Pierwszy, czyli „literaci”, skupiony wokół Borowicza, był pod wyraźnym wpływem rosyjskiego inspektora. Drugi, zwalczający go, określał się jako „liga wolnopróżniaków”. Marcin w klasie miał wysoką pozycję, którą zaczął wypracowywać już rok wcześniej, kiedy założył kółko, w ramach którego uczniowie ćwiczyli się w pisaniu po rosyjsku, a także poznawali literaturę rosyjską. Kiedy Borowicz przeszedł do klasy szóstej, jego kółko połączyło się ze starszymi rocznikami. Nie brakowało referatów politycznych i religijnych. Książki młodzieży dostarczał sam kierownik. Była to część przemyślanego planu rusyfikacji, który w tym przypadku działał świetnie. Nie brakowało jednak takich, którzy szukali innych źródeł, starali się poznać argumenty drugiej strony, natomiast wpływ rosyjskiej perspektywy był trudny do podważenia. Rosja stała się dla tych chłopaków symbolem postępu, rozwoju, siły. Paradoksalnie spojrzenie to utrwalali „wolnopróżniacy”, czyli przede wszystkim synowie zamożnej szlachty, którzy robili wszystko, aby nie robić nic: oszukiwali nauczycieli, zamiast na nauce, skupiali się przede wszystkim na rozrywce, lenistwo wynieśli na sztandar. Byli jednak także w stosunku do siebie bardzo przyjacielscy, nie donosili, czego nie można było powiedzieć o drugiej grupie. Wolnopróżniacy dzielili się na miłośników gry w karty, jazdy konnej, teatru i pracujących w nim aktorek.
Było jednak coś, co łączyło zwaśnione obozy: uznanie dla matematyki i fizyki przy sporej dozie lekceważenia dla pozostałych przedmiotów. Za nużące uznawano lekcje historii, gramatyki łacińskiej i greckiej. Języki obce (w tym polski) były nieobowiązkowe. Oczywiście obowiązkowy i niezwykle wymagający był język rosyjski. Biblioteka była zorganizowana tak, aby uczniowie mieli dostęp jedynie do tych książek, które zgodne były z linią formatowania, jaką przyjęła dyrekcja. Regularnie dozorowano uczniów, rewidowano ich torby, zdarzało się jednak, że zakazane książki do nich docierały. Jedną z nich był rosyjski przekład „History of civilisation In England” Henryka Tomasza Buckle’a, który bardzo mocno wpłynął na myślenie filozoficzne klerykowskiej młodzieży. Pojawiła się nawet grupa filozoficzno-materialistyczna z Nochaczewskim „Spinozą” i Millerem „Balfegorem” na czele. Do grupy tej należał także Borowicz, który mieszkał już teraz na stancji u „czarnej pani” z kilkoma starszymi i zamożniejszymi kolegami. Tutaj odbywały się dyskusje zwolenników bucle’izmu z „metafizykami”. To z kolei sprawiło, że doszło do rozłamu u „literatów”, bo materialiści zaczęli toczyć spór ze zagorzałymi rusofilami.
Lektura Buckle’a przyczyniła się do zainteresowania greką i łaciną u części uczniów. Borowicz, chcąc lepiej zrozumieć tezy myśliciela, szybciej przyswoił materiał matematyki z klasy 7. W końcu lektura ta doprowadziła go do ateizmu i odkrycia, jak inne perspektywy otwiera zaprzeczenie wierze. Na tym etapie edukacji młodzież coraz częściej sama odkrywała interesujące ich tematy. Niektórzy rozwijali wiedzę z chemii, inni studiowali anatomię zwierząt, regularnie pojawiając się w rzeźni. Przede wszystkim jednak dzieło to stało się moralną wskazówką dla młodzieży, wszyscy chcieli posiąść tak dużą wiedzę jak mistrz, lepiej więc rozporządzali własnym czasem, aby mieć jak najwięcej czasu na naukę. Paradoksalnie jednak, książka jeszcze tylko wzmocniła rusyfikację młodzieży, której coraz dalej było do polskich tradycji, lektur i myślicieli.
XIV
Do klasy siódmej promocję dostało już tylko 23 uczniów. Dołączyło do nich 5, który mieli tę klasę powtarzać. Jednym z prymusów w klasie był Walecki „Figa”, który jedynie przez swój bardzo trudny charakter i regularne konflikty z nauczycielami był numerem 2 w klasie. Był niezwykle inteligentny, materialiści (na czele w Marcinem) chcieli go więc pozyskać. Chłopak jednak kontrolowany przez matkę katoliczkę nie miał właściwie dostępu do żadnego z zakazanych dzieł.
Marcin obok Waleckiego czekał na rozpoczęcie historii, którą prowadził jeden z najbardziej zaangażowanych rusyfikatorów w szkole, czyli Kostriulew. Tego dnia tematem był upadek Polski. W trakcie swojego wykładu Kostriulew opowiedział o przejęciu klasztoru mniszek, w którego podziemiach znaleziono trumny ze zwłokami noworodków. Na opowieść tę gorąco zaprotestował Walecki, który uznał, że jako katolik nie jest gotowy przyjąć takich kłamstw. Oburzony nauczyciel wyszedł z klasy, wrócił z dyrektorem, który pytał uczniów, czy Walecki przemawiał także w ich imieniu. Dyrektor zapytał więc między innym Marcina, czy tak rzeczywiście było, na co Borowicz zaprotestował. Pozostali uczniowie poszli w jego ślady. Jedynie Rutecki przyjął perspektywę Waleckiego i z nim został wyprowadzony z klasy.
Jeden z uczniów powtarzających klasę, „Pieprzojad”, zachowanie Marcina i pozostałych nazwał świństwem. Chłopak jednak bronił się, że nic innego nie można było zrobić. Okazało się, że błyskawicznie wezwano do szkoły matkę chłopca, a po długiej naradzie, zamiast wydalić go ze szkoły, skazano na rózgi. Kiedy Walecki wrócił do klasy, obdarzył Borowicza bardzo wymownym spojrzeniem.
XV
Po Bożym Narodzeniu w klasie siódmej pojawił się nowy uczeń – Bernard Sieger. Chłopaka wyrzucono z warszawskiego gimnazjum, nikt jednak nie wiedział za co. Dopiero po jakimś czasie ustalono, że za „nieprawomyślność”. Przyjęcie do Klerykowa udało się dzięki poparciu kogoś znaczącego. Jego obecność w szkole była jednak obwarowana szczególnymi warunkami. Przede wszystkim mieszkał u historyka Kostriulewa i po lekcjach nie wolno było mu się spotykać z kolegami. Regularnie sprawdzano mu plecak, wyjątkowo często odpytywano przy tablicy. Chłopak jednak dobrze sobie radził, co trudno było zignorować. Okazało się, że Bernard czytał nie tylko słynne w Klerykowie zakazane lektury, lecz także wiele innych, o których chłopcy nawet nie słyszeli. To odcięcie Siegera od pozostałej części klasy wywoływało jednocześnie zaciekawienie, ale i zawiść. Postrzegano go jako wyniosłego, zbyt dumnego.
Sieger nie mógł początkowo chodzić na lekcje polskiego. Pozwolenie otrzymał dopiero po miesiącu. Kiedy pierwszy raz pojawił się na zajęciach, polski był ostatnią lekcją. Sztetter chciał odpytać jednego z uczniów, a ten, by tego uniknąć, zwrócił uwagę nauczyciela na nowego ucznia. Sieger się przedstawił, podkreślając, że prawdziwe nazwisko to Zygier, ale dziadek i ojciec zaczęli się podpisywać Sieger. Już to wywołało zainteresowanie nauczyciela, na pytanie o chęć uczestnictwa, padła jeszcze ciekawsza odpowiedź. Zygier stwierdził, że oczywiście, w końcu jest to ojczysty język. Sztetter się zaniepokoił, ale nakazał mu czytać wskazany fragment.
Bernard najpierw przeczytał fragment, potem zaczął po polsku, bardzo sprawnie i starannie rozbierać zdania. Drzemiący uczniowie zainteresowali się tym, co się działo. Nauczyciel był również zaskoczony, zaczął więc wypytywać, co Zygier czytał. Chłopak odparł, że szczególnie romantyków. Sztetter zapytał o Mickiewicza, więc chłopak zaczął opowiadać o poecie, o powstaniu listopadowym, o ataku na Belweder, a w końcu zaczął recytować „Redutę Ordona”.
Nauczyciel się poderwał, próbował przerwać Bernardowi, ten jednak zignorował nerwowe ruchy Sztettera. Nagle zapanowała cisza, wszyscy jak urzeczeni patrzyli na recytującego Zygiera. Świadomy niebezpieczeństwa Walecki ruszył do drzwi, aby sprawdzić, czy nikt się nie zbliża. Zygier recytował bardzo dostojnie, jego głos przyciągał, skupiał uwagę. Chłopcy więc automatycznie wręcz wstali z ławek i zbliżyli się do mówcy. Borowicz nadal siedział w swojej ławce, ale słuchał, mając poczucie, że to wszystko gdzieś już słyszał. Wspomnienia wywoływały w nim wstręt i ból jednocześnie. Nagle Borowicz przypomniał sobie opowieść starego Nogi, z którym razem polował na ptaki, o żołnierzu-powstańcu leżącym w zapomnianej mogile. Walczył z napływającymi do oczu łzami. Walki nie toczył Sztetter, który siedział przy biurku i płakał w milczeniu.
XVI
Stary Browar, obecnie zamieniony na mieszkania, był jednym z najchętniej odwiedzanych przez Borowicza i uczniów ósmej klasy miejscem. Mieszkali tutaj między innymi rodzice Marcina Gontali, zaprzyjaźnionego z Borowiczem. Strych, na którym mieszkał Marian, był miejscem częstych spotkań uczniów klerykowskiego gimnazjum. Przyciągał ich między innymi piękny widok na przedmieścia, łąki i lasy, jak i intymny charakter przestrzeni. Obok znajdowało się miejsce zwane „dziurą Efialtesa”, gdzie spotykali się Zygier, Borowicz, Pieprzojad i Andrzej Radek, który był wtedy uczniem siódmej klasy. Gontala zapaloną w oknie świecą dawał kolegom znać, że może się spotkać. Zygier nauczył się wymykać Kostriulewowi. Spotkaniami kierował Bernard, którego obecność całkowicie zmieniła myślenie gimnazjalistów. To on otworzył im oczy na poezję emigracyjną, kolejne polskie rewolucje, upadki, a także historię innych ludów. Wpisanie dzieł Mickiewicza na listę zakazanych książek tylko wzmogło zainteresowanie poetą. Czytano zabronione książki, uczono się kolejnych utworów na pamięć. Radek u Płoniewiczów znalazł wydania dzieł nie tylko Mickiewicza, ale i Słowackiego oraz innych autorów. Odnalazł broszury polityczne. Wszystko to najpierw czytał sam, teraz dzięki znajomości z Zygierem, mógł podzielić się skarbami z innymi uczestnikami spotkań, którzy chłonęli namiętnie kolejne strony. Nie tylko jednak czytano dzieła z zapartym tchem. Dyskutowano również o nich, prowadzono poważne, ostre niejednokrotnie dyskusje, porównywano ze sobą utwory, analizowano wydarzenia, bohaterów. Na Marcinie ogromne wrażenie zrobiły „Dziady” Mickiewicza. Po ich lekturze nie chciał o nich rozmawiać, chodził samotnie po lesie i starał się uporządkować własne uczucia. Lektura była trudna, bolesna, ale kształtowała osobowość młodego chłopaka, pozwalała dostrzegać własne błędy i pracować nad sobą. Nie tylko jednak Borowicz przechodził tak silną przemianę. Każdy z uczestników spotkań miał swoich faworytów i książki osobiście dla nich ważne. Dla Waleckiego takim dziełem była jednak książka Buckle’a, którą przeczytał znacznie później niż koledzy, a którą teraz objaśniał mu Borowicz. Nagle, dzięki podręcznikom przesyłanym także przez – będących już w Warszawie – „Spinozę” i „Balfegora”, mógł brać także udział w badaniach przyrodniczych. Zebraniami uczniów odbywających się co niedzielę niezmiennie kierował Zygier. Spotkania miały swój stały plan. Na każde z nich jeden z chłopaków przygotowywał rozprawkę o dowolnej książce, która potem stawała się przedmiotem dyskusji. Jednak robiono nie tylko to. Podczas spotkań pomagano sobie także w bieżącej nauce, kursach gimnazjalnych. Uczniowie wzajemnie pomagali sobie w odrabianiu zadań. Czasami na spotkaniach pojawiali się więc i wolnopróżniacy, którzy potrzebowali pomocy. Niestety do wypracowań pisanych po polsku podchodzili z dużym lekceważeniem i podczas odczytów najczęściej grali po prostu w karty.
Na górce pewnego dnia zaplanowano zabawę. Ponieważ chłopcy weszli w posiadanie butelki maślacza, spotkanie wyznaczono na dziewiątą. Borowicz miał jednak korepetycje, więc mógł przyjść dopiero przed dziesiątą. Zmierzając do kolegów, zauważył jednak Majewskiego. Jasne stało się, że nauczyciel wie o spotkaniu, Borowicz nie miał jednak pojęcia, jak ostrzec kolegów. Śledził Majewskiego, który – jak się okazało – znał wszystkie tajne przejścia.
Ponieważ w danym momencie nie mógł zbyt wiele zrobić, obserwował nauczyciela. Kiedy zrozumiał, że nauczyciel właśnie szuka ruchomej deski w płocie, skorzystał z okazji i na swoją stronę wciągnął kładkę, przez którą chłopcy przeprawiali się na drugi brzeg rzeki. Następnie zaczął rzucać w Majewskiego bryłami błota, jednocześnie wyrzucając mu po cichu, że chciał z niego zrobić swoją kopię, przeciągnąć na rosyjską stronę. Majewski chciał przekupić agresora rublami. W końcu jednak zrozumiał, że musi się przeprawić w bród przez rzeczkę. Kiedy odszedł, Marcin ruszył do kolegów. Ci zaś w międzyczasie opróżnili butelkę maślacza. Kiedy w pokoju pojawił się Marcin, dopytywali się, dlaczego jest tak późno. Ten jednak kazał im się jak najszybciej rozejść. Jego ostrzeżenia przed rewizją nie wzięto początkowo na poważnie. Kiedy jednak chłopcy zrozumieli, co się dzieje, opuścili „górkę”. Po północy pojawił się Majewski z dwoma strażnikami. Nie znaleziono jednak dziury w parkanie, kładka była na miejscu, nauczyciel zaniechał więc czekania na nieposłusznych uczniów.
XVII
Czas po Wielkanocy upłynął ósmoklasistom na przygotowaniach do matury. Ambitnie powtarzano materiał, uzupełniano luki w wiedzy. Nagle okazało się, że jest już początek maja. Borowicz znikał innym z oczu często na całe dnie. Uczył się na ławce, w dalekim kącie parku. Nie robił tego jednak sam. Kiedy zmierzał na początku maja do swojej ławeczki, ujrzał na niej Annę Stogowską – córkę lekarza wojskowego. Wiedział, że była ona jedną z prymusek gimnazjum żeńskiego. Matka Anny, Rosjanka, tak bardzo kochała męża, że postanowiła się nauczyć dla niego języka polskiego, a także stać się Polką. Zerwała wszelkie kontakty ze swoją rosyjską rodziną, Rosjan nie wpuszczała do swego domu. Mimo że była osobą rozważną, zdawała sobie sprawę, że jej podejście przyczyniło się do upadku męża. Swoje dzieci uczyła nienawiści do wszystkiego, co rosyjskie, ale sama tęskniła za beztroską młodością. W końcu zapadła na poważne zapalenie płuc i zmarła jako trzydziestolatka. Anna nie chciała powtórzyć nieszczęśliwego losu matki, postanowiła więc, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Stąd też wzięło się jej przezwisko. „Biruta” nie flirtowała z chłopakami, chciała pozostać dziewicą, a przy tym nadal nie poddawała się rusyfikacji, co pogarszało tylko sytuację ojca. Anna jednocześnie opiekowała się młodszym rodzeństwem, któremu wpajała tę samą niechęć do Rosji, której nauczyła ją matka.
Marcin zakochał się w Annie zimą. Spotkał ją w drodze do cerkwi. Pamiętał, co o niej mówiono, więc kierowany ciekawością postanowił trochę lepiej poznać dziewczynę. W pamięć szczególnie zapadły mu jej smutne oczy. Anna jednak zajęta była prowadzeniem domu, nie wychodziła więc razem z koleżankami, Borowicz miał tym samym mało okazji do spotkań z nią. Dziewczyna działała jednak na niego coraz silniej, nie był w stanie o niej nie myśleć, a kiedy dostał pamiętnik innej dziewczyny, aby się do niego wpisać, wyrwał z niego kartkę zapisaną przez „Birutę”. Przez następne miesiące widział Annę dosłownie raz, a potem przyszedł czas na naukę do matury. Uczył się, krążąc w pobliżu jej domu, wpatrywał się w okna jej pokoju. Kiedy spotkał ją w parku, myślał, że będzie chciała odejść, ale w końcu została. Marcin nie mógł przestać się w nią wpatrywać. Dziewczyna wydała się mu jeszcze piękniejsza, niż zapamiętał. Nie mógł zupełnie skupić się na nauce, którą pochłonięta zdawała się Anna. O siódmej wstała i odeszła. Następnego dnia Anna również przyszła do parku. Kiedy w pewnym momencie podniosła wzrok znad książki, ujrzała oczy Borowicza wpatrujące się w nią z zachwytem. Zaskoczyło ją to, podobnie jak reakcja jej własnego ciała. Dziewczyna się speszyła. Następnego dnia nie pojawiła się w parku, a Borowicz tęsknie jej wyglądał. Nie było jej także kolejnego dnia. Następnego podszedł do lasu, aby samego siebie przekonać, że musi skupić się na nauce, a o dziewczynie po prostu zapomnieć. Kiedy kolejnego dnia wrócił do parku, ujrzał ją jednak przed sobą. Wydawała się bardzo zawstydzona. Próbowała skupić się na podręczniku, ale wzrok powędrował najpierw na stopy, a następnie podniósł się na Marcina. Uśmiechnęła się do niego. Młodzi wpatrywali się w siebie, a magii tej chwili nie było w stanie nic zakłócić.
XVIII
Kiedy na początku września Marcin wrócił do Klerykowa, aby załatwić pewne sprawy, szukał Anny. Od pamiętnego dnia w parku nie zobaczył jej bowiem więcej. Zniknęła i mimo usilnych starań nie udało mu się jej odnaleźć. Wiedział jedynie, że Anna zdaje egzamin maturalny. Sama matura, późniejsze wręczenie świadectw i w końcu pożegnanie z ważnymi dla niego kolegami wydawało się absolutnie nierzeczywiste. Po tym wszystkim wrócił do ojca na wakacje, gdzie wyręczał go sumiennie w obowiązkach gospodarskich. Do Klerykowa przyjechał jedynie na kilka dni. Pojawił się u „starej Przepiórzycy”, której podziękował za opiekę. Spotkał tam Somonowicza, który jednak go nie poznał. Podzielił się ze starszymi informacją, że jedzie studiować na uniwersytecie w Warszawie. Od dawnej gospodyni dowiedział się, że stancja została zamknięta, bo dyrekcja szkoły nie zgadzała się na prowadzenie jej przez katoliczki. Otwarte miały zostać specjalne internaty dla młodzieży, co zdaniem Marcina miało tylko pomóc w rusyfikacji. Wyznał też, że mimo brak uczestnictwa w powstaniach, czuje ucisk i zamierza jej się przeciwstawiać z całych sił. Radca wykrzyczał, że nie chce trzeci raz w życiu patrzeć na walki.
Z dawnej stancji Marcin udał się na ulicę, gdzie stał dom Anny. Tęsknił za tym miejscem, a przede wszystkim za ukochaną. Chciał na nią spojrzeć jeszcze choć jeden raz. Podchodząc bliżej, uświadomił sobie jednak, że okna są puste. Przeszedł więc do stróżówki, aby uzyskać jakieś informacje. Dowiedział się, że Stogowski wyjechał w głąb Rosji, bo dostał tam lepsze stanowisko. Marcin był w szoku. Usłyszał jeszcze tylko o płaczu Anny w dniu wyjazdu. Poszedł do parku, do znanego źródełka, przy którym siadywała dziewczyna. Targała nim rozpacz. Z kieszeni wyjął kartkę wyrwaną z pamiętnika. Wpatrywał się tępo w nią, kiedy za nim pojawił się Andrzej Radek. Chłopak zapytał, co się stało. Marcin jedynie uścisnął rękę kolegi.
I
Na początku stycznia państwo Borowiczowie odwieźli swojego jedynego syna do szkoły w Owczarach, która miała przygotować go do egzaminów wstępnych do gimnazjum w Klerykowie. Marcinek Borowicz był przerażony całą sytuacją, matka również przeżywała nowy etap w życiu syna. Jazda saniami skończyła się szybko, a przed budynkiem szkoły pojawili się Ferdynand Wiechowski i jego żona Marcjanna. Pokazali rodzicom Marcinka skromny pokój chłopca, dokonali z nimi ostatnich ustaleń dotyczących zapłaty w postaci mięsa, warzyw, tkanin za naukę syna, a następnie pożegnali ich. Marcinek rzucił się za odjeżdżającymi saniami, ale na niewiele się to zdało.
Następnego dnia Marcinek trafił do szkolnej izby, gdzie starszy (i najmądrzejszy z uczniów) Michcik opowiadał chłopcu o zasadach obowiązujących w szkole. Okazało się, że wszystko skupia się przede wszystkim na nauce rosyjskiego. Marcinek nic z tego nie rozumiał, ale od razu zwrócił uwagę, że kiedy nauczyciel zaintonował rosyjską pieśń „Kol sławien”, większość uczniów zaczęła śpiewać „Święty Boże”.
II
Marcinek świetnie radził sobie w szkole. Najlepiej szło mu czytanie i interpretowanie, zdecydowanie więcej problemów miał z arytmetyką, której również musiał się uczyć po rosyjsku. Rodzice nie odwiedzali chłopca, chcąc ułatwić mu proces adaptacji do nowej sytuacji.
Pewnego dnia nauczyciel wrócił z miasta z informacją, że do szkoły przyjeżdża inspektor. Informacja ta bardzo zestresowała państwa Wiechowskich, co odczuli również uczniowie. Zaczęło się wielkie sprzątanie, przyspieszony kurs rosyjskiego alfabetu, rosyjskiego pozdrowienia, którym należało odpowiedzieć inspektorowi i wielu innych umiejętności, które przychodziły uczniom w większości dość opornie. Marcinek i równie młoda Józia mieli zostać ukryci przed wzrokiem dyrektora.
Kiedy w końcu pojawił się inspektor Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew, rozpoczęła się wizytacja. Problemem było to, że na pozdrowienie dyrektora zestresowane dzieci nie odpowiedziały. Zrobił to jedynie (a i tak z opóźnieniem), Michcik. Potem inspektor zaczął odpytywać uczniów. Dopóki odpowiadał Michcik wszystko szło świetnie, ale dyrektor nie chciał na nim poprzestać. Przepytywał po kolei, co szybko pokazało, jak niewiele jeszcze potrafią uczniowie Ferdynanda. Jaczmieniew był wściekły, czego nie omieszkał okazać nauczycielowi. Kiedy wyszedł, Ferdynand się upił. Okazało się jednak, że po jakimś czasie dyrektor wrócił, przepraszając Ferdynanda i obiecując mu podwyżkę. Był to wynik spotkania z wiejskimi kobietami, które narzekały, że nauczyciel przymusza dzieci do nauki rosyjskiego. To nastawienie dla Jaczmieniewa jako zwolennika rusyfikacji było najistotniejsze.
III
Na korytarzach gimnazjum w Klerykowie panował chaos, ponieważ trwała rekrutacja do szkoły, a rodzicom bardzo zależało, aby ich dzieci dostały się do klerykowskiego gimnazjum. Nie było to jednak takie proste, bo kandydatów było wielu, a egzaminy niezbyt proste. Mamie Marcinka przez żydowskiego kupca udało się jednak dowiedzieć, że kluczem do sukcesu jest wykupienie korepetycji u nauczyciela klasy wstępnej – pana Majewskiego. Wykupiła ona więc synowi pakiet korepetycji, które miały zapewnić drogę do zakończonej sukcesem rekrutacji.
IV
Z Majewskim Marcinek spotkał się tylko trzy razy, bo rozpoczęła się rekrutacja. Była wieloetapowa, ale najważniejszy był egzamin z rosyjskiego, także rozłożony na kilka tur. Marcinkowi, podobnie jak innym uczniom korzystającym z korepetycji u Majewskiego, udało się przebrnąć ten etap. Egzaminy z religii i arytmetyki były właściwie jedynie formalnością. Marcinek miał zamieszkać na stancji u „starej Przepiórzycy”, którą Helena Borowicz znała z dawnych czasów. Tutaj poznał przyjaciół swojej gospodyni – radcę Somonowicza i Grzebickiego, który doskonale zdawali sobie sprawę z postępów, jakie w obszarze rusyfikacji poczynił zaborca.
V
Marcinek początkowo w Klerykowie czuł się samotny, mimo że mieszkali z nim: Wiktor Alfons Pigwański, „Pytia” uczeń klasy siódmej (poeta, z którego młode Przepiórkowskie się wyśmiewały), trzej bracia Daleszowscy oraz Szwarc „Buła” poprawiający właśnie pierwszą klasę. Zainteresowanie Majewskiego Marcinkiem osłabło, kiedy nauczyciel uświadomił sobie, że chłopiec nie pochodzi ze szczególnie majętnej rodziny. W szkole panowała bardzo wyraźna hierarchia, słabsi, biedniejsi, mniej zdolni uczniowie byli wyszydzani (tak przez kolegów, jak i nauczycieli), tak jak Romcio Gumowicz. Marcinek poddawał się tej fali, do momentu, kiedy nie zobaczył, jak chłopiec płacze.
VI
Pani Borowiczowa w okolicach Zielonych Świątek zabrała Marcinka na dwa dni do domu. Był to czas szczególny, kiedy chłopiec uświadomił sobie, jak bardzo kocha matkę i jak jest ona dla niego ważna.
VII
Entuzjazm do nauki opadł u Marcinka po promocji do pierwszej klasy. W tym czasie zmarła też jego matka. Ten brak oznaczał również pozbawienie chłopca wsparcia i motywacji, ponieważ ojciec troszczył się jedynie o to, by Marcinek przechodził z jednej klasy do drugiej, natomiast wyniki średnio go interesowały. Musiał samodzielnie zapewnić synowi byt, co nie było proste. Marcinek zaczął więc wagarować. Kiedy pewnego dnia zawrócił z wagarów, aby odśpiewać z resztą kolegów hymn w kościele, miał okazję widzieć scysję między księdzem a inspektorem gimnazjum o polski śpiew. Ksiądz nakazał mu milczeć o tym, co widział.
VIII
Uczniowie bardzo różnie podchodzili do swoich nauczycieli. Opiekuna pierwszej klasy i nauczyciela łaciny, Leima, traktowali z dużą dozą lekceważenia. Średnio dobrze mówił po rosyjsku, ale pilnował zasad obowiązujących w szkole, a więc używania wyłącznie języka rosyjskiego. Sam w domu mówił po polsku. Nauczyciel rosyjskiego, Ozierskij, zupełnie nie był w stanie poradzić sobie z chłopcami. Najmniejszym szacunkiem cieszył się Sztetter, nauczyciel polskiego, którego zajęcia nie były obowiązkowe, a on cały czas martwił się o utrzymanie posady. Liczono się natomiast z nauczycielem arytmetyki, Nogackim, który co prawda nie rusyfikował na siłę, ale przez swoje metody pracy wymuszał na uczniach myślenie po rosyjsku.
IX
Marcinek w drugiej i trzeciej klasie uczył się dalej co najwyżej przeciętnie. Kiedy jednak przyłapano go razem ze Szwarcem na strzelaniu z pistoletu, co sprawiło, że prawie otarł się o wyrzucenie ze szkoły, prosił o pomoc Boga. Łaskawy wyrok dyrekcji, który oznaczał tylko dwa dni kozy o chlebie i wodzie, był dla Marcinka znakiem, że warto wierzyć. Odkrył w sobie na nowo pobożność, a to sprawiło, że zmienił także stosunek do nauki.
X
Kiedy Marcinek dostał się do piątej klasy, pojechał na wakacje do ojca, gdzie miał mu pomagać. Szybko jednak okazało się, że najlepszym towarzyszem chłopca jest dubeltówka, a on sam kocha ganiać za ptakami. Wśród mieszkańców wsi stary Szymon Noga stał się jego najwierniejszym towarzyszem. Mimo że chłop starał się przy okazji nastawić młodzieńca na patriotyczno-rewolucyjne tory, Marcinek stanowczo odmawiał zainteresowania tym tematem. Zdecydowanie bardziej wolał polowania, nawet te na głuszce, których w okolicy nie widziano od lat.
XI
W szkole zaszły zmiany, przede wszystkim w kadrze nauczycielskiej. Zmienił się jednak także dyrektor i inspektor szkoły. Dyrektor Kriestoobriadnikow i inspektor Zabielski byli gorącymi zwolennikami idei rusyfikacji i robili wiele, aby jak najskuteczniej wprowadzić ją w życie. Weszły nowe przepisy dotyczące lektur, zorganizowano coś na kształt edukacyjnej policji, która miała czuwać nad tym, co czytają uczniowie. Coraz częściej dochodziło do rewizji na stancjach. Wszystko to pogłębiło przepaść między uczniami a nauczycielami, którzy traktowali się już jak dwa wrogie obozy.
Marcin na przekór większości uczniów postanowił pójść na przedstawienie rosyjskiego teatru amatorskiego. Już sam początek nie zrobił na nim dobrego wrażenia. Chciał wyjść, ale dostrzegł, że przygląda mu się dyrektor. Do chłopców, którzy przyszli na przedstawienie, w przerwie przyszedł Majewski, wprowadził ich do loży dyrektorskiej, potem obdarował słodyczami. Następnego dnia Marcina do swojego domu zaprosił inspektor Zabielski, który umiejętnie oczarował chłopca.
XII
Do Klerykowa wędrował pieszo Andrzej Radek. Był to syn biednego fornala, którym zainteresował się nauczyciel szlacheckich dzieci. Opieka wyśmiewanego przez wszystkich Antoniego Paluszkiewicza otworzyła Radkowi drogą do progimnazjum w Pyrzogłowach. Tutaj uczył się z sukcesami do klasy czwartej. Do trzeciej klasy opiekował się nim sam Paluszkiewicz, który zmarł jednak na suchoty. Po ukończeniu progimnazjum Radek wrócił do rodziny, ale uświadomił sobie, że nie chce już wieść takiego życia jak jego rodzice, dlatego udał się do Klerykowa. Miał wiele szczęścia, bo po drodze spotkał człowieka, dzięki któremu znalazł się w domu Płoniewicza. Ten w zamian za korepetycje dla swoich dzieci dał mu schronienie i wyżywienie. Radek nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Przyjęto go do szkoły, przed zajęciami i po nich pomagał uczniom Płoniewicza, w tym Władziowi, który na wiedzę był wyjątkowo odporny, ale Andrzej się nie poddawał. Do swoich zajęć Radek siadał około północy. Nie czuł rozżalenia, był zdeterminowany do osiągnięcia swoich celów. Bycie w szkole utrudniały mu jednak zaczepki synów bogatych rodziców. Podczas jednej z odpowiedzi przy tablicy Radka wyśmiał Tymkiewicz. Chłopak dał się ponieść emocjom i pobił szydercę. Po fakcie zdał sobie sprawę, że to koniec jego kariery w klerykowskim gimnazjum i wszystkiego, co z tym związane. Kiedy miał już odejść ze szkoły, stanął przed nim Borowicz, który wziął chłopaka w obronę i wykorzystując swoją pozycję u inspektora Zabielskiego, sprawił, że wyrzucenie ze szkoły zostało cofnięte, choć Radek trafił na listę podejrzanych uczniów.
XIII
Borowicz zorganizował wokół siebie grupę literatów (Rosjan, Żydów i kilku Polaków), którzy pozostawali pod wpływem Zabielskiego. Walczyli oni z „ligą wolnopróżniaków”, która skupiała przede wszystkim synów polskich właścicieli ziemskich. Pierwsza grupa ćwiczyła się w literaturze rosyjskiej, czytaniu i pisaniu w tym języku, druga – grała w karty, jeździła konno, uczęszczała do teatru. Już na tym etapie uczniowie jednak zgadzali się w szacunku do matematyki i fizyki, odmawiając zasadności nauki większości pozostałych przedmiotów. Wyjątkiem był oczywiście rosyjski, który był najważniejszy. Mimo że szkoła regularnie rewidowała torby chłopców, w ich ręce trafił rosyjski przekład „History of civilisation In England” Henryka Tomasza Buckle’a, który uformował myślenie wielu z uczniów. Powstała grupa tzw. materialistów, do których zaliczał się również Marcin. Uczniowie zaczęli się rozwijać zgodnie z interesującymi ich tematami, prowadzili poszukiwania na własną rękę, poza murami szkoły, co dyrekcji nie mogło się oczywiście podobać.
XIV
Klasa siódma była znacznie mniej liczna, mimo że dołączyło do niej kilku uczniów powtarzających rok. Jednym z prymusów klasy był Walecki „Figa”, który jedynie swojej bezkompromisowości „zawdzięczał” bycie numerem 2 w klasie. Był mocno religijny, o co dbała matka – zagorzała katoliczka. Podczas lekcji historii prowadzonej przez Kostriulewa pojawiła się opowieść, jak to po upadku Polski w jednym z klasztorów mniszek w podziemiach znaleziono trumny ze zwłokami noworodków. Walecki zaprotestował, że nie jest gotowy przyjmować takich kłamstw. Tylko jeden uczeń solidaryzował się z Waleckim, reszta nie chciała go wziąć w obronę. Chłopak nie został jednak ze szkoły wydalony, ale ukazano go rózgami. Walecki, który wrócił do klasy, obdarzył Borowicza, który jako pierwszy wystąpił przeciwko niemu, nienawistnym spojrzeniem.
XV
W styczniu w klasie pojawił się nowy uczeń – Bernard Sieger, którego wydalono z Warszawy jako „nieprawomyślnego”. Dzięki protekcji kogoś znanego przyjęto go w Klerykowie, ale roztoczono nad nim specjalny nadzór, aby nie mógł swoich przekonań szerzyć wśród innych uczniów. To się jednak nie udało, ponieważ na pierwszej lekcji języka polskiego u Sztettera ujawnił, że naprawdę nazywa się Zygier, tylko dziadek i ojciec zaczęli używać innej formy nazwiska. Potem Bernard zaczął pięknie czytać po polsku, rozbierać zdania. W końcu Sztetter zapytał go o lektury i okazało się, że chłopak zna literaturę romantyczną, wiele wie o Mickiewiczu, a naukę polskiego uważa za oczywistość, w końcu to język ojczysty. Deklamacja „Reduty Ordona” poruszyła wszystkich, łącznie z Marcinem.
XVI
W ósmej klasie grupa Borowicza, która obejmowała oprócz Marcina, Zygiera, Pieprzojada i Andrzeja Radka, który wtedy jeszcze był w klasie 7, spotykała się często w Starym Browarze przerobionym na mieszkania. Na strychu znajdowało się mieszkanie rodziców Marcina Gontali i tutaj chętnie spotykali się potajemnie chłopcy. To był czas wyjątkowej edukacji, pokątnej, ukrytej, ale rozpalającej serca i umysły. Czytano Mickiewicza i Słowackiego, dyskutowano o filozofii, Walecki, który także pojawiał się na spotkaniach zafascynował się Bucklem, którego w końcu przeczytał. Na spotkania przygotowywano rozprawkę z wybranej lektury, a potem o niej dyskutowano. Na spotkaniach pojawiali się czasem nawet wolnopróżniacy. Pomagano sobie w nauce, zadaniach domowych, a jednocześnie odkrywano wszystko to, o czym w szkole usłyszeć nie można było. Nauczyciele próbowali złapać uczniów, których podejrzewali o udział w tego typu zgromadzeniach. Raz nauczyciel Majewski był całkiem bliski złapania chłopców. Na szczęście tego dnia ze względu na przedłużające się korepetycje Borowicz szedł do kolegów później, dzięki czemu uniemożliwił Majewskiemu dotarcie do grupy.
XVII
Ósmoklasiści przygotowywali się do matury. W tym czasie Marcin coraz częściej znikał kolegom z pola widzenia. Okazało się, że uczył się w parku, gdzie kilka razy miał okazję spotkać Annę „Birutę” Stogowską, córkę Polaka i Rosjanki, która dla męża wyparła się wszystkiego, co rosyjskie. Niestety pod zaborami nie przynosiło to rodzinie chwały, a pogłębiające się problemy doprowadziły do śmierci matki Anny. Córka przejęła od matki nienawiść do Rosjan, postanowiła również, że nie powtórzy smutnej historii rodzicielki i nigdy nie zwiąże się z mężczyzną. Zainteresowanie, jakie Borowicz okazywał Annie, wzbudzało w niej konsternację. Kiedy podczas drugiego spotkania w parku dostrzegła, jak się w nią wpatrywał, zaskoczyło ją to. Następnego dnia nie przyszła do parku, w kolejne dni również. Marcin po dwóch dniach także nie poszedł do parku, tylko spędził czas samotnie w lesie. Kolejnego dnia czekała na niego jednak niespodzianka – Anna była w parku, podobnie jak on nie mogła się skupić na nauce, w końcu podniosła wzrok na Marcina i para z uśmiechem się w siebie wpatrywała.
XVIII
Minęły matury, zakończenie szkoły. Marcin nie widział Anny od pamiętnego dnia w parku. Na wakacje wyjechał pomagać ojcu w gospodarstwie. Przyjechał jednak do Klerykowa we wrześniu, aby załatwić sprawy, podziękować „starej Przepiórzycy” za opiekę. Tutaj dowiedział się, że rusyfikacja przybiera na sile, szykowany jest specjalny internat dla uczniów. Dyskutował także z radcą Somonowiczem o konieczności przeciwstawienia się tej polityce. Chłopak zupełnie zmienił zdanie i był gotowy walczyć za swoją polskość, co przeraziło starszego człowieka.
Marcin szukał Anny, kiedy jednak dotarł pod jej dom, okazało się, że okna są puste. Od stróża dowiedział się, że ojciec Anny dostał pracę w Rosji i wyjechał z córką, która opuszczając dom, płakała. Marcin był w szoku. Poszedł do parku, wyjął z kieszeni kartkę zapisaną przez Annę, którą wyrwał z pamiętnika innej dziewczyny. Wpatrywał się w nią tępo, kiedy poczuł na ramieniu rękę Andrzeja Radka. Chłopak chciał wiedzieć, co się stało. Marcin uścisnął jedynie jego dłoń.
Plan wydarzeń „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego przedstawia się następująco:
1. Borowiczowie odwożą Marcinka do Owczar.
2. Marcinek poznaje szkołę, dyrektora i jego żonę, rodzice potwierdzają koszty nauki syna, a następnie odjeżdżają, ku wielkiej rozpaczy chłopca.
3. Marcinek poznaje szkołę i zasady w niej panujące.
4. Chłopiec sumiennie się uczy, robi postępy, mimo problemów, które sprawiają mu niektóre przedmioty.
5. Szkoła szykuje się na wizytę inspektora, która wyjątkowo stresuje nauczyciela.
6. Inspektor Jaczmieniew jest rozczarowany poziomem wiedzy uczniów w Owczarach, Ferdynand Wiechowski jest przekonany, że to koniec jego kariery.
7. Inspektor wraca do Owczar po rozmowie z kobietami ze wsi. Doceniając nieugiętą postawę nauczyciela we wprowadzaniu języka rosyjskiego, obiecuje mu podwyżkę.
8. Jaczmieniew wspomina swoje młodzieńcze ideały, które porzucił na rzecz walki o skuteczną rusyfikację wśród polskich dzieci.
9. Helena Borowiczowa wspólnie z Marcinkiem przebywa w Klerykowie i stara się uzyskać informacje dotyczące zasad przyjęcia do klasy wstępnej.
10. Znajomy kupiec uświadamia kobietę, że potrzebne jest wykupienie korepetycji u nauczyciela Majewskiego, co Helenie udaje się załatwić.
11. Po kilku spotkaniach z Majewskim Marcinek staje do egzaminów wstępnych, które – podobnie jak inni uczniowie korzystający z korepetycji – skutecznie przechodzi.
12. Helena Borowiczowa przed odjazdem do domu załatwia ostatnie kwestie związane z mieszkaniem Marcinka u „starej Przepiórzycy”.
13. Marcinek spędza pierwszy rok nauki w gimnazjum, walczy z poczuciem samotności, uczy się zasad panujących w gimnazjum.
14. Współczucie Marcinka w końcu zyskuje Romek, który jako biedny i mniej utalentowany staje się obiektem kpin tak innych uczniów, jak i nauczycieli.
15. Helena zabiera ucznia na dwa dni wolnego do domu rodzinnego, a podczas podróży Marcinek obiecuje matce, że będzie w niego dumna.
16. Marcinek uzyskuje promocję do klasy pierwszej, ale śmierć matki i brak dodatkowej motywacji sprawiają, że jego wyniki stają się przeciętne.
17. Marcinek, wchodząc do kościoła z wagarów, słyszy dyskusję księdza Wargulskiego z inspektorem dotyczącą śpiewania polskich pieśni religijnych.
18. Wraz z kolegami ze stancji Marcinek zostaje przyłapany na strzelaniu z pistoletu.
19. Chłopiec boi się wyrzucenia ze szkoły, oczekując na decyzję dyrekcji, gorąco się modli, a kiedy okazuje się, że kara ogranicza się jedynie do dwóch dni kozy, wierzy, że to pomoc Boga.
20. Rozbudzona w Marcinku religijność przyczynia się do jego większej koncentracji, determinacji, a więc i poprawy wyników w nauce.
21. Marcinek dostaje się do klasy piątej, w międzyczasie spędza wakacje w Gawronkach, zamiast jednak pomagać ojcu, skupia się na polowaniu na ptaki.
22. W trakcie spacerów po wsi Marcin poznaje Szymona Nogę, który towarzyszy mu przy polowaniach, a także opowiada o powstańcach, chłopiec jednak nie jest zainteresowany kwestiami politycznymi.
23. Marcinek wspólnie z Szymonem wybierają się polować na głuszce. Wyprawa okazuje się zupełnie nieudana.
24. Po powrocie do gimnazjum Marcinek zastaje spore zmiany: wymieniona zostaje spora część kadry nauczycielskiej, a przede wszystkim dyrektor i inspektor szkoły, którzy są jeszcze bardziej zdeterminowani do przeprowadzenia skutecznej rusyfikacji swoich uczniów.
25. Chłopcy w gimnazjum podlegają nieustannej kontroli, sprawdza ich nauczycielska policja, coraz częściej nauczyciele pojawiają się na stancjach, kontrolują lektury itd.
26. Marcin na przekór większości uczniów idzie na przedstawienie rosyjskiego teatru amatorskiego. Wraz z kilkoma innymi uczniami zostaje zauważony przez dyrektora i Majewskiego.
27. Inspektor Zabielski zaczyna się interesować Marcinkiem, który przez dłuższy czas pozostaje pod jego silnym wpływem.
28. Do Klerykowa wędruje syn fornala Andrzej Radek, który dzięki poświęceniu innego nauczyciela miał okazję ukończyć 4 klasy progimnazjum i teraz chce kształcić się dalej.
29. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Radek dostaje pracę – w zamian za mieszkanie i wyżywienie ma uczyć dzieci Płoniewicza.
30. Andrzej Radek zostaje przyjęty do szkoły, radzi sobie nieźle, ale czuje się samotny.
31. Chłopiec jest szykanowany przez uczniów bogatszych obywateli, na co nauczyciele przymykają oko. W końcu zostaje sprowokowany do bójki, za którą zostaje wyrzucony ze szkoły.
32. W obronie Radka staje Marcin Borowicz, wtedy już uczeń klasy szóstej, wykorzystuje znajomość z inspektorem, aby chłopiec został przywrócony do szkoły.
33. Dochodzi do wyraźnego podziału w klasie szóstej, która dzieli się na „literatów” (razem z Marcinem) i „ligę wolnopróżniaków”.
34. Uczniowie zyskują dostęp do książki Buckle’a, która wywiera na nich ogromny wpływ i doprowadza do powstania grupy materialistów, do której zalicza się również Marcin.
35. Podczas lekcji historii uczeń Walecki nie zgadza się z opowieściami nauczyciela o rozpustnych polskich mniszkach.
36. Marcin, a za nim kolejni uczniowie nie biorą Waleckiego w obronę. Chłopiec zostaje skazany na rózgi.
37. W szkole pojawia się nowy uczeń Bernard Sieger – wyrzucony ze szkoły w Warszawie za „nieprawomyślność”.
38. Nauczyciele nie dopuszczają do możliwości zawiązania się bliższych kontaktów między Bernardem a pozostałymi uczniami.
39. Podczas lekcji języka polskiego Bernard, który naprawdę ma na nazwisko Zygier, recytuje „Redutę Ordona”.
40. Nauczyciel polskiego oraz inni uczniowie wraz z Marcinem są wzruszeniu recytacją Bernarda i jego patriotyczną postawą.
41. W części uczniów, między innymi za sprawą występu Bernarda, dochodzi do istotnej zmiany: coraz więcej czasu poświęcają na samokształcenie poza programem szkoły, poznają między innymi literaturę romantyczną, pisma filozoficzne i wiele innych zagadnień.
42. Tajne spotkania odbywają się w mieszkaniu Gontali. Nauczyciele starają się wyśledzić uczniów, na szczęście jednak na Majewskiego natyka się Borowicz, który skutecznie uniemożliwia edukatorowi odnalezienie tajnego zgromadzenia.
43. Marcin, atakując z ukrycia Majewskiego, symbolicznie mści się za lata „formatowania” go na modłę rosyjską.
44. Uczniowie ósmej klasy, w tym Marcin, przygotowują się do egzaminu maturalnego, w czym nieoceniona jest wzajemne wsparcie, jakiego sobie udzielają.
45. W międzyczasie Marcin zakochuje się w Annie „Birucie”, którą potem kilkakrotnie spotyka w parku. W końcu otrzymuje mały sygnał, że także i on nie jest zupełnie dziewczynie obojętny.
46. Po zdanej maturze i zakończeniu szkoły Marcin wyjeżdża do Gawronek, aby pomóc ojcu w gospodarstwie.
47. We wrześniu chłopak pojawia się w Klerykowie, spotyka się ze „starą Przepiórzycą”, mówi o planach studiowania w Warszawie, ale i głębokim sprzeciwie wobec rusyfikacji.
48. Marcin szuka wieści o „Birucie”, od stróża pod jej domem dowiaduje się, że razem z ojcem wyjechała do Rosji, gdzie ojciec dostał lepszą pracę.
49. Załamany chłopak idzie do parku, gdzie spotykał dziewczynę, a tam znajduje go Andrzej Radek.
Głównym bohaterem „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego jest Marcin Borowicz. Obserwujemy jego życie od momentu rozpoczęcia edukacji do ukończenia gimnazjum i zdania matury. Kiedy go poznajemy, ma 8 lat i jest dzieckiem, w momencie zakończenia powieści prezentuje się jako dojrzały młody człowiek, który bardzo mocno zmienił nastawienie do wielu problemów. Obserwowanie tej metamorfozy, dorastania Marcina, jest jednym z głównych tematów „Syzyfowych prac”. Chłopiec pochodzi ze średnio zamożnej rodziny. Na początku powieści do tęgi dzieciak, który z czasem nabiera siły. Wyróżniają go czarne oczy. Bardzo blisko związany jest przede wszystkim z matką, która przed przedwczesną śmiercią zdążyła zaszczepić w chłopcu wrażliwość i uczciwość, które sprawiały, że nawet jeśli chłopiec popełniał błędy, potrafił je z czasem dostrzec i się zmienić. Przebieg 10-letniej ewolucji chłopca obserwować można na kilku poziomach:
- odpowiedzialności za siebie i innych; do pewnego momentu Marcin właściwie bezrefleksyjnie poddaje się temu, co się wokół niego dzieje, potem uczy się wykorzystywać okazje (jak z inspektorem Zabielskim), z czasem jednak bierze odpowiedzialność za siebie i innych (chroniąc kolegów przed Majewskim);
- zaangażowania w życie rodzinne – chłopiec dopiero w pewnym momencie uświadamia sobie tęsknotę za matką i to, jak bardzo potrzebuje go ojciec;
- postawy patriotycznej – przez długi czas Marcin jawi się jako uczeń, któremu rusyfikacja niespecjalnie przeszkadza, o kolejnym powstaniu (podobnie jak ojciec, który wszystko stracił w poprzednim) niespecjalnie chce słyszeć, w pewnym momencie świadomie czerpie korzyści z postawy prorosyjskiej, w końcu jednak (po części dzięki Zygierowi) odkrywa tłamszony przez samego siebie patriotyzm i podejmuje działania na rzecz pogłębienia wiedzy o własnej ojczyźnie, ale jest także gotów walczyć z zaborcą.
Marcin w trakcie 10 lat przechodzi kolejne szczeble edukacji, traci matkę, poznaje mieszkańców wsi, daje się uwieść promującym rosyjską perspektywę nauczycielom, odkrywa własny patriotyzm, staje się odpowiedzialnym kolegą, pomaga innym, w końcu się zakochuje i cierpi z powodu tej miłości – te wszystkie wydarzenia budują jego mniejsze i większe wewnętrzne przemiany, doprowadzają do ukształtowania się jego światopoglądu, zbudowania poczucia przynależności narodowej.
Drugoplanowe postaci „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego to:
- Andrzej Radek – syn fornala, który dzięki nauczycielowi dzieci właściciela dworu, w którym pracowali jego rodzice, dostaje szansę zbudowania innego życia. Paluszkiewicz sprawia, że Andrzej ma szansę poznać i docenić wartość wiedzy. Nauczyciel najpierw sam go kształci, potem opłaca mu szkołę, czuwa nad nim. Radek po 4 klasach progiminazjum wie już, że zrobi wiele, aby móc się dalej uczyć. Sam rusza do Klerykowa, dostaje pracę jako korepetytor i dostaje się do gimnazjum. Bohater początkowo jest bardzo samotny, szykanowany za swoje niskie pochodzenie, w jego obronie staje jednak Borowicz, co staje się impulsem do późniejszej przyjaźni między chłopcami. Radek jest samodzielny, ale i bardzo świadomy. Czuje się Polakiem, dlatego szybko nawiązuje przyjaźń z Zygierem, który wyznaje podobne wartości. Chłopiec ma silny charakter, ale jest przy tym bardzo uczciwy, pracowity i wrażliwy. To właśnie on staje obok Marcina, kiedy ten przeżywa sercowy dramat po wyjeździe Anny. Ponieważ sam musiał w życiu przezwyciężyć wiele przeciwności i zadbać o swój los, wie, jak bardzo cenna jest obecność i pomoc innych. Jest gotowy nieść ją osobom dla niego najbliższym.
- Bernard Zygier – uczeń, który w Klerykowie pojawia się dość późno, w wyniku wydalenia ze szkoły w Warszawie za postawę antyrosyjską. Dołącza do klasy siódmej i mimo wysiłków nauczycieli, którzy starają się odizolować go od innych uczniów, nawiązuje przyjaźń z Radkiem, Borowiczem i innymi chłopcami, którzy są wyjątkowo poruszeni jego „występem” na lekcji polskiego, kiedy to Bernard recytuje „Redutę Ordona”, ujawnia dobrą znajomość polskiej literatury, ogromny szacunek do polskiego języka i ogólną postawę patriotyczną. Bliskie są mu wzorce romantyczne, postawa i biografia Mickiewicza. Podobnie jak ten poeta zakłada niezależne od szkoły kółko, w trakcie spotkań którego uczniowie pozyskują wiedzę o polskiej literaturze, ćwiczą się w pisaniu w języku ojczystym, ale pomagają sobie także z codziennymi szkolnymi zadaniami. To urodzony przywódca, który konsoliduje wokół siebie innych uczniów i wspólnie z nimi się rozwija. Zygier jest odważny, to on zaraża Borowicza gotowością do walki z rusyfikacją. Jest przekonany, że postępuje słusznie i robi wszystko, aby móc otwarcie manifestować swoją polskość.
- Pan Majewski – Polak, który uczy we wstępnej klasie gimnazjum; stara się prezentować poważnie, stylowo, ale nie do końca mu się to udaje. Aby utrzymać posadę, wyrzeka się swojej polskości i pracuje na rzecz rusyfikacji. Stale obserwuje uczniów i stara się wychwytywać wszelkie oznaki niepokojącego zainteresowania uczniów polskością. Jest typowym przykładem zausznika, donosiciela, który nie cofa się przed niczym dla własnej korzyści. Oferuje płatne korepetycje dla kandydatów, które mają zapewnić wstęp do gimnazjum. Prezentuje więc postawę łapówkarza. Jest także donosicielem, za wszelką cenę stara m.in. odkryć miejsce tajnych spotkań niesfornych uczniów.
- Profesor Kostriulew – nauczyciel historii, który uczy w określonym duchu, stara się prezentować Polskę, Polaków, wiarę katolicką w jak najgorszym świetle, dowartościowując jednocześnie Rosję i jej obywateli. Nie ma żadnych hamulców, aby obrażać, manipulować wiedzą, byle tylko uczniów czujących się Polakami obrazić i stłamsić ich miłość do ojczyzny.
- Dyrektor Kriestoobriadnikow i inspektor Zabielski – Żeromski prezentuje ich jako parę, która przejmuje zarządzanie gimnazjum w Klerykowie i stara się jeszcze skuteczniej wdrożyć w życie metody rusyfikacji. To ich pojawienie się w Klerykowie doprowadza do zaostrzenia kursu: regularnych wizyt nauczycieli na stancjach, kontrolowania uczniów w stopniu dotychczas niespotykanym, rewizji, ale i zachęcania uczniów do kontaktu z kulturą rosyjską. Wiedzą, jak zaimponować młodym gimnazjalistom, na co przez pewien czas daje się złapać także Marcin Borowicz, którego zjednują dla idei rusyfikacji (na szczęście tylko do czasu).
- Profesor Sztetter – nauczyciel języka polskiego, który zajmuje jedną z najniższych pozycji w klerykowskim gimnazjum. Jego przedmiot jest nieobowiązkowy, on sam cały czas obawia się, że straci pracę, niewiele więc robi na zajęciach z uczniami, aby nie zostać posądzonym o niewłaściwą postawę i w efekcie zwolniony z pracy. W efekcie uczniowie nudzą się na jego lekcjach, często śpią, nie przejmują się nauką. Boi się o własny los, nie ma więc odwagi, aby uczyć inaczej i rozbudzać w uczniach miłość do języka ojczystego. Lekcję takiej odwagi daje mu Zygier, recytując „Redutę Ordona”, co wywołuje u nauczyciela ogromne wzruszenie.
Pozostali nauczyciele klerykowskiego gimnazjum w „Syzyfowych pracach” Stefana Żeromskiego:
- Profesor Rudolf Leim – nauczyciel łaciny; bardzo sumienny, człowiek w podeszłym wieku, który sam w domu rozmawia po polsku ze swoją żoną-Polką, jednocześnie jednak respektuje zasady rusyfikacji obowiązujące w szkole. Z pochodzenia Niemiec.
- Profesor Iłarion Stiepanycz Ozierskij – nauczyciel języka rosyjskiego, który zupełnie nie jest w stanie zapanować nad swoimi uczniami; mimo że jest bardzo dobrze wykształcony, ma ogromną wiedzę, to nie potrafi jej przekazać.
- Pan Nogacki – nauczyciel arytmetyki, człowiek bardzo surowy, dokładny, przypomina konsekwentnego urzędnika, który wypracował takie metody nauki, aby wymusić na swoich uczniach myślenie po rosyjsku.
Postacie epizodyczne:
- Helena Borowiczowa – matka Marcina, bardzo wrażliwa, czuła kobieta, która dla swojego jedynaka zrobiłaby wszystko; choruje na suchoty i umiera, kiedy Marcin otrzymuje promocję do pierwszej klasy.
- pan Borowicz – ojciec Marcina, uczestnik powstania styczniowego; w wyniku udziału w powstaniu stracił pozycję i pieniądze; człowiek małomówny i zgorzkniały.
- Tomasz Walecki „Figa” – syn ortodoksyjnej katoliczki, chłopak bardzo zdolny, ale przez długi czas o ograniczonych przez matkę horyzontach; odważny, występuje przeciwko manipulacjom Kostriulewa.
- Anna Stogowska „Biruta” – córka lekarza wojskowego Polaka i Rosjanki, która dla męża wyparła się swojej narodowości i niechęcią do Rosji zaraziła córkę. Anna po śmierci matki przejmuje jej obowiązki, zajmuje się domem. Jest bardzo skromna, cicha, ale i zdolna. Cierpi z powodu zaborów i władzy Rosjan. Nie interesują jej chłopcy, nie chce bowiem cierpieć jak matka, Marcinowi jednak udaje się zdobyć jej zainteresowanie. Dziewczyna jednak musi wyjechać z ojcem, co odbiera jej szansę na kontynuację tej znajomości.
„Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego to powieść, która rozgrywa się w latach 1871–1881. Przez 10 lat obserwujemy przygody Marcina Borowskiego i jego kolegów. W wypowiedziach bohaterów cofamy się jednak także do 1863 roku, a więc czasu powstania styczniowego. O nim najwięcej informacji Marcin otrzymuje od strzelca poznanego na wsi – Szymona Nogi.
Akcja „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego rozgrywa się w kilku miejscach. Przede wszystkim jest to najpierw elementarna szkoła w Owczarach, a następnie gimnazjum w miasteczku Kleryków. Miejscowość ta jest fikcyjna, natomiast swoim opisem przypomina doskonale znane Żeromskiemu Kielce. Kilkakrotnie w powieści pojawiają się także Gawronki, posiadłość szlachecka, w której wychował się Marcin.
„Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego to powieść, która w dość bezpośredni sposób nawiązuje do problemów kluczowych dla społeczeństwa współczesnego pisarzowi. Żeromski „Syzyfowe prace” wydał w roku 1897. Pierwsze wydanie opublikowano w odcinkach w piśmie „Nowa Reforma”. Następnie powieść wydana została w wersji książkowej we Lwowie. Była to jedna z ważniejszych problemów przełomu XIX i XX wieku. Podejmowała problem agresywnej rusyfikacji widzianej z perspektywy ponad 20 lat, które minęły od powstania styczniowego. To jego upadek doprowadził do zintensyfikowania działań Rosjan dążących do maksymalnego wykorzenienia kultury polskiej.
„Syzyfowe prace” są jednak powieścią, która nie tylko podejmuje ważny społecznie problem, lecz także stanowi do pewnego stopnia zapis autentycznych przeżyć samego Stefana Żeromskiego, który był uczniem szkoły podstawowej w Psarach, a następnie gimnazjum w Kielcach. Wyraźnym sygnałem tego jest choćby to, że częściowo czas akcji „Syzyfowych prac” pokrywa się z okresem edukacji pisarza (1873–1886). Czas ten był w historii polskiej edukacji bardzo szczególny. Po przegranym przez Polaków powstaniu styczniowym represje ze strony rosyjskiego zaborcy bardzo się wzmogły. Szkoła była miejscem szczególnie dotkniętym represjami. Po 1864 roku rusyfikacja znacząco przybrała na sile i lata 70. I 80 XIX wieku oznaczały dla uczniów nieustanną walkę o przetrwanie w rosyjskojęzycznej szkole przy jednoczesnej próbie zachowania własnej narodowej, religijnej, społecznej tożsamości. W szkołach, które miały kształcić nowe, w pełni podporządkowane Rosjanom społeczeństwo, język polski był nieobowiązkowy (traktowany jako obcy), na terenie szkoły nie wolno było mówić po polsku. Wszystkich innych przedmiotów także nauczano w języku rosyjskim, aby wymusić na uczniach myślenie w tym języku, co miało dawać szansę na zajęcie miejsca języka ojczystego.
Żeromski wszystkich tych problemów doświadczył. Podobnie jak główny bohater wywodził się z rodziny, która wzięła udział w powstaniu styczniowym, za co później musiała drogo zapłacić. Żeromski nie tylko stracił bliskich członków rodziny, lecz także jego rodzice musieli się liczyć z poważnym zmniejszeniem majątku przejętego w wyniku represji. Ojciec Stefana Żeromskiego trafił do więzienia jako powstaniec, to wiązało się z koniecznością jego wykupienia. Żeromski podobnie do Marcina Borowicza wcześnie stracił matkę, potem także ojca, co sprawiło, że szybko sam musiał zacząć zarabiać na swoje utrzymanie. Podejmował się więc pracy korepetytora i guwernera w domach bogatych właścicieli ziemskich.
„Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego to powieść, a więc jest połączeniem narracji oraz dialogów bohaterów. Powieść prowadzona jest przez 3-osobowego, wszechwiedzącego narratora, który jednak zachowuje dość dużą powściągliwość i niezbyt często komentuje to, o czym opowiada, choć sposób portretowania niektórych postaci (przede wszystkim nauczycieli kolaborujących z władzą rosyjską) nie pozostawia wątpliwości, po której stronie są sympatie narratora. Jest to jednak jeszcze powieść pisana narracją bardzo klasyczną, skupiającą się na bohaterach, prowadzącym jest tutaj narrator. Często jednak podgląda on myśli, uczucia swoich bohaterów, sposób widzenia przez nich świata, co zapowiada już eksperymenty, po jakie będzie sięgał Żeromski w „Ludziach bezdomnych”, a także „Przedwiośniu”, czyli kolejnej powieści o dojrzewaniu.
Powieść „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego szczegółowo określa się jako obyczajowo-psychologiczną. Za pierwszym członem tej nazwy przemawia:
- obecność szerokiej panoramy społecznej: poznajemy zarówno środowisko wsi, jak i miasteczka, mamy okazję zajrzeć do dworu, jak i mieszkania miejskiego; podglądamy (w różnym oczywiście stopniu) uczniów, nauczycieli, rodziców, dziadków, ludzi biednych, bogatych itd.
- opowiadanie historii głównego bohatera na tle określonych, precyzyjnie (mimo cenzury) zarysowanych problemów społecznych: upadku powstania, jego konsekwencji, rusyfikacji, ograniczonego dostępu do edukacji dzieci chłopskich i pochodzących z biedniejszych rodzin itd.
Z kolei „Syzyfowe prace” jako powieść psychologiczną można traktować przede wszystkim ze względu na:
Rola edukacji w życiu Polaka końca XIX wieku w „Syzyfowych pracach” Stefana Żeromskiego
Z pewnością jednym z najważniejszych tematów, jakie podejmuje Stefan Żeromski w powieści „Syzyfowe prace”, jest kwestia edukacji. Wiąże się z nią wiele innych tematów, w końcu powieść opowiada przede wszystkim o edukacji Marcina Borowicza. Sama jednak edukacja jako temat wydaje się kluczowa.
- Żeromski pokazuje bardzo ciemne, brutalne oblicze rusyfikacji, jakiej konsekwentnie poddawani są uczniowie od najwcześniejszych lat edukacji.
- Pisarz opowiada jednak nie tylko o rusyfikacji, ale pokazuje rolę edukacji w życiu każdego młodego człowieka. Na przykładzie Borowicza można zobaczyć, jak bardzo edukacja i sposób jej prowadzenia ma wpływ na to, jak chłopak postrzega świat, co go interesuje, w co jest gotowy inwestować energię. Przez długi czas biernie poddając się rusyfikacji, Marcin osłabia, praktycznie wycisza w sobie uczucia patriotyczne, dopiero spotkanie z Zygierem i przełom, jaki się wtedy w chłopcu dokonuje, zawracają go z tej drogi. Dotyczy to jednak nie tylko Marcina: widać to na przykładzie Waleckiego, który późno, ale wyrywa się jednak spod wpływu ortodoksyjnej matki, Radka, który uświadamia sobie, jak wiele zmieniły w nim już pierwsze lata edukacji i nie chce wracać do życia swoich rodziców, w Zygierze, dla którego nauka polskiej literatury daje ocalenie w trudnych czasach.
- „Syzyfowe prace” prowokują do pytania o rolę nauczyciela w rozwoju i edukacji ucznia. W powieści więcej jest zdecydowanie przykładów negatywnych, takich jak pan Majewski, profesor Kostriulew czy nawet Nogacki, którzy zamiast rozbudzać w swoich uczniach chęć nauki, rozwoju, samodzielność myślenia, starają się ich sformatować zgodnie z oczekiwaniami władzy. Widać zaś, że uczniowie tęsknią do autorytetów, postaci przykuwających uwagę. Korzysta z tego między innymi inspektor Zabielski, który mniej więcej dzięki odpowiedniej autokreacji na dłuższy czas przekonuje do siebie Marcina. Jest jednak w „Syzyfowych pracach” postać pozytywnego nauczyciela. – to Paluszkiewicz, który otwiera przed Radkiem szansę na zupełnie inne życie. Dyskusyjną postacią jest natomiast Sztetter, który nie ma w sobie odwagi, aby walczyć z dyrekcją, ale widać, jak przeżywa literaturę podczas recytacji „Reduty Ordona” Zygiera. Nie jest tak negatywnie portretowany jak choćby Majewski, ale narrator podkreśla brak gotowości do walki o swoich uczniów, co także piętnuje.
- Żeromski w „Syzyfowych pracach” pokazuje, jak ogromny wpływ ma edukacja na wybory, których dokonują młodzi uczniowie, jak organizuje perspektywę, ustawia spojrzenie na świat, determinuje wybór ścieżki, jaką podążają młodzi ludzie. Można się domyślać, że gdyby nie zmiana, jaka dokonała się w Marcinie między siódmą a ósmą klasą, jego wybory życiowe mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. W przypadku Waleckiego, którego ograniczała matka wyznająca ortodoksyjny katolicyzm, bez szkoły, kolegów i szansy na odkrycie innych pism, światopogląd chłopca także był ograniczony. W tym sensie oskarżenie, jakie w kierunku zaborców formułuje Żeromski, brzmi jeszcze ostrzej. Zamiast bowiem poszerzać horyzont uczniów, dyrekcja i nauczyciele wykorzystują podatność młodych umysłów na sugestie, koncepcje, charyzmatyczne postawy, aby sformatować ich w zgodzie z polityką określonej władzy. Rusyfikacja jest oczywiście skrajnym przykładem, natomiast Żeromski tego typu oskarżenia będzie formułował później w stosunku do wszystkich, którzy młodych ludzi próbują na siłę zarazić swoimi ideami (tak będzie np. w „Przedwiośniu”).
- Temat ten jest dużo jednak szerszy i nie ogranicza się wyłącznie do wydarzeń z końca XIX i początku XX wieku. „Syzyfowe prace” wpisują się w bardzo długą i wydaje się, że niezakończoną dyskusję dotyczącą roli edukacji w życiu człowieka, ale i ryzyka, z jakim wiąże się wystawienie edukacji na pokusę realizowania agendy jakiejkolwiek władzy, ideologii, partii politycznej. W historii literatury można znaleźć szereg przykładów pokazujących, że nigdy tego typu związki nie wychodziły samej edukacji, jak i jej uczestnikom na dobre.
- Żeromski, podobnie jak wielu polskich i światowych pisarzy, zdaje się formułować przekonanie, że rolą edukacji jest pokazywać maksymalnie dużo ścieżek, otwierać jak najszersze horyzonty, zachęcać do stawiania pytań, a nie formułowania wyuczonych, jednoznacznych odpowiedzi. W tym sensie, mimo osadzenia akcji powieści w bardzo konkretnych realiach historycznych, jest to powieść wyjątkowo aktualna i poruszająca nadal żywe problemy.
Uczeń i mistrz a relacje między uczniami i nauczycielami w „Syzyfowych pracach” Stefana Żeromskiego
Stefan Żeromski w „Syzyfowych pracach” był bardzo krytyczny w stosunku do nauczycieli, którzy zamiast pomagać uczniom w rozwoju, próbowali nim sterować, aby uzyskać efekt zgodny z polityką zaborcy.
- Większość nauczycieli w gimnazjum klerykowskim zapominała o ideale relacji mistrz – uczeń, która po części opisuje relację edukacyjną; nauczyciel nie musi być nieomylny, powinien być jednak dla swojego ucznia autorytetem. Majewski, Kostriulew, Sztetter, Nogal w ogóle nie zdradzają takich aspiracji.
- Nauczyciele sportretowani są bardziej jako wykonawcy pewnej woli politycznej, przypominają urzędników, a nie edukatorów. Bardziej od przekazywania różnych perspektyw spojrzenia na świat interesuje ich ściganie uczniów, permanentna kontrola, wypełnianie nakazów i zakazów sformułowanych przez dyrekcję szkoły. Widać to doskonale na przykładzie Majewskiego, który zostaje przez Żeromskiego zaprezentowany jako bardzo przeciętny nauczyciel, ale nieustający w pogoni za niepokornymi uczniami i dążący do ich złapania w imię przede wszystkim własnych, prywatnych korzyści. Już sama kwestia prywatnych korepetycji udzielanych przez niego, a otwierających drogę do klerykowskiego gimnazjum bardzo wyraźnie pokazuje, co dla Majewskiego liczy się przede wszystkim.
- Jeśli już ktoś w Klerykowie umiejętnie wykorzystuje ideę mistrza dla ucznia, to jest to inspektor Zabielski, który w ten sposób wiąże przy sobie między innymi Marcina, ale także i innych uczniów. Problem niestety polega na tym, że wykorzystuje on moc autorytetu, by uczniów jeszcze silniej zrusyfikować, zniechęcić do tego, co polskie, zmanipulować i wychować zgodnie z określonym wzorcem założonym przez zaborcę. To perfidna manipulacja, z której Marcin sobie w pewnym momencie zdaje sprawę. Jego atak na Majewskiego jest symbolicznym rzuceniem wyzwania tym, którzy przez tyle lat tak podstępnie próbowali go pozbawić miłości do ojczyzny.
- Pojawia się w „Syzyfowych pracach” jednak przynajmniej jeden przykład pozytywny. Chodzi o Antoniego Paluszkiewicza, czyli pierwszego nauczyciela Andrzeja Radka, który w ogóle otwiera przed nim perspektywy edukacji. To on buduje w Radku miłość do nauki, szacunek do edukacji i umiejętność dostrzeżenia możliwości, jakie w życiu ona daje. To prawdziwy autorytet dla Radka, który kilkukrotnie wspomina nauczyciela w trudnych chwilach. To wspomnienie buduje w nim siłę, nie pozwala mu się poddać.
- Strategie rusyfikacyjne, im silniejsze, tym bardziej destrukcyjnie działają na relację nauczycieli i uczniów sprawiają, że z relacji mistrz – uczeń nie pozostaje nic. Żeromski w „Syzyfowych pracach” pokazuje, że nauczyciele i uczniowie zaczynają stanowić dwa kompletnie wrogie sobie obozy. Tutaj nie ma miejsca na szacunek, a tym bardziej na postrzeganie nauczycieli w kategorii autorytetów.
- Szczególna sytuacja, w której znajdują się uczniowie poddawani rusyfikacji, sprawia, że autorytetami stają się do pewnego stopnia dla nich inni uczniowie. Starsi, którzy więcej przeczytali, dotknęli tematyki młodszym jeszcze obcej; ci, którzy już studiują na uniwersytecie – ci właśnie funkcjonują jako punkty odniesienia, zastępując do pewnego stopnia nauczycieli.
Strategie rusyfikacji w „Syzyfowych pracach” Stefana Żeromskiego
- Żeromski wyraźnie wskazuje na wielopoziomową machinę, jaką organizują Rosjanie, aby tylko młodych uczniów wykorzenić z polskości.
- Zaczyna się od obowiązkowej nauki rosyjskiego w szkole elementarnej, potem przychodzi gimnazjum, gdzie nie można już w salach i na korytarzach rozmawiać po polsku, a język ten z ojczystego nazwany zostaje obcym i uznanym za przedmiot nieobowiązkowy. Potem przychodzą konsekwentnie prowadzone lekcje, które mają wymusić na uczniach myślenie po rosyjsku. Temu wszystkiemu towarzyszy stały nadzór: kontrola lektur, spotkań, wyznawanych przekonań.
- Rusyfikacja ma jednak również swoje oblicze, które zupełnie nie przypomina terroru: inspektor Zabielski stara się imponować Marcinowi, dyrekcja zaprasza uczniów na przedstawienia rosyjskie. Tego typu zabiegi często okazują się groźniejsze, bo pozbawione rysów wyraźnego przymusu, osłabiają czujność uczniów, którymi szkoła stara się manipulować.
Patriotyzm narodowy i stosunek do powstania styczniowego
- Żeromski nie boi się podejmować trudnego tematu, jakim był upadek powstania i jego konsekwencje. Nie chodzi mu tylko o represje i wzmożoną rusyfikację, lecz także problem wielkiego rozczarowania walczących i ceny, jaką musieli zapłacić za swoją postawę.
- Przykładem powstańca, który traci energię życiową, radykalnie pogarsza się jego sytuacja finansowa, a z nią możliwości rodziny – jest ojciec Marcina Borowicza. Chłopiec, patrząc na ojca, przejmuje ten marazm, nie chce słyszeć o patriotyzmie i walce. Dopiero pod koniec edukacji przechodzi w tym temacie ogromną przemianę.
- Żeromski pokazuje, że patriotyzm to jednak nie tylko walka. Szymon Noga, mimo swoich wad, to przykład postaci, która walczy o to, by pamięć o powstańcach nie wygasła. Przykład Zygiera pokazuje, jak ważne dla narodowego patriotyzmu jest umiłowanie języka, chęć poznawania literatury narodowej i dzielenie się nią z innymi.
- Patriotyzmem jest w końcu wyraźna, konsekwentna, z dnia na dzień podejmowana walka o niepoddawanie się rusyfikacji i ocalenie własnej polskości. To jedno z przesłań, z którymi czytelnika zostawia Marcin Borowicz.
Przemiana wewnętrzna i proces dorastania głównego bohatera
- Marcin Borowicz z „Syzyfowych prac” Stefana Żeromskiego to przykład bohatera, który przechodzi w trakcie powieści wyraźną przemianę. Oczywiście nie jest to radykalna metamorfoza, bo mamy przede wszystkim do czynienia z bohaterem, który dorasta, sprawdza różne ścieżki, po raz pierwszy konfrontuje się z różnymi doświadczeniami.
- Oczywiście najbardziej spektakularny moment „Syzyfowych prac” to lekcja polskiego z Zygierem, podczas której Marcin konfrontuje się z własnymi, długo ukrywanymi (także przed samym sobą) uczuciami, lękami, doświadczeniami. Obserwujemy więc przejście od ulubieńca inspektora Zabielskiego do uczestnika tajnych spotkań u Gontali i podejmującego się bohaterskiej obrony przejścia do kryjówki chłopców przed szpiegującym ich panem Majewskim.
- Nie można jednak zapominać, że cała biografia Marcina usiana jest różnego rodzaju doświadczeniami, które pozwalają mu się ostatecznie uformować jako świadomemu obywatelowi.
- Marcin po drodze przeżywa wiele kryzysów: pierwszą szkołę i opuszczenie przez rodziców, trudną samotność pierwszego roku w Klerykowie, śmierć matki, brak motywacji i entuzjazmu do nauki, strach pierwszego przyłapania przez żandarmerię, przeżycie powrotu do wiary, fascynację Zabielskim, niepodjęcie obrony kolegi Waleckiego, a jednocześnie pomoc Radkowi, kiedy groziło mu wyrzucenie ze szkoły, przyjaźń z Radkiem, Zygierem i resztą, w końcu nieszczęśliwa miłość do „Biruty”.
- Borowicz ze wszystkich tych 10-letnich doświadczeń ostatecznie wychodzi mocniejszy, natomiast Żeromski dzięki temu bohaterowi „Syzyfowych prac” pokazał, jak wiele wydarzeń może wpłynąć na formowanie się osobowości młodego człowieka i jak trudne może być dzieciństwo i młodość, dalekie od wyobrażeń o bezstresowym życiu i jedynym obowiązku, jakim jest nauka.
- Pewnym lustrem dla Marcina są jego koledzy: Radek jako przykład konsekwentnej walki o swoją przyszłość, Zygier, który wszystkich uczy patriotyzmu, Walecki, który dopiero odkrywa, że świat nie jest jednowymiarowy.
Stefan Żeromski nie od razu nadal swojej powieści tytuł „Syzyfowe prace”. Początkowo utwór miał nosić tytuł „Wybawiciel”, ale w pewnym momencie pisarz porzucił ten pomysł. Bardzo zależało mu na tym, aby tytuł był możliwie szeroki i jednocześnie obejmujący szeroką skalę problemów, o których w powieści się opowiada.
Ostateczny tytuł „Syzyfowych prac” nawiązuje oczywiście do mitologicznej postaci króla Koryntu – Syzyfa, który przez naprawdę długi czas był ulubieńcem bogów. Bywał na Olimpie, ucztował razem z najważniejszymi postaciami greckiej mitologii. Bogowie dopuszczali go największego ustępstwa na rzecz zwykłego człowieka, a więc pozwalali mu pić ambrozję, zapewniającą długie życie. To wszystko sprawiło, że Syzyf poczuł się ponadprzeciętnym człowiekiem, wyjątkową postacią, niezasługującą na to, by podlegać dokładnie takim samym prawom jak inni ludzie. Dodatkowo okazał się plotkarzem i zdradził jedną z istotnych tajemnic, co tak rozzłościło Zeusa, że postanowił on zakończyć ziemski żywot Syzyfa. Wysłał więc do króla Koryntu Tanatosa – boga śmierci. Syzyf jednak nie zamierzał się tak łatwo poddać. Udało mu się uwięzić na dłuższy czas Tanatosa w piwnicy. Efekt był taki, że na ziemi zapanowało szczęście, ponieważ nikt nie umierał. Bogowie jednak nie mogli tego przeoczyć. Do Syzyfa wysłano więc Aresa, który miał odbić Tanatosa, a także zabrać Syzyfa. Ten przed śmiercią poprosił żonę, aby nie pogrzebała jego zwłok. To sprawiło, że nie mógł się dostać do Królestwa Zmarłych i błąkał się między królestwem żywych i zmarłych, co w końcu sprawiło, że Hades się ugiął. Pozwolił Syzyfowi wrócić na ziemię i ukarać żonę. To jednak oznaczało, że Syzyf znów żył w mieście i przez wiele lat starał się nie rzucać bogom w oczy. W końcu jednak Hades sobie o nim przypomniał. Kara za wszystkie winy była okrutna. Wina miała zostać odkupiona dopiero po wtłoczeniu przez Syzyfa wielkiego głazu na szczyt skały. Problem polegał jednak na tym, że gdy już Syzyf był na finiszu, kamień spadał. Karą nie było więc samo wtłoczenie kamienia, ale to, że praca ta miała nie mieć końca, mimo że Syzyf wierzył, że w końcu uda mu się osiągnąć cel.
„Syzyfowa praca” jako określenie dotyczyła więc na początku samego Syzyfa. Z czasem jednak wyrażenie to zyskało status związku frazeologicznego odnoszącego się do bardzo ciężkiej, wymagającej, ale i bezcelowej pracy, bo nieprzynoszącej ostatecznie nigdy zakładanych efektów.
W bezpośredni sposób określenie „syzyfowa praca” odnosi się do pracy rusyfikatorów, którą opisał Żeromski w swojej powieści. Bardzo wiele miejsca w „Syzyfowych pracach” poświęca się sposobom, metodom, narzędziom, z pomocą których edukacja ma stać się narzędziem rusyfikacji. Widać (co prawda jeszcze trochę w krzywym zwierciadle), jaką walkę toczy Ferdynand Wiechowski, czyli pierwszy nauczyciel Marcina, jak wiele zasad obowiązuje w gimnazjum klerykowskim, które mają wykorzeniać w młodych uczniach miłość do języka polskiego, literatury narodowej, sztuki, tradycji, religii nawet. Żeromski w „Syzyfowych pracach” zwraca uwagę na:
- nieustanny nadzór nad uczniami,
- zakaz mówienia w szkole w języku polskim,
- zakaz nauki języka polskiego lub zepchnięcie go do roli przedmiotu dodatkowego, nieobowiązkowego, języka obcego,
- nauczanie wszystkich przedmiotów w języku rosyjskim,
- prezentowanie fałszywej wizji historii, ośmieszającej Polaków i gloryfikującej Rosjan,
- permanentne kontrole na stancjach uczniów, sprawdzanie tornistrów, kontrolowanie lektur,
- poszukiwanie tajnych zgromadzeń i próba złapania uczniów do nich należących,
- jednoczesna promocja wydarzeń kulturalnych w języku rosyjskim, próba związania ze sobą uczniów, zaimponowania im, przedstawienia się nauczycieli jako symboli silnej, rozwijającej się Rosji.
Wszystko to miało doprowadzić do jak najgłębszej krytyki Polski, dowartościowania Rosji i stworzenia z uczniów zagorzałych rusofili. Odpowiadający za edukację w zaborach rzucili do tego celu ogromne środki, a wtłaczanie tych idei uczniom rozpoczynało się już w szkole elementarnej. Widać dobrze w powieści, że o przyjęciu do szkoły w Klerykowie decyduje głównie poziom znajomości języka rosyjskiego. Na przykładzie Marcina i jego kolegów można zobaczyć, jak wielu uczniów (przynajmniej czasowo) dawało się porwać i przekonać nauczycielom. Na szczęście ostatecznie rusyfikacja okazywała się taką „syzyfową pracą”. Niezależnie bowiem od tego, jak wiele energii włożyli nauczyciele w swoje działania, uczniowie orientowali się w manipulacji, odkrywali właściwe oblicze patriotyzmu, organizowali się przeciw narzuconym im poglądom i modelowi edukacji. Pomagali sobie wzajemnie, wspierali się, uczyli się miłości do Polski od siebie nawzajem. Rusyfikatorzy wobec tej młodzieńczej siły, determinacji i odwagi zawsze byli na straconej pozycji. Lojalizm uczniów, nawet chwilowo osiągnięty, ostatecznie się kończył, wywołując jeszcze silniejszą od poprzedniej fali sprzeciwu.
Pośrednio jednak określenie „syzyfowe prace” można odnieść jednak także w kierunku samych uczniów. Ich „praca” polega na nieustannej walce z zaborcą i podległymi mu rusyfikatorami. Żeromski w „Syzyfowych pracach” pokazuje, jak coraz to nowsze sposoby wykorzystywane są po to, by uczniów odpowiednio sformatować. Momentami śmieszne wysiłki Wiechowskiego z początku książki, zastępują uważne obserwacje Majewskiego, potem inwigilacja wprowadzona przez dyrektora Kriestoobriadnikowa i inspektora Zabielskiego. W końcu kiedy Marcin przyjeżdża do Klerykowa po maturze, dowiaduje się, że uczniowie mają mieszkać w specjalnie przygotowanym dla nich przez szkołę internacie, a nie na prywatnych stancjach, co oznacza utratę ostatniej przestrzeni jakiejkolwiek wolności. Dlatego też syzyfową, bo nigdy niekończącą się pracą, jest przeciwstawianie się tym wszystkim, coraz mocniejszymi zabiegom, które odebrać mają im polskość. Marcin na końcu mówi u „starej Przepiórzycy”, że jest gotowy na tę walkę.
Dlaczego Syzyfowe prace można nazwać radosnym hymnem na przekór wszystkiemu?
Syzyfowe prace można nazwać radosnym hymnem na przekór wszystkiemu, ponieważ, mimo wielu starań, zaborcy nie udało się zrusyfikować młodego pokolenia. Choć Polacy znaleźli się w strasznym położeniu, nie zatracili tożsamości narodowej, a bunt jednostek dawał im moralne zwycięstwo. Dobrym przykładem postawy patriotycznej są dwaj uczniowie gimnazjum w Klerykowie. Pierwszy z nich — Tomasz „Figa” Walecki bronił czci polskich zakonnic, kiedy historyk je oczerniał. Drugi — Bernard Zygier, wyrecytował na lekcji polskiego „Redutę Ordona”, w ojczystym języku. Był to akt wielkiej odwagi, ponieważ uczniom nie wolno było używać języka polskiego ani czytać polskiej literatury w oryginale. Co więcej, „Reduta Ordona” to dzieło polskiego wieszcza, Adama Mickiewicza, który opisał w nim obronę Warszawy przed Rosjanami w czasie powstania listopadowego. Uczniowie ci nie bali się chłosty ani groźby wydalenia ze szkoły. Byli młodymi patriotami i pomimo początkowego odrzucenia, udało im się obudzić świadomość narodową w głównym bohaterze powieści — Marcinie Borowiczu. O zachowanie wiary, która dawniej była utożsamiana z polskością, walczył również ksiądz Wargulski, który wyrzucił inspektora za drzwi, kiedy ten nakazał, by hymn ku czci cara, był śpiewany po rosyjsku. Co więcej, kapłan dbał o to, by uczniowie na jego lekcjach mówili po polsku. Język stanowi bowiem ważny element tożsamości narodowej, dlatego zaborca robił wszystko, żeby zniechęcić uczniów do tego przedmiotu. Lekcje polskiego wykładane były po rosyjsku i odbywały się wczesnym rankiem. Ponadto, na stancjach gimnazjalistów miały miejsce częste rewizje, by sprawdzić, czy ktoś nie ukrywa polskiej literatury, a uczniowie za cichym przyzwoleniem władz, mogli palić. Wszystko po to, by nie zajmowały ich sprawy narodowe. Na szczęście młodzi ludzie stawili opór, a każde przejawy sprzeciwu można uznać za radosny hymn na przekór wszystkiemu.
Dlaczego Syzyfowe prace to powieść o dojrzewaniu?
Syzyfowe prace to powieść o dojrzewaniu, ponieważ ukazuje przemianę głównego bohatera z nieświadomego chłopca, który poddaje się rusyfikacji, w młodzieńca, który staje się patriotą i rozumie położenie swojej ojczyzny. Marcina Borowicza poznajemy, kiedy zaczyna naukę w szkole elementarnej, w Owczarach. Jest wówczas małym, przestraszonym chłopcem. Kiedy zdaje do gimnazjum, obiecuje, że będzie się pilnie uczyć. Niestety, w pierwszej klasie zaczyna wagarować, a śmierć matki nie budzi w nim początkowo żadnych uczuć. Po ukończeniu czwartej klasy młodzieniec spędza wakacje w swoim domu rodzinnym. Tam słyszy historię rannego powstańca, który zginął z rąk kozaków. Marcin nie pojmuje jednak znaczenia tej opowieści. Kiedy wraca do szkoły, nie zastanawiają go zmiany, które tam zaszły: nowa kadra, częste rewizje, zakaz mówienia po polsku i posiadania polskiej literatury. Co więcej — Borowicz jest pod ogromnym wpływem inspektora Zabielskiego i staje się częstym bywalcem w rosyjskim teatrze. Po pewnym czasie chłopiec zakłada koło literatów i pilnie studiuje rosyjskie dzieła. Bohater ulega rusyfikacji i potępia kolegę — Tomasza „Figę” Waleckiego, który sprzeciwia się kłamstwu na temat zakonnic i staje w obronie wiary katolickiej. Momentem przełomowym dla Borowicza jest poznanie Bernarda Zygiera. Kiedy młody patriota, wbrew zakazowi, recytuje „Redutę Ordona”, w Marcinie budzi się świadomość narodowa. Motyw dojrzewania do patriotyzmu jest w utworze kluczowy, jednak warto wspomnieć również o pierwszej miłości głównego bohatera, Annie Stogowskiej — „Birucie”, która, ku rozpaczy młodzieńca, wyjeżdża z rodzicami do Rosji. Pierwszy zawód miłosny to również ważny moment w procesie dojrzewania.
Kto wykonywał syzyfową pracę (jedna lub więcej interpretacji)?
Tytułowe syzyfowe prace odnoszą się do starań zaborcy, by zrusyfikować młode pokolenie Polaków. Jak mityczny Syzyf wtaczał ciężki głaz, tak samo Rosjanie próbują zniszczyć kulturę, język i świadomość narodową uczniów gimnazjum, którzy niebawem mają rozpocząć dorosłe życie. Działania Rosjan są jednak daremne, tak samo, jak praca mitycznego bohatera. Chociaż zaborcy wydaje się, że jest bliski osiągnięcia celu, bunt jednostek, takich jak Walecki czy Zygier, sprawia, że starania najeźdźcy są bezcelowe i z góry skazane na porażkę. Mimo wprowadzania licznych zakazów, Rosjanie nie są w stanie zgasić narodowego ducha i uciszyć młodych patriotów, którzy nic sobie nie robią z gróźb i kar. Przykład głównego bohatera, którego możemy traktować jako reprezentanta całego pokolenia, udowadnia, że mimo początkowych sukcesów, zaborca ostatecznie poniósł porażkę. W Marcinie Borowiczu obudziła się świadomość narodowa, chociaż wyglądało na to, że został zrusyfikowany.
Który z bohaterów Syzyfowych prac jest ci najbliższy i dlaczego?
Trudno jest mi się zdecydować. Najłatwiej byłoby odpowiedzieć, że jest to jeden z młodych patriotów — Zygier, Radek czy Walecki. Są to przecież odważni młodzieńcy, którzy nie obawiali się chłosty ani wydalenia ze szkoły. Prawda jest jednak taka, że większości młodych ludzi, takim jak ja, bliżej jest do Marcina Borowicza. Zdarza się bowiem, że ulegamy złym wpływom, popełniamy błędy, robimy rzeczy, których nie powinniśmy robić, a czasem po prostu — stajemy po złej stronie. Choć główny bohater żył w innych, o wiele trudniejszych, czasach, gdy nasz kraj był pod zaborami, to właśnie on jest mi najbliższy. Przemiana młodego Borowicza pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by zmienić swój sposób myślenia i postrzegania rzeczywistości; by obudziła się w nas świadomość społeczna i polityczna; byśmy potrafili z odwagą przeciwstawić się uciskowi i złu. Wydaje mi się, że konformizm (uległość, zgoda na zastany stan rzeczy; zmiana zachowania pod wpływem innych ludzi; uleganie wpływom, najczęściej negatywnym) wynika bardzo często z nieświadomości. A dojrzewanie rozumiem właśnie jako budzącą się świadomość. Potrafię utożsamić się z Marcinem Borowiczem, ponieważ nie jest on postacią krystaliczną, lecz człowiekiem z krwi i kości. Co więcej, fascynuje mnie jego przemiana, z naiwnego ucznia szkoły elementarnej, przez zrusyfikowanego nastolatka, aż do młodego patrioty.
W jaki sposób odnoszono się do religii w Syzyfowych pracach?
Rosyjski zaborca zdawał sobie sprawę, że religia katolicka jest częścią polskiej tradycji i kultury, dlatego zniechęcenie do niej młodzieży było elementem rusyfikacji. Przykładowo, na lekcji historii nauczyciel opowiadał uczniom historię zakonnic, które zabiły swoje dzieci, a ich zwłoki ukryły w klasztornych podziemiach. Jeden z uczniów — Figa Walecki domyślał się, że jest to kłamstwo i wyraził swój sprzeciw, za co został ukarany chłostą. Przez swoją religijność został odrzucony przez zrusyfikowanych kolegów. Z drugiej strony, pedagog i ksiądz Wargulski jawnie sprzeciwiał się temu, by hymn po nabożeństwie był śpiewany po rosyjsku. Kapłan był niezłomny, wyprosił rosyjskiego inspektora i nie spełnił jego rozkazu. Wargulski chciał, by w kościele i na lekcjach religii młodzież mówiła w swoim ojczystym języku. Ksiądz miał świadomość, że w tych trudnych czasach, kiedy ojczyzna jest pod zaborem, kościół powinien być ostoją polskości.
Jak zmienili się bohaterowie Syzyfowych prac?
Najbardziej zmienił się główny bohater Syzyfowych prac, czyli Marcin Borowicz. Chłopca poznajemy, kiedy rodzice odwożą go do szkoły elementarnej Owczarach. Edukacja pod zaborem możliwa jest wyłącznie w języku rosyjskim. Marcinek to pilny uczeń, więc bez problemu dostaje się do gimnazjum. Wszystko zmienia się, gdy umiera matka bohatera. Chłopiec wcale jej nie opłakuje. Zaprzyjaźnia się za to z klasowym łobuzem i leniem — Wilczkiem. Kiedy Marcin wraca do domu na wakacje, poznaje historię zamordowanego przez kozaków powstańca. Ta wstrząsająca historia nie robi jednak na nim wrażenia. Po powrocie do szkoły Borowicz dostosowuje się do nowych zasad. Uczniowie mają bezwzględny zakaz mówienia po polsku, a w szkole i na stancji są inwigilowani. Bohater ulega wpływowi inspektora Zabielskiego, który rozdaje słodycze tym uczniom, którzy odwiedzają rosyjski teatr. Od tego momentu młody Borowicz jest pod ogromnym wpływem inspektora. Rosjanin manipuluje chłopcem, by ten znienawidził wszystko, co polskie. Początkowo inspektor odnosi sukcesy. Marcin zakłada koło literatów, na którym poznaje dzieła rosyjskich autorów. Chłopiec staje się tym samym ulubieńcem nauczycieli, a żeby jeszcze bardziej zyskać w ich oczach — potępia kolegę, który stanął w obronie zakonnic i wiary katolickiej. Momentem przełomowym dla Marcina Borowicza staje się lekcja polskiego, na której jeden z uczniów recytuje po polsku patriotyczny utwór Mickiewicza — Redutę Ordona. W Marcinie budzi się wówczas świadomość narodowa. Bohater dojrzewa i staje się rozumnym obywatelem i patriotą. Choć przemiana Borowicza jest najbardziej spektakularna, to warto wspomnieć również o innym bohaterze powieści. Andrzej Radek to ubogi chłopski syn, który dzięki wrodzonej inteligencji, wsparciu nauczyciela i protektora — Kafki oraz ogromnej pracowitości, staje się wykształconym i świadomym młodzieńcem. Jędrek, w przeciwieństwie do Marcina, od początku zdaje sobie sprawę z metod, które stosuje rosyjski zaborca wobec polskich uczniów.
Jak uczniowie walczyli z rusyfikacją w Syzyfowych pracach?
Aktem sprzeciwu wobec rusyfikacji było wyrecytowanie przez Bernarda Zygiera, „Reduty Ordona”, w obecności kolegów i nauczyciela. Młodzieniec świadomie złamał zakaz, recytując patriotyczny utwór, napisany przez Adama Mickiewicza. Wybór Zygiera nie był przypadkowy. „Reduta Ordona” opowiada bowiem o obronie Warszawy przed Rosjanami, w czasie powstania listopadowego. Nie lada odwagą wykazał się również inny gimnazjalista, Tomasz „Figa” Walecki. Chłopiec, za obronę wiary, zapłacił chłostą. Innym przykładem walki z rusyfikacją jest postawa Borowicza, już po tym, jak obudziły się w nim uczucia patriotyczne. Kiedy Marcin idzie na spotkanie z przyjaciółmi, zauważa znienawidzonego nauczyciela. Majewski oferował niegdyś uczniom korepetycje, które tak naprawdę były formą łapówki. Dzielił gimnazjalistów na lepszych i gorszych ze względu na ich pochodzenie. Młodzieniec gardzi nauczycielem, nie zgadza się z jego postawą. Nie chce, aby belfer odkrył miejsce spotkań Zygiera, Borowicza oraz Waleckiego. Zabiera więc kładkę i rzuca w rozwścieczonego nauczyciela błotem. Koledzy Marcina zyskują w ten sposób czas, by uciec, a kiedy Majewski wraca z żandarmem, nikogo już nie zastaje. Uczniowie walczą zatem z rosyjskim zaborcą na dwa sposoby: sprzeciwiając się zasadom, które obowiązują w szkole oraz poznając historię i literaturę narodową. Nie uginając się pod groźbą kary, młodzi patrioci odnoszą moralne zwycięstwo nad zaborcą.
Czy warto przeczytać Syzyfowe prace?
Tak, warto przeczytać Syzyfowe prace, Stefana Żeromskiego. Dzięki tej lekturze młodzi czytelnicy mogą dowiedzieć się, jak wyglądały realia życia w zaborze rosyjskim i z jakimi problemami, czy dylematami moralnymi musieli mierzyć się na co dzień ich rówieśnicy. Powieść Żeromskiego ma jeszcze jedną zaletę. Mimo że akcja utworu osadzona jest w konkretnej rzeczywistości historyczno-politycznej, porusza także kwestie uniwersalne, takie jak choćby postawa jednostki wobec ucisku, bunt, tożsamość narodowa, wpływ otoczenia na jednostkę, odwaga, potrzeba akceptacji, młodzieńcza łatwowierność czy dojrzewanie oraz związane z nią pierwsze przyjaźnie i miłości.
Jak w Syzyfowych pracach objawia się miłość do ojczyzny?
Miłość do ojczyzny w Syzyfowych pracach objawia się przez opór uczniów wobec prób rusyfikacji. Recytacja Reduty Ordona przez Zygiera była swoistym manifestem miłości do ojczyzny. Utwór ten stworzył bowiem jeden z największych polskich poetów — Adam Mickiewicz. Zygier zdecydował się na ten odważny czyn, by jego koledzy poznali polską literaturę i zrozumieli, że znajdują się pod okupacją wrogiego państwa. Wyrazem miłości do ojczyzny było również samokształcenie bohaterów. Chłopcy przeczytali Historię cywilizacji Anglii, Buckle’a. Ta książka pozwoliła im zrozumieć, jak działa zaborca i co jest jego celem. Jest to o tyle ważne, że Rosjanom zależało na tym, aby wychować nowe pokolenie — słabe pod względem intelektualnym i moralnym oraz posłuszne zaborcom. Narodem, który nie zna swojego języka, kultury i tradycji, łatwiej jest bowiem sterować. Dlatego od samego początku rosyjscy nauczyciele podgrzewali konflikty między uczniami i przymykali oko na ich wybryki (wagary, strzelanie z pistoletu czy palenie papierosów). Za to surowo karali posiadanie polskiej literatury czy rozmowy w ojczystym języku. Bohaterowie nie ulegli jednak zaborcy i swoją postawą dali wyraz miłości do ojczyzny.
W jaki sposób ukazane jest w Syzyfowych pracach dążenie do celu?
Bohaterowie Syzyfowych prac chcą osiągnąć konkretne cele i konsekwentnie do nich dążą. Pierwszym z nich jest zdobycie wykształcenia. Zarówno Marcin Borowicz, jak i Andrzej Radek pilnie się uczą, chociaż ich sytuacja jest odmienna. Marcin pochodził ze zubożałej szlachty i na początku, to rodzicom zależy na tym, by posłać syna do szkoły. Niestety, w zaborze rosyjskim, lekcje prowadzone są wyłącznie po rosyjsku, a język ojczysty traktowany jest jako nieważny. Jędrek Radek, jako chłopski syn, nie ma szans na naukę. Wszystko zmienia się, gdy przypadkiem, korepetytor paniczów odkrywa, że chłopiec jest bardzo inteligentny. W ten sposób Jędrek wspina się po kolejnych szczeblach edukacji i bez problemu dostaje się do gimnazjum w Klerykowie. Chłopiec ciężko pracuje, udziela korepetycji, żeby się utrzymać. Jego celem jest zdobycie jak najlepszego wykształcenia, nie zważa na osamotnienie i docinki innych uczniów na temat chłopskiego pochodzenia.
Edukacja jest celem Radka i Borowicza tylko na początku. Kiedy uczniowie są starsi, do klasy dołącza tajemniczy i niezłomny Zygier, a celem młodzieńców staje się walka z zaborcą, poprzez opieranie się rusyfikacji. Bohaterowie wierzą, że kropla drąży skałę i że wkrótce osiągną swój cel — pokonując zaborcę.
Nauczyciele i metody ich nauczania w Syzyfowych pracach.
Żeromski przedstawił w Syzyfowych pracach obraz szkoły pod zaborem rosyjskim. Uczniowie skazani byli na lekcje prowadzone przez rosyjskich nauczycieli, którzy próbowali wychowanków możliwie mocno zrusyfikować i zabić w nich poczucie przynależności do ojczyzny.
Już w szkole elementarnej rozpoczął się proces zabijania polskości. Lekcje odbywały się wyłącznie po rosyjsku, a dzieci częstokroć nie rozumiały nawet słów, których uczyły się na pamięć. Uczniowie śpiewali rosyjskie piosenki, a najważniejszą umiejętnością, jaką miały posiąść, była nauka alfabetu. W zabijaniu tożsamości narodowej sprzyjała także zmiana imion i nazwisk uczniów na rosyjskie odpowiedniki.
Podobnie kwestia rusyfikacji wyglądała w gimnazjum, gdzie główny bohater, Marcinek, dostał się do szkoły. Rosjanie kpili z uczniów, wytykając braki językowe, na które lekarstwem miało być rozmawianie po rosyjsku nawet w rodzinnych domach. W szkole nadal obowiązywał wyłącznie język rosyjski i nawet na przerwach uczniowie nie mieli prawa mówić w języku ojczystym. Język polski był przedmiotem nieobowiązkowym, a literatura polska była zwyczajnie zakazana. Dzieci uczone były donoszenia na siebie, z nauczycielami nawet poza szkołą miały obowiązek rozmawiać tylko po rosyjsku. Historia Polski była przekłamana i ośmieszana przez rosyjskich nauczycieli, którzy jako jedyni mieli prawo wykładać ten przedmiot.
Uczniowie byli obserwowani także poza lekcjami, zaś wszelkie próby odstępstw od zasad ustalonych przez zaborcę podlegały surowym karom.
Co może wynieść z Syzyfowych prac współczesny czytelnik?
Syzyfowe prace pokazują, jak ważna jest tożsamość narodowa i walka o nią. Historia zaborów przestawiana była wielokrotnie przez polskich twórców i dzięki literaturze tych czasów możemy poznać historyczne fakty. Nie tylko zaborca rosyjski był okrutnym oprawcą, pragnącym zamienić Polaków na Rosjan. Proces germanizacji na pozostałych obszarach kraju działał przecież w tym samym celu: zabicia, ośmieszenia i zdeptania polskości.
Powieść Żeromskiego pokazuje, jak tragiczne są skutki prób pozbawienia tożsamości narodowej, ale z drugiej strony potwierdza, że walka o polskość ma sens. Ostatecznie syzyfowymi pracami okazały się starania nauczycieli, którzy mając za sobą potężny aparat represji, próbowali zrusyfikować nie tylko uczniów, ale całe ich rodziny. Młodzi chłopcy, pomimo trudnej sytuacji i grożącego im niebezpieczeństwa, spotykali się, by czytać polską literaturę i szukać sposobów na pielęgnowanie polskiej kultury i tożsamości.
Walka o polskość w czasach współczesnych ma zupełnie inny wymiar. Polska jest krajem wolnym i niezależnym, jednakże współczesny czytelnik powinien pamiętać, że pielęgnowanie tradycji i kultury polskiej ma wielką moc i jest niezbędne do budowania oraz utrzymania tożsamości narodowej dla przyszłych pokoleń. Żeromski pokazuje, że Polacy, pomimo bardzo niesprzyjających warunków, potrafili rozpoznać obłudę systemu rosyjskiego i pamiętali o swoich korzeniach.
Zakazy i kary w Syzyfowych pracach.
Syzyfowe prace przedstawiają model nauki w szkole pod zaborem rosyjskim, gdzie próbowano za wszelką cenę zabić w uczniach poczucie własnych korzeni i dogłębnie ich zrusyfikować. Zakazy i kary dotyczyły przede wszystkim obowiązku używania języka rosyjskiego w czasie lekcji, a w gimnazjum obowiązek ten dotyczył także przerw i rozmów z nauczycielami poza szkołą. Ponadto zalecano rozmowy po rosyjsku w domu, aby ćwiczyć prawidłowy akcent. Zakazywano literatury polskiej oraz lektury niektórych książek historycznych. W ich miejsce kultywowano literaturę i sztukę rosyjską, a historię Polski nagminnie zakłamywano.
Kary za niedostosowanie się do zasad panujących w szkole były dotkliwe. Obowiązywał tu system kar cielesnych, którym poddawani byli niesforni uczniowie. Siedzenie w kozie było przy tym łagodną konsekwencją szkolnego rygoru. Po zmianie kierownictwa gimnazjum represje zostały zaostrzone i odpowiednio do wagi przewinienia stosowano karcer, chłostę lub wydalenie ze szkoły.
Nauczyciele języka polskiego byli z kolei straszeni zwolnieniem z pracy za niesubordynację, dlatego musieli uważać na każde wypowiadane słowo. Ponadto uczniowie byli w dzień i w nocy kontrolowani na stancjach. Najlepiej traktowani byli uczniowie, którzy poddawali się rusyfikacji.
Kim byli literaci i wolnopróżniacy w Syzyfowych pracach?
W Syzyfowych pracach Żeromskiego pokazany jest motyw walki uczniów o polską tożsamość, ale znajdziemy tu także drugi typ bohatera, który dba raczej o własną skórę i daje się bezmyślnie rusyfikować. Tak w skrócie wyglądała różnica między „literatami”, a „wolnopróżniakami”. Tak opisuje ją autor:
„Ogół tej młodzieży rozpadał się na dwie nierówne części, wyobrażające jak gdyby dwie warstwy społeczne, a przynajmniej dwa obozy. Jedna gromada, do której należał Borowicz, jego adherenci, Rosjanie i Żydkowie, zostawała pod wpływem inspektora i reprezentowała poniekąd maleńkie stronnictwo ugodowe; druga była zupełnie bezbarwna, wrogo usposobiona względem pierwszej i ubierała się, o ile tylko można, elegancko. [...] Część inspektorska nosiła pogardliwe miano ‘literatów’ — część druga sama ochotnie przezywała się ligą ’wolnopróżniaków’”.
Ci pierwsi spotykali się potajemnie z inicjatywy Marcinka i rozprawiali o polskiej kulturze. Czytali Mickiewicza i inne pozycje polskiej literatury, czerpiąc z nich siłę do walki o polskość. Szukali sposobu na sprzeciwienie się systemowi zaborcy i kultywowanie polskości. „Wolnopróżniacy” z kolei jawnie woleli próżnować, spędzać czas na zabawie i podrywaniu dziewczyn. Na próżno szukać u nich woli walki o tożsamość narodową. Przyjmowali bezrefleksyjnie rzeczywistość taką, jaka jest.
Z jakim mitem związane są Syzyfowe prace?
Tytuł powieści Żeromskiego Syzyfowe prace odnosi się bezpośrednio do mitologii greckiej. Mit o Syzyfie opowiada historię króla Koryntu – Syzyfa, który był jednym z ulubieńców bogów Olimpu. Zgubiło go plotkarstwo i zdradzanie szczegółów z życia bogów zwykłym śmiertelnikom. Na domiar złego podkradał im także drogocenną ambrozję. Wreszcie bogowie w gniewie skazali Syzyfa na śmierć. Ten przechytrzył ich z pomocą żony, która nie pochowała go zgodnie z tradycją, dzięki czemu jego dusza nadal krążyła po świecie. Bogowie przywrócili go na ziemię, aby mógł odbyć się właściwy pochówek, jednak Syzyf znów ich oszukał, uprowadzając boga śmierci Tanatosa. Dzięki temu ludzie przestali umierać, wiodąc szczęśliwe i zdrowie życie. Syzyfa czekał jednak ostateczny upadek, gdy Hermes uwolnił Tanatosa, a bogowie zesłali Syzyfa do Tartaru, gdzie został skazany na wieczne wtaczanie ogromnego i ciężkiego głazu na szczyt góry, tylko po to, aby kamień po chwili spadał na sam dół, a praca Syzyfa zaczynała się od nowa.
Syzyfowa praca to praca daremna, niekończąca się, skazana na klęskę tak, jak skazany na wieczne niepowodzenie został Syzyf. W tym kontekście tytuł powieści Żeromskiego można interpretować na dwa sposoby. Z jednej strony syzyfową pracą są próby rusyfikacji uczniów, którzy potajemnie kultywują kulturę polską i nie dają się odpolszczyć, a tym samym praca kierownictwa szkoły jest daremna i nie prowadzi do oczekiwanych rezultatów.
Z drugiej jednak strony młodzież polska prowadziła swą walkę o tożsamość narodową bez wyraźnego happy endu, zderzając się co rusz z potężnym aparatem przymusu zaborcy. Na końcu utworu główny bohater, niczym Syzyf, nie poddaje się i próbuje podjąć swoją walkę od nowa.
Stefan Żeromski urodził się 14 października 1864 roku. Przyszedł na świat w Strawczynie, niewielkiej miejscowości koło Kielc. Wychowywał się w rodzinie szlacheckiej, ale zubożałej, między innymi w wyniku represji po powstaniu styczniowym. Jego ojcem był Wincenty Żeromski, a matką Franciszka Józefa z Katerlów. Ojciec był uczestnikiem powstania, został aresztowany, trzeba było go wykupić. To wszystko doprowadziło do realnego pogorszenia się sytuacji finansowej całej rodziny, a także kondycji psychicznej ojca. W 1873 roku Stefan Żeromski rozpoczął naukę w szkole elementarnej w Psarach. Rok później przystąpił do egzaminów do Męskiego Gimnazjum Rządowego w Kielcach. Dostał się i uczył się tutaj do 1886 roku. Na typ etapie edukacji traci niestety najpierw matkę, potem ojca, co przyczynia się do radykalnego pogorszenia jego sytuacji. Musi zawalczyć o własne utrzymanie. Robi to, najpierw udzielając korepetycji, potem podejmując się pracy guwernera w majątkach szlacheckich. To właśnie w gimnazjum po raz pierwszy próbuje swoich sił jako poeta – pisze wiersze, dramaty, tłumaczy z literatury rosyjskiej. Wsparciem jest dla niego ukochany nauczyciel polonista – Antoni Gustaw Bem.
Stefan Żeromski debiutuje w 1882 roku. Na łamach „Tygodnika Miód i Powieści” drukuje swój wiersz „Pragnienie”. Z kolei w czasopiśmie „Przyjaciel Dzieci” opublikowany został utwór „Piosenka rolnika”. Przez cały ten czas Żeromski musi sobie radzić z problemami finansowymi i kłopotami zdrowotnymi. W efekcie niestety nie uzyskuje matury. Przenosi się w 1886 roku do Warszawy. Tutaj wstępuje do Szkoły Weterynaryjnej. Bierze udział w działalności tajnych polskich kółek edukacyjnych, akcjach oświatowych. Pierwsze tego typu relacje nawiązuje już w Kielcach. Wtedy też po raz pierwszy styka się z ruchem socjalistycznym. Dwa lata później rezygnuje z weterynarii. Źródłem jego utrzymania były przede wszystkim udzielane korepetycje. Uczył między innymi bogatego szlacheckiego syna Andrzeja Rzążewskiego, który potem staje się jednym z jego pierwszych mecenasów. Z roku na rok coraz więcej publikuje – od 1889 roku jego utwory drukuje „Głos” i „Tygodnik Powszechny”. W tym pierwszym czasopiśmie opublikował korespondencję „Spod Stopnicy”, którą podpisał pseudonimem Iksmoreż. Na początku chętnie sięgał po pseudonimy – podpisywał się jak Józef Katerla, Maurycy Zych, Stefan Omżeski. W 1890 roku przeniósł się do Nałęczowa, gdzie mógł udzielać kolejnych korepetycji. Poznał Bolesława Prusa, a przez niego poznał Oktawię z Radziwiłłowiczów Rodkiewiczową. Para dwa lata później wzięła ślub. Dzięki wsparciu samej Oktawii i jej rodziny Żeromski miał szansę osiedlić się w Szwajcarii. W Raperswilu w Muzeum Narodowym Polskim pełnił funkcję bibliotekarza. Pracował także nad katalogiem dzieł Adama Mickiewicza i tych dotyczących Tadeusza Kościuszki. W 1896 roku wraca do Nałęczowa. Dzięki pobytowi w Szwajcarii miał okazję nawiązać nowe kontakty. Poznał jednak nie tylko pisarzy, lecz także działaczy społecznych, w tym przyszłego prezydenta Gabriela Narutowicza, Juliana Marchlewskiego czy Edwarda Abramowicza, których częściowo sportretuje w „Przedwiośniu”. Rok później Żeromski dostaje pracę w Bibliotece Ordynacji Zamoyskich. Cała rodzina przeprowadza się do Warszawy. W 1899 rodzi się syn pisarza – Adam.
Od 1905 roku Żeromski ponownie mieszka w Nałęczowie. Pisze i zajmuje się działalnością społeczną. Zakłada między innymi Uniwersytet Ludowy. Promuje koncepcję prowadzenia kursów dokształcających, jest za pomysłem założenia teatru ludowego. Jest inicjatorem Towarzystwa Szerzenia Oświaty „Światło”, które powstaje w 1906 roku.
Rewolucja rosyjska dodatkowo stymuluje zaangażowanie społeczne pisarza. Pojawiają się kolejne jego artykuły publicystyczne, a także bardzo wymowne nowele. Dużo podróżuje, często wyjeżdża. Przemieszcza się między Zakopanem i Nałęczowem, wyjeżdża do Włoch, gdzie leczy się nie tylko on, ale i jego syn. Obaj cierpią na chorobę płuc. W latach 1909-1912 mieszka z rodziną we Francji. Tutaj niestety jego życie rodzinne wywraca się do góry nogami. Wszystko za sprawą poznanej przez Żeromskiego malarki – Anny Zawadzkiej, dla której mężczyzna zupełnie traci głowę. To dla niej porzucił żonę. Zawadzka w 1913 roku rodzi poecie córkę Monikę. Para spędza ze sobą resztę życia. Wybucha jednak pierwsza wojna światowa, a Żeromski natychmiast angażuje się politycznie i społecznie. Pełni między innymi funkcję oficera w departamencie wojskowym Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie. Pracuje jako sekretarz w Naczelnym Komitecie Zakopiańskim. Wszystko przerywa nagła śmierć syna w 1918 roku. W tym samym momencie literat zostaje wybrany na przewodniczącego Rady Narodowej Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Praca na rzecz odzyskanej ojczyzny pozwala mu zwalczyć dotkliwą, rodzinną stratę. Ponownie przeprowadza się do Warszawy, a dokładnie w jej okolice, kupuje bowiem dom w Konstancinie. Dwa lata po odzyskaniu niepodległości zostaje wybrany prezesem Związku Zawodowych Literatów Polskich. Angażuje się (m.in. z Janem Kasprowiczem) w akcję plebiscytową na Warmii i Mazurach. Niestety fiaskiem kończą się starania o przyznanie mu nagrody Nobla, którą otrzymuje w 1924 roku Stanisław Władysław Reymont. Polska stara się jednak uhonorować swojego wielkiego pisarza. Otrzymuje on od prezydenta mieszkanie w Zamku Królewskim w Warszawie. Tam spędza ostatnie chwile życia. W 1925 roku udaje mu się jeszcze doprowadzić do powstania polskiego oddziału PEN Clubu. Zostaje jego prezesem. Tego samego jednak roku, 20 listopada umiera. Zostaje pochowany na cmentarzu ewangelicko-reformatorskim.