Podczas kilku ostatnich zajęć języka polskiego, oglądaliśmy wraz z nauczycielem filmową adaptację "Syzyfowych prac", debiutanckiej powieści jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy, Stefana Żeromskiego. Książka ukazała się po raz pierwszy we Lwowie w 1898 roku. Jej fabułę autor oparł na wątkach autobiograficznych, ukazał mechanizmy funkcjonowania rusyfikacji oraz systemu szkolnictwa w kraju znajdującym się pod władzą zaborców. Tytuł utworu nawiązuje do greckiego mitu o królu Syzyfie, w tym wypadku symbolika legendarnej opowieści objęła bezowocne wysiłki władz carskich, dążących do wykorzenienia narodowej tożsamości w społeczeństwie polskim.

Film został wyreżyserowany przez Pawła Komorowskiego. Rzecz dzieje się w czasie trwania zaboru rosyjskiego w Polsce, ukazuje losy Marcina Borowicza oraz jego kilku kolegów. Chłopcy uczą się w jednym z gimnazjów, w którym codziennością staje się szerzenie propagandy oraz próby niszczenia polskiej świadomości. W role postaci pierwszoplanowych nie wcielili się znani aktorzy, obsadę stanowią młodzi artyści, debiutujący na wielkim ekranie. Wystąpili m. in.: Łukasz Garlicki (Marcin Borowicz), Bartosz Kasprzykowski (Andrzej Radek), Tomasz Pietkowski (Bernard Zygier). Wyjątkiem jest Alicja Bachleda Curuś, która bardzo dobrze wykreowała Annę Stogowską.

Inaczej niż literacki pierwowzór autorstwa Żeromskiego, film nie zrobił na mnie wrażenia. Reżyser wprowadził w swoim dziele liczne innowacje, które według mnie w tym wypadku nie okazały się dobrym pomysłem. Treść oryginału w filmie uległa znacznym zmianom, twórcy pominęli ważne zdarzenia z życia Marcina Borowicza lub potraktowali je bardzo pobieżnie. Na pewno poczują się rozczarowani widzowie, którzy są zwolennikami wiernych adaptacji utworów literackich. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy główny bohater ma już szesnaście lat. Właśnie odbywa podróż do Kielc, po kilkudniowej nieobecności powraca do szkoły. W ostatnim czasie przebywał w rodzinnej wsi i zajmował się załatwianiem stosownych formalności, związanych z pogrzebem matki. Filmowe wydarzenia będą rozgrywały się w ciągu ostatnich trzech lat pobierania przez niego nauki w gimnazjum. Powieść Żeromskiego obejmowała wypadki z dzieciństwa chłopca oraz z wczesnej młodości. Autor ukazał losy młodego człowieka, którego umysł zaczyna się dopiero kształtować. Przedstawił liczne perypetie i problemy małego dziecka oraz jego niesamowitą wolę walki o tradycję polską i wartości narodowe. Na przykładzie losów szkolnej społeczności pokazał czytelnikom jak wyglądał proces kształtowania się w trudnej rzeczywistości psychologii wewnętrznej Polaka-patrioty. Twórcom filmu niestety nie udało się oddać nastroju charakterystycznego dla utworu literackiego. Trudna rola głównego bohatera przypadła młodemu i niedoświadczonemu aktorowi, wykreowana przez niego postać wydaje się mało realistyczna. Jego umiejętności okazały się niewystarczające aby filmowy Borowicz zaprezentował się w sposób żywy i wiarygodny. Podobne zdanie mam na temat gry innych aktorów, uważam, że największe rozczarowanie wywołuje scena, w której Bernard Zygier recytuje "Redutę Ordona". Tekst jest po prostu inscenizowany bez żadnego uczucia, w bohaterze trudno jest dostrzec chęć walki z zaborcą i sprzeciw wobec okupantów, który cechował młodzieńców z powieści Stefana Żeromskiego.