Śmierć jest procesem, który zapoczątkowuje proces "agonii" (powolnego zatrzymywania się czynności życiowych ustroju, trwającego w niektórych przypadkach od kilku godzin nawet do kilku tygodni). Jej istotę i esencję stanowi nie podlegające możliwości odwrotu samoistne zatrzymanie się czynności układów krążenia, oddychania, a szczególnie - ośrodka mózgowego i zniesienie ogółu jego właściwości i funkcji jako jednostki aktywnej i dynamicznej, nie wyłączając zaniku świadomości.

Mimo że śmierć to zjawisko, które - rzec by można - wymyka się wszelkiej terminologii i próbom realistycznego i kompletnego definiowania; to jednak w jej ramach możemy dokonać następującego podziału :

a. śmierć kliniczna - stanowi drugą po agonii - fazę procesu umierania ( równanie wygląda następująco -umieranie = agonia + śmierć), która cechuje się potwierdzonym klinicznie pojawieniem się następujących symptomów :

a. brak przytomności

b. brak akcji oddechowej

c. zatrzymanie krążenia

d. wypadnięcie odruchów

e. bladość

f. zwiotczenie

g. rozszerzenie źrenic

Posłużenie się reanimacją w momencie śmierci klinicznej u pewnej grupy osób umierających potencjalnie posiadających zdolność do życia prognozuje odwrócenie się procesu śmiertelnego schodzenia oraz reaktywację spontanicznych symptomów życia.

b. śmierć osobnicza - nie podlegające odwrotowi zatrzymanie czynności pnia mózgu. Śmierć pnia mózgu czyni niemożliwym dla organizmu życie, tak za pośrednictwem obumarcia usytuowanych w pniu istotnych ośrodków wegetatywnych (oddechowy, krążeniowy), jak również komunikację wyższych ośrodków mózgowych ("kora") z resztą struktury cielesnej człowieka

.

c. śmierć biologiczna (zwana także "definitywną"). Najpierw następuje śmierć mózgu, co jest jednoznaczne z tym, że postępują sukcesywnie permanentne wstrzymanie jego czynności, które pojawia się w następstwie zastopowania czynności pnia mózgu.

Dodatkowe wyznaczniki rozpoczęcia procesu śmierci stanowią tak zwane "znamiona śmierci", do których zalicza się :

a. "plamy opadowe pośmiertne"

Uchodzą za jedno z najpierwotniejszych i wiarygodnych znamion śmierci. Przybierają one formę sino-czerwonych przebarwień skórnych w najniżej usytuowanych partiach ciała na skutek przemieszczania się krwi podług działania siły ciężkości, po zatrzymaniu się akcji krążeniowej. Pierwsze plamy tego rodzaju pojawiają się po blisko trzydziestu minutach od momentu zakończenia procesu śmierci, a po okresie kilku godzin są już one kompletnie wykształcone. Po upływie kilkunastu godzin ulegają one utrwaleniu i nieprzerwanie widoczne są na ciele. nawet pod wpływem ucisku, bądź też zmiany ułożenia zwłok.

b. "stężenie pośmiertne" zwane także z łacińskiego "rigor mortis".

Uchodzi za jedną z późniejszych, wiarygodnych symptomów śmierci. Jest to zbyt nadmierne napięcie mięśni szkieletowych, które występuje w kilka godzin po zakończeniu procesu śmierci i utrzymuje się przez okres od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin. W następstwie procesów chemicznych, które zachodząc w mięśniach w okresie od kilkunastu do kilkudziesięciu godzin mięśnie poddane zostaną finalnemu i absolutnemu zwiotczeniu.

c. "oziębienie pośmiertne"

spowodowane jest zatrzymaniem się produkcji ciepła przez metabolizm komórek.

Śmierć biologiczna zakończona jest w momencie rozpoczęcia się procesu umierania - stanowi granicę, która oddzielają życie oraz potencjalną zdolność do życia od ostatecznej i nieodwracalnej straty zdolności do życia.

Śmierć zdysocjowana

Pojęcie "śmierci zdysocjowanej" należy rozumieć w sposób różnorodny i niejednolity:

a. Z biologicznej perspektywy i fizjologicznego ujęcia

jako niejednoczesne, rozłożone w czasie obumieranie rozmaitych organów. W pierwszej kolejności obumiera mózg, a konkretniej - pień mózgu, dalej zaś inne tkanki, począwszy od tych najwrażliwszych na odcięcie źródła dopływu tlenu, do tych bardziej uodpornionych; na samym końcu - skóra oraz tkanka łączna.

Tego typu dysocjacja czyni możliwym pobieranie od już nieżyjącego dawcy (kryterium decydujące o śmierci stanowi niefunkcjonowanie "pnia mózgu") wciąż żywych organów do przeprowadzania zabiegów transplantacyjnych.

b. Z psychologicznej perspektywy

Doktor Kubler-Ross doskonałą podziału momentu oczekiwania na śmierć, na kilka różnych faz i etapów:

1. "etap zaprzeczenia" - kiedy umierający człowiek nie może przystać na to, że pojawiła się przed nim tak niespodziewanie konieczność zejścia śmiertelnego, poszukuje informacji, które by temu w sposób wyraźny zaprzeczały.

2. "etap gniewu" - pojawia się w niej reakcja na niemożliwość uzyskania tego typu zanegowania; agresja spowodowana niesprawiedliwością faktu, iż musi on umrzeć, w czasie kiedy inni będą mogli nadal cieszyć się życiem;

3. . "etap targowania się" - ciągłe staranie się uzyskania (od Boga albo lekarza prowadzącego) oddalenia "wyroku" śmierci w zamian za jakąkolwiek ofiarę ze swojej strony.

4 . "etap depresji" - alienacja, odosobnienie; zrywanie stosunków emocjonalnych ze światem otaczającym, innymi istotami ludzkimi.

5 . "etap akceptacji" - pogodzenia się z przeznaczeniem, stagnacja, marazm; wyczekiwanie triumfu śmierci. Co więcej, podług pewnych źródeł i informacji, depresja wywiera silny wpływ o charakterze destrukcyjnym na układ immunologiczny - odpornościowy; człowiek umierający poniekąd sam przyczynia się do akceleracji swojej śmierci.

Fazy, od pierwszej do trzeciej, odznaczają się sukcesywną utraceniem nadziei, etap czwarty- odznacza się jej całkowitym utraceniem; można powiedzieć, że w niej tak jakby postępuje zrywanie stosunków ze światem zewnętrznym , odseparowanie i wycofanie się z niego, związane z opuszczeniem go jeszcze przed ostateczną chwilą śmierci. Stanowi to - rzec by można - pewien rodzaj przygotowania się do niej; wyzbycie się wszystkiego, co istotę ludzką ze światem otaczającym wiązało, stanowiło esencjonalne elementy, poniekąd istotę, sens i meritum życia.

Po tym etapie, pozostaje wyłącznie statyczne wyczekiwanie śmierci, jest się już w pełnej gotowości na jej przyjście, relacje i kontakty ze światem otaczającym zostały zerwane, emocje sięgnęły zenitu, można spokojnie odejść. Jedyne, co jeszcze pozostało, to wyłącznie zdolność myślenia (u tych ludzi, którym nie było dane zejść z ziemskiego świata w nieświadomości); to, co absurdalne i niemal niedorzecznie stanowiło fundamentalny przejaw istnienia istoty ludzkiej, można z pewnością powiedzieć - esencję jego egzystencji , także jest zależne od deliberacji nad momentem odejścia, podług niektórych - do innego wymiaru, życia, podług pozostałych - w niebyt, nicość, próżnię.

c. Jako pozbawienie funkcji życiowych na długi czas przed okresem konkretnego umierania.

Z tego typu okolicznościami mamy do czynienia w momencie, kiedy mamy na myśli chorych sparaliżowanych, w stanie chronicznej komy albo nawet można ten krąg poszerzyć o osoby nie w pełni sprawne. Chodzi mi w tym miejscu z pewnością o ustalenie poważnych granic względem zdolności istoty ludzkiej do działania i dynamiczności, nieskrępowana wyboru i stawiania kroków decyzyjnych, podejmowania decyzji o przebiegu własnego życia, a nawet nieobecności jakże istotnego przejawu życia ludzkiego, jakim jest bezsprzecznie - świadomość. Ogromny i uciskający dyskomfort psychiczny spowodowany brakiem możliwości podejmowania decyzji o sobie oraz zależnością od innych ludzi, wielokrotnie przyczynia się do pojawienia się uczucia rozgoryczenia oraz pr4zywodzi na myśl rozważania o śmierci - czy to wyzwoliciele od zhańbienia dumy urażonej nieodwracalnością nieustannego wołania o wsparcie do innych ludzi, bądź też w celu nie przysparzania już innym ludziom problemów. Niezwykle istotnie zaznacza się w tym miejscu również przygnębienie nie ulegającym poprawie, a również wielokrotnie pogarszającym się stanem i nieobecnością perspektyw na pojawienie się poprawy. Wielokrotnie może to przyczynić się nawet do ukrócenia przez takiego człowieka własnego życia.

Z analogicznymi okolicznościami można napotkać się, w chwili gdy mówimy o osobach, które dotknęła nieuleczalna choroba. Żyją oni z nieprzerwanym odczuciem blisko kroczącej śmierci, są na nią skazani w niezwykle krótkim czasie, na ogół nawet znana jest im przewidywana chwila śmierci i mają wiedze o tym, ile jeszcze pozostało im szczęśliwych dni życia; w swojej świadomości dostrzegają samych siebie wyłącznie jako szkielety, duchy, gnijące ciała. Różnorodne metody profilaktyki i leczenia, którym się poddają są stanowią dla nich wyłącznie odroczeni wyroku jeszcze o jakiś bliżej niesprecyzowany czas. Noszą świadomość rychłej i nieodwracalnej śmierci we wnętrzu siebie - poniekąd pierwszy krok w jej kierunku jest już poczyniony, są już nieomal w etapie dogorywania procesu umierania.

Rozumienie śmierci w okresach historycznych.

Aby rzeczywiście i wiarygodnie rozpoznać proces ewolucyjny pojmowania zagadnienia śmierci, trzeba cofnąć w czasie jeszcze do epoki prehistorycznej. Macierzysty sposób pojmowania śmierci musiał być - bez żadnych wątpliwości - naturalistycznie zabarwione : śmierć stanowi kres życia, jednostka ludzka ponosi śmierć, nie jest wiadomym z jakiego względu, po prostu jest tak, a nie inaczej. Można by pokusić się o stwierdzenie, że był to nie tyle sposób pojmowania zjawiska śmierci, ile najprościej w świecie brak jego pojmowania. Ogromną i niesłychaną ewolucję stanowiło zaistnienie wiary w życie pozaziemskie, która w rozmaitych kształtach przetrwało do współczesnych realiów. Ludzie poczęli się poważnie zastanawiać nad tym, co się dzieje z człowiekiem po zakończeniu ziemskiego życia, a jako że nawet współczesnemu człowiekowi niezwykle ciężko sobie wyobrazić niebyt i próżnię, z racji niedostępności innych wariantów doszli do stwierdzenia, że przechodzi on do innego typu bytowania, podobnego do wcześniejszego, bowiem w macierzystych kulturach myśliwskich - sense i meritum ludzkiego życia stanowiły łowy, ich zwierzyna oraz kanonada bogów - uchodzili za jedno i to samo.

Mamy prawo tak twierdzić, wspierając się faktem istnienia grobowców myśliwych z epoki neolitu, którzy byli układani w grobach łącznie z ich kompletnym rynsztunkiem myśliwskim, w związku z czym można dojść do konkluzji, że ich życie pośmiertne stanowiło analogiczną koncepcję, co indiańska Kraina Wiecznych Łowów, w której istoty ludzkie napotykały swych protoplastów rodowych (których kult stanowi również jeden z najbardziej archaicznych i historycznych) i razem wyprawiali się na polowania. Nie jest wiadomym , mimo to, czy do tej krainy udawał się dusza, czy w ogóle funkcjonowało już wtedy pojęcie "duszy", bądź też, jak można twierdzić niezbicie, bazując na zjawisku umieszczania zmarłego wraz z przedmiotami życia doczesnego, że człowiek stanowi monolit.

Kolejna modyfikacja i poprawka konceptu życia pozagrobowego pojawiła się przy okazji powstania pierwszych ludzkich cywilizacji. Koncept ów pozostał właściwie niezwykle podobny: po zaistnieniu śmierci dusza zmierza ku Krainie Cieni, granica pomiędzy życiem i śmiercią przeważnie, tak jak u antycznych Greków i Egipcjan przedstawiana była w wyobraźni jako ogromna rwąca rzeka, w której dusza przepływa, ale sama struktura nie uległa zmianie - nie jest już ona krainą łowów, ale zaprojektowaną podług wzorca cywilizacji - z bogami jako władcami panującymi i dominującymi nad poddańczym ludem - duszami w ogromnej krainie, w której dusze odbierają, bądź to nagrodę, bądź też naganę za swoje życie - prototyp piekła i nieba. Truizmami które zasługują na zaakcentowanie są te, iż u antycznych Egipcjan "dusza" żyła wyłącznie, dopóki, dopóty funkcjonowało ciało, które musiało być uchowane i podtrzymane do momentu zmartwychwstania, kiedy to faraonowie ponownie wrócą na kule ziemską. Dlatego też, królował tam zwyczaj mumifikowania i balsamowania zwłok.

Kolejne systemy religijne i tradycjonalne nie przyniosły znaczących modyfikacji i poprawek, za wyjątkiem zaakcentowania zjawiska nieśmiertelności duszy, która wychodząc z ciała umarłego, trafia u kresu swej wędrówki do krainy umarłych. W religii judaistycznej i chrystianizmie zaakcentowanie zostały niezwykle wyraźnie : problematyka wynagrodzenia i nagany (chociaż w judaizmie brak jednoznacznie sprecyzowanego i opisanego piekła). Innowacyjne stanowisko względem problemu przedstawiły wyłącznie : religia buddyjska i hinduska, a to za pośrednictwem wprowadzenie teorii "wędrówki dusz"( zwanej także metempsychozą) przez śmierć i reinkarnację oraz osiągnięcie stanu nirwany, a więc nicości, próżni, ku której zmierzają dusze. W buddyzmie niebyt nie stanowi tego, co dla współczesnej istoty ludzkiej - nie stanowi niczego tragicznego, niechcianego zakończenia bytowania - stanowi nicością pozbawioną wszystkiego, w tym również cierpienia i problemów, a zatem dobra, bowiem nie wywołuje bólu, żalu, rozgoryczenia.

Te systemy przetrwały i utrzymały swoją formę przez okres stuleci bez znaczących modyfikacji. Zmiano ulegały koncepcje na temat tego, jak wygląda Eden, piekło i reguły sądzenia za popełnianie uczynków (dosyć interesujące teorie prezentował islam, w którym za śmierć za wiarę czekał w każdej chwili gotowy raj z kilkudziesięcioma dziewicami na własność). Poważniejsze modyfikacje rozpoczęły się dopiero w chwili intensywnego rozwoju dyscyplin biologicznych, kiedy poddano w wątpliwość boskie stworzenie i jednocześnie odrębność istoty ludzkiej od świata zwierzęcego. Wówczas to rozpoczęto myślenie o śmierci jako zanikania czynności mózgu, sukcesywnym, bez nieustannego uwolnienia jakiejś transcendentnego rodzaju energii, duszy, która przejdzie w "zaświaty". Wraz z progresem nauk ów naturalistyczny koncept na śmierć stawał się coraz bardziej powszechny. Niemniej jednak, niestety, nie gwarantuje on człowiekowi otuchy w postaci zagwarantowania tego, że śmierć nie stanowi ostatecznego końca, że po niej istnieje drugie życie, a więc nie zyskał supremacji nad wierzeniami i wykładniami religijnymi.

We współczesnych realiach, nie uwzględniając pomniejszych frakcji, górują trzy rodzaje poglądów na zjawisko śmierci: naturalistyczny, który przyjmuje, że śmierć nie stanowi końca; teistyczny, który zakłada, że życie pozagrobowe ( tak jak w chrystianizmie i religii judaistycznej)istnieje, a także buddyzmhinduizm, który przyjmuje, że wędrówka dusz (metempsychoza) oraz ich nieprzerwane dążenie do udoskonalania się, aż do momentu osiągnięcia błogiego stanu nirwany - wyzwolenia, wolności i spokoju.

Współczesne problemy etyczne

1.Kara śmierci.

Problemem, który wzbudza - zwłaszcza w ostatnim okresie - mnogość burzliwych i zażartych dyskusji (szczególnie nagłaśnianych w środkach masowego przekazu za sprawą twierdzeń i poglądów niektórych polityków politycznej prawicy) jest zagadnienie reaktywowania kary śmierci, eufemistycznie określanej mianem "najwyższego wymiaru kary". I - jak to zwykle bywa - przekonania są tutaj niepomiernie różne - i to nie tylko z perspektywy i ujęcia etyki, ale także poczucia sprawiedliwości. Automatycznie rodzi się w głowie pytanie o to: czy w rzeczywistości kara stanowić ma pewien rodzaj zadośćuczynienia za zadanie cierpienia i bólu? Nie zwróci przecież ona życia ofierze śmiertelnej, a co najwyżej zaspokoi żądzę pomszczenia, tak silnie odczuwaną przez krewnych ofiary. Natomiast zwolennicy jej reaktywacji przywiązują znacznie większą uwagę do "odstraszających" właściwości systemu kar.

Niezwykle ciężko zaprzeczyć ich przekonaniom; gdyby kary były rzeczywiście wybitnie surowe, że o wiele bardziej przewyższałyby popełnione zło, postrach, jaki by rozsiewały, z całą pewnością przyczyniłby się do znacznego obniżenia ilości popełnianych wyskoczeń względem prawa i moralności. Stawiają oni zarzut skierowany w wymiar sprawiedliwości, jakoby jest za bardzo łagodny, co jest jednoznaczne z tym, że niemal czyni łatwiejszym podjęcie decyzji o dopuszczeniu się jakiegoś występku. Co więcej, kara powinna stanowić rodzaj potępienia, tak za popełniony czyn, jak również zamiar jego popełnienia, złą wolę. Czy wobec tego trzeba wykorzystywać względem wobec morderców kary o zaostrzonym rygorze, okrutne, wzorujące się na tych, stosowanych w epoce średniowiecza, z "wyszukanym" sadyzmem, na przykład darcie pasów ze skóry, wbijanie na pal, poćwiartowanie ? Moja odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi z całym przekonaniem : NIE!!!, mimo że z pragmatycznej perspektywy i ujęcia prowadziłoby to do o wiele lepszych następstw. Jeśli już wymiar sprawiedliwości stawia samego siebie na straży bezpieczeństwa społecznego, obrony zbiorowości społecznych przed zjawiskami patologicznymi i barbarzyństwem, nie powinien, a może nawet nie wolno mu posługiwać się metodami, które zaprzeczałyby wartościom, których zobowiązał się strzec. Co więcej, nie powinien on pozbawiać życia i równolegle zakazując jego odbierania. Niemniej jednak, niższe funkcjonowanie supresyjne tego systemu na dokonywanie przestępstw stanowi silny argument w rękach zwolenników reaktywowania kary śmierci. Dyskurs i deliberacje nieprzerwanie są otwarte.

Analogicznie istotną kwestię, która przemawia przeciwko "najwyższemu wymiarowi kary" stanowi niemożność wycofania się z wyroku kary w przypadku niesprawiedliwego, bądź też pomyłkowego wydania wyroku. W przypadku kar innego typu, tak jak na przykładowo : odebranie wolności albo praw obywatelskich, niewinnie skazany człowiek jest po wycofaniu wyroku natychmiastowo objęty amnestią i przeważnie (w cywilizowanych państwach) przyznaje się mu rekompensatę, na ogół finansową, za pomyłkowo wyrządzoną mu niesprawiedliwość. W przypadku kary śmierci nie istnieje możliwość odwrócenia podjęcia działań egzekucyjnych. Nie istnieje również taki rodzaj rekompensaty, który wyrównywałby stratę najwyższej wartości - życia.

Aborcja.

Przysięga Hipokratesa zakazuje lekarzowi przeprowadzenia aborcji: "Nigdy nie dam żadnej kobiecie środka do zniszczenia kiełkującego życia."

Problem aborcji w przypadku zagrożenia życia matki.

W przypadku niemożności przetrwania dziecka, które w sposób wyraźny i pewny zagraża życiu matki, podjęcie decyzji jest jednoznaczne. Kiedy ciąża w stu procentach wywoła w następstwie śmierć matki, również skłania się do podjęcia prób ocalenia życia matki, kosztem nie dającego stu procent pewności przetrwania maleńkiego dziecka. W przypadku nieprzeprowadzenia zabiegu aborcji śmierci mogą ulec oboje, jedno z nich, bądź też żadne - o ile matka podejmie ryzyko utraty własnego życia, aby, pomimo braku gwarancji powodzenia, dać szansę przetrwania swemu nienarodzonemu dziecku - jest to - z cała pewnością - akt heroizmu, godny najznamienitszej estymy i pochwały oraz stanowiący o ogromnej, gorejącej miłości macierzyńskiej, a także dojrzałości i odpowiedzialności kobiety; jednak jeżeli zwycięstwo odniesie obawa i troska o własne życie, nie wolno jej za to w żadnym razie - potępiać i krytykować. Nie wolno stawiać wymagania takiego rodzaju poświęcenia i ofiary od kogoś, kto nie wyraża na to gotowości. A potęgować to może fakt tego, że kobieta może mieć już inne małe dzieci na wychowaniu - w takich wypadkach wręcz wskazane było by, aby nie podejmowała ryzyka ich osierocenia, nawet kiedy sama chce zaryzykować i spróbować.

Problem urodzenia upośledzonego dziecka.

W przypadku zdiagnozowania na podstawie badania prenatalnego upośledzenia płodu, ustawodawstwo wielu państw dopuszcza, albo nawet zaleca usunięcie ciąży. O ile w przypadkach znacznych i poważnych upośledzeń, letalnych zaraz po urodzeniu albo uniemożliwiających stopniowy i przyszły rozwój dziecka - jest to podjęcie działań właściwych, tak w przypadkach lżejszych upośledzeń przysparza ogrom wątpliwości. Czy wolno nam ludzi skazywać na śmierć wyłącznie dlatego, że nie będą w stanie równać się z innym?

Fundamentalnym argumentem przeciw zachowywaniu takich istotek przy życiu jest ogromny kłopot, związany z kosztownością sprawowania opieki nad nimi. Znamiennym jest to, iż tego typu argumentami posługują się również ludzie, którzy w innych okolicznościach, zapytani o istotę wartości moralnych i materialnych oraz systemu aksjonormatywnego, udzielają odpowiedzi - przepełnieni dumą - , iż wartości moralne są życiowym priorytetowym. Czy wobec tego - według ich mniemania - człowiek upośledzony nie stanowi już istoty ludzkiej? Czy aż tak znacząco się różni?

Wykorzystam w moich deliberacjach przykład "zespołu Downa". To jest rodzaj upośledzenia, które umożliwia normalne funkcjonowanie w ramach społeczeństwa. Pod względem fizycznym są oni zdolni do wykonywania tego, co zwykli ludzie, posiadają świadomość oraz zdolność rozumowania, życie na tyle długie, aby się nauczyć elementarnych zasad życia w ludzkiej zbiorowości, a ich niezdolność agresji stawia ich nawet wyżej niż zdrowych ludzi. Mimo to w niektórych państwach, uchodzących za rozwinięte, gdzie znalazłaby się wystarczająca ilość środków na opiekę nad nimi, zespół ów uchodzi za wskazanie do usunięcia nienarodzonego dziecka. Argumenty in minus? Zbyt duże koszta i czasochłonność opieki, niski poziom inteligencji, ogólna nieutylitarność. Chociaż ci ludzie mają zdolność do myślenia, wielokrotnie wykazują nawet dosyć pokaźne zdolności manualne i artystyczne. Analogicznie rzecz się ma z dziećmi dotkniętymi autyzmem, które, mimo że nie radzą sobie ze skomplikowanymi interakcjami interpersonalnymi, to posiadają zadziwiającą pamięć, wielu z nich jest niemal geniuszami matematycznymi, zdolni są w mgnieniu oka odszukiwać i wskazywać relacje pomiędzy dużą liczbą informacji.

Prawdę powiedziawszy, wszystko sprowadza się do kosztów utrzymania, a zatem rachunku ekonomicznego. Stoję na stanowisku, że nie jest to wystarczający argument, który skłaniałby do odbierania prawa do życia. Trzeba zwalczać schorzenia i ich następstwa, nie zaś ich nosicieli. Zaś współcześnie funkcjonujący model życia - czyli najpierw kariera, nagromadzenie zaplecza finansowego, zapewniającego luksus, a dziecko - być może później, jeszcze bardziej intensyfikuje ryzyko pojawienia się zespołu Downa, którego prawdopodobieństwo zaistnienia wzrasta wraz z wiekiem kobiety.

Nawiązując do tego co napisałem do tej pory: niejednokrotnie w literaturze fikcji naukowej pojawiają się motywy wyżej uorganizowanej rasy, przewyższającej geniusz ludzkość w każdym aspekcie. Uznawszy ludzi za gatunek mało obiecujący, pozbawiony rozumu i wyłącznie zaśmiecający kulę ziemska swą bezwartościową egzystencją, przystępują dynamicznie do jej eksterminacji. Analogia oczywista. Tylko, że istoty ludzkie wcale nie mają poczucia wartości i ulegają wyrokom losu. Bohaterowie wypowiadają wzniosłe tyrady o prawie wszystkich istot do życia, lepszych, czy też gorszych, a kaci przedstawiani są jako bestie wywołujące "święty gniew" w audiencji. Jednak kiedy to ludzie, i to nie w sferze fikcyjnej, ale rzeczywistej, są katami innych, pozbawionych prawa sprzeciwu - wtedy jest to wyłącznie logiczne. Przywołuje to na myśl relacje, ironizując : "Jak Kali ukraść krowę, to dobrze, a jak Kalemu ukraść, to źle". Widać więc wyraźnie, ze eksterminacja upośledzonych nie nosi w sobie znamion słuszności, jak to decydenci za biurkami i sterty papierów niezbicie twierdzą. Czasem trzeba ujrzeć człowieka zza cyfr i znaczków "$".

Aborcja z powodów ekonomicznych.

Dozwolona w bardzo wielu państwach. Przeciwstawione jest w niej życie dziecka losowi kobiety. Najczęstsze przyczyny są następujące: trudne położenie materialne matki, niemożność zagwarantowania dziecku godziwych warunków (lecz czy naprawdę lepiej jest zabić?), ciąża, w następstwie której kobieta będzie odrzucona przez rodzinę ( np. nastoletnie matki), troska o przyszłe możliwości zamążpójścia. Chociaż na ogół wykonuje się zabieg aborcji bez słowa zapytania o przyczynę. Sprowadza się ją do formy tak trywialnej, jak pójście na wizytę kontrolną do stomatologa.

Uogólniając, przyjmuje się, pominąwszy kwestie religijne (Kościół Katolicki zakazuje dokonywania aborcji), iż jeśli opieka nad dzieckiem znacznie pogorszyłaby położenie matki i utrudniła jej. Albo nawet uczyniła niemożliwym zdobycie pracy i środków do życia, albo wywołała utratę dotychczasowego miejsca zarobkowania aborcja powinna być dozwolona. Analogicznie rzecz się ma z presją ze strony świata otaczającego: nieletnie matki nie są akceptowane w rodzinie, w placówkach oświatowych są maltretowane psychicznie przez żeńskie grono pedagogiczne, samozwańcze "obrończynie moralności", są wytykane palcami przez dzieci i młodzież uczącą się, mają problemy ze znalezieniem partnera życiowego, który zaakceptowałby "nieswoje" dziecko.

Takie przyczyny aborcji powinny być jak najprędzej poddane procesowi eliminacji. Droga do tego powinna złożona, tak z działań, wiodących ku umożliwieniu unikania niechcianych ciąży, za pośrednictwem upowszechnienia ogólnodostępności i wiedzy o środkach antykoncepcyjnych, jak również, co wiele bardziej trudne, zmiana nastawienia społeczeństwa do niechcianych dzieci i ich matek. Nie mogą one być zagrożone szykanowaniem ze strony "porządnych" ludzi, ani - co ważniejsze - wrogością własnych kręgów rodzinnych. Trzeba by wreszcie, raz na zawsze, wyzbyć się przestarzałej i zdegenerowanej "moralności" minionych stuleci, bardzo niesprawiedliwej dla kobiet, a także pewnych wypaczonych poglądów na "honor" rodziny i wstyd, jaki " bękart" niby miałby przysparzać. Dopóki tak się nie stanie, będzie stanowić to przyczynę jeszcze wielu rodzinnych i jednostkowych tragedii. A przede wszystkim, hańby ludzkości, którą określa się mianem aborcji.

Aborcja a wiek płodu.

Niezwykle istotnym zagadnieniem jest także "wiek płodu", do którego dopuszcza się wykonywanie zabiegu aborcji. Pierwszym znaczącym okresem jest moment zapłodnienia i bardzo wczesne fazy rozwojowe. Z biologicznej perspektywy i ujęcia, które w tym przypadku akurat pokrywają się ze stanowiskiem Kościoła Katolickiego, jest to odpowiedni moment powstania zarzewia nowej istotki ludzkiej (Kościół sprzeciwia się usuwaniu ciąży w ogóle, od chwili zapłodnienia aż do momentu rozwiązania). W tym miejscu ciążę usuwa się przy pomocy tabletek wczesnoporonnych, które działają również jak większe dawki zwyczajnych hormonalnych, doustnych środków antykoncepcyjnych.

Drugim istotnym okresem jest moment zakończenia kształtowania się układu nerwowego i wszczęcie jego funkcjonowania. Przypada to na okres około 14 tygodnia. Ów okres jest w bardzo dużej liczbie przypadków umowną granicą, do której można przeprowadzać zabiegu aborcji. Najwięcej sprzeciwów, nie tylko ze strony ugrupowań religijnych, lecz również świeckich budzi aborcja przeprowadzona po tym okresie.

Eutanazja

Z języka greckiego "eu" oznacza "dobry", a "thanatos" - śmierć. Eutanazja nazywamy uśmiercanie dorosłych ludzi , które ma na celu zaoszczędzenie im cierpienia i bólu, w sytuacji ,kiedy nie ma innej możliwości ulżenia ich mękom, albo też kiedy są oni w stanie wegetatywnym nie wskazującym na jakąkolwiek poprawę. Zgodnie z założeniami można ją wykonywać wyłącznie na wyraźną i indywidualną prośbę pacjenta, albo kiedy nie jest on świadomy, na prośbę prawnych opiekunów .

Wykładnia Hipokratesa surowo zabrania wykonywania eutanazji, co wyraża zdanie: "Nigdy nie dam nikomu lekarstwa, które sprowadza śmierć, a nawet wtedy, jeśli będę o to proszony, nie udzielę nigdy jakiejkolwiek rady w tym względzie."

Można wyróżnić bierną i czynną formę eutanazji. Czynna polega na takim działaniu, które w bezpośredni sposób powoduje śmierć chorego (poprzez zaaplikowanie trucizny, odłączenie od aparatury, która utrzymuje przy życiu, podanie zwiększonej dawki środków narkotycznych). Z kolei eutanazja bierna wiąże się z zaprzestaniem ratowania życia chorej osobie (na przykład poprzez niepodjęcie reanimacji w czasie zapaści, niepodanie specjalistycznych leków - opieki podstawowej jak: odżywianie pacjenta albo też utrzymywanie go w należytej higienie nie można zaprzestać pod żadnym pozorem do momentu zgonu chorego , w sposób naturalny czy też nie).

W polskim kodeksie karnym , w artykule 150, można przeczytać : "Kto zabija człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia dla niego podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5."

Podczas wakacji, w ramach odbywanych praktyk miałem okazję rozmawiać z pacjentem, który do tego stopnia pragnął "naturalnej śmierci" (rzecz jasna nie w tym celu przebywał w szpitalu, a na skutek skręcenia stawu skokowego), iż na jego szyi zawieszona była tabliczka z napisem , aby nie podejmowano wobec niego czynności reanimacyjnych. Od lekarza z oddziału ratunkowego, w którym trwały praktyki usłyszałem , iż fakt noszenia takiej tabliczki nie jest w żadnym stopniu wiążący, stad też nie powinno się sugerować napisem na niej widniejącym i powinno się przystąpić do reanimacji, ponieważ zgodnie z prawem polskim owa tabliczka nie posiada żadnej mocy prawnej. Wstrzymać leczenie można tylko na skutek złożenia osobistego podpisaniu przez pacjentów którzy nie wyrażają zgody na leczenie, zaś ratowanie życia we wszystkich przypadkach jest nakazane.

Wśród obaw związanych z problemem eutanazji, wykluczając oczywiste zakazy, jakie wynikają z religii (np. w chrześcijaństwie uznaje się życie za dar pochodzący od Boga, stąd świętość) najistotniejsze z nich należy wiązać z możliwością nadużyć ze strony prawa, aby wykonać eutanazję. Chory prosi lekarza, aby ten ratował jego życie, nie może mieć w związku z tym obaw, iż je straci. Taka sytuacja doprowadziłaby bowiem do gwałtownego obniżenia zaufania do środowiska medycznego ,a nawet do paradoksalnej sytuacji, kiedy pacjent obawiał się prosić lekarzy o udzielenie pomocy, mając na uwadze własne dobro . Prawo, jakie obowiązuje w Holandii dopuszcza eutanazję i w związku z tym pod żadnym pozorem nie może być ona przeprowadzona przez lekarza w sposób samowolny, lecz kiedy nastąpi zniesienie pierwszej granicy (w postaci zalegalizowania eutanazji) , wówczas droga do nadużyć zostanie ułatwiona. Obecnie, mimo zakazów, w skali całego świata słychać o procesach lekarzy oraz pielęgniarek zakładów geriatrycznych, którzy w sposób masowy doprowadzali do zgonów swych pacjentów. Lekarz powinien uchodzić za "ambasadora życia", nie zaś tego, który je odbiera .

Z kolei eutanazja bierna masowo jest wykonywana we wszystkich niemal zakątkach kuli ziemskiej . Zaprzestanie czynności reanimacyjnych wobec pacjentów w stanie agonii albo niezdatnych do życia, kiedy podjęcia reanimacji człowieka mogłoby przedłużyć życie nawet o parę chwil a potem nastąpiłaby następna zapaść jest praktykowana, chociaż nikt nie nazywa tego eutanazją. W Ameryce en proceder przybrał nawet oficjalną formę, ponieważ pracownicy służby zdrowia dysponują prawem, aby na karcie pacjentów zamieścić adnotację, aby zaniechać działania reanimacyjne. Należy to utożsamiać z wydaniem polecenia o uśmierceniu pacjenta, chociaż podług amerykańskiej mody nie jest nawet określana mianem eutanazji, która na dodatek jest przeprowadzana bez uzyskania zgody pacjentów -i w związku z tym jest niczym innym jak wyrokiem śmierci, który wydał w tym przypadku nie sędzia , ale lekarz .

Godnej śmierci nie można wiązać z zabiciem istoty ludzkiej- słowo źródłowe także tego nie oznacza. O godną śmierć w prawdziwym tego słowa zaznaczeniu walczą i zabiegają specjalne instytucje w postaci hospicjów, gdzie ludzie bliscy śmierci znajdują się pod opieką, której celem jest pomoc w przygotowaniu do śmierci - odbywa się to głównie na płaszczyźnie psychicznej, co pozwala na oswojenie się z myślą o niej, cierpieniem oraz samotnością związaną z umieraniem. Taka forma śmierci jest naprawdę godna, każda osoba przystępuje do niej z godnością, jest gotowa na spotkanie z nią, jest w zgodzie z samym sobą oraz własnym sumieniem. O wiele mocniej przemawia to do mnie, aniżeli ucieczka w gwałtowną i "sztucznie" wywołaną śmierć człowieka, który niczym przerażone zwierzę chce jak najprędzej uwolnić się od bólu.

Samobójstwo

Czyny samobójcze przed pojawieniem się religii chrześcijańskiej nie były przedmiotem potępienia. W państwie egipskim wystarczyło tylko przekonać miejscowe zgromadzenie, iż nasze życie jest pozbawione sensu, aby otrzymać przyzwolenie na popełnienie samobójstwa. Samobójstwo popełnione prze wielkiego filozofa Sokratesa przez kilka stuleci stanowiło symbol protestu i śmierci, która nastąpiła za głoszenie prawdy. W oczach starożytnych wojowników oraz samurajów Japonii doby feudalnej samobójstwo stanowiło ucieczkę, przed okryciem się hańbą. Także w dzisiejszych czasach bywa, że otrzymuje ono przyzwolenie społeczne jako wyraz protestu przeciw niesprawiedliwości, który ma przykuć uwagę, otworzyć wszystkim ludziom oczy na istnienie problemu (na przykład akt samospalenia na Rynku Głównym w Krakowie).

Chrześcijaństwo, które uznaje życie za świętość, poczęło mocno piętnować samobójstwa oraz osoby dopuszczające się takiego czynu - plebani odbierali takim ludziom prawo do pochówku na cmentarzach, a jego najbliżsi byli objęci infamią. W pewnym sensie takie postępowanie przetrwało do dnia dzisiejszego, z tą różnica, że dziś raczej występuje tendencja do przypinania im "łatki" chorych psychicznie, a owe choroby można odziedziczyć, co w jakimś stopniu naznacza ich rodziny. Stopniowo następuje jednak ewolucja poglądów na ten temat - zaczyna się dostrzegać samobójstwo wraz z jego faktycznymi przyczynami, którymi mogą być: depresja, rozpacz, brak nadziei na poprawę swojego losu, osobiste tragedie, ponadto w miejsce pogardy oraz braku akceptacji zaczyna pojawiać się uczucie współczucia i empatii.

Transplantacje

.

Pobieranie różnych narządów od pacjenta, który stracił życie nie wiąże się z implikacjami etycznymi. Transplantację można nawet uznać za czyn chwalebny, bowiem w ten sposób ratuje się życie drugiej osobie. Niemniej pewne wątpliwości wzbudza zastrzeganie przez niektóre osoby, aby ich narządów nie wykorzystywać do przeprowadzenia transplantacji. To o tyle kontrowersyjna kwestia, iż taki pacjent nie oświadcza jednocześnie aby także on nie miał przeszczepionych narządów, jeśli zaszłaby taka konieczność . Z punktu widzenia prawa istnieje bowiem nakaz, aby w określonych okolicznościach dokonać przeszczepu. Moim zdaniem taka sytuacja jest wielce niesprawiedliwa. Jeśli dana osoba w sposób świadomy oświadcza, aby wraz z jego śmiercią , nieprzydatne mu organy nie ratowały życia innej osobie, to automatycznie nie powinien on liczyć, aby obce narządy mogły uratować życie jego samego. Jestem przekonany , iż powinno być w tej kwestii prawne rozwiązanie. Odmowa udzielenia pomocy w sposób świadomy i celowy powinna zadziałać także w drugą stronę. Zgodnie z zasadami głoszonymi przez świadków Jehowy przeszczep obcego ciała uchodzi za czyn barbarzyński, ponieważ ciało cechuje świętości oraz nienaruszalności. Nie podaruję narządów innej osobie, ale też sam nie otrzymam choćby cudzej krwi. Do kwestii świadków Jehowy odwołam się jeszcze w końcowym fragmencie pracy poświęconej transplantacjom.

Z kolei wiele wątpliwości wywołuje pobieranie organów od pacjentów, którzy już tylko wegetują. Życie takich ludzi w pewnym sensie nadal istnieje, niektóre rodzaje śpiączki (głównie te wywołane przez wstrząs emocjonalny) można samoistnie pokonać, dochodziło nawet do spektakularnych przebudzeń po kilkunastu latach, bezsprzeczny jest natomiast fakt, iż taka osoba nadal żyje, stąd odebranie mu witalnego narządu jest jednoznaczne z jej zabiciem. Niejednokrotnie członkowie rodziny, która w przypadku nieświadomości pacjenta dysponuje prawem decydowania w jego imieniu, decyduje się na przeprowadzenie "eutanazji" chorej osoby, aby tym samym zakończyć czas beznadziejnego oczekiwania na jego wyzdrowienie i aby jego narządy przyczyniły się do uratowania czyjegoś życia. Prawdziwą pociechę stanowi dla nich fakt, chociaż przez niektórych niezrozumiały, iż serce ich matki, brata lub syna w dalszym ciągu bije w innej już piersi osoby, której przeszczep uratował życie. Inni z kolei nie akceptują za wszystkie skarby decyzji o odłączeniu chorego człowieka od aparatury, głęboko wierząc w to, iż nadejdzie dzień przebudzenia się pacjenta.

Problem moralny polega na tym , czy powinno się sugerować wiarą w kwestii ratowania innego życia. Znana jest mi sytuacja, w której dziecko rodziców będących świadkami Jehowy otrzymało obcą krew, wobec czego rodzice wyrażali gorący sprzeciw powołując się na względy religijne. Czy w takim przypadku można było pozwolić, aby to dziecko umarło? Nie odnosząc się do tak złośliwych uwag jak to, iż Jehowy może w rzeczywistości nie istnieć, czy można pozwolić rodzicom, aby w takim zakresie decydowali o egzystencji swojego potomstwa? Nie jest wykluczone, iż to dziecko w dojrzałym wieku odejdzie od wiary swoich rodziców, być może zostanie katolikiem, wyznawcą prawosławia, a nawet ateistą... Wówczas obca krew płynąca w jego żyłach nie będzie oznaczała ciężkiego grzechu. Czy w związku z tym powinno się nadać rodzicom "prawo ojca" o starożytnych korzeniach, zezwalające na posiadanie nieograniczonej władzy nad życiem swojego dziecka? To z pewnością nie 

Dziecko pochodzi od swoich rodziców, ale stanowi zupełnie nowy, odrębny organizm ludzki. Nie mam tu na celu osądzanie jakiegokolwiek wyznania, ale nie byłbym w stanie zaakceptować takie wierzenia, które zabraniają ratowanie życia. Chociażby było ono tylko doczesne, ale jest to jedyne życie, którego istnienia każdy z nas może być pewny. Jest to powód, dla którego warto je ochraniać.