Mówią, że miłość jest pięknym uczuciem. To prawda, ale tylko wtedy, jeśli jest to szczęśliwa miłość. Wielu z nas cierpiało lub cierpi z powodu odrzucenia przez ukochaną osobę. Nieraz pewnie zdarzało się nam źle ulokować nasze uczucia. I wtedy robiliśmy wszystko, aby się odkochać, aby już dłużej nie cierpieć z powodu nieszczęśliwej i nieodwzajemnionej miłości. W podobnej sytuacji znalazł się główny bohater powieści Witolda Gombrowicza - Józio.
Przebywając na stancji u Młodziaków, zakochał się on w ich córce - Zucie. Dziewczyna jednak nie odwzajemniała jego uczuć. Józio robi więc wszystko, by zwrócić na siebie jej uwagę. Niestety bezskutecznie i z tego powodu bardzo cierpi. Została mu przyprawiona "gęba" staromodnego kawalera i za wszelką cenę próbuje się jej pozbyć. Chce, by Zuta wiedziała, że on także jest nowoczesny. Gdy nic z tego nie wychodzi, jedynym ratunkiem wydaje się być odkochanie. Ale nie jest tak prosto zrobić, jak powiedzieć. Powszechnie panuje przekonanie, że najprościej o kimś zapomnieć, jeśli się tej osoby nie spotyka i nie widzi. Jak to mówią, co z oczu to i z serca. Józio obiera jednak inne rozwiązanie. Postanawia obserwować Zutę przez cały czas i wytykać jej zauważone wady. To mu się jednak nie udaje, bo przecież zwykle człowiek zakochany idealizuje ukochaną osobę. W końcu wpadł na inny genialny pomysł. Wiedząc, że zarówno Kopyrda jak i profesor Pimko kochają się w córce Młodziaków, postanowił to wykorzystać. W tajemnicy przed dziewczyną zaprosił ich do jej pokoju o północy. Gdy amanci przybyli na spotkanie, Józio, budząc cały dom, skompromitował Zutę w oczach jej rodziców i jednocześnie podważył ich pozorną tylko nowoczesność. Obserwując zachowanie dziewczyny w obliczu zaistniałej sytuacji, nasz bohater stwierdził, że już nie jest to ta sama osoba, w której wcześniej się zakochał.
Józiowi udało się wprawdzie odkochać, ale czy jego pomysł był dobry? Czy da się zapomnieć o kimś, cały czas go obserwując i uświadamiając sobie wady tej osoby? Chyba takie rozwiązanie, jakie wymyślił Józio, nie cieszyłoby się dziś powodzeniem. Dzisiejsi mężczyźni będący na miejscu głównego bohatera "Ferdydurke", wiedząc, że ukochana ich nie kocha, szybko znaleźliby sobie innych obiekt westchnień. Podejrzewam, że w ramionach innej kobiety szybko udałoby się im odnaleźć ukojenie i pocieszenie. Któż z nas bawiłby się w takie podchody jak Józio? Pewnie nikt. Wiedząc, że nie ma u Zuty żadnych szans, nadal próbuje ją uwieść. Przecież nie można na siłę kogoś rozkochać w sobie. Trudno, czasem faktycznie zdarza się nam źle ulokować swoje uczucia, ale trzeba się jakoś pozbierać i żyć dalej. Według mnie pomysł Józia, mimo iż okazał się skutecznym rozwiązaniem, nie był najlepszy. Zdecydowanie lepsze jest nie oglądanie osoby, o której chce się zapomnieć. W przeciwnym wypadku cały czas myślimy o niej i jeszcze bardziej cierpimy, a przecież nie o to w tym chodzi.