Wysoki Sądzie!

Przypadło mi w udziale trudne zadanie udowodnienia niewinności mojego klienta Zenona Ziembiewicza, prezydenta naszego miasta, męża znanej i szanowanej Elżbiety z domu Bieckiej. Zarzuty mu stawiane są poważne - dotyczą wydania decyzji otwarcia ognia do demonstrujących robotników zamkniętej niedawno huty. Moim zadaniem jest udowodnić Wysokiemu Sądowi nie tylko niewinność mojego klienta, lecz również to, iż to on sam stał się ofiarą bezdusznego systemu i obłudy panującej niestety w naszym społeczeństwie. Oficjalne zarzuty prokuratury bowiem poparte są wątpliwym świadectwem mieszkańców naszego miasta, którzy chcieliby z różnych powodów, ukarać Zenona Ziembiewicza za jego domniemane niemoralne czyny. Chcę udowodnić Wysokiemu Sądowi, że łączenie tych dwóch kwestii nie powinno mieć miejsca, bowiem wypacza to naszą obiektywna ocenę czynów oskarżonego.

Nawiązuję tutaj do chodzących pogłosek o jakoby niemoralnym prowadzeniu się oskarżonego, którego romans z ubogą dziewczyną tak oburzył świętą opinię publiczną. Nie wspomnę o bezmiarze hipokryzji i obłudy moralnej, panującej w naszym społeczeństwie, które samo oddając się rozlicznym uciechom ciała, tworząc miejsca legalne rozkoszy, zawsze chętne jest do napiętnowania i wskazania jednostek jakoby obrażających powszechna moralność. Nie wiem jakich czynów musiałby dopuścić się Ziemkiewicz, by w istocie ubliżyć panującym obyczajom?! Nie wiem też jakim to prawem, kierując się jakimi przesłankami i dysponując jaką to wiedzą społeczeństwo orzeka o prywatnych czynach jednostki, o motywach jej postępowania? Czyż nie powinniśmy o nie zapytać wpierw samego oskarżonego?!

Nie muszę przekonywać chyba nikogo, iż człowiek idealny nie istnieje, chyba że w jako wytwór ludzkiej hipokryzji. Ziembiewicza nie można nazwać w życiu prywatnym takim człowiekiem idealnym, ale kogoż z nas można? Nie zmienia to jednak faktu, iż w kwestiach publicznych, zawodowych nie możemy mu zarzucić nic. Chyba, że zaczniemy oskarżać ludzi za to, że mają marzenia, ze chcą naprawiać świat, czynić go lepszym i z tego powodu dążą do zajęcia takiej pozycji w społeczeństwie, która im to umożliwi. Czy grzechem jest podjąć walkę o lepsze jutro? Walkę, która wiemy, ze jest bezpardonowa, ciężka i często bezwzględna, a przystąpienie do niej wymaga od jednostki nie lada poświęceń, odwagi i wyrzeczeń osobistych. Jeśli reguły tej walki nie podobają się nam, powinniśmy obwiniać o to raczej brutalny system władzy, nie zaś poszczególne jednostki, które same przecież ponoszą ogromne i bolesne konsekwencje uczestnictwa w życiu publicznym. Tylko Ziembiewicz sam wie, ile wysiłku i starań kosztowało go zdobycie tak potrzebnego wykształcenia. Jego rodziców nie stać było na opłacenie studiów w renomowanych ośrodkach w Paryżu, wówczas to jedynie ambicja i wytrwałość oskarżonego pozwoliła mu na ukończenie uniwersytetu za własne, ciężko zarobione pieniądze. Swoja pozycję zdobywał Ziembiewicz z trudem i kosztem własnej wolności, walcząc z przeciwnościami losu, który jak wiemy sprzyja nie inteligentnym, lecz bogatym. Mimo to nie rezygnował on ze swoich marzeń, realizując swe plany krok po kroku. Doskonale wiemy, ze często opinia publiczna piętnuje poszczególnych przedstawicieli władzy, oskarżając ich o całe zło tego świata, sądząc, iż być na stanowisku, oznacza jedynie przywileje. Przeciętny obywatel, mieszkaniec tego miasta nawet w przybliżeniu nie zdaje sobie sprawy jak twarda i brutalna walka toczy się między człowiekiem a systemem, który stara się wszelkimi sposobami chronić ludzi i stwarzać mu lepsze warunki do życia.

Nie możemy zapomnieć o planach Zenona Ziemkiewicza już jako prezydenta naszego miasta naprawy zrujnowanej gospodarki. Przypomnijmy sobie zaniedbane ulice, na których szerzyła się tylko bieda. To właśnie Ziembiewicz nie tylko że zwrócił uwagę na ten problem najbiedniejszych, ale tez przedsięwziął konkretne, zdecydowane kroki w celu zlikwidowania go. Wziął odpowiednie kredyty i rozpoczął budowę domów robotniczych na Przedmieściu Chązebiańskim, wyremontował walący się budynek cegielni. Nie bał się zamknięcia przybytku uciech cieszącego się jednocześnie złą sławą i dużą popularnością w mieście, by otworzyć w tym miejscu park z pijalnią mleka dla najmłodszych. Nie zapomniał i o starszych, tworząc korty i boiska do gry w piłkę. Wszystko to z myślą nie tylko o mieście, ale przede wszystkim jego mieszkańcach, również tych w najtrudniejszym położeniu, bezrobotnych, którzy znaleźli dzięki jego inicjatywom wiele miejsc pracy.

Jednak jak się okazuje, w naszej rzeczywistości, jednostki szlachetne, które pragną dokonać jakichś zmian w naszej chorej i smutnej rzeczywistości, skazane są na przegraną. Jeśli zaś tak jest, to uczciwość kazałaby postawić w stan oskarżenia, wielu znanych i szanowanych obywateli tego miasta. Tych, którzy zaczęli blokować decyzje prezydenta, tych, którzy czekali tylko na jego potknięcie, tych, którzy mając za nic los pokrzywdzonych przez los bezrobotnych podjęli faktyczną decyzję o otwarciu ognia do demonstrantów, wiedząc, iż to nie oni, lecz prezydent poniesie jej konsekwencje. Na ławie oskarżonych dziś powinni zasiąść ci, którzy ukrywając się za plecami Ziemkiewicza, posłużyli się nim, do umocnienia swojej pozycji, zdobycia większej władzy, odżegnując się jednocześnie od wszelkiej odpowiedzialności za prowadzenie polityki destabilizacji. Jedynie Ziemkiewicz stawił czoło problemowi, nie uciekając od odpowiedzialności za tragiczne wydarzenia. Jednak uczciwość i poczucie prawdy nie pozwala mu przyjąć całej, wyłącznej winy za podjęte decyzje, pod którymi się on nie podpisywał. Należy podkreślić z całą mocą, iż decyzja o otwarciu ognia podczas demonstracji robotniczej została podjęta pod nieobecność oskarżonego, zatem Zenona Ziembiewicza nie możemy uznać winnym zarzucanego mu czynu, choć niewątpliwie śledztwo musi toczyć się dalej, by faktycznych odpowiedzialnych tej tragicznej w skutkach decyzji odszukać. Nie pozwólmy, by po raz kolejny pozory sprawiedliwości zwyciężyły nad obiektywna prawdą wydarzeń. Nie pozwólmy, by tchórze rządzący naszym miastem spoza pleców prezydenta, śmiali nam się w twarz. Oskarżając niewinnego człowieka nie uspokoimy wyrzutów sumienia, przypominających nam o często naszych własnych błędach.