Wysoki Sądzie, Szanowni zgromadzeni.
Zebraliśmy się dziś w tej sali, aby osądzić Zenona Ziembiewicza, syna Waleriana i Żańci Ziembiewiczów. Spotkał mnie zaszczyt, że mogę bronić czci i niewinności tego zacnego człowieka. Mówię "zaszczyt", gdyż nie wierzę w ani jedno słowo, jakie padło z ust mojego przedmówcy, zacnego pana prokuratora, i jestem przekonany, że obecny tutaj prezydent naszego miasta jest oskarżony niesłusznie. Przywołajmy więc jeszcze raz zarzuty pod jego adresem, a ja postaram się Państwu udowodnić, że nie mają one racji bytu.
Pierwszy zarzut dotyczy rzekomego wydania przez mojego klienta rozkazu strzelania do manifestujących robotników. Powiem krótko: taki rozkaz nigdy nie został wydany. Wśród przedstawionego nam - nielicznego zresztą - materiału dowodowego, nie ma nic takiego. A powinno być, i to na piśmie, gdyby pan prezydent taki rozkaz rzeczywiście wydał. Drodzy Państwo, nie ukrywajmy też, że strajk był zorganizowany nielegalnie i chaotycznie, co zagrażało porządkowi publicznemu i dobru reszty mieszkańców nie biorących w nim udziału. Niewątpliwie należało jakoś zareagować. I rzeczywiście ktoś zareagował. Mówię "ktoś", bo decyzja o strzelaniu nie padła z ust pana prezydenta. Ale to on musi teraz za to płacić.
Mój przedmówca oskarżył pana Ziembiewicza także o kontrowersyjny stosunek do kobiet. Zarzuca mu, że w karygodny sposób traktował swoją żonę - Elżbietę Biecką. Przecież wszyscy doskonale widzieli, że rzeczywistość temu przeczyła. On ją kochał. Gdyby było inaczej, nie walczyłby tak długo o jej rękę. Kochał ją, dbał o nią, dostawała ona od niego pieniądze na wszystko, co chciała. Nie mogę zaprzeczyć, że miał kochankę w osobie panny Justyny Bogutówny, ale nieprawdą jest, jakoby spotykał się z nią po kryjomu, bez wiedzy żony. Elżbieta wiedziała o tej dziewczynie, gdyż mąż sam ją o tym poinformował. Z pewnością niektórzy tu zgromadzeni uważają, iż takie postępowanie jest niemoralne. Przypominam więc, że pojęcie moralności każdy z nas wynosi z rodzinnego domu. To rodzice uczą swoje dzieci, co jest moralne, a co nie. W domu Ziembiewiczów takie postępowanie, jakiego dopuścił się Zenon, było na porządku dziennym. Jego ojciec ciągle zdradzał żonę przy jej cichym przyzwoleniu. Dlatego taka sytuacja wydawała się normalna dla mojego klienta. Tak postępował, bo tak został wychowany. Nie widzę tu żadnej jego winy.
Pan prokurator, przywołał jeszcze jeden zarzut. Otóż oskarża się pana Ziembiewicza o to, że opuścił on chorą Adelę - kobietę, z którą był związany w czasie studiów w Paryżu. Mogę powiedzieć, że zgodzę się z tym zarzutem pod warunkiem, iż przywoła się całą prawdę dotyczącą okoliczności jego wyjazdu, a nie tylko jej część. Nie można mówić, że postąpił on bezdusznie, opuszczając chorą Adelę. Nie chciał jej zostawiać w takich okolicznościach, jakie były, ale nie miał wyjścia. I tak udawało mu się długo odwlekać ten wyjazd. Poza tym nie zostawił jej samej. Poprosił przecież swojego najlepszego przyjaciela, aby dbał o nią podczas jego nieobecności oraz by donosił mu o stanie jej zdrowia. Wszystko to dowodzi, że bardzo zależało mu na Adeli, a nie, że był pozbawiony serca, jak próbuje dowieść tego prokurator.
Największe emocje wywołują kontakty ze wspomnianą już panna Bogutówną. Uważa się, że Zenon Ziembiewicz uwiódł ją, bezczelnie wykorzystał i w ostateczności porzucił, doprowadzając ją do załamania psychicznego. Prawda jest jednak taka, że to nie on uwiódł Justynę, ale ona jego. Nikt nie zaprzeczy, że nie stroniła ona od spotkań z nim, wręcz na nie nalegała. Z czasem mój klient uświadomił sobie, że dłużej tak nie wytrzyma i postanowił poinformować o tym Justynę. Niestety tak się złożyło, że w tym samym dniu dowiedział się o jej ciąży. Uświadamiając sobie powagę sytuacji, postanowił pomagać dziewczynie i wbrew temu, co mu się zarzuca, nie zostawił jej samej sobie. Wręczył jej wtedy pewną kwotę pieniędzy, gdyż chciał ją wspierać finansowo, by niczego jej ani dziecku nie brakowało. Swoim postępowaniem dowiódł, że jest odpowiedzialny i konsekwentny w swoim działaniu. Za to, co się potem wydarzyło, odpowiada tylko i wyłącznie panna Bogutówna.
Ostatnim oskarżeniem kierowanym pod adresem mojego klienta jest jego rzekomy konformizm i uleganie wpływom innych osób. Są to przykre dla pana Ziembiewicza pomówienia. Nie jest on karierowiczem, jak mu się zarzuca. Całe swoje życie dążył do tego, aby coś osiągnąć. Jest człowiekiem bardzo ambitnym, ale nigdy nie obrałby drogi "po trupach do celu". Jako młodzieniec miał pewne ideały i poglądy, które w dorosłym życiu chciał realizować, ale czas i okoliczności je, można by powiedzieć, uaktualniły. On z nich nie zrezygnował, jak mu się zarzuca. On je tylko dostosował do rzeczywistości, która wymusiła to na nim. Kończąc swoją przemowę, pragnę jeszcze raz zaznaczyć, że nie ma ludzi doskonałych. Dlatego zwracam się do Wysokiego Sądu i członków Ławy Przysięgłych, aby jeszcze raz wzięli to wszystko pod uwagę i wydali wyrok sprawiedliwy.
Dziękuję.