Obrona Sokratesa - streszczenie szczegółowe
I – wprowadzenie
Główny bohater dialogu Platona po raz pierwszy zwraca się w kierunku mężów ateńskich, którzy będą decydowali o jego losie. Sokrates pyta ich o wrażenia, jakie mowa oskarżycielska na nich wywarła. Jego bowiem zdaniem w ich słowach nie było zbyt wiele treści, prawdziwych zarzutów, a sama mowa w związku z tym nie była zbyt przekonująca. Można było bowiem odnieść wrażenie, że bardziej chcą oni ostrzec mężów ateńskich przed Sokratesem, niż mają mu coś konkretnego do zarzucenia.
Sokrates uznaje, że oskarżyciele nie powiedzieli prawdy, dlatego decyduje się to zrobić on. Chce się bronić, więc jest gotów wskazać na to, co doprowadziło go do aktualnej sytuacji. Zapowiada, że jego mowa będzie prosta i klarowna. Nie zamierza koloryzować wydarzeń i wzmacniać ich znaczenia.
Sokrates przed sądem staje po raz pierwszy w swoim życiu, jako 70-latek. Sam zwraca uwagę na swój wiek, prosząc, aby wybaczony został mu sposób mówienia. Chciałby, aby mężowie zwracali jedynie uwagę na treść jego wypowiedzi, słuszność jego argumentacji. Sokrates uznaje, że rolą mówcy jest prawdziwa mowa, mężów zaś – ocena tego, czy mówi on sprawiedliwie.
II – główna myśl obrony
Sokrates rozpoczyna od dawnych wobec siebie oskarżeń. Nadmienia, że nie jest to pierwszy raz, kiedy ktoś rozpowszechnia przeciwko niemu kłamliwe oskarżenia. Ludzie przeciwko Sokratesowi spiskowali bowiem od dawna, wielokrotnie rozpowszechniając kłamliwe opinie na jego temat. Zdaniem Sokratesa kierowała nimi przede wszystkim zawiść i zazdrość. Ostatecznie więc sięgali po oszczerstwo. Teraz jednak ciężko mu z nimi polemizować, ponieważ nie są obecni, a walka z cieniem, który nie odpowiada na zarzuty jest jego zdaniem wyjątkowo trudna. Sokrates jest jednak przekonany, że te rozpowszechniane od dawna oszczerstwa zapadły również w pamięć obecnych oskarżycieli. Dlatego też decyduje się podjąć wysiłek walki z nimi, ustosunkowania się do nich i rozprawienia się z nimi raz nareszcie, choć jest to zadanie trudne. Sokrates jest jednak przekonany, że trzeba nie tylko słuchać prawa, ale i się bronić.
III-X – mowa skierowana do oskarżycieli
Sokrates część swojej wypowiedzi skierowaną bezpośrednio do oskarżycieli rozpoczyna od dosłownego przytoczenia oskarżenia, które stało się podstawą formalnej sądowej skargi przygotowanej przez Meletosa. Wskazywano w niej, że zbrodnia Sokratesa polega na zainteresowaniu rzeczami ukrytymi pod ziemią i znajdującymi się w niebie. Winą Sokratesa miało być badanie tych zjawisk. Druga część oskarżenia dotyczyła natomiast tego, że jest on w stanie ze słabszego zdania zrobić mocniejsze i że uczy tej umiejętności także innych.
Sokrates na początku wyraźnie odpiera zarzut, jakoby miał uczyć za pieniądze. Nie robił bowiem tego. Dalej chce przedstawić przyczyny pojawienia się jego złej reputacji i narażenia na oszczerstwa, których wynikiem jest aktualne oskarżenie. Przede wszystkim początkiem wszystkie jest mądrość ludzka, którą szczęśliwie Sokrates jest obdarzony. Nie jest to forma przechwalania się, a przytoczenie świadectwa boga delfickiego dotyczące Sokratesa Tak więc bowiem stało, że przyjaciel Sokratesa z młodości – Chajrefont postanowił udać się do Delf, aby zasięgnąć tam opinii w konkretnej sprawie. Pytia natomiast odpowiedziała mu, że nie ma osoby mądrzejszej od Sokratesa. Nie było to więc zdanie jego samego, a głos wyroczni. Problem jednak polegał na tym, że świadectwo było niemożliwe do potwierdzenia po śmierci Chajrefonta.
Sam Sokrates twierdzi, że nie jest świadomy tego, czy posiada jakąkolwiek mądrość, nie jest w stanie więc ocenić również, czy jest ona mała, czy duża. Nie zamierza jednak kłamać, ponieważ uważa, że byłoby to wbrew boskiemu prawu. Problem jednak dotyczący mądrości i jej posiadania nie dawał mu od dawna spokoju. Dlatego też postanowił wyruszyć w świat, aby poszukać prawdziwych mędrców i przez spotkanie z nimi obalić świadectwo Pytii, jakoby miał być najmądrzejszym z mężów.
W pierwszej kolejności spotkał się z politykiem, który według powszechnej opinii uchodził za mędrca. Sokrates z nim porozmawiał, ale dość szybko doszedł do wniosku, że nie jest on wcale takim mędrcem, za jakiego jest uznawany. Zdaniem Sokratesa ów polityk rzeczywiście był przekonany, że jest mędrcem. Było to jednak przekonanie błędne: o wielu rzeczach nie miał pojęcia, a twierdził, że ma na nich temat jakąś wiedzę. Jak się można domyślić, człowiek ten szybko znienawidził Sokratesa, który obnażył jego słabości. Podobnie było z kolejnymi „mędrcami”, z którymi spotykał się Sokrates. Szybko się bowiem okazało, że nawet ci, którzy mieli opinię wyjątkowych mędrców, w oczach Sokratesa okazywali się nędzarzami.
Nie przysparzało mu to zwolenników. Podobnie jak spotkanie z poetami, z którymi chciał on rozmawiać o ich twórczości. Szybko okazało się bowiem, że utwory pozwala im przygotowywać nie tyle mądrość, ile talent, który posiadają. Nie zmieniało to jednak faktu, że także i oni uznawali się za autorytety w sprawach, o których nie mieli pojęcia. W końcu Sokrates skierował się ku rzemieślnikom. Byli bardzo zdolni w wielu obszarach, wykonywali wyjątkowe rzeczy, mieli sporą wiedzę. Niestety – podobnie jak poeci – byli przekonani, że skoro są tak doskonali w tworzeniu rzeczy, to dysponują także mądrością w innych dziedzinach. To błędna przekonanie rzucało zaś cień na całą ich mądrość.
Wszystkie te spotkania i konkluzje z nich wynikające nie przysporzyły mu przyjaciół, tylko wrogów. To właśnie po tych spotkaniach powstały oszczerstwa, które później tylko narastały. Sokrates jednak nie przejmował się nimi zanadto, wychodząc z założenia, że prawdziwie mądry jest jedynie bóg, który przez wyrocznię podkreślał, że ludzka mądrość jest warta niewiele albo wręcz nic. Sokrates, podążając za tym rozpoznaniem, chodzi i pyta ludzi. Wykazując w ten sposób ludziom, jak bardzo się mylą, kiedy są przekonani o swojej głębokiej mądrości. Sokrates jest świadomy, że to właśnie dzięki temu podążają za nim młodzi ludzie, najczęściej z bogatych domów, którzy chcą naśladować. Są zmęczeni tą mądrością starszyzny, która okazuje się niezbyt zachęcająca. Udowadniają oni ludziom, naśladując metodę Sokratesa, że mądrość jest pozorna. Rzekomi „mędrcy” czują się w ten sposób obrażeni, bo nie są gotowi przyjąć krytyki. Zdaniem Sokratesa dlatego właśnie jest on oskarżany o demoralizację młodzieży. Jest przekonany, że ci, którzy go w ten sposób oskarżają, nic nie wiedzą na temat jego nauk, a jedynie krytykują go za to, że odsłania niewiedzę innych. Sokrates jest pewien, że oskarżenia te są niesłuszne, ale pozwolił im rosnąć tak długo, że teraz ich obalenie wcale nie jest proste.
XI-XV - mowa skierowana do Meletosa
W kolejnej części swojej wypowiedzi Sokrates postanawia odnieść się już bezpośrednio do oskarżeń wysuniętych przeciwko niemu przez Meletosa. Skarga dotyczyła przede wszystkim dwóch rzeczy. Po pierwsze oskarżano Sokratesa o demoralizację młodzieży, a także uznawanie istnienia innych duchów, niż te, których istnienie przyjęło państwo. Według Sokratesa całe oskarżenie Meletosa jest niesprawiedliwe, ponieważ opiera się na fałszu. Zdaniem Sokratesa Meletos popełnia niesprawiedliwość sprowadzają przed sąd ludzi i udają, że zabiega w ten sposób o te istotne sprawy, o które nie troszczą się inni.
Teraz zwraca się już bezpośrednio do Meletosa, którego prosi, by wskazał on osoby, które sprawiają rzeczywiście, że młodzież jest lepsza. Są to z pewnością wszyscy ci Ateńczycy, którzy właśnie się zgromadzili na rozprawie i oczywiście członkowie Rady. Oni z pewnością nie sprowadzają młodzieży na złą stronę, a czynią ich lepszymi ludźmi. Oznacza to, że właściwie wszyscy Ateńczycy sprawiają, że młodzież jest szlachetna. Nie czyni tego jedynie Sokrates.
Jakże szczęśliwa dla państwa byłaby sytuacja, w której tylko jeden człowiek demoralizowałby młodzież, a wszyscy inni prowadziliby ją drogą szlachectwa. Tak jednak, mimo najszczerszych chęci widzenia spraw w ten sposób, nie jest. Zdaniem Sokratesa Meletos w ogóle nie troszczy się o młodych, ich los nie zajmuje jego uwagi, są oni najzwyczajniej w świecie obojętni. Sokrates odpiera zarzut, jakoby umyślnie demoralizował młodzież. W końcu byłoby to przecież nielogiczne. Po co miałby tworzyć wokół siebie złych ludzi, którzy jego samego mogliby skrzywdzić. To byłaby strategia zupełnie pozbawiona sensu. Nawet jeśli więc Sokrates demoralizuje młodzież, trzeba założyć, że robi to nieświadomie. Takich przykładów, nieumyślnego szkodnictwa społecznego dotychczas w Atenach nie stawiano przed sądem.
Sokrates odnosi się dalej do kolejnego zarzutu Meletosa dotyczącego promowanej przez niego wiary w bogów. Meletos zarzuca bowiem Sokratesowi przestępstwo na dwóch poziomach: po pierwsze Sokrates miałby nie wierzyć w uznanych społecznie bogów, po drugie – miałby zdaniem oskarżenia nauczać o nowych duchach, innych niż ci bogowie, którzy zostali uznani przez państwo. Sokrates ujawnia absurd tkwiący w tym oskarżeniu. Jego zdaniem jest ono zupełnie pozbawione sensu, ponieważ wewnętrznie sprzeczne. Nie można jednocześnie atakować go za ateizm, a potem wskazywać, że jego winą jest, że zbyt dużo mówi o duchowości. Sokrates przyznaje natomiast, że rzeczywiście często mówi o duchowości, nazywa słońce kamieniem, czy księżyc ziemią, ale nie są to jego autorskie pomysły, tylko nauki przejęte z mądrych ksiąg zawierających podobne stwierdzenia. Sokrates powołuje się między innymi na Anaksagorasa z Klazomenów. Młodzież nie musi więc słuchać Sokratesa – może o tych wszystkich koncepcjach przeczytać po prostu w mądrych księgach. Sokrates zwraca też uwagę, że jeżeli się głosi wiarę w duchowość, to nie można nie uznawać duchów, które miałyby być dziećmi duchów, nawet jeśli byłoby to potomstwo z nieprawego łoża. Podobnie więc nie można nie uznawać bogów, jeśli jednocześnie wierzy się w duchy. W ten sposób Sokrates udowadnia, że oskarżenie Meletosa jest bezpodstawne i wewnętrznie sprzeczne. Na koniec zwraca się wprost do samego Meletosa, wskazując, że nie da się przekonać ludzi, że jeden i ten sam człowiek może wierzyć w duchy i bogów, a zaraz po tym powiedzieć im, że jednak winą jego jest to, że w duchy i bogów wierzy.
XVI-XXII - posłannictwo Sokratesa
Sokrates jest przekonany, że nie popełnił żadnego przestępstwa, a skarga Meletosa jest bezzasadna. W związku z tym wydaje się, że obrona tutaj jest właściwie zbędna. Jest jednak jednocześnie przekonany, że zarówno Meletos, jak i Anytos są sprawcami całej tej sytuacji. Nie uznaje także, że to ich oskarżenia będą powodem, dla którego miałby być skazany (jeśli tak zdecyduje rada). Jest przekonany, że za jego sytuację odpowiadają gromadzone przez lata oszczerstwa oraz zawiść, jaką w przeszłości także wzbudzał u wielu innych osób. Jego zdaniem to mechanizm doskonale znany z przeszłości, a także taki, który jeszcze nieraz w przyszłości się powtórzy.
Postawa Sokratesa jest godna podziwu. Niebezpieczeństwo śmierci nie sprawia, że bohater pokazuje strach. Nie zamierza także zmieniać zdania. Konsekwentnie trwa przy swoich przekonaniach. Uznaje, że są dobre, a przede wszystkim sprawiedliwe. Sokrates wierzy, że liczy się konsekwencja trwania przy swoim zdaniu jest niezwykle ważna i nie można zmieniać tylko dlatego, że może za nie grozić śmierć. Liczy się dzielne postępowanie. Przywołuje wzór, jakim jest Achilles, który poddał się wyrokom wyroczni, zginął po zabiciu Hektora, mimo że mógł postąpić wbrew przepowiedni i nie zemścić się na Trojańczyku za śmierć Patroklosa. Przeżyłby wtedy być może, ale z pewnością by się zhańbił, a to w przypadku Achillesa nie wchodziło w grę. Zdaniem Sokratesa człowiek powinien konsekwentnie trwać w miejscu, które wybrał lub gdzie został postawiony. Tylko hańba mogłaby skłonić do zmiany podejścia. Skoro zaś bogowie uznali, że powinien filozofować, to dlaczego on miałby teraz tylko w obliczu zagrożenia śmiercią porzucić ten obowiązek. Sokrates jest przekonany, że obawa przed śmiercią to kolejny dowód na to, że ludzie mają się za mądrych, choć wcale takimi nie są. Obawa przed śmiercią bowiem wynika z tego, że jest się przekonanym, że wie się to, czego człowiek przecież nie wie.
Nikt bowiem nie wie, czym właściwie jest śmierć. Sokrates wyraźnie wskazuje, że nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy śmierć jest największym dobrem, czy największym nieszczęściem. Najczęściej jednak zakładamy to drugie. Kiedy tak robimy, wierzymy, że śmierć jest złem. W wyniku tego pojawia się paniczny lęk. Kiedy uświadomimy zaś sobie, jak niewiele o samej śmierci wiemy, być może dostrzeżemy, jak wielką głupotą jest paniczny lęk przed nią.
Sokrates w tym aspekcie nie uważa się za mądrzejszego. Rożnica między nim a innymi polega jednak na tym, że on jest świadomy swojej niewiedzy. Wychodzi więc z założenia, że jeśli nie wie, czy śmierć jest złem, czy dobrem, to nie może się jej bać. Doskonale natomiast zdaje sobie sprawę, że złem jest krzywdzenie innych i bycie głuchym na to, co mówią mądrzejsi od nas: zarówno bogowie, jak i ludzie. Dla Sokratesa wybór jest prosty. Nie będzie on rezygnował ze swoich nauk, tylko dlatego, żeby za wszelką cenę uniknąć śmierci. W końcu skoro może się ona okazać największym dobrem i szczęściem, to dlaczego, nie mając pewności co do jej charakteru, Sokrates miałby porzucać to, w co prawdziwie wierzy.
Sokrates mówi, że jeśli sędziowie postawiliby mu warunek, że zostanie uwolniony, ale musi przestać filozofować, nie przyjąłby takiej propozycji. Uważa, że jest bardziej posłuszny bogu niż mężom ateńskim. Nie zamierza więc przestać doradzać i dawać wskazówki tym, których spotka. Jest przekonany, że nie robi nic złego, nikogo w ten sposób nie krzywdzi. Stara się jedynie przekonać wszystkich, że dbać należy przede wszystkim o duszę, a nie o ciało czy majątek. Skoro ludzie nie wstydzą dbać się o te ostatnie, dlaczego nie wkładają tyle wysiłku, aby zadbać o rozum, prawdę i mądrość w swoim życiu.
Sokrates jeszcze raz podkreśla, że zamierza trwać przy swoich sądach. Nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować ze swojego sposobu postępowania, nawet jeśli karą za to miałaby być śmierć. Jest jednak przekonany, że jeśli zapadnie taki wyrok, w wyniku którego zostanie on zgładzony, to krzywda wyrządzona zostanie nie tyle jemu (nie mamy bowiem pewności, czym jest śmierć), a samym Ateńczykom. Złe jest bowiem i obraźliwe wobec bogów zgładzenie człowieka niewinnego. Niesprawiedliwe jest unicestwienie człowieka, który został przez bogów przeznaczony do przekonywania i uczenia innych. Sokrates domniemuje, że po jego śmierci Ateńczycy znów zapadną w sen samozadowolenia, który będą śnić, aż bóg znów nie pośle kogoś innego, kto ich zbudzi. Będzie potrzebny kolejny myśliciel, który żądlący owad na karku będzie kąsał i pobudzał zgnuśniałych mieszkańców Aten.
Sokrates doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zostawił gdzieś na dalszym planie własne sprawy, zaniedbał rodzinę, ale robił to wszystko po to, aby służyć dobru powszechnemu. Nie brał nigdy zapłaty za swe nauki, a sam żył w ubóstwie.
Sokrates nie angażuje się w politykę, nie czuje żadnej potrzeby, aby tutaj szukać swojego miejsca. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby tak wybrał, w spokoju nie dożyłby pewnie tak sędziwego wieku. Przyznaje bowiem, że tłum nie lubi polityków, który mu się sprzeciwiają, którzy stają wbrew temu, czego większość oczekuje, nie pozwalają na krzywdy i bezprawie. Człowiek walczący o sprawiedliwość nie powinien więc nigdy decydować się na życie publiczne, ale prowadzić żywot prywatny. Sam Sokrates był wierny swoim przekonaniom, nigdy nie sprawował żadnego urzędu. Był jedynie członkiem Rady Ateńskiej. Wtedy jednak także głosował przeciwko pociągnięciu do wspólnej odpowiedzialności dowódców, którzy nie zabrali ze sobą i nie pogrzebali ciał swoich towarzyszy po bitwie morskiej. Wiara w słuszne i sprawiedliwie swoje postępowanie w tamtym momencie sprawiła, że nie bał się ani śmierci, ani uwięzienia. Nie inaczej było, kiedy podjęto próbę skazania na śmierć Leona Salamończyka. Wtedy Sokrates, mimo że mógł za to zostać sam skazany na śmierć, wycofał się z obrad. Nigdy jednak nie wyrzekł się głoszenia sprawiedliwości.
W świetle tego własnego postępowania Sokrates nie jest w stanie zrozumieć, co sprawia, że takie, a nie inne oskarżenia padają pod jego adresem. Przypomina, że nie ma na sali żadnego świadka, który potwierdziłby, że demoralizuje on młodzież. Co więcej, na sali jest wielu jego uczniów. Wszyscy są jednak obserwatorami, a nie oskarżycielami. Wbrew temu, do czego przekonuje Meletos w swoim oskarżeniu, wszyscy oni są gotowi wesprzeć swego nauczyciela. Miłują bowiem słuszność, prawdę i sprawiedliwość. Zatem niech sędziowie zadecydują, do kogo należy prawda: do Sokratesa czy Meletosa?
XXIII-XXIV - uzupełnienie obrony
Sokrates jest przekonany, że powiedział już wszystko, co miałoby działać na jego korzyść. Kończy swoją obronę. Jest przekonany, że znaleźliby się tacy, którzy staraliby się u sędziów wzbudzić litość, ale on do nich nie należy. Nie zamierza się publicznie zalewać łzami i przyprowadzać obrony, aby tylko zmiękczyć serca sędziów. Nie posunie się do takich gestów. Nie zamierza dopuścić także, aby trzej synowie prosili w jego imieniu. Uznaje tego typu zachowania za haniebne. Uważa, że zachowując się w ten sposób, Ateńczycy przynoszą wstyd swojemu państwu. On nie zamierza więc iść drogą lamentu i litości. Wierzy bowiem, że wystarczy wybrać drogą wyjaśnienia i prezentowania prawdy. W końcu sędziowie nie są od stanowienia litości i łaski, ale sprawiedliwości.
XXV-XXVIII - propozycja kary
Sokrates poznał już wyniki, niekorzystnego dla niego głosowania. Nie jest nimi jednak zdziwiony. Zaskakuje go jednak sam układ głosów, ponieważ nie spodziewał się, że różnica między głosami za jego ukaraniem i uniewinnieniem będzie tak mała. Spodziewał się znacznie większej. Gdyby trzydzieści głosów padło inaczej, zostałby uniewinniony. Sytuacja wygląda jednak inaczej. Meletos po wynikach głosowania wnosi o karę śmierci dla Sokratesa. Ten może jednak zaproponować inne rozwiązanie. Wraca się więc do sędziów, jaką karę ma zaproponować? Pyta, na co ich zdaniem zasługuje. W końcu nie prowadził życia domowo-rodzinnego, nie zabiegał także nigdy o żaden majątek, nie próbował także zbudować pozycji politycznej. Wszystko, co robił, robił z myślą o ludziach. Chciał ich bowiem przekonać, aby nie dbali o własność, ale przede wszystkim o siebie, bo tylko dzięki temu mogli się stać najlepszymi i najmądrzejszymi.
Sokrates więc, na przekór Meletosowi, wnioskuje o darmowe utrzymanie dla siebie w Prytanejonie. Zaznacza jednak, że ten wniosek nie jest wyrazem jego zuchwałości. Jest po prostu przekonany, że wyrok jest niesprawiedliwy. Podnosi, że przez jeden dzień rozprawy nie jest się w stanie rozprawić z oszczerstwami, które narastały przez lata. W jeden dzień trudno z taką siłą walczyć i przekonać sędziów do prawdy. Sokrates nadal podkreśla, że on nigdy nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Nie jest więc w stanie zaproponować sędziom, by go uwięzili. Nie jest gotów oddać się we władzę zmieniających się urzędników. Na grzywnę nie może się zdecydować, ponieważ nie posiada żadnego majątku. Wygnanie nie jest dla niego żadną opcją: ma niezbitą pewność, że gdziekolwiek się nie uda, tam młodzież pójdzie za nim i będzie się wokół niego gromadzić, a to najbardziej przeszkadza jego oskarżycielom. Z pewnością on zaś nie zamierza zaprzestać głoszenia prawd, w które wierzy jako boskie. Uważa bowiem, że największym dobrem, jakie człowiek może sobie wyobrazić, to prowadzenie rozważań na temat dobra. Najgorsze, co może się człowiekowi przytrafić, to życie bezmyślne, w którym nie pojawia się żadna refleksja na temat tego, jak i gdzie żyje.
W końcu jednak Sokrates proponuje grzywnę niewielkiej wysokości jako formę swojej kary. Są to pieniądze, które ofiarowali jego uczniowie, w tym Platon, Kriton, Kritobulos czy Apollodoros.
XXIX-XXXIII - po wyroku
Wyrok został wydany. Sokrates zwraca się do sędziów, że ceną za tak szybko wydany wyrok i jego jawną niesprawiedliwość będzie wieczne niesława. Jest przekonany, że z czasem dosięgnie ich odpowiedzialność za to, że doprowadzili do zabicia mędrca. Mogli przecież poczekać: nie jest już młodzieniaszkiem, jest już w podeszłym wieku, śmierć więc szybko go znajdzie. Nie wierzy jednak w to, że został skazany za to, że nie miał żadnych argumentów na swoją obronę. Sądzi, że skazano go za to, że nie poddał się temu, czego od niego oczekiwano, do czego przywykli słuchacze w takich sytuacjach, a więc nie lamentował, nie płakał, nie błagał o litość. Tym zawsze ratowali się oskarżeni, a on świadomie z tego zrezygnował. Sokrates jednak nie żałuje swojego sposobu obrony. Jest przekonany, że lepiej jest zginąć zgodnie ze swoimi ideałami niż wystąpić przeciwko nim i dalej żyć. Wierzy, że zachował się godnie, ponieważ nigdy zarówno na wojnie, jak i w sądzie nie powinien unikać śmierci za wszelką cenę. Znacznie łatwiej jest bowiem unikać śmierci niż nikczemności. On woli unikać tej ostatniej, nawet jeśli miałoby to oznaczać śmierć.
Sokrates pozwala sobie prorokować, czego nie wolno ludziom robić w obliczu śmierci. Jeszcze raz oświadcza swoim sędziom, że za ten wyrok przyjdzie na nich kara. Jest pewny, że prędzej czy później spadnie na nich kara cięższa niż jego śmierć. Jest pewny, że podjęli oni tę decyzję przekonani, że uwalniają się w ten sposób od własnych sumień. Tak się jednak nie stało. O ile zabiją teraz Sokratesa, który był głosem ich sumienia, to po nim w końcu przyjdą następni. Nie da się wszystkich powstrzymać od krytyki rażącej niesprawiedliwości. W końcu Sokrates zawraca się także do tych sędziów, którzy głosowali za jego uwolnieniem. Mówi, że chętnie urządziłby z nimi dyskusję i jej tematem uczynił sam proces sądowy.
Sokrates uważa, że przytrafiło mu się niezwykłe doświadczenie. Jego wewnętrzny głos upewnia go bowiem w przekonaniu, że nie zrobił niczego niewłaściwego, decydując się na taką właśnie linię obrony. Ostatecznie jest przekonany, że przydarza mu się coś dobrego, bo wierzy, że śmierć jest dobra. W końcu jest jedną z dwóch rzeczy: albo jest to nicość, w której człowiek niczego już nie doświadcza, jest niczym w głębokim, spokojnym śnie albo też stanowi rodzaj wędrówki między jednym a kolejnym światem. W żadnym z tych dwóch przypadków nie jest czymś złym, nie sprawia cierpienia. Oczywiście zdaniem Sokrates należy mieć nadzieję na Hades. Chciałby bowiem przebywać tam razem z Orfeuszem, Muzajosem, Hezjodem czy Homerem. Poczytywałby sobie to za absolutny zaszczyt. Uważa, że miałby szansę rozmawiać z Odyseuszem lub Syzyfem o ich mądrości. Jest przekonany, że mógłby tam robić dokładnie to, co na ziemi, czyli rozmawiać. Jeśli tak się stanie, będzie naprawdę szczęśliwy. W Hadesie przynajmniej już nikt nie skaże go na śmierć.
Do sędziów zwraca się natomiast jeszcze raz z przestrogą, że jeżeli zło nie jest udziałem człowieka za jego życia, to i po śmierci go nie dosięgnie. Sokrates jest przekonany, że bóg nigdy nie zaniedbuje troski o jego sprawy. Nie zamierza więc żywić urazy do tych, którzy go skazali. Prosi jedynie, aby zaopiekowano się jego synami. Uważa, że gdyby bardziej zaczęli zabiegać o majątek niż o rozwijanie swojej cnoty, powinni zostać srogo ukarani. Sokrates koczy swoją mowę stwierdzeniem, że jemu czas iść na śmierć, innym do życia. Jest przekonany, że tylko bóg wie, kto idzie do tego, co lepsze.
