Władca winien stać na straży państwa. To jasne dla wszystkich. Czemu więc rozmaici warchołowie podważają decyzje władcy? Kreon podjął decyzje, jakie uważał za słuszne. Zakaz pogrzebu Polinejkesa był kara odpowiednią dla zdrajcy najeżdżającego kraj na czele obcych wojsk. Darzycie sympatią Antygonę? Przecież z rozmysłem sprzeciwiła się woli panującego i jego słowom, które są prawem. Tłumaczy się, że działała w myśl praw bożych - ale czy bogowie zstąpili z Olimpu i wstawili się z nią? Jedno jest prawo - dla chłopa i królewskiej córki. Zostało złamane, wiec potrzebna jest kara.
Władca Teb zdecydowanie działał dla dobra kraju. W końcu był absolutnym władcą, którego słowo stanowi prawo, a decyzja była całkowicie jednoznaczna. Nie chciał puścić płazem zdrady ojczyzny, żeby nie zachęcić innych do podobnego postępowania. Także jego stosunek do zdrady jest jasny - nie do pomyślenia było, żeby traktować jednakowo Eteoklesa - bohaterskiego obrońcę i Polinejkesa - zdrajcę. Po raz kolejny stwierdzam, że król Kreon kierował się przede wszystkim troską o dobro i jedność państwa. To w jego osobie skupiła się nie znosząca kompromisów idea - państwo jest najważniejsze, a prawo jest wyznacznikiem państwa. Kreon był zdecydowanym racjonalistą i wychodził z prostych założeń. Tak, to w odpowiedzi właśnie prawo, a nie obronne mury, wyznacza granicę. Kreon będąc władcą był w stanie wydawać prawa, które obowiązywały obywateli. Był to wręcz jego obowiązek. Prawa z kolei istnieją po to, by zachować ład i porządek w państwie. To Antygona zachwiała porządek, to ona ponosi winę.
Wielu zarzuci władcy, że spowodował śmierć trzech osób, w tym własnego syna. To nie prawda. Gdy okazało się, że decyzja nie była najwłaściwszą z możliwych, Kreon nie wahał się odwołać jej nawet za cenę części swego autorytetu. Nie było jego winą, że Antygona sama targnęła się na swoje życie, a zaraz po niej uczynił to Haimon. Nie wiedział, że Eurydyka, jego ukochana żona dołączy do syna, przepełniona bólem. Nie dość tragedii spotkało nieszczęśliwego władcę? Przecież poświęcił siebie w imię racji stanu. Dopuścił się grzechu i złamania boskich praw by ratować Teby przed chaosem. Gdyby nawet cofnął zakaz i uratował życie siostrzenicy, to czy dałby tym dobry przykład poddanym? Zdecydowanie nie. Jakim byłby władcą, gdyby cofał prawa, bo zagrażają jego rodzinie? Stanowił prawo i przestrzegał go, wymagał tego także od innych.
Każdy przyzna, że w czasie bezkrólewia, które nastało po zaginięciu króla Lajosa, to właśnie Kreon powstrzymał chaos i utrzymał jedność w Tebach. Każdy, nawet najbiedniejszy chłop czy prosty żołnierz potwierdzi - Kreon nie był i nie chciał się stać tyranem. Był dobrym regentem i znakomicie kierował ludem. W czasach, w których rządził, miasto żyło dostatnio i spokojnie. Tak za pierwszym, jak i drugim razem popsuli to przeklęci Labdakidzi - wpierw Edyp, później Eteokles i Polinejkes, wreszcie Antygona.
Sam władca uważał, że postępuje słusznie. Gdyby nie litość i bunt, które wzbudziła Antygona, mógłby szczęśliwie i spokojnie władać miastem, które pod jego ręką kwitłoby jak dawniej. Popełniał błędy, w końcu władca też jest człowiekiem. Działał pod wpływem impulsu - to nic dziwnego tuż po zakończeniu bitwy. Zdecydowanie nie należało mu się cierpienie, którego doświadczył.