Kiedy ukazał się "Pamiętnik z powstania warszawskiego" to wzbudził on spore zainteresowanie.
Nie wszyscy byli zachwyceni ukazaniem ważnego wydarzenia w najnowszej historii Polski z perspektywy cywila, człowieka niezaangażowanego w walkę zbrojną. Dotychczas przy podejmowaniu tej problematyki akcentowano wątki martyrologiczne i bohaterstwo powstańców. W świadomości wielu utrwalił się obraz odważnych młodych ludzi, którzy w piękny sposób zamanifestowali swój patriotyzm przelewając własną krew za ojczyznę. U Mirona Białoszewskiego nie ma takiej perspektywy. Na inne sprawy zwraca uwagę pisarz, co mu też zarzucano w krytycznych recenzjach.
Utwór powstał w wiele lat po wojnie, ale co charakterystyczne pisarz stara się skrupulatnie, dokładnie zrekonstruować zdarzenia z uwzględnieniem porządku chronologicznego. W związku z tym przywołuje zachowane w pamięci obrazy przemieszczania się warszawiaków z zagrożonych części miasta. Trasa wędrówki biegnie od Powiśla po Stare Miasto. Kiedy ono także okazują się niebezpieczne pozostaje jedynie przeprawa do Śródmieścia poprzez kanały. Stopniowo zawęża się przestrzeń życiowa, bo wraz z ludźmi umiera też miasto, Coraz więcej jest zburzonych domów, a znalezienie wolnych schronów graniczy z cudem. Pisarz opowiada nie tylko o swoich doświadczeniach, ale także pokazuje historie innych ludzi, zwłaszcza z grona rodziny, przyjaciół. Jednak odnotowuje także losy przygodnie poznanych osób. Wszak wszyscy zostali złączeni dramatycznymi przeżyciami i nikt tego nie jest w stanie zmienić. Białoszewski skrzętnie opisuje powszednią egzystencję ludzi w piwnicach czy schronach, w przejściach i kanałach.
Uciekający tworzą swoista wspólnotę i właśnie jej przygląda się uważnie pisarz. Notuje relacje, które zachodzą między poszczególnymi osobami, z jednakową dociekliwością opisuje wielkie i małe zdarzenia. Tropi postawy oraz zmiany zachodzące w zachowaniu ludzi. Wykolejeni z normalności starają się jednak jakoś funkcjonować. Przezwyciężają lęk przed śmiercią przez wspólne modlitwy. Swen nawet pisze specjalną na tą okazję litanię powstańczą. W tych skrajnych warunkach starają się wzajemnie umacniać. Wielu było w stanie wyciągnąć do bliźniego pomocną dłoń. Zdarzają się odruchy solidarności nawet w stosunku do przygodnych towarzyszy ze schronu. Oczywiście w takiej zbitej masie trudno o intymność, jednak jakieś namiastki "prywatności" starano się ocalić.
Warto jeszcze skupić się na języku, bo to on zadecydował o oryginalności tego pisarstwa. Tok narracji ma przypominać potoczną "gadaninę". W zawiązku z tym odchodzi on od tzw. kanonów poprawności. W kolejnych wypowiedziach wiele jest elips, zdań "urwanych", równoważników i neologizmów. Wszystkie te elementy językowe mają oddać ówczesny świat, który też był odległy od jakiejkolwiek normy. Narrator właściwie zajmuje pozycję obserwatora, świadka poszczególnych zdarzeń i uważnie je rejestruje. Unika retrospekcji oraz wszelkich psychologizujących ujęć. Właściwie dominuje behawiorystyczna techniki narracji, w której człowiek zostaje opisywany poprzez słowa, zewnętrzne gesty i zachowania. Tylko od czasu do czasu autor daje ujście swoim emocjom. W jednym z fragmentów pisze: "Gruzy za gruzami. Zwały za zwałami. Dwieście tysięcy ludzi leży pod gruzami. Razem z Warszawą... Szliśmy po potwornych zwaliskach. I Swen zaczął nagle płakać (...) I też zacząłem ryczeć. Tyle, że może ciszej ". Tak wyrażona została rozpacz z powodu kapitulacji stolicy.
Utwór jest nie tylko kroniką powstańczej gehenny, ale również opisem kolejnych etapów śmierci miasta. Wszystko obserwowane z perspektywy zwykłego cywila. W ten sposób doświadczenie życiowe danego pokolenia zyskało formę bliską potocznej "gadaninie". Dzieło wyróżnia się na tle wojennej literatury wspomnieniowej.