Miłość to prawdziwie głębokie uczucie, jakim darzy dwoje ludzi, to więź o wiele silniejsza niż przyjaźń. Przeważnie towarzyszą jej oddanie, uwielbienie, chęć bycia z drugim człowiekiem, autentyczne zainteresowanie jego osobą i tym, co dzieje się w jego życiu. Miłość towarzyszy ludziom od początku świata, pomaga nam przetrwać najtrudniejsze chwile. Już małe dzieci szybko dowiadują się czym jest to uczucie, a im jesteśmy starsi, tym lepiej je rozumiemy. Zdarza się jednak, że ukochana osoba odchodzi. Ktoś z bliskich nam ludzi umrze, ktoś wyjedzie, odejdzie lub porzuci nas, zostawi samych. Niezależnie od przyczyn rozstania zawsze niesie ono ze sobą cierpienie. Ból spowodowany utratą ukochanej osoby potrafi długo nękać człowieka, a rana emocjonalna na zawsze pozostawia po sobie bliznę. W takiej sytuacji człowiek porzucony obwinia samego siebie, traci nadzieję i motywację do życia, wpada w złość, rozpaczliwie poszukuje środka, który pomoże zapomnieć o bólu. Kiedy taka przypadłość dotknie artystę, terapią jest dla niego sztuka. Rzuca się w wir pracy i zamienia złość i rozpacz na natchnienie, tworzy.
Do tej kategorii z pewnością możemy zaliczyć Jana Kochanowskiego. Po śmierci ukochanej córeczki Urszulki napisał on "Treny", w którym tematem przewodnim jest właśnie cierpienie zrozpaczonego ojca po stracie umiłowanego dziecka. Na początku podmiot liryczny trenów zdaje się być człowiekiem, który prawie popadł w szaleństwo i obłęd. Zawalił się jego świat i zaczyna się także chwiać jego wiara i hierarchia wartości. Wszelkie wartości, które niegdyś cenił i poważał, teraz stały się dla niego obce i nic niewarte. Jego poglądy na świat stopniowo się porządkują, w miarę jak bohater przechodzi przez kolejne etapy odczuwania bólu. W trenach VIII i XII Jan Kochanowski w sposób bardzo rzeczywisty przedstawia swoją córeczkę. Maluje swoje wspomnienia na tle rodzinnego domu w Czarnolesie. Urszulka była radosną małą dziewczynką, która stanowiła dla rodziców pociechę i wnosiła wiele ciepła do ich codziennego życia. "Ona za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała" - mówi poeta. Poeta chwali swoje dziecko za to, iż dzięki niej była taka wesoła, rozśpiewana. Biegała po całym domu nucąc dziecięce melodie, sprawiała, że dom naprawdę żył. Kochała swoich rodziców, nie pozwalała im się długo smucić, zawsze starała się ich rozweselić. Gdy umarła dom wypełniła pustka, stał się miejscem smutnym, pełnym żałoby i łez. Każdy kąt w rodzinnym domu przywodził ojcu na myśl bolesne wspomnienia tych szczęśliwych dni, kiedy jego dziecko było jeszcze w pełni sił i biegało, podśpiewując na głos. Kochanowski opisał córkę w sposób niezwykle żywy i dynamiczny.
Do tego wszystkiego Urszulka była dzieckiem niesamowicie grzecznym, posłusznym rodzicom. Miała niespełna trzy latka, ale nigdy nie zapominała o wieczornej i porannej modlitwie. Choć bardzo młodziutka była roztropna i zdolna, jej ojcu zdawało się nawet, że wykazuje odziedziczone po nim talenty. Darzyła rodziców miłością, tęskniła za nimi, gdy wyjeżdżali i radośnie ich witała, kiedy wracali z podróży. Nie uchylała się od prac domowych, wręcz przeciwnie, zawsze chętnie pomagała i o ile mogła, starała się wyręczać rodziców w niektórych pracach. Sam Kochanowski zdumiewał się, że "w tak małym wieku sobie poczynała".
"Treny" to dokładnie przemyślany i uporządkowany cykl wierszy, które składają się na monolog ojca lamentującego nad śmiercią swojego dziecka. Początek to wątpliwości bohatera co do sensowności Boskich planów i racjonalności Jego decyzji. No bo dlaczego odebrał życie takiej młodej niewinnej osóbce? Dalej autor przedstawia swój żal i smutek, rozpacz, ból i tęsknotę. Przypomina sobie różne epizody z życia Urszulki. Wreszcie szuka pocieszenia - w filozofii, w religii. Próbuje odpowiedzieć sobie na pytanie: co się stało i dlaczego? Częściowo udaje mu się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Pomaga mu w tym przeniesienie swoich uczuć i wątpliwości na karty papieru.
Zdarza się i tak, że rozłąka z osobą, którą kochamy służy jakiejś wyższej idei. Stawiamy na szali nasze prywatne szczęście, aby osiągnąć wyższy cel. Taki właśnie był sposób działania bohaterów literackich epoki romantyzmu. Ojczyzna była dla nich najwyższą wartością i byli gotowi całkowicie się jej poświęcić. W ten sposób myślał także tytułowy bohater utworu Adama Mickiewicza "Konrad Wallenrod". Powinności wobec własnego kraju były dla niego ważniejsze niż plany osobiste. On i jego ukochana Aldona dobrowolnie wybrali rozstanie, bo tego wymagało dobro narodu. Ich sytuacja wydaje się być tragiczna, ale bohaterowie się z nią pogodzili. Rozumieją, że nadarza się jedyna i niepowtarzalna okazja, aby uwolnić kraj spod jarzma krzyżaków. Są w stanie wyrzec się miłości i szczęścia, które by im przyniosła, aby uratować Litwę. Konrad jako mistrz Zakonu Krzyżackiego działa w taki sposób, aby doprowadzić go do upadku, ale płaci za to swoim życiem. Aldona szanuje decyzję, którą podjął Konrad i rozumie powody, dla których tak postąpił, czuje jednak ból po stracie ukochanego.
Własnego dobra osobistego wyrzekł się także Tomasz Judym. Bohater powieści Stanisława Żeromskiego "Ludzie bezdomni" podjął decyzję o rozstaniu z ukochaną Joasią. Obawiał się, że gdy założy rodzinę, to straci powołanie do zawodu i swoją pracę zacznie traktować tylko jako źródło pieniędzy. Był lekarzem i nie chciał by założenie rodziny przesłoniło mu szlachetne cele, którym pragnął się oddać. Czuł się odpowiedzialny za ludzi biednych, chciał im pomagać. "Jeżeli tego nie zrobię ja, lekarz, to któż to uczyni?" - mówił Joasi. Ona podzielała jego poglądy i rozumiała go, dlatego chciała mu pomagać w tej pracy. Ale Tomasz bał się, że wspólne życie mogłoby zmienić jego postawę życiową i ideały, dlatego porzucił Joasię. Sam chciał spłacić swój dług u społeczeństwa, którego był częścią, bo czuł, że jest tym ludziom coś winien. "Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty... Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, która bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden". Dla Judyma niemożliwe do pogodzenia okazały się wzniosłe idee służenia społeczeństwu i prywatnego szczęścia.
Podsumowując powyższe rozważania, dochodzę do wniosku, że rozstanie bliskich sobie ludzi na ogół przynosi ból i cierpienie, ale bywa, że ma też swoje dobre strony. Wierzę w sprawiedliwość sądów Bożych i w słuszność Jego decyzji. Nie uważam, aby strata ukochanej osoby była karą za grzechy, ale cennym choć być może bolesnym doświadczeniem. Boimy się tego, nie znamy przyszłości i nie wiemy kto, z osób które kochamy niedługo nas opuści. Ale trzeba mieć nadzieję, że cokolwiek się zdarzy, ma swoją przyczynę i swój sens.