Ostatnio miałem okazję oglądnąć wielkie dzieło znanego polskiego reżysera- Andrzeja Wajdy, którego premiera odbyła się kilkadziesiąt lat temu, gdyż dokładnie 9 stycznia 1973 roku pod tytułem: "Wesele". Film opierał się oczywiście o wielki dramat Stanisława Wyspiańskiego o tym samym tytule i wzbudził tak wiele emocji i dyskusji, jak premiera tej sztuki w teatrze na samym początku dwudziestego wieku. Film zyskał od razu duże grono sympatyków kochających polską literaturę, lubujących się w twórczości Wyspiańskiego i w ogóle Polaków- patriotów, którym sprawy ojczyzny nie są obojętne. "Wesele" w reżyserii Wajdy, jego treść i przesłanie są tak samo jak i jego literacki pierwowzór ponad czasowe, uniwersalne i nadal aktualne, ja osobiście mogę stwierdzić, że podzielam opinie znawców w tej materii i przychylam się do uznania tej filmowej adaptacji za jedno z największych osiągnięć polskiego kina początku lat osiemdziesiątych.

Duże słowa uznania należą się tu również Andrzejowi Kijowskiemu, który był autorem scenariusza i wspaniale udało mu się przełożyć język i obraz dramatu Wyspiańskiego dostosowanego do możliwości teatralnych na obraz filmu. Musiał ograniczyć dialogi i ich rozmiary, aczkolwiek zachował z nich samą największą esencję, zwroty i stwierdzenia, które na stałe wpisały się polską kulturę, słowa, które mają nadal znaczenie i głęboki sens. Dlatego ekranizację Wajdy można uznać za niezwykle wierną wobec pierwowzoru, zostały tu niemalże całkowicie wykrojone sceny odbywające się w plenerze, a z całej konstrukcji filmu widać, że reżyserowi bardzo zależało na wierności realiom opisanym przez Wyspiańskiego.

Na wielką pochwałę i olbrzymie brawa zasługują według mnie przede wszystkim aktorzy, którzy doskonale spisali się w powierzonych im zadaniach, świetnie wczuli się w sytuacje, jaką pokazuje "Wesele", genialnie odgrywają charaktery, które zostały im przydzielone. W filmie zobaczymy między innymi: Daniela Olbrychskiego w roli Pana Młodego, Maję Komorowską odgrywająca postać Racheli, Wojciecha Pszoniaka odtwarzającego podwójną rolę- Dziennikarza i Stańczyka zarazem, Franciszka Pieczka wcielającego się w postać Czepca czy choćby debiutującą w filmie Ewę Ziętek w roli Panny Młodej, a także znakomitych innych polskich aktorów. Wszyscy oni znakomicie prezentują się w sytuacji początku dwudziestego wieku, ich sposoby mówienia, poruszania się, gesty i mimika są niezwykle wymowne i sugestywne, pasują do wyznawanych przez nich w filmie poglądów i do charakterów odtwarzanych osób. Widzimy tu kulturę i obyczaj staropolski, wartości, które niestety są na wymarciu, powoli zanikają (jak było już za czasów samego Wyspiańskiego!).

Mi zwłaszcza zapadły w pamięć stroje aktorów, których projektantką i wykonawczynią była Krystyna Zachwatowicz. Kluczowe osoby dramatu uzyskały autentyczne stroje, które od wielu lat są w posiadaniu zacnych krakowskich rodów , które chętnie użyczyły ich do przedsięwzięcia Wajdy. Oglądając je ma się wrażenie, że są wyciągnięte wprost z dramatu Wyspiańskiego, są odbiciem tych ubrań, w które ubrał i szczegółowo opisał w swym utworze, pełne kolorów, ich różnych odcieni i tonów, ozdobione różnorakimi wstążkami i mające gdzie niegdzie przyczepione pawie pióra.

Dużym atutem ekranizacji jest też towarzysząca jej muzyka, która na potrzeby filmu został skomponowana przez Stanisław Radwana a, która została wykonana przez znane w całej Polsce zespoły typowo ludowe, grające "wiejską"- tradycyjną muzykę: "Kamionka" pochodząca z okolic z Łysej Góry, "Koronka" wywodząca się z Bobowej oraz "Opocznianka", której nazwa sugeruje, że jest z Opoczna. Oprawa muzyczna jest bardzo żywiołowa i dynamiczna, pełna wewnętrznego rytmu tak, że sama prowokuje do podrygiwania, z tym, że czasem jest zbyt intensywna i doniosła, co zakłóca nieco wypowiadane przez postaci słowa i niekorzystnie wpływa na widza, który musi wsłuchiwać się w to, co jest mówione, ale w sumie nie jest to wielka wada.

Dzisiejsza młodzież może z łatwością zadać pytanie, po cóż tworzą się kolejne próby inscenizacji teatralnej "Wesela" Wyspiańskiego, dlaczego wciąż jest to duże wyzwanie dla filmowców, po co w ogóle zajmować się czymś, co powstało ponad sto lat temu, jaki ma to sens. Jednakże trzeba wiedzieć, że ta sztuka nie straciła na wartości. Wyspiański mówił o braku porozumienia pomiędzy warstwami społecznymi, a czy to nie jest dziś aktualne? Mówił o zatracaniu pewnych wartości, etyki, honoru, a czy takie wnioski nie są dziś na czasie? Mówił o marazmie polskiego społeczeństwa, o zapatrzeniu tylko w siebie i osobiste, indywidualne potrzeby kosztem tego, co narodowe, wspólne, a czy tak nie dzieje się też dziś? Mówił o braku patriotyzmu, z czym i dziś na każdym kroku się spotykamy!!! To jest odpowiedź na pytanie, po co zajmować się tym dramatem: po to żeby pokazać ludziom, że cały czas borykamy się z tymi samymi problemami, że to, co było aktualne za czasów Wyspiańskiego, i dziś nie przestało być problemem, dlatego warto zajmować się dziełami, które są uniwersalne i ponadczasowe, a jednocześnie uświadamiają tyle istotnych problemów. Tą całą "aktualność" bardzo dobrze zachował również Wajda w swym filmowym dziele, dlatego uważam, że każdy Polak powinien go zobaczyć i przemyśleć przesłanie, jakie z niego wypływa.